Sam wyrosłem na kompaktach cyfrowych, co wyrządziło mi sporo szkody. Co prawda, moje kompakty miały sporo możliwości manualnych ustawień, ale co z tego, skoro operowanie nimi było niewygodne (grzebanie po menu), ostrzenie ręczne na LCD to porażka a przysłona 2-pozycyjna (max otwarta, max przymknięta) też kreatywnie nie nastraja. Suma sumarum skończyłem z ok. 10000 fotek, z których trudno wskazać mi prawdziwie podobające mi się zdjęcia. Na pewno nie ma tego więcej niż 1%.
Po przesiadce na lustrankę dopiero zaczynam uczyć się prawdziwej fotografii. Aby pozbyć się pewnych nawyków postanowiłem podejść do tematu w taki sposób. Robię zdjęcia z wyłączonym podglądem na LCD, ponieważ, po pierwsze, przeszkadza mi świecący w oczy ekran a po drugie, staram się przemyśleć techniczną stronę zdjęcia by nie pstrykać na "jakoś to będzie". Dopiero po powrocie do domu wrzucam moje zdobycze na ekran i weryfikuję to, co sobie zakładałem. Często zdarza mi się, że zdjęcia wychodzą nie tak jak powinny a to czasami boli, szczególnie, jak nie ma możliwości powtórzenia ujęcia. W ten sposób zepsułem portrety "mundurowe" brata, który odwiedził mnie na przepustce, bo spróbowałem długiej ogniskowej nie myśląc o tym, że 1/90s to za mało na ostre zdjęcie z ręki przy 130mm. Podobnie zmarnowałem kilka ujęć gdzieś w parku, z których jedno, miałem nadzieję, będzie najlepszym od czasu zakupienia K10D, bo zapomniałem sobie wcisnąć zielony przycisk, by ustawić ekpozycję na manualu. Wyszły czarne kadry a to boli. I tutaj mogę przyznać rację
matb, bo tego typu ból pomaga szybciej utrwalić sobie to, co pozwoli na uzyskanie takich zdjęć, jakie sobie człowiek założy. Z drugiej jednak strony, te wszystkie informacje zapisane w EXIF szalenie ułatwiają naukę. Nie wyobrażam sobie chodzenia z notesikiem i zapisywania ustawień dla każdego zdjęcia. Przy cyfrze widzę - zdjęcie poruszone, ISO 100, ogniskowa 130mm, czas 1/90 - i sprawa jasna. Albo ostrość leży - patrzę na przysłonę i ogniskową, biorę kalkulator głębi ostrości i widzę, że te 10cm to było zbyt mało... I liczę, jakiej przysłony powinienem użyć następnym razem.
Kolejnym sposobem na pozbycie się klątwy cyfrowego kompakta jest fotografowanie w RAWach. Używam DNG, ponieważ jest bardziej uniwersalny oraz... zajmuje więcej miejsca :) Mam kartę 4GB, na którą wchodzi mi ok 230 zdjęć. I to jest dobra ilość dla takiego początkującego, jak ja. Z jednej strony wystarcza na swobodne ćwiczenia (czasami pstrykam ot tak - kiepski kadr by sprawdzić, czy technicznie dobrze go ujmę). Z drugiej strony, nie zmusza do zrzucania wszystkiego na dysk, bo na następną wycieczkę nie starczy, co jest dużą zaletą zważywszy na częsty brak czasu na zajęcie się materiałem bezpośrednio po "sesji"
Dzięki temu na dysku nie zalegają tony śmiecia, bo wszystko skrzętnie segreguję gdy znajdę czas na oglądanie moich wypocin. A ze względu na wielkość RAWów dysk bardzo szybko się zapycha, co dodatkowo motywuje do wyrzucania chwastów
Gdyby to był mały JPEG pewnie by został, bo miejsca nie zajmuje wiele a może kiedyś się przyda - mięczak jestem
Jest jeszcze jedna zaleta RAWów. Trzeba je wywoływać, co wymusza wyrobienie sobie pewnych umiejętności. Sam proces wywoływania zajmuje nieco czasu, a że z natury jestem leniwy, wywołuję tylko to co najlepsze
Reszta trafia do kosza, zostawiając w pamięci ślad w postaci zwiększonego EXPa
A jak już się nauczę jako tako technicznej strony fotografowania, co pozwoli mi skupić się bardziej na artystycznych aspektach, to kupię sobie analoga. Zawsze intrygowała mnie ta cała alchemia fotograficzna
więc i własną ciemnię sobie założę
pozdrawiam