radekone  Dołączył: 20 Maj 2009
Uczłowieczanie przez fotografię
Tytus uczłowieczał się m.in. przez umuzykalnienie i uplastycznienie. Zastanawiam się zatem, jak na was wpływa fotografia? Pytanie otwarte.

Do mojej wsi dziś zawitała wiosna. Było ciepło, słońce świeciło, wyszedłem połazić. Żadnego sensownego zdjęcia nie zrobiłem, usiadłem na jakiś schodach niedaleko domu. W tym momencie dostrzegłem polskich żuli, których to znałem z widzenia. Od razu podeszli w wiadomym celu. Poznali, że jestem Polakiem, mówię więc do pierwszego siadaj, spieszy wam się? W odpowiedzi usłyszałem, że pośpiech to strata czasu - co w sumie proste, mądre i zgrabnie powiedziane było :-) i tak sobie gadaliśmy, a w zasadzie to wygrzewałem się w słońcu słuchając Kazika, rodowitego Gdańszczanina. Historię studiował to i o swoim imienniku Wielkim z szacunkiem się wypowiadał. Ot, standardowa historia, którą sobie poskładałem: gość wyjeżdza do roboty, pracuje z rodakami na cudnej szkockiej wyspie Arran, jeden robi przekręt, wywalają wszystkich, nie ma dokąd wracać bo żona i dzieci już niechętne.
Pytali o fotografię, czemu i dlaczego, co mi to daje. Odpowiedziałem, że dla siebie, bo lubię. Co studiuję? Organizowanie ludzi. Nie fotografię? Byli rok wcześniej na wystawie podyplomowej lokalnej szkoły foto - pamiętam ich, ogarneli się wtedy nawet - i choć nie ukrywali, że przyszli tam głównie na darmowe wino, to fotki obejrzeli. Jedną do dziś wspominali z emocjami, Kazek wziął nawet wizytówkę autorki-Polki, ale zgubił.
Fotki porobiłem ale słowo honoru musiałem dać, że do internetu nie wrzucę, bo kiedyś Chemikowi ktoś zrobił - 'nie znacie Chemika, zresztą już nie żyje' - po czym do internetu wrzucił i Chemikowi mordę obili. Ale na wystawie mogą wisieć.
Mariusz poszedł a Kazik, mesjańsko trochę, jeszcze w stronę słońca swoje myśli, niegłupie całkiem, deklamował. I nawet przypozował do fotek jeszcze trochę.

Nie pierwszy raz mi się taka sytuacja przytrafiła i nie mnie jedynemu, wiadomo. Czy chciałoby mi się słuchać przypadkowych ludzi gdybym aparatu nie używał? Na ile innym człowiekiem bym był i jakie miałbym zainteresowania? Czy świat byłby równie ciekawy?

 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
Podoba mi się to, co napisałeś.
 

Ekajana  Dołączył: 30 Lis 2006
Fajna historia, aż wiosnę poczułem.
 
Charli1902  Dołączył: 19 Maj 2008
:-B
 

fotostopowicz  Dołączył: 06 Lut 2009
radekone, ja kiedyś miałem podobną historię a mianowicie szwendałem się po mieście z aparatem kiedy nagle zaczął padać deszcz taki letni ciepły kapuśniak :-) i już chciałem wracać do domu, kiedy nagle stwierdziłem, że czemu by nie połazić trochę, kiedy tak przyjemnie pada.
I tak sobie łaziłem, czasem jakieś zdjęcie się zrobiło w butach woda chlipie, nigdzie mi się nie spieszy, kiedy nagle spotykam człowieka 60 letniego przesymaptycznego "deszczowego spacerowicza". Opowiadał mi, że głównie wybiera się na spacer włąśnie trakcie deszczowych dni, że bardzo to lubi, że wtedy najbardziej się przy tym relaksuje, obserwuje ludzi, którzy uciekają przed deszczem jakby to był goroący popiół wulkaniczny a dla niego to była czysta przyjemność.
Postanowiłem połazić razem z nim gadaliśmy na różne tematy, trochę mi o sobie opowiadał, pyta się o fotografie, po czym kiedy się rozpogodziło pożegnał się ze mną i sobie poszedł.
Był to dla mnie jeden z najmilej spędzonych dni w Dublnie i choć później jeszcze nie raz łaziłem w czasie deszczu nigdy go już nie spotkałem
 

alkos  Dołączył: 18 Kwi 2006
Fajnie piszecie chlopaki. Dalej, dalej :-)
 
danpe_
[Usunięty]
Re: Uczłowieczanie przez fotografię
radekone napisał/a:
Tytus uczłowieczał się m.in. przez umuzykalnienie i uplastycznienie. Zastanawiam się zatem, jak na was wpływa fotografia? Pytanie otwarte.



Ja się od Tytusa de Zoo chyba różnię, choć z gęby jak się nie ogolę niewiele :roll:
Umuzykalnienie i uplastycznienie nie zdało egzaminu - okazało się, że jestem odporny. Kiedyś nawet jakaś pani psycholog potwierdziła na piśmie, że ze mną jest względnie OK, ale muzykiem ani plastykiem to ja nie będę, bo mi się zwój nie wykształcił odpowiedni w szarej masie, więc na bale nie chodzę.
Ale:
Przestałem zabijać muchy i pająki, teraz je podglądam.
Zacząłem wkurzać rodzinę i znajomych na wycieczkach - szczególnie jak wezmę analoga, cyfrę, starta, statyw i moskwę naraz :mrgreen:
 

TM_Mich  Dołączył: 08 Wrz 2009
radekone jakbym Głowackiego czytał.
Czekam na dalsze opowieści.
 
An_wrocławianka  Dołączyła: 25 Paź 2010
alkos napisał/a:
Fajnie piszecie chlopaki. Dalej, dalej :-)

Tak jest. Jee-szcze, jee-szcze! :-)
 

wojtekk  Dołączył: 17 Lip 2006
Nie dałem się umuzykalnić. To znaczy, do pewnego stopnia tak, bo chłonę muzykę jak gąbka - ale tworzyć jej ni cholery nie umiem mimo paru prób. Ryczenie pod prysznicem i growle w poduszkę to nie to. Aparat chwyciłem, bo było prosto i przyjemnie. I dziewczyny to lubią, a jak się jest grubym i przemądrzałym to trzeba się ratować. Uczłowieczyłem się na tyle, że nie jestem już gruby (choć Alkos wciąż mówi do mnie 'grubasku', za co kopię go w golenie) i, że nie muszę już podrywać dziewczyn na aparat. Ale tak naprawdę to nie to przekonało mnie o sile fotografii a to, że - mimo pewnego doświadczenia w pisaniu, czytaniu i klątwach werbalnych - to właśnie za pomocą aparatu mogę wyrażać się najlepiej. Nieskrępowanie (choć, oczywiście, głowa krępuje i ogranicza) i w dowolnym momencie.

Poza tym cała ta fotografia zbliża do ludzi. Zbliża do ludzi, których znam i tych, których jeszcze nie znam - ale zaraz poznam, wskakując na nich z aparatem. Dzięki fotografii poznałem cudowne osoby, które do dzisiaj są moimi przyjaciółmi. Dzięki fotografii zaprosiłem paru deliwentów na ciekawą kawę, dzięki fotografii wywołałem parę uśmiechów. I chociaż czasem ludzka natura każe chcieć więcej, to jednak coś tam mówi mi, że to właśnie o to chodzi, o to połączenie z innymi. To jest właśnie to całe uczłowieczenie. Wymiana myśli, uśmiechów i czasem czegoś więcej.

Radek opisał swoją przygodę; miałem takich kilka. Najmilej wspominam chyba Bones'a, punka z Edynburga, z którym spędziłem kiedyś na ławce w parku dobre półtorej godziny dyskutując zależności pomiędzy szczęściem jednostki a zrypanym systemem ;) Bones okazał się niezwykle miłym człekiem. Wyglądaliśmy pewnie śmiesznie; on, punkowy do bólu, bez koszulki, wygrzewający stare kości (nomen-omen) na słońcu i ja, z wyglądu jak najbardziej poprawny politycznie, siedzący obok niego i siorbiący kawę. Ludzie rzucali nam ciekawskie spojrzenia. A ja zatraciłem się w tej konwersacji i chyba przypadkiem tylko zrobiłem parę zdjęć. Przyjemność z obcowania z ciekawym człowiekiem zupełnie zepchnęła fotografię jako czynność na drugi plan. I wtedy sobie zdałem sprawę, że to właśnie jest ta fotografia, przez duże F, ta fotografia, której nie ma - ale która czai się jako zmysł obserwacji i poznania...

Oj tak :)


Bones, Edynburgh 2010
 

radekone  Dołączył: 20 Maj 2009
Cytat z mojej stopki o pękniętej kliszy rówież pochodzi z takiego spotkania :-) Zagadałem do jakiś dziadków w częstochowie o zdjęcie, choć z uśmiechem na ustach to kategorycznie odmówili, ale to wypowiedziane przez jednego z nich zdanie jest bardziej wartościowe niż zdjęcia, jakie mógłbym im zrobić.

wojtekk napisał/a:
Dzięki fotografii poznałem cudowne osoby, które do dzisiaj są moimi przyjaciółmi.


Ja choć pośrednio, ale to właśnie przez fotografię poznałem swoją żonę przyszłą. Wtedy sobie zdałem sprawę, że było warto!
 

alkos  Dołączył: 18 Kwi 2006
radekone napisał/a:
poznałem swoją żonę przyszłą.


Ze łot? Czuje sie nieprzedstawiony.

:mrgreen:

wojtekk napisał/a:
Dzięki fotografii poznałem cudowne osoby, które do dzisiaj są moimi przyjaciółmi.


Tada!
 

radekone  Dołączył: 20 Maj 2009
alkos napisał/a:
Ze łot? Czuje sie nieprzedstawiony.

A bo fejsbuka nie masz!
Znaczy masz, ale jakiś papierowy i bez internetu :-)

To ta pani z wątku o Ektarze, Wanda. Swego czasu poznałem się z 'lokalną teatralną grupą artystyczną' i zacząłem robić im fotki na próbach. Już samo przebywanie z nimi duużo mnie rozwinęło myślę, skumplowałem się z nimi przy tym. Ale nadszedł czas zmian - Agnieszka, moja ówczesna fotograficzna muza wyjeżdżała do Polski na studia aktorskie i robiła imprezę pożegnalną. Na jednej w Edynburgu już coprawda byłem, ale coś mnie podkusiło aby wybrać się na kolejną, tym razem do Glasgow. A to stare koleżanki były.. ;-)
Jakby nie fotografia, to ani bym się z nimi nie skumplował, ani do Glasgow nie pojechał..
 

wojtekk  Dołączył: 17 Lip 2006
radekone napisał/a:
Jakby nie fotografia, to ani bym się z nimi nie skumplował, ani do Glasgow nie pojechał..


Powah of fotografi! Tak to właśnie działa :D
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
wojtekk napisał/a:
Aparat chwyciłem, bo było prosto i przyjemnie. I dziewczyny to lubią, a jak się jest grubym i przemądrzałym to trzeba się ratować.

Ja nie chciałem chodzić w pochodach pierwszomajowych. Brałem aparat i miałem spokój - niby robiłem do kroniki... tyle, że nikt potem nie chciał tych zdjęć. I tak wychodziłem na plus.
wojtekk napisał/a:
Wyglądaliśmy pewnie śmiesznie; on, punkowy do bólu, bez koszulki, wygrzewający stare kości (nomen-omen) na słońcu i ja, z wyglądu jak najbardziej poprawny politycznie, siedzący obok niego i siorbiący kawę.

Byłeś przez chwilę jak D. Arbus.... Ale mnie też ciągnie do oryginałów. W większości są ponadprzeciętni (wyjąwszy regularnych czubów).
Z czasem obrastamy w takie anegdoty i wynika to z tego, że nie ograniczamy się do samych zdjęć, tylko słuchamy co ludzie , których fotografujemy do nas mówią. To jest czasami równie pasjonujące, jak fotografowanie.

Uploaded with ImageShack.us
Kiedyś wspólnie z zaprzyjaźnioną dziennikarką "piszącą" realizowaliśmy temat "ludzi ciekawych". Wyszukiwaliśmy ludzi, którzy mieli coś do opowiedzenia, z czego wynikałoby jakieś przesłanie dla młodszych. Znalazłem takiego oto dziadka: szewc z tzw. przeszłością. Poszedłem do niego, zaczynamy rozmawiać, on mi opowiada historię swojego życia (okazało się, że znał mojego ojca, co bardzo ociepliło kontakt): jego dziadek przyjechał do Polski z Niemiec jako budowniczy twierdzy modlińskiej i już w Polsce został. Za zarobione pieniądze kupił gospodarstwo i wiedli spokojne życie aż do 1939 r. Potem Niemcy przypomnieli sobie o nim i postawili warunek: podpisujesz Volkslistę, albo Auschwitz. Podpisał. Dalej uprawiał swój kawałek pola, żył między tymi samymi sąsiadami, tylko miał prawo kupowania w sklepach "Nur fur Deutsche" (na kartki), synów nie miał, więc nie musiał ich posyłać do Wehrmachtu. Po wyzwoleniu przypomnieli sobie o nim wyzwoliciele i pewnego dnia obudził się na Syberii. Dalej opisywał swoje życie obozowe, jak uszył piękne oficerki polskiego kroju dla komendanta, jak wygrał casting do kuchni (znał 20 potraw z ziemniaków, podczas gdy inni najwyżej 8). Po śmierci "Ojca Narodów" w '53 został zwolniony i wrócił do swojego szewstwa. Opisuję w skrócie, bo rozmowa trwała ponad 2 godziny. Oczywiście zrobiłem kilka zdjęć i czekam na plon wywiadu mojej "piszącej" koleżanki. Oczywiście naszkicowałem jej o czym dziadek opowiada, żeby w razie czego wiedziała o co pytać.
Po tygodniu drukują wywiad z moim zdjęciem. Ale ledwie kilkanaście linijek tekstu - same bzdety. "Elka, do jasnej cholery, dlaczego tak mało?". "No bo jak zaczęłam rozmowę, to włączyłam dyktafon. On coś mówił o jakichś butach i kartoflach, ale nagrało się bardzo niewyraźnie i nic z tego nie mogłam zrozumieć". Rozumiecie to? Ona nawet nie słuchała tego, co opowiadał, tylko włączyła dyktafon i myślała co ugotować na obiad! Miałem nadzieję, że cały ten zbiorek rozmów z ludźmi i fotografii wydamy w formie albumu, ale po tym, co się stało nadzieja prysła. Dziadek niedługo potem umarł, pomarło kilku dalszych naszych bohaterów i nie zostało nic. Jeśli bym kiedyś wrócił do tego tematu, to już sam. Też sobie kupię dyktafon, ale mimo wszystko czuję się teraz jakiś taki "zablokowany".

 

wojtekk  Dołączył: 17 Lip 2006
technik219 napisał/a:
[...] Rozumiecie to? Ona nawet nie słuchała tego, co opowiadał, tylko włączyła dyktafon i myślała co ugotować na obiad! [...]


Wiem, o czym mówisz. To, że postrzegamy tak wyraźnie i tak się wsłu-choo-jemy (ten cenzor to porażka!!) nie jest niestety typowe... Większość ludzi, nawet uważających się za kreatywnie zaangażowanych, ma w dupie opowieści i historie...

 

alkos  Dołączył: 18 Kwi 2006
technik219 napisał/a:
On coś mówił o jakichś butach i kartoflach, ale nagrało się bardzo niewyraźnie i nic z tego nie mogłam zrozumieć


O rany.... :-(
 

fotostopowicz  Dołączył: 06 Lut 2009
technik219, Twoja opowieść sprawiła to, że poczułem się jakbym tam siedział koło Ciebie i razem z Tobą słuchał tego człowieka. Niestety końcowa część tej opowieści (mówię o słowach, które usłyszałeś od swojej koleżanki "On coś mówił o jakichś butach i kartoflach, ale nagrało się bardzo niewyraźnie i nic z tego nie mogłam zrozumieć") spowodowały drastyczne i bardzo przykre przebudzenie.
Szkoda, bo taki piękny sen miałem
 

dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
wojtekk napisał/a:
Większość ludzi, nawet uważających się za kreatywnie zaangażowanych, ma w dupie opowieści i historie...
Tak, zauważyłem to. Nie wydaje mi się, że jestem jakimś totalnym zamulaczem, ale coraz trudniej rozmawia mi się z nowymi ludźmi, nie chcę nawet mówić o poznawaniu. Nawet inteligentni i oczytani ludzie, są zaprogramowani na zdawkowy small talk, gadania o innych znajomych, jednokierunkową komunikację i forsowanie swoich opini. Na pamięć już znam ten wyraz oczu - "ok, ok, ok, ok, i tak Cię nie słucham, skończ szybko, bo już chcę coś powiedzieć".
 

wojtekk  Dołączył: 17 Lip 2006
dzerry napisał/a:
"ok, ok, ok, ok, i tak Cię nie słucham, skończ szybko, bo już chcę coś powiedzieć".


Ja mam tak tylko z Alkosem jak się zaczyna wymądrzać ;D

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach