M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
[fotografowie] Walker Evans
Cytat

http://photography-now.net/walker_evans/

Walker Evans (1903-1975) – amerykański fotograf, dokumentalista, przyczynił się do rozwoju amerykańskiej fotografii lat 30. Jego drobiazgowość i precyzyjne przedstawienie ludzi i symboli amerykańskiego życia miało ogromny wpływ na kolejne pokolenia fotografów.

Jako prekursor realizmu oscylującego pomiędzy uwielbieniem i odrzuceniem ujmowanego przedmiotu, stroniącego od nostalgii, romantyzmu, czy sentymentalizmu na rzecz zimnej obserwacji - dla fotografii Evans jest bez wątpienia tym, kim Picasso był dla malarstwa. Poeta fotograficznego żargonu, niestrudzony w poszukiwaniu wciąż nowych, lecz prostych środków wyrazu, uchodzi dzisiaj za guru amerykańskiej fotografii.

Walker Evans urodził się w St. Louis, w stanie Missouri. Jego ojciec Walker Evans senior pracował jako agent reklamowy dla szeregu agencji w Chicago i w Toledo, Ohio. Dziwny świat przemysłu reklamowego, mnogość kwiecistych obrazów, sloganów, kolorowych czcionek i znaków stała się pierwszą inspiracją dla młodego twórcy. Jednocześnie plastikowość i ułuda reklam mocno go odpychały. Evans kochał prostotę i bezpośredniość świata, i tak go postrzegał przez pryzmat obiektywu. Nie upiększał zastanych sytuacji i widoków – z „delikatnym okrucieństwem”, które stało się jego znakiem firmowym – pokazywał ludzi i rzeczywistość takimi jakimi byli naprawdę. Początkowo chciał zostać pisarzem. Fascynowała go twórczość Jamesa Joyce’a i Ezry Pounda. W połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku przebywał w Paryżu, gdzie nawet studiował na Sorbonie uczęszczając na wykłady poświęcone francuskiemu surrealizmowi. Gdy wrócił do Ameryki, zainteresował się rzeczywistością bardzo różną od cichej i zaściankowej Europy, przestrzenią wielkich miast, literaturą popularną, filmami i gazetami. Otoczenie, które eksplodowało kolorem, krzyczało kontrastem. A jednak pobyt na starym kontynencie sprawił, że Evans spojrzał na nowoczesny świat kultury masowej z prawdziwie europejskim feelingiem. Paryski modernizm, surrealizm, dadaizm, kolaż, stworzyły Evansa-fotografika, którego późniejsze dokonania odbiły się echem na obydwu półkulach.

Jednym z pierwszych fotograficznych projektów Evansa była seria ujęć wiktoriańskich domów w Nowej Anglii i Nowym Jorku. Zdjęcia te zostały później wystawione w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku w 1993 roku. Pierwsza ekspozycja prac Evansa odbyła się w Galerii Julien Levy w 1932. W tym samym roku wykonał ilustracje do książki Carletona Bealsa The Crime of Cuba. W 1935 Evans sfotografował afrykańską sztukę wystawioną w MoMA w celu dystrybucji do szkół i bibliotek przez Generalną Dyrekcję Edukacji. Latem roku 1936 Evans wraz z pisarzem Jamesem Agee rozpoczął pracę nad projektem magazynu „Fortune” . Ukończony projekt został odrzucony przez „Fortune” mimo to prace zostały opublikowane w formie książki zatytułowanej „Let Us Now Praise Famous Men” w 1941r. W latach 1935-38, na zlecenie Roya Strykera z Farm Security America (FSA), dokumentował przemiany społeczne spowodowane kryzysem gospodarczym. Wystawa: Walker Evans. American Photographs, która pokazał w 1938 roku została zakupiona przez Museum of Modern Art w Nowym Jorku i była w tym muzeum pierwszą ekspozycją w całości poświęconą jednemu fotografikowi.

W roku 1938 Evans rozpoczął projekt ukrytych ujęć pasażerów metra oraz przechodniów. W latach 1943-1945 pracował dla magazynu „Time” . Następnie został dziennikarzem i czołowym fotografem magazynu „Fortune” . Tam pozostał przez następne 20 lat. „Fortune” opublikował wiele fotoesejów Evansa z jego własnymi tekstami. Evans był również profesorem projektowania graficznego na Uniwersytecie Yale od roku 1965 aż do śmierci.

Walker Evans jest dziś ikoną amerykańskiej fotografii. Jego prace – w sposób wyjatkowy i niepowtarzalny – opisywały dramat i rzeczywistość społeczeństwa Ameryki nękanej Wielkim Kryzysem. Był to opis literacki, którego nie powstydziłby się żaden wirtuoz pióra. Evans fotografował zwykłych przechodniów, zawsze szanując ich prywatność. Nie przystawiał nikomu aparatu do twarzy, nigdy nie uprzedzał, że kogoś fotografuje. Ludzie na zdjęciach Evansa nie wiedzą więc, że są fotografowani i dzięki temu są prawdziwi i naturalni. Ich sylwetki uchwycone są od tyłu, z góry, z boku, rzadko frontalnie.


http://www.photoeye.com/b...m?catalog=YU060

Do historii przeszła seria zdjęć, które Evans zrealizował w metrze (1938). Przez wiele dni jeździł kolejką fotografując przypadkowych pasażerów z ukrytej kamery. Gdy dziś patrzymy na te archiwalne fotografie, uderza nas maksimum prawdy i jednocześnie niezwykły artyzm tych zdjęć. Ujmowane sytuacje są absolutnie prawdziwe i w swojej prawdzie porażające. Jak powiedział Andrei Codrescu: „Evans używał aparatu fotograficznego jak maszyny do pisania i jak każdy pisarz pragnął być w tym co tworzy samotnikiem, niezidentyfikowanym twórcą, który chowa się za swoim narzędziem pracy”. Świat oglądany okiem Walkera Evansa zaskakuje widza. Uświadamia nam, że nie potrafimy dostrzec pewnych rzeczy i trzeba dopiero oka artysty, żeby zwrócić nam uwagę na świeżość sytuacji, której się przyglądamy. Wielki fotografik wychodził też z założenia, że nie należy oczekiwać czegokolwiek od sztuki zanim się posiądzie wiedzę na jej temat. Gdy w wieku siedemdziesięciu lat otrzymał w prezencie nowy aparat Polaroid SX-70 natychmiast użył go do stworzenia serii portretów, ujęć ulic, szyldów, znaków. Niewielki Polaroid pomógł mu stworzyć niewymuszony i autentyczny obraz ówczesnej Ameryki.


http://refotograficart.fi...ns-polaroid.jpg

Czy mógłby to zrobić każdy? Nie. „Polaroid był dotąd gadżetem, zabawką. Mnie posłużył do zrobienia czegoś poważniejszego. I chyba mi się udało – powiedział sędziwy twórca – Jest tylko jeden warunek. Żeby móc bawić się w tak poważny sposób trzeba w życiu czegoś wcześniej dokonać”. Fotografie Evansa, jego specyficzne podejście do tematu, zainspirowały rzeszę artystów z całego świata. Podobny aspekt „czułego okrucieństwa” pojawił się później w twórczości Roberta Franka, Thomasa Ruffa, czy Stephena Shore. akademia.zpaf-kielce


http://www.photoeye.com/b...m?catalog=DQ963

Jego pierwszy album American Photographs (1938) spotkał się z wyjątkowo pozytywnymi ocenami: „Fotograf uwiecznił nas. Jeśli cała cywilizacja amerykańska uległaby zagładzie z wyjątkiem fotografii Walkera Evansa, to powiedziałyby nam one bardzo wiele o amerykańskim życiu" (C. Van Vcchtcn); zdjęcia są „zapisem tego, co w danym miejscu pan Evans miał zobaczyć i tego, co w owym czasie zobaczył" (William Carlos Williams); „Pojedyncze fotografie Walkera Evansa ewokują bezsporne odczucie konkretnego miejsca. Zbiorowo zaś ewokują odczucie Ameryki" (John Szarkowski, 1971). Ostatnią wypowiedź Alan Trachtenbcrg -autor świetnego eseju na temat albumu Evansa Walker Evans' America. A Documentary Invention - opatruje następującym komentarzem: słowo „»ewokuje« stawia w niepewności pytanie, czy Evans jedynie rejestruje jego bezsporną Amerykę, czy też ją stwarza." Analiza Trachtenberga jest nie tyle próbą zbadania relacji zdjęć (albumu) do samej Ameryki, ile raczej do pewnej idei Ameryki, „idei tego, jak i gdzie Ameryka może zostać umieszczona i zidentyfikowana w obrębie samego albumu. Przez ideę Ameryki mam na myśli status owego terminu, miejsce, locus in quo Ameryki. Pytanie o to, czy album odkrywa czy też wymyśla [invents], transkrybuje czy tworzy, zależy w dużym stopniu od uznania tego, jakiego rodzaju rzeczywistość album reprezentuje. Czego, ostatecznie, owe zdjęcia są dokumentem?" Problem, według Trachtenberga, zaczyna się już na poziomie tytułu: czy tytułowy przymiotnik „amerykańskie" odnosi się do samej Ameryki, czy też do tego, że zdjęcia te posiadają amerykański charakter i styl, przenoszą jakość nazwaną „amerykańskością".
Dociekania Trachtenberga są też o tyle ciekawe, że pokazują, jak ważne jest nie tylko odczytanie poszczególnych fotografii, lecz także przeanalizowanie ich zestawień; są one medytacją nad możliwościami odczytania zdjęć jako narracji, a warto pamiętać, że układ zdjęć zaprojektował sam Walker Evans. „Nasze ponowne przyjrzenie się albumowi jako dokumentowi, w rzeczy samej jako locus elassieus fotografii dokumentalnej w Ameryce, wymaga, abyśmy przypatrzyli się możliwie jak najbardziej uważnie samym zdjęciom, abyśmy w szczególności usłyszeli to, co mają nam one do powiedzenia o sobie - żebyśmy przeczytali je jak teksty.
[...] To, co zdjęcia owe mówią, mówią we wzajemnych odniesieniach; pełen glos każdego obrazu uwalnia się jedynie wówczas, gdy pozostawiamy go w poszukiwaniu następnego, a w końcu w odniesieniu do wszystkich kolejnych obrazów w albumie. [...] ostatecznie
to sam album wytwarza znaczenie, mowę obrazów. Zamiast być zwykłym sposobem przedstawienia grupy zdjęć, forma albumu wciąga widza-czytelnika w proces rozwijającego się dyskursu ciągłości, powtórzeń, powieleń i anulowań, rewizji, punktów kulminacyjnych i rozwiązań. Każdy obraz znajduje swoje dopełnienie w całości dzieła, jego głos powraca jako echo całości. [...] Uczestniczymy zatem nie tylko w układzie, który został z góry przygotowany, lecz także w samym procesie jego przygotowywania, procesie porządkowania obrazów."
Trachtenbcrg poddaje szczegółowej analizie sześć pierwszych zdjęć, ukazując ich wzajemne relacje, dopełnianie się i całościowość. Struktura tego układu zostaje odtworzona w strukturze albumu. „W otwierającej sekwencji albumu American Photographs mamy zatem do czynienia z tym, co wydaje się wyraźnym dyskursem na temat obrazu fotograficznego, czy może bardziej precyzyjnie na temat tych zdjęć, amerykańskich fotografii Evansa. Dzięki kontrastowi i rozróżnieniu otwierające zdjęcia kładą nacisk na to, że aparat fotograficzny jest instrumentem konstruującym, a nie zwykłym narzędziem transkrypcji; że odgrywa on rolę w tworzeniu świata, który opisuje jako obraz. Album rozpoczyna się zatem niedwuznacznym zerwaniem z pojęciem nieomylności aparatu i możliwej do skopiowania [transcribable] Ameryki. [...] Streszczając książkę jako całość, sześć pierwszych zdjęć kładzie nacisk raczej na piszący [inscriptive] niż transkrypcyjny [transcriptiue] aspekt aparatu, na to, że jest on raczej rodzajem pióra czy ołówka." Mamy więc do czynienia raczej z konstruowaniem znaczenia („tekstem"; mottem do artykułu są słowa Siegfrieda Kracauera: „Rzeczywistość jest konstrukcją", formą analogiczną do pisania czy zapisu, a nie ze zwykłym kopiowaniem. „Aparat jest narzędziem, które chwyta i ocala dzięki wysoce inskrypcyjnemu trybowi gromadzenia, który przekształca obiekty w »pamiątki i relikwie« [relics], wspomnienia, pomniki, ślady, które przetrwały po zniszczeniu czy zniknięciu." Ale tym samym Ameryka Evansa jawi się jako miejsce niedokończone, jako seria działań i gestów w stronę stworzenia owego miejsca. Nie mamy więc do czynienia z immanentną całością nazwaną Ameryką, lecz raczej z medytacją nad percepcją i nad tworzeniem rzeczywistości, nad charakterem obrazów i nad wystarczalnością sztuki. „Dokumentalny tryb wiernej reprodukcji w imię przekazania wyglądu rzeczy jest tu tylko środkiem; celem jest stworzenie fikcyjnego świata, Ameryki wyobraźni: wynalezienie dokumentalności." Oczywiście przymiotnika „fikcyjny" nie należy tu rozumieć jako określenia pejoratywnego (a takiego waloru często nabiera to słowo, gdy próbujemy je odnieść do nauki, dokumentu, rzeczywistości). Ostatnie lata przyniosły rewaloryzację tegoż pojęcia w nauce. Jak zauważa Clifford Geertz: „prace antropologiczne same składają się z interpretacji, i do tego interpretacji drugiego i trzeciego stopnia. (Z definicji, tylko »krajowiec« tworzy interpretacje pierwszego stopnia: jest to jego kultura.) Są zatem fikcjami; fikcjami w tym znaczeniu, że są »czymś stworzonym«, »czymś ukształtowanym« — takie jest pierwotne znaczenie słowa ftetio - nie zaś w znaczeniu czegoś fałszywego, niefaktycznego, czy też jedynie eksperymentów pomyślanych »jak gdyby«. [...] [Są] aktami wyobraźni".
Można więc powiedzieć, że w przypadku Evansa mamy do czynienia z wysoce wyrafinowanym i przemyślanym sposobem wykorzystania fotografii oraz twórczym podejściem do dokumentu, co łączy się ze zrozumieniem faktu, że przedstawianie rzeczywistości, „odnalezienie" przeszłości (dokument) nie może mieć miejsca na drodze „literalnego" odtworzenia czy przypomnienia.
Sławomir Sikora, "Fotografia między dokumentem a symbolem"

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach