Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
Gwiazdor napisał/a:

Pozwolę sobie tylko lekko po marudzić:

Ja też... Pomarudzić piszemy razem :mrgreen:
Za wyłapanie literówek dziękuję, co do 'jak' zamiast 'kiedy' to licentia poetica jest - moi bohaterowie mówią językiem potocznym, nie zawsze poprawnym.

Wysypał mi się komp, nie mogę znaleźć tekstu... :-?
 

Jakaranda  Dołączyła: 28 Maj 2013
Apas- już się ucieszyłam, że CDN'ł :-(
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
Jakaranda napisał/a:
Apas- już się ucieszyłam, że CDN'ł :-(

Nie trać nadziei, migruję system na nowy sprzęt. A że to Linux to wczesniej czy później wszystko wróci do normy :-D
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
- Jezu, dziewczyno! Co ty sobie zrobiłaś?! - Spacja z przerażeniem wpatrywała się w odbicie półnagiej modelki w lustrze zawieszonym na ścianie garderoby.
- To aż tak widać? - dziewczyna spojrzała w tym samym kierunku, krytycznie oceniając swoją osiemnastoletnią figurę. Przekrzywiła głowę raz w prawo, raz w lewo, jakby starając się poprawić widok tego, co odbijało się od gładkiej tafli szkła. W końcu westchnęła cicho i odezwała się płaczliwie. - To przez moją mamę… Tydzień temu miałam przerwę w pracy i ona uparła się, żebym wpadła do domu… I usmażyła naleśniki z serem… Zjadłam tylko jednego, naprawdę… Myśli pani, że Jean-Paul zauważy?!
- Dziewczyno! Trzeba być ślepym, żeby tego nie widzieć! - Spacja pokręciła z niedowierzaniem głową. Modelka wybuchnęła spazmatycznym płaczem.
- No przecież on mnie zabije! Wyrzuci mnie, zerwie kontrakt! Jean-Paul nienawidzi starych, spasionych modelek… A ja, nie dość, że jestem stara, to się jeszcze spasłam...
- Spasionych?! - na twarzy Spacji odmalowało się przerażenie zmieszane z bezgranicznym zdumieniem. - Przecież ty jesteś… Ty jesteś niesamowicie chuda!
- Tak pani myśli? - szloch dziewczyny ustał niemal tak samo gwałtownie, jak wybuchł. - Dziękuję, jest pani naprawdę miła…
Spacja ukryła na chwilę twarz w dłoniach.
- Dobra, muszę iść… coś załatwić. Masz zdjęcia za 45 minut, ciuchy wiszą na tamtym stojaku. Ubierzesz się sama?
- Tak, poradzę sobie…
- Dobra… Widziałaś może pana Stefana?
- Tego nowego asystenta Jean-Paula?
- Dokładnie tego samego…
- Jak tu szłam, to ustawiał światła w studio numer dwa…
- Świetnie… Muszę z nim pogadać. Jak się ubierzesz, to idź do studia, Anka zrobi ci make-up na miejscu… - Spacja ruszyła do drzwi garderoby.
- Naprawdę... - głos modelki zatrzymał ją, gdy chwytała za klamkę.
- Tak?
- Naprawdę myśli pani, że Jean-Paul nie zauważy, że trochę utyłam?
- Nie, nie zauważy… Sądzę, że w najbliższy weekend możesz znowu pojechać do domu i poprosić mamę o następnego naleśnika. Albo dwa. Jeśli Jean-Paul zacznie marudzić, to mi powiesz, dobrze? Ja z nim porozmawiam…

- Co to?
- Aparat…
- Nie możesz wziąć czegoś z naszego magazynu? Czegoś profesjonalnego?
- Dziękuję, wolę pracować własnym sprzętem… Jest wystarczająco profesjonalny...
- No jak chcesz, ale jak zrobisz mess z tą sesją to Jean-Paul cię zniweluje – szczupły chłopak w białym golfie i dużych, rogowych okularach charakterystycznie wydął wargi i poprawił niesforny kosmyk włosów delikatnym, kobiecym ruchem. - On nie wierzy, że masz talent, ja zresztą też… Pracuję z tobą tylko dlatego, że Jean-Paul mnie o to prosił, a ja spełnię każde jego życzenie…
- Wiem, wiem Leszku… Powtarzasz mi to minimum dwa razy dziennie od chwili, gdy tu się pojawiłem – Stefan Kadyszek dokręcił śrubę statywu, ustawiając lampę na odpowiedniej wysokości.
- Bo tak jest! - chłopak oparł lewą dłoń na biodrze, natomiast prawą zaczął masować się po obojczyku, co zapewne było jego wersją postawy agresywnej i konfrontacyjnej. - Nie pasujesz tu, nie masz wizji, nie masz talentu! Nie wiem, dlaczego Jean-Paul cię zatrudnił, ale wierzę w jego geniusz… Sądzę, że jesteś jego kolejnym, genialnym projektem: troglodyta w świecie sztuki! Robiący sesje w studio Jean-Paula jakimś Zenitem czy inną Smieną! - Leszek wycelował oskarżycielsko palec wskazujący w aparat Kadyszka, stojący na stoliku.
- To jest Pentaks, model K-1… Zresztą Zenitem czy Smieną też umiem robić zdjęcia, więc skończmy już te dywagacje… Jeśli nie chcesz mi pomagać ustawiać świateł, to idź i zrób z sobą cokolwiek, byle z dala ode mnie, dobrze?
- Cham i prostak! Troglodyta! - Leszek obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku drzwi, zamaszyście kręcąc biodrami przy każdym kroku. W wejściu do pomieszczenia omal nie zderzył się ze Spacją, która w ostatniej chwili zrobiła unik, schodząc z drogi rozpędzonej mieszance testosteronu i estrogenu.
- Co się stało pannie L? - dziewczyna zwróciła się do Stefana z udawanym przerażeniem na twarzy.
- Kazałem mu spadać, bo działa mi na system…
- Jesteś politycznie niepoprawnie nietolerancyjny, inspektorze…
- Nie chodzi o to, kim on jest, tylko jak się zachowuje, pieprzona drama queen…
Spacja zachichotała.
- Och, on jest jeszcze w miarę, ale jak poskarży się swojemu Mistrzowi, to dopiero będzie dramat!
- Mam gdzieś fochy Jeana-Paula… Jak on się naprawdę nazywa?
- Wacław Pieróg…
- No właśnie… Mam gdzieś fochy Wacusia, przecież z roboty i tak nas wywalić nie może…
- No raczej nie – Spacja uśmiechnęła się szeroko.
Właściciel studia Vision Reborn, znany w świecie jako Jean-Paul D, albo LPD, zatrudnił Spację i Stefana przed dwoma tygodniami w charakterze odpowiednio asystentki produkcji i asystenta fotograficznego na wyraźne polecenie swojego głównego klienta i zarazem sponsora, wydawcy liczących się w świecie magazynów poświęconych sztuce wizualnej i właściciela sieci modnych galerii, Niemca polskiego pochodzenia Wernera Kovalika. Kovalik natomiast zgodził się wpłynąć na swojego protegowanego po wizycie Stefana, który pokazał mu wyciągnięte z odpowiedniego archiwum dokumenty dotyczące przeszłości Wernera, oraz tego, w jaki sposób zarobił pieniądze, które pozwoliły mu przeistoczyć się z Wieśka Kowalika, drobnego oszusta i stręczyciela, w szanowanego mecenasa sztuki, którym był obecnie w nowym wcieleniu.
Vision Reborn było ostatnim znanym miejscem pracy Olgi Panas, znanej tutaj jako Olka. Od dwóch tygodni, grając swoje role, oficerowie policji próbowali dowiedzieć się czegoś o losach dziewczyny, jednak bez spektakularnych rezultatów. Jedno, czego oboje byli pewni to fakt, że pracownicy studia bardzo niechętnie rozmawiali o zaginionej dziewczynie. Co odważniejsi sugerowali jedynie, że ten temat rozmów może być bardzo nie w smak szefowi.
- Słuchaj, Stefan. Musimy coś postanowić, bo nie chcę tu tkwić do końca życia, patrząc na kolejne przypadki anoreksji w garderobie dla modelek – Spacja spojrzała na inspektora.
- Zgadzam się, mam już dość certolenia się z tym towarzystwem.
- Ale wspominałeś chyba, że mamy być bardzo delikatni?
- No przecież byliśmy, prawda? I wystarczy, jak sądzę…
- Masz plan?
- Oczywiście. Trzeba przycisnąć Wacusia… Jeana-Paula znaczy. Ten zmanierowany buc coś wie i nam to powie albo mu wsadzę najdłuższy obiektyw z jego magazynu profesjonalnego sprzętu tak głęboko w tyłek, że będzie mógł portrety swoim zębom od spodu robić.
- Subtelne… A może zagrać w otwarte karty, powiedzieć, kim jesteśmy i zgarnąć go na komendę? Noc na dołku z odpowiednio dobranymi partnerami pod celą powinna go zmiękczyć – zaproponowała Spacja.
- Myślałem o tym, ale to będzie zaraz oznaczało zainteresowanie mediów i stado papug, a sprawa podobno polityczna… Jasna cholera, jak ja nie lubię takich gierek! - Stefan wyglądał na naprawdę zniesmaczonego całą tą sytuacją.
- Trudno, wdepnęliśmy i trzeba to jakoś zakończyć. Potrzebujesz mnie?
- Tak. Mam nadzieję na wywołanie karczemnej awantury dziś podczas sesji. Gdy Wacek skoczy mi do gardła, zadbaj o to, by wszyscy uciekli ze studia, wtedy z nim pogadam po męsku, bez świadków. Dasz radę?
- Załatwione…

W ciągu następnej godziny studio zaczęło zapełniać się modelkami, artystami make-up, asystentami, asystentami asystentów, producentami i całą masą innych ludzi, zaangażowanych w kolejną genialną sesję wielkiego Jean-Paula D. Większość chaotycznie biegała po całym wielkim pomieszczeniu dawnej hali fabrycznej, sprawiając wrażenie niezwykle potrzebnych, ważnych i zapracowanych, choć w większości przypadków czynności, które wykonywali w biegu i nerwowym pośpiechu na spokojnie dałoby się zrobić w 10 minut: ktoś sprawdzał po raz kolejny ustawione przez Stefana światła, z miną sfrustrowanego profesjonalisty obniżając jedną lampę o dwa centymetry, by podwyższyć kolejną o trzy tylko po to, by za chwilę inny producent lub jego asystent przywrócił poprzednie ustawienia. Po każdej takiej operacji wszyscy niezmiennie wyszukiwali wzrokiem w tłumie Kadyszka i posyłali mu pełne dezaprobaty spojrzenie mówiące, jak bardzo źle oświetlenie zostało ustawione. Także Spacja, będąca w zespole przygotowania stylizacji osobą o najkrótszym stażu ciągle musiała wysłuchiwać uwag bardziej doświadczonych koleżanek i kolegów na temat błędów, jakie popełniła, ubierając modelki. Było jej jednak o tyle łatwiej, że w przeciwieństwie do Stefana, który faktycznie ustawiał światła do sesji, od pierwszego dnia swojej pracy w Vision Reborn Spacja w rzeczywistości nikogo nie ubierała, zostawiając tę prozaiczną czynność samym modelkom – niektóre z dziewczyn miały wprawdzie nie więcej, niż 15 bądź 16 lat, ale Spacja słusznie uważała, że w tym wieku są w stanie same nałożyć na siebie kilka szmatek. Tym bardziej że stylizacje, w jakich fotografował swoje modelki Jean-Paul trudno było nazwać nawet skąpymi – chorobliwie wychudzone dziewczyny pozowały praktycznie nagie, eksponując pod półprzeźroczystymi kawałkami tworzyw sztucznych i najwymyślniejszych materiałów miniaturowe biusty na zapadniętych klatkach piersiowych i wąskie, chłopięce biodra, co uchodziło za charakterystyczny element stylu artysty.
Wreszcie, z niemal godzinnym, starannie wyreżyserowanym opóźnieniem, gdy nerwowość zgromadzonych osiągnęła apogeum, a atmosfera groziła wybuchem na skalę erupcji Wezuwiusza, która pochłonęła Pompeje i Herkulanum, do studia wtoczył się w asyście tłumu osobistych asystentów sam wielki Jean-Paul D. Niemal idealnie okrągły, niewysoki człowieczek, o wiecznie spoconej, łysej głowie, roztaczający wokół siebie silny, kwiatowy aromat damskich perfum miał status boga, którego wszyscy zgromadzeni – z dwoma wyjątkami – jednocześnie panicznie bali się i darzyli uwielbieniem. W ciągu kilku sekund od pojawienia się Mistrza wszyscy obecni w studio zajęli przypisane ich pozycjom miejsca, oczekując na rozpoczęcie Misterium Kreacji, jak jedno z egzaltowanych pism dla koneserów sztuki zatytułowało swój reportaż z planu poprzedniej sesji Jean-Paula. Tymczasem fotograf skupił całą uwagę na dwóch modelkach, trzymających się za ręce przed obiektywem ustawionego na specjalnym postumencie cyfrowego Hasselblada, głównego narzędzia pracy JPD.
- Dlaczego one takie wypoczęte?! Chyba napisałem wyraźnie w briefie, że protagonistki sesji mają być w extreme heroine look, a wy mi tu dajecie jakieś szczęśliwe, nażarte sikoreczki – głos Jeana-Paula brzmiał jak syk, w który wpleciono miękkie, francuskie ‘r’. Fotograf mówił spokojnie, cedząc słowa, które nie były skierowane do nikogo konkretnego. Wychudzone modelki o ziemistej cerze i podkrążonych oczach zbladły jeszcze bardziej, zaś główna producentka sesji, wysoka czterdziestolatka o szerokiej szczęce i jeszcze szerszych barkach zaczęła się widocznie trząść. Mistrz spojrzał na nią z niechęcią.
- Czyż nie tak napisałem w briefie, Sophie?
- Tak, oczywiście, Jean-Paul – czterdziestolatka była bliska zawału.
- Zatem dlaczego nie dostałem tego, o co prosiłem?
- Nie… Nie wiem… Może w postprodukcji je trochę poprawimy?
Fotograf pokręcił głową i podszedł do kobiety. Musiał zadrzeć głowę, by spojrzeć jej w oczy.
- Oczywiście… W postprodukcji KAŻDY może zrobić WSZYSTKO… Problem w tym, że to, co tu robimy, to nie jest COKOLWIEK robione przez KOGOKOLWIEK, tylko MOJA sesja, MOJE dzieło, MOJA twórczość i ma być tak, jak JA chcę… Jeśli spełnienie moich prostych oczekiwań przerasta twoje zdolności kreatywne, droga Sophie, na twoje miejsce są dziesiątki chętnych, utalentowanych i pracowitych ludzi. Czy jesteś w stanie to pojąć?!
W studio zapadła absolutna cisza. Sophie telepała się rytmicznie, modelki obejmowały się z przerażeniem, a reszta zespołu wpatrywała się w swojego mistrza z uwielbieniem i szczęściem graniczącym z ekstazą, że tym razem ktoś inny stał się celem jego ataku.
- Mo… Może zrobimy kilka minut przerwy i make-up nad nimi popracuje? - wyszeptała Sophie przez zaciśnięte gardło.
- Nie, Sophie, głupia, leniwa idiotko… Nie zrobimy przerwy… Będziemy pracować z tym, co nam przygotowałaś, ale miej świadomość, że każde słowo zachwytu nad efektami to będzie oda do mojego geniuszu, zaś każda krytyka spadnie na ciebie… Módl się, moje dziecko, by mój geniusz po raz kolejny zatriumfował, bo inaczej będziesz skończona w branży…
- Oczywiście, Jean-Paul…
Fotograf wyciągnął rękę i dwaj asystenci rzucili się, by podać mu Hasselblada. Już z aparatem w dłoni, Jean-Paul przyglądał się w skupieniu modelkom. W studio nadal panowała niemal namacalna cisza, zakłócana jedynie dobiegającymi z toalety odgłosami gwałtownych torsji – Sophie pobiegła tam zaraz, gdy tylko jej szef stracił nią zainteresowanie i teraz odreagowywała stres.
- Gdzie jest ten nowy? - odezwał się w końcu Mistrz. Zgromadzeni zaczęli nerwowo rozglądać się wokoło, aż w końcu ktoś gwałtownie zamachał w kierunku Kadyszka. Stefan chwycił w dłoń wiszący na ramieniu aparat i podszedł do sławnego fotografa.
- Jak masz na imię? - spytał Jean-Paul.
- Stefan – odparł Inspektor.
Fotograf skrzywił się.
- Stephen… Odpowiadasz za dokumentację mojej pracy. Pamiętaj, że fotografujesz historię współczesnej sztuki wizualnej, która dzieje się na twoich oczach, nie zepsuj tego, rozumiesz?
- Spróbuję…
- Nie masz próbować, masz robić to, co ci każę, jasne?
Stefan uśmiechnął się i skinął lekko głową.

Zaczęła się sesja. Jean-Paul wydawał polecenia ledwo słyszalnym szeptem, zaś jego asystenci natychmiast wywrzaskiwali je w kierunku przerażonych modelek albo członków ekipy technicznej. Stefan krążył po studio, wyszukując najlepsze ujęcia ze sławnym fotografem jako centralnym punktem kompozycji, starając się naciskać spust migawki pomiędzy eksplozjami światła detonowanymi przez Hasselblada i licząc na osiągi jasnego obiektywu FA 31/1,8 i doskonałej matrycy swojego Pentaksa. Trwało to około 20 minut aż w pewnym momencie Jean-Paul zamarł w bezruchu, uciszając gestem ręki wszystkich w studio. Stefan uznał ten gest i pozę za interesujące i uniósł aparat do oka – szybko skomponował ujęcie i nacisnął spust. Gdy tylko wybrzmiał dźwięk opadającego lustra aparatu, Jean-Paul spojrzał w jego kierunku z nieukrywaną wściekłością.
- To ty!
- Co – ja? - zapytał zaskoczony Kadyszek.
- To ty rujnujesz moją pracę, niszczysz wizję, marnujesz mój czas! To ty mnie torturujesz i zabijasz — grubasek oddał Hasselblada asystentowi i ruszył w kierunku Stefana.
- Ale… ja tylko robię to, co mi kazałeś! - inspektor naprawdę nie rozumiał, o co chodzi fotografowi.
Tymczasem Jean-Paul wyrwał mu z ręki Pentaksa i z wyrazem pogardy na twarzy wcisnął spust migawki, bez przykładania aparatu do oka. Rozległ się charakterystyczny dźwięk ustawiania ostrości, połączenie odległego odgłosu wiertarki z przeciągłym zgrzytem.
- CO TO DO CHOLERY JEST!? - wrzasnął Jean-Paul. - To COŚ rozsadza mi mózg od pół godziny. Przez to COŚ nie zrobiłem dzisiaj ani jednego dobrego ujęcia. Skąd ty to do cholery wziąłeś?!
- To jest mój prywatny aparat… - odpowiedział spokojnie Kadyszek.
- Nie, to jest narzędzie tortur! A w zasadzie – było – wysyczał grubas i z wściekłością rzucił aparatem o posadzkę. Stefan z przerażeniem zauważył, jak przednia soczewka podpiętego obiektywu rozsypuje się w drobny mak. Świadom, że jego ukochany aparat, powód do dumy i co najważniejsze – prezent od Marioli właśnie stał się kupą bezużytecznego złomu, inspektor uniósł wzrok i zobaczył wycelowany w siebie palec wskazujący Jeana-Paula.
- Jesteś zwolniony! - szepnął teatralnie fotograf.
Stefan delikatnym ruchem położył dłoń na dłoni grubasa, a następnie skręcił jego nadgarstek w ten sposób, że najmniejszy palec fotografa znalazł się pomiędzy nasadą wskazującego palca a kciukiem dłoni Stefana. Inspektor zacisnął maleńką, niewinną dźwignię na stawach palca swego oponenta – dokładnie tak, jak uczyła go przed laty Spacja i poczuł, jak gwałtowny ból sprawia, że Jean-Paul aż stanął na palcach, niezdolny do najmniejszego ruchu.
- Uszkodziłeś mój aparat… Musimy to przedyskutować – wycedził przez zęby oficer policji.
W tej chwili jeden z asystentów Jean-Paula ruszył na pomoc swemu Mistrzowi. Zdołał zrobić jeden krok, gdy za jego plecami znalazła się Spacja: dziewczyna położyła dłoń na górnej krawędzi mięśnia czworobocznego faceta, między jego szyją a ramieniem, wyczuła przez materiał t-shirta splot w połowie muskułu i delikatnie wbiła kciuk w tym miejscu. Facet wrzasnął i przyklęknął na kolano.
- Sądzę, że panowie muszą pogadać w samotności, żeby wyjaśnić sobie to i owo – odezwała się tak, by wszyscy obecni w studio ja słyszeli. - Ogłaszam kwadrans przerwy i zapraszam wszystkich do kantyny – Spacja zdjęła dłoń z ramienia asystenta, który pozostał w pozycji klęczącej, rozmasowując obolały mięsień. Po chwili wstał i razem z innymi powoli ruszył do wyjścia. Spacja spojrzała na Kadyszka, który wciąż trzymał w żelaznym uścisku mały palec Jean-Paula i wyszła ze studia jako ostatnia, starannie zamykając za sobą drzwi.
- Nie możemy tam zostawić Jean-Paula z tym mordercą samego! - przed twarzą policjantki pojawiła się wciąż zielona na twarzy Sophie. - Gotów go zabić!
- Stefan nic mu nie zrobi – odpowiedziała spokojnie Spacja. - On chce mu tylko wytłumaczyć specyfikę systemu Pentaksa...

CDN
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
:mrgreen: :mrgreen: :-B :-B
 

Zbynio  Dołączył: 07 Maj 2007
 

skaarj  Dołączył: 18 Mar 2016
Prawie współczuję JPD :D
 

Jakaranda  Dołączyła: 28 Maj 2013
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: .
Muszę poszukać gdzie jest górna krawędź mięśnia czworobocznego. To się może przydać ;-) .
 

spacja  Dołączyła: 15 Mar 2011
Apas, cudowne! Troszkę się denerwowałam tym wykrzaczonym kompem, ale oczywiście dałeś radę :-B
 

Gwiazdor  Dołączył: 05 Mar 2007
:-B Apas, trzymasz poziom. :-)


Apas napisał/a:
Za wyłapanie literówek dziękuję, co do 'jak' zamiast 'kiedy' to licentia poetica jest - moi bohaterowie mówią językiem potocznym, nie zawsze poprawnym.
:-)
Dobrze, że nie jesteś Spacją i nie chcesz mi tego wytłumaczyć osobiście. 8-)
 
radek_m  Dołączył: 21 Lis 2007
Czyżby insparacja z sessji na PPD lub w Chabówce :-)
 

spacja  Dołączyła: 15 Mar 2011
Gwiazdor napisał/a:

Dobrze, że nie jesteś Spacją i nie chcesz mi tego wytłumaczyć osobiście. 8-)

Ja w sumie mogłabym, ale... muszę akurat pilnie uprasować sukienkę koktajlową. 8-)
 

0bleblak  Dołączyła: 15 Cze 2011
Wacuś Pieróg :mrgreen: Apas, fajnie cię znowu czytać :-B
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
Poczekacie kilka dni na kolejny odcinek? Wyjechany jestem z domu i nie mam dostępu do archiwum... Około środy albo czwartku powinienem wrócić :-)
 

spacja  Dołączyła: 15 Mar 2011
Apas napisał/a:
Poczekacie kilka dni na kolejny odcinek?

Nie!! Jaaa chceee teeeraaaaaaa!!!!! :evil:
 

dybon  Dołączył: 05 Gru 2007
Qrde, ostatni rzadko zaglądam na forum, a tu mnie takie smaczki omijają.
(a automat "kasuje" nieprzeczytane posty po iluś tam).
 

greentrek  Dołączył: 14 Sie 2012
Dlaczego ja, ciul durny, zawsze ignorowałem ten wątek :?:


:oops: :evil: :-(
 

spacja  Dołączyła: 15 Mar 2011
greentrek, parę nocek i nadrobisz zaległości :-P
 

TM_Mich  Dołączył: 08 Wrz 2009
Apas napisał/a:
Poczekacie kilka dni na kolejny odcinek? Wyjechany jestem z domu i nie mam dostępu do archiwum... Około środy albo czwartku powinienem wrócić :-)
poczekamy!
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
- Puść!
- Nie…
Spocony, okrągły człowieczek, stojąc na palcach bardzo starał się skupić wzrok na oczach Stefana i okazać w spojrzeniu tyle nienawiści, ile tylko zdoła.
- Puść, albo zmienię twoje marne życie w koszmar… Będziesz skończony w branży i poza nią… Nawet nie zdajesz sobie sprawy, kogo ja znam!
- Za krótki jesteś… - Stefan nieco bardziej ścisnął palce. Jean-Paul zaskamlał.
- Okay, okay! Nic ci nie zrobię, tylko puść ten cholerny palec! Złamiesz mi go!
Kadyszek lekko poluzował dźwignię. Fotograf ponownie stanął na całych stopach, dysząc ciężko.
- Czego chcesz? Podwyżki? Awansu?
- Chcę, żebyś mi odpowiedział na kilka pytań…
- Na przykład?
- Na przykład: co stało się z dziewczyną, która dla ciebie pracowała przed kilkoma miesiącami…
- Dla mnie pracuje wiele dziewczyn. Pracowały i będą pracować, bo moje nazwisko otwiera im potem każde drzwi i rozchyla nogi…
- Olga Panas. Tutaj mówili na nią Olka…
- Nie znam, nigdy nie słyszałem tego nazwiska – szybko odparł Jean-Paul. Trochę zbyt szybko. Kadyszek ponownie ścisnął mocniej najmniejszy palec fotografa, a on – fotograf, nie palec - ponownie stanął na czubkach stóp, jakby to mogło zmniejszyć przeszywający jego dłoń ból.
- O Jezu! Puść ten palec!!
- Twoi pracownicy mówią, że sam ją zatrudniłeś i pracował z tobą przy niemal każdym projekcie…
- Moi pracownicy to idioci i mówią zdecydowanie zbyt wiele…
Kadyszek ścisnął swoje palce jeszcze odrobinkę.
- O kuuurw…! - wrzasnął Jean-Paul, przyjmując pozycję baleriny tańczącej Jezioro Łabędzie na pointach.
- Dla mnie istotne jest, że twoi pracownicy zapewne mówią prawdę, natomiast ty kłamiesz. Nie lubię kłamców, wiesz?
- Dobra, już dobra! Była tu taka mała, ktoś mi ją polecił jako modelkę, ale była za gruba. Tyle, że miała oko do kadru, więc pracowała jako moja asystentka… Robiła to, co ty miałeś robić.
- O widzisz, już lepiej… - Stefan minimalnie rozluźnił swoje palce. Jean-Paul odetchnął głośno. - Co się z nią stało? Coś szczególnego?
- Nic… Nie wiem… Któregoś dnia zwyczajnie nie przyszła do pracy… Może byłem zbyt wymagający?
- Tak zwyczajnie?
- Tak zwyczajnie… Puść mój palec, to naprawdę boli!
- Skoro tak zwyczajnie rzuciła robotę, dlaczego nie chciałeś się przyznać, że ją zatrudniałeś? Proszę o szczerą odpowiedź, albo ścisnę naprawdę mocno… Stawy twojego palca mają ograniczoną wytrzymałość, zapewniam...
- Oni… Jacyś ludzie o nią pytali… I ona następnego dnia już się nie pojawiła…
- Jacy ludzie?
- Nie wiem… Z wywiadu chyba, albo kontrwywiadu… Przyszli tu wieczorem i o nią pytali, u mnie w gabinecie.
- Mieli legitymacje? Powiedzieli, skąd są? - Kadyszek wciąż trzymał wygięty mały palec artysty w żelaznym uścisku.
- Mieli jakieś kwity i mi je pokazywali, inaczej bym z nimi nie gadał…
- Jakie dokładnie? Nazwa jakaś, skrót? Musisz coś pamiętać, człowieku!
- Ja… Ja jestem artystą, a nie politykiem. Pokazali legitymacje, zagrozili, że zrobią mi rewizję jeśli nie będę współpracował to im powiedziałem, że ta mała tu pracuje i…
- I co? - zachęcił Stefan.
- I dałem im dostęp do komputera w administracji, żeby sprawdzili jej dane…
- Jakie dane tam trzymacie?
- Nie wiem, tym zajmuje się któryś z asystentów… Chyba takie normalne: adres, telefon… Ja naprawdę nic nie wiem więcej! Oni kazali mi zapomnieć o tej wizycie i nic nie mówić Olce, ani nikomu… Proszę, uwierz mi, to już naprawdę wszystko, co wiem… - w oczach Jeana-Paula zaszkliły się łzy.
- Wierzę ci… - powiedział cicho Kadyszek.
- Puścisz mój palec?! Proszę, to naprawdę boli jak cholera…
- Jeszcze jedna sprawa – Stefan uśmiechnął się do fotografa niemal przyjaźnie.
- Tak?
- Chodzi o mojego Pentaxa…
- Sorry, poniosło mnie…
- Spoko, rozumiem – Kadyszek docisnął swój palec wskazujący do kciuka z całą siłą. Dwa stawy małego palca Jeana-Paula wyłamały się z cichym trzaskiem.

- Co mu zrobiłeś, że się tak rozdarł? - spytała Spacja z nieskrywaną ciekawością.
- Nikyo na mały palec… Do końca… - odburknął Stefan. Szli szybkim krokiem w kierunku parkingu na dawnym fabryczny dziedzińcu, gdzie stały auta pracowników studia prowadzonego przez Jeana-Paula.
- O, naprawdę?! To kobieca technika… Sądziłem, ze wolisz bardziej brutalne metody…
- Może kobieca, ale skuteczna… Zresztą Jean-Paul, czy jak mu tam, jakoś szczególnie męski nie jest, więc starczyło…
- A jak narobi bałaganu? Ten jego harem zniewieściałych młodzieńców pewnie już dzwoni na psiarnię…
- Czyli do nas, nie? - Stefan spojrzał na przyjaciółkę z ponurym uśmiechem. - Ale nie martw się, nie zadzwonią…
- Skąd wiesz? - Spacja wyciągnęła z kieszeni kluczyki i zdalnie otworzyła zamek swojej starej mazdy, którą razem przyjechali do pracy.
- Bo mu zabroniłem robić jakikolwiek szum. Ma się wypłakać, wziąć prochy przeciwbólowe i powiedzieć, że doszło do nieszczęśliwego wypadku.
- Posłucha?
- Posłucha. Tuż przed zniknięciem Olki byli u niego jacyś tajniacy i też kazali trzymać mordę na kłódkę. Do dzisiaj trzymał, więc słucha takich ‘próśb’ - Stefan zapinał pasy na miejscu pasażera. Spacja przekręciła kluczyk w stacyjce i silnik auta ożył z lekkim ociąganiem.
- Jacy tajniacy? - spytała spoglądając uważnie w boczne lusterko i wrzucając wsteczny bieg.
- Tego niestety nasz Wacuś nie pamięta… Wiesz, ‘ahtysta’, nie przywiązuje wagi to takich drobiazgów, jak wizyta tajniaków w nocy…
- Cholera, warto by się jednak dowiedzieć, kto szukał dziewczyny i dlaczego…
- Sądzę, że najpierw trzeba się dowiedzieć, kto jest jej szanownym tatusiem… To może sporo wyjaśnić…
- Masz pomysł, jak?
- Przecież wiesz, jak… - Stefan spojrzał na dziewczynę. Spacja skinęła głową i wyjechała przez bramę na ulicę.

Mężczyzna spojrzał na wyświetlacz za kierownicą mercedesa. Przeczytał numer, spod którego wykonano krótkie połączenie, ale nie oddzwonił. Prowadził auto jeszcze przez kilkanaście kilometrów, aż dojechał do jakiejś mieściny. Bez trudu znalazł wolne miejsce na jednym z pustych o trzeciej nad ranem parkingów, zaparkował limuzynę, wyłączył silnik i sięgnął do eleganckiej, drogiej teczki leżącej na fotelu pasażera. Wyciągnął z niej tani telefon Nokii, jeden z tych modeli za kilkadziesiąt złotych, które przygotowano na rynki Indii czy Afryki, zaś w Europie sprzedawano licząc na nostalgię garstki klientów za aparatami z lat dziewięćdziesiątych. Szybko wstukał na klawiaturze numer z pamięci – inny, niż ten spod którego do niego dzwoniono – i odczekawszy kilka sekund na połączenie wysłuchał krótkiej informacji przekazanej przez rozmówcę na drugim końcu linii.
- Wiesz kto to? - rzucił do słuchawki. Słuchał przez kolejne kilkanaście sekund, wolno kiwając głową.
- Zlikwiduj. Oboje. - mężczyzna wcisnął przycisk kończący rozmowę i wrzucił słuchawkę do teczki.
Za szybą mercedesa zamigotały niebieskie światła i po chwili ktoś zapukał w drzwi. Kierowca wcisnął przycisk i boczna szyba osunęła się z cichym brzęczeniem.
- Dobry wieczór, patrol z komendy miejskiej policji… Mogę prosić dokumenty? - policjant pochylił się, by zajrzeć do środka drogiego auta. Mężczyzna siedzący na fotelu kierowcy sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i podał funkcjonariuszowi oprawioną w skórę legitymację. Policjant otworzył dokument i przeczytał go, przyświecając sobie latarką. Po chwili zasalutował służbiści i oddał dokument mężczyźnie siedzącemu w samochodzie.
- Przepraszam, panie majorze, ale takie auto tutaj, w nocy… Musieliśmy sprawdzić.
- Oczywiście, rozumiem. Wykonujecie swoją robotę…
- Tak jest! Możemy w czymś pomóc?
- Nie, dziękuję panu… Musiałem się na chwilę zatrzymać… Rozumie pan, zmęczenie…
- Może zdrzemnie się pan parę godzin w hotelu? Nic wielkiego, ale czysto. Zadzwonię, pokój będzie gotowy za kilka minut…
- Nie, dziękuję. Już złapałem drugi oddech… Muszę jechać… Rozumie pan, służba nie drużba…
- Oczywiście! Proszę jechać za nami, wyprowadzimy pana z miasta…
- Dziękuję, ale to naprawdę nie będzie konieczne… Zresztą o tej porze i tak chyba nie ma ruchu?
- Nie… Oczywiście ma pan rację… Szerokiej drogi i proszę na siebie uważać!
- Dziękuję panu! - mężczyzna uśmiechnął się do policjanta i włączył silnik mercedesa.

Pukanie do drzwi rozległo się dokładnie w chwili, gdy wyświetlacz elektronicznego budzika stojącego na nocnej szafce przy łóżku pokazał dwie minuty po szóstej rano. Zwalisty facet zajmujący w pojedynkę wielkie, małżeńskie łoże był przyzwyczajony do wczesnego wstawania, ale mając świadomość wolnego dnia i wciąż odczuwając skutki wieczornej sesji z butelką dobrej whisky, trwał od jakiegoś czasu w stanie błogiego półsnu. Zadowolony z tej sytuacji postanowił początkowo zignorować natarczywy stukot w drzwi, przyjmując że jest on jedynie efektem działania trunku post factum. Gdy jednak pukanie zamieniło się w głośne łomotanie pięścią w dębowe deski solidnych drzwi, klnąc siarczyście mężczyzna zwlókł się z posłania, wsunął stopy w skórzane kapcie i narzucił szlafrok. Przecierając oczy ruszył przez salon do hallu, a stamtąd do przedsionka, w którym znajdowało się wejście do domu.
- Antoni Pleśniak? Jesteście aresztowani! – otyły facet o aparycji świni rasy wietnamskiej zwisłobrzuchej wyciągnął przed siebie pulchną dłoń z jakimś papierem.
- Jestem generałem Wojska Polskiego i przywykłem, ze rozmawia się ze mną innym tonem!
- Gówno mnie to obchodzi, rozumiecie. Dla mnie jesteście facetem, którego mam aresztować i zwisa mi, czy jesteście generałem, czy może drobnym alfonsikiem. Taka forma demokracji, rozumiecie – tłuścioch uśmiechnął się, pokazując żółte, nierówne zęby.
Generał przeczytał prokuratorski nakaz aresztowania i oddał go grubasowi. W czasie długich lat wojskowej kariery Pleśniak nauczył się, że nie ma sytuacji tak absurdalnych, by nie mogły okazać się prawdziwe. Dzięki temu zachował spokój, choć jego umysł błyskawicznie otrząsnął się z resztek snu i mgły alkoholowych oparów, by zacząć analizować strategiczne położenie właściciela. Oraz wszelkie możliwe grzechy, zaniedbania i zatuszowane przez lata afery, które mogły skutkować aresztowaniem kogoś, kto z umiejętności dbania o własny tyłek i robienia kariery z pełnym zabezpieczeniem możliwości odwrotu i bezpiecznego lądowania, uczynił sztukę na miarę japońskiej kaligrafii. Im dłużej generał myślał, tym bardziej dochodził do wniosku, ze to jednak jest jakaś pomyłka. Albo intryga kogoś bardzo, ale to bardzo wpływowego, komu Antoni podpadł. Na wypadek, gdyby to drugie okazało się prawdą, stary wojak postanowił jednak nie wszczynać awantury.
- Rozumiem. Mogę się ubrać?
Spaślak rozejrzał się wokół. Otaczało go kilku cywili, zapewne jak i on z prokuratury, oraz zamaskowani antyterroryści z policji. Był także obecny patrol Żandarmerii, ponieważ zatrzymywano wojskowego. Dowodzący nim młody porucznik skinął głową na znak, że przejmuje kontrolę nad sytuacją.
- Możecie iść się ubrać, ale trzech moich ludzi idzie z wami. Mają ostrą amunicję i będą strzelać, jeśli sięgniecie po broń służbową bądź prywatną. Zrozumiano?!
Pleśniak nie odpowiedział, tylko spojrzał głęboko w oczy porucznikowi. Tamten próbował wytrzymać spojrzenie, ale po chwili z wściekłością spuścił wzrok.
- Idźcie z nim nawet do kibla jak pójdzie lać i macie go mieć cały czas na muszkach. Najmniejsze podejrzenie i macie rozkaz strzelać, zrozumiano?! - porucznik zwrócił się do trzech żandarmów, którzy posłusznie unieśli lufy swoich automatów, celując w generała. Cała czwórka weszła do domu, pozostawiając prokuratorów, antyterrorystów i porucznika Żandarmerii na zewnątrz. Przeszli przez salon i weszli do sypialni.
- Chciałbym się ogolić… - Pleśniak zwrócił się do najstarszego stopniem żandarma.
- Opuśćcie broń, pan generał idzie do łazienki, sam… - rozkazał szeregowcom sierżant i skierował lufę swojego automatu w podłogę.
- Ale był rozkaz? - odezwał się jeden z młodych żołnierzy, wciąż celując w generała.
- Opuść to, synu. Ten dupek porucznik jest za drzwiami, teraz ja dowodzę – sierżant położył dłoń na ramieniu żołnierza.
- Łamie pan bezpośredni rozkaz przełożonego, sierżancie – Pleśniak lekko się uśmiechnął.
- Mam go w dupie, generale…
- Jak się nazywasz, synu?
- Sierżant Kubiak, na rozkaz!
- Dziękuję, zapamiętam. Będę gotowy za dziesięć minut.
- Proszę się nie śpieszyć, generale. Te gnojki mogą poczekać.

CDN

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach