M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Zofia Rydet
Cytat

Zofia Rydet przy pracy (Fot. Grzegorz Celejewski / AG)


Ja jedna przedłużam im życie

Miała specjalną szufladę na sztućce. Zamiast łyżek, widelców i noży trzymała w przegródkach wycięte oczy, dzieci, ręce


'Nie widziała już zbyt dobrze cyferek na obiektywie, nie była pewna ostrości obrazu - pisze Anna Beata Bohdziewicz, fotografka. - » Ty kiedyś będziesz świadkiem, że to wszystko było na ślepo robione «- żartowała, prosząc o pomoc. Była zachłanna. Chciała wszystko sfotografować. Każdą stodołę, kapliczkę, detal domu'.


Nałóg

Chaty na zewnątrz i wewnątrz. Sionki. Ołtarzyki domowe. Drogi z nazwami wsi. Stoły i przedmioty, które na nich leżą. Pokoje w akademikach i biurach. Sklepy. Stawała wewnątrz, fotografowała z ukrycia ludzi oglądających wystawy. 'Najciekawsze były wyniki w komisach, kwiaciarniach i sklepach z zabawkami. Wtedy ludzie byli najprawdziwsi' - opowie. Autobusy. 'Zawsze robię z drugiego siedzenia za kierowcą: lusterko, w którym odbija się jego twarz, i to wszystko, co jest wkoło, wszystkie te dekoracje'. Portrety. En face i z góry. Ludziom kazała składać ręce na piersiach. 'Ich twarze nabierają wtedy zupełnie innego wyrazu'. Mieszkańców Brooklynu (1989) i Litwy (1989) fotografowała przy okazji wizyt na międzynarodowych wystawach.

W Douchy - francuskiej osadzie górniczej - nie wystarczyli jej robotnicy, emigranci, chłopi, nauczyciele, radni, handlarze. Zrobiła też zdjęcia ulic, drzwi, tablic wyborczych (był rok 1988 tuż przed wyborami prezydenckimi). Kolekcja 'Stojące kobiety' - zdjęcia kobiet na progach wiejskich domostw - doczekała się etnograficznych omówień. Ona mówiła na to 'matrony polskie'. Z fotografii pacjentów sanatoriów w Goczałkowicach i zapisów rozmów z nimi zrobiła cykl 'Złe dni'. Miała robić wystawę 'Zapisu socjologicznego' w 1981 r. w Zachęcie. Ale wybuchł stan wojenny. Odmówiła. 'I dobrze, bo dzięki temu zebrałam więcej materiału'.

Kiedy nie wychodziła już z domu, pracowała na starym materiale. Wtykała w zdjęcia sztuczne kwiatki, malowała na odbitkach. Robiła dużo autoportretów, potem je kolorowała. 'Ja się nie boję tej śmierci - powie. - Ja tylko bym chciała, żeby ona jeszcze odeszła, tyle rzeczy mam do zrobienia'. Andrzejowi Różyckiemu, który nakręcił o niej film, powie: 'To jest jak nałóg, jak wódka dla alkoholika. Mam tysiące filmów, z których nie mam nawet odbitek'. Kiedy starość zgarbi ją tak, że z trudem będzie podnosić głowę, zacznie fotografować piwniczne okienka. Nie wiadomo, czy ktoś te zdjęcia wywołał.

Oczy

Różycki nagrał kamerą, jak Rydet rozmawia z portretowanym: 'Mówiono mi, że właściwie to, co w człowieku jest, to się ukazuje przez oczy głównie. Dlatego też patrzę się na ciebie i w ten sposób cię zaczarowuję'. Bohdziewicz: - Z powodu zgarbionych pleców i niskiego wzrostu patrzyła na ludzi od dołu, prześwietlała ich swoimi niesamowitymi oczami. W Związku Polskich Artystów Fotografików była zarazem szanowaną osobistością, ukochaną babcią i strzelającą oczkami kokietką.

Widać było ślady wielkiej urody. Koledzy puszyli się na intelektualistów, wdawałam się z nimi w dyskusje. 'Czy ty nie widzisz, że oni cię podrywają?' - kwitowała. W albumie 'Świat wyobraźni' jest rozdział 'Obsesje'. Na wszystkich zdjęciach - oczy. Natarczywe. Przerażone, przerażające. Trudno powiedzieć co bardziej. Bohdziewicz: - Czasami widziałam w jej oczach strach. Miała 28 lat, kiedy wybuchła wojna. Nigdy nie mówiła o swoich przeżyciach wojennych. Nie wiem, dlaczego była samotna. Jakaś tajemnica otacza jej życie osobiste.

Ta od handlu

Zofia Rydet, córka Józefy i Ferdynanda, urodziła się 5 maja 1911 r. w Stanisławowie, w bogatym domu ze służącą i gosposiami. Józefa prowadziła dom. Ferdynand, PSL-owiec, kancelarię adwokacką. Marzyła o studiach malarskich, ale rodzice powiedzieli: 'Gdzie dziewczynie na malarstwo?'. Wiele lat później, działając w Gliwickim Towarzystwie Fotograficznym, będzie miała poczucie niższości. - Tam byli intelektualiści, po studiach - opowiada Maria Śliwa, jej asystentka. - Ją traktowano lekceważąco jako 'tę od handlu'. Pięć lat przed wojną skończyła Szkołę Gospodarstwa Wiejskiego pod Lwowem. Potem prowadziła biuro Orbisu.

W czasie wojny utrzymywała rodzinę, sprzedając kartki pocztowe, które sama robiła. Zdjęcia robione przez brata upiększała rysunkami. Okolicznościowe teksty pisała piórem maczanym w kleju, posypywała to brokatem z potłuczonych bombek choinkowych. Ojca aresztowali Rosjanie, został wykupiony. Lubił potem pokazywać swoją skórzaną rękawiczkę skurczoną po więziennych dezynfekcjach do rozmiarów jednego palca. Tę historię Zofia opowie wiele razy. Przyjaciołom pokaże rękawiczkę przechowywaną wśród setek innych pamiątek. Koniec wojny przywitał ją w Kłodzku. Prowadziła tam dom handlowy. Po roku przeniosła się do Bytomia, założyła sklep, z czasem zatrudniła ekspedientkę. Pierwsze zdjęcia zrobiła dopiero w 1950 r. - dzieci uchwycone przez szybę wystawową sklepu. Jerzy Lewczyński, gliwicki przyjaciel Rydet, także fotograf, wspomina inne - szklaną figurkę dziewczyny na tle pochyłej wierzby. 'Temat był wystarczająco kiczowaty' - kwituje Lewczyński.

W Bytomiu nie było Towarzystwa Fotograficznego, więc po pracy przyjeżdżała do Gliwic. W 1961 r. wstąpi do Związku Polskich Artystów Fotografików, zacznie żyć z fotografii, zamknie sklep i zamieszka w Gliwicach. - Artyści Zbyszek Dłubak i Zbyszek Łagocki zaczęli objeżdżać kolegów po Polsce. Zajrzeli im do szuflad. Mówili: 'Pokaż nam to, czego byś nie ośmielił się dać na żadną wystawę' - opowiada Juliusz Garztecki, fotograf i historyk fotografii, przyjaciel Rydet. - Zrobili z tego wystawę 'Fotografów poszukujących' (Warszawa, 1971). To była bomba. Nagle jednym skokiem wyprzedziliśmy Zachód. Koniec z ładnymi obrazkami! W tym burzycielskim nurcie antyestetycznym Zosia znakomicie się poczuła. Jednak nie da się jej przypisać do żadnego prądu. Idzie własnym, szaleńczo zachłannym. Dokumentuje. Jedne prace wpisują się w realizm, inne w surrealizm. Jedne są romantyczne, inne naturalistyczne. Krzysztof Jurecki napisał nawet: postmodernizm, bo była prekursorką łączenia gatunków i stylów.

Zapis

Rydet: 'Pomysł był taki, by przedstawić człowieka poprzez przedmioty. Myślałam, że człowiek nie będzie taki ważny. Ale okazało się, że jest najistotniejszy, musi siedzieć w środku. I musi patrzeć prosto w obiektyw. Jeśli patrzy w bok, psuje mi całą koncepcję'. Z tego pomysłu zrodził się 'Zapis socjologiczny' - gigantyczna dokumentacja polskiej wsi i jej obyczajowości. Ok. 30 tys. zdjęć z 20 województw. Do fotografowanych mówiła: 'Nie uśmiechać mi się, broń Boże, i patrzeć prosto w obiektyw. To jest naprawdę doniosła chwila. Musisz sobie zdawać z tego sprawę, że ci robię to zdjęcie, które jest nie byle jakim zdjęciem, że zatrzymuję twoją jaźń po prostu'.

Bohdziewicz: - Prawie 20 lat to robiła. Samotna stara kobieta z jednym aparatem, fleszem, czarno-białym filmem i notesikiem chodząca od wsi do wsi, od domu do domu. W 1988 r. Rydet miała jeszcze porządek w archiwum - każde województwo w oddzielnej teczce. Negatywy opisane. Nazwiska fotografowanych w notesach. Bohdziewicz: - Z czasem przestała zapisywać. Nie ma tych informacji. W szkołach fotograficznych powinny być specjalne zajęcia, jak archiwizować własny dorobek. Ale ona była artystką.

Zaczęła od domów znajomych w Bytomiu i Gliwicach. 'To było krępujące. Trzeba się było napić herbaty, pogadać, a potem oni jeszcze chcieli mieć te zdjęcia' - powie Rydet. Po wystawie zbiorowej w Gorzowie w 1979 r., gdzie pierwszy raz pokazała prace z 'Zapisu', ludzie mówili: 'Powinna pani dać więcej tych głupków'. Chodziło im o inteligentów.

Różycki: - Inteligencja dom ma taki, jak wypada. Na jego ścianach, łóżkach, stołach nie zagęszcza się doświadczenie. Inteligencja te rzeczy ukrywa. Zosia dobrze się czuła w sytuacji chłopskości. Wiedziała, że tam są jakieś pokłady prawdy dla fotografii. Dla studentów etnologii, którzy wyjeżdżają na badania terenowe, przejście progu czyjegoś domu jest trudne. Trzeba się przełamać. A Zosia jakby dostawała zastrzyk młodości. Że ma kolejną rzecz na negatywnie. Że dopełnia jakąś ważność - dla siebie i dla nich. Rydet: 'Tylko ja jedna im przedłużam życie'.

Jak pies do budy

Różycki: - Był ostatni moment, że te domy były jeszcze otwarte. Teraz nawet staruszki ludzie ze strachu do domu nie wpuszczą. Bohdziewicz kilka razy brała udział w tych samych międzynarodowych wystawach co Rydet. Zaprzyjaźniły się. W 1988 r. towarzyszyła Rydet przy pracy w czasie objazdu po wsiach Podhala. - Była despotką. Tylko dzięki temu 'Zapis' mógł się udać. Wchodzę za nią do chałupy. Puka, nie czeka, naciska klamkę, staje od razu na środku. Podaje rękę: 'Dzień dobry, my tu do pani idziemy fotografować. Jak tu pięknie!'. Albo: 'Zrobię panu zdjęcie, o, tutaj niech pan siądzie!'. Już stawia torbę na stole, zakłada flesz, nastawia sprzęt. Mieszkańcy protestują: - Brudno, ja nieubrany...- Nie szkodzi, tak jest bardzo dobrze! - Ale po co te zdjęcia? - Pojadą do Ojca Świętego. Regularnie stosowała chwyt 'to dla papieża'. Działało.

A potem działał jej wiek. Ludzie jej ulegali. Pytali: 'Czemu pani, zamiast odpoczywać, po wsiach chodzi?'. Rydet: 'Po co ja to robię? Nikt tego nie chce. To jest takie ciekawe, a ja nie mogę tego nigdzie pokazać. Ale każdego lata jak pies, który wraca do budy, tak ja wracam z powrotem do tego'. W 1992 r. postanowiła nie jechać w nowy teren, lecz wrócić do fotografowanych już domów i ludzi. Bohdziewicz: - Miała genialną pamięć wzrokową. W chałupie, gdzie była kilkanaście lat wcześniej, mówiła: 'Ta szafa stała po lewej za stolikiem'. Rydet: 'To było okrutne, czas jest nieubłagany. Umierają nie tylko ludzie, ale wraz z człowiekiem umiera dom. To jest moja nieustająca walka ze śmiercią i przemijaniem'.

Aleksander Jackowski, antropolog, napisał: 'Zdarzało się, że zdjęcie ślubne, kiedyś wiszące nad łóżkiem, znajdowała pod szkłem na nagrobku'. Bohdziewicz: - 'Zapis socjologiczny' ma w sobie ładunek poczucia, że to zaraz zniknie, więc trzeba to natychmiast utrwalić. Stopniowo rozszerzała granice 'Zapisu'. Dołączyła do niego cykl 'Zawody' - zdjęcia ludzi w miejscu ich pracy. I 'Mit fotografii' - zdjęcia fotograficznych pamiątek gromadzonych w odwiedzanych domach.

Różycki: - Powiedziałem jej: 'Wiesz, że twoje najlepsze prace to » Zapis socjologiczny «'? Patrzyła z niedowierzaniem. Na gotowych odbitkach kowalowi dorabiała blaszki, fryzjerce - kokardki, barmance - makijaż. Szła w kreację, jakby sam zapis nie wystarczał, jakby chciała nadać mu bardziej artystyczną formę. W 1979 r. Rydet zaniosła makietę albumu z 'Zapisem' do redakcji Ludowej Spółdzielni Wydawniczej. Powiedzieli: 'Gdyby pani już nie żyła, gdyby pani to zrobiła w inny sposób. Ale nie taką biedę! Na razie nie możemy tego wydrukować'. Poszczególne prace przewijały się katalogach wystaw zbiorowych i indywidualnych. Jako całość 'Zapis' nigdy nie został wydany.

Różycki: - Chcę to zrobić. Dlaczego dopiero teraz? Trzeba dystansu, żeby móc dokonać selekcji. Zosia chciałaby wydrukować wszystko, jak to starsza kobieta. Dziś sam muszę zdecydować, jak ten album ograniczę. On będzie przemawiał podwójną śmiercią - Zosi i fotografowanych. Przecież oni w 90 proc. już nie żyją. Nie wiadomo, czy zdołała zrobić odbitki z wszystkich negatywów zawierających 'Zapis'. Materiały, które pozostawiła, nie zostały zarchiwizowane ani wykupione przez żadną instytucję.

Przechowuje je rodzina. Dziś 'Zapis' chce kupić Muzeum Niigata z Japonii. - To najciekawsza fotografia dokumentalna, jaką moglibyśmy mieć - mówi Hito Kimura z Niigaty. - Prace tej serii są sztuką współczesną, ale wyglądają egzotycznie. Nie interesują nas jako historyczny dokument.

Pokój

Sama tonęła w przedmiotach. Podziwiała kolekcjonerów. Śliwa: - Morze bibelotów, a pośród nich mała, zgarbiona staruszka. Stosy książek i pudełek z negatywami. Pamiątki z dzieciństwa: maleńkie talerzyki i sztućce, pierwszy bucik szmaciany obszyty cekinami. No i ta skórzana rękawiczka. Bohdziewicz: - Przedmioty ją przywalały. Jak gruz. Już nad nimi nie panowała. Nad łóżkiem miała ołtarzyk z Matką Boską i siedem zabytkowych zegarów - żaden nie mierzył czasu.

W ciemni wszystko przechodzi

Śliwa: - Jej życie osobiste to trudny temat. Narzeczony nie wrócił z frontu. W czasie wojny, kiedy brata i ojca aresztowano, Zofia pomagała żonie brata. Tak zostało do końca. Ciągle mówiła: moje dzieci. Miała na myśli dzieci brata. Angażowała się w nie bezgranicznie. Pod koniec życia, jeśli wychodziła z domu, to żeby kupić wnukom prezenty. W roku 1965 został wydany album Rydet 'Mały człowiek'. - Złośliwi mówili, że zdjęcia dzieci to samograj - mówi Lewczyński.

Rydet: 'Chciałam pokazać, że dziecko to pełnowartościowy człowiek, który przeżywa nie mniej głębokie tragedie niż dorosły. Nawet często głębsze, bo przecież jest tak bardzo bezradne i zależne. Że nie można dziecka trzymać w ryzach własnej dorosłości, że trzeba mu zostawić swobodę'. W 'Małym człowieku' zdjęcia przeplatają cytaty z pism pedagogicznych Janusza Korczaka. Na przykład taki: 'Nie ma dzieci - są ludzie; ale o innej skali pojęć, innym zasobie doświadczenia, innych popędach, innej grze uczuć. Pamiętaj, że my ich nie znamy'.

Różycki: - Może przegapiła moment na męża i dziecko? W niej była jakaś wieczna gotowość do wędrówki. Była atrakcyjną kobietą korzystającą z uroków życia. Mogła przebierać w mężczyznach jak w ulęgałkach. Na starość poczuła lęk, że nikt nie przejmie po niej wizji, wiedzy, entuzjazmu. Śliwa: - Wydaje mi się, że miała kompleks starej panny. Ale jej facet do niczego nie był potrzebny. Bohdziewicz: - Praca była treścią jej życia. Kobieta artystka, która ma rodzinę, staje przed trudnymi dylematami. 'Traci' dużo czasu. Ale brak rodziny jest chyba zbyt wysoką ceną. Bo w życiu trzeba też po prostu trochę żyć. Rydet: 'Bez fotografii nie mogę już żyć. Kiedy jestem ciężko chora i źle się czuję, to idę do ciemni i wszystko przechodzi'.


Dama leci po flaszkę

Śliwa: - Jej ciemnia to była klitka 1,5 m na 3 m. Ciasno, ciemno i bez bieżącej wody. Pokazała mi powiększenie 1 m na 70 cm: 'Sama zrobiłam! Żaden pan mi nie pomagał!' - śmiała się. Wielu fotografów robi wystawę w dwa dni. A ona całe lata robiła i odrzucała, robiła i odrzucała. W końcu nadchodził ten dzień. 'Zrobiłam się na ładną - mówiła - i poszłam do wydawcy'. Różycki: - Kiedyś na plenerze wódka się skończyła, więc starym zwyczajem zrobiłem losowanie. Wypadło na Zosię. Mówię: 'Lecisz po następną'. Wiele osób było oburzonych - dama polskiej fotografii? Ale Zosia pobiegła. Śliwa: - Związek Polskich Artystów Fotografików miał wyłączność na zdjęcia reklamowe.

Rydet nie dostawała dobrych zleceń, czuła się pokrzywdzona. Ona fotografowała pieski na wystawie, oni - maszyny w kopalniach. Wprost proporcjonalnie do ważności szły ceny. Bohdziewicz: - Pani Zofia funkcjonowała w czasach przed feminizmem. Nikt braku kobiet w ZPAF nie uważał za problem. Ona była akceptowana, bo nie miała ambicji, by być we władzach związku. Zajęta głównie swoją sztuką nie stanowiła konkurencji. Odnoszono się do niej z szacunkiem, bo była znana nie tylko w Polsce. Sama się o to wystarała - posyłała swoje prace gdzie się tylko da. Próbowała mnie namówić do tego samego. Pytałam: 'Ale po co?'. 'Bo inaczej to cię nie będzie'.

Garztecki: - Była strasznie ambitna. Nigdy się nie skarżyła, że ktoś jej czegoś odmówił. Po pierwsze, wątpię, żeby ktoś mógł jej odmówić. Po drugie, nawet jeśli - ona by o tym nie powiedziała. Różycki: - W środowisku fotografików było zawsze dużo zawiści. Zosię chronił wiek. Była od nas o pokolenie starsza. Garnęliśmy się do niej. Robiłem fotografię konceptualną. Zosia kiedyś powiedziała: 'Andrzej, ja nic z tego nie rozumiem, ale podoba mi się, bo muszę się nad tym zastanawiać'.

Mówili: kicz

Śliwa: - Mama pracowała w księgarni. Przyniosła 'Świat wyobraźni Zofii Rydet'. Byłam zafascynowana. Wszystkim kazałam ten album oglądać, mówiłam tylko o nim. 'Świat wyobraźni Zofii Rydet' z 1979 r. to album kolaży pogrupowanych w rozdziały: 'Pejzaże', 'Narodziny', 'Macierzyństwo', 'Oczekiwania', 'Odejścia', 'Za ścianą życia', 'Zakochani', 'Sentymentalna ballada', 'Zagłada', 'Manekiny', 'Zagrożenie', 'Obsesje', 'Przemiany'. Bohaterowie fotografii często zmieniają ciało, ale ich twarze pozostają kamienne, doklejone, te same. Pełno tu sztucznych torsów i rąk, rozczłonkowanych ciał. Pełno niepokoju i ciemności.

Urszula Czartoryska, krytyczka sztuki, pisała, że w 'Świecie wyobraźni' muszą być przeżycia wojenne autorki. Autorka o kolażu z cyklu 'Zagłada' powiedziała: 'Wciąż nie miałam ekspresji tego wszystkiego, co chciałam pokazać w tym obrazie, znaczy takiej ogromnej tragedii z tego, że świat przestaje istnieć. I wreszcie raz wieczorem wycięłam to w inny sposób. I stało się to, czego chciałam.

To było jedno z większych szczęść mojego życia'. Garztecki: - Ten album to jest absolutne nowatorstwo. Wówczas nikt czegoś takiego nie robił. Dziś fotomontaż nie jest trudny, są do tego specjalne programy komputerowe. Zosia robiła kolaże piechotą - wycinała i wklejała. Śliwa: - Miała specjalną szufladę na sztućce. Zamiast łyżek, widelców i noży trzymała w przegródkach wycięte oczy, dzieci, ręce. Wszystko powycinane, gotowe do fotomontażu. Kiedy koledzy z branży przychodzili z wizytą, szeptała do mnie: 'Chować, chować to! Idą panowie!'. Wiedziała, że krytykują te jej wycinanki. Różycki: - Ja tego albumu nie cenię. Lewczyński pisał, że jest kiczowaty.

Nieskończoność dalekich dróg

Rydet: 'Starość nie jest ani spokojna, ani dostojna. Jest ciężka, brzydka, samotna, bezradna. Fotografia jest jedyną bronią, która może coś zatrzymać'. Różycki: - Starość ją łamała. Fizycznie. Trudno było jej pracować na powiększalniku. Śliwa: - Studiowałam fotografię w Opawie. Chciałam o Rydet pisać pracę. Usłyszałam ją w radiu. Wyobrażałam sobie wrażliwą, delikatną osóbkę, a usłyszałam agresywną, groźną kobietę. Co za wredna baba! Zadzwoniłam, umówiłam się. Tak ją poznałam. Wylegitymowała mnie na progu. To był 1994 rok, była już staruszką, bała się. Okazała się życzliwą, dobrą osobą. Garztecki: - Jak człowiek poznał Zosię, to tak, jakby usiadł przy elektrycznym piecyku. 'Nieskończoność dalekich dróg' to cykl fotografii horyzontów, dróg, uliczek, szos. Ginących w oddali, w zapadających ciemnościach. To także tytuł filmu dokumentalnego Andrzeja Różyckiego o Zofii Rydet.


Różycki: - Koledzy się śmieli, że moje filmy są jak wyrok: co kogoś nakręcę, to niedługo potem umiera. Ale film o Zosi musieli dać mi zrobić, bo czułem, że ona już się wybiera w zaświaty. Chciałem z nią o tym rozmawiać wprost. Chciałem, żeby śmierć była tematem filmu. Musiałem się upić, inaczej sprawa nie przeszłaby mi przez gardło. Zgodziła się. Pod koniec kręcenia siedzieliśmy u niej całą ekipą i marudziliśmy ze zmęczenia. Zosia wyciągnęła dla nas papierosy z gilzą i swastyką, chyba z czasów okupacji. Postawiła wódkę na stół. Podczas pierwszej projekcji reagowała nieznośnie: 'O Boże! Jak ja strasznie wyglądam!'.

Zmarła 24 sierpnia 1997 r. w Gliwicach. Różyckiemu powiedziała: 'Widziałam cztery śmierci fotografików. Wszystko się po nich wyrzuca. Możecie to sprzedać, ale nie wyrzucajcie'.
Tekst: Anna Zawadzka
http://www.wysokieobcasy....?as=1&startsz=x


Zofia Rydet. Inwentaryzacja wizerunków

"Inwentaryzacja wizerunków w twórczości Zofii Rydet" to projekt realizowany przez Fundację im. Zofii Rydet, założoną w połowie 2011 roku w celu badania i udostępniania szerszej publiczności twórczości patronki. Poprzez cykl działań chcemy eksplorować monumentalny dorobek, który pozostawiła po sobie. W ramach projektu "Inwentaryzacja wizerunków", rozpoczętego pod koniec 2011, zrealizowaliśmy wystawę prezentowaną przy współudziale Instytutu Polskiego w Sofii w tamtejszym Muzeum Miejskim, a także prowadzimy rozmowy z innymi instytucjami na temat zaprezentowania tej wystawy w 2013 w Polsce i za granicą.Wspólnie z Muzeum Śląskim w Katowicach przygotowujemy książkę, która ukaże się jesienią 2012. Razem z Andrzejem Różyckim, autorem filmu "Nieskończoność dalekich dróg. Podsłuchana i podpatrzona Zofia Rydet", rozpoczęliśmy pracę nad dokumentem o Zofii Rydet, który byłby kontynuacją tego filmu sprzed ponad dwudziestu lat. Mamy nadzieję, że będzie to projekt przynajmniej kilkuletni, w czasie którego stopniowo będziemy prezentowali efekty naszej pracy.
http://www.obieg.pl/ksi%C4%85%C5%BCki/25791



„Zapis socjologiczny”, sam bym nazywał zapisem człowieczeństwa czy zapisem humanistycznym a najchętniej zapisem fotozoficznym – co by oddawało znacznie bardziej wielkość dzieła artystki. A sama Zosia nazwała swój cykl najtrafniej: „prawdą losu ludzkiego”, więc można by dodać tylko słowo „Zapis…”. Według mnie jest on najwspanialszym, najważniejszym i najcenniejszym przesłaniem artystycznym i ideowym polskiej fotografii lat powojennych. Sadzę również, że jednym z istotniejszych zamierzeń artystycznych fotografii światowej.

Myślę tu o wyrazistym programie dokonywania żmudnej rejestracji ludzi, głównie polskiej wsi, dom po domu, wioska po wiosce, region po regionie. Była to tytaniczna i w pewnym sensie ideowo utopijna praca. Nikt, nigdy i nigdzie tego zapisu w całości nie jest w stanie ujrzeć. Według Jej relacji ta rejestracja obejmuje kilkadziesiąt tysięcy zdjęć. Dziwić tylko może, że do tej pory, mimo w potwierdzania przez większość znawców fotografii wielkości „Zapisu”, nie wydano książki w formie albumu, która idealnie nadaje się do pokazania tego niezwykłego dzieła. Powinny znaleźć się w nim zarówno odbitki wykonane za życia autorki, jak i te zdjęcia, które do dziś pozostały w negatywach. Byłoby to największe uhonorowanie Jej twórczości, zaś edycja międzynarodowa przyniosłaby chwałę i chlubę polskiej myśli fotograficznej.

Podkreślić trzeba, że do pracy nad swoim dziełem życia, „Zapisem socjologicznym”, Zosia przystąpiła w wieku sześćdziesięciu kilku lat, w wieku określanym mianem „przechodzenia na zasłużoną emeryturę”, a właśnie wtedy zaczynała coś najważniejszego i najistotniejszego w dziedzinie fotografii.

Andrzej Różycki (z tekstu towarzyszącego wystawie)
http://vimeo.com/44858256
 

wojtekk  Dołączył: 17 Lip 2006
Konkrecik. Fotografia przez duże F. Dziękuję. :)
 
gilby  Dołączył: 28 Lut 2007
Dzięki za materiał.
Myślicie, że można gdzieś zobaczyć film Różyckiego?
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
Już nie pamiętam teraz, ale moimi pierwszymi albumami fotograficznymi, które sprawiły, że na fotografię spojrzałem poważnie jak na tworzywo, z którego można ulepić nowe znaczenia, były "Świat wyobraźni Zofii Rydet" i Hartwiga. Chyba jednak Rydet była pierwsza. Kiedyś spotkałem się ze stwierdzeniem, że fotografia posiada płeć: jest fotografia "męska" i "żeńska", przy czym nie zawsze mężczyzna robi fotografie męskie, a kobieta żeńskie. Czasami zdarza się odwrotnie. Już podczas pierwszego oglądu w antykwariacie uderzyło mnie, że Z. Rydet robi fotografie "żeńskie", "kobiece". Oglądając potem "Zapis socjologiczny" i "Małego człowieka" ugruntowałem się w tym przekonaniu. "Świat wyobraźni..." w dalszym ciągu wywiera na mnie wielkie wrażenie pomimo pewnego technicznego anachronizmu (wyklejanki). W dalszym ciągu podczas oglądania tych zdjęć zdarza się, że przez plecy przebiegnie kilka mrówek.
 
polmaj  Dołączył: 09 Sty 2010
M.W, :-B , lubie te twoje wrzuty kolejna ciekawa postac ze swietnymi zdjeciami ,pozdr
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat


Album "Mały człowiek" jest dziełem wyjątkowym - prawie 140 fotografii klasyczki polskiej fotografii, Zofii Rydet, nowatorski projekt graficzny Wojciecha Zamecznika i piękne, mądre cytaty z pism Janusza Korczaka. Książka, opublikowana w 1965 roku przez wydawnictwo Arkady, dziś nadal zachwyca, zarówno fotografiami, jak i formą. Wydawcą reedycji jest Fundacja Archeologia Fotografii we współpracy z Fundacją im. Zofii Rydet.
http://www.fotopolis.pl/index.php?n=16010
http://www.archeologiafotografii.pl/pl/node/3749



Reedycja "Mały Człowiek" Zofii Rydet z 1965 roku. Drukarnia Ergo BTL.
Wydawca Archeologia Fotografii.
http://niebonabetonie.blo...0/czuwanie.html


Cytat
„(…) Cały szereg osób uważa, że fotografia nie jest ważna. Wobec tego, jak ktoś umiera z fotografików to (…) się wszystko po nich wyrzuca. Zostawia się 4-5 zdjęć, bo się myśli, że to się da na wystawy. A resztę wszystko: filmy, wszystko idzie na śmieci. Dlatego ja bardzo jestem przewrażliwiona. Bardzo bym chciała kogoś uczulić ze swoich, wciąż im mówię: (…) pamiętajcie, że jak ja umrę, to będzie miało wartość. (…) Nie wyrzucajcie tego wszystkiego.”

Z.Rydet w filmie A.Różyckiego „Nieskończoność dalekich dróg”
http://fundacjarydet.pl/


Cytat

http://vimeo.com/24091206

http://cyfrowaetnografia....-28_Rozycki.pdf


[ Dodano: 2012-12-18, 15:27 ]
Cytat
"Praktycznie jestem na tym progu, stoję, już mam odejść. Wobec tego jest to problem, który wciąż mnie w jakiś sposób przytłacza. Bo właściwie to śmieszne - ja się nie boję tej śmierci. Ja tylko bym chciała żeby ona jeszcze odeszła, że ja tyle rzeczy mam do zrobienia. To jest ważne. Nie to, że się boję, jak to będzie za tymi drzwiami. Nie wiem, jak będzie... Robiłam tysiące zdjęć, przecież tych filmów mam tyle. Inni będą je oglądali i będą mówić: co ta idiotka tyle porobiła, po co ona zrobiła to czy tamto, stary but czy wyrzucony, albo koszulę, co wisiała tam na tym, a ja to mam do swoich cykli różnych.
Wiesz, ta koszula, co wisiała na płocie, była właśnie do tego cyklu wyrzuconych martwych rzeczy. Świat, który umiera, bo wszystko umiera. Nie tylko umrzesz ty, nie tylko ja umrę, ale umiera wszystko razem...
Ja bez fotografii nie mogę już żyć. Dlatego, że niczego innego więcej nie mam, tylko ją. Tylko tę fotografię. Jest to w tej chwili największa moja pasja, największa moja miłość, no, największe wszystko to, co mam. Wtedy, kiedy jestem ciężko chora i źle się czuję, to idę do ciemni i wszystko przechodzi..."


Obejrzałem ten film i jestem pod ogromnym wrażeniem.
Cytat
"Ojciec umarł na pogrzebie matki, ja miałam równocześnie dwa pogrzeby, znaczy w momencie, kiedy matkę wkładali do grobu, do ziemi, w tym samym momencie mi ojciec umarł."

:shock:

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach