opiszon  Dołączył: 29 Sty 2008
zdanolot jako opancerzone auto zespołu szybkiego reagowania...
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
opiszon napisał/a:
zdanolot jako opancerzone auto zespołu szybkiego reagowania...

Czy mam rozumieć, że jako szef owego zespołu, major Opi ma ochotę pojeździć na Zdano-locie?! :oops:
Ja w pornografii nie robię, uprzedzam :mrgreen:
 

Fenol  Dołączył: 31 Sie 2010
Apas napisał/a:
EDYTA: Taki Fenol, na przykład... Zawodowy truciciel na usługach Bardzo Niebezpiecznej Organizacji, który na skutek błędu przy przygotowywaniu morderczej mikstury stracił głos... Kuszące


Będę zaszczycony :-B :evilsmile:
 

opiszon  Dołączył: 29 Sty 2008
jam nie godzien kierować zdanolotem
tylko zdano :-)
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
Fenol napisał/a:
Apas napisał/a:
EDYTA: Taki Fenol, na przykład... Zawodowy truciciel na usługach Bardzo Niebezpiecznej Organizacji, który na skutek błędu przy przygotowywaniu morderczej mikstury stracił głos... Kuszące


Będę zaszczycony :-B :evilsmile:


Cała, perwersyjna, przyjemność po mojej stronie :-B

[ Dodano: 2017-07-19, 20:21 ]
opiszon napisał/a:
jam nie godzien kierować zdanolotem
tylko zdano :-)


No jak tak, to da się zrobić :-D
 

unum  Dołączył: 03 Kwi 2012
Pisz, pisz, pieniądze przyjdą, jak wydasz drukiem. My pomożemy w rozreklamowaniu, zorganizuje się jakiś seksskandal, niby-reporterskie zdjęcie jak palisz Nikona w ognisku itp. :evilsmile:
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
unum napisał/a:
Pisz, pisz, pieniądze przyjdą, jak wydasz drukiem. My pomożemy w rozreklamowaniu, zorganizuje się jakiś seksskandal, niby-reporterskie zdjęcie jak palisz Nikona w ognisku itp. :evilsmile:

Seksskandal będzie, jśli mi żona zrobi zdjecie jak siedzę po nocach i klepię w klawiaturę Kadyszka a obok kompa na biurku leży sterta nietknietych briefów od klientów... Tytuł: Apas pie...li robotę :mrgreen:
 

unum  Dołączył: 03 Kwi 2012
Apas napisał/a:
siedzę po nocach i klepię w klawiaturę Kadyszka


Tego określenia nie znałem :mrgreen:
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
unum napisał/a:
Apas napisał/a:
siedzę po nocach i klepię w klawiaturę Kadyszka


Tego określenia nie znałem :mrgreen:

Wiedziałem, że znajdzie się ktoś, kto z całego dramatyzmu sytuacji zwróci uwagę jedynie na tę niefortunną grę słów :mrgreen:
 
RPM  Dołączył: 28 Lip 2010
Podziwiam - odcinek w 3h...
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
RPM napisał/a:
Podziwiam - odcinek w 3h...

Jak byłem piękny, młody i mniej obły to pracowałem parę lat w gazecie codziennej - słowo deadline śni mi się do dziś w najgorszyh koszmarach :-D
 

Zdano  Dołączył: 23 Paź 2006
opiszon napisał/a:
zdanolot jako opancerzone auto zespołu szybkiego reagowania

Opancerzony nie jest ale zawsze można go obłożyć kamizelkami z demobilu po Pustynnej Burzy. ;-)
opiszon napisał/a:
jam nie godzien kierować zdanolotem

Nie aż tak ale lubię prowadzić i bardzo niechętnie, w wyjątkowych wypadkach wpuszczam kogoś za kierownicę.
 

pszczołowaty  Dołączył: 07 Gru 2009
miałem sen... większość źle skończyła, włącznie z pentaksem ... tfuuu.. pukpuk w niemalownane
 
KasiaMagda
[Usunięty]
pszczołowaty, no co Ty ? Sny interpretuje się na odwrót :)
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
Na parking przed betonowym klockiem ‘Zajazdu Pod Kogutem’ przy skrzyżowaniu auostrady A4 z drogą krajową numer 94 zajechał dziesięcioletni volkswagen transporter w wersji bus – igła sztuka w tedeiku. Ze środka wysiadło kilka osób, które szybko skierowały się do wejścia dość obskurnej restauracji. Tylko kierowca został na zawnątrz – zamknął auto, wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy i oddaliwszy się od budynku oraz kilku zaparkowanych samochodów – wybrał z pamięci numer. Przez chwile wsłuchiwał się w długie sygnały wywołania, aż w końcu usłyszał po drugiej stronie męski głow.
- Trzynastka, słucham!
- P-50, numer operacyjny 8775833U – pułkownik Pleśniak wymówił numery starannie i wyraźnie.
- 8...7...7...8...3...3...U jak Urszula – jego rozmówca powtórzył usłyszany numer. - Sprawdzam – dodał po chwili. - Okey, mam. Pułkownik Pleśniak! Czym mogę służyć, pułkowniku?
- Kur...de balans, dzięki za podanie mojego prawdziwego nazwiska... Czy linia jest bezpieczna?! - Pleśniak czuł, jak dość gwałtownie rośnie mu ciśnienie.
- Nie wiem... A ma być?
- Tak, proszę, o ile to nie problem...
Nastała chwila ciszy. Po drugiej stronie słychać było jedynie odgłos szybko wertowanych kartek. W końcu meżczyzna z Trzynastki odezwał się poważnym głosem służbisty.
- Jest. Procedura anonimizacji linii telefonicznej przy kontaktach z agentem. Agencie P-50, masz do wyboru anonimizację cyfrową przy użyciu klucza o długości 512 bitów opartego na liczbach pierwszych z algorytmem KX-67 albo anonimizację analogową. Którą wybierasz?
- A która lepsza? - zainteresował się uprzejmie pułkownik.
- Zdecydowanie cyfrowa, szefuńciu. Tu tego nie piszą, ale ja mam licencjata z informatyki, więc się trochę zna...
- Kurde, dawaj więc tą cyfrową! - wrzasnął Pleśniak.
Znowu chwila ciszy, tym razem ze stukiem komputerowych klawiszy w tle.
- Szefie? - odezwał się w po kilkunastu sekundach dyplomowany informatyk.
- No?
- Pardonsik, ale program jest na Windows 10 i właśnie się powiesił... Może byśmy analogowo pojechali jednak? Mogę zresetować, ale to potrwa kilkanaście minut i cholera wie, czy nie padnie znowu, jakieś łatki się od wczoraj wgrywają, wyłączyć tego cholerstwa nie można...
- A bezpieczna będzie? Ta nalogowa w sensie? - P-50 bardzo, ale to bardzo starał się zachować spokój. Wieloletnie zmagania z wojskową logiką, logistyką i organizacją okazały się w tym bardzo pomocne.
- No rewelki nie ma, ale tu piszą, ze w sytuacji awaryjnej będzie spoko. No a zwiecha windozy podpada regulaminowo pod awarię, nie? To co, odpalamy?
- Dawaj, synu...
Dźwieki w słuchawce rozmyły się, jakby ktoś przykrył mikrofon dłonią. Mimo to dało się słyszeć głos technika krzyczącego do kogoś najwyraźniej obecnego w tym samym pomieszczeniu, ale nieco dalej.
- Maniek? Pogłośnij zdeka, co?
Przez szum linii przebił się nagle rytm muzyki. Damski głos, nieco zmieniony przez zakrycie słuchawki i specyfikę połączenia telefonicznego, zaczął domagać się, by anonimowy adresat prośby ‘dał jej tę noc’.
- Agencie P-50, wdrożenie procesdury anonimizacji połączenia głosowego w protokole analogowym zostało zakończone z sukcesem, linia jest zabezpieczona. Jakie są twoje dalsze instrukcje? - licencjonowany technik – informatyk znowu przybrał suchy, służbowy ton.
- Połącz mnie z p.l.w.k – zrezygnowany Pleśniak wydał polecenie słabym głosem. Panienka zawodziła dalej.
Analityk odezwał się po kilku sekundach trzasków i stuków. Prośba o podarowanie, względnie odstąpienie nocy wciąż pobrzmiewała w tle.
- Dzień dobry, p.l.w.k. Mówi P-50. Jak tam u was?
- Cześć pułkowniku. Żarcie cholernie słone, jak sikam to mi się stalagmity budują... Co to za kawałek? Fajnie grają...
- Nie wiem, chłopaki od bezpieczeństwa włączyli na podsłuchy – oficerowi pienia wcale się nie podobały, ale usiłował je ignorować. - Chciałem zameldować, że zebrałem Drużynę – dodał, zmieniajac temat.
- Psia krew, nie sądziłem, że kiedykolwiek do tego znowu dojdzie... Masz tam chyba najniebezpieczniejszą zgraję w tej części świata, co? Kogo wziąłeś? - p.l.w.k sięgnął po ołówek i notatnik.
- Mam Pszczołowatego – Pleśniak uznał, że na poniekąd zabezpieczonej linii może używać przykrywkowych nicków zamiast oficjalnych kodów agentów.
- Świetnie, specjalista od broni i materiałów wybuchowych. Daj mu kostkę margaryny i cukierki miętowe a wysadzi dla ciebie Wielki Mur w Chinach – analityk pisał coś szybko w notesie.
- Dalej zdecydowałem się na Fenola... Wiem, ten wypadek, po którym stracił głos... Ale nie stracił przecież swoich innych talentów. Co sądzisz?
Jego rozmówca milczał przez chwilę, analizujac sytuację. W końcu powiedział,
- Normalnie bym się sprzeciwił, ale to nie jest normalna sytuacja. Potrzebujesz kogoś od trucizn i szeroko pojętej chemii. Akceptuję Fenola...
Pleśniak odetchnął z ulgą. Zależało mu, by Fenol - genialny chemik i sprawny jak wojownik ninja zabójca, dołączył do zespołu. Wiedział, ze reszta kandydatur nie wzbudzi większych wątpliwości. Może poza jedną...
- Jazda taktyczna i generalnie transport w sytuacji bojowej – P-50 zawiesił głos – Zdano...
- Co?! Czyś ty oszalał? Przecież on ma po 9 dioptrii w każdym oku?! Zgadza się, był najlepszy, ale teraz jest prawie ślepy?!! Po jakąś cholerę wybrał na przykrywkę pracę w ciemni fotograficznej i zapłaciła za to naparwdę wysoką cenę - p.l.w.k był więcej niż zaskoczony wyborem oficera.
- Nie unoś się... Normalnie ja prowadzę, ale jak będzie gorąco... Zdano ma intuicję i wrodzoną agresję wściekłego kojota za kółkiem. Możemy tego bardzo potrzebować...
- No, fakt – anlityk nadal nie był przekonany. - Możecie też potrzebować wiedzieć, gdzie jedziecie, a on tego nie zagwarantuje...
- Posadzę obok Spację, będzie jego oczami – Pleśniak wykorzystał przerwę w tyradzie rozmówcy. Poskutkowało.
- Spację? Ją też wybrałeś? W sumie logiczne... Jeśli stracicie broń, mistrzyni kilku sztuk walki, działań kontrwywiadowczych i dywersji może być waszą ostatnią nadzieją. Ok, z jej refleksem nawet Zdano da sobie radę za kółkiem, akceptuję oboje... Ktoś jeszcze?
- Myślałem... Chciałbym, żeby pojechał z nami Opi. Mógłbyś go wysłać do Punktu Startowego?
P.l.w.k zastanawiał się przez chwilę. Właśnie kwiat dawnych agentów Grupy Ricoch – nawet, jeśli z pewymi deficytami zdrowotymi - miał jechać na pewną śmierć, a on miał zdecydować o dołączeniu do nich człowieka, którego może już wkrótce bardzo potrzebować, gdy misja Drużyny zakończy się niepowodzeniem. Nie chciał tego robić, ale z drugiej strony... Jeśli obecność majora Opiega da im jakąś szansę? Chociaż cień szansy?
- Okay, P-50. Pogadam z nim. Ale sądzę, że się zgodzi.
- Dzięki, stary – żołnierz uśmiechnął się mimowolnie.
Zapadł niezręczna cisza. Przerwał ją matematyczny geniusz, zamknięty od kilku dni w tajnej bazie 130 metrów pod ulicami Wieliczki.
- Jak ludzie? - zapytał.
- Jedziemy A4 w kieruku niemieckiej granicy. Stanęliśmy na popas w jakimś obskurnym wygwizdowie, wszyscy poszli się odlać i jakąś herbatę wypić w knajpie – Pleśniak opisał sytuację taktyczną w prostych, żołnierskich słowach.
- Antoni? - głos p.l.w.k nabrał bardziej osobistego brzmienia.
- No?
- Weź kartę służbową i zrób im mały bankiet. Macie czas. Kup po jakimś hamburgerze i dużych frytkach, co? I po szejku czekoladowym może...
Stary żołnierz poczuł, że wzruszenie ściskamu mu gardło.
- Tak jest! Ale... to będzie kupa kasy firmowej?
- Tym się nie martw... Delagacje rozliczymy jakoś, kiedy wrócicie...
- JEŚLI wrócimy...
Niezręczna cisza zapadła po raz drugi w ciągu kilkunastu sekund i była jeszcze bardziej niezręczna, niż pierwotnie. P.l.w.k postanowił zmienić temat.
- Słuchaj, może ja bym eskadrę F-16 w stan gotowości postawił, co?
- A po co?! - omawianie taktyki wyrwało pułkownika z nieciekawej zadumy.
- No tak, na wszelki wypadek – analityk pałał entuzjazmem do swojego pomysłu.
- No ale to bez sensu z wojskowego punktu widzenia... Mała, tajna operacja i eskadra F-16?! To się kupy nie trzyma...
- Pułkowniku Pleśniak – w głosie p.l.w.k zabrzmiały ostrzejsze tony. - Po pierwsze, po coś żeśmy te samoloty kupili, tak? Tanio ie było! Po drugie: już się z nas śmieją, że nie latamy, bo części zamienne drogie i sknerzymy, tak? Postawimy w stan gotowości, wy ich nie bedziecie potrzebować, to się wszystko odwoła tak? Ale nikt nam nie zarzuci, że mamy F-16 i nie wahaliśmy się ich użyć, tak? Tu chodzi o honor armii, żołnierzu!
- No dobra. W sumie... Okay, niech będzi. No... spoko, nawet fajnie – Antoni Pleśniak uznał, że stara zasada zgadzania się z przełożonymi – a p.l.w.k był poniekąd jego przełożonym – winna jednak obowiązywać. - Świetny pomysł, w sumie – dodał już z większym entuzjazmem, choć nadal nieco wymuszoym.
- Nie, no Antoni, musimy, żeby obciachu przed Amerykanami nie było. Jeszcze im tego policjanta zgubiliśmy teraz... Sam rozumiesz....

Niko N. D. Five ockął się w ciemości i cały obolały. Dość szybko dotarło do niego, że leży skuty w jakimś ciasym pomieszczeiu a na głowie ma naciągięty czarny kaptur. Wszystko wokół komisarza policji wibrowało a w tle dał się słyszeć jedostajny, niski pomruk. Niko spróbował zmienić pozycję by rozprostować obolałe kończyy, ale zdołał tylko jęknąć. W tym momecie ktoś zdarł z jego głowy kaptur – światło było przytłumione, ale i tak poraziło oczy policjanta.
- Witaj, Niko. Cieszę się, że wróciłeś do świata żywych – głos Martieza sprawił, że więzień zapomiał o bólu i przypomniał sobie o strachu.
- Pa... Panie Jorge, to musi być jakaś pomyłka... Ja... Ja mam polskie obywatelstwo, po mamie i ja miałem zgodę na wyjad do Polski i pracę w policji... Oni są, to zaczy... Polacy są naszymi sojusznikami i my ich uczymy... to znaczy, ja ich uczę...
Jorge Martinez sykął sicho i Niko zamilkł, oddychajac ciężko.
- Niko... Popatrz na mnie, proszę. Skoro JA tu z tobą siedzę, w tym ciasnym, dusznym kontenerze pocztowym nadanym jako poczta dyplomatyczna ambasady USA w Warszawie i załadowanym do luku towarowego samolotu rejsowego do Nowego Jorku, to czy możemy mówić o pomyłce?! Chłopcze... Ja jestem Jorge Martinez. Ja jestem szefem Syndykatu. Ja się nie mylę, synu – zimne oczy Martineza wpatrywały się w policjanta.
- T...Tak, wiem, panie Martiez. Pan się nigdy nie myli... Ale może ONI się pomylili?! Ja nic nie zrobiłem!
W tym momencie coś zapiszczało pod meksykańskim okryciem Martineza. Ruchem ręki uciszył skamlącego Niko i sięgnął do ukrytej kieszeni. Wyciągął z niej przedmiot przypominajacy dużą komórkę albo niewielki tablet – był to terminal kodowanej łączności sateliternej. Jorge wklepał sześciocyfrowy PIN, zeskanował odcisk palca wskazującego prawej ręki i odczytał tekst, który wyświetlił się na czarno-białym ekranie e-ink:

“ Nadawca: operator;
Do: martinez, jorge;
Status: TS;

Akcja ‘W(stążka)D(la)Z(drajcy)’ może być zdekonspirowana. Polacy postawili w stan gotowości bojowej eskadrę F-16. Odradzamy ewakuację drogą powietrzą. Powtarzam: odradzamy ewakuację drogą powietrzną. Proponowana nowa droga ewakuacji: spływ w miniaturowej łodzi podwodnej Wisłą do Bałtyku. Potwierdzić; “

Mężczyzna z wielkim sombrero na głowie westchnął, potarł zmęczone skronie i wywołał okno odpowiedzi na ekranie komunikatora. Gdy się pojawiło, zaczął szybko stukać w wirtualną klawiaturę:

“ Nadawca: martinez, jorge;
Do: operator;
Status: TS;

Jesteśmy w powietrzu trzecią godzinę, gdzieś nad pieprzoną Francją. Polacy tu nie dolecą, bo im resurs na uszczelki do wlewów paliwa wyjdzie najdalej nad Niemcami, a nowych nie kupili. Ogarnijcie się tam, chłopaki...; “

Martinez przeczytał napisaną wiadomość i zanim kliknął w przycisk ‘wyślij’, z ciężkim westchnieniem wcisnął ten z napisem ‘edytuj’, bo przypomniał sobie pokaz slajdów z niedaawnego “Szkolenia na Temat Parytetów w Instytucjach Federalnych USA i Unikania Języka Abuzywnego w Komunikacji”. Na końcu komunikatu dopisał: “i dziewczyny”. Szybko rzucił okiem na całość jeszcze raz i już był gotowy wysłać nową wersję, jednak znowu się powstrzymał. Z cichym “fuck’n madafakas!” ponownie nacisnął przycik edycji i dokonał kolejnej poprawki:

“ Nadawca: martinez, jorge;
Do: operator;
Status: TS;

Jesteśmy w powietrzy trzecią godzinę, gdzieś nad pieprzoną Francją. Polacy tu nie dolecą, bo im resurs na uszczelki do wlewów paliwa wyjdzie najdalej nad Niemcami, a nowych nie kupili. Ogarnijcie się tam, chłopaki i dziewczyny, współpracownicy trans-gender i aseksualni oraz o płci kulturowo niezdeterminowanej. Bez odbioru; “

Przeczytawszy tekst po raz trzeci – tym razem zadowolony z efektu – posłał wiadomość. Schował urządzenie do kieszeni i spojrzał na swojego więźnia.
- Sorry, chłopaki... to naczy ludzie z biura, sam rozumiesz...
- Spoko – odparł uprzejmie Niko.
Mężczyźni chwilę spoglądali na siebie w milczeniu. Silniki boeinga monotonnie mruczały. Wreszcie odezwał się Martinez.
- Wiesz Niko, że to ja wydałem osobiście zgodę na twój wyjazd do Polski? Podejrzewaliśmy cię od dawna, brakowało nam tylko dowodu a ty – przyznaję – byłeś cwany na tyle, że zawsze byliśmy pół kroku za tobą. Ale jak wyjechałeś do Europy, sytuacja sie zmieniła. Prześwietliliśmy kazdą kobietę, z którą spałeś... Tak na marginesie, ta Tajka, którą poznaleś w Dallas trzy lata temu nie do końca była z tobą szczera co do wszystkich szczegółów, z jakimi przyszła na swiat... Ostatnio odstawiła hormony i teraz pracuje jako wykidajło w barze dla motocyklistów...
Policjant uniósł brwi, bo nie bardzo zrozumiał. Gdy jednak chwilę później zrozumiał – skrzywił się, jakby go zemdliło. Chyba naprawde go zemdliło... Jorge Martinez kontynuował:
- Przycisnęliśmy każdego faceta, z którym jeździłeś na ryby, grałeś w golfa, piłeś w barze. Rozebraliśmy na czynniki pierwsze każdy dom i mieszkanie, jakie wynajmowałeś, przeczytaliśmy każdą książkę, którą pożyczyłeś w bibliotece... Opłaciło się...
- Nie mogliście nic na mnie znaleźć – zdołał wyksztusić Niko N. D. Five, wciąż zielony na twarzy i tagany lekkimi torsjami. - NIC!
- Popełniłeś jeden błąd, Niko. Każdego roku brałeś krótki urlop w tym samym czasie, w okolicach 15 kwietnia. Każdego roku wybierałeś się wtedy na samotną wycieczkę w Góry Skaliste i wynajmowałeś tę samą chatkę myśliwską w lesie sekwojowym. Widzisz, Niko... My wycięliśmy ten las. Wynajęliśmy w tym celu za ciężkie pieniądze specjalistów z polskiego Ministerstwa Ochrony Przyrody, ale wycięliśmy. Do ostatniej sekwoi. I pod korzeniami jednej z nich znaleźliśmy małą, metalową skrzynkę a w niej...Wiesz, co tam było, prawda? - Jorge Martinez wpatrywał się prosto w oczy komisarza polskiej policji, które nagle zaszkliły się od łez. Niko spóścił wzrok i cicho wyszeptał:
- Książeczka...
- Tak, Niko. Mała książeczka zatytuowana ‘Chosungul’, biblia ideologii dżucze. Z sobistą dedykacją od Wielkiego Wodza dla ‘najsprawiedliwszego spośrod Białych’... Twoja słabosć do tej książeczki cię zgubiła, Niko.
Jego rozmówca siedział ze spuszczoną głową i milczał. Martinez kontynuował:
- Poskładaliśmy puzzle do kupy. 15 kwietnia, dzień urodzin założyciela Korei Północnej. Nie byłeś w stanie ukryć swoich uczuć, musiałeś zlożyć hołd relikwii i ta rutyna cię zgubiła. Od chwili, gdy to odkryliśmy, reszta była już prosta. Wiemy, że prawdziwy Niko N. D. Five ledwo przędzie w jakimś północnokoreańskim obozie pracy, ty zaś dzieki operacjom plastycznym i długiemu treningowi wcieliłeś się w jego rolę i muszę przyznać, ze zrobiłeś to bardzo dobrze. Wiemy już jednak, jak naprawdę sie nazywasz, zdrajco i renegacie – urodziłeś się jako Canon. Edward, Oswald, Sebstian – Martinez wycedził te trzy imiona i zabrzmiało to jak sekwencja wyroku śmierci.

CDN :-)
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B
 

Zdano  Dołączył: 23 Paź 2006
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
Ale z tymi dioptriami to przesadziłeś, mam tylko dwie na plusie. :-P ;-)
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
 

TM_Mich  Dołączył: 08 Wrz 2009
Zdano napisał/a:
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
Ale z tymi dioptriami to przesadziłeś, mam tylko dwie na plusie. :-P ;-)
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Dwie na + to ma każdy. :) Czuj się doceniony!
 

Zbynio  Dołączył: 07 Maj 2007
 

unum  Dołączył: 03 Kwi 2012
Kolejny świetny odcinek :-B z mocnym zakończeniem, te dwa ostatnie zdania, to prawdziwa wisienka na torcie :mrgreen:

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach