Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
Ryszard napisał/a:
Apas napisał/a:
Jako freelancer także różnicuję cenę w zależności


I może tutaj się przejawia jakaś ukryta mądrość ewolucji i wolnego rynku? Ryzykujesz i sam ustalasz warunki - możesz zyskać, ale i stracić. Siedzisz na etacie - jest ciepełko, ale nie będzie kawioru.


Tu pełna zgoda. Tyle, że tego wyboru już nie mam w praktyce. Kiedyś mogłem zdecydować, co wolę, dziś etatów już praktycznie nie ma. Pozostaje freelancerka a tutaj warunki ulegają pogorszeniu: pracodawcy nie dają mi wyboru, więc muszę brać to, co dają a dają coraz mniej.

Zarabiałem jako wolny strzelec pisząc, fotografując i filmując. Były czasy, że za duży tekst, nad którym pracowałem dwa tygodnie, zarabiałem równowartość miesięcznej pensji w redakcji albo i lepiej. Ryzykowałem i dostawałem premię. Te czasy już się skończyły, zostało tylko ryzyko, premii nie ma. Wygrywają wydawcy, bijący potem pianę o konieczności ochrony praw autorskich i miliardowych stratach z powodu piractwa. Autorzy mają coraz gorzej, w każdej branży... Coraz częściej jest tak, że jako freelancer autor musi zrzekać się praw podobnie jak etatowiec, bo to warunek zakupienia dzieła. Tyle, że ciepełka posadki w zamian się nie dostaje. To właśnie, jak słyszem, była podstawa do odmowy dalszej współpracy przez fotoreporterów GW.
Może więc warto wrócić do podstaw prawa autorskiego i zwyczajnie zapisać, że mam procent od każdeo sprzedanego egzemplarza plus opłata za prawo publikacji? Jeśli gazeta z moją fotą na jedynce się nie sprzeda, mam jakies pieniądze, bo robotę wykonałem i została zaakceptowana. Jeśli sprzeda się świetnie, mam więcej pieniędzy. Tak to miało działać, wystarczy uznać prawa majątkowe za niezbywalne, podonbnie jak osobiste...
 

Ryszard  Dołączył: 04 Paź 2006
Apas napisał/a:
płaci 250 złotych i zarabia na twoim talencie i pracy milion, nie dzielac się z tobą


Zupełnie na serio, jak jakaś "przebrzydła korporacja" będzie robiła miliony na zdjęciach z Twoim podpisem, to automatycznie zrobi Ci także reklamę, a więc pośrednio podniesie Twoje dochody. I nie będziesz musiał im odpalać doli za promocję. Ręka rękę myje, akcja-reakcja, to wszystko nie wisi w próżni.
Pozdrawiam!
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
Nazwany napisał/a:
Nie należą do rzadkości przypadki,że lekarze są przedstawicielami handlowymi, taksówkarzami.
Bardzo ciekawe. Na pewno w to uwierzę.
 

Ryszard  Dołączył: 04 Paź 2006
Apas napisał/a:
Może więc warto wrócić do podstaw prawa autorskiego i zwyczajnie zapisać, że mam procent od każdeo sprzedanego egzemplarza plus opłata za prawo publikacji?


Byłoby świetnie. Podobnym bonusem za swoje, jakby nie patrzeć "dzieła", też bym nie pogardził. Ale widać teraz jest "rynek pracodawców" a nie "rynek pracowników". Dalej już nie brnę. Polityka. Strach ruszać w te rejony...
 

alekw  Dołączył: 27 Wrz 2007
Ryszard napisał/a:
Apas napisał/a:
płaci 250 złotych i zarabia na twoim talencie i pracy milion, nie dzielac się z tobą


Zupełnie na serio, jak jakaś "przebrzydła korporacja" będzie robiła miliony na zdjęciach z Twoim podpisem, to automatycznie zrobi Ci także reklamę, a więc pośrednio podniesie Twoje dochody. I nie będziesz musiał im odpalać doli za promocję. Ręka rękę myje, akcja-reakcja, to wszystko nie wisi w próżni.
Pozdrawiam!


Aha, sporo jest ofert "szukamy fotografa do sesji modowej, nie zplacimy, ale fotograf moze wzbogacic swoje CV wpisem o wspolpracy z duza i znana firma" :-D

[ Dodano: 2012-05-09, 12:33 ]
Apas napisał/a:
Tyle, że tego wyboru już nie mam w praktyce.


Ok, z tym moge sie zgodzic, ale czy faktycznie winne jest tutaj prawo autorskie?
Czy moze jest to wynik splotu kilku okolicznosci: rozwoju technologii, powszechnemu cieciu kosztow, dyktatu statystyk (ogladalnosci, sprzedazy itp.), obnizeniu jakosci prasy, telewizji itd.
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
Ryszard napisał/a:
Apas napisał/a:
ktoś ci płaci 250 złotych i zarabia na twoim talencie i pracy milion, nie dzielac się z tobą


Facet dla którego świadczę usługi prowadzi firmę od 20 lat, ma wizję, rozmach i ciągnie wszystko do przodu. I stać go na odrzutowca. Ja mu piszę programy i instrukcje, a więc dokładam swoją cegiełkę do jego sukcesu, ale stać mnie na używanego forda. I nie odczuwam w tym "związku" ukłucia niesprawiedliwości.


Ja tu dostrzegam różnicę. Facet ma wizję a ty ją realizujesz. Jesteś narzędziem, choć nadal gdyby nie ty, instrukcja lub program by nie powstały.
Dziennikarz to trochę inna bajka. To my tworzymy wizję gazety - jest ona tylko tak dobra, jak teksty, które napiszemy i zdjęcia, które zrobimy.
Gazeta to "content" dziennikarski i reklamy. Reklamy to pieniądze dla wydawcy, ale dla reklamodawcy liczy sie tylko ilosć i "jakosc" czytelników. A czytelnicy nieczesto kupują gazety dla reklam, prawda? Więc by były pieniądze muszą być reklamy, by były reklamy - muszą być czytelnicy, by zaś ci się znaleźli - gazeta musi być pełna dobrych tekstów i zdjęć.
Twój szef mając wizję, ze sprzeda program robiący X może go napisać sam. Napracuje się, później wprowadzi produkt na rynek, ale da radę.
Wydawca mający wizję gazety POTRZEBUJE twórców, bo twórczość jest najważniejszym elementemn tego produktu...

Cytat
Zupełnie na serio, jak jakaś "przebrzydła korporacja" będzie robiła miliony na zdjęciach z Twoim podpisem, to automatycznie zrobi Ci także reklamę, a więc pośrednio podniesie Twoje dochody.


Serio? To powiedz mi, proszę, tak bez zagladania do źródła - kto jest autorem zdjęcia na jedynce tej gazety, którą ostatnio czytałeś?
Zaręczam, że pamiętasz w jakiej gazecie widziałeś ostatnio fajne zdjęcie, ale raczej nie pamiętasz, kto je zrobił...

Zastanawia mnie od dawna, z jaka łatwością ludzie akceptują rzeczywistość nawet, gdy ewidentnie kopie ich ona w cztery litery...
 

Ryszard  Dołączył: 04 Paź 2006
alekw napisał/a:
Aha, sporo jest ofert "szukamy fotografa do sesji modowej, nie zplacimy, ale fotograf moze wzbogacic swoje CV wpisem o wspolpracy z duza i znana firma"


:lol: Zawsze ktoś może próbować kopać nas po jajach. Dla masochistów to jest całkiem dobra oferta! :mrgreen:
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
alekw napisał/a:


Ok, z tym moge sie zgodzic, ale czy faktycznie winne jest tutaj prawo autorskie?
Czy moze jest to wynik splotu kilku okolicznosci: rozwoju technologii, powszechnemu cieciu kosztow, dyktatu statystyk (ogladalnosci, sprzedazy itp.), obnizeniu jakosci prasy, telewizji itd.


Oczywiście, masz rację. Ale jakoś rozwój Internetu (który niewątpliwie jest splotem kilku okoliczności, wliczając w to rozwój technologii, przemiany społeczne i skłonnosć ludzi do szukania oszczędności) nie wpływa na zmianę podejścia wydawców do tego, co nazywają "ochroną praw autorskich". Tutaj olbrzymia machina państw i urganizacji ponadpaństwowych została zaprzęgnięta do ochrony ststus quo, nawet kosztem wolnosci obywatelskich.
I tylko ci przawdziwi twórcy muszą z pokorą przyjmować wyroki rynku. A wystarczy jeden zapis - prawa autoeskie majątkowe są niezbywalne, podobnie jak osobiste... I niech będzie nawet założenie zapisane w prawie, że wypłata twórcy stałej pensji jest formą zryczałtowanej zapłaty za uzywanie utworu. Wtedy tych najlepszych będzie się opłacało trzymać na etacie, zaś tych nieco słabszych nikt nie będzie okradał, kiedy zrobia coś na tyle dobrego, że będzie opublikowane. Proste.
 

Ryszard  Dołączył: 04 Paź 2006
napisałem, usunąłem, EOT

 

dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
Ciekawe jest, ze rozmowa weszła w rejony, które wywiad zdecydowanie odrzuca. Czasy się zmieniły, rola fotografii prasowej także. "Life", Magnum i cała dorobek reportażu to piękna sprawa, ale to dzisiaj już nie jest nikomu potrzebne na tyle, by redakcje były skłonna zatrudniać fotografów na etat i jeszcze pozwalać im zarabiać na boku na zdjęciach zrobionych na potrzeby wydawnictwa. Poza tym nie oszukujmy się, fotografia sejmowa i polityczna, to Mt Everst twórczości nie jest. Gdyby Wojciech Olkuśnik był naprawdę twórcą, a nie etatowym fotografem sejmowym, to nie zostałby baristą. Przecież sam to pośrednio mówi. Opowiadanie historii fotografią przeniosło się teraz do księgarń i galerii, a stamtąd czasem trafi do mediów, podobnie jak trafiają inne obszary ludzkiej twórczości. Wie to na przykład Rafał Milach i cały Sputnik, wie to Kuba Dąbrowski, wiedzą to dziesiątki portrecistów z kolorowych tygodników, którzy za własne pieniądze prowadzą projekty dokumentalne, wie to nawet Magnum, które w oparciu o własne archiwum, ale także wykorzystując kapitał ludzki swoich fotgrafów, bardzo dobrze odnajduje się w nowych, pozornie afotograficznych czasach (vide projekt postcards from America). Te czasy najlepiej definiuje nasz lokalny polski konkurs fotografii prasowej, w którym wygrywa zdjęcia, nieopublikowane w żadnej gazecie.
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
dzerry napisał/a:
Ciekawe jest, ze rozmowa weszła w rejony, które wywiad zdecydowanie odrzuca.
Rozmowa poszła w rejony, które były glebą dla powstania agencji Magnum. Przecież to było 60 lat temu. A tu oburzenie takie, jakby to Agora wymyśliła.

Olkuśnik słusznie powiedział, że dziś sprzedaje się fotografia unikalna, której on nie potrafi robić. Ale unikalna nie tylko ze względu na przedmiot czy techniki. Ale właśnie ze względu na walory artystyczne i treściowe. Książka, archiwalna odbitka, wystawa - to jest unikalne. Prasa i Internet nie.
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
dzerry mądrze piszesz, ale mój punkt widzenia nie dotyczy tylko fotografii i tylko tej konkretnej sprawy, ale praw autorów i twórców w ogóle. Od lat na różnych forach powtarzam, że to, co dziś jest nazywane prawem autorskim jest de facto "prawem wydawniczym", bo chroni interesy posredników na rynku twórczości intelektualnej a nie tych, którzy ją tworzą. A miało być inaczej.
I tylko o tym mówię, bo nie jestem naiwny na tyle by wierzyć, że da się zmienić rynek prasowy jakimś odgórnym zarządzeniem, by fotoreportaż znów stal się sztuka poszukiwaną i docenianą. Nad czym jednak, całkiem osobiście ubolewam...
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
Burzliwa dyskusja. Myślę, że każdy chyba zgodzi się ze mną co do jednego: sytuacja, którą rozwałkowaliśmy nie jest normalna (czyt. uczciwa). Już bardziej uczciwie postępują wszelkiego rodzaju agencje "stockowe", które chociaż płacą groszowe tantiemy, ale... właśnie - tantiemy. Za każdą sprzedaż, za każde wykorzystanie zdjęcia. Niechby wydawca, w tym przypadku Agora, zachowywał prawa majątkowe, ale niech uczciwie dzieli się nimi z autorem. Podano przykład korzystania z płatnego archiwum. Jeśli płacę za ściągnięcie z archiwum artykułu i pieniądze za to bierze administrator, to niech również odpali działkę autorowi artykułu, czy zdjęcia. Tak jak to jest w zwyczajach ZAIKSU na przykład.
Tylko, że w przypadku fotografów dochodzi sprawa etatu. Czyli, że autor ma stałą pensję niezależnie od tego, czy coś mu wydrukowali, czy nie. Jeśliby w tym przypadku rozłożyć jego pensję na ewentualne tantiemy, jakie by uzyskał za publikacje, to mogłoby się okazać, że wcale nie jest na tym stratny. Pal licho chałtury w rodzaju posiedzeń rządu, spotkań prezydenta, przecięć wstęgi - to sztampa i rutyna. Najbardziej żal, że nie może wykorzystać "perełek" i "hitów" jakie zdarzają się w tej pracy, a za którymi gonią paparazzi i koszą za nie tęgą kasę. W takich przypadkach w nieporównywalnie lepszej sytuacją są wolni strzelcy. Coś za coś. Jak to mówią: chleb z posadki jest cienki, ale długi w odróżnieniu od chlebka z działalności na własny rachunek, który raz jest gruby i posmarowany masełkiem, a często wcale (i długo) go nie ma.
 

Nazwany  Dołączył: 31 Lip 2008
jorge.martinez napisał/a:
Na pewno w to uwierzę.


Kwestia wiary. Nie przekonuję, nie mogę podać imienia i nazwiska (bo to dane wrażliwe), ale znam osobiście takich. Z zawodem lekarza jest jak z każdym innym, np prawniczym Musi być zgodność DNA z ludźmi, którzy w danym śodowisku "trzymają władzę". Brak zgodności DNA skutkuje chudym etatem, charówą i ryzykiem zawodowym.
Aby było śmieszniej, to znam aktorów (po studiach aktorskich), którzy pracują jako kelnerzy, bo im nikt nie składa propozycji a żyć z czegoś trzeba.
 

sylwesto  Dołączył: 16 Sie 2008
W USA jeśli naukowiec napisze książkę i wyda ją komercyjnie to prawa autorskie i zyski dzieli się na trzy: uniwersytet, w którym jest zatrudniony, sam pracownik oraz wydawnictwo. Dlaczego nie zaszczepić podobnego sposobu myślenia na inny grunt, np. dziennikarstwo? Parę lat temu opublikowałem za pośrednictwem wydawnictwa uniwersyteckiego książkę. Dostałem za nią 600 zł i 10 egzemplarzy autorskich! Mimo, iż książka była już raz wznawiana, cały zysk zgarnia wydawnictwo. Na drugą podpisałem umowę z wydawnictwem komercyjnym. Dostanę 13 % z zysków ze sprzedaży. Tak to już jest.
 

Enzo  Dołączył: 20 Gru 2006
Nazwany napisał/a:
Aby było śmieszniej, to znam aktorów (po studiach aktorskich), którzy pracują jako kelnerzy, bo im nikt nie składa propozycji a żyć z czegoś trzeba.

Fakt ukończenia szkoły nie czyni z nikogo automatycznie fachowca. Albo masz samozaparcie i wyuczony zawód jest dla ciebie pasją którą chcesz wykonywać albo szukasz czegoś innego i starasz się przystosować do wymogów rynku jak to uczynił bohater przytoczonego wywiadu. To zdaje się nazywamy mobilnością.
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
Nazwany napisał/a:
Z zawodem lekarza jest jak z każdym innym, np prawniczym Musi być zgodność DNA z ludźmi, którzy w danym śodowisku "trzymają władzę". Brak zgodności DNA skutkuje chudym etatem, charówą i ryzykiem zawodowym.


Nadal nie chce mi się wierzyć, że specjalista z 15-letnim stażem zostaje taksówkarzem albo przedstawicielem handlowym (innym niż medycznym).

Ale nie o tym jest wątek.

Zastanawiam się, czy zmiany w prawie, o których tu piszecie w znaczący sposób zmieniłyby sytuację fotografów prasowych i fotografii prasowej w ogóle. Śmiem wątpić. Ten proces ma korzenie zupełnie gdzie indziej.
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
technik219 napisał/a:

Tylko, że w przypadku fotografów dochodzi sprawa etatu. Czyli, że autor ma stałą pensję niezależnie od tego, czy coś mu wydrukowali, czy nie. Jeśliby w tym przypadku rozłożyć jego pensję na ewentualne tantiemy, jakie by uzyskał za publikacje, to mogłoby się okazać, że wcale nie jest na tym stratny.


Upraszczasz. To nie jest tak, że fotograf na etacie pstryka sobie od czasu do czasu fotkę i nie martwi się o jej jakość i dalsze losy. Przynajmniej nie w gazecie. To jest orka, musisz obslużyć wydarzeniówkę, mieć pomysł na jedynkę, zrobić to, co sobie wydawca wyśni, zająć się fotoedycją, porządkować i utrzymywac archiwum - cała masa roboty. Nawet tak wyspecjalizowany pstryk jak fotoreporter sejmowy - jeśli w Sejmie ma sie coś wydarzyć (a na "gieldzie" zawsze to wiadomo), to trzeba zgłosić temat, że może być fajna fota i trzeba do tego story. I potem siedzisz i czekasz, czy się coś wydarzy, odbierając telefony od wydawcy, czy ten hicior już jest. A jak na "giełdzie" cisza, to twój szef zadzwoni i musisz mieć dla niego/niej coś, czego inni nie mają, jakiegoś hotnewsa, którego masz nadzieję sfotografować.
Jedziesz na mecz i dzieje się coś a ty jesteś w niewłaściwym miejscu stadionu. Jako freelancer najwyżej nie zarobisz pieniedzy, jako etatowiec dostaniesz dodatkowo zj..by.
Ten etat to nie jest kupa kasy od dobrego pracodawcy dla twórcy, który cieszy się zarobkami i ogląda laski w necie. Większość z tych ludzi - dziennikarzy, fotoreporterów - ciężko pracują nad wydaniem i za to dostają etat. Freelancer przynosi fotkę i albo ją sprzeda albo nie, potem to już nie jego problem... A etatowiec i tak ma z reguły niską pensję zasadniczą i zryczałtowaną wierszówkę, która wisi nad nim jak miecz Demoklesa, bo zawsze można go jej pozbawić, jeśli wydwca uzna, że dostarczane teksty/zdjęcia nie są wystarczająco dobre. Dodaj do tego jeszcze standardowy zakaz konkurencji, czyli brak możliwości sprzedania roboty komuś innemu, jeśli twój szef uzna (czasem słusznie, często nie), że to co zrobiłeś jest słabe.
Gdy pracowałem w dzienniku to gdy w nocy wychodziłem do domu z poczuciem, że się udało wypchnąc ciekawą gazetę do drukarni, najgorsza była świadomość, że niezależnie od tego, jak dobrze dziś się udało, jutro o ósmej siądziemy na kolegium przed kilkunastoma pustymi kolumnami i wszystko zacznie się od nowa...
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat
Akurat jeśli chodzi o legendarnego zwolnionego fotografa premiera, to gdy obejrzy się jego portfolio z pracy w kancelarii, to... może ja też się powstrzymam. Wystarczy je sobie porównać z prezydenckimi zdjęciami Grzędzińskiego, żeby zrozumieć, że panu Grzegorzowi Rogińskiemu, tak strasznie na tej pracy nie zależało.


Rzeczywiście portfolio jest takie sobie.
A "Dwa serca. Jak być razem" :cry:

A propo książek :

Cytat
Oświadczenie Waldemara Łysiaka dla Czytelników i Dystrybutorów:

Ku mojemu zdumieniu, na rynku księgarskim, na którym od dłuższego czasu nie było obecne „Malarstwo Białego Człowieka” (zostało całkowicie wyprzedane, prócz tomów 3 i 4) – ostatnio ukazały się (za horrendalną cenę) ośmiotomowe komplety „MBC”. Jest to wynikiem bezprawnego dodruku przez wydawnictwo Exlibris tomów 1, 2, 5, 6, 7 i 8, czyli aktem przestępczym.
W latach 1999-2001 wydawnictwo Exlibris utraciło prawa drukowania kolejnych tomów „MBC” i nigdy tych praw nie odzyskało. Wznowienie wzmiankowanych tomów bez zgody autora, po 10 latach od wygaśnięcia praw wydawniczych, jest czynem kryminalnym, który zgłaszam do prokuratury. Jednocześnie zawiadamiam wszelkie placówki handlowe i dystrybucyjne, że rozpowszechnianie tego pirackiego dodruku jest procederem podlegającym sankcji kodeksowej. Zaś ewentualnych nabywców tej nielegalnej edycji informuję, że jej poziom poligraficzny (jakość barwnych reprodukcji dzieł malarstwa) jest katastrofalnie zły, urąga najniższym kryteriom – są wypłowiałe i dużo gorsze niż nawet słaby druk gazetowy. A to dlatego, że złodziej praw dokonując bezprawnego przedruku musiał użyć składowanych w drukarni łódzkiej dawnych klisz i blach, które po kilkunastu latach zupełnie „zjełczały”. Również napisy i ozdoby na płóciennej okładce są tłoczone niechlujnie i rozmazane. Jednocześnie informuję, że prócz podjęcia kroków prawnych, zdecydowałem się wznawiać kolejne tomy „MBC” od jesieni 2009. Będzie to edycja luksusowa, perfekcyjna jakościowo i dużo tańsza od pirackiej.

Waldemar Łysiak


Początki Magnum Photos :

Cytat
Pomysł Capy nie polegał na tym, żeby agencja zarabiała sama na siebie, lecz żeby przynosiła dochody poszczególnym fotografikom, którzy pracowali jako wolni strzelcy i nie dostawali od Magnum pensji ani żadnych gwarancji finansowych. W tej sytuacji, kiedy jeden fotografik zyskiwał, drugi tracił, co wprowadzało atmosferę ogólnej niepewności. Branża wydawnicza nie bardzo interesowała się naszymi problemami, a po wojnie profity na rynku periodyków osiągano nadal stosując przedwojenne praktyki. American Society of Magazine Photographers dopiero zaczynało walczyć o minimalną dzienną stawkę dla fotoreporterów w wysokości stu dolarów. Co prawda „Life" podniosło najniższe honorarium za stronę do stu pięćdziesięciu dolarów za czarno-białe zdjęcia i trzystu za kolorowe - ale nakład pisma wynosił wtedy pięć milionów egzemplarzy. „Look", podobnie jak „Life", koncentrowało się głównie na pracy własnego zespołu i domagało się praw do dalszej odsprzedaży zdjęć, które robili dla nich fotograficy pracujący na zlecenie. „Saturday Evening Post" posunął się jeszcze dalej, żądając, żeby fotoreporterzy oddawali redakcji negatywy. Tymczasem istnienie Magnum opierało się w głównej mierze na naszym własnym archiwum negatywowym. Niestety, nawet te czasopisma, które przyznawały nam prawa zależne, często przetrzymywały materiał tak długo, że później już nie można było go sprzedać.
Fotograficy pracujący na zlecenie niejednokrotnie musieli pokrywać bezpośrednie koszty obsługi z własnej kieszeni - i oczywiście sami płacili za sprzęt i ubezpieczenie. Gazety codzienne wciąż jeszcze oferowały pięć dolarów lub mniej za jedno zdjęcie, potrzebna była więc jakaś drastyczna zmiana. Wydawało się, że krokiem we właściwym kierunku będzie dystrybucja międzynarodowa, czyli sprzedaż danego fotoreportażu wszystkim zainteresowanym nabywcom.
Moja historia fotografii prasowej/John G. Morris
 

sylwesto  Dołączył: 16 Sie 2008
jorge.martinez napisał/a:
Zastanawiam się, czy zmiany w prawie, o których tu piszecie w znaczący sposób zmieniłyby sytuację fotografów prasowych i fotografii prasowej w ogóle. Śmiem wątpić. Ten proces ma korzenie zupełnie gdzie indziej.


Oczywiście, że nie zmieniłyby.

Niejakiej otuchy dodaje fakt, iż takie zawody jak np. kowal, garncarz, strzecharz to dziś rzadkie, poszukiwane i dobrze opłacane zajęcia. Może podobnie będzie kiedyś z fotografami :-D

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach