M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
[fotografowie] Cztery razy ŚWIAT
Cytat

http://www.mnw.art.pl/ind...ery_razy_swiat/
http://www.youtube.com/watch?v=myN-zJ66C-k
http://www.radiownet.pl/p...a-fotoreportazu

Nie przypominam sobie, by w zacnych progach stołecznego muzeum gościła kiedykolwiek wystawa fotografii reporterskiej. Pomysł był więc odważny, tym bardziej że na ścianach zawisły zdjęcia z tygodnika „Świat” z lat 1951–68, a więc z czasów skutecznej cenzury stalinowskiej i gomułkowskiej.

Na szczęście odwaga się opłaciła, a blisko 400 fotogramów ogląda się z niesłabnącą uwagą. Duża w tym zasługa niezwykle klarownej i ciekawej aranżacji, ale jeszcze większa – samego materiału. Z tysięcy zdjęć wybrano najciekawsze, często także te, które nie zostały opublikowane. Wystawa ma kilka wymiarów. Z jednej więc strony dostajemy to, czego możemy się spodziewać: poznawczą ucztę. Pełny obraz rytuałów socjalistycznej władzy z jej pochodami, pogrzebami, manifestacjami, propagandowym wizerunkiem społeczeństwa zaangażowanego w budowę nowego ustroju. Z drugiej jednak mamy kawał wyśmienitego warsztatu fotograficznego w wykonaniu czterech mistrzów obiektywu: Konstantego Jarochowskiego, Wiesława Prażucha, Władysława Sławnego i Jana Kosidowskiego. Często są to zdjęcia, których nie powstydziłoby się żadne współczesne, lifestylowe pismo w kraju, a niektóre spośród reportaży (także z zagranicy) śmiało mogłyby walczyć o World Press Photo.

Nieistniejący już świat z tych foto­reportaży ma wielki urok, choć trudno za nim tęsknić. Zatęsknić jedynie można za tego typu prasową zawartością, której dziś ze świecą szukać.
http://www.polityka.pl/ku...razy-swiat.read


Portret Jana Kosidowskiego (1922-1992), fot. Konstanty Jarochowski


Portret Wiesława Prażucha (1925-1992), fot. Konstanty Jarochowski


Portret Władysława Sławnego (1907-1991), fot. Konstanty Jarochowski


Portret Konstantego Jarochowskiego (1920-1978), fot. Wiesław Prażuch

„Cztery razy ŚWIAT” jest nie tylko udaną ekspozycją ciekawych zdjęć. Kuratorkom udało się uchwycić wagę medium fotografii, żywotność fotograficznego języka.

Fotograficznie coś jakby drgnęło w warszawskich instytucjach sztuki. Zeszły rok otwierała wystawa Wolfganga Tillmansa „Ermutigung” w Zachęcie, w tym roku mamy „Cztery razy ŚWIAT” w Muzeum Narodowym w Warszawie. O ile pierwsza z wymienionych była wystawą światowej sławy fotografa, którego prace po raz pierwszy prezentowane były w Polsce, o tyle ta druga to ekspozycja prac rodzimych fotografów, zasługujących moim zdaniem na wcale nie mniejszą sławę.

Tygodnik ilustrowany ŚWIAT powstał w 1951, a kierownikiem działu fotograficznego został w nim Władysław Sławny. Urodzony w 1907 w Nowym Korczynie, przed maturą porzucił szkołę i wyjechał do Paryża, by pracować tam jako fotograf prasowy. W 1950 roku opuścił Paryż na rzecz biurka w budynku na Nowym Świecie 58, gdzie prawie 20 lat swoją siedzibę miała redakcja tygodnika. Fakt przedwojennej jeszcze emigracji Sławnego jest dosyć istotny dla pisma, gdyż to właśnie z paryskich doświadczeń Sławny czerpał swoje fotoedytorskie inspiracje. W materiałach promujących wystawę w MNW (m.in. pięknie wydana broszura, formatem i estetyką przypominająca wydanie ŚWIAT-u) grubą kreską podkreślana jest również przyjaźń łącząca Sławnego z Henri Cartier-Bressonem, który odwiedził dwukrotnie redakcję, w 1954 i 1956 roku ( przy okazji „strzelając parę fotek” ówczesnej Polski ). Oprawa graficzna pisma była wierną kopią wznowionego w 1936 roku magazynu „Life” – legendarnego tygodnika poświęconego tematom społeczno-politycznym, prezentowanym głównie za pomocą fotoreportażu w wykonaniu takich gigantów jak Walker Evans, Eugene W. Smith czy wspomniany Cartier-Bresson – i wzorującego się na nim „Paris Match”, przez łamy których przewinęli się chyba wszyscy znaczący fotoreporterzy XX wieku.

Wpływ Cartier-Bressona widać w zdjęciach zarówno kierownika Sławnego, jak i jego podopiecznych: Konstantego Jarochowskiego, Jana Kosidowskiego i Wiesława Prażucha. Tak jak francuski mistrz fotoreportażu, jego polscy uczniowie stawiali na fotografię czarno-białą, pozwalającą w ich mniemaniu skupić się na sednie tematu (pogarda wobec fotografii kolorowej Cartier-Bressona i jemu współczesnych wynikała głównie z marnej jakości ówczesnych kolorowych materiałów fotograficznych i ubogich możliwości reprodukcji – kolor więc rzeczywiście „odciągał” od tematu). Fotografowali przede wszystkim sprawy codzienne, dążyli do obiektywizmu, uchwycenia istoty rzeczy, co sprawia, że ich archiwa dziś są nieocenionym źródłem dla badań socjologicznych nad minioną epoką.

Wchodzącego na wystawę wita pierwsza okładka tygodnika ŚWIAT, autorstwa Sławnego. Kobieta skąpana w słońcu, w letniej sukience i z rozwianym włosem, z uśmiechem spogląda przed siebie – w przyszłość. Powojenna afirmacja życia i radości. W pierwszych latach na łamach pisma ukaże się jeszcze wiele obrazów młodzieży prącej na przód, rozlicznych defilad i lśnienia odbudowywanych miast – nowoczesności. Choć ta afirmacja była częścią socjalistycznej doktryny, to fotografowie ŚWIAT-u potrafili przemycać w swoich pracach autorskie wizje. Dobrym przykładem może być tu reportaż Prażucha z kopalni węgla kamiennego w Szczygłowie, odbiegający swą estetyką od sztampowego obrazu górnika-bohatera narodu. Na zdjęciach z 1958 roku opatrzonych wdzięcznym tytułem 16.400.000.000, Prażuch pokazuje górników po pracy, w łaźni, w szatni – nie ma w jego zdjęciach nic z ówczesnej gloryfikacji tego zawodu – ot, ludzie jak wszyscy inni.

Co ciekawe, konserwatywni zazwyczaj kuratorzy Muzeum Narodowego – a w tym wypadku kuratorki: Danuta Jackiewicz i Anna Masłowska – zaniechali chronologicznego układu wystawy. Zamiast od-do, czy też dedykowania sali poszczególnym artystom, cztery sale wystawy zagospodarowane zostały tematycznie – poprzez prace autorskie, prace na tematy zadane, obraz władzy docieramy do zdjęć z podróży zagranicznych. Taki zabieg pozwala na uchwycenie tych czterech artystów w relacji między sobą, na pokazanie różnic i podobieństw w ich zainteresowaniach, różnych podejść do jednego tematu, ich wszechstronnych zdolności a wreszcie spójnego i wysokiego poziom ich prac. Z kolei na tych, którzy z racji wieku mogliby się żachnąć i powiedzieć: „Te zdjęcia już widziałem", czekają specjalnie oznaczone, nieopublikowane prace. Zdjęcia, które nie przeszły przez cenzurę lub zostały odrzucone przez redakcję.

Wystawę wieńczy pokaz slajdów, ukazujący oryginalne strony tygodnika. Są to jedyne, oprócz kilku wielkoformatowych przedruków, przykłady graficznego zagospodarowania pisma. To wielka szkoda, gdyż dopiero w kontekście całych artykułów widać geniusz wydawcy, który działając w czasach ścisłej cenzury, publikował fotografie, na które często nie odważyłyby się dzisiejsze redakcje. Zdjęcia opatrzone były podpisami, często będącymi wręcz zaprzeczeniem materiału wizualnego, jawną drwiną. Tak więc „zasmuceni śmiercią Bieruta” wcale się smutni nie wydają, a na ich twarzach gości raczej grymas niechęci i niedowierzania.

Przez redakcję ŚWIAT-u przewinęło się wielu wybitnych fotografów, dziennikarzy i autorów. Niestety na fali czystek po wydarzeniach marcowych w 1969 roku redakcję zamknięto. W ostatnich latach funkcjonowania pisma z jego stron zniknęła beztroska zabawa (Wieczór studencki Prażucha z 1954), a na jej miejsce wkradły się melancholia, smutek i zmęczenie. Twarze pasażerów uchwycone w reportażu Kosidowskiego Warszawski tramwaj z 1967 to już twarze zupełnie innych ludzi niż ci, którzy uwiecznieni zostali przy wartkiej odbudowie – zarówno materialnej, jak i duchowej – kraju, jak choćby w Zwą ich Warszawiakami… Sławnego z 1955 roku.

„Cztery razy ŚWIAT” jest nie tylko udaną ekspozycją ciekawych zdjęć. Kuratorkom udało się uchwycić wagę medium fotografii, żywotność fotograficznego języka. Mam nadzieję, że wystawa ta stanie się dzwonkiem alarmowym dla redakcji współczesnych tygodników, które masowo likwidują stanowiska fotoedytorów. Wystawę można oglądać od 23 lutego do 12 maja 2013.
http://www.krytykapolityc...tery-razy-swiat
 

szybkiparowoz  Dołączył: 20 Lut 2011
Świetna wystawa, gorąco polecam!

Duch Bressona gdzieś tu faktycznie się unosi (zresztą Kosidowski w "Fotoreporterach" pisał wprost o fascynacji całej redakcji "Świata" zdjęciami i osobą Francuza), ale poruszana tematyka, ograniczenia techniczne i te natury "systemowej" pozwoliły autorom na stworzenie własnego stylu. Napisałem ograniczenia, ale patrząc na zdjęcia w Narodowym nie sposób się nie zadumać nad tym, jakie możliwości dawał tamten system jednostkom... To już temat rzeka. A zdjęcia? Część z nich pod względem formalnym trąci dziś myszką, jeśli jednak zostawi się na boku politykę i kontekst funkcjonowania czasopism pokroju "Świata", to całość ogląda się z dużą przyjemnością. Nie spodziewałem się, że ta wystawa wywoła we mnie takie emocje.



PS. To pewnie efekt niezamierzony, ale służbowe mundurki pań-z-obsługi-muzeum kapitalnie wpisują się w estetyczną warstwę wystawy :-)
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat

http://www.dsh.waw.pl/media/show/idart/171/lang/pl
http://www.youtube.com/watch?v=0ovLjz253FU

- Z jednej strony fotografował "celebrytów” PRL-u, z drugiej interesowały go plebejskie klimaty i codzienność zwykłych ludzi - mówiła w Dwójce Katarzyna Madoń-Mitzner, kuratorka wystawy "Świat Sławnego"

Władysław Sławny, wybitny twórca polskiej powojennej fotografii prasowej, nigdy nie miał wystawy indywidualnej ani albumu, chociaż wśród zawodowych fotografów jest on znany jako ojciec polskiego powojennego fotoreportażu. Był szefem działu fotograficznego legendarnego tygodnika "Świat" w latach 1951–1957. Inspirował się dokonaniami swoich kolegów – zachodnich fotografów, pracujących w najsłynniejszych światowymi magazynach ilustrowanych takich jak "Life” i "Paris-Match”, a przede wszystkim w Agencji Magnum. Ten styl starał się przenosić na grunt Polski stalinowskiej, a potem "odwilżowej”. Dzięki Sławnemu i jego ekipie (byli to przede wszystkim Jan Kosidowski, Wiesław Prażuch i Konstanty Jarochowski) "Świat” stał się polskim poligonem fotoreportażu, a także miejscem spotkań ze słynnymi zachodnimi fotografami, jak np. Willy Ronis czy Henri Cartier-Bresson, który odwiedził Warszawę i redakcję w 1955 roku. W archiwum rodzinnym Sławnego znajduje się około dwóch tysięcy negatywów jego zdjęć z ostatniego okresu pracy w "Świecie”, a więc z lat 1955–57. I pojedyncze fotografie z lat wcześniejszych. Tyle Sławnemu udało się wywieźć, gdy w 1957 roku wyjechał z Polski.


Liczba stron: 128

Wystawa i album, o których mówiliśmy w "Poranku Dwójki" – "Świat Sławnego. Warszawa, Polska, Europa lat pięćdziesiątych na zdjęciach Władysława Sławnego" – nie mogłyby powstać bez pomocy Francisa i Jeana Sławnych. O wystawie opowiadała Katarzyna Madoń-Mitzner, kurator warszawskiej wystawy, zastępca dyrektora Domu Spotkań z Historią, w którym można oglądać ekspozycję.
http://www.polskieradio.pl/8/404/Artykul/768132/

Władysław Sławny jest fotografem zapomnianym. Ten wybitny twórca polskiej powojennej fotografii prasowej nigdy nie miał wystawy indywidualnej ani albumu, chociaż wśród zawodowych fotografów jest on znany jako „ojciec” polskiego powojennego fotoreportażu. Jesteśmy przekonani, że jego dorobek wart jest takiej prezentacji.

Władysław Sławny był szefem działu fotograficznego legendarnego tygodnika „Świat” w latach 1951– 1957. Na jego zdjęcia trafiliśmy przy okazji pracy nad wystawą o socrealistycznej Warszawie w wydawnictwach z wczesnych lat 50., gdzie publikowane były jego fotografie z budowy MDM-u i Pałacu Kultury. Udało nam się pozyskać kontakt do synów Sławnego, mieszkających w Paryżu. W czerwcu 2011 po raz pierwszy rozmawiałam ze starszym z nich - Francisem. Punktem wyjścia były zdjęcia z MDM-u (które zresztą zaginęły), ale szybko okazało się, że bracia Francis i Jean Sławny mają w domowym archiwum kilka tysiące negatywów swojego ojca, w tym dużą część zeskanowaną, także z okresu, gdy przebywał i pracował w Polsce (1950-57). Francis zadeklarował chęć współpracy i przyjazdu do Warszawy, co nastąpiło już pod koniec czerwca. Do naszych wystaw przekazał lotnicze zdjęcie stolicy z 1945 roku (fot. str. 14/15) oraz jedyne ocalałe zdjęcie Sławnego z budowy Pałacu Kultury (fot. na okładce). Ale po przejrzeniu jego fotografii z Polski i Europy lat 50. było jasne, że to materiał na odrębną ekspozycję. Postanowiliśmy, że będzie jej towarzyszyć album.
Jak dotąd, w Polsce pokazano trzy zdjęcia Sławnego (z kolekcji we wrocławskim Ossolineum) na zbiorowej wystawie Polska fotografia XX wieku zorganizowanej w 2007 roku przez Związek Polskich Artystów Fotografików w Pałacu Kultury oraz jedno zdjęcie na wystawie Światłoczułe (2009) prezentującej zbiory fotograficzne Muzeum Narodowego (znajduje się wśród nich także kilkadziesiąt odbitek zdjęć Sławnego). Jego dorobek nie jest także znany we Francji, w której spędził większość życia.

Władysław (Wolf) Sławny urodził się w 1907 roku w Nowym Korczynie w skromnej rodzinie żydowskiej, jako jedno z pięciorga dzieci. Dzieciństwo i wczesną młodość spędził w Łodzi, gdzie jego ojciec pracował u importera win.
Już w wieku 12 lat interesował się fotografią i sam skonstruował swój pierwszy aparat fotograficzny.
Jako uczeń szkoły średniej należał do komunistycznej organizacji młodzieżowej, był kilkakrotnie aresztowany i więziony za udział w manifestacjach.
Miał ambicje artystyczne; wahał się między malarstwem i fotografią. Około 1926 roku wyjechał do Paryża, jak liczni wtedy młodzi artyści z całego świata i podjął studia na wydziale malarstwa, a jednocześnie zaczął fotografować zawodowo. Najpierw zarabiał na życie portretami dla emigrantów (on sam fotografował, a jego przyjaciel, malarz Tomasz Gleb „poprawiał” zdjęcia). Potem zdobył uprawnienia fotografa prasowego i pracował jako fotoreporter z wolnej stopy.
W latach trzydziestych przyjaźnił się w Paryżu z lewicowymi i kosmopolitycznymi intelektualistami i artystami (m.in. z grupy „Octobre”). Poznał wtedy wybitnych fotografów o nowym spojrzeniu na społeczną rolę tego medium (takich jak Robert Capa, David Seymour, Izis, Brassai, Ylla). Brał z nimi udział w wystawach, jego zdjęcia były publikowane w czasopismach „Vu” i „Regards”; należał do środowiska „fotografów humanistycznych” („photographes humanistes”) i tworzył w tej estetyce. Miał sympatie lewicowe, ale nie był członkiem partii komunistycznej (ani żadnej innej).
W 1939 roku, po wybuchu II wojny, Władysław Sławny wstąpił do Armii Polskiej gen. Sikorskiego we Francji. Jako żołnierz Brygady Strzelców Podhalańskich uczestniczył w bitwie o Narwik, przede wszystkim jako fotoreporter. Negatywy i zdjęcia, jakie tam wykonał zginęły na wracającym do Anglii statku, zatopionym przez Niemców.
W 1940 roku wrócił do Francji, gdzie został zdemobilizowany. Zamieszkał w Lyonie i w 1941 roku ożenił się z Tolą (Taubą) Wajnberg, którą znał jeszcze z Łodzi (skąd emigrowała do Francji mniej więcej w tym samym czasie, co Sławny, aby studiować).
Po wojnie wrócił do Paryża z żoną i synami Francisem (ur. 1943) i Jeanem (ur. 1945). Podjął pracę w „Gazecie Polskiej” – prokomunistycznym tygodniku, dofinansowywanym przez Warszawę. Publikował tam fotoreportaże z życia Polonii, m.in. z kopalni, w których pracowało wielu Polaków.
W tamtym okresie dwukrotnie odwiedził Polskę: w 1945 roku, samolotem amerykańskiej armii, robił wtedy zdjęcia lotnicze zburzonej Warszawy (zachowało się tylko jedno z nich, zob. str. 14/15); i w 1948 roku, był wtedy fotoreporterem na Światowym Kongresie Intelektualistów w Obronie Pokoju we Wrocławiu.
W 1950 roku otrzymał propozycję od dyrektora RSW „Prasa”, Adama Rajskiego, (znającego go z czasów wojny we Francji) współpracy przy tworzeniu nowego czasopisma ilustrowanego, w którym eksponowaną rolę miały pełnić fotografie i fotoreportaż jako odrębny gatunek.
Zdecydował się osiąść z rodziną w Warszawie i został mianowany kierownikiem działu fotograficznego tygodnika „Świat”, pierwszego tego typu pisma w powojennej Polsce. Odrzucił natomiast propozycję prowadzenie wykładów na studiach fotograficznych. Tłumaczył, że, owszem, jest fotografem, lecz nie profesorem, a to całkiem inny zawód. Mimo nacisków, nie wstąpił też do PZPR. Podobno użył argumentu, że ma za dużo „burżuazyjnych przesądów”. Do końca pozostał sympatykiem komunizmu, a potem lewicy, ale nie angażował się politycznie.
Całą swoją energię poświęcił na zorganizowanie fotograficznego działu w „Świecie” i rozwój fotoreportażu w Polsce. Inspirował się dokonaniami swoich kolegów-zachodnich fotografów, pracujących w najsłynniejszych światowymi magazynach ilustrowanych, takich jak „Life” i „Paris-Match”, a przede wszystkim w Agencji Magnum. Ten styl starał się przenosić na grunt Polski stalinowskiej, a potem „odwilżowej”.
Dzięki Sławnemu i jego ekipie (byli to przede wszystkim Jan Kosidowski, Wiesław Prażuch i Konstanty Jarochowski), „Świat” stał się polskim poligonem fotoreportażu, a także miejscem spotkań ze słynnymi zachodnimi fotografami, jak np. Willy Ronis czy Henri Cartier-Bresson, który odwiedził Warszawę i redakcję w 1955 roku.
Ostatnie fotoreportaże Sławnego opublikowane w „Świecie” to efekt jego podróży do Jugosławii i ZSRR jesienią 1957. W końcu tego samego roku, za namową żony, obawiającej się nastrojów antysemickich w Polsce, Władysław Sławny zdecydował się wrócić wraz z rodziną do Paryża. Wszedł do redakcji polonijnego „Tygodnika Polskiego”, wydawanego we Francji przez władze PRL. Znów fotografował życie emigrantów, górników, sportowców pochodzenia polskiego, ale także artystów, śpiewaków, pisarzy, uczonych lub polityków francuskich udających się do Polski lub polskich przyjeżdżających do Francji. Wykonywał również reprodukcje fotograficzne dzieł malarzy i rzeźbiarzy, z którymi się przyjaźnił oraz zdjęcia z ich wystaw. Poznał malarza Jean Dubuffeta i pracował dla niego, fotografując jego kolekcję „Art Brut”.
W wolnym czasie wędrował po Paryżu ze swoją Leicą, polując na rozmaite sceny uliczne. Planował wydanie albumu paryskich zdjęć. Ale nigdy nie był wystarczająco zadowolony z efektów swojej pracy i wciąż odkładał na później finalizację tego projektu. Fotografował także, w ostatnich latach swojego życia, przyrodę, las, drzewa i w tym spełniał się twórczo. Do końca robił tylko zdjęcia czarno-białe. Umarł w Paryżu w roku 1991.

Jego najlepsze zdjęcia powstały w ciągu kilku lat pracy w „Świecie”, a zwłaszcza pomiędzy 1955 a 1957 rokiem.
Tygodnik „Świat” został zamknięty po 1968 roku, gdy redaktor naczelny, Stefan Arski, odmówił publikowania antysemickich tekstów. Ostatni numer ukazał się latem 1969. W miejsce „Świata” utworzono tygodnik „Perspektywy”. Archiwum redakcyjne przepadło bez śladu. Podobno wywieziono je ciężarówkami na śmietnik. Ale są tacy, którzy nadal go szukają. Część zdjęć zachowała się w prywatnych zbiorach fotografów związanych ze „Światem”.
W archiwum rodzinnym Sławnego znajduje się około dwóch tysięcy negatywów jego zdjęć z ostatniego okresu pracy w „Świecie”, a więc z lat 1955–57. I pojedyncze fotografie z lat wcześniejszych. Tyle Sławnemu udało się wywieźć z Polski.
Poza tym wszystkie jego negatywy i odbitki zdjęć przechowywane były w archiwum redakcyjnym „Świata” (redakcja mieściła się na Nowym Świecie pod numerem 58). Jego wcześniejsze prace można więc teraz obejrzeć tylko wertując stare numery tego kultowego dziś tygodnika (fotografie Sławnego często trafiały na jego okładki).

Jaki był Sławny? Z wyglądu niepozorny, podobno raczej wycofany i powściągliwy.
Dziennikarz Edward Karłowicz, który od początku pracował z nim w „Świecie”, wspomina: Przyjaźniliśmy się, ale cały czas byliśmy na „pan”. Z mojej strony to był szacunek dla człowieka, którego uważałem za mistrza w swoim zawodzie. Sprawiał wrażenie raczej oschłego, był bardzo rzeczowy, sprawiedliwy w ocenach. Mało się zajmował innymi sprawami poza fotografią. Trudno było odczytać w rozmowie z nim jakieś zdecydowane poglądy polityczne. Z ideologii, z przekonań był fotografem.
W pracy lubił nowe wyzwania i przygody. Fascynowały go jako fotografa wielkie budowle komunizmu – MDM, Pałac Kultury, Nowa Huta… Wspinał się na rusztowania i dachy, by tworzyć panoramiczne zdjęcia „z lotu ptaka”. Jego fotografie z budowy Huty w Częstochowie ilustrują propagandową książkę reportażową Bronisława Wiernika Podróż na trzecią płaszczyznę, wydaną w 1954 roku.
Był perfekcjonistą. Jego domeną były obrazy. Mawiał o sobie, że jest „niepiśmienny”, nie lubił nawet opisywać swoich fotografii, ograniczał się do najprostszych informacji.
Na łamach „Świata” tylko raz skomentował swoją pracę, i to też niebezpośrednio. Przy okazji jego fotoreportażu „Warszawa – godzina 19” z listopada 1954 (te niezwykłe zdjęcia niestety nie zachowały się) anonimowy dziennikarz opisał jego technikę fotografowania nocą: Po raz pierwszy fotoreporterowi naszemu udało się utrwalić scenki wielkomiejskie przy pomocy kamery wieczorem, bez użycia sztucznego światła, bez pozowania „modeli”, w naturalnym ruchu i naturalnym oświetleniu ulicznym. Dla znawców sztuki fotograficznej wyjaśniamy dodatkowo, że zdjęcia wykonano radzieckim aparatem „Zorki” z obiektywem typu Jupiter 1:1,5. Ta specjalna technika fotograficzna otwiera szerokie perspektywy rozwoju przed reportażem w naszym piśmie.
Na co dzień Sławny fotografował głównie Leicą. Jego synowie przechowują pieczołowicie cały sprzęt fotograficzny ojca: przedwojenną lustrzankę 6x6 Primaflex, do której znajomy z zakładów optycznych na Pradze dorabiał mu obiektywy, Speed Graphic 4x5 cala, kamerę amerykańskich fotografów prasowych, Rolleiflexa 6x6. Ulubionym aparatem Sławnego była przedwojenna, wyprodukowana w 1936 roku Leica IIIa z Elmarem 3,5/50. Używał do niej też rosyjskich obiektywów Jupiter 2/50 i Jupiter 4/135. W roku 1954 jego kolekcja wzbogaciła się o bardzo jasny Jupiter 1,5/50, o którym wspomina się w tekście ze „Świata”.

Grzegorz Nawrocki w tekście o fotoreporterach ze „Świata” pisał: Każdy fotoreporter wymieni Trójcę „Świata” [Jarochowskiego, Kosidowskiego i Prażucha] i doda: ich mistrzem był Sławny. […] Sławny nauczył ich robić zdjęcia w warunkach naturalnych, przy słabym świetle – bez flesza. […] Sławny stworzył atmosferę, tak pamiętają. Nie obalał ich koncepcji, nie narzucał swoich. Pozwalał rosnąć, nie przycinał.

Nieżyjący już fotograf Jan Kosidowski tak wspominał początki pracy w „Świecie”: Sławny jest wszędzie, wprowadza nowe techniki, pierwszy w Polsce używa zawodowych kamer prasowych, jego srebrzyście przejrzyste odbitki są niezrównane. Sławny omawia stosy płacht styków – własnych i cudzych. Wszystkie zdjęcia są dla niego ważne, zarówno wykonane w czasie wielkiego politycznego wydarzenia, jak na pokazie ładowania przetworu pomidorowego do butelki.
Synowie Sławnego pamiętają, że ojciec miał kłopoty, gdy usiłował zatrudnić w swoim dziale Kosidowskiego, który studiował w Nowojorskim Instytucie Fotograficznym. Ale bardzo mu na tym zależało i postawił na swoim.

Tadeusz Rolke był w drugiej połowie lat 50. młodym, początkującym fotografem prasowym. Tak zapamiętał atmosferę w redakcji „Świata”: „Świat” był bardzo szczelnym i elitarnym środowiskiem. Oni niewiele korzystali z zewnętrznej fotografii. Byli samowystarczalni i bardzo krytyczni, mieli wysoko ustawioną poprzeczkę. Dla nich fotoreportaż musiał mieć początek i koniec, musiała być akcja. I bardzo konsekwentnie uprawiali ten rodzaj foto-dziennikarstwa. […] „Świat” należał do fotograficznej szkoły „grupy Magnum”, królowała tu fotografia momentu. Dlaczego to było tak dobre pismo fotograficzne? To było absolutnie jasne. Sławny przyjechał z Francji, Kosidowski z Ameryki. Przywieźli do Polski warsztat fotograficzny z Zachodu. Te „narzędzia” mieli już w głowie i w oczach.

Pisarz Józef Hen poznał Sławnego w 1952 roku jako fotografa w trakcie Wyścigu Pokoju, (gdzie on sam był korespondentem „Żołnierza Wolności”), a potem często spotykał się z nim w redakcji „Świat” i przyjaźnił: Sławny postawił fotoreportaż polski. On instruował fotografów, tłumaczył, jak to się robi. Ale nie miał w sobie żadnej pychy, którą miewali wielcy profesjonaliści. Przekonywał, bronił swoich racji, dyskutował. Miał trzeźwe podejście do wszystkiego.

Janusz Bogucki, krytyk sztuki, pisał o stylu Sławnego: Jego fotografie, oprócz wyrafinowanej obserwacji, ch*** prostota konstrukcji, ironia w przedstawieniu rzeczywistości i humanizm. Sławny, bezkompromisowy wielbiciel autentyzmu, nie uznaje zdjęć w jakimkolwiek stopniu upozowanych czy też przetwarzanych w toku mechanicznego opracowania. O wyniku decyduje siła napiętej uwagi i decyzja podjęta we właściwym ułamku sekundy.
Podobno Władysław Sławny mawiał, że „dobre zdjęcie musi zwrócić uwagę, zastanowić, „kopnąć” w twarz dynamiką, oryginalnym ujęciem”. Fotografował zarówno polityków i oficjalne wydarzenia, jak i zwyczajnych ludzi i życie codzienne, w Warszawie, na prowincji, ale także w NRD, Holandii, Jugosławii, Związku Radzieckim. Te obrazy z lat 50. tworzą świat Sławnego.

Wystawa i album nie mogłyby powstać bez pomocy Francisa i Jeana Sławnych. Pragnę im najserdeczniej podziękować za otwartość, życzliwość i pełne pasji zaangażowanie na rzecz ocalenia i upublicznienia spuścizny fotograficznej ich Ojca.
Dziękuję także zespołowi Agencji FORUM za intensywną pracę nad przygotowaniem zdjęć Władysława Sławnego do druku.
Katarzyna Madoń-Mitzner

Cytat


"Świat" - tygodnik, który na cenzurę nie zważał

"Świat" ukazywał się w latach 1951 – 1969. Istotnym elementem każdego wydania były liczne czarno-białe fotografie. Wykonywali je głównie czterej fotoreporterzy: Władysław Sławny, Konstanty Jarochowski, Jan Kosidowski i Wiesław Prażuch. Bo "Świat" był także pismem wybitnego reportażu. Teksty pisali w nim twórcy tacy, jak, m.in. Marian Brandys, Kazimierz Dziewanowski, Wiesław Górnicki, Krzysztof Kąkolewski, czy Lucjan Wolanowski.

Jak przypomina Barbara Kosidowska, tygodnik "Świat" założył Stefan Arski. - Chciał stworzyć pismo dla inteligencji. Ale gdyby nie miał poparcia premiera, nie udałoby mu się... - twierdzi Barbara Kosidowska. Józef Hen natomiast zwraca uwagę, że z tygodnikiem stale współpracował Stanisław Jerzy Lec. - Miał w piśmie swój kącik, zamieszczał w nim fraszki - wyjaśnia. - "Świat" po prostu pachniał Paryżem - wspomina Andrzej Mularczyk. Podkreśla, że przełożony fotografików pisma, Władysław Sławny, wiele pomysłów na fotografie przywiózł właśnie stamtąd. Zdaniem Danuty Jackiewicz, zdjęcia z tygodnika "Świat" stanowią cenny dokument. - W czasach istnienia tego pisma drastycznie ograniczano mediom swobodę przekazu. "Świat" zaś, wbrew zakazom, otwarcie zamieszczał fotografie i reportaże, które ujawniały ówczesną sytuację kraju - mówi.

O niezwykłym czasopiśmie opowiadają Barbara Kosidowska, Danuta Jackiewicz, Andrzej Mularczyk i Józef Hen (Dwójka/Notatnik Dwójki)
http://www.polskieradio.pl/8/1594/Artykul/809781/

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach