dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
Ja wiem, ze pojade po krawedzi, ale wydaje mi sie, ze przesadzacie. Czytajac to co piszecie, mozna dojsc do wniosku, ze fotografowania to byla najbardziej niebezpieczna czynnosc w PRLu. Fakt, to nie byl pikuś, ale na pewno o wiele trudniejszy i gorszy w konsekwencjach byl druk i kolportaż bibuły, drugi obieg czy jakakolwiek dzialalnosc opozycyjna, ktora jak wszyscy wiemy, mimo tak wielkiego ryzyka, kwitła.

Wg mnie, reportaz i dokument nigdy w Polsce sie nie rozwinal, nie ze wzgledu na cencure i SB tylko ostracyzm zmanierowanego artystycznie środowiska, które albo robiło chałtury, kręciło lewe interesy na chemii i materiałach foto, albo nużało się w pretensjonalnym konceptualizmie. Reportaz byl zawsze poza "strafą prestiżu". To pewnie dlatego, spośród dwóch najbardziej ikonicznych zdjęć, jedno zostały zrobione przez de facto obcokrajowca, a drugie przez amatora - Janek Wiśniewski niesiony Świętojańską.

Nie mamy nikogo, kto chocby zbliżył się na przykład do Koudelki i jego praskiej wiosny. Rozmawiałem kiedyś o tym z fotografami ze starszego pokolenia na ten temat i cholera muszę wam powiedzieć, że ta SB była jednak na maksa skuteczna, bo akurat wg ich relacji, ani jeden skrawek negatywu im się nie zachował w archiwum. Patrz pan, no.

A takie zdjęcia robił 12-letni gówniarz - fakt, że to 87-88, pietra miałem, ale nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi.



 
Pioter  Dołączył: 18 Cze 2007
dzerry napisał/a:
A takie zdjęcia robił 12-letni gówniarz - fakt, że to 87-88

o pozdrawiam, to też mój rocznik, ale wiesz to też trochę tłumaczy. Dobrze pamiętam te czasy, i powiem ci, że taki 12-letni smarkacz tak się nie rzucał w oczy, nie wydawał się pewnie groźny, a może po prostu masz rację, nie wiem. Wiem tylko jedną rzecz, strasznie mi szkoda, że nie robiłem wtedy zdjęć z tzw. przemiany ustrojowej w latach 89-90, to byłby dopiero bezcenny materiał. Dziwne to były czasy, co drugi Polak otwierał własny biznes, te szczęki na ulicach prawie wszędzie. Potem to społeczeństwo stłamszono i zduszono, pomimo tego początkowego optymizmu. Fajny reportaż by powstał.

Teraz to za bardzo nie ma z czego tych reportażów robić, niby nasza i importowana lewica, z prawicą się bije w święto narodowe, ale czy to ma sens jakiś? Za rok pewnie będzie to samo. Mieliśmy szczęście żyć w ciekawych czasach.


A jeszcze jedno końcówka lat 80-tych to pod pewnymi względami kompletny demontaż systemu i zwyczajnie można było sobie na więcej pozwolić. Chociaż różnie bywało.

Pozdrawiam
Piotr

 

alekw  Dołączył: 27 Wrz 2007
Pioter napisał/a:
dzerry napisał/a:
A takie zdjęcia robił 12-letni gówniarz - fakt, że to 87-88

o pozdrawiam, to też mój rocznik, ale wiesz to też trochę tłumaczy. Dobrze pamiętam te czasy, i powiem ci, że taki 12-letni smarkacz tak się nie rzucał w oczy, nie wydawał się pewnie groźny, a może po prostu masz rację, nie wiem. Wiem tylko jedną rzecz, strasznie mi szkoda, że nie robiłem wtedy zdjęć z tzw. przemiany ustrojowej w latach 89-90, to byłby dopiero bezcenny materiał. Dziwne to były czasy, co drugi Polak otwierał własny biznes, te szczęki na ulicach prawie wszędzie. Potem to społeczeństwo stłamszono i zduszono, pomimo tego początkowego optymizmu. Fajny reportaż by powstał.

Teraz to za bardzo nie ma z czego tych reportażów robić, niby nasza i importowana lewica, z prawicą się bije w święto narodowe, ale czy to ma sens jakiś? Za rok pewnie będzie to samo. Mieliśmy szczęście żyć w ciekawych czasach.

Pozdrawiam
Piotr


75?

akurat tego, że nie interesowała mnie fotografia na początku lat 90-tych też żałuje...

natomiast myślę, że każdy czas jest ciekawy, aby go fotografować... z tymi zdjęciami tak to już jest, że im starsze tym lepsze

czy np. okres budowania IV RP przez Kaczyńskiego, Leppera, Giertycha nie był fascynujący? a jednocześnie na pewno trudniejszy do przedstawienia na fotografii

 
Pioter  Dołączył: 18 Cze 2007
alekw napisał/a:
75?

tak

Pozdrawiam
Piotr
 

TM_Mich  Dołączył: 08 Wrz 2009
Witajcie w klubie :)
 

fotostopowicz  Dołączył: 06 Lut 2009
To i ja się dołączę z utworem muzycznym :mrgreen:
http://www.youtube.com/watch?v=azLiShMe-Yw
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat
Wg mnie, reportaz i dokument nigdy w Polsce sie nie rozwinal, nie ze wzgledu na cencure i SB tylko ostracyzm zmanierowanego artystycznie środowiska, które albo robiło chałtury, kręciło lewe interesy na chemii i materiałach foto, albo nużało się w pretensjonalnym konceptualizmie. Reportaz byl zawsze poza "strafą prestiżu".


Cytat


Lata 1931-1945
W Polsce ogarniętej niemal wszechobejmującym wpływem tak zwanej szkoły Bułhaka, hołdującej ciągle jeszcze impresjonistycznym wzorom malarskim, inne kierunki fotograficzne torowały sobie drogę z wielkim trudem. Efektowne gumy, bromoleje i przetłoki bromolejowe — obrazy fotograficzne uzyskiwane za pomocą tak zwanych technik swobodnych — wciąż jeszcze były tak piękne i tak fascynowały swoją malarską czy graficzną pozą, że znajdowały wielkie grono zwolenników tak wśród twórców, jak i najszerszych kręgów bywalców salonów i wystaw fotografii artystycznej. W tej sytuacji fotografia reporterska nie wykraczała w swej masie ponad poziom średnio-przeciętny i w zasadzie nie gościła zbyt często na wystawach, raczej szukać jej trzeba na łamach ówczesnych czasopism ilustrowanych. Największe zdobycze w zakresie fotografii, wypływające z prądów nowej rzeczowości, Jan Bułhak (1876—1950) określał mianem ,,niemieckiego zakalca" , a inny wielki artysta Marian Dederko (1880-1965) twierdził że "ostra fotografia nigdy nie będzie artystyczna".
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
Dzerry, jest dużo racji, w tym co napisałeś. Jednak teraz wiemy więcej niż wtedy. A wtedy nie było wiadomo co zrobią z takim delikwentem, jak go złapią na zadymie z aparatem. Po prostu był strach. Strach o sprzęt, o dupę, że wywalą ze szkoły, że trzeba będzie robić składkę w rodzinie na grzywnę. Słyszałem później opowieść jakiegoś dziennikarza: siadał do taksówki i w czasie jazdy fotografował przez okno co ciekawsze "widoczki". W końcu na ogon taksówki siadał radiowóz. Wtedy facet szybko zwijał film i zakładał czysty. Jak go zatrzymywali, wyjmowali film z aparatu i zabierali.
MW, dobry fragment zacytowałeś. Jest jeszcze inny fragment w tej książce dotyczący problemu bardzo małej ilości polskich zdjęć z września'39. To też wiele tłumaczy. A sytuacja dokumentalistów w Powstaniu Warszawskim? Wymagane były specjalne akredytacje, legitymacje i każdy, kto pojawił się z aparatem, a nie miał zezwolenia na fotografowanie, mógł dostać kulkę od swoich bo szpieg.
I jeszcze jedna śmiesznostka współczesna. Mój starszy kolega był zniesmaczony i wielce zdziwiony tym, że chodzę sobie po ulicach i fotografuję różne rzeczy. Pracowaliśmy razem i fotografowanie "na ulicy" należało do naszych obowiązków, więc mówię "Włodek, ale przecież ty też fotografujesz na ulicy". "No tak, ale to jest służbowo. Prywatnie NIGDY bym nie zrobił zdjęcia na ulicy". I gadaj z takim. Tak, jakby to była czynność wielce wstydliwa. Drugi przypadek był podobny - "dziwił się" i szydził facet, zdawałoby się na poziomie. Ach, jak ja wtedy "pojechałem" po nim...
Tak więc, myślę, że to kwestia pewnej ciasnoty obyczajowej, na którą niewątpliwie mają wpływ stereotypy fotografii artystycznej, nierozumienia doniosłości fotografii dokumentalnej (na każdym kroku trzeba się tłumaczyć po co to, dlaczego, z jakiej gazety, może ze skarbowego, może z Sanepidu, czy nie z UOP-u (dawniej z SB). W czasach, o których mówimy podejrzliwość ludzi była jeszcze większa, bo i ludzie z opozycji i cinkciarze, a z drugiej strony - po co fotografuje? Może będzie szydził z ustroju, albo agent? Dlatego taki "12 letni gówniarz" miał szersze pole działania - jego nikt o nic nie podejrzewał. No i nie myślał co mu zdobią, jak go złapią z aparatem, no bo w rzeczy samej, co mogli mu zrobić?

[ Dodano: 2011-12-13, 10:02 ]
Jeszcze: w starym FOTO był, wywiad z przedwojennym fotoreporterem (nazwiska nie pamiętam), który powiedział, że przedwojennej prasy nie interesowały zdjęcia ulicy, pokazujące nieretuszowaną rzeczywistość. Fotoreportaż nie miał poważania. Drukowano zdjęcia "ładne", z rautów, oficjalnych spotkań, polowań arystokracji, gwiazd filmu i teatru. Nie było możliwe opublikowanie zdjęcia z demonstracji, starć z policją (zdarzały się wcale często), zdjęć biedoty, prawdziwej wsi. Jeśli ktoś je robił, to dla siebie i też mógł być posądzony o działalność wywrotową (A. Minorski). Wyjątek stanowiły sensacje kryminalne dla prasy "brukowej". Trochę fajnych zdjęć zachowało się w resztkach po archiwum IKC-a http://www.nac.gov.pl/fotografie , ale to mało.
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
Cytat
"ostra fotografia nigdynie będzie artystyczna".
Cytat
Prywatnie NIGDY bym nie zrobił zdjęcia na ulicy

technik219 napisał/a:
Mój starszy kolega był zniesmaczony i wielce zdziwiony


Te cytaty wiele tłumaczą. Stereotypy w głowach wydaja mi się mieć większą moc sprawczą, niż zakazy. Mimo wszystko.

technik219 napisał/a:
W czasach, o których mówimy podejrzliwość ludzi była jeszcze większa


No i jeszcze to. Wciąż jeszcze się objawia w reakcjach ludzi na fotografujących, czy to na dworcach, czy w sprywatyzowanych miejscach publicznych.
 

DrEwNiAK  Dołączył: 29 Sty 2008
Po tylu latach komuny i ostatnio lawinowym wzroście inwigilacji trudno się dziwić niektórym paranojom.
 

alekw  Dołączył: 27 Wrz 2007
Z powyższych wypowiedzi wynika, że brak poważania dla dokumentu jako fotografii, to szersze zjawisko i mające swoje korzenie jeszcze przed II wojną światową, podczas gdy w tym samym czasie w Paryżu rodzi się fotografia uliczna, w USA FSA zatrudnia wielu fotografów w celu dokumentowania wiejskich obszarów Ameryki, Weegee biega z aparatem po Nowym Jorku. Oczywiście to Ci znani, ale podejrzewam, że osób zajmujących się taką fotografią było znacznie więcej.
Nie wiem jak to wyglądało w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, ale czyżby jedynym powodem braku takiej fotografii w Polsce było negatywne stanowisko środowisk artystycznych?
 
gilby  Dołączył: 28 Lut 2007
Cytat
Teraz to za bardzo nie ma z czego tych reportażów robić,


Można zrobić dokument.
Cała Polska jest w trakcie bardzo dużych przemian.
Tylko zdjęcia z dziś będą wartościowe za 20 lat - komu by się na to chciało czekać.
W efekcie za 20 lat nie będziemy mieli dobrych zdjęć choćby z największego remontu jaki pamiętam w Poznaniu (całe centrum z głównym rondem, dworzec, stadion, drogi, kamienice).
A jakie zmiany zachodzą w społeczeństwie? Ja jestem z rocznika 80 i nie rozumiem już ludzi z rocznika 90. 10 lat różnicy. Rozwój technologii, edukacji, dostęp do dóbr materialnych ma wpływ na tak szybkie tępo zmian. Ktoś to fotografuje?

Rok temu poznałem kolegę, który uparcie, dzień po dniu robi zdjęcia z Poznania.
Dziwiłem się mu i nie mogłem zrozumieć, po co mu to.
Dziś patrzę na zdjęcia z przed roku, czy dwóch i :shock:
Choćby takie zdjęcie:

Pewnie na euro już tych kurczaków tam nie będzie...
 

opiszon  Dołączył: 29 Sty 2008
gilby napisał/a:
Tylko zdjęcia z dziś będą wartościowe za 20 lat - komu by się na to chciało czekać.
W efekcie za 20 lat nie będziemy mieli dobrych zdjęć choćby z największego remontu jaki pamiętam w Poznaniu (całe centrum z głównym rondem, dworzec, stadion, drogi, kamienice).

może dokładnie z tego samego powodu nie ma zdjęć z przełomu lat 80/90 i lat wcześniejszych :?:

gilby napisał/a:
Pewnie na euro już tych kurczaków tam nie będzie...

OT/
będą - kurczaki D.B. są nieśmiertelne - a raczej nie zanosi się póki co, żeby właściciel kurczaków (i działki pod nimi) zdobył kasę na budowę D.B. Cornera (reklama jest na zdjęciu)
/OT
 

alkos  Dołączył: 18 Kwi 2006
technik219 napisał/a:
Trochę fajnych zdjęć zachowało się w resztkach po archiwum IKC-a http://www.nac.gov.pl/fotografie


Kurcze, to jest piekne. Tylko jakby pod prad watku :-)

http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/8884/
 

SNECZKU  Dołączył: 21 Kwi 2006
Witajcie,
W Łodzi także mamy ciekawe archiwum:

http://www.pttk.lodz.pl/zbior.htm
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
alekw napisał/a:
Nie wiem jak to wyglądało w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, ale czyżby jedynym powodem braku takiej fotografii w Polsce było negatywne stanowisko środowisk artystycznych?

Znowu będzie OT, ale może moderator nie wykosi:
Imperium fotografii amatorskiej i prasowej były Niemcy. Według Latosia większość żołnierzy wyruszających na front miało w plecakach aparaty i nader często robiło z nich użytek. Dzięki temu wszelkie komisje badania zbrodni hitlerowskich miało potem dowody. Dlatego w okupowanej Polsce powstawały zakonspirowane komórki zajmujące się kopiowaniem i przekazywaniem dalej zdjęć z negatywów żołnierzy niemieckich oddawanych do wywołania w zakładach fotograficznych. Zdjęcia z łódzkiego getta ... Co więcej, naczelne dowództwo powołało specjalne Proaganda Kompanie, w których działali fotografowie i filmowcy (niekiedy wcale dobrzy fachowcy) oraz korespondenci. Wystarczy zajrzeć do wspomnień T. Rolke, który wspomina pięknie ilustrowane wydawnictwa, które rozbudziły w nim fascynację fotografią.
Podobnie było za wschodnią granicą. Fotografowie wojenni stamtąd to same mocne nazwiska. Inna rzecz, że ich zdjęcia objęte były ścisłą cenzurą - wiadomo - wojna, nie można "siać defetyzmu" (to działa wszędzie tak samo - przełom nastąpił dopiero od wojny koreańskiej i wietnamskiej). My mamy bardzo skromne archiwa, naszych fotografów wojennych też nie za wielu - kto chce niech poczyta pozycję podaną przez MW.
Niektórzy badacze problemu jako przyczynę podają "kulturę słowa" jako ugruntowaną wartość spychającą obrazy do roli podrzędnej ilustracji. Inni rzecz wywodzą od naszych powstań: inne cele postawione fotografii, z tego wywodzącą się "fotografię ojczystą" Bułhaka (mamy już naszą Polskę, więc popatrzcie jaka ona piękna), która "zatruła" całe pokolenia polskich fotografów. Może zbyt bardzo fotografia pozostawała w służbie propagandy i przez to została zdeprecjonowana w powszechnym osądzie. Ale wobec tego, dlaczego podobne mechanizmy nie zadziałały np. w Czechach (przecież też mieli swojego Sudka, który jednak nie "zatruł" Czechów w takim stopniu jak Bułhak), na Węgrzech. Nawet fotografia rosyjska otrząsnęła z naleciałości radzieckiego socrealizmu. My zawsze mieliśmy coś ważniejszego do zrobienia niż przywracanie należnego fotografii znaczenia. Jest taka książeczka A. Ligockiego "Fotografia i sztuka"
w której autor rozprawia się z fotografią ojczystą i "fotografią artystyczną". Ciekawa pozycja, lecz trzeba wziąć poprawkę na rok 1962 - my widzieliśmy już więcej i wiemy więcej - na dobór ilustracji i autorów zdjęć. Mnie Bułhak też "zatruł". Kiedy w 1979 ją przeczytałem, rzuciłem w kąt oburzony, że można tak poniewierać "ojca polskiej fotografii", że komuś mogą się nie podobać takie "wspaniałe zdjęcia". Wkrótce jednak przeprosiłem się z Ligockim, z Kosidowskim, Rolke i innymi smakoszami "niemieckiego zakalca".
Sorry za ten przydługi OT, ale poczułem się zachęcony przez kolegą alka i... tak samo poleciało. Na przyszłość postaram się panować nad słowotokiem :->
 

wojtekk  Dołączył: 17 Lip 2006
Kurdę, robi się taki ciekawy wątek a ja w pracy siedzę. :)

Pokrótce powiem tylko, że rejestracja codzienności to jest to, straszliwie to szanuję. Choćby mój znajomy Keith Collman ma na tym punkcie fizia. Kompletnego. Lub completnego ;) Czego ten człowiek nie fotografuje... Fast-food bary, historie całe o lokalnych fryzjerach, starsi ludzie, zwykli, a jednak niezwykli... Część z tego chyba jest już na jego stronie, ale gość ma czterdziestoletnie archiwa, a więc czas minie zanim to zarzuci :)

http://keithcollman.com/portfolios

Facet nosi przy sobie książeczkę-notes i zapisuje i wkleja foty, historie spisuje, nagrywa... Fascynujący człek. Wie dobrze, że pozostawia świadectwo czasów już prawie minionych.
 

alekw  Dołączył: 27 Wrz 2007
technik219 napisał/a:

Sorry za ten przydługi OT, ale poczułem się zachęcony przez kolegą alka i... tak samo poleciało. Na przyszłość postaram się panować nad słowotokiem :->



:-)
oby więcej takich OT

dodam jeszcze link do rozmowy z Hartwigiem: http://fototapeta.art.pl/fti-ehabbf.html
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat
Fotoreportaż Polski/Fotografowie polskiej wojny obronnej - fragment

Podobny jak w dziedzinie militarnej, a nawet jeszcze niekorzystniejszy, był stosunek pomiędzy niemiecką a polską fotografią. W składzie wojsk niemieckich działały tak zwane Propaganda-Kompanie z etatowymi filmowcami, dziennikarzami i fotografami. Ponadto bardzo wielu żołnierzy hitlerowskich (kraju, który był potentatem w przemyśle fotograficznym) zabrało ze sobą aparaty fotograficzne. W Wojsku Polskim nie było etatowych fotoreporterów wojennych, a sprzęt fotograficzny wśród żołnierzy bardzo nieliczny. Gdybyśmy dziś chcieli zilustrować działania obronne we wrześniu 1939 roku tylko zdjęciami polskich autorów, trud byłby daremny. Zapewne przyczyna tego stanu rzeczy tkwi nie tylko w małej liczbie zdjęć wykonanych, ale również w wielkiej liczbie zdjęć bezpowrotnie straconych w zawierusze wojennej. Niemniej istotnym powodem jest brak jakiejkolwiek pieczołowitości w stosunku do fotografii, wyrażającej się głównie w pomijaniu nazwisk autorów zdjęć, o czym miałem już okazję niejednokrotnie pisać nawet na kartach tej książki. Powstaje wskutek tego sytuacja, że mamy tu i ówdzie jakieś zdjęcia, o których nic bliższego nie wiadomo, a już nic przeważnie nie można powiedzieć o ich autorstwie, nie wiadomo więc, czy są to zdjęcia polskie, czy też wykonane przez jakiegoś hitlerowskiego fotografa. Zdjęciami takimi dysponują i obracają w różanych publikacjach niektóre nasze instytucjonalne zbiory fotograficzne. Zdjęcia z okresu drugiej wojny znajdują się w zbiorach Wojskowego Instytutu Historycznego, w Państwowym Archiwum Dokumentacji Mechanicznej, w archiwum Wojskowej Agencji Fotograficznej, w Muzeum Historycznym Miasta Warszawy, w Wytwórni Filmów Dokumentalnych w Warszawie i w licznych zbiorach prywatnych. Wielki wysiłek gromadzenia zdjęć, między innymi z okresu ostatniej wojny, podjęło Krakowskie Towarzystwo Fotograficzne, zakładając przed kilku laty Muzeum Fotografii. Znajduje się w jego zbiorach wiele materiałów ciekawych, nowych i cennych, ale czekają one na drobiazgowe opracowanie, obecnie bowiem o niewielu fotografiach z tego zbioru można przytoczyć bliższe informacje.
Podejmując wysiłek zilustrowania wydarzeń wojny obronnej 1939 roku autorzy zmuszeni są do korzystania z tego, co jest. W takich zestawach ilustracyjnych funkcjonują więc obok zdjęć autorów polskich również bardzo liczne zdjęcia niemieckie, znalezione w archiwalnych szafach, a najczęściej reprodukowane z hitlerowskich albumów wojennych, almanachów fotograficznych wychodzących w Niemczech podczas wojny i z najróżniejszych publikacji historycznych. Sporo ilustracji to fotografie powstałe przez skopiowanie pojedynczych klatek filmowych z zachowanych dokumentalnych taśm kronik wojennych.


Warszawa, wrzesień 1939 r. Julien Bryan filmuje żołnierza trzymającego fragment zestrzelonego niemieckiego samolotu

Często eksploatowanym źródłem są filmy i zdjęcia znanego amerykańskiego filmowca-dokumentalisty, dziennikarza i fotografa Juliena Bryana, który we wrześniu 1939 roku przybył do Polski, do Warszawy, by dokumentować dramatyczne chwile z życia naszej stolicy, ukazywać dzieło zniszczenia i bezmiar ludzkich nieszczęść. Po wojnie dwukrotnie odwiedzał Polskę, we wrześniu 1959 roku i w 1974 roku; odszukał ludzi ze swych dawnych zdjęć i opracował album swoistych konfrontacji zdjęć ludzi i miasta z dwóch wrześni — 1939 i 1959 roku.
Korzystając z tego szerokiego wachlarza przeróżnych źródeł można zgromadzić wystarczającą i w miarę kompletną liczbę fotografii dokumentujących omawiany okres. Ale ile w tym konglomeracie jest zdjęć prawdziwie polskich, wykonanych polskim sercem i z polskiego punktu widzenia? Mało, bardzo mało!
Henryk Latoś/Z Historii Fotografii Wojennej


Cytat
Kilka zdań ogólnej oceny. Gdyby mi ktoś zaproponował, abym wyróżnił trzech, moim zdaniem, najwybitniejszych polskich fotoreporterów ostatniej wojny, byłbym w nie lada kłopocie, wszyscy bowiem znani mi zasługują na uwagą i uznanie za to, co czynili najlepiej, jak umieli. Każdy z nich wniósł znaczący dorobek w dzieło dokumentacji polskiego wysiłku zbrojnego włożonego w zwycięstwo nad faszyzmem. Jednak zmuszony do odpowiedzi na postawione pytanie wymieniłbym trzy nazwiska: Tadeusz Szumański — z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, Eugeniusz Lokajski — fotoreporter powstania warszawskiego, Józef Rybicki — fotoreporter ludowego Wojska Polskiego. Każdego z nich cenię w inny sposób i za co innego. Szumańskiego za dużą kulturę zdjęć, za ich akcenty humanistyczne i spore walory estetyczne, również za obfitość dorobku. Lokajskiego — za bystre oko fotoreporterskie, wyraźne cechy publicystyczne zawarte w wielu jego zdjęciach, za doskonały poziom techniczny zdjęć robionych w tak nie sprzyjających warunkach. Rybickiego przede wszystkim za to, że intuicyjnie umiał wyczuwać ważkość tematów, że był akurat tam, gdzie działy się rzeczy najważniejsze, które obecnie uważamy za główne akcenty rozłożone na szlaku bojowym ludowego Wojska Polskiego, ale również za obfitość fotoreporterskiego dorobku.
Henryk Latoś/Z Historii Fotografii Wojennej


Cytat
Radziecki Fotoreportaż Wojenny Okresu Drugiej Wojny Światowej - fragment

Tradycje radzieckiego fotoreportażu prasowego sięgają okresu Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej, lecz nowoczesny fotoreportaż począł rodzić się w tym kraju dopiero w latach trzydziestych. Obarczony był jednak pewnym monumentalizmem i często nienaturalnym patosem. Nawet najwybitniejsi twórcy nowoczesnego fotoreportażu: Aleksander Rodczenko, Maks Alpert i Arkady Szajchet, nie ustrzegli się tych obciążeń, które były wynikiem oficjalnej tendencji do nadawania wszystkiemu wyjątkowej, „gigantycznej" rangi. Duże zasługi dla rozwoju radzieckiej fotografii reporterskiej położyły znane tygodniki ilustrowane „Ogo-niok" i „SSSR na strojkie". Założycielem i pierwszym redaktorem naczelnym „Ogonio-ka" był znany pisarz Michaił Kolców, do powstania zaś „SSSR na strojkie" przyczynił się walnie Maksym Gorki, który był też nieoficjalnym krytykiem radzieckiej fotografii publicystycznej.
Właśnie publicystyka! Lata trzydzieste w Związku Radzieckim były okresem, kiedy fotografia prasowa coraz śmielej, poza funkcją informacyjną, zaczęła sięgać do wypowiedzi publicystycznej. Na łamach wymienionych tygodników startowali wielcy fotoreporterzy, wspomniani już Maks Alpert i Arkady Szajchet. W 1937 roku na wielkiej wystawie fotograficznej, zorganizowanej z okazji 20 rocznicy rewolucji, wystartowali następni: Gieorgij Zelma, Borys Kudojarow, Galina Sańko i Emanuel Jewzierichin, którzy niebawem mieli się stać czołowymi fotoreporterami wojennymi. Radziecka fotografia publicystyczna, podobnie jak tego rodzaju fotografia na świecie, nie wzorowała się ani na obowiązujących w sztukach plastycznych kierunkach i estetykach, ani na prawidłach fotografii dokumentalno-infor-macyjnej. Kamieniem węgielnym estetyki fotografii publicystycznej stał się ruch, życie we wszystkich jego przejawach, aktualna trafność spojrzenia i umiejętność interpretacji zjawiska, humanistyczne podejście do tematu. Najwybitniejsi fotoreporterzy zdawali sobie coraz bardziej sprawę, że pewnych rzeczy nie sposób fotografować wprost, gdyż są nierejestrowalne fotograficznie; można je jedynie ukazać poprzez emocję, poprzez autorską interpretację, która nie istnieje w sensie fizycznym, lecz jest możliwa do przekazania odbiorcy przez pobudzenie w jego umyśle skojarzeń, wywołanie odczuć emocjonalnych lub intelektualnych. To właśnie Dymitr Baltermanc strawestuje słynne powiedzenie Roberta Capy na temat niemożności prostego ukazania przez fotografię walki, gdyż jest ona emocją. Baltermanc powiedział: „Wojna jest nie do sfotografowania, gdyż wojna jest jedynie nieskończoną rozpaczą".
Z takimi przekonaniami estetycznymi, z takimi poglądami wstąpili radzieccy reporterzy w wojenne szranki. Byli oni „uzbrojeni" nie tylko w aparaty fotograficzne, ale też w broń osobistą, często w specjalnych akcjach otrzymywali do dyspozycji czołg, a nawet kilka wozów bojowych, wreszcie i samolot, jak na przykład Wiktor Tiemin podczas walk w Berlinie. Fotoreporterom towarzyszyli też niekiedy żołnierze specjalnej ochrony, aby osłaniać ich od nieprzyjacielskiego ognia z broni ręcznej lub maszynowej.
Fotoreporterzy wojenni rekrutowali się w sporej większości spośród znanych już, czasem nawet wybitnych fotografów i to nie tylko prasowych. Właściwie niewielu było takich, którzy dopiero w wojennej potrzebie zajęli się fotografią. Niektórzy z nich wyrośli w okresie wojny na liczących się potem fotografów prasowych.
Gdybyśmy zechcieli, biorąc "pod uwagę kryteria organizacyjne, dokonać podziału radzieckich fotoreporterów wojennych, to wyodrębnić można by było trzy zasadnicze grupy.

Pierwszą stanowili wysłannicy centralnych czasopism i dzienników, zwani w Związku Radzieckim fotokorespondentami. Jak wszyscy fotoreporterzy wojenni nosili oni mudury i najczęściej mieli stopnie wojskowe, ale nie przebywali cały czas na froncie, a tym bardziej w tej samej jednostce wojskowej. Wysyłani byli przez macierzyste redakcje na różne odcinki frontu, w różne rejony kraju, również na zaplecze, gdzie dokumentowali wysiłek gospodarki pracującej głównie na potrzeby wojskowe, Odwiedzali rodziny bohaterów wojennych, ukazywali ich wcześniejszą drogę życiową, popularyzowali, jednym słowem, sylwetkę bohatera, która miała być wzorem do naśladowania. Do tej pierwszej grupy zaliczyć można Borysa Iwanickiego, Michaiła Kałasznikowa, Siergieja Strunnikowa, Galinę Sańko, Wiktora Tiemina, Marka Riedkina, Gieorgija Zelmę, Maksa Alperta i wielu innych. Była to dość liczna grupa.

Druga grupa fotoreporterów to ci, którzy zostali przydzieleni na stale lub na dłuższy okres do jednej jednostki, ewentualnie tacy, którzy byli związani swą działalnością z jednym rejonem czy nawet miastem, jak na przykład Borys Kudojarow, Aleksander Uzlian, Rafail Diament, Arkady Szajchet.

Trzecią, najliczniejszą, grupę stanowili fotoreporterzy wojskowych gazet armijnych i frontowych. Cały czas podążali oni szlakiem swych jednostek i głównie dokumentowali jej dokonania bojowe, dzielili z żołnierzami twarde wojenne życie, byli bowiem na etatach jednostek jako ich oficerowie.

Na fotoreporterów gazet centralnych czy agencji TASS czekały po powrocie laboratoria fotograficzne i laboranci, którzy zajmowali się procesem technologicznym. Czekali na nich najbliżsi, z którymi chociaż od czasu do czasu mogli się spotykać. Fotografowie gazet armijnych i frontowych mieli znacznie twardsze życie. Sami fotografowali, pisali komentarze do swych zdjęć, wywoływali i powiększali zdjęcia w prymitywnych, polowych warunkach. Nie zawsze mieli do dyspozycji jako tako wyposażony samochód-ciemnię. Przeważnie były to zwykłe ciężarowe wozy z prowizorycznymi, drewnianymi nadbudówkami na skrzyni, w których mieściło się laboratorium fotograficzne, sypialnia, pokój redakcyjny i często polowa drukarnia.

W Związku Radzieckim fotoreportaż wojenny pełnił nie tylko funkcję informacyjną, ale miał ważniejsze zadania do spełnienia, przede wszystkim przez ukazywanie oblicza wojny miał mobilizować żołnierzy do walki, a zaplecze do wydajniejszej pracy na rzecz walczącego frontu, miał budzić gniew i nienawiść do wroga, podnosić temperaturę uczuć patriotycznych, pozwalać przetrwać i podnosić na duchu, dawać nadzieję. Musiał więc być to fotoreportaż publicystyczny, przemawiający nie tyle do chłodnego umysłu, co do gorących serc, nie tylko informujący o wojennych wydarzeniach, porażkach gorzkich i budzących pragnienie odwetu, zwycięstwach zagrzewających do jeszcze bardziej nieustępliwej walki, bestialstwach i zbrodniach napastnika, lecz przede wszystkim wzbudzać te właśnie uczucia: zaciętości, nieustępliwości, wytrwałości, poświęcenia i wiary w ostateczne zwycięstwo.

Fotoreporterzy byli ludźmi znanymi w społeczeństwie. Byli też swoistymi łącznikami pomiędzy żołnierzem a jego wsią, fabryką, rodziną. Nawiązywali jakże często nawet zażyłe stosunki ze swoimi „modelami", z ich znajomymi i krewnymi w głębi kraju. Jeździli do nich z frontu, przywożąc wieści i cenne dla najbliższych — wizerunki fotograficzne synów i ojców, którzy gdzieś tam, tysiące kilometrów od domu, czekali na ponowne szczęśliwe spotkanie z fotoreporterem, przywożącym z kolei wieści z rodzinnego miasteczka, od matki, od żony. Fotoreporterzy korespondowali też z żołnierzami ze swych zdjęć i z ich rodzinami, pomagali w odnajdywaniu się ich, byli jakby skrzynką poszukiwań członków rodzin rozbitych przez wojenne losy. Korespondencja tego rodzaju trwała jeszcze długo po zakończeniu wojny.

Wiele reporterskich zdjęć zyskało sławę już w okresie wojny — stanowiły one symbole poszczególnych jej etapów, teatrów działań, bitew i operacji. Dla przykładu tylko:


„Kombat" — Maksa Alperta,

brak zdjęcia !
„Ogień »Katiusz«" — Arkadego Szajcheta,


„Rozpacz" — Dymitra Baltermanca,
Poszukiwanie bliskich wśród pomordowanych przez Niemców, przed wycofaniem się z Kercza



„Tania" — Siergieja Strunnikowa.
S. Strunnikow. Ciało Zoi Kosmodemiańskiej po ekshumacji

Znacznie więcej niż do druku szło zdjęć do archiwów z pieczątką NDP (niet do pieczati). Dopiero wiele lat po wojnie wydobyte z szaf archiwalnych negatywy powiększono; na głośnych wystawach międzynarodowych zdjęcia te zdobywały wysokie nagrody i budziły powszechny podziw.
Henryk Latoś/Z Historii Fotografii Wojennej
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
MW, jesteś wielki! Że też Ci się chciało przepisywać pół książki :-D

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach