SlicaR  Dołączył: 28 Kwi 2013
No rzeczywiście zaczyna się kosmos. Czekam na cdn z zapartym tchem.

...pamięciówkę... ze spacji... :p
 

0bleblak  Dołączyła: 15 Cze 2011
Niskociśnieniowa rurka w wersji kobiecej :roll:
Zdano :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
0bleblak napisał/a:
Niskociśnieniowa rurka w wersji kobiecej :roll:
Zdano :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:


To z rurką to akurat prawda - nie wiem wprawdzie, jak jest zbudowana toaleta na ISS, ale widziałem te w promie kosmicznym: do sikania są rurki, w których panuje podciśnienie, coby zawartość trafiła tam, gdzie trzeba a nie latała po całej kabinie... Od czasu, gdy do załóg dołączyły panie, rurki są dwojakiego rodzaju... z przyczyn oczywistych :-) Zakładam, że na ISS jest podobnie...
 

skaarj  Dołączył: 18 Mar 2016
Apas napisał/a:

To po jaką cholerę wywoływaliście Kadyszka z lasu, a jego autora spod kamienia [...]

A co? Mielismy Was obrabiac? ;)

Pz
 

unum  Dołączył: 03 Kwi 2012
Drogi Autorze, bardzo się cieszę na nowe przygody inspektora Kadyszka, ale nie mogę przejść obojętnie obok ewidentnego błędu, który popełniłeś już w pierwszym zdaniu :cry: Bohaterowie szeroko pojętej popkultury zawsze poruszają się najlepszymi furami (Polonez Borewicza itd.) o czym dobrze wiesz, użyczając naszym dzielnym policjantom tak zacnego pojazdu, ale to nie może być zwykły "czarny volkswagen passat", to MUSI być "czarny volkswagen passat w tedeiku", pamiętaj, diabeł tkwi w szczegółach :!:
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
To musi być ciemnozielony Passat kombi, znany jako "Zdanolot".
 

unum  Dołączył: 03 Kwi 2012
"Zdanolot" jest do zadań specjalnych, akcja dopiero się rozwija.
 

skaarj  Dołączył: 18 Mar 2016
Mowi sie Paseratti :)
 

SlicaR  Dołączył: 28 Kwi 2013
:mrgreen:
 

Gwiazdor  Dołączył: 05 Mar 2007
:mrgreen:
 

pszczołowaty  Dołączył: 07 Gru 2009
Tygryski lubią duże buuum :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :-B :-B
 

Zbynio  Dołączył: 07 Maj 2007
Coś czuję, że ten zgrzyt na ISS to czyjaś niestrawność. :mrgreen:
 
KasiaMagda
[Usunięty]
No ciekawie się zapowiada. :-B Przemyślenia o sikaniu kobiet całkiem, całkiem :mrgreen:
 

unum  Dołączył: 03 Kwi 2012
Czy ktoś wie gdzie jest Autor? Ostatni raz widziano go na stacji kosmicznej, jak podglądał sikającą Rosjankę, później był huk... i od trzech dni ani słowa. Zaczynam się niepokoić :roll:
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
unum napisał/a:
później był huk..

Czyżby pękła niskociśnieniowa rurka :roll:
 

unum  Dołączył: 03 Kwi 2012
I wtedy Nataszy podskoczyło ciśnienie :shock:
 

Zbynio  Dołączył: 07 Maj 2007
unum napisał/a:
Czy ktoś wie gdzie jest Autor? Ostatni raz widziano go na stacji kosmicznej, jak podglądał sikającą Rosjankę, później był huk... i od trzech dni ani słowa. Zaczynam się niepokoić :roll:
Na OIOM? Rosjanki z natury są niebezpieczne więc się doigrał.
 

DiMarco  Dołączył: 24 Sty 2012
Autor pewnie świętuje negocjacje. I nie jest wykluczone, że leczy efekty zwycięstwa :mrgreen:

Może :-B :-B :-B ?
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
unum napisał/a:
Czy ktoś wie gdzie jest Autor? Ostatni raz widziano go na stacji kosmicznej, jak podglądał sikającą Rosjankę, później był huk... i od trzech dni ani słowa. Zaczynam się niepokoić :roll:

Padł ofiarą tak zwanej prozy życia... But, as Arnie once said - I'll be back (sooner or later...)
Tak czy inaczej nie traćcie wiary!
:-B :-B :-B
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
Ron nienawidził nocnych dyżurów. Wolałby siedzieć w domu i grać na PS4. Oczywiście, fajnie, że miał pracę, świetnie, że załapał się do Programu Równościowego i cudownie, że tak niewiele musiał się nauczyć, a płacili całkiem nieźle… Ale ta nuda? Zabijała.
Praca Rona była prosta. Miał patrzeć na panel wskaźników i ekranów przed sobą. Jeśli było więcej zielonych lampek, niż żółtych, a żadna z kolumn liczb i symboli na ekranach nie zaczynała mrugać – wszystko było ok. Jeśli żółtych pojawiało się więcej niż zielonych – szlaban na wyjście do kibla czy automatu z kawą. Jak pojawiła się natomiast jakakolwiek czerwona lampka albo coś mrugało na ekranie – trzeba było dzwonić do supervisora, który zajmował się wszystkim.
Ron trafił do Programu zaraz po szkole publicznej, ku wielkiej radości dyrektorki i grona pedagogicznego, które zrobiło naprawdę wiele, by chłopak za trzecim podejściem ukończył ostatnią klasę, bo to był główny warunek kwalifikacji dla kandydatów. Wprawdzie stary pan Perkins, nauczyciel matematyki, nie bardzo mógł zrozumieć, czemu Ronowi proponuje się TAKĄ pracę zaraz po ukończeniu szkoły, ale pani z Federalnej Komisji Równościowej wyjaśniła, że analizy zatrudnienia na przestrzeni kilku dziesięcioleci niezbicie wykazały, iż w NASA zatrudnia się wyłącznie świetnie wykształconych i diabelnie inteligentnych inżynierów, matematyków i fizyków, co w sposób jednoznaczny stoi w sprzeczności ze statystycznym przekrojem amerykańskiego społeczeństwa i jest nieakceptowalne absolutnie, bo wszak Agencja jest opłacana z pieniędzy podatników. I właśnie po to powstała Komisja Równościowa i Program – by pilnować, aby na każdych 50 zatrudnionych inżynierków i jajogłowych, NASA dała porządną pracę przynajmniej jednemu oczywistemu idiocie, ewentualnie kretynowi. Urzędniczka dodała, że Program dotyczy nie tylko NASA, ale wszystkich szczebli administracji publicznej oraz agencji rządowych i generalnie okazał się kolosalnym sukcesem. Pan Perkins pomyślał wtedy, że to wiele wyjaśnia, jeśli idzie o kwestię obecnej prezydentury, ale przezornie postanowił zachować to odkrycie dla siebie. Natomiast spojrzawszy na obecnego podczas spotkania z panią z Komisji Rona, na jego błogo nieobecny wzrok i stróżkę śliny sączącej się z kącika ust – pan Perkins doszedł do wniosku, że być może to wcale nie jest taki głupi pomysł, by mądrzejsi od niego mieli oko na półgłówka i zgodził się dać Ronowi promocję z matematyki, choć z przyjętego programu minimum – opanowania tabliczki mnożenia do 100 – Ron przez ostatnie dwa lata wywiązał się tylko częściowo i utknął na 6 razy 6, przy czym nie zawsze pamiętał, ze wynikiem jest 36.
W ten oto sposób niemal dwa lata temu Ron rozpoczął pracę na stanowisku Młodszego Analityka Sygnałów Niewerbalnych w Centrum Kontroli Lotów Lyndon B. Johnson Space Center w Houston. Po 18 miesiącach wpatrywania się w kontrolki awansował na Starszego Analityka Sygnałów Niewerbalnych, co nie zmieniło absolutnie nic w jego zakresie obowiązków, ale dodało mu dwa i pół tysiąca dolców do rocznej pensji.
Rozmyślania chłopaka nad jego ścieżką kariery przerwał ostry trzask, jaki nagle dobył się z głośników zamontowanych nad konsolą. Dźwięk powtórzył się kilkukrotnie, po czym z wysokiej klasy kolumn popłynęły stłumione odgłosy syren, jakieś nieartykułowane krzyki, nad którymi wreszcie wybił się kobiecy głos, mówiący po angielsku z wyraźnym rosyjskim akcentem.
- Houston, Houston. Mówi ISS, odbiór, Houston…
Ron niechętnie sięgnął do przełącznika na konsoli, wcisnął go i pochylił się do mikrofonu.
- ISS, Houston zgłasza się… - wygłosił formułkę, którą wpajano mu przez trzy tygodnie szkolenia.
- Houston, mamy problem!
Chłopak uśmiechnął się krzywo pod nosem.
- Dobra, nabraliśta mnie tak już siedem razy. Dzisiaj weźta i się odstosunkujta, dobra?
Kobieta po drugiej stronie przez chwilę milczała, słychać było tylko lekko stłumione wycie sygnałów alarmowych i jakieś pokrzykiwania. W końcu odezwała się, mówiąc powoli i bardzo spokojnie:
- Ron, to ty? Posłuchaj mnie, chłopcze… To NIE JEST dowcip. Naprawdę mamy problem, a ty musisz tylko wezwać swojego szefa, jakiegoś technika, sprzątaczkę… KOGOKOLWIEK! Rozumiesz mnie, Ron? To ważne!
- Walta się ludzie na pysk, nie zrobita ze mnie wała tom razom….
- Ron, po prostu weź słuchawkę telefonu, wciśnij niebieski guzik, połącz się ze swoim szefem…
- Wy se tam latata, nic nie robita i myślita: a, łyne tam na dole to nic nie robiom… A tu się pracuje, rozumieta?! - Ron podniósł głos, chcąc zabrzmieć jak policjant, albo pani ze stołówki. No w każdym razie – autorytet.
W głośniku dało się słyszeć, jak jego rozmówczyni bierze głęboki wdech, po czym wrzasnęła do mikrofonu, aż głośniki zatrzeszczały od przesterowanego sygnału.
- Ron, do ciężkiej cholery, połącz mnie z kimkolwiek albo wezmę spadochron, wyskoczę z tej pieprzonej orbity, wyląduje na trawniku przed Centrum, wykopię pieprzone drzwi, wpadnę do centrali i ci nogi z dupy powyrywam razem z płucami! A potem wydrapię oczy ty pie…
Ron błyskawicznie wcisnął przycisk wyciszenia głośników. Przez chwilę analizował sytuację, ale to była krótka chwila. Kiedyś oglądał film o komandosach i wiedział, że z takim spadochronem to rzeczywiście można wyskoczyć i wylądować, a reszta już mu się wcale nie uśmiechała – sąsiad chłopaka powiedział mu kiedyś, że z babami nie ma żartów. Ron spojrzał na ściągę naklejoną nad konsoletą łączności i wcisnął jednocześnie przyciski oznaczone ‘ISS Com’ oraz ‘Supervisor’. ‘Niech sobie powrzeszczy do szefa, głupia’ - pomyślał i zatwierdził połączenie.
Stan Stefansky, główny kontroler operacji NASA zareagował dopiero na trzeci sygnał telefonu. Przetarł zaspane oczy, spojrzał na staroświecki budzik, który wskazywał kwadrans po czwartej rano, i sięgnął po słuchawkę.
- Stef… - zdołał powiedzieć, ale zamilkł w pół słowa, szybko odsuwając głośnik od ucha z grymasem zaskoczenia na twarzy.
- ...ob twaju mat’ w p***’ soba…
- Natasza? Natasza, to ty? - Stan zbliżył jedynie mikrofon słuchawki do ust, starając się trzymać glośnik, z którego płynął piękny, rosyjski bukiet bluzgów, jak najdalej od ucha.
- ...samotykom bliad’…
- Majorze Nataszo Karwiłowa, mówi Stan Stefansky, w czym mogę pomóc?
- ...jobał… Szto?… Stan, to ty? Mówi Natasza… - kobieta przeszła na angielski.
- Domyśliłem się, naprawdę… O co chodzi?
- Stan, ten idiota, Ron.. Weźcie i wywalcie go na zbitą mordę…
- Nie możemy...
- To go awansujcie, niech nie przeszkadza! U nas w Rosji to zawsze działa...
- Pracujemy nad tym… Z czym dzwonisz… z kosmosu?
- Słuchaj, Stan, mamy tu piekło, burdel i wszystko, co tylko chcesz…
- Jezu, co się stało?!
- Coś w nas pieprznęło, dwadzieścia minut temu...
- O żesz kur… Ale przecież nie było alarmu u nas?!
- Spokojnie, żyjemy. Telemetria siadła, bo Win 10 po impakcie nie wstał, mieliśmy kilka rozszczelnień, ale już poklejone. Nie wiemy, jakie uszkodzenia na zewnątrz. Trochę nami kręci… I… Nie możemy wyłączyć sygnałów alarmowych, nawet kuchenka mikrofalowa piszczy bez przerwy! Jak nie wyłączycie tego jakoś z ziemi, to wszyscy tu p***** zaraz dostaniemy…
- Dobra, majorze, ogłaszam alarm, wszystkie ręce na pokład. Ja tylko się ubiorę i zaraz lecę do Centrum. Na wszelki wypadek przygotujcie oba Sojuzy do ewakuacji…
- Okay, na razie wszystko wygląda w miarę bezpiecznie u nas, ale wdrożymy procedurę przygotowania ewakuacji… Stan?
- Tak, majorze?
- Jak już będziesz w Centrali, możesz zrobić coś dla mnie?
- Wal śmiało, dziewczyno…
- Zabij Rona, dobrze? Albo przynajmniej ciężko pobij, co?

- Mariola, jesteś gotowa? - inspektor Stefan Kadyszek po raz chyba setny sprawdzał zamocowanie radiowego wyzwalacza lamp studyjnych w sankach gorącej stopki swojego Pentaxa K-1.
- Zara – dobiegło z łazienki. „Co ona tam robi tak długo?” - pomyślał inspektor.
Wreszcie drzwi łazienki otworzyły się i pojawiła się w nich żona Kadyszka, ubrana we włóczkowy sweter, długą spódnicę, w której w młodości chadzała na pielgrzymki oraz czapkę-uszankę. Jej mąż pokrecił głową w zdumieniu.
- Mariola! No przecież miałaś mi pozować do aktu, tak? Przecież mówiłem ci, że porzucam fotografię przyrodniczą na rzecz bardziej wysublimowanych form, tak? Ugotowałaś mi bielinka, tak? No to, do jasnej cholery, ideą aktu jest bycie gołym! - Kadyszek w zdenerwowaniu uniósł głos.
- Żebyś mnie kolegom w pracy gołą pokazywał? - zapytała ze spokojem Mariola.
- Jasna cholera… Przecież mówiłem ci, że muszę popracować nad światłem, nad techniką, nad kompozycją! Tych zdjęć nikt poza mną nie zobaczy, a jak już poćwiczę, to wynajmę sobie profesjonalną modelkę do sesji wystawowej…
- Skoro tych zdjęć nikt nie zobaczy poza tobą, to tym bardziej nie muszę się rozbierać, nie? Przecież ty to wszystko widziałeś, nie? - żona nie traciła zimnej krwi pomimo protestów męża. Stefan westchnął, przełączył się w myślach na ugodowy ton i podszedł do żony, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Mariolko, to tylko kilka ujęć… Ściągnij te ciuchy, co?
- Nie!
- To chociaż ten sweter i popracujemy topless…
- Nie!
- No to jak ja mam fotografować akt?!
- W ubraniu!
Kadyszek spuścił głowę zrezygnowany. Wrócił do statywu i zaczął się zastawiać, czy robić sesję ubranego aktu, czy jednak sobie odpuścić. Marioli zrobiło się go trochę żal.
- Stefan?
- Tak?
- Czapkę mogę zdjąć, chcesz?

W Centrum Kontroli Lotów Lyndon B. Johnson Space Center w Houston od kilku godzin trwała gorączkowa akcja związana z ustaleniem przyczyny kłopotów na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oraz sposobu dalszego postępowania. Obserwacja orbitującej stacji przez najpotężniejsze teleskopy na ziemi wykazała, że rzeczywiście coś w ISS uderzyło, ale na szczęście zniszczenia dotyczyły głównie osprzętu stacji: urwane anteny, zewnętrzne zbiorniki, elementy montażowe i połowa jednego z paneli baterii słonecznych tworzyły wokół ISS konstelację śmieciowych satelitów. Sama stacja lekko wybita z orbity kołysała się nieznacznie, ale wyglądało na to, że życiu załogi nic nie zagraża i ewakuacja nie jest na razie konieczna. Otwartym pozostawało pytanie, czy orbitujący habitat da się naprawić i ile to będzie kosztowało. A także – co się właściwie stało?
- Cholera, co to mogło być?! Monitorujemy cały ten syf na orbicie i tam nic nie powinno się znaleźć, co by wam zagrażało – Stan Stefansky, główny kontroler misji zastanawiał się głośno nad powodem wszystkich kłopotów. Załoga ISS była w stałym kontakcie radiowym z Centrum, więc wszystkich sześcioro astronautów z międzynarodowej załogi mogło się przysłuchiwać dyskusji i brać w niej udział.
- Szefie, trzeba wyjść w przestrzeń i sprawdzić, inaczej będziemy gdybać. Z ziemi nic nie zobaczycie – odezwał się Kanadyjczyk, zastępca dowódcy stacji.
- To może być ryzykowne… - wtrącił któryś z inżynierów na ziemi. - W jakim stanie jest śluza? Zaczepy bezpieczeństwa na powierzchni stacji? Kamery do monitorowania spaceru?
Na chwilę zapadła cisza. Przerwał ją męski głos z wyraźnym wschodnioeuropejskim akcentem.
- Ja mogę wyjść. Niebezpieczeństwo nie gra roli…
Na orbicie dowodząca załogą Natasz Karwiłowa spojrzała na mówiącego. Mężczyzna ostrzyżony na jeża, z sumiastym wąsem, w koszulce z orłem w koronie na piersi, znakiem Żołnierzy Wyklętych na plecach, znaczkiem z Matką Boską wpiętym w biało-czerwoną bejsbolówkę z logiem Solidarnosci nadrukowanym na daszku lewitował pod sufitem największego pomieszczenia na ISS. Major Grzegorz Maria Roch Bogumił Sobieski-Socha, który właśnie zgłosił się na ochotnika do niebezpiecznej misji, był jak zawsze poważny. Major był pierwszym polskim astronautą. Wprawdzie Natasza pamiętała z historii, że pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku Polacy posłali na orbitę w sowieckim statku niejakiego Hermaszewskiego, ale Sobieski-Socha wyjaśnił, że Hermaszewski był pierwszym KOSMOnautą, komunistą, zdrajcą, zapewne szpiegiem i w ogóle ten cały jego lot jakiś szemrany, zatem go nie było, więc decyzją Ministerstwa Nauki oraz IPN polska historia podboju kosmosu zaczyna się wraz z nim, Grzegorzem Marią. Wszystko to jednak nie stanowiło dla reszty międzynarodowej załogi problemu: co kraj to obyczaj. Nataszę bardziej martwiło to, że – jak wynikło z akt, z którymi się zapoznała jako kandydatka na dowódcę misji – major Grzegorz był kapelanem wojskowym i jako pilot miał wylatane zaledwie 200 godzin. Wszystkie na symulatorze Flight Simulator w wersji na konsolę Nintendo Wii…
- Grisza, ale ty nie gotowy chyba – Natasza zwróciła się łagodnie do Polaka. - Trienirowki u tiebia niet…
Pozostali członkowie załogi – dwaj Amerykanie, Kanadyjczyk i Japonka skwapliwie pokiwali głowami, przeczuwając niebezpieczeństwo.
- Z bożą pomocą dam radę – odparł wyniośle niezrażony major.
- Greg… - tym razem odezwała się Yoko, inżynier biofizyk z Japonii. Mówiła cichym, perswazyjnym głosem – ale pamiętasz, jak podczas ćwiczeń w basenie o mało się nie utopiłeś, bo odpiąłeś hełm, żeby czoło przetrzeć z potu? Pięć metrów pod wodą?
Polak uniósł dłoń na znak, że nie chce słuchać żadnych dalszych przekonywań kolegów z załogi.
- Obiecaliście, że wychodzimy w przestrzeń rotacyjnie. Wszyscy już byli, niektórzy z was kilkukrotnie. Potem mówiliście, że więcej spacerów w programie nie ma. Teraz Bóg zesłał nam kolejną okazję i wypada moja kolej. Idę. Jeśli trzeba zginąć – zginę. Dla nas, Polaków umieranie za sprawę, za wolność naszą i waszą, za wiarę, to norma!
Pięcioro członków załogi Międzynarodowej Stacji Kosmicznej spojrzało na siebie z rezygnacją…

CDN

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach