M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Podglądactwo i Intymność
Cytat
Walter Benjamin to przewidział: Przez długie stulecia pisarze i artyści konfrontowani byli z wielotysięczną rzeszą odbiorców. Ale obecnie ten stan rzeczy zmienił się gruntownie. Dzisiaj każdy może publikować, każdy czuje się generalnie uprawniony do tego, aby bez jakiegokolwiek zawodowego przygotowania śpiewać albo występować w filmie czy telewizji. Aktor już nie wciela się w inną postać, lecz gra sam siebie. Każdy człowiek wydaje się „uprawniony" do tego, by być reprodukowanym, a tym samym, by być obiektem.
Idzie z tym w parze zacieranie granic między reklamą, modą, dokumentacją, sztuką i pornografią, między kulturą wysoką a niską i subkulturą. To zacieranie granic widoczne jest zwłaszcza w fotografii. Nigdzie nie można tak łatwo stać się obiektem, jak właśnie w fotografii. Już choćby z tego powodu w fotografii końca XX wieku na wszystkich płaszczyznach centralną rolę odgrywa odzwierciedlanie samego siebie, intymne odbicie najściślej prywatnego kontekstu. Fotografia w coraz większym stopniu zajmuje się ludzkim ciałem. Przedstawianie go oscyluje między ekshibicjonizmem a autyzmem.


Martin Parr: Goa, Indie

Brytyjczyk Martin Parr, mieszając się z tłumem urlopowiczów, zajętych masową produkcją zdjęć pamiątkowych, robił ukradkowe zdjęcia, uderzające wyzywającym humorem i krzykliwymi barwami, przeniknięte specyficznie brytyjskim podejściem do życia. Zdjęcia te przyniosły mu ogromną popularność. Kultura masowa i masowe gusty (przede wszystkim turystyczne), które Parr, podróżując po świecie, uwieczniał w swoich krytycznych fotografiach, to tylko część masowej konsumpcji, która go utrzymywała przy życiu jako fotografa mody, reklamy i dokumentalistę. Ambiwalencja spojrzenia artysty wywołuje u odbiorców jego zdjęć, powielanych w mediach drukowanych, uczucie obrzydzenia, które zdaje się być odbiciem obrzydzenia fotografika do samego siebie - obrzydzenia artysty zahipnotyzowanego potwornością wnętrz i turystycznej gorączki, wżerających się w jego mózg. Patrząc na te zdjęcia, ma się wrażenie, że ani fotograf, ani jego ofiary nie postrzegają aparatu fotograficznego jako bariery.


Anthony Haughey: Bez tytułu, z tomu Home, 1991

Tym samym kamera staje się elementem codzienności i nie jest już odbierana jako coś obcego. Nic dziwnego, że dla Irlandczyka Anthony'ego Haugheya czymś normalnym było fotografowanie swojsko aspołecznych stosunków w domu jego wuja, którego rodzina nic sobie nie robiła ani z fotografika, ani z jego aparatu. W ten sposób powstały niezwykle soczyste i barwne zdjęcia, które Haughey traktował jako swój komentarz do problemów społecznych i politycznych.


Nick Waplington Untitled #3 (Living Room Series) 1992


Richard Billingham 1995

Podobne zbliżenia praktykowali Brytyjczycy Richard Billingham i Nick Waplington. Billingham uwiecznił egzystencję rodziców i brata, oscylującą między alkoholem, bijatykami, bibelotami i zwierzętami domowymi; Waplington stał się namiętnym obserwatorem dwóch zaprzyjaźnionych rodzin robotniczych, a jego zdjęcia tchną niekłamaną sympatią dla chaosu. „Mieszkając pośród fotografowanych rzeczy i ludzi, stając się rodzajem ich kompana, Nick Waplington potrafi ukazać różne odcienie czułości dla spraw codziennych. Daleki od sztuczności i współczucia »reportażysty« marginesu społecznego, artysta wciąga nas tak głęboko w to skomplikowane środowisko, że zaczynamy odczuwać jego ludzką godność" - pisze Christian Caujolle.To prawda, że godność ludzka w tych zdjęciach jest swoiście pojęta, trzeba jednak przyznać, że fotograficy ci podejmują egzystencjalną i uczciwą próbę ukazania swoich korzeni i bezpośredniego otoczenia. W tych zdjęciach mamy do czynienia niejako z obsesyjną tematyzacją bliskości i autentyczności; jest to swego rodzaju kult braku dystansu.
W otoczeniu muzealnym lub w albumie sztuki wartość reportażowa tych zdjęć schodzi na plan dalszy, a przedstawione osoby stają się ikonami proletariatu, podziwianego przez wykształcone mieszczaństwo z tą samą skrywaną fascynacją, z jaką niegdyś podziwiało niewybredne sceny w gospodach na siedemnastowiecznych obrazach holenderskich. Tym samym mieszczański rynek sztuki z jego dystyngowaną retoryką poszerza się o pograniczne obszary reportażu czy pornografii, czyniące widza podglądaczem.


Larry Clark: Kadr z filmu Kids, 1995

Amerykański fotografik i filmowiec Larry Clark, który zrobił furorę wydanym w roku 1971 albumem Tulsa - tomem reportaży o własnej generacji w rodzinnym mieście - przez następne kilkadziesiąt lat stał się obserwatorem młodzieży. W seriach prac 42nd St. i Teen Lust przekształcił się w starzejącego się dokumentalistę, którego pragnienie uczestnictwa w młodości jego protagonistów przybrało formy obsesji. Po drodze do swojego opiekuna, którego po odbyciu kary więzienia musiał regularnie odwiedzać w celach resocjalizacyjnych, Clark poznał portorykańskich wagabundów wokół stacji metra na 42-giej Ulicy. Nieświadome i gwałtowne żądze dojrzewających chłopców, seks i narkotyki to były dla Clarka bolesne obrazy utraconego stanu archaiczno-bezrefleksyjnej egzystencji. Ale ten wykreowany świat strzałów z pistoletów, strzykawek i kamer nie mógł przysłonić faktu, że z każdym rokiem, z każdą nową fotografią zwiększał się dystans czasowy i intelektualny obserwatora względem obserwowanego świata.


fot. Larry Clark


fot. Larry Clark


fot. Larry Clark

Artysta coraz rozpaczliwiej, coraz bardziej gorączkowo utrwala ślady przemocy, oszołomienia, seksu i pieniędzy kolejnych „straconych pokoleń" najniższych klas społecznych. Mimo to Clark niesłychanie rzeczowo przygląda się temu, co zdaje mu się niezmienną normalnością młodych ludzi, których zaufanie zdobywa: „Robią drobne interesy, tu sprzedadzą trochę marihuany, tam ukradną naszyjnik. Robią to, co do nich należy". W okresie gdy Clark publikował Teen Lust, pojawiły się już jednak pierwsze raporty na temat AIDS, a beztroska zwierzęca witalność zaczęła ustępować miejsca lękliwej świadomości, że seks to śmiertelne zagrożenie.
Clarkowi chodziło przede wszystkim o tropienie własnej historii. Poza intymnym kręgiem jego osobistych doświadczeń zdjęcia te stawały się jednak obiektami skandalu, dokumentami podglądactwa lub też - nobilitowane przez zakupy muzealne - drapieżnym obrazem młodzieży, wykreowanym za pomocą bezpośredniego i lapidarnego języka plastycznego. Te same zdjęcia zaczynają być teraz postrzegane inaczej, otwierają się nowe możliwości recepcji. Do tego przewartościowania prac Clarka przyczynili się walnie prominenci rynku sztuki.


Nobuyoshi Araki: Związana dziewczyna

Innym znamiennym przykładem takiego przewartościowania prac fotograficznych są zdjęcia japońskiego idola pop Nobuyoshi Araki, wykreowane w estetyce bondage. Te same zdjęcia, które w Japonii powstawały na zamówienie kolorowego magazynu poświęconego erotyce i modzie, doznały w zachodnim świecie sztuki sublimacji i zostały podniesione do godności „obiektów muzealnych". To, że jakieś dzieło może być różnie postrzegane przez różne warstwy społeczne lub kręgi kulturowe, nie jest niczym nowym, lecz w tym wypadku sam artysta zaprogramował dwutorową recepcję swoich prac.
Rzecz w tym, że zachodnia krytyka, zamiast odrzucić granicę między sztuką niską i wysoką i wskazać na to, że to samo dzieło w zależności od kontekstu interpretacyjnego (muzeum czy magazyn pornograficzny) lub charakteru socjalizacji widza może być odbierane inaczej - neguje możliwość pornograficznej interpretacji zdjęć Arakiego. Krytycy utrzymują, że aspekt pornograficzny ma tu jedynie charakter cytatu, że obrazy te należy rozumieć jako metafory, jako „definicje intymnych przestrzeni wewnętrznych", a artysta - w przeciwieństwie do pornografii - przywraca „kobiecemu ciału prawo do zaistnienia". Próba obrony płynnej skądinąd granicy między sztuką a kulturą trywialną prowadzi w tym wypadku do podwójnego oszustwa: krytycy oszukują zarówno odbiorców porno, jak i odbiorców sztuki. Albo też chodzi o samooszustwo koryfeuszy sztuki, którzy, poddani ślepej sile wysublimowanego libido, konsumują jako sztukę to, czego nie odważyliby się skonsumować jako pornografii. Według samego Arakiego chciał on spętać serca kobiet, nie stronił jednak przy tym od kontaminacji fotografii, seksu i śmierci: „Trzeba być zawsze gotowym. Nie ma idealnych momentów. (...) Mam wielkie szczęście, że moje ofiary -jeśli tak można powiedzieć - same, bez mojej pomocy wpadają w pułapkę. Przychodzą do mnie, żądając, abym je zamordował. Tak. Jestem geniuszem, ale z drugiej strony -ja tylko pomagam losowi, rozumie pan?"


fot. Robert Mapplethorpe

Również niektóre fotografie nowojorczyka Roberta Mapplethorpe'a bywały kwalifikowane jako pornografia, a nawet konfiskowane. Pokazywał on szczegółowo, acz beznamiętnie, praktyki homoseksualne, a pojedyncze zdjęcia tego rodzaju lubił umieszczać w swych albumach pomiędzy portretami, aktami w tradycji George'a Platta Lynnesa i martwymi naturami w stylu Horsta P. Horsta. Jego bezwzględne dążenie do piękna manifestowało się często w niemal fetyszystycznym uwielbieniu modeli. Podobnie jak Araki, Mapplethorpe dawał do zrozumienia, że jako „uczestniczący obserwator" mógłby w każdej chwili zamienić rolę rzeczowego fotoreportera na rolę uczestnika pokazywanych zdarzeń. Te ambiwalentne pragnienia sprawiały, że jego zdjęcia zawsze wywoływały kontrowersje. Jako student Mapplethorpe czytywał magazyny pornograficzne, co wzbudziło w nim pragnienie, by w sztuce powtórzyć to podniecające uczucie, jakie wywoływał już sam fakt, że pornografia była zakazana. Dzięki ponadczasowej klarownej estetyce - wywodzącej się z tradycji nowej rzeczowości i fotografii mody z lat trzydziestych i czterdziestych - Mapplethorpe połączył w swoich pracach autentyczną sztukę z obscenicznością. W ten sposób udało mu się wprowadzić pornografię na salony, zatrzeć granice gatunków i trafić - przynajmniej teoretycznie - zarówno do odbiorców sztuki, jak i pornografii.
Wiara Mapplethorpa w liberalną postawę państwa i jego instytucji - uzasadniona w latach siedemdziesiątych - zachwiała się w późniejszym czasie wraz z narastaniem w społeczeństwie postaw pruderyjnych. Potępienie seksturystyki - zwłaszcza do krajów azjatyckich oraz gwałtowne reakcje zwłaszcza na akty dzieci i młodzieży były też zapewne jedną z przyczyn, dla których zachodnia krytyka negowała istnienie aspektów pornograficznych w pracach Arakiego.

Równie popularny jak Mapplethorpe i Araki był nowojorski fotografik Andres Serrano. Uważał się za populistę: celowo ukazywał rzeczy najprostsze, podstawowe tematy egzystencjalne z łopatologiczną dosłownością. Mieszanina seksu, religii, cielesności i śmierci, charakteryzująca jego zdjęcia, wywoływała gwałtowne spory, podobnie jak w przypadku Mapplethorpe'a. Estetyzujące, prawie abstrakcyjne gesty, jakie Serrano inscenizował i fotografował w latach osiemdziesiątych, wykorzystując płyny somatyczne - krew i spermę, zawierały w sobie ambiwalencję piękna i obrzydzenia, idei i cielesności. W zdjęciach zwłok z serii The Morgue przemoc i rozpad idą w parze ze spokojną intymnością, ujawniającą nieskrępowaną względami delikatności ciekawość fotografika. Na pytanie o to, co nas czeka po śmierci, fotografik odpowiada nie za pomocą spekulacji myślowych, lecz ukazując zbliżenia rozkładających się ciał. Traktując zwłoki niejako zimne przedmioty, lecz jako obiekty wciąż jeszcze będące jednostkami ludzkimi, Serrano wywołuje u widza trudną do wytrzymania intensywność przeżyć. „Czasem fotografowałem stopy lub ręce zmarłych - opowiada Serrano - ale niezależnie od tego, jaką część ciała fotografowałem, zawierała ona dla mnie wciąż jeszcze jakiś ślad człowieka, doznawałem uczuć, które kazały mi tych ludzi traktować jako ludzi, w najgorszym razie jako ciała, ale nigdy jako zwłoki. Miałem wrażenie, że ci ludzie są wciąż ludźmi, choćby już na to nie wyglądali".

Definicje granic „dobrego smaku" uzależnione były zawsze od zmieniających się reguł polityki, kultury i religii. Określały one, co jest godne pokazania i wyznaczały miejsce poszczególnych mediów w społecznym przekazie. To, co było możliwe w malarstwie, nie uchodziło w fotografii, doświadczyli tego już w roku 1900 fotograficy tacy jak Fred Holland Day. Dzisiaj, w sto lat później, sytuacja zasadniczo się nie zmieniła. Fakt, że przedstawiony na zdjęciu nagi człowiek - zwłoki lub żyjący człowiek z marginesu - musiał mieć pierwowzór w rzeczywistości, nie mógł zaistnieć tylko w wyobraźni artysty, nadal budzi opory. Odtwórcy tego, co rzeczywiste, ranią głębiej niż odtwórcy tego, co idealne, choć nietrudno sobie wyobrazić, że wszelkie idee przybrały już gdzieś kiedyś lub gdzieś kiedyś przybiorą kształt realny.
Ponadto nasze opory wynikają z kulturowo uwarunkowanego poszanowania dla jednostki ludzkiej. Drastyczne zobrazowanie śmierci, choroby czy nędzy jest łatwiejsze do zniesienia, kiedy w procesie artystycznej sublimacji indywidualny przypadek zostanie przeniesiony na płaszczyznę ogólną. W malarstwie jest to możliwe. W fotografii na przeszkodzie stoi realny konkret.
Problemem podstawowym jest jednak samo tworzenie obrazu człowieka. Islam i judaizm na przykład pozwalają oglądać, ale nie pozwalają tworzyć przedstawień figuralnych. Przestrzeganie tego przykazania radykalnie - niezależnie od miejsca i czasu - zapobiega wizualnej manipulacji drugim człowiekiem. Dyskrecja jako znak wysublimowanej kultury oraz zakaz tworzenia obrazów prowokują do przekraczania tych granic. To, co oglądane „na żywo", może lub nie być traktowane jako obsceniczne - utrwalone w obrazie, staje się nieuchronnie takie. W obrazach fotograficznych śmierć i seks stają się produktami. Podobnie jak seks dopiero za pośrednictwem mediów staje się pornografią, tak dopiero zobrazowanie śmierci przekształca się w brak poszanowania osoby ludzkiej.
Boris von Brauchitsch/Mała Historia Fotografii
 

triger  Dołączył: 23 Lut 2009
M.W, Kawał świetnej roboty robisz :-B
 

alekw  Dołączył: 27 Wrz 2007
Książka była pisana przed epoką fotografii cyfrowej i internetu, które to "podgladactwo" podniosły o parę leveli wyżej :-D
 

wojtekk  Dołączył: 17 Lip 2006
Swoją drogą, w Monachium widziałem fotografie Clarka na wystawie, piękne odbitki. Miażdżące robią wrażenie. A dodatkowo Eggleston, Ruscha, Winogrand i inni. Polecam, jeśli będziecie w pobliżu:

http://www.pinakothek.de/...05/true-stories
 

fotostopowicz  Dołączył: 06 Lut 2009
wojtekk napisał/a:
Swoją drogą, w Monachium widziałem fotografie Clarka na wystawie, piękne odbitki. Miażdżące robią wrażenie. A dodatkowo Eggleston, Ruscha, Winogrand i inni. Polecam, jeśli będziecie w pobliżu:

Kurcze teraz mi to mówisz :-P
Byłem w Monachium jakieś trzy tygodnie temu, ale niestety żadnych informacji na temat tej wystawy nie widziałem. Teraz tego żałuję :evil:
Może uda mi się jeszcze powrócić do Monachium pod koniec lipca takze wtedy na pewno wpadnę na wystawę
 

wojtekk  Dołączył: 17 Lip 2006
fotostopowicz napisał/a:
Byłem w Monachium jakieś trzy tygodnie temu, ale niestety żadnych informacji na temat tej wystawy nie widziałem. Teraz tego żałuję :evil:


Risercz, panie, risercz! :)

Cytat
Może uda mi się jeszcze powrócić do Monachium pod koniec lipca takze wtedy na pewno wpadnę na wystawę


Warto, jeśli wciąż będzie (nie chce mi się znowu dat sprawdać). Jest też fajna i wieelka wystawa Eve Arnold, ale ta chyba kończy się w maju. Też mi się podobała.
 

fotostopowicz  Dołączył: 06 Lut 2009
Cytat
Risercz, panie, risercz! :)

W sumie to w samym Monachium spędziłem tak gdzieś około 3 godzin, bo większość czasu jednak przebywałem na typowej bawarskiej wsi :-D
i dlatego tak nie za bardzo rozglądałem się za jakimiś ogłoszeniami
 

JanKowalska  Dołączył: 15 Sie 2010
M.W, :-B

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach