Odgrażałem się i odgrażałem, w końcu - mając chwilę - postanowiłem, że napiszę.
Od początku jednak...
(fotografia ze strony Ricoha)
Kupiłem Ricoha GRDIII dlatego, że chciałem robić zdjęcia w kolorze. Próby skanowania materiałów kolorowych nigdy nie dawały satysfakcjonujących mnie rezultatów; dodatkowo, koszt samych materiałów i ich wywoływania (nie jestem dosyć twardy psychicznie, by robić to w domu) zniechęcała mnie skutecznie. Ale widziałem w kolorze, coraz więcej w kolorze; chciałem tego koloru i nie mogłem przestać tak właśnie patrzeć na świat.
Nie będę ze sobą nosił lustrzanki po mieście. Kurde, nawet mały MX ciąży mi za bardzo, ja muszę mieć coś do kieszeni i to naprawdę, naprawdę małego. Dlatego tak lubię kompakty na film. Naturalną koleją rzeczy więc, szukałem wśród aparatów kompaktowych.
Kupiłem więc Lumixa LX3 - który bardzo mi się podobał. Niestety, zdechł po niecałych dwóch tygodniach. Oddałem, dostałem zwrot pieniędzy i szukałem drugiego Lumixa, jednakowoż, nie mogłem znaleźć nowego w podobnej cenie. Jasnym było, że muszę dołożyć trochę do kwoty, którą uzbierałem.
Zastanawiałem się nad Lumixem LX5. Porównałem go organoleptycznie ;) z Olympusem XZ-1. Obydwa aparaty podobały mi się, podobało mi się też to, co produkują - ale czegoś brakowało. Jakość wykonania, plastikowość ogólna, delikatność... To nie mój typ skrzynek. Nie mogłem się zdecydować.
I wtedy przypomniałem sobie o Ricohu. Tą firmę zawsze darzyłem szacunkiem, głównie za fenomenalne szkła i to, że chłopaki sikają pod wiatr. Poczytałem trochę o GRDIII, obejrzałem parę zdjęć, zainteresowało mnie... Stwierdziłem, że mogę zawsze odesłać po zakupie. Kupiłem, za ok. £320, czyli bardzo przyzwoicie.
Pierwsze porównanie z Lumixami i Olympusem - po wyjęciu z pudełka - wyszło na korzyść Ricoha. Dalej już było tylko lepiej. No, to chyc do detali...
1. Budowa
Aparat wykonany jest tak, że człek się w ogóle nie zastanawia, dlaczego tyle za niego zapłacił. Metal i guma. Plastikowe są przyciski i obudowa flasza plus klapka baterii i to by było na tyle. Daj Panie Boże innym kompaktom takiego wykonania. Obiektyw ma automatyczne kurtynki, które zasłaniają go w stanie złożonym. Malutka, ale dająca sobie radę lampka wyskakuje po lewej stronie korpusu po przełączeniu mechanicznego knypcia. Wtedy kiedy, kurde, ja chcę, a nie kiedy chce tego aparat. Uff.
2. Ergonomia, prędkość pracy i bateria
Chwalcie Pana! Tak, tak, tak. Cudo-na-patyku; wygodne kółka pod kciukiem i z przodu, praktyczny, kierunkowy joystick, ładnie działający spust migawki. Plus elegancko rozplanowane i wyjątkowo logiczne menu.
Najlepszym trickiem są ustawienia własne, w których można zapisać co się żywnie podoba, tworząc swoje tryby ustawień. Np. preferencja przysłony z taką-śmaką korekcją, wyłączonym wyświetlaczem i wyrzutką JPEG czy też RAW. Jeden klik i gotowe! Mniam mniam.
Kółko nastaw nie obróci się przypadkiem, bo jest blokowane dodatkowym przyciskiem. Brawo! Nie ma problemu z włożeniem aparatu w kieszeń i wyjęciem totalnie poprzestawianego.
'Dołki' na pasek - po obu stronach, nie po jednej. Też fajnie. Ach, no i miejsce na wizjer - w sankach lampy można zamontować dosyć drogie wizjery Ricoha. Ci, co jarają się streetem mogliby się obsikać z radości.
Prędkość pracy? Taka jak trzeba. Wystarczająca. W sekundach nie mierzyłem i nie zamierzam. AF jest w miarę szybki i bardzo pewny, nawet w ciulastych warunkach (wspomaga go lampka). Aparacik startuje jakąś sekundę. Może troszkę dłużej. Zapis plików na kartę też mnie nie stresuje. Ładnie.
Bateria chyba wytrzymuje około 300 klatek. Chyba, bo nie padła mi jeszcze od zakupu (zrobiłem jakieś 200 zdjęć, z czego połowę bez sensu).
3. Ricohowe rodzynki
Pomimo pewnej wygody rozwiązań opisanych powyżej, to wszystko jest dosyć standardowe. GRDIII jednak od innych aparatów kompaktowych odróżnia parę rzeczy.
a) obiektyw. Świetnie skorygowany, ostry na powierzchni całej klatki (czego o leikowym cacku w Lumixie powiedzieć nie mogę, choćbym chciał), jasny (f:1.9) stałoogniskowy odpowiednik 28mm. Mówiąc językiem Borata,
najs!
b) tryb SNAP. Cóż to? Po prostu; ustawienie preferencji odległości ostrzenia. Jednym ruchem i dwoma kliknięciami można ustawić aparat tak, żeby np. ostrzył na odległość jednego metra. Przy tej wielkości sensora i przesłonie ustawionej na, dajmy na to, 4.5 można zapomnieć o problemach z ostrzeniem; a lag po naciśnięciu spustu migawki jest zerowy! Lub prawie zerowy - tak czy inaczej, nie zauważyłem. Marzenie streetowca. Ciekawostka - kiedy ekran aparatu jest wyłączony, dioda koło stopki informuje o złapaniu ostrości (jeśli nie jesteśmy w trybie SNAP). Zrobiono to po to, żeby używając zewnętrznego wizjera mieć pewność, że wszystko ok...
c) ustawienia użytkownika - pisałem o nich wyżej. Nieocenione.
d) świetny tryb makro. Jeśli to kogoś kręci. Mnie nie bardzo, choć zachęca do fotografowania włosów pod pachami. :D
e) tryb RAW. Nie jest to, oczywiście, jedyny kompakt, który zapisuje te pliki. Inżynierowie Ricoha jednak wykazali dużo zdrowego rozsądku i zaprogramowali aparat tak, że zapisuje pliki DNG - czyli w otwartym formacie Adobe. Wspaniale.
f) poziomica - szalenie przydatne przy powolnej, spokojnej fotografii. Elektroniczna poziomica pokazuje, jak przechylić aparat. Bardzo mi się przydaje.
Pewnie jest tego więcej, ale mi do głowy nie przychodzi teraz nic.
4. Jakość obrazu
Nie miałem nigdy profesjonalnej cyfrowej puszki Canona, Nikona czy (tfu ;) Pentaxa. Miałem za to i dalej mam Fuji S5 Pro - aparat, który do dzisiaj, nieodmiennie, powala mnie na kolana tym, co można z niego wyciągnąć. Kupując Ricoha bałem się jak cholera tego, że będę niezadowolony. Wprawdzie dawno już przeszedłem etap pixel peepingu i martwienia się o szumy (i tak poza iso 800 nie wychodzę, a tutaj Ricoh pluje całkiem fajnymi plikami), ale jednak jakaś tam obawa pozostała.
Niepotrzebnie. Oczywiście, trzeba pamiętać, że to aparat z sensorem wielkości paznokcia i, na przykład, o kontrolowaniu głębi ostrości można zapomnieć. Jasne też jest, że na iso 1600 skrzyneczka szumi jak morze. Tylko, że mi to zupełnie nie przeszkadza. Szczególnie dlatego, że ten ricohowy szum nie jest jakiś denerwujący. Wręcz przeciwnie; aparat potrafi wypluć JPEGa, którego ja nawet z DNG nie wyciągnę. ISO800, snap mode i jedziemy na ulicę:
Pan turysta
Nieprawdaż, że ładnie?
W kolorze jest cudnie. Ci, co oglądają
http://particlesoflife.tumblr.com to wiedzą, ale podam jeszcze raz te dwa przykłady zdjęć robionych we wnętrzach:
Madhuri
Kebab-man
Chciałem zaznaczyć, że te foty są tylko zmniejszone i lekko podostrzone. Żadnych specjalnych wygibasów, bo ich nie lubię. Nieźle, co?
Nauczyłem się już, żeby niedoświetlać o jakieś 0,3EV. Wtedy wychodzi najfajniej. Oczywiście, światła często są przepalone. Ale komfortem mieszkania w UK jest to, że o kontrastach w oświetleniu naturalnym to ja najczęściej mogę zapomnieć... :) Zresztą ja lubię Gibsona, o czym tu więc mowa? :)
Co by tu jeszcze...
Ogólne dyrdymały
1. Zawodowo zajmuję się użytecznością, czyli usability. Ergonomia to dla mnie podstawa - nie znoszę urządzeń debilnie zaprojektowanych. Po prostu wymiękam w czasie ich obsługi. Ricoh został z pewnością zaprojektowany przez speców, którzy konsultowali się z fotografami. Nie ma tu idiotycznych paradoksów czy miejsca na ślizgające się po obudowie palce. Jest tak jak trzeba.
2. To nie jest aparat do wszystkiego. Nie jest to też aparat dla nieśmiałych - 28mm wymusza podejście blisko obiektu. Niektórzy powiedzą, że 'tą ogniskową to się portretu nie da zrobić'. No i fajnie. Krzyżyk na drogę :) Moim zdaniem, da się tym aparatem wspaniale fotografować ludzi, bo po prostu go nie zauważają. Jest też ekstremalnie cichy. Cichszy niż Lumix, którego miałem.
Moim zdaniem, jest to sprzęt wart swojej ceny.
Zako-chu-ję (jasna cholera, już nawet miłość jest automatycznie cenzorowana?) się na nowo w cyfrze i w wygodzie, jaką mi oferuje. Nie muszę już kończyć rolki filmu, żeby obejrzeć pięć dobrych zdjęć. A wydruki 8x10 cali wychodzą bardzo ładnie, nawet z wyższych czułości. Więcej mi do szczęścia zwyczajnie nie trzeba.
Nie wiem, co jeszcze napisać. Mam go jakieś dwa tygodnie, zrobiłem trochę zdjęć i na razie jestem bardzo zadowolony. Jeśli macie jakieś pytania - to chętnie odpowiem.
A nie, ma jedną wadę.
Nie robi kawy. :D