Krzychoo  Dołączył: 13 Wrz 2006
Ulica, maszeruje ojciec z 4-5 letnim synkiem. Ojciec idzie przygnębiony, coś go gryzie, głowa spuszczona w dół, dłonie splecione z tyłu, w którymś momencie syn zaczyna iść tak jak on. Głowa spuszczona w dół, tak samo zgarbiony, tak samo zaplecione dłonie. Dwie krople tego samego problemu.
 

Keek  Dołączył: 25 Cze 2008
Fotografie ulotne

Kiedy za oknem wiatr do spółki ze śniegiem wymieszanym z deszczem, skutecznie przekonuje mnie, że wyjście z domu będzie nieciekawe i mało przyjemne; a na dodatek może źle wpłynąć na żywotność mojego aparatu, zaczynam przypominać sobie wszystkie świetne zdjęcia, których nie zrobiłem. Nie mam oczywiście na myśli miejsc, gdzie nie pojechałem lub scenki, której nie zdążyłem złapać na ulicy - to byłoby zbyt proste i łatwe do usprawiedliwienia. Chodzi mi o sytuacje kiedy ze strachu, przez zaniedbanie, czy też ze zwykłego lenistwa nie wyciągnąłem sprzętu z torby:

Rok 1999, a może 2000? Nie była to chyba jedna z lepszych imprez na której byłem, skoro razem ze znajomym błąkałem się po centrum Warszawy o trzeciej w nocy, nie mając żadnego pomysłu na dalszą zabawę. Koniec z końcem, zdecydowaliśmy się na wejście do wielkiego, czerwonego namiotu stojącego pomiędzy budynkiem Dworca Warszawa-Śródmieście a stacją metra Centrum, ktory w owym czasie pelnił rolę nocnego baru. Niesamowity nastrój dawala goła żarówka kołysająca sie pod sufitem i klienci o twarzach naznaczonych poważnymi, życiowymi przejściami. Niektórzy przysypiali z głową wtuloną w ramiona, zupełnie nie zwracając uwagi na wspaniałą scenę rozgrywającą się po środku sali, gdzie lekko korpulentna kobieta tańczyła z mężczyzną na wózku inwalidzkim. Rozejrzałem się wokoło zastanawiając, co będzie kiedy wyjmę aparat. Pojedyńcza żarówka dawała zdecydowanie za mało światła by mieć nadzieję, że zdjęcie wyjdzie poprawnie.
— Błysnąć? - pomyslałem. — Nie, to chyba niezbyt mądry pomysł
— Błysnąć i zwiewać? — biłem się z myślami.
W końcu głos kolegi, który wdał się w awanturę przy barze, zakończył moje plany zdjęciowe. Wyszliśmy odprowadzani dźwięcznymi przekleństwami. Jako, że nie zrobiłem zdjęcia nie pamiętam już ile w tym wszystkim było rzeczywistości a ile konfabulacji mojego mózgu.

Druga sytuacja zdarzyła się w 2005. Pojechałem nad zaporę pod Warszawę. Na rzece, tuż nad małym uskokiem wody, bujała się łódka z mężczyzną łowiącym ryby. Wyciągnąłem wielki format, rozstawiłem statyw, ustawiłem ostrość, wsadziłem kasetę i zrobiłem zdjęcie, o którym wiedziałem już, że będzie zupełnie nieciekawe. (Chce ktoś zobaczyc? Mogę zeskanować na zamówienie). Postałem jeszcze chwilę przy brzegu, spakowałem sprzęt do bagażnika i włączyłem silnik. 
W drodze powrotnej, przejeżdżając przez most, zerknąłem na rzekę i zobaczyłem doskonałe, wrecz idealne ujęcie. Samotna łódka nad uskokiem, oświetlona pięknym słonecznym światłem prześwitującym przez chmury.
— Przecież nie zatrzymam sie na moście — zacząłem kombinować jak poprzednim razem.
— Zaparkuję zaraz za, i wrócę na piechotę.
— Cholera. Nie ma gdzie stanąć.
— Zawrócę i zatrzymam się po drugiej stronie.
— Bez sensu, słońce pewnie schowało się już za chmurami - wahałem się przez następne pięć kilometrów. W końcu dałem za wygraną...

I jeszcze jedno - Żałuję, że nie zdecydowałem się na sfotografowanie nielegalnego handlu wódką na stadionie X-lecia.


Warszawa 23.III.2008
 

alekw  Dołączył: 27 Wrz 2007
Keek napisał/a:

— Przecież nie zatrzymam sie na moście — zacząłem kombinować jak poprzednim razem.
— Zaparkuję zaraz za, i wrócę na piechotę.
— Cholera. Nie ma gdzie stanąć.
— Zawrócę i zatrzymam się po drugiej stronie.
— Bez sensu, słońce pewnie schowało się już za chmurami - wahałem się przez następne pięć kilometrów. W końcu dałem za wygraną...


He he he mam podobnie, jak gdzieś jadę samochodem. A potem przez resztę dnia łażę jak struty i sobie mówie "cholera a mogłem jednak się zatrzymać".
 

Mertz  Dołączył: 24 Kwi 2006
To był taki moment, którego do dzisiaj nie wyrzuciłem z pamięci. I zapamiętałem go jako czarno białe, lekko rozmazane zdjęcie, które w tamtej chwili widziałem.

Idziemy z żoną parkiem, maj 2007r, na kilkanaście dni przed rozwiązaniem. Pod rękę, spokojnie. Z naprzeciwka nadchodzi małżeństwo - 40-parolatkowie, prowadząc między sobą, także pod rękę, kilkunastoletnią (może starszą, trudno ocenić) córkę - najpewniej z porażeniem mózgowym, ze zdeformowaną twarzą, stąpającą niepewnie.
Omiatamy się wzrokiem, daje się wyczuć jakieś dziwne napięcie. I w momencie kiedy się mijamy, dziewczyna wyrzuca głowę do tyłu i patrząc na brzuch żony wydaje przeciągły skowyt-jęk. Widzę to do dzisiaj w postaci - dosłownie - czarno-białego kadru.


Keek napisał/a:
I jeszcze jedno - Żałuję, że nie zdecydowałem się na sfotografowanie nielegalnego handlu wódką na stadionie X-lecia.


Ta, pewnie. Oni tylko czekali na swojego fotografa.


Przepraszam, muszę - zawsze tamten kadr widziałem podobnie do tego, co opisał Kapuściński w "Hotel Metropol": Przywoziła czasem córkę - chora, upośledzona dziewczynka. Rzucała się na podłogę, pełzała na czworakach, krzycząc tak, że mroziło nam krew. Miała 10 lat i nie umiała chodzić ani mówić. Wlokła się do kąta, w którym stał gramofon, zadzierała głowę, błagała spojrzeniem. Matka puszczała płytę. Śpiewała Dalida i w ten śpiew wbijał się niesamowity pisk dziewczynki. Cieszyła się, jej twarz promieniała. Płyta milkła i z gardła dziecka wydobywał się bełkot - prosiła o jeszcze.

Widzicie to? Bo ja, k..., tak.
 

baldek  Dołączył: 22 Mar 2009
Całkiem niedawno idąc z świeżo zakupionym kliszakiem kadruje na sucho, pstryk, pstryk, licznik wyzwoleń migawki nie zmienia się.
Nagle zza moich pleców dobiega pisk opon, odwracam się, czarny mietek gwałtownie ruszył.
Nie zważając podążam dalej, samochód gwałtownie zatrzymał się obok mnie...

- Ty kolo dlaczego robisz nam zdjęcia? - zagadał pasażer z tęgim karkiem
- nie, nie robię, tak kadruje sobie ćwiczebnie
- co ty pitolisz, przecież widziałem, że celowałeś w naszą stronę - kontynuował kierowca - pokaż te zdjęcia...
- ale tu nie ma wyświetlacza - rzuciłem nieśmiało
- jak to nie ma, co ta za gów*o
- kliszak - mówię... - na film, nie da rady pokazać
- dobra skasuj te zdjęcia i spie...j

:D
 

me_how  Dołączył: 06 Lis 2010
Późne jesienne popołudnie, szaroburo i deszczowo. Jadę jako pasażer samochodem w centrum miasta. Stajemy przed przejściem dla pieszych. Nagle z wszechobecnej szarości ulicy i ludzkich ubrań wyłania się mała dziewczynka idąca skocznie na pasach za rączkę z mamą. Trzyma przeogromny czerwony balonik w kształcie serca powiewający na wietrze wysoko nad jej głową. Myślę sobie, co za kontrast, co za scena...
 

BAN zamach  Dołączył: 21 Paź 2010
Jesień 2011-koncert Maleńczuka i Psycho Dancing.Zapoznałem się wcześniej ze stroną wykonawcy:dużo fotek -mało autorów-wniosek:ograniczenia bo sam arytysta nietuzinkowy..Miejsce to amfiteatr i dziwny sektor.Uznałem ,ze nie warto targać sprzętu.A było wszystko odwrotnie:dobre światło,możliwość podejścia na 2 m do wykonawców,wygłupiająca się przed sceną publika,a show :fotograficznie świetne.Po prostu :łatwy łup,żer ;-) .Nawet zagranicznych niezrobionych fotek tak nie żałowałem jak tych niezrobionych na podrzędnym amfiteatrze.
 

fotostopowicz  Dołączył: 06 Lut 2009
Mnie przypomniały się dwie historie.
W sumie wydarzyły się wtedy kiedy jeszcze nie interesowałem się fotografią tak na poważnie (czyli zasada mniej zawsze aparat przy sobie :-D )

Pierwsza historia wydarzyła się na dworcu głównym we Wrocławiu.
Godzina to była chyba 5.00 rano wracałem sobie z jazz klubu "Rura" na dworcu postanowiłem coś nie coś przekąsić. Kiedy tak szukałem miejsca gdzie mógłbym coś w ramach jeszcze kolacji a już śniadania wrzucić na ruszt. Pewne wydarzenia, przykuło moją uwagę a mianowicie w jednym z barów mlecznych siedzi sobie jeden jegomość. Dokładnie przysnął biedaczysko. Głowa jego spoczęła na blacie na którym był dość spory kawał kiełbasy grillowanej a wokół niego spało sobie chyba z 6 psów rasy kundel. Wszyscy wyglądali po prostu bardzo słodko :-D

Kolejna historia miała miejsce już w Dublinie. To było gdzieś na początku mojego pobytu. A mianowicie stoję sobie na skrzyżowaniu i czekam na zielone światło. Nagle widzę, że do jednej z ulic na skrzyżowaniu podjeżdża dwóch irlandzkich młokosów na koniach (siedzieli na tych koniach na oklep :shock: ) czekając na zielone światło rozmawiali przez telefon. Po czym słychać jakiś HUK jakby ktoś wystrzelił petardę. Konie natychmiast stanęły na dwóch tylnich odnóżach wierzgając do góry przednimi a chłopaki, którzy siedzieli na tych koniach dalej rozmawiając przez komórki próbowali uspokoić te konie, sprowadzając je do parteru
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
Drohobycz na Ukrainie. Maj, ciepło, leniwie. W samym centrum jest okazała cerkiew św. Trójcy. Idę w jej kierunku, przechodzę obok, aparat dynda mi na szyi. Na placu nie dzieje się nic ciekawego i zwracam uwagę na wygrzewającego się w słońcu puchatego kota (tam większość kotów sprawia wrażenie jakby wśród ich przodków były koty angorskie i persy). Przymierzam się do tego kota, nagle z boku po mojej prawej pojawia się nobliwy pop z brodą i takim wysokim kołpakiem na głowie. Z przeciwnej strony nadchodzi młody diakon, który nagle przyklęka przed popem łapie za jego dłoń, na której składa gorącego całusa, wstaje i idzie dalej. Wokół kręcą się ludzie, nikt nie zwraca na to uwagi - dla nich normalka. Do dziś widzę to zdjęcie, którego nie zrobiłem. Opis trwa przynajmniej dwukrotnie dłużej niż całe zdarzenie. Nie zdążyłem...
Cdn.
 

alkos  Dołączył: 18 Kwi 2006
Panowie, watek - zloto. Dzieki wam.
 

Keek  Dołączył: 25 Cze 2008
alkos napisał/a:
Panowie, watek - zloto. Dzieki wam.


Jak rozumiem to taki nowy projekt? Dorobisz wysztkie zdjecia do opowiesci? :D
 

alkos  Dołączył: 18 Kwi 2006
Nie, postanowilem sie przekwalifikowac: domaluje.

:mrgreen:
 
rysiekll  Dołączył: 10 Maj 2007
alkos, to zarezerwuj sobie duuuużo czasu :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
Spotkanie z Janem Peszkiem. Bardzo ciekawie opowiada o aktorstwie, o interpretacji, o ekspresji. Siedzę w pierwszym rzędzie, nieco z boku, robię zdjęcia. Pan Jan opowiada stojąc przodem do publiczności, a jednocześnie trzymając w prawej ręce kawałek kredy coś tam maże po tablicy za nim (spotkanie odbywało się w sali wykładowej uniwersytetu). Skończył mi się film, zwinąłem, zakładam nowy i w chwili, gdy zamykałem aparat Peszek przypadł twarzą do wysmarowanej kredą tablicy i starł policzkiem zrobione wcześniej mazy nie przerywając monologu. Zanim zdążyłem przewinąć film do pierwszej klatki pan Jan stał znowu frontem do publiki i kończył ocieranie policzka rękawem marynarki. Bisów nie było.
Cdn.
 

pszczołowaty  Dołączył: 07 Gru 2009
w tatrach, na orlej, gdzieś pomiędzy kozią a kozim nagłe załamanie pogody...gwałtowna burza z gradem, nagłe ochłodzenie, pod nogami ślizgawka i dwóch młodych chłopaków przede mną, schodzimy po łańcuchach... jeden z nich obejrzał się do tyłu, przemoczony, i ten strach w oczach... wszystko skończyło się dobrze ale te jego oczy pamiętam bardzo dobrze
 

wuzet  Dołączył: 12 Sie 2009
Któregoś weekendowego dnia spacerowałem sobie po Manhattanie, a dokładnie po Tribece i wchodząc w jedną ze spokojnych i pustych uliczek, staje nagle sam na sam, twarzą w twarz, z Jamesem Gandolfinim. Chociaż miałem na szyji aparat nie zrobiłem zdjecia... nie wiem czy zabrakło cywilnej odwagi, bedąc przez te kilka sekund tak oko w oko, czy ten jego wzrok a'la "Tony" spowodował, że zacząłem sie obawiać wendetty ze strony rodziny ;-)
 

dejot  Dołączył: 29 Cze 2008
Dziś i jak na złość dziś przeczytałem ten temat... kino w starym amerykańskim stylu, przed wejściem dwa odpicowane auta z lat 60tych, pan na drabinie za pomocą długiego "patyka" zmienia napis głoszący co jest grane... :/
 

JanKowalska  Dołączył: 15 Sie 2010
Dlugi korek na drodze w Smithfield, pomiedzy autami kon zaprzegniety do czegos w rodzaju rikszy (nie wiem jak to nazwac), powozil chlopak z kolega, nagle cos sploszylo konia, ktory "stanal deba". Swoja postawa sprawil ze wszystkie najnowsze osiagniecia wspolczesnej motoryzacji wygladaly przy nim jak male, brzydkie, metalowe kupy. Zadne paliwo nie dorowna goracej irlandzkiej krwi ;]
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
Do dziś nie mogę sobie darować, że na wizytę u państwa D. nie wziąłem aparatu. Pani D. jakiś czas temu zapadła na Alzheimera, opiekował się nią mąż. Wydawało mi się wielce niestosowne fotografowanie w takiej sytuacji zwłaszcza, że pamiętałem ich jako bardzo sympatycznych, uczynnych i przyjaznych ludzi, a wiadomo, że ta choroba bardzo zmienia. Przyszliśmy, pan D. zrobił herbatę, usadził żonę za stołem, usiadł koło niej. Zaczęliśmy ostrożnie rozmowę. Okazało się, że to była chwila, kiedy pani D. miała tzw. przebłysk i zachowywała się prawie tak jak przed chorobą. Oboje byli uśmiechnięci, kiedy tak siedzieli obok siebie nad herbatą wyglądali na bardzo szczęśliwych. A ja siedziałem na przeciwko, patrzyłem na nich i w głowie kołatała mi jedna myśl: dlaczego nie mam aparatu?. Pod koniec wizyty z pani D. zaczął uchodzić dobry nastrój, przychodził pan Alzheimer. Pożegnaliśmy się. Na drugi dzień wyjechaliśmy. Jakoś tak po kilku miesiącach nadeszła wiadomość, że pani D. zmarła. Do dziś widzę to zdjęcie: Na stole herbata, za stołem pan Czesio i pani Antosia; szczęśliwi, uśmiechnięci, spokojni.
 

radekone  Dołączył: 20 Maj 2009
St. Agnes, górska wioska w Prowansji z wijącą się do niej zygzakiem drogą. Wracam sobie na dół z buta, nagle widzę stado koni truchtające powoli drogą na górę - schodzę im z drogi, mijają mnie. Dwie minuty później zza zakrętu wyłania się spóźniony galopujący koń bez jeźdźca a obok niego równo krok w krok biegnie pies. I tak mnie mijają a stoję i się gapię.

Jedziemy pewnego zimowego poranka w szkockie Highlandy. Gdy dojeżdżamy słońce właśnie wschodzi. Mgła wyparowuje, zza niej wyłania się niebieskie niebo oraz fragmenty gór oświetlane przez pierwsze promienie słońca - mówimy wtedy, że je nadmuchiwują po to, żeby wieczorem znów je złożyć. Widok tak cudowny, że opisać się właściwie nie da.
Skręcamy w boczną drogę prowadzącą w jedną z dolin. Przejeżdzamy obok rzędu domów znajdujących się przy skarpie, od której to strony oświetla je słońce - nasza droga prowadzi 'od ich tyłu'. Nie ma płotów, na jednym z podwórek na trawie stoi traktor, wręcz iluminujący w porannych promieniach i aż się prosi aby się zatrzymać. Kilkaset metrów dalej zrobiłem coprawda zdjęcie długowłosej 'highlandzkiej' krowie wyglądającej jak wiking ale w głowie nadal pozostał mi ten niesamowicie oświetlony traktor..

Inna wyprawa. Kadr na którym pośród zacienionych gór mam dwa słońca, jedno ponad drugim - to prawdziwe odbijało się we fragmencie jeziora zmieniając je całkowicie. Takie krajobrazowe czary-mary.

Żeby było jeszcze bardziej obrzydliwie, pozostała mi tylko namiastka w postaci fotki zrobionej telefonem..

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach