M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Kolekcjonowanie fotografii cz.1
Cytat

Andreas Gursky, Rhein II, 1999/4,3 mln dolarów

Za co tyle płacić?

Fotografia, mimo że ma już 170 lat, jest ciągle dyscypliną bardzo młodą i co gorsze dla wielu współczesnych, nie do końca wiarygodną jako sztuka. Bo dziś wszyscy fotografują, więc czy robiąc zdjęcia nie stają się artystami? Czy warto płacić za zdjęcie kolekcjonerskie, gdy podobne można zrobić samemu? Przy tworzeniu dzieł malarskich, graficznych czy rzeźbiarskich ważnym elementem jest biegłość warsztatowa autora, ta biegłość, dla ogromnej większości zupełnie niedostępna, pomaga w uznaniu pracy za dzieło. Z fotografią jest inaczej. Dzisiejsze aparaty, z wbudowaną automatyką wszystkiego, co tylko możliwe, pozwalają każdemu na robienie zdjęć poprawnych pod względem technicznym. Jeśli zdjęcia „wychodzą”każdemu posiadaczowi zautomatyzowanej mydelniczki, to naczelny jednego z miesięczników fotograficznych mógł napisać, że nie rozumie ceny 100 000 zł za zdjęcie na jednej z krajowych aukcji, bo on odbierając z laboratorium swój fotograficzny plon płaci 1,40 zł za jedną odbitkę. Ów obywatel na szczęście nie jest już naczelnym, ale jego pogląd na temat fotografii jest nadal w Polsce bardzo powszechny. Tym bardziej warto zabrać się za kolekcjonowanie zdjęć póki ich zbieractwo jest jeszcze marginalnym zjawiskiem.

Trzy bańki (dolców) za zdjęcie

Pewną podpowiedzią, jak może być traktowana fotografia, jest obserwowanie rynku sztuki w krajach nieco zamożniejszych niż polski. Tam rynek aukcyjny kwitnie na wysokim poziomie od ćwierć wieku, ale wcześniej i tam nie było tak dobrze. Początki co prawda są bardzo wczesne, bo pierwsza aukcja odbyła się w wiktoriańskiej Anglii w 1854 roku, sama królowa kupowała zdjęcia do swojej kolekcji dzieł sztuki, ale w Stanach Zjednoczonych wystartowano z aukcjami dopiero w 1952 r. Ruch cen też był zdecydowanie powolny, nowe medium musiało przebić się do świadomości kolekcjonerów i trochę trwało, nim fotografia zadomowiła się na zachodnim rynku sztuki.


Moonrise, Hernandez, New Mexico 1948r.

O niestabilności cen, ale i o rosnącym zainteresowaniu fotografią mówią wahania stawek za zdjęcia słynnego amerykańskiego pejzażysty Ansela Adamsa. Kiedy trafiły do sprzedaży w 1975 roku, były sprzedawane po około 400 dolarów. Za te same zdjęcia pięć lat później trzeba było zapłacić od 4000-16000 dolarów, ale w latach 80. XX wieku ich ceny nieco spadły, do poziomu od 2000-10000 dolarów, by na koniec XX wieku osiągnąć 100 000 dolarów. Najsłynniejsze zdjęcie Adamsa „Moonrise, Hernandez, New Mexico” z 1948 roku startowało w latach 70. z niskiego paręsetdolarowego pułapu, by na aukcji w nowojorskim Sotheby's w 2006 roku osiągnąć 609 600 dolarów. Rekord cenowy od jesieni 2007 roku dzierży amerykański artysta Richard Prince za pracę bez tytułu, będącą autorską reprodukcją fragmentu zdjęcia z kampanii reklamowej firmy Marlboro z kowbojem w roli głównej. Praca ta została sprzedana za 3 401 000 dolarów. Druga rekordowa sprzedaż to „99 Cent II Diptychon”niemieckiego fotografa Andreasa Gursky'ego z 2001 roku, a więc jak najbardziej współczesna. Praca ta została sprzedana za 3 346 456 dolarów, wcześniej sprzedano dwa inne egzemplarze tej pracy za 2,48 mln dolarów oraz 2,25 mln dolarów. To bardzo wysokie stawki, niestety, należą do rzadkości i osiągane są tylko na aukcjach, zwykle ceny w galeriach wystawiających i sprzedających fotografię wynoszą od kilkuset do kilkunastu tysięcy dolarów za dzieło współczesnego autora.

A za kilka…naście lat

Rynek amerykański i zachodnioeuropejski są ukształtowane od lat i takie ceny już nie zaskakują. Fotografia kolekcjonowana jest przez duże instytucje finansowe czy korporacje, ale także przez znane postaci biznesu, polityki i kultury masowej. Ich zbiory prezentowane są na wystawach, fragmenty publikowane w pismach poświęconych sztuce i jej kolekcjonowaniu oraz albumach. To sprzyja popularyzowaniu fotografii jako gałęzi sztuki wartej gromadzenia.
Polski rynek fotografii jeszcze zdecydowanie odbiega od standardów zachodnich. Zdjęcia ciągle są tanie. Za kilkanaście lat, a może już za kilka, te stawki pójdą w górę, jak na Zachodzie. Inwestowanie w fotografię powinno już niedługo zacząć się opłacać. Choć nigdy nie ma pewności, że autor, który dziś jest popularny i nagłaśniany, za kilka czy kilkanaście lat wciąż będzie gwiazdą gwarantującą duży zysk przy wtórnym obrocie jego pracami. Porównując dorobek polskich autorów z resztą świata widać, że mamy wielu wybitnych fotografów, nieodstających od światowego poziomu i to niezależnie czy tworzą dokumenty analizujące współczesność, czy kadry zrodzone z wyobraźni, w których czas nie istnieje, czy klasyczne tematy zrealizowane współczesnym językiem. By ich prace były widoczne dla szerszej publiczności, trzeba je dobrze nagłośnić, ale nie mamy zbyt wielu dobrych promotorów fotografii. Nasze galerie nie dysponują środkami na szerokie nagłaśnianie najważniejszych postaci i najważniejszych prac.
Prasa o popularnym charakterze też nie prezentuje fotografii jako sztuki wartej kolekcjonowania. Bez takiej edukacji i odpowiednio szerokiego nagłośnienia zbieranie fotografii będzie jeszcze długo miało charakter niszowy, ograniczony do garstki fanatyków. Ten brak właściwej promocji tylko przesunie w czasie wzrost zainteresowania fotografią kolekcjonerską. Nie zmienimy ogólnoświatowych tendencji, co najwyżej zdjęcia naszych współczesnych autorów najpierw pojawią się za granicą, a dopiero potem na rodzimym rynku.
http://www.pdf.edu.pl/tex...fii-293#content

Cytat

fot. Cindy Sherman "Untitled #96" /3,9 mln dolarów

Kogo stać na sztukę? Nowa generacja kolekcjonerów

Czasy, kiedy termin „kolekcjoner sztuki” kojarzył się z Wojciechem Fibakiem, dziesiątką najbogatszych Polaków i grubymi portfelami, powoli odchodzą w przeszłość. Zmienia się rynek sztuki, zmieniają się sposoby kolekcjonowania i dostępność prac, a także myślenie o tym, jak zagospodarować ścianę nad kominkiem, albo raczej nad sofą Beddinge. Pojawiają się nowe inicjatywy, które mają wprowadzić sztukę pod strzechy, a z nimi – nowi kolekcjonerzy.

– Sztuka nie dzieli się na drogą i tanią, tylko na dobrą i złą – podkreśla Piotr Bazylko, współtwórca poczytnego „Przewodnika kolekcjonera sztuki najnowszej” i bloga ArtBazaar poświęconego polskiej sztuce najnowszej. Trudno jednak nie zauważyć, że istnieje związek między liczbą miejsc, które zapewniają dostęp do prac w przystępnych cenach, a świadomością odbiorców, że będą mogli sobie na nie pozwolić.

Efekt Sasnala

– Osoby, które kupują pojedynczy obraz czy zdjęcie, to jeszcze nie kolekcjonerzy, ale ludzie, którym po prostu coś się podoba, a to podstawa – mówi Jakub Śwircz, kurator związany z Fundacją Archeologii Fotografii, twórca cyklu spotkań z fotografami i ekspertami z innych dziedzin „10 x inaczej”. – Zawodowo zajmuję się fotografią, więc chciałbym, żeby stała się w większym stopniu obiektem kolekcjonerskim, ale chyba wciąż brakuje nam jeszcze „Sasnala fotografii” – uśmiecha sie Kuba. Pije przy tym do oszałamiających wyników, jakie osiągaja na aukcjach prace malarza.


Wilhelm Sasnal/Samoloty/2001r./technika: olej na płótnie/format: 150 x 300 cm

Rekordowa kwota, za jaką londyński dom aukcyjny Christie's sprzedał w 2007 r. pracę Sasnala zatytułowaną „Samoloty”, to prawie 400 tysięcy dolarów. Wielu komentatorów jest zgodnych, że casus Sasnala otworzył Polakom oczy na potencjał sztuki jako inwestycji. To wciąż jednak wydatki na mało którą kieszeń.

Kolekcjoner totalny

– Znam bardzo młodego człowieka, który buduje poważną kolekcję bez wielkich funduszy – mówi Witek Orski, jeden z twórców działającej od półtora roku Galerii Czułość. – Michał Borowik, bo tak się nazywa, kolekcjonuje głównie fotografię i malarstwo, ma na razie dwie prace z naszej galerii – wylicza. Michał Borowik, 24-letni absolwent zarządzania, to właśnie nowy typ kolekcjonera w ścisłym rozumieniu tego słowa. Swoje zbiory tworzy w oparciu o znajomość rynku młodej sztuki, kupuje prace swoich rówieśników i potem udostępnia je online. W wywiadzie dla miesięcznika „Exklusiv” Michał opowiadał: „Dawid Radziszewski z Galerii Pies powiedział mi: 'Albo duża kasa i kolekcja obrazów nad kanapę, albo awangarda, ale wtedy się rozwiniesz'. I poszedłem tą drugą drogą.”. Wspominał też, jak udał się na eleganckie otwarcie wystawy do Konstancina, gdzie poznał „top 10 polskiego "Forbesa"”: „Pomyślałem: Udowodnię im, że typ z Zamościa, przeciętny zjadacz chleba, może kolekcjonować sztukę”. I idzie mu to nieźle: w czerwcu ubiegłego roku magazyn „Modern Painters” uznał kolekcję Borowika za jedną z 50 najbardziej interesujących młodych kolekcji na świecie! W zestawieniu figurował obok takich postaci, jak Dasza Żukowa, twórczyni moskiewskiego Garage Center for Contemporary Culture i partnerka Romana Abramowicza.

Kolekcjoner-niekolekcjoner

Większość osób zainteresowanych sztuką, ale nie koncentrujących się tak bardzo jak Michał Borowik na tworzeniu przemyślanych zbiorów, sytuuje się gdzieś w kolekcjonerskiej szarej strefie. Witek Orski z Czułości mówi: – Wokół naszej galerii wytworzyło się pewne środowisko, które bywa na wernisażach, czasem coś kupuje, ale nie wiem, czy można ich nazwać kolekcjonerami. To raczej osoby, które wyrażają w ten sposób wsparcie dla tego, co robimy, zdobywają rzeczy, w które wierzą – opowiada. Kuba Śwircz, tworzący zbiór fotografii, książek artystycznych i druków, uważa, że za ich pomocą wyraża oddanie dla tych prac, deklaruje chęć przebywania w ich towarzystwie.


Kuba Dąbrowski/Western

– Mam rzeczy tak różne, jak zdjęcie Corinne Mercadier czy Krzyśka Pijarskiego, limitowany plakat Juula Hondiusa czy artystyczne wydawnictwo „Western” Kuby Dąbrowskiego, a także stare odbitki zdjęć sportowych – wylicza. – Nie powiedziałbym jeszcze, że mam kolekcję, ale otaczam się starannie wybranymi rzeczami – deklaruje. Uważa, że jako społeczeństwo, zwłaszcza to zogniskowane w dużych miastach, dorośliśmy już do tego, by wytworzyć nawyk kolekcjonowania sztuki, ale z braku wykształcenia ciągle jeszcze się nie odważamy. – Z fotografią obcujemy na co dzień, ale nie mamy dużej wiedzy na jej temat. Kupujemy coraz lepsze samochody, coraz większe domy i aparaty fotograficzne, ale nie coraz więcej zdjęć na ścianę – zżyma się Kuba Śwircz. Na brak tradycji kolekcjonerskich zwraca też uwagę Piotr Bazylko, porównując Polskę chociażby do sąsiedzkich Niemiec. – Tam kolekcjonował ojciec, dziadek, prababcia i może jeszcze kilka pokoleń wstecz. My mieliśmy zabory, dwie wojny światowe i komunę. Młodzi, czyli dziś pewnie 30- i 40-kilkuletni kolekcjonerzy, pojawili się gdzieś pod koniec XX lub na początku XXI wieku. Nazwałbym ich pokoleniem Rastra – mówi Bazylko. Podkreśla, że osoby w tamtych czasach „zarażone” kolekcjonowaniem często do dziś utrzymują koleżeńskie stosunki z Michałem Kaczyńskim i Łukaszem Gorczycą z Rastra, ale kupują też w innych galeriach.

Kolekcjoner-amator
Tak robi również nasza redakcyjna koleżanka Daria Dziewięcka. – Pierwszą pracę kupiłam z wystawy z Domu Artysty Plastyka. Zazwyczaj zwracam się w poszukiwaniu interesujących obiektów właśnie do muzeów i galerii – deklaruje. Darię interesuje fotografia, głównie czarno-biała. Tak się składa, że ma w zbiorach same akty. – Zdjęcia są wciąż jeszcze dosyć tanie, a ja wolę mieć poczucie, że kupiłam coś, co będzie zyskiwało na wartości. Chociaż kierują mną względy estetyczne, to cieszę się też, że nie wyrzucam pieniędzy w błoto, np. na nowy tablet, który kosztuje podobne pieniądze, a za dwa lata będzie do śmieci –
opowiada. Wydaje się, że podobne względy przyświecają kupującym na wspomnianych Targach Taniej Sztuki czy np. na Salonie Zimowym, który odbył się w grudniu ubiegłego roku w Warszawie. Zaproszono nań najciekawsze młode polskie galerie ze zbiorami publikacji artystycznych, edycji, fotografii, prac artystów młodego i średniego pokolenia, a także wydawnictw muzycznych. Maksymalna kwota, za którą można było oferować dzieła, wynosiła 2,5 tysiąca złotych. – Chodziło o wydostanie sztuki z zaklętego kręgu hermetyczności i elitarności – deklaruje Marika Zamojska z Galerii Starter, jedna z organizatorek Salonu. – Z pewnością był to sukces marketingowy i frekwencyjny, ale też każda z galerii coś sprzedała – podkreśla. Galeria Czułość właśnie wtedy nawiązała kontakt z Michałem Borowikiem, a jej twórcy, Witek Orski i Janek Zamoyski, uwierzyli, że ich działalność wystawiennicza ma sens. Piotr Bazylko natomiast wypatrzył wśród odwiedzających Salon duże kolekcjonerskie ryby. Główna energia organizatorów szła jednak w to, by zainteresować względnie niedrogą sztuką osoby dotychczas jej nie kupujące. – Fajnie by było, gdyby tzw. zwykły człowiek, zamiast kupować obrazy w Ikei, przychodził po nie do galerii – śmieje się Marika Zamojska. I to jest chyba najlepsza puenta i zarazem marzenie wszystkich galerzystów. Polski rynek sztuki jest bowiem na tyle różnorodny, że znajdzie się w nim oferta i dla Wojciecha Fibaka, i dla Michała Borowika, i dla mnie.
http://natemat.pl/7537,ko...a-kolekcjonerow

Cytat

Michał Borowik, foto: Marek Pietroń

Kolekcja to ja

Kiedy w wieku 19 lat zaczął kolekcjonować dzieła sztuki, nie miał pieniędzy, doświadczenia ani pojęcia, kto jest kim na rynku i skąd wieje wiatr. Dziś Michał Borowik jest właścicielem jednej z najciekawszych kolekcji młodej sztuki współczesnej, i to nie tylko w Polsce. W „BMW Art Guide", przewodniku po najważniejszych prywatnych kolekcjach na świecie, znalazły się dwa zbiory z Polski: Grażyny Kulczyk oraz jego.
http://www.przekroj.pl/artykul/962758.html

Jedyny taki kolekcjoner w Polsce

Jak bez milionowego budżetu zostać cenionym w świecie kolekcjonerem sztuki? W Dwójce rozmawialiśmy z Michałem Borowikiem, młodym twórcą i właścicielem wyjątkowej kolekcji sztuki współczesnej.
http://www.polskieradio.p...joner-w-Polsce-

Cytat

Richard Prince "Untitled (Cowboy)", 2001-2002, cena: 3 401 000 dolarów, aukcja: listopad 2007

Kolekcjonowanie fotografii

„Nostalgia za komercyjnym rynkiem fotografii”* trwa w Polsce co najmniej od ćwierć wieku i nic nie zmienia się w tej materii do dzisiaj, mimo podejmowanych przez różne instytucje i osoby – też co najmniej od kilkunastu lat, co pewien czas – nieśmiałych lub odważnych prób wprowadzenia fotografii w obieg handlowy i kolekcjonerski na rynku sztuki. W ostatnich latach takie próby, w formie aukcji lub wystaw zdjęć z możliwością ich zakupienia, podejmowane były kilkakrotnie przez różne agendy centralne i lokalne Związku Polskich Artystów Fotografików, Muzeum Historii Fotografii w Krakowie oraz niektóre krakowskie galerie sztuki, np. w listopadzie ub. roku podczas pierwszego festiwalu „Miesiąc Fotografii w Krakowie” (52 wystawy!), zorganizowanego przez Fundację dla Rozwoju Sztuk Wizualnych.

Kolejna próba handlowej promocji fotografii miała miejsce na tegorocznych Targach Antykwarycznych i Sztuki Współczesnej w Krakowie, gdzie z pewnym trudem i kosztem oraz z niemałym osobistym zaangażowaniem redaktora GA – p. dr. Jerzego Huczkowskiego, zorganizowano jakby sondażową wystawę fotografii współczesnej, na którą zechciało dać swe prace zaledwie kilku dobrze znanych w polskim środowisku fotograficznym artystów starszego pokolenia (Wojciech Plewiński i Konrad Pollesch z Krakowa i Krzysztof Gierałtowski z Warszawy) oraz paru młodszych, m.in. Janusz Leśniak, Aleksander Mitka (Kraków), Tomasz Mościcki (Warszawa). Dwaj ostatni dość udanie zajmują się fotografią w szlachetnej technice „gumy chromianowej”. Wszystkie prace, owszem, były oglądane, ale o ile mi wiadomo, nie doszło do żadnej transakcji, i można być pewnym, że nie tylko z powodu nierealistycznie zaproponowanych cen sprzedaży.

Wszelkie dotychczasowe próby handlowego obrotu w Polsce fotografią, jako obiektem artystycznym i kolekcjonerskim, najczęściej kończyły się raczej fiaskiem; jeśli nawet kończyły się mizernym rezultatem, traktowano to jako sukces na początku trudnego tworzenia polskiego komercyjnego rynku fotografii. Wydaje się, że nasi pionierzy handlu fotografią, do których zaliczyć trzeba tak „galerzystów”, jak i artystów, nie uwzględniają faktu, że dzieło sztuki, obiekt artystyczny – fotografia w handlu staje się przede wszystkim towarem i jak każdy inny produkt lub usługa podlega dość twardym regułom ekonomiki. Ten „towar” zawiera w sobie kilka wartości, z których najważniejszą wydaje się zapewne trudno wymierna wartość artystyczna, intelektualna, następnie wartość materialna, techniczna i wreszcie wartość moralna, która jest związana z jakością wykonania dzieła oraz dwiema poprzednimi, poprzez osobę jego twórcy, który musi gwarantować najwyższą jakość swego autorskiego „produktu” na każdej z wymienionych płaszczyzn. Taki produkt – dzieło artystyczne warte jest tyle, ile kupujący zechce lub może (nie musi) zapłacić za nie sprzedającemu, a nie tyle, ile wynoszą rzeczywiste koszty wytworzenia produktu artystycznego, jego promocji handlowej, formy prezentacji i w końcu kosztów związanych z samą sprzedażą. Klient kupujący jakikolwiek produkt – a cóż dopiero kolekcjoner, koneser obiektów artystycznych – decydując się na zakup, robi inwestycję i dlatego chce wiedzieć niemal wszystko o produkcie, który jest przedmiotem jego „mrocznego pożądania” oraz możliwie dużo o jego (wy)twórcy. Nieobojętne są mu również osoba i miejsce transakcji, jak i związane z nią profesjonalne kryteria i zasady. Ponadto kupujący musi być przekonany, że dzięki galerzyście – osobie kompetentnej, która bardzo dobrze zna się na swoim przedmiocie handlu – nabędzie rzecz oryginalną – fotografię, specjalnie wykonaną, estetyczną, efektownie podaną, opisaną, trwałą i wartościową przynajmniej w takim stopniu, aby zakupiona jako obiekt artystyczny mogła być ewentualnie odsprzedana dalej, jeśli będzie taka potrzeba, być może nawet z zyskiem.

O marketingowych aspektach handlu fotografią, wyżej scharakteryzowanych – wydawać by się mogło, banalnych, oczywistych – raczej nie myśli się organizując kolejną aukcję, czy komercyjną wystawę. Organizatorzy kolejnych prób handlowych skupiają swoją uwagę tylko na „kreowaniu” cen i choćby jednego faktu sprzedaży a nie na tworzeniu atmosfery nowości oferty handlowej na rynku sztuki, nowej „mody” kolekcjonerskiej, na lansowaniu osobowości artystycznych, nazwisk, oryginalnych dzieł i kolekcji. Wynika to z powierzchownej obserwacji zachodniego komercyjnego rynku fotografii i fascynacji notowaniami horrendalnych cen w galeriach, które nie wiadomo czy faktycznie są osiągane. Na wyobraźnię naszych galerzystów, publicystów i artystów działają tylko ceny z kilkoma zerami w euro lub dolarach za jedną fotografię, które natychmiast powodują tęsknotę za takim rynkiem w Polsce i podobnymi osiągnięciami handlowymi w każdej galerii, gdzie eksponowana jest fotografia. Na ogół wyobraźnia nie podsuwa szeregu pytań w rodzaju – dlaczego i skąd się wzięła taka a nie inna cena? kto ją zaproponował? kim jest autor wystawiający prace? czy galeria ma kolekcję własną i swój katalog handlowy lub biuletyn cen? jaki standard reprezentują te wydawnictwa? etc. etc. Odpowiedzi na takie i inne pytania być może powodowałyby zachętę do działań na rzecz przemyślanych prób tworzenia rynku fotografii w Polsce, a nie tylko nostalgię za nim.

Powyższe refleksje o charakterze ekonomicznym i marketingowym nasunęły mi się po wielu latach obserwacji i uczestnictwa w różnych działaniach zmierzających do stworzenia w naszym kraju komercyjnego rynku fotografii, a także w nawiązaniu do moich dość dawnych źródłowych badań rynku fotografii w kilku międzynarodowych ośrodkach, gdy przez kilka lat był on tam tworzony racjonalnie, konsekwentnie i nie bez trudności.

Wnioski z tych refleksji wydają się raczej oczywiste – w Polsce tego rodzaju rynku nadal jeszcze nie ma, a w ostatnich latach jedyną, poważniejszą próbą wprowadzenia fotografii artystycznej na profesjonalny, komercyjny rynek sztuki, było wspomniane wyżej urządzenie w ramach jubileuszowych Targów Sztuki handlowej wystawy, która stała się jakby nieoficjalną premierą „Komercyjnej Galerii Fotografii”, tworzonej od podstaw z inicjatywy Gazety Antykwarycznej. Można więc mieć nadzieję, że ta pierwsza krakowska jaskółka uczyni wreszcie prawdziwą wiosnę dla fotografii na rynku sztuki w Polsce. Aby wspierać tę cenną i pożyteczną inicjatywę, konieczne wydaje mi się ponowne opublikowanie tych doświadczeń i materiałów zagranicznych, w których zostały wypracowane jasne i czytelne zasady funkcjonowania komercyjnego rynku fotografii, ogólnie przyjęte przez międzynarodowe środowisko fotograficzne i praktykowane od początku lat 80. do dziś. Na początek publikujemy wykaz kolekcjonerskich kategorii fotografii.

Kategorie fotografii w kwalifikowanym kolekcjonerstwie prywatnym i muzealnym

I. Odbitka niepowtarzalna (Unique print)
Do kategorii zdjęć unikatowych można zaliczać tylko jedyny istniejący w ogóle oryginał pozytywowy, który zachował się z przeszłości lub powstał współcześnie. Jeśli więc mamy do czynienia z oryginalnym zdjęciem, którego negatyw na pewno nie istnieje z powodów zniszczenia – np. losowego (pożar, powódź, nieodwracalne zmiany z upływem czasu itp.) lub zamierzonego przez autora (zniszczenie komisyjne z powodów np. komercyjnych/ spekulacyjnych lub ekscentrycznych i in.) – albo z powodu ostatecznego zaginięcia (kataklizmy, wojny), czy w związku z zastosowaniem technologii jednorazowego wykonania procesu pozytywowego, to odbitkę taką można zakwalifikować do tej kategorii – unikatu.

Przykłady: dagerotypy, ambrotypy, ferrotypy, fotogramy pozytywowe – luksografie (schadografie, rayogramy), chemigrafie, oryginalne diapozytywy (np. autochromy), foto-collage, fotomontaże – jeśli mogły powstać tylko w jednym egzemplarzu oraz zdjęcia polaroidowe – jeśli nie powstawał automatycznie negatyw z pozytywem.

II. Odbitka współczesna negatywowi (Vintage** print)
Ten rodzaj odbitek bywa też czasem określany terminem – „zdjęcie z epoki” i oznacza fotografię z oryginalnego negatywu, w czasie mniej więcej zbliżonym do jego powstania, i to wykonaną osobiście przez autora lub pod jego osobistym nadzorem artystycznym, jak również przez niego sygnowaną i datowaną. W ubiegłym stuleciu najczęściej określenie to stosowano wobec fotografii od XIX w. do końca lat 40. XX w., w USA do końca lat 50. – celem odróżnienia od zdjęć współczesnych wykonanych w okresie 20 lat przed wprowadzaniem w życie od końca lat 70. niniejszej kwalifikacji.

W ostatnich latach, gdy powszechnie zauważalne jest przyspieszenie subiektywnego poczucia mijającego czasu i zmiany epok, gdy rozpoczęło się nowe stulecie, powyższe cezury czasowe jakby naturalnie muszą podlegać weryfikacji. Wydaje się, że do kategorii vintage print można obecnie zaliczać fotografie powstałe do końca lat 80.

Do kategorii tej można zaliczyć także niewspółczesne fotografie barwne (np. niektóre autochromy), tzn. z okresu, gdy tworzyły się podwaliny technologii nowoczesnej fotografii barwnej. Tego rodzaju zdjęć jest bardzo mało w obiegu kolekcjonerskim i w różnych zbiorach, gdyż często uległy nieodwracalnym zmianom kolorystycznym.

Odbitki grafiki warsztatowej (artystycznej) na bazie fotografii oraz tzw. „techniki szlachetne” fotografii – np. wklęsłodruk, heligrawiura, światłodruk, fotolitografia, autooffset, oraz guma dwuchromianowa, izohelia i in. – mogą być zaliczone do tej kategorii, jeśli odpowiadają powyższym warunkom dotyczącym czasu ich powstania oraz gdy były odbijane własnoręcznie przez artystę lub pod jego osobistym nadzorem w czasie wykonania.

Prace w tej kategorii są przeważnie sygnowane i datowane na przedniej stronie lub czasem na odwrocie odbitki, ewentualnie – także na passpartout i (albo) na kartonie podkładowym, do którego odbitka jest przymocowana.

Fotografie vintage print rozpoznaje się po specyficznej „patynie czasu”, widocznej przy wzrokowej analizie rodzaju papieru fotograficznego, znaków firmowych, sposobu oprawy i sygnowania, przedstawionych motywów i treści, tonacji obrazu, jego ewentualnych zmian chemicznych i fizycznych, uszkodzeń, zabrudzeń, odbarwień etc. oraz po ocenie tego wszystkiego, co składa się na różnice technologiczne między współczesnym zdjęciem a dawnym – np. typowe wady ówczesnej optyki, rodzaj ostrości rysunku, rozdzielczości ziarna, współczesny papier fotograficzny, itp.

Do kategorii vintage print nie kwalifikuje się zdjęć, które choć były opracowane przez fotografa osobiście lub w jego obecności (i w czasie – jak wyżej), ale powstały z przeznaczeniem do celów reprodukcyjnych w wydawnictwach i prasie.

III. Odbitka z przedłużonego czasu/ odbitka współczesna (Life Time Print / Modern Print)
Do tej kategorii zaliczane są dwa równorzędne rodzaje zdjęć, które różni tylko czas wykonania odbitki w odniesieniu do czasu wykonania negatywu:

- w grupie pierwszej są to zdjęcia, które zostały wykonane osobiście przez fotografa lub po jego nadzorem artystycznym, z oryginalnego negatywu, lecz wyraźnie później – co najmniej około 10 lat po powstaniu tego negatywu. Fakt ten powinien być odnotowany w zapisach katalogowych: rok powstania negatywu (n) / rok powstania odbitki pozytywowej – np. 1983n/p2003, stosowana jest nieco skrócona forma zapisu: 1983/2003, która czasem jest używana przez autorów fotografii przy podpisywaniu pracy według zasad określonych dla wykonania nakładu artystycznego zdjęć pojedynczych;

- druga grupa w tej kategorii to współczesne fotografie wykonane przez autora osobiście w okresie bliskim powstania negatywu, lecz zazwyczaj nie dłuższym niż kilka lat. Odbitki wykonane osobiście przez współczesnego fotografa w szlachetnych technikach fotograficznych mogą być zaliczane do tej kategorii, w której prace są prawie zawsze sygnowane nazwiskiem, datowane i opisane według praktykowanych zasad.

IV. Odbitka wznowiona (Reprint)
Za reprinty uznawane są współczesne odbitki z oryginalnego negatywu najczęściej z przeszłości, ale też ze współczesności, wykonane bez udziału autora. Ten rodzaj zdjęć przeważnie jest odbijany po śmierci fotografa – przez posiadacza jego negatywów (np. instytucję), spadkobiercę, krewnego – przy wykorzystaniu dostępnych wzorów wcześniejszych opracowań autorskich pozytywów. Tak opracowane zdjęcia mogą być podpisywane, stemplowane stosownie do nowej sytuacji, przez ich współczesnego wykonawcę lub (i) właściciela negatywów lub (i) praw autorskich do nich.

V. Odbitka reprodukcja (Copy Print)
Zdjęcia, które zostały wykonane z odbitki unikatowej lub oryginalnej z innych kategorii, z zastosowaniem reprodukcji i internegatywu, kwalifikuje się do kategorii V – reprodukcji fotograficznej, czyli kopii, repliki, duplikatu. Odbitki tej kategorii powinny być odpowiednio podpisywane i stemplowane nazwiskiem autora oryginału, wydawcy i właściwym uwzględnieniem praw autorskich oraz prawa do reprodukcji.

Zasada informacyjnego opisu zdjęcia w kolekcji

1. autor – imię i nazwisko (ewent. poprzedzone jego pseudonimem artystycznym, jeśli taki był używany w sygnowaniu prac);

2. tytuł autorski zdjęcia lub ewentualny opis treści zdjęcia, miejsca, czasu jego wykonania, ewent. uwaga o pochodzeniu zdjęcia, o jego nakładzie;

3. technika wykonania odbitki;

4. nazwa kategorii kolekcjonerskiej, z uwagą o sposobie wykonania odbitki (np. odb. stykowa), jej sygnowania i datowania, o istnieniu, nieistnieniu lub ewent. miejscu negatywu;

5. miejsce i rok (lub okres) powstania zdjęcia;

6. wymiary obrazu fotograficznego (w centymetrach i milimetrach, z ewent. podaniem wymiarów arkusza papieru lub marginesów, sposobu oprawy itp.);

7. bibliografia dotycząca zdjęcia (ewent. całej twórczości fotografa): ważniejsze pozycje wydawnictw albumowych, książkowych, szerszej prezentacji fotografa w katalogu/ach wystaw fotografii, czasopismach artystycznych – autor tekstu, tytuł, wydawca, miejsce, rok wydania, strona reprodukcji zdjęcia lub omówienia krytycznego twórczości;

8. uwagi o stanie fizycznym odbitki;

9. numer katalogowy.

Opracowanie dla GA z materiałów własnych:
Zbigniew Zegan, Katedra Fotografii ASP w Krakowie


* patrz m.in. artykuł W. Wilczyk, Gazeta Antykwaryczna nr 7/8 2002

** vintage – ang. słowo pochodzi z terminologii winiarstwa i handlu winem, używane jest dla określenie szczególnie dobrych roczników win. Z użyciem po raz pierwszy przy fotografii tego terminu wiąże się następująca anegdota: pewnego razu jakiś marszand czy kolekcjoner odwiedził Man Ray’a w jego pracowni w Paryżu i uporczywie dopytywał się o… vintage material, vintage printed matter z jego twórczości. Zniecierpliwiony artysta odburknął w końcu, że nie jest handlarzem win, ale gdy zauważył na twarz swego gościa zdumienie i rozczarowanie, to nagle pojął całe nieporozumienie i odkrył, iż kolekcjonerowi chodziło o jego wczesne zdjęcia, które przyniosły mu rozgłos. I rzeczywiście, transakcja zadowoliła obie strony, a wydarzenie stało się znane w środowisku artystycznym.

http://blog.galeriaplaton...nie-fotografii/

Cytat

Edward Steichen "Pond-Moonlight", 1904, cena: 2 928 000 dolarów, aukcja: luty 2006

Rz: W Oranżerii Muzeum w Wilanowie od wczoraj otwarta jest wystawa stworzonej przez pana kolekcji fotografii.

Cezary Pieczyński: Pokazuję 330 obiektów, blisko 50 autorów, około 60 proc. ekspozycji to dzieła polskich artystów. To wybór z dorobku intensywnego zbierania w ciągu mniej więcej sześciu lat. Najwięcej jest fotografii, najprościej mówiąc, awangardowej, którą od początku lubię najbardziej. Wcześniej kolekcjonowałem malarstwo i zresztą nadal trochę to robię, ale w pewnym momencie w naturalny sposób zwróciłem uwagę na fotografię. Pierwsze zdobyłem dzieła Bronisława Schlabsa. Wtedy można je było kupić za ok. 1 tys. zł. Dziś porównywalne prace kosztują 2,5 – 3,5 tys. zł.

Czy to duży przyrost ceny?

W Polsce rynek fotografii rozwija się powoli. Z moich obserwacji wynika, może się mylę, że klienci naszego młodego rynku przesadnie cenią sobie unikatowość, wyjątkowość, co ogranicza rozwój handlu fotografią jako techniki powielanej. Stale słyszy się narzekania, że dzieła najwyżej cenionych klasyków polskiej fotografii z lat 50. lub 60. XX wieku nie mają wartości kolekcjonerskiej, ponieważ nawet nie mają podanego nakładu ani numeru kolejnej odbitki. W PRL nie istniał wolny rynek, dlatego autorzy nie określali nakładu. W praktyce wykonywali pojedyncze odbitki, które potrzebne były na wystawy. Teraz trafiają one na rynek. Faktycznie są to unikatowe dzieła, choć ich nakład nie został formalnie określony przez autora.

Klasycy powojennej polskiej fotografii wykonywali pojedyncze odbitki, dlatego wyczerpały się zaledwie po kilku latach funkcjonowania rynku.


fot. Zdzisław Beksiński

To prawda. Nie ma na rynku odbitek największych nawet artystów, takich jak np. Zdzisław Beksiński, ponieważ wykonywał ich zaledwie kilka z jednego negatywu. Mniej więcej osiem lat temu, gdy pojawiały się na rynku, kosztowały ok. 2 tys. zł. Teraz dobra oryginalna odbitka Beksińskiego ma cenę wywoławczą w granicach 6 – 7 tysięcy. Podaję ceny hipotetyczne, ponieważ ta oferta się nie pojawia. Do rzadkości należą też prace Zbigniewa Dłubaka, których wybór można obejrzeć na wystawie.

W Wilanowie wyróżniają się dzieła Karola Hillera.


KAROL HILLER/Kompozycja heliograficzna XLV, 1939
Cena wywoławcza: 70 000 zł
heliografika, papier, 28,5 x 27,2 cm (w świetle passe-partout), sygn. p. d. KH (odbicie lustrzane); egzemplarz autorski,


To jeden z klasyków polskiej sztuki awangardowej XX-lecia międzywojennego. W historii polskiej fotografii jest tym, czym Władysław Strzemiński w historii malarstwa. Hiller stworzył technikę z pogranicza grafiki i fotografii, która nazywa się heliografią. Jest to zjawisko w historii światowej fotografii porównywalne chyba tylko z „rayogramami” Man Raya lub ze „schadografiami” Christiana Schada. Można dorobek Hillera porównywać też do twórczości Laszlo Moholy-Nagyego.

Heliografie Hillera prawie nie pojawiają się na rynku. Artysta wykonał zaledwie kilka różniących się odbitek poszczególnych kompozycji. Wszystkie je wymienia katalog opracowany przez Muzeum Sztuki w Łodzi. Kiedy taka odbitka pojawiła się na aukcji, miała cenę wywoławczą 70 tys. zł. Gdyby na rynku pojawiły się teraz najsłynniejsze heliografie, mogłyby mieć ceny nawet ok. 100 tys. zł.

Czy dorobek Hillera funkcjonuje na rynkach światowych?

Niestety nie.

Ile kosztują prace światowych fotografów, do których porównał pan Hillera?

Oryginalne odbitki z epoki Man Raya mogą kosztować 150 – 250 tys. euro. Odbitki Moholy-Nagyego z lat 20. lub 30. osiągają kwoty od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy euro. Prace Schada z okresu dadaistycznego kosztują w granicach 100 tys. euro. Na wystawie ważne są zestawienia prac. Poszczególne prace celowo pokazywane są w kontekście innych. Dzięki temu współgrają, nabierają dodatkowych znaczeń. Na przykład prace Hillera pokazane są właśnie z pracami Moholy-Nagyego i Christiana Schada.

Są na wystawie fotografie, które na rynku można kupić jeszcze względnie tanio, np. za ok. 1 tys. zł?

Nie. Ale na rynku w ogóle są dzieła w tej cenie. Na przykład prace wielu młodych, a już wybijających się artystów. Niektórzy z nich za parę lat staną się klasykami współczesności. Tania jest fotografia z lat 80., np. fotografia reporterska. Generalnie, na dojrzałych światowych rynkach fotografia jest sztuką raczej tanią, kupowaną przez klasę średnią, przez tzw. przeciętnych ludzi, choćby do eleganckiej dekoracji mieszkań lub wnętrz przedsiębiorstw.

W Wilanowie prezentuję dzieła, które można upolować już za ok. 3 tys. zł, np. oryginalne prace wspomnianego Bronisława Schlabsa. Z kolei prace żyjącego klasyka Jerzego Lewczyńskiego nadal można zdobyć za ok. 2 – 3 tys. zł. W fotografii jest to postać tej miary co w historii malarstwa Gierowski czy Fijałkowski. Lewczyński wraz z Beksińskim i Schlabsem współtworzył nowoczesną polską fotografię.

Warto poszukiwać prac Marka Piaseckiego, który był wyjątkową osobowością artystyczną. Jego niedawna monograficzna wystawa w Zachęcie pokazała bogactwo dokonań. Prace Piaseckiego kosztują między 3 – 7 tys. zł.

Powiedział pan, że wtedy kiedy wydaje się więcej pieniędzy, trzeba być wyjątkowo ostrożnym.

Na przykład fotografie wykonane kilkadziesiąt lat temu przez anonimowych autorów bywają dziś na rynku świadomie przypisywane klasykom. Zdarzają się też przypadkowe odbitki nielegalnie wykonane z oryginalnego negatywu bez wiedzy autora lub po jego śmierci.

Zagrożeniem dla kolekcjonerów są też krążące w handlu odbitki próbne?

W fotografii istotne jest to, że odbitka, jej jakość artystyczna została zaakceptowana przez autora, że to jest odbitka, którą dałby na wystawę. Natomiast zanim artysta w ciemni osiągnął ten ostateczny cel, wykonał ileś odbitek próbnych. Mają mniejszą wartość kolekcjonerską. Nabywca, aby nie stracić pieniędzy, powinien mieć świadomość tego, co kupuje.

Dostępna jest lektura, która podpowie, jak uniknąć strat przy zakupach?

Nie znam poradników kolekcjonera fotografii nowoczesnej, ale myślę, że książki Urszuli Czartoryskiej są doskonałym przewodnikiem po fotografii artystycznej.

Do wystawy doszło dzięki inicjatywie Fundacji Profile, która propaguje ideę prywatnego kolekcjonerstwa sztuki.

Co roku mają się odbywać kolekcjonerskie wystawy pod hasłem „Uśpiony kapitał”. To cytat z Waltera Benjamina. Mówiąc w koniecznym skrócie, chodzi o to, że po latach pewne formy działalności artystycznej, pewne myśli, pewne książki dochodzą do głosu jako aktualne, to znaczy wychodzą z uśpienia. Myśl tę można przenieść na teren ekonomii czy rynku i powiedzieć, że po latach odkrywamy i finansowo doceniamy pewne dzieła. Na razie istnieją ogromne dysproporcje cenowe pomiędzy polskim rynkiem a światowym. U nas popyt jest rażąco niższy!

Nawet w latach ostatniego kryzysu gospodarczego aukcje fotografii obroniły się najlepiej, spadki cen były najniższe. Specjalistycznych galerii w Polsce jest niewiele, parę zaledwie. Te różnice z czasem będą się wyrównywać.

Dla kolekcjonerów szczególną wartość ma katalog wystawy.

Oprócz reprodukcji około 130 eksponatów, znajdziemy tam interesujący tekst Ewy Mikiny o istocie kolekcjonerstwa. Warto przeczytać tekst Bożeny Czubak, a także tekst Włodzimierza Nowaczyka, który odnosi się konkretnie do tej wystawy.

Od 2007 cyklicznie dwa razy w roku odbywają się aukcje fotografii kolekcjonerskiej organizowane przez Artinfo.pl i Rempex. Jakie mają znaczenie dla kolekcjonerów?

Aukcje te są na dobrą sprawę jedynym oficjalnym miejscem obrotu fotografią kolekcjonerską w Polsce. Dlatego ich przebieg i wyniki wskazują rynkowe trendy. Ich katalogi to ważne źródło informacji biograficznych o autorach, zwłaszcza dla osób, które zaczynają zbierać fotografię. Zawierają setki reprodukcji.
http://www.fundacjaprofile.pl/tree.php?id=244

Cytat

Wojciech Jędrzejewski
http://www.waclawwantuch....drzejewski.html

Rozmowa z Wojciechem Jędrzejewskim, kolekcjonerem fotografii
http://www.ekonomia24.pl/artykul/261998.html?p=1

Cytat

Zbigniew Zegan / publicysta - Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie

Wprowadził do Polski zasady opisu fotografii kolekcjonerskiej. Opowiada, jak do tego doszło.
http://www.waclawwantuch.com/fk_zbigniewzegan.html

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach