fuen  Dołączył: 13 Lis 2012
[dyskusja] Kolektywnie, hurtowo... (spokoju mi nie daje)
Na na kanale YT należącym do fotopolis znalazłem zapis rozmowy z członkami Kolektywu Sputnik o projekcie Lost Teritories. Z całej rozmowy (poza tym, że Sofia jest brzydka, bo przypomina Warszawę) najbardziej utkwiło mi w pamięci to, że natrzaskali w kilka osób hurtową ilość fotek i później będą próbować coś z tego klecić (przynajmniej tak to zrozumiałem). I że to fajne, że w kolektywie można sięgnąć po prace innych. Trochę mi to przypomina mój sposób pracy - pstrykam do oporu, czasem coś się w miarę uda i nie wstydzę się pokazać. Ba, czasem mógłbym nawet jakiś dyptyk czy tryptyk zrobić. Sam! Zastanawia mnie wasz stosunek do takiej metody pracy (chodzi o połączenie pstrykania do oporu z łączeniem zrzutów z kart kilku osób), czy to nie pachnie bardziej cechem rzemiosł różnych niż pracownią artysty?
 
rychu  Dołączył: 08 Paź 2006
Kołchoz?
 

prybin  Dołączył: 06 Wrz 2010
Nie wyobrażam sobie pracy w ten sposób. Nie wierzę w kolektywizm. Czyj niby miałby być taki przekaz? (Zresztą w safety in numbers też nie wierzę; na moich kartach i negatywach rzadko są 2 zdjęcia 1 tematu.)
 

deepee  Dołączył: 28 Cze 2011
fuen, zasadniczo jest tu mowa o trzech istotnych aspektach pracy Sputnika. O dwóch wspomniałeś: robimy duże ilości zdjęć i pracujemy jako zwarty kolektyw. Trzeci aspekt: robimy zdjęcia bez (mocnego) ukierunkowania się na konkretny temat, a dopiero w następnym kroku analizujemy zebrany materiał, żeby stwierdzić, czy na jego podstawie da się sformułować jakąś uogólnioną prawdę i sprzedać ją odbiorcy ;-) .
Ten trzeci aspekt jest o tyle ciekawy, że jest jakaś grupa fotografów dokumentujących, którzy realizują projekty zupełnie inaczej, tzn. na początku jest teza/temat, a dopiero potem zbiera się materiał, który ją potwierdza/ilustruje.
 

prybin  Dołączył: 06 Wrz 2010
deepee, proces analizy i selekcji raczej nie budzi (przynajmniej moich) zastrzeżeń. Wszyscy selekcjonują, niektórzy osobiście, inni cedując ten obowiązek na kuratorów. To, czego sobie nie wyobrażam, to -- jak celnie ujął rzecz rychu -- ów kołchoz. Uwspólnienie. Zatarcie rysu autorskiego (indywidualnego) w utworze. Moim zdaniem sztuka w przeważającej mierze polega na komunikacji. Wolałbym, by komunikacja widza następowała ze mną, a nie z niejasnym konstruktem, którego ja miałbym być bliżej nieokreśloną częścią.
 

tatsuo_ki  Dołączył: 01 Mar 2009
czyli w filmie każdy aktor powinien być reżyserem?
 

szybkiparowoz  Dołączył: 20 Lut 2011
Przepraszam, czy któryś z was miał w ręku jakiś wcześniejszy album Sputnika? Gdzie w tym jest kołchoz? Jakie "zatarcie rysu autorskiego"?
 

deepee  Dołączył: 28 Cze 2011
prybin napisał/a:
deepee, proces analizy i selekcji raczej nie budzi (przynajmniej moich) zastrzeżeń. Wszyscy selekcjonują, niektórzy osobiście, inni cedując ten obowiązek na kuratorów.
Mnie nie chodziło o to, kto robi analizę i selekcję. Bardziej o to, w jakim momencie tworzenia projektu pojawia się właściwy temat (przed czy po analizie materiału). Sam nie chciałbym tego w ogóle oceniać w kategorii "mam zastrzeżenia" / "nie mam zastrzeżeń", bo wg mnie jedna i druga droga jest ok, jeśli prowadzi do odpowiedniego rezultatu.
Jeśli o kwestię kolektywu, uważam, że ta nowa jakość w pracy Sputnika oznacza, że można tu już mówić odejściu od przekazu osobistego. Jako odbiorcy będzie mi to w jakimś stopniu przeszkadzać.
Ciekawy jest fragment filmu, gdzie mówią (na razie żartobliwie :-) ) o "parytetach autorskich".

szybkiparowoz, oglądałeś rozmowę? :-)

 

szybkiparowoz  Dołączył: 20 Lut 2011
Nie całą, bo mnie moderator (?!?) i fatalna jakość materiału wyprowadziły z równowagi. Ale mam to gdzieś w zakładkach, zaraz nadrobię. Co mi zależy, i tak już jestem wk#$%, że skanować muszę.
 
barmiska  Dołączył: 27 Sie 2014
deepee napisał/a:
Trzeci aspekt: robimy zdjęcia bez (mocnego) ukierunkowania się na konkretny temat, a dopiero w następnym kroku analizujemy zebrany materiał, żeby stwierdzić, czy na jego podstawie da się sformułować jakąś uogólnioną prawdę i sprzedać ją odbiorcy ;-) .


Mnie to przypomina pracę jednego fotografa (właśnie czytam The World Atlas of Street Photography i tam są m.in. "jego" prace, ale nazwiska nie pamiętam, a książka w domu) który przeglądał kilometry ulic na Google StreetView w poszukiwaniu tematu, znalazł, i "sprzedał odbiorcy". (co dla mnie dziwne, robił zdjęcie monitora na kliszy). Jego zdjęcia pokazują mniej więcej życie na prowincji, ale z tego samego źródła można zrobić cykl na inny temat (np fotografia zwierząt albo i akty, jak by dobrze poszukać).
Właśnie to mi najbardziej nie pasuje.
Zróbmy tonę części, i zobaczymy co się da z tego zbudować.
W przypadku Lego działa :-) , ale szukanie tematu do zestawu zdjęć jest wg mnie złe.
Pzdr

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach