plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
Gwiazdor napisał/a:
Czy Spacja jedzie na Grzybki?

Oczywiście, że jedzie :-D
 

bakulik  Dołączył: 20 Kwi 2013
Gwiazdor napisał/a:
Trzeba będzie uważać z szejkami czekoladowymi

Czy takaż nalewka też się liczy?
 

unum  Dołączył: 03 Kwi 2012
Apas napisał/a:
Trup jak żywy!


Bo nic tak nie ożywi akcji jak trup :mrgreen:
 

0bleblak  Dołączyła: 15 Cze 2011
unum napisał/a:
Apas napisał/a:
Trup jak żywy!


Bo nic tak nie ożywi akcji jak trup :mrgreen:

A jeszcze lepiej gęsto ścielący się.
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
Krwawe marzenia :evilsmile:
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
Wkrótce...



Dziękuję za cierpliwość 8-)
 

0bleblak  Dołączyła: 15 Cze 2011
Czekam z niecierpliwością :)
 

DiMarco  Dołączył: 24 Sty 2012
O! To już i okładka jest?
Cirpliwość nie jest moją drugą naturą :mrgreen:
 

mr.ra66it  Dołączył: 03 Wrz 2011
Ustawiam się cierpliwie w kolejce oczekujących... :mrgreen:
PS Cóż to za potwór, że dwa palce na spuście potrzebne? "Beretka"?
 

spacja  Dołączyła: 15 Mar 2011
bakulik napisał/a:
Gwiazdor napisał/a:
Trzeba będzie uważać z szejkami czekoladowymi

Czy takaż nalewka też się liczy?


Na Grzybkach byłam, od bakulika dostałam szejka czekoladowego zagęszczonego spirytusem i żyję. Jestem niepokonana! Ta-daammm!!
Czekam na ciąg dalszy powieści.
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
Zrobiłem zdjęcie obrazujące co szejk czekoladowy z Tobą robi :evilsmile:
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
- Mamy problem. Duży problem, sir – panna O’Bleblak nie zakończyła tym razem swojej wypowiedzi promiennym uśmiechem, jak to miała w zwyczaju, co tylko podkreśliło powagę sytuacji.
- Tak, moja droga? - jej szef odłożył najnowszy numer Timesa i lekkim uniesieniem lewej brwi dał do zrozumienia, że zamienia się w słuch.
- Nasi przyjaciele skontaktowali się z nami…
- Oni?! Z własnej inicjatywy? - mężczyzna wyglądał na zaskoczonego, co zdarzało mu się rzadko.
- Tak, sir. Otóż skontaktowali się z nami i poinformowali, że ich zdaniem najtragiczniejszy scenariusz właśnie jest realizowany…
- Jak to? Przecież to jest… niemożliwe. Jeszcze nie teraz!
- Obawiam się, że tak dokładnie brzmi komunikat… Centrum wydarzeń jest w Europie Centralnej, dokładniej w Polsce.
- Czy… Czy nasi przyjaciele oczekują jakichkolwiek działań z naszej strony? - zapytał mężczyzna. Odzyskał już panowanie nad mimiką twarzy i tylko rozgorączkowane spojrzenie świadczyło o intensywnym wysiłku, z jakim pracował jego mózg.
- Mamy wolną rękę. Ich zdaniem należy zrobić wszystko, aby powstrzymać katastrofę… Sądzę, że to konieczność, sir…
- Masz rację, moja droga. Przygotuj samolot, lecimy do Warszawy. Weź wszelkie dokumenty, jakie mogą nam się tam przydać… Jeśli trzeba, zaszantażujemy Polaków…
- Mam otworzyć Czarną Kartotekę, sir?
- Tak… Tak… Przecież musimy zrobić wszystko, by powstrzymać katastrofę, prawda?

- Halo, kto mówi? - głos w słuchawce wydawał się Kellerowi znajomy, ale na pewno nie należał do młodszego aspiranta Narybka.
- Dzień dobry, mówi komisarz Keller z komendy policji. Chciałem rozmawiać z aspirantem Narybkiem.
- Robert? To ty?! Cześć stary, Antek Pleśniak z tej strony!
- Dzień dobry, generale! Przepraszam, musiałem wybrać zły numer, miałem dzwonić do jednego z moich ludzi – komisarz spojrzał zdziwiony na stojącego przed jego biurkiem inspektora Kadyszka i wzruszył ramionami, by okazać zaskoczenie.
- Nie, nie… Czekaj, dodzwoniłeś się chyba dobrze. Jak, mówisz, nazywa się ten policjant? - w słuchawce dało się słyszeć, że generał Pleśniak zakrył mikrofon dłonią i mówił coś do kogoś niezrozumiale.
- Narybek. Grzegorz Narybek, młodszy aspirant z dochodzeniówki, chwilowo oddelegowany do drogówki – niemal wykrzyczał do słuchawki Keller, szeroko otwartymi oczyma pokazując Stefanowi, że nie rozumie sytuacji.
Przez chwilę po drugiej stronie panowała cisza.
- Słuchaj, mam jego telefon, tego twojego orła – odezwał się w końcu generał.
- Co się stało… Stało się coś? - niezbyt mądrze zapytał szef policji.
- Chyba tak. To znaczy… nic poważnego. Ale chciałbym, żebyś tu przyjechał, skoro to twój człowiek… Masz certyfikat na dostęp do tajemnic?
- Mam, oczywiście. Po tamtej sprawie…
- Tak, wiem po której sprawie – przerwał mu Pleśniak. - Słuchaj, mam jeszcze prośbę: czy Stefan ma dzisiaj służbę?
- Tak. Jest tu nawet ze mną, stoi obok. Chcesz z nim pogadać?
- Nie… To znaczy tak, ale nie przez ten telefon. Zapytaj go tylko, czy nie wie, gdzie jest Spacja, nie mogę jej namierzyć, ma wyłączoną komórkę…
- Spacja… Spacja też jest tutaj… - zdziwienie komisarza Kellera sięgnęło zenitu.
- Zlot tam jakiś macie, że Spacja wpadła? - zapytał Pleśniak.
- Nie… Ona… Spacja jest u nas na dołku… - odparł po chwili wahania komisarz.
- Na dołku?! Jeeezuuu… Słuchaj, nieważne. Bierz Stefana i Spację i przyjeżdżajcie tutaj, poślę ci koordynaty GPS za chwilę…
- Słuchaj, Antoni… Ale ona jest… - policjant usiłował przerwać generałowi i wyjaśnić, że ze względu na okoliczności wyciągnięcie Spacji z aresztu może być problematyczne, zwłaszcza że prokurator miał ją przesłuchać za kilka godzin.
- Nie interesuje mnie to, biorę wszystko na siebie. Chcę was tu widzieć wszystkich troje, najszybciej jak się da. To ważne, komisarzu. Wyjaśnię, jak przyjedziecie! - połączenie zostało przerwane.
Inspektor i komisarz patrzeli przez chwile na siebie w milczeniu.
- Pleśniak nas potrzebuje – odezwał się w końcu Keller.
- Nas? - spytał Kadyszek.
- No… Ciebie, mnie i Spację…
- Ale ona przecież…
- Wiem. Jednak nie sądzę, że generał panikuje bez powodu… Zresztą stwierdził, że bierze wszystko na siebie…
- Dobra. Idź po nią – rzucił inspektor.
- A ty?
- Ja muszę jeszcze zadzwonić w dwa miejsca. Spotkamy się na parkingu.
Keller wstał zza biurka, podszedł do szafy pancernej, wyjął z kieszeni klucz i przekręcił go w zamku. Gdy pociągnął za rączkę, ciężkie drzwi otworzyły się z niemiłym zgrzytem. Komisarz wyciągnął ze środka szelki z kaburą, z które wystawała rękojeść Glocka.
- Na wszelki wypadek – powiedział bardziej do siebie, niż do Kadyszka i wyszedł z gabinetu.
Inspektor sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnął komórkę. Wybrał numer z listy i po chwili oczekiwania odezwał się do słuchawki.
- Kamila? Mam do ciebie wielką prośbę, dziewczyno…

- To w zasadzie wszystko – powiedział po angielsku mężczyzna w eleganckim i bardzo drogim garniturze, naciskając jednocześnie przycisk kończący prezentację na pilocie od projektora i rozejrzał się po sali konferencyjnej. - Macie państwo jakieś pytania? - dodał po chwili.
Kilka osób, z których większość miała na uszach słuchawki umożliwiające wysłuchanie tłumaczenia wystąpienia na ich rodzimy język, spojrzało na siebie w milczeniu. Dwie lub trzy pary pochyliły się do siebie i szeptem wymienili jakieś uwagi, jednak nikt nie odezwał się głośniej. Dopiero po dłuższej chwili siedzący z tyłu sali szeregowy poseł, zaproszony na obrady jak zwykle w charakterze obserwatora chrząknął i gdy wszystkie oczy skierowały się w jego stronę – zapytał.
- Tak, ja mam jedno pytanie…
Mężczyzna w garniturze wciąż stał. Gdy tylko siedząca obok niego tłumaczka przetłumaczyła to, co powiedział poseł, facet uśmiechnął się i zachęcił gestem ręki do zadania pytania.
- Drogi panie… kimkolwiek pan jest… Czy nas pan uważa za wariatów, czy sam ma pan problemy psychiczne?! Powołuje się pan na Ojca Świętego i zawraca nam głowy jakimiś bzdurami…
Jeszcze zanim tłumaczka skończyła przekładać kwestię posła na angielski, elegancki mężczyzna spojrzał na siedzącą po jego drugiej stronie kobietę o olśniewającej urodzie, która skinęła głową i sięgnęła do leżącej przed nią czarnej, skórzanej teczki. Wyjęła plik kilku kartek, wstała i podeszła z nimi do posła, podając mu papiery bez słowa.
- Co to… Co mi tu pani daje?! - niemal krzyknął niewysoki polityk. Kropelki śliny prysnęły na dokumenty i dłoń kobiety.
- Pszeszytaj to, teras...- odezwała się dziewczyna. Mówiła z bardzo silnym akcentem, ale jednak po polsku.
Poseł wyrwał jej plik kartek z ręki. Trzęsąc się ze złości, sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki po okulary. Nasadził je na nos i zaczął czytać, bezgłośnie poruszając ustami. Jego współpracownicy domyślili się, że tekst jest po polsku, bo powszechnie było wiadomo, że pan poseł nie włada biegle żadnym innym językiem. Domyślili się także, że treść dokumentu nim wstrząsnęła, bo im dłużej czytał, tym bardziej kurczył się i bladł… W końcu uniósł zalękniony wzrok znad papierów.
- Skąd… Skąd to macie?! Nie możecie tego mieć… To jest…
Dziewczyna delikatnie zabrała mu kartki z ręki. Nie oponował.
- Srobisz co chemy, tak? - zapytała, uśmiechając się promiennie.
Poseł siedział przez chwilę bez ruchu, wyraźnie zdruzgotany. W końcu podniósł się ciężko z krzesła. Rosły ochroniarz podbiegł, by go podtrzymać za ramię.
- Słuchajcie ich… Słuchajcie i zróbcie wszystko, czego chcą… - powiedział słabym głosem w kierunku członków Rady Zarządzania Kryzysowego, patrzących ze zdumieniem na szefa partii rządzącej.

- Ja pier… Co tu się stało?! - komisarz Keller spoglądał na morze powalonych drzew, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Może kornika zwalczali? - stojący obok inspektor Kadyszek klepnął przyjaciela w ramię.
- Niestety, panowie, to nie kornik. Ani brudnica nieparka. Cokolwiek to było, to zwyczajnie j**… - generał Pleśniak spojrzał na stojącą obok policjantów blondynkę – ...wybuchło z niezwykłą siłą. Tyle że za cholerę nie wiemy co. Moi ludzie nigdy nie widzieli niczego podobnego.
- Terroryści? - spytał inspektor.
- No… Jeśli chcieli się zemścić za swoje krzywdy na populacji sosny zwyczajnej, to zdecydowanie osiągnęli zakładany cel – cicho odezwała się Spacja. Mężczyźni spojrzeli lekko zaskoczeni na zwykle milczącą koleżankę.
- Masz rację, Spacja – odezwał się Pleśniak. - Terroryści nie zadawaliby sobie trudu w wysadzaniu kilkudziesięciu hektarów lasu na takim zadupiu. Myśleliśmy może, że to meteor…
- O, właśnie! Przecież meteor tunguski też rozwalił las i nie zostawił dziury w ziemi, nie? Kiedyś na Discovery taki film pokazywali – ożywił się Keller.
- No tak, ale nikt nie zaobserwował meteoru a taki, który miałby odpowiednią masę, byłby widoczny z połowy naszej części Europy. I nie mówię tu tylko o przypadkowych ludziach, ale także obserwatoriach astronomicznych. Sprawdziliśmy dyskretnie… - powiedział wojskowy.
Wszyscy milczeli przez chwilę. W końcu odezwał się Kadyszek.
- Po co nas wezwałeś, generale?
- Cóż, polecenie z samej góry… Premier dostał pierd… - Pleśniak ponownie spojrzał na Spację - ...premier jest bardzo zdenerwowany i kazał mi postawić w stan gotowości najlepszych ludzi. Czyli was. Tu niedaleko jest leśniczówka. Ewakuowaliśmy rodzinę leśniczego i organizujemy tam bazę. p.l.w.k. już tam jest, moi ludzie przygotowują kwatery dla was i paru jeszcze osób z Grupy, które przyjadą tu w ciągu najbliższych godzin. Ja też zostaję z wami, będę dowodził.
- A co z tym naszym policjantem? - zainteresował się komisarz Keller.
- Nic mu nie jest fizycznie, trochę go potłukło, choć nie daje się na razie wybudzić ze śpiączki. Zakładamy, że widział, co tu się wydarzyło i pomoże nam rozwiązać zagadkę, gdy odzyska świadomość. Przetransportowaliśmy go do leśniczówki. Pozostanie przy nas pod opieką wojskowego lekarza i sanitariuszy.
- Pod jednym dachem z Narybkiem, nawet nieprzytomnym… Brzmi ekscytująco – Robert Keller mruknął w kierunku Kadyszka, który uśmiechnął się krzywo i przewrócił oczyma.
- Jaki jest plan działań? - spytała Spacja.
- No cóż… p.l.w.k ze swoim zespołem jajogłowych, wspierany przez naszą grupę, działając pod moim bezpośrednim dowództwem, uruchomi polową centralę strategiczno-operacyjną na perymetrze miejsca wydarzenia, czyli w leśniczówce – służbiście wyrecytował Pleśniak. - Zgodnie z poleceniem cywilnych przełożonych, potwierdzonym przez sztab armii, będziemy oczekiwać na wyniki analizy sytuacji, która doprowadzi nas do wyjaśnienia charakteru zdarzeń, których skutki tu obserwujemy oraz oceny ewentualnego stopnia zagrożenia dla interesów państwa. W międzyczasie zajmiemy się zabezpieczeniem terenu i ustaleniem regularnych działań rozpoznawczych jako wysunięty punkt kordynacyjno-rozpoznawczy z uprawnieniami do podejmowania samodzielnych działań o charakterze wywiadowczym, a w razie potrzeby także zaczepnym i opóźniającym wobec N/N zagrożenia…
- Antoni… A po polsku? - spokojnym gestem dłoni przerwał mu Stefan Kadyszek.
- Po polsku? - zdziwił się wojskowy. - Cóż, jak już chłopaki się zjadą to mamy kuchnię polową, prowiant najwyższego sortu na dwa tygodnie i strategiczny zapas trzydziestu skrzynek niezłej wódki plus sporą szansę, że nikt nam nie będzie gitary przez jakiś czas zawracał. Z doświadczenia wiem, że nie ma nic lepszego niż tajna operacja pod tajemniczym kryptonimem na odludziu i w dobrym towarzystwie. Damy radę…
- A jaki jest kryptonim tej operacji? - spytał Keller.
- Cholera, nie wiem… - wojskowy wzruszył ramionami.
- Wiecie, jakiś czas temu byłem na interwencji na ulicy Piętnastego PPD… Za cholerę nie wiem, co to znaczy więc… może nadaje się na kryptonim? - zaproponował Kadyszek.
Spojrzeli po sobie.
- W sumie… Równie głupie, jak każde inne. Może być moim zdaniem... – odezwała się Spacja. Już drugi raz w ciągu pół godziny.
- Dobra, panowie… I pani. Wódka stygnie, zaczynamy operację ‘XV PPD’! - wrzasnał Pleśniak.
- Rozkaz, generale – pozostała trójka zasalutowała regulaminowo.

- Orzeł trzy, Orzeł trzy do dowódcy. Widzi pan radar, majorze?
- Widzę, Orzeł trzeci. Masz to samo? Myślałem, że u mnie awionika siada…
- Ja też, dowódco. Dlatego się pytam…
- Majorze, mówi Orzeł cztery. Ja też jestem ślepy. Co się dzieje?
- Nie wiem, czwarty!
- Co robimy, dowódco?!
- Dowódco, tu trzeci… Nie mam kontaktu z bazą… GPS też głupieje...
- Cholera, jesteśmy chyba gdzieś nad Lublinem? Dobra, panowie. Według raportu meteo sprzed startu chmury powinny być gdzieś na pułapie 800 – 900 metrów. Schodzimy poniżej, zwalniamy i lecimy, orientując się po terenie, w kierunku na Łask. I modlimy się, żeby nie było po drodze żadnej awionetki czy innej paralotni… Jakby siadła komunikacja między nami to lecicie na kontakcie wizualnym. Ja prowadzę!

‘Umiejętny jest, jak na robaka’ - pomyślał NgTun’ga.
‘Tak, panie...’ - pomyślał NgHnhj’da.
‘Zabity być musi’ - pomyślał NgTun’ga.
‘Tak, panie. Dzieje się, panie’ - pomyślał NgHnhj’da.
‘Będę przy tym’ - pomyślał NgTun’ga.
‘Co rzeczesz’ - pomyślał NgHnhj’da.
‘Rzekłem. Zabity być musi’ - pomyślał NgTun’ga.
‘Rzekłeś. Zabity być musi’ - pomyślał NgTun’ga.

CDN
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
2/ :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B
 
barmiska  Dołączył: 27 Sie 2014
Jakże miłe zakończenie weekendu! :-D
:-B
 

0bleblak  Dołączyła: 15 Cze 2011
Hm... jak ostatnim razem widziałam spację , wydawało mi się, że jest w bardzo dobrej formie. Coś nie teges po kawówce :roll: ?
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
Myślę o zdjęciu na którym jesteście obie :evilsmile:
 

0bleblak  Dołączyła: 15 Cze 2011
plwk napisał/a:
Myślę o zdjęciu na którym jesteście obie :evilsmile:

Boszsz.... :mrgreen:
 

spacja  Dołączyła: 15 Mar 2011
Apas, :-B :-B :-B
Wątek już dawno zgubiłam, no ale przecież nie o to tu chodzi? :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

[ Dodano: 2017-10-01, 21:56 ]
plwk napisał/a:
Myślę o zdjęciu na którym jesteście obie :evilsmile:

Takie zdjęcia są nielegalne
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
spacja napisał/a:
Apas, :-B :-B :-B
Wątek już dawno zgubiłam, no ale przecież nie o to tu chodzi? :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Copy-paste wszystkie odcinki, wydrukować, ładnie oprawić, posłać kurierem do Irlandii, się postawi autograf i się odeśle, przeczytać, odzyskać wątek... Simple!
:evilsmile:

spacja napisał/a:

[ Dodano: 2017-10-01, 21:56 ]
plwk napisał/a:
Myślę o zdjęciu na którym jesteście obie :evilsmile:

Takie zdjęcia są nielegalne

O, jakżesz interesująco... Czy mógłbym popuścić wodze wyobraźni i rozwinąć nieco ten wątek Waszego wspólnego, nielegalnego zdjęcia, które pobudza zmysły kolegi plwk w Wielkim Finale, który tuż?! :mrgreen:
 

spacja  Dołączyła: 15 Mar 2011
Cytat
odzyskać wątek..

:mrgreen:
Cytat
Czy mógłbym popuścić

Rób jak uważasz, ale licz się z konsekwencjami

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach