SlicaR  Dołączył: 28 Kwi 2013
:-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B :mrgreen:

[ Dodano: 2017-08-24, 23:37 ]
Wiedziałem żeby nie pospieszać :mrgreen:
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
2/ :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :-B :-B :-B :-B
 

Zbynio  Dołączył: 07 Maj 2007
 

TM_Mich  Dołączył: 08 Wrz 2009
Apas,
Cytat
... najważniejszych władz państwowych: najpierw Toruń, ...

Ach te smaczki :)

:-B :-B :-B :-B :-B
 

pszczołowaty  Dołączył: 07 Gru 2009
Haha :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :-B :-B :-B :-B :-B
 

0bleblak  Dołączyła: 15 Cze 2011
Ależ się dzieje :roll: I ksiądz kapelan się pojawił :mrgreen: :-B
 

SlicaR  Dołączył: 28 Kwi 2013
0bleblak, Ty poczekaj. Jak tak dalej pójdzie, to zaraz posypią Ci się propozycje matrymonialne.
 

unum  Dołączył: 03 Kwi 2012
TM_Mich napisał/a:
Apas,
Cytat
... najważniejszych władz państwowych: najpierw Toruń, ...

Ach te smaczki :)

Cytat
kilka szkół i przedszkoli i na koniec pałac prezydencki
:mrgreen:



Apas :-B za kolejny odcinek i czekam na następny, jestem bardzo ciekawy cóż to za anioł :evilsmile:
 

Gwiazdor  Dołączył: 05 Mar 2007
Dobre! Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek. :-B
 

0bleblak  Dołączyła: 15 Cze 2011
SlicaR napisał/a:
0bleblak, Ty poczekaj. Jak tak dalej pójdzie, to zaraz posypią Ci się propozycje matrymonialne.

Myślę, że "Droga O" odrzuci, jeśli jakieś dostanie. Ona czeka na swojego "Michaela" jak Nikita. Któregoś dnia przyjedzie po nią i powie: "Rzućmy to wszystko i wyjedźmy do Kenii, no.... ostatecznie w Bieszczady" :mrgreen:
 

SlicaR  Dołączył: 28 Kwi 2013
0bleblak napisał/a:
Ona czeka na swojego "Michaela"

Yyyyy... pisałem gdzieś jak mam na imię? :oops:
:mrgreen: :evilsmile: :mrgreen:
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
0bleblak napisał/a:
Kenii, no.... ostatecznie w Bieszczady

Chyba w Bieszczady, no.... ostatecznie w Bieszczady.
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
SlicaR napisał/a:
0bleblak napisał/a:
Ona czeka na swojego "Michaela"

Yyyyy... pisałem gdzieś jak mam na imię? :oops:
:mrgreen: :evilsmile: :mrgreen:

Chyba nie swój Michael :evilsmile:
 

0bleblak  Dołączyła: 15 Cze 2011
SlicaR napisał/a:
0bleblak napisał/a:
Ona czeka na swojego "Michaela"

Yyyyy... pisałem gdzieś jak mam na imię? :oops:
:mrgreen: :evilsmile: :mrgreen:

:mrgreen: :-B
plwk napisał/a:
0bleblak napisał/a:
Kenii, no.... ostatecznie w Bieszczady

Chyba w Bieszczady, no.... ostatecznie w Bieszczady.

My sobie gdybać możemy, a wszystko od Apasa zależy 8-)
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
Najwyższy czas, żeby przyjechał na PPD i określił, twarzą w twarz, o co tu chodzi. :-D
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
- Mariola, co ty, jaja sobie robisz? - Stefan Kadyszek stanął w drzwiach do kuchni z torbą fotograficzną na ramieniu.
- No. Z majonezem. Też chcesz?
- Nie, dzięki, jadłem na mieście coś na szybko…
- Wychodzisz gdzieś z aparatem? Przecież klubu dzisiaj nie ma? - zainteresowała się jego żona.
- A, nie… Wiesz, Robert chce sobie aparat kupić i prosił, żeby mu pokazać…
- W piątek wieczorem?!
- No… Mam trochę roboty zaległej w biurze… Wiesz, ludzi mało przez te demonstracje. Pojadę, popracuję, Robert też pewnie będzie…
- To weź papiery do domu…
- Nie, no… Wolę w biurze. Zarwę jeden wieczór, może noc całą, ale wszystko poprostuję, zaległości odrobię… wiesz…
- No jak chcesz, Stefan – Mariola wyciągała łyżką jajka z wrzątku. - Kanapkę ci chociaż zrobię?
- Nie, dziękuję. Nie jestem głodny… Pójdę już, dobrze kochana?
Gorące jajko spadło z łyżki i plasnęło o podłogę. Mariola spojrzała na męża uważnie.
- Dobrze… Stefciu… Nie pracuj zbyt ciężko…
- Nie martw się o mnie… - odparł Kadyszek i szybko ruszył w kierunku drzwi wejściowych. Żona przez chwilę patrzyła w miejsce, w którym przed chwilą stał, po czym schyliła się po leżące na płytkach jajko. ‘Dziwne...’ - przemknął jej przez głowę cień podejrzenia - ‘skąd u mnie nagle taka chęć na jajka na twardo? Zawsze wolałam jajecznicę...’.

Komisarz Robert Keller rzeczywiście czekał w swoim gabinecie w komendzie pomimo późnej, piątkowej pory. Tyle że nie na inspektora Kadyszka, a na dyżurującego oficera. Okazał się nim być młodszy aspirant Narybek, który zapewne za radą stryjka z ministerstwa brał wszystkie dostępne dyżury, zapisując gęsto drobnym druczkiem pierwsze strony kart swej niewątpliwie pięknej i błyskotliwej przyszłej kariery.
- Młodszy aspirant Grzegorz Narybek melduje się na rozkaz! - wrzasnął młody policjant, który wyprężył się w drzwiach gabinetu z charakterystycznym chrzęstem naciąganych więzadeł w kręgosłupie i strzelił obcasami, co samo w sobie należało docenić i uznać za wybitne osiągniecie, gdyż młody policjant był w adidasach.
- Jeeezuuu… - westchnął cicho Keller, który od jakiegoś czasu podejrzewał, że jego reakcje na widok Narybka mają podłoże alergiczne. Zanotował w pamięci, by przedyskutować to z lekarzem podczas najbliższych badań okresowych i poprosić o jakieś tabletki. - Słuchajcie, Narybek… Może byście przestali tak… regulaminowo się meldować za każdym razem, co? Nie jesteśmy w armii, to policja tutaj jest, rozumiecie? - dodał głośniej.
- Tak jest! - wrzasnął młodszy aspirant, ponownie strzelając obcasami.
Komisarz nabrał głęboko powietrza przez nos, po czym powoli je wypuścił ustami.
- No dobrze… Zatem skoro to już sobie wyjaśniliśmy… z mniejszym lub większym skutkiem... Mam dla was robotę, aspirancie. Z Interpolu dostaliśmy informacje o człowieku podróżującym przez Niemcy na paszporcie Chińskiej Republiki Ludowej. Nasi koledzy podejrzewają, że może to być działający pod przykryciem agent koreański, niewykluczone, że z północy… Wiecie, czym się różni Korea Północna od Południowej?
- Tak jest! Leży na północy! - wyprężony Narybek wpatrywał się w punkt nad głową Kellera.
- No tak, to też… Ale mnie chodziło raczej o to, że Korea Południowa jest sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, które są naszym sojusznikiem oraz Niemiec i wielu innych, ceniących sobie pokój i spokój krajów. Natomiast Korea Północna, pomimo mylącej nazwy, naszym sojusznikiem nie jest, bo nie jest sojusznikiem USA a wręcz przeciwnie, raczej jest do naszych sojuszników wrogo nastawiona… Nadążacie?
- Tak jest! Wrogo nastawiona!
- No… I teraz sprawa jest złożona, bo nasi koledzy do końca nie wiedzą, czy to jest agent Północy, czy Południa, czy może Chin… Nie wiedzą też tak do końca, czy to jest w ogóle jakiś agent, tylko mają podejrzenia. No i tam u siebie oni tego gościa dyskretnie obserwowali, rozumiecie?
- Tak jest! Dyskretnie!
- No… Ale problem polega na tym, że ów Chińczyk, który może jest Koreańczykiem i może z Północy, wsiadł do autobusu rejsowego do Polski… Więc nasi koledzy przekazali dyskretny nadzór nad nim nam, czyli mnie. A ja przekazuję go wam!
- Można zabrać głos?! - wrzasnął Narybek, tym razem przenosząc wzrok na przełożonego. Kręgosłup trzasnął ostrzegająco.
- Walcie, Narybek!
- Skoro to szpieg to poderwijmy F-16!
Keller przez chwilę zastanawiał się, czy Narybek nie jest przypadkiem spokrewniony nie tylko ze stryjkiem w ministerstwie, ale także z pewnym genialnym analitykiem, którego dane było komisarzowi niedawno poznać. Doszedł jednak do wniosku, że p.l.w.k jest zbyt inteligentny, by dzielić pulę genową z młodszym aspirantem.
- Dziękuję za sugestię, aspirancie, ale na tym etapie podrywanie F-16 to nie jest najlepszy pomysł… Interpol prosił poza tym o działania dyskretne, a podrywanie w powietrze eskadry F-16 jakoś nie mieści mi się w katalogu działań dyskretnych… Tak więc my załatwimy sprawę dyskretnie, chociaż po swojemu.
- Tak jest! Po swojemu! Czyli… jak?
- Słuchajcie, aspirancie. Autobus przekroczył granicę przed godziną. Jedzie do Warszawy, nie ma postojów po drodze, będzie na miejscu około północy. Udacie się na dworzec autobusowy z jednym umundurowanym człowiekiem, może dwoma, żeby ładnie wyglądało, wejdziecie do autobusu zaraz po otwarciu drzwi i zatrzymacie gagatka. Pogadamy, wyjaśnimy i jak szpieg, to się deportuje, a jak nie szpieg, to… też się deportuje na wszelki wypadek. Ludzi mamy mało i w ciuciubabkę grać z Chińczykiem nie będziemy. Zrozumiano?
- Tak jest! Na jakie nazwisko jest wystawiony bilet szpiega?
- No tu jest problem, bo nasi koledzy z Niemiec nie wiedzą…
- Amatorzy... – prychnął Narybek.
- Nie amatorzy, aspirancie, tylko podejrzany cwany. Podobno zmieniał dokumenty prawie magicznie, podróżując przez Europę, stąd zresztą podejrzenie, że może być szpiegiem, nie? Elementarne, Narybek…
Młody policjant zamyślił się przez chwilę.
- No tak, w sumie ma sens – powiedział w końcu, Tym razem nie wrzeszczał. - Jak go zatem rozpoznam, skoro nie znamy personaliów?
Inspektor Keller był już teraz całkowicie pewien, że inteligentny analityk kryjący się pod pseudonimem operacyjnym p.l.w.k nie ma nic wspólnego z jego młodym podwładnym.
- Jasna cholera, czego was na szkoleniu uczyli? Bo chyba nie zasad logicznego myślenia, co?! - tym razem szef nie wytrzymał i podniósł głos. - Koreańczyk, udający być może Chińczyka, tak? W autobusie pełnym naszych rodaków wracających z pracy w Niemczech na wypoczynek do ojczyzny, tak? Wejdziecie do autobusu, znajdziecie egzotycznie wyglądającego faceta, czyli takiego, który zdecydowanie nie wygląda jak nasz rodak wracający do ojczyzny, wsadzicie go do radiowozu i przywieziecie na komendę, wprowadzicie do pokoju przesłuchań i wezwiecie mnie, albo inspektora Kadyszka, jeśli mnie nie będzie, albo nas obu, jeśli obaj będziemy uchwytni. To jest prosta, niekomplikowana robota. Zrozumiano?!
- Tak jest! Wykonuję!

Pułkownik Sam Yang po raz pierwszy od ponad tygodnia poczuł, że może się odprężyć. To nie była jego pierwsza misja, podczas której musiał poprzez Chiny i Rosję przeniknąć na Zachód, by wykonać polecenia Najwyższego Dowództwa, ale za każdym razem jego ciało i umysł trwały w stanie najwyższego napięcia, dopóki nie wrócił do ojczyzny lub przynajmniej nie dotarł do którejś z nielicznych placówek dyplomatycznych KRLD, które zapewniały mu wsparcie i ochronę. Nawet podróż przez przyjazne do pewnego stopnia Chiny i raczej neutralną wobec jego kraju Rosję zawsze groziła konsekwencjami, bo nigdy nie można było być pewnym, na jakim aktualnie etapie są stosunki jego rządu z sojusznikami i czy siatka zapewniająca dostarczenie fałszywych dokumentów na dalszą podróż na zachód, pieniędzy i niezbędnych materiałów działa jak zawsze pod dyskretnym nadzorem miejscowego kontrwywiadu, czy może została sparaliżowana zatrzymaniami, by ‘ukarać’ jego ojczyznę za jakieś wyimaginowane przewiny. Jednak prawdziwa gra zaczynała się, gdy samolot z Moskwy czy innego rosyjskiego miasta lądował we Francji, albo Hiszpanii, skąd pułkownik, po kolejnej zmianie tożsamości z pomocą rozbudowanych w tych krajach siatek agentów udających Koreańczyków z południa, ruszał w dalszą podróż, zacierając ślady swego prawdziwego pochodzenia. Kiedyś, za młodych lat, stosując tę metodę, pułkownik Yang i jego koledzy przenikali nawet do samego piekła – swego czasu nawet umówili się we trzech na drinka w knajpie przy Central Parku w Nowym Jorku i wypili toast za pomyślność towarzysza Kima nieniepokojeni przez nikogo (bo i kto mógł podejrzewać trzech młodych biznesmenów z Seulu – a takie wszyscy mieli papiery i legendy – o jakiekolwiek niecne zamiary?). Jednak od czasu zamachów na WTC sprawy mocno się skomplikowały, natomiast po objęciu władzy w ojczyźnie przez towarzysza Kim Dzong Una i zaostrzeniu jego antyamerykańskiej polityki każda taka wyprawa była obarczona olbrzymim ryzykiem i szefowie pułkownika niechętnie wydawali rozkaz wyruszenia w drogę. Tym razem jednak wydać musieli, bo sprawa była niezwykłej wagi...
Z chwilą przekroczenia granicy z Polską sytuacja oficera północnokoreańskiego wywiadu zmieniała się diametralnie. Po pierwsze – Polska była jednym z tych nielicznych krajów, w których wciąż funkcjonowała ambasada KRLD, a ambasadorem od lat był młodszy syn samego Wielkiego Wodza Kim Ir Sena i przyrodni wuj Szanowanego Przywódcy Kim Dzong Una (plotka głosiła, że Szanowany Przywódca miał zamiar wezwać wuja do kraju, oskarżyć o zdradę i profilaktycznie zlikwidować, bojąc się jego podobieństwa do Wielkiego Wodza, ale po pierwsze ambasador Kim Pyong Il złożył uroczystą przysięgę wierności młodemu przywódcy, a po drugie – kierowana przez niego placówka była dla KRLD niezwykle ważna, bo na skutek przemian Polska nie tylko zbratała się ze zgniłym zachodem, ale wręcz wstąpiła do NATO, co czyniło z niej doskonałą bazę dla działań wywiadowczych). Sam Yang miał więc tutaj zapewnione wsparcie logistyczne i operacyjne. Jakiś czas temu to właśnie tutaj, w Polsce, ludziom pułkownika udało się zainstalować własnego agenta na wysokim stanowisku w policji, jednak został zdradzony, aresztowany i wydany Amerykanom.
Pomimo to jednak – i to był drugi powód, dla którego Sam mógł się czuć w Polsce stosunkowo bezpiecznie – polski kontrwywiad, regularnie osłabiany czystkami i desantem ‘swoich’ na kluczowe stanowiska przy kolejnych przejęciach władzy przez partie dotychczas opozycyjne – nie był w stanie złapać nawet choroby wenerycznej na wycieczce do Tajlandii, a co dopiero szpiega.
Zbliżając się z każdą minutą do bezpiecznego schronienia ambasady przy ulicy Bobrowieckiej 1A w Warszawie, pułkownik Sam pozwolił sobie na luksus drzemki w wygodnym fotelu dalekobieżnego autobusu. Siedział z tyłu, w przedostatnim rzędzie, zgodnie z zasadami sztuki szpiegowskiej – jeśli ktoś będzie czekał na niego w Warszawie, by zrobić zdjęcia z ukrycia na przykład, uwaga fotografa będzie skupiona od momentu otwarcia drzwi i to skupienie będzie słabło z każdym wysiadającym pasażerem. Wysiadając jako jeden z ostaniach spośród ponad 50 osób w autobusie, szpieg miał szansę zaskoczyć ‘komitet powitalny’ i wmieszać się w tłum, rozpoznany zbyt późno. Jednak zasypiając, Koreańczyk był pewien, że skoro nikt go nie obserwował na zachód od Odry, to tym bardziej w Warszawie nic takiego się nie wydarzy.
Zapomniawszy o niebezpieczeństwie, Sam Yang zapadł w kamienny sen. Obudził się, dopiero gdy autobus zatrzymał się, a wokół pasażerowie zaczęli zbierać się do wyjścia. Lekko zaskoczony tym, jak mocno i długo spał, oficer wywiadu szybko wyjrzał przez okno – sądząc po rozmiarach dworca i tłumie ludzi dotarli na miejsce. Jednak pomimo początkowego zamieszania i dającego się słyszeć syku otwieranych z przodu drzwi, wszyscy podenerwowani pasażerowie nadal tłoczyli się w przejściu, nikt nie wysiadał. Sam poczuł ukłucie paniki i spojrzał w kierunku schodków prowadzących do awaryjnego wyjścia z tyłu pojazdu. ‘Jeszcze nie teraz, jeszcze za wcześnie’ uspokajał się w myśli. Mijały minuty. Pasażerowie zaczęli siadać ponownie na swoje miejsca, odsłaniając widok na przód autobusu. Obok kierowcy stał jakiś młody cywil a za nim umundurowany funkcjonariusz, chyba policji. Cywil mówił coś do kierowcy, a po chwili ruszył wolno ku tyłowi pojazdu. Mundurowy szedł tuż za nim. Koreańczyk jeszcze raz spojrzał na wyjście awaryjne, ale za szybką drzwi zobaczył kolejnego mundurowego funkcjonariusza. Odetchnął głęboko i postanowił zachować pozory spokoju, czekając na nieuniknione.

- To nie twoja wina, Stefan – Kamila włożyła biustonosz na niewielkie, ale kształtne piersi i usiadła na kanapie obok Kadyszka. Inspektor był wyraźnie przybity i siedział ze spuszczoną głową. - Jak chcesz, za jakiś czas spróbujemy jeszcze raz, dobrze?
Stefan spojrzał na dziewczynę.
- Ubierz się do końca, proszę – powiedział cicho. - Cholera, stary już jestem…
Kamila objęła go ramieniem,
- To nie starość… Może za dużo pracujesz?
Komisarz wstał i podszedł do eleganckiego barku.
- Nie wiem, cholera, czy starość, czy przemęczenie, co za różnica… Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego, możesz zapytać mojej żony... Zapomnieć zapasowego obiektywu i upuścić na podłogę ten jedyny, który mam przy sobie! – mężczyzna podniósł do oczu stojący na barku przedmiot. - O, patrz… Nie dość, że soczewka z przodu pęknięta, to jeszcze pierścień ostrzenia nie chodzi… Limited do wyrzucenia i sesji nie będzie…
- Sesję naprawdę możemy powtórzyć za jakiś czas, przecież mówiłam, nie słuchasz mnie? Za to wszystko, co dla mnie robisz, to mieszkanie i w ogóle mogę ci pozować, kiedy tylko będziesz znowu miał wolny wieczór… Poza tym ja potrzebuję moje portfolio. Zapomniałeś, jak się umawialiśmy?
- Nie, nie zapomniałem… Dobra, za jakiś czas spróbujemy znowu. Szkoda tego 77 LTD, ale mam jeszcze 70 LTD, też się nada…
- No, od razu lepiej! Zrobię nam kawy, chcesz? – Kamila, już całkowicie ubrana ruszyła do przestronnej kuchni.
- Chętnie się napiję, a potem wracam do domu – krzyknął za nią policjant. - Kamila, nie wiesz, gdzie położyłem komórkę?
- Chyba koło kominka w bibliotece! - odkrzyknęła dziewczyna.
Od czasu, gdy Kadyszek przywiózł Kamilę do ‘stodoły’ Pleśniaka, zdołał już mniej więcej zorientować się w labiryncie pomieszczeń luksusowej willi, bo starał się tu wpadać co kilka dni, by sprawdzić, czy dziewczynie niczego nie brakuje i czy się uczy do egzaminów, jednak wciąż musiał chwilę pomyśleć, zanim ruszył z salonu, gdzie rozstawił pożyczone od kolegów z klubu fotograficznego światła studyjne, w kierunku właściwych drzwi, prowadzących do biblioteki. Komórka rzeczywiście leżała na marmurowej obudowie kominka.
- Słuchaj, Stefan – dobiegł głos dziewczyny z salonu, gdy inspektor usiłował sobie przypomnieć PIN, by uruchomić wyłączony aparat. - W miasteczku, skąd pochodzę, jest taki utalentowany chłopak, mówią na niego Grzechotnik. Podobno, jeśli on czegoś nie potrafi naprawić, to znaczy, że to coś nie istnieje… Może dasz mi ten popsuty obiektyw, jak będę jechała po egzaminach do domu, poproszę go, żeby rzucił okiem, co?
- Mogłabyś to zrobić? Będę wdzięczny… Oczywiście zapłacę – inspektor stanął w drzwiach do salonu, z zadowoleniem wklepując do komórki ostatnią cyfrę PINu. Pyszny aromat kawy z włoskiego ekspresu generała Pleśniaka wypełniał pomieszczenie.
- Nie ma sprawy – Kamila uśmiechnęła się promiennie i wskazała na jedną z filiżanek. - Twoja kawa…
- Jasna cholera!!! - wrzasnął Kadyszek.
- Co się stało? - dziewczyna aż podskoczyła.
- Mam 14 nieodebranych połączeń z firmy i kilka od żony… Muszę lecieć, trzymaj się Kamila!
- Ale kawa, inspektorze!
- Następnym razem, dziewczyno, następnym razem!

- Kto to jest? - zapytał uprzejmie komisarz Keller.
- Podejrzany Chińczyk, który z wysokim prawdopodobieństwem może być koreańskim szpiegiem – wyjaśnił młodszy aspirant Grzegorz Narybek. - Sam pan mi go kazał aresztować kilka godzin temu, zapomniał pan, komisarzu?
- Tak, tak… Kazałem. A… jak go zidentyfikowaliście? - zainteresował się komisarz.
- Zgodnie z instrukcją, przy założonej nieznajomości personaliów podejrzanego… Miał pan rację, odróżniał się zdecydowanie egzotycznym wyglądem na tle wracających z Niemiec rodaków – odparł młody policjant.
- No tak, niewątpliwie – Keller po raz kolejny spojrzał przez lustro weneckie do pokoju przesłuchań, w którym przy stole siedział podejrzany, nerwowo splatając palce u rąk.
- Mówił coś?
- Melduję posłusznie, ze zgodnie z instrukcją nie podejmowałem przesłuchania, tylko po umieszczeniu podejrzanego w pokoju przesłuchań natychmiast wezwałem pana. Dzwoniłem też do inspektora Kadyszka, ale ma wyłączoną komórkę, a żona mówi, że w domu go nie ma.
- A mówiła, gdzie jest?
- Podobno miał jechać do biura robić zaległe papiery, ale w komendzie nikt go nie widział, sprawdziłem – wyjaśnił Narybek.
- Dziwne – Keller uświadomił sobie, że jego przyjaciel inspektor Kadyszek zawsze dotąd był uchwytny, jak nie w pracy, to w domu, ilekroć on, Keller go potrzebował. „Ciekawe... Może coś się stało?” - pomyślał. Na głos odezwał się jednak do młodszego aspiranta. - Chodźcie, Narybek, przesłuchamy tego waszego Chińczyka z Korei…
Policjanci weszli do pokoju przesłuchań, Keller usiadł przy stole naprzeciwko zatrzymanego, Narybek stanął w drzwiach z rękoma skrzyżowanymi na piersi i miną mówiącą ‘mamy cię!’.
- Do you speak English? - zapytał komisarz.
- Yes, I do… But… ja mówić też polski – odparł podejrzany.
- Doprawdy? Świetnie… Jak się nazywasz? - zapytał oficer.
- Burley Array. Nazywam się Burley Array i jestem student Uniwerystet Warszawski, doktorant. Czemu jestem aresztowana? Ja nic nie zrobić… Wracać wczoraj z wizyta w dom na lotnisko w Berlin i autobusem do Warszawa jak wy mnie zatrzymać…
Keller przerwał mu gestem ręki.
- Oczywiście ma pan bilet? Dowód, że przyleciał pan wczoraj do Berlina?
- Mieć bilet, mieć rezerwacja w laptop na lot z Nigeria do Berlin, mogę pokazać…
- To nie będzie konieczne, panie Array. Zaszła pomyłka, jest pan wolny – komisarz wstał i wyciągnął rękę do młodego Murzyna. - Przepraszam pana – dodał z najbardziej uprzejmym uśmiechem, na jaki mógł się zdobyć, ściskając dłoń Afrykańczyka. - Młodszy aspirant Narybek odprowadzi pana do wyjścia. A potem zgłosi się w moim gabinecie – uśmiech zniknął z twarzy komisarza jak pierwsza flaszka bimbru na góralskim weselu, gdy tylko przeniósł wzrok na swojego podwładnego.

CDN

 

Zbynio  Dołączył: 07 Maj 2007
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
2/ :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :-B :-B :-B :-B :-B
 

SlicaR  Dołączył: 28 Kwi 2013
3/ :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :-B :-B :-B :-B :-B
 

TM_Mich  Dołączył: 08 Wrz 2009
Apas napisał/a:
-
... Żona przez chwilę patrzyła w miejsce, w którym przed chwilą stał, po czym schyliła się po leżące na płytkach jajko. ‘Dziwne...’ - przemknął jej przez głowę cień podejrzenia - ‘skąd u mnie nagle taka chęć na jajka na twardo? Zawsze wolałam jajecznicę...’.


Czy ta żona nie jest czasami słynnym rosyjskim szpiegiem - Sztyrlicem?

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach