Love, love, love X100 , czyli kilka zdań o Fuji X100.
(subiektywne addendum recenzji MacRayersa z wątku:
http://pentax.org.pl/view...=40998&start=0)
Cel
Nie odkrywając koła na nowo napiszę parę słów o Fuji X100, a że myśl o zakupie tego cuda zaczęła mi mocno kiełkować w głowie po lekturze wątku Pułkownika MacRayersa, to i moje trzy grosze będą subiektywnym addendum Jego tekstu. Suplementem pewnie niepotrzebnym, bo recenzja opisywała wszystko co trzeba, ale po krótkim używaniu aparatu i niejako na potwierdzenie tez postaram się dodać zupełnie prywatną opinię. Może ktoś się jeszcze waha przed zakupem, choć od daty premiery minęło już sporo czasu i na rynek weszły inne ciekawe propozycje.
Przyczyna
Decyzja jak zwykle w moim wydaniu wymagała prawie miesiąca uważnego studiowania rynku, czytania testów, opinii, recenzji. Co dziwne, pierwszy raz bardziej szukałem tekstów opisujących indywidualne i czysto subiektywne odczucia z fotografowania X100 niż suchych, technicznych testów, wykresów rozdzielczości i tonalności. Chyba dlatego że nie szukałem niczego lepszego niż uwielbiany wciąż Pentax K-5, to zupełnie niepotrzebne. Szukałem za to małego aparatu który wróciłby mi radość fotografowania. Radość, którą utraciłem z dwóch, skrajnie odmiennych powodów. Pierwszym jest lenistwo – coraz ciężej mi wstać rano żeby zdążyć przed świtem na wypatrzone plenery. Drugim jest przepracowanie – sezon ślubny skutecznie wywołuje u mnie alergię na aparat, a jeszcze większą na proces obróbki zdjęć. Efekt jest taki, że od maja do grudnia chyba tylko raz chwyciłem za plecak foto żeby sam dla siebie wybrać się „na zdjęcia”.
Skutek
Od trzech tygodni, czyli czasu od kiedy odebrałem ze sklepu X100, fotografuję codziennie. Nie dlatego że aparat testuję, nie że się nim cieszę (chociaż tak zdecydowanie jest), po prostu świetnie się nim pracuje. Nie miałem okazji pstrykać w każdych warunkach, z uwagi na zimowy sezon są one raczej ciężkie. Ze trzy razy pstrykałem przy świetle słonecznym korzystając z AutoISO i mniejszych przysłon, a w większości przypadków było to lepsze lub gorsze oświetlenie wnętrz, czyli AutoISO max 3200 i otwarta przysłona, no czasem przymknięta do 2.8.
1. Poszukiwanie
Powód, dla którego szukałem nowego, małego aparatu podałem powyżej jako przyczynę całego zamieszania. Tu mogę pokrótce napisać czemu X100 a nie OM-D lub inne NX-y.
Czego szukałem:
a. Niewymienna optyka
Może wiele osób uznaje to za wadę, ale ja szukałem aparatu bez wymiennej optyki. Nie chcę zakładać w domu nowego systemu, nie stać mnie po prostu. Bezlusterkowców Pentaxa nie brałem pod uwagę, podpinanie nawet najmniejszych szkieł i konieczność zakupu i używania „sankowego” celownika nie czynią z tego rozwiązania wygodnego zestawu. Poza tym nie wyobrażam sobie aparatu bez wizjera właśnie, kadrowanie na wyświetlaczu to dla mnie tylko tryb live-view i statyw.
b. Ogniskowa
Ostatnimi czasy, jeśli już brałem się za dokumentowanie domowych wydarzeń, podpinałem najmniejszy i najlżejszy obiektyw w plecaku – Unlimiteda 35 mm. K-5 i 35 mm to, mimo że nie kieszonkowy, bardzo poręczny zestaw i dawał mi najwięcej radochy. Otwarta przysłona, zoom „nożny”, wydajne wysokie ISO, ładny bokeh – to wszystko pozwalało mi bardziej zajmować się przemyślanym kadrowaniem i fotograficznym patrzeniem na scenę, niż kręcenie zoomem i żonglerkę słoikami. Chyba trochę dorosłem do stałki – to prosta fotografia, można skupić się na kadrze. Jedyne, co mi od czasu do czasu przeszkadzało w ciasnych wnętrzach to odrobiny szerokości – 35 mm to na matrycy APS-C kąt widzenia 44 stopni, X100 to ok 54 stopni. Jest różnica. Wiadomo, wybór stałej ogniskowej to w pewnym sensie sztuka kompromisu, wydaje mi się że ten kąt widzenia jest dla mnie idealny, czyli nie za wąski. Jak się chce, można podejść, gorzej w drugą stronę, jak w pomieszczeniu ograniczają mnie ściany…
c. ISO
Od czasów K200d trochę się w temacie matryc zmieniło, dziś ISO 1600 to w zasadzie codzienność, a i 3200 powinno być w pełni używalne. 6400 traktuję już jako koło zapasowe, czyli dobrze jak jest. W Fuji X100, tak jak i w Pentaxie K-5 ISO 3200 daje szum, ale niezbyt wielki i przyjemny w odbiorze, w wielu miejscach czytałem określenie „analogowy”. Coś w tym jest, zwłaszcza w fotografii czarno-białej ziarno naprawdę ma swój urok.
Sprawa czułości dla mnie tym bardziej istotna, że zamierzam brać X100 na reportaże ślubne i to nie tylko jako backup, a jako drugi aparat, zwłaszcza do spokojnego fotografowania przygotowań czy „backstage’u” weselnego.
Czego się bałem:
d. Błędy fabryczne, czyli SAB
X100 kupiłem, gdy konstrukcja była już długo na rynku i na jaw wyszły wszystkie błędy. Część z nich rozwiązały dotychczasowe aktualizacje firmware’u. To nie problem. Problemem jest to, że w konstrukcji występuje błąd produkcyjny powszechnie zwany SAB (sticky aperturę blade). Nie wnikając głębiej skutkuje on nie domykaniem przysłony. Po okresie gwarancyjnym (standardowo 1 rok w Polsce) jego naprawa kosztuje ok. 700 zł. Co więcej, poza naszym krajem usterka ta jest naprawiana po upływie gwarancji za darmo. U nas jest oczywiście inaczej i wg przedstawicieli Fujifilm problemu nie ma bo usterka dotyczy poniżej jednego procenta egzemplarzy. Przeglądając internet, polski czy zagraniczny wydawać by się mogło że jednak problem jest.
Czemu się zdecydowałem wiedząc o tym? Szczerze mówiąc w listopadzie byłem już gotów zrezygnować i szukałem innego rozwiązania. Decyzję podjąłem od razu, gdy odkryłem promocyjną akcję Fuji – zakupiony w grudniu X100 ma trzyletnią gwarancję. Czysta kalkulacja – może trafi mi się egzemplarz który nie będzie miał SAB-a. A jeśli się trafi, to czytając poszkodowanych, trafi się w pierwszych dwóch latach.
Znając życie SAB przytrafi się w 37 miesiącu użytkowania, do tego czasu założę fundusz gwarancyjny…
2. Pierwsze chwile
Aparat w chwili obecnej pozbawiony jest marży za nowość. Co nie oznacza że jest tani. Jest za to bardzo elegancki. Kartonik standardowy, w środku osobne pudełko na kabelki i totalnie lakoniczną instrukcję (swoją drogą myślałem że w Polsce musi być polska instrukcja, choćby minimalna), a osobne na czarną, obitą „atłasem” szkatułkę. Piękna rzecz, do tej pory stoi na moim biurku.
Zaznaczyć muszę, że pierwsze co zrobiłem po naładowaniu baterii to aktualizowałem firmware do wersji 1.3. Lista poprawek jest długa i łatwa do znalezienia. Niezbyt mnie interesuje jak było wcześniej, za to chętnie napiszę jak jest teraz.
Opis aparatu, guzikologii i wyglądu jest powszechnie znany. Co do ergonomii, to nie mam problemów z trzymaniem czy wygodą obsługi, po prostu trzeba się tego nauczyć i „zaprogramować” bezwzrokową obsługę.
Największe wrażenie po przyłożeniu do oka robi wizjer. Piękna sprawa, nie jest to tylko techniczny fajerwerk i bajer, ale w pełni funkcjonalny „organ” aparatu. W trybie optycznym świetne jest to, że widzimy sporo szerszy obszar niż sam kadr. Jeszcze większe wrażenie robi wprowadzona w nowym oprogramowaniu korekcja paralaksy. Po wyostrzeniu pojawia się nowa, mniejsza ramka, która określa nam faktyczny kadr po uwzględnieniu odległości od przedmiotu, który fotografuję. Całość sprawdza się rewelacyjnie. Wizjer elektroniczny takich nowinek już nie przynosi, ale o dziwo jest bardzo funkcjonalny. Tak bardzo, że wydaje mi się że dotychczas używałem go częściej niż optyczny, a wydawało mi się to wcześniej nierealne.
Górny panel – obrotowy wybierak szybkości migawki, obrotowa korekcja ekspozycji i spust załatwiają sprawę w dobrych warunkach oświetleniowych. Pamiętając oczywiście o świetnym trybie AutoISO. Przycisk Fn można przypisać do włączania filtra szarego. Schody zaczynają się w gorszych warunkach lub gdy fotografowany obiekt znajduje się bliżej niż 30 cm – wtedy trzeba się przełączyć na manualnie nastawianą ostrość. Słowo „manualnie” należy potraktować czysto teoretycznie, o czym dalej w miejscu dot. autofokusa.
Przód aparatu służy po prostu do robienia świetnego wrażenia. Dodatkowo ma świetnie wyglądający przełącznik trybu pracy wizjera z optycznego na elektroniczny. Tył za to pełen jest przycisków do nawigacji po menu i faktycznie, nie jest to mocna strona produktu. Miałem kiedyś kompakt Fuji, obecnie mam też wodoszczelną małpkę Panasonica i jakoś zniosę od czasu do czasu używane menu, chociaż jego projektantów należałoby zwolnić. Natomiast tryby podglądu zdjęć czy kasowania, czyli te często używane, są zrealizowane bezproblemowo i nie nastręczają żadnych trudności.
Mocno krytykowany przez niektórych oryginalny pasek X100 jest moim zdaniem dobrze dobrany do modelu i wg mnie wygodny, chociaż z pewnością są na rynku paski ładniejsze i wygodniejsze. Dołączonego do aparatu oprogramowania nie używam, więc się nie będę wypowiadał, RAW-y w Lightroomie 4.1 przetwarzane są szybko i bezproblemowo.
Minusy:
- „dzyndzel” nad przyciskiem AFL/AEL – po naciśnięciu powiększa centralny obszar kadru w trybie elektronicznego wizjera (do sprawdzenia poprawności AF-u),
- wybierak trybu ustawienia ostrości – najczęściej używany „pojedynczy” AF ma pozycję pośrodku. Tragiczna pomyłka, bo wybór między manualnym a „pojedynczym” AF nie jest szybki i wygodny, często trzeba odrywać oko od wizjera żeby upewnić się co do pozycji wybieraka,
- brak zaślepki na sanki lampy czy dekielek na obiektyw, który trzeba będzie pilnować – niezbyt wielkie błędy, ale jednak widoczne, w końcu aparat wygląda na towar ekskluzywny.
Dodatki, czyli jak odpicować swoja sztukę
Limitowana, czarna edycja, która właśnie przestała być produkowana, miała w pudełku skórzane, pełne etui i osłonę przeciwsłoneczną z przejściówką. Obie można za bardzo przystępne pieniądze kupić u naszych żółtych przyjaciół. Rodzajów futerałów jest sporo, są tzw. half-case’y, które mają raczej wyglądać niż chronić, są modele ekskluzywne z dodatkową otwieraną klapką na baterie. Za dobre pieniądze są też porządne, skóropodobne futerały z odpinanym przodem. Osłony przeciwsłoneczne są dostępne w dwóch kolorach (srebrny i czarny), pewnie trzeba będzie kupić. Koniecznym i szybko potrzebnym wyposażeniem są dodatkowe baterie, na szczęście niedrogie i o większej pojemności niż oryginał. Dla estetów/lanserów są też piękne, mechaniczne wężyki spustowe oraz wkręcane w spust przyciski (soft release buttons), jakby ktoś chciał się poczuć prawie jak właściciel Leiki. Są też gustowne, metalowe quasi-gripy typu „thumbs up” – nakładane na sanki aparatu, podobno poprawiające ergonomię. Generalnie na tuning X100 można wydać więcej, niż wart jest sam aparat.
3. Obsługa, wizjer i autofokus
a. Obsługa
Uruchomienie aparatu, z włączoną opcją szybkiego start-upu trwa ok. 1,5 sekundy. Nie ma o czym gadać. Jedną z zalet aparatu jest prostota, jeśli oczywiście nie chce się sobie utrudniać życia na własne życzenie. Do tej pory pracowałem na dwóch nastawach wybieraka czasu otwarcia migawki. Jest ciemno – ustawiam 1/60 sek. Jest jasno – ustawiam pozycję A. Do tego w dość głęboko ukrytej w menu opcji AutoISO ustawiłem minimalny czas otwarcia na 1/40 sek. To załatwia sprawę. AutoISO ustawiłem na zakres 200-3200 i jedyne czego można żałować, to że natywne ISO nie jest mniejsze.
Sprawą dla mnie dość oczywistą jest to, że zachowuję kontrolę nad wielkością przysłony. Nie korzystam więc z pozycji A na pierścieniu przysłony. Pozostałe tryby są bardzo intuicyjne i wygodne. Pomiar ekspozycji ustawiony mam domyślnie na matrycowy, do tej pory nie pomylił się ani razu. Z korekty ekspozycji korzystałem do tej pory tylko na śniegu, co przy posiadaniu minimalnej wiedzy o zasadach pracy światłomierza jest oczywiste i proste do opanowania. Ostatnim ważnym aspektem jest balans bieli, który pozostawiony na auto jest o wiele lepszy niż w Pentaxie K-5 i wg mnie nie myli się wcale, nawet w skrajnie trudnym, mieszanym świetle sztucznym i zastanym. Mimo to, z przyzwyczajenia i z zachowania kontroli nad jakością zapisuję tylko pliki RAW. Słowem obsługa to czysta przyjemność a efekty, czyli poprawność naświetlania – rewelacyjne.
Co do dodatkowych trybów dostępnych w menu – nie wypowiadam się bo ani razu ich nie dotykałem. Nic na razie nie wiem o bracketingu, filmowaniu czy panoramach. Czasem używane funkcje, jak zmiana punktu czy wielkości pola AF-u, włączenie trybu cichego (czyli doświetlenia AF-u i lampy błyskowej), włączanie trybu makro, są obsługiwane dość łatwo. Tryb cichy, bez żadnych dźwięków i błysków, jest u mnie włączony na stałe. Jeśli zachodzi potrzeba doświetlenia, jego szybkie wyłączenie przywraca nam lampę, która bardzo przyzwoicie oświetla scenę. Nie widziałem w żadnym innym aparacie tak dobrze wypadającej na zdjęciach wbudowanej lampki błyskowej. Ale faktem jest, że staram się ich zawsze unikać jak ognia.
b. Wizjer
Tryby pracy wizjera X100, zasady jego działania są świetnie opisane i przez MacRayersa, i w każdej recenzji. Optyczny wizjer jest chyba najczęściej wymienianym elementem aparatu. Co mnie zdziwiło najbardziej, to że częściej korzystam z trybu elektronicznego. W słabszych warunkach oświetleniowych jest on po prostu lepszy, gdy przychodzi nam szukać ostrości. Co więcej, EVF daje nam możliwość ustawienia mniejszego i o wiele bardziej celnego pola AF-u. Po przyciśnięciu spustu do połowy odświeżanie wizjera jest też jakby płynniejsze, naprawdę używa się tego lepiej niż trybu optycznego. Za to w dość pewnych warunkach, za dnia, wygodnie jest też używać OVF, choć obszar pola AF-u jest o wiele za duży. Jest za to korygowany zgodnie z paralaksą, podobnie jak ramka kadru (z tego co czytałem, to było dodane w nowym firmwarze).
Z przyzwoitości muszę wspomnieć o możliwości ustawienia automatycznego włączania wizjera po zbliżeniu twarzy, oczywiście funkcję tą mam włączoną na stałe.
c. Autofokus
Czytając większość recenzji i testów pisanych głównie w oparciu o wcześniejsze oprogramowanie, można się mocno uprzedzić do AF-u X100, osobiście AF uważam za przyzwoity, choć nie porównywałbym go do Pentaxa K-5. AF działa nieco lepiej gdy korzystamy z elektronicznego wizjera, mamy tez wtedy do dyspozycji mniejsze pole AF-u. W gorszych warunkach nie ma cudów, musimy się przełączyć na tryb M, przy czym nie nazwałbym go manualnym, bo pierścienia ostrości nie użyłem więcej niż trzy razy. Funkcjonuje tu natomiast patent, który nazwałbym „półautomatycznie” ustawianą ostrością. Chociaż właściwie to AF, tylko uruchamiany innym przyciskiem niż „półspust”. Jest to całkiem wygodne i dość celne rozwiązanie, oczywiście w wystarczającym oświetleniu i przy nieruchomej scenie. W fotografii dzieci niestety żaden AF nie wystarcza. Zobaczymy jak będzie się spisywał na weselach, ale to mnie czeka dopiero w maju. Osobiście, będąc wcześniej uświadomionym po przeczytaniu wielu recenzji i testów, nie uważam autofokusa za wielką bolączkę X100.
Dużym rozczarowaniem jest pierścień ustawiania ostrości, którego równie dobrze mogłoby nie być. Można z niego korzystać do minimalnych korekt ostrości, ale tylko przy bardzo statycznych scenach, gdy mamy dużo czasu na ocenę gdzie znajduje się papierowa, przy otwartej przysłonie, głębia ostrości. Do tego konieczne jest używanie elektronicznego wizjera, najlepiej z niewygodnie włączanym powiększeniem centrum kadru. Porażka, lepiej wg mnie byłoby gdyby pierścień pomagał określać zakres odległości ostrzenia, pracował jako „limiter”. No ale nie można mieć wszystkiego.
Plusem jest za to mały „shutter lag” w trybie M. Jak już ustawimy ostrość, po naciśnięciu spustu niemal natychmiast robimy zdjęcie, szybko i cicho.
4. Zdjęcia
Zdecydowana większość użytkowników X100 rozpływa się w zachwytach nad jakością obrazka, które generuje X100. Nie będę tu oryginalny. Ostrość jest świetna od otwartej przysłony. Bokeh jest bardzo miękki i plastyczny. Zdjęcia wyglądają pięknie. Trzy symulowane filmy, które można włączyć przy konwersji plików JPG działają bardzo ładnie. Mi najbardziej przypadł do gustu symulowany film Velvia, ale że jestem uzależniony od RAWów, po tygodniu strzelania jednocześnie w RAWach i JPGach z Velvią, przerzuciłem się ostatecznie na same RAWy. Ich kolorystyka już prosto z aparatu jest bliska doskonałości, co wraz ze świetnie trafiającym automatycznym balansem bieli naprawdę pozwala cieszyć się szybką i łatwa obróbką. Tak jak pisał MacRayers, najbardziej to cieszy przy odwzorowaniu kolorów skóry, co nie jest oczywiste nawet we flagowych modelach lustrzanek.
Nie porównywałem specjalnie zakresu tonalnego X100 z K-5, ale wydaje mi się że wyciągać z cieni czy jasności dodatkowe EV można podobnie. Znaczy się rewelacja.
Wspomniana już dobra praca na wysokich czułościach i pomiar ekspozycji tylko dopełniają całości. Żadnymi aberracjami, astygmatyzmami, dystorsjami czy winietowaniem się nie przejmowałem i nie zamierzam tego zmieniać.
Foty, którymi dysponuję do tej pory to nic więcej jak rodzinne pstryki do albumu. Co jednak je odróżnia od wcześniejszych popełnianych zwykłą małpką, oprócz jakości oczywiście, to przyjemność ich robienia.
f 2.0 1/30 s ISO 2000
f 2.8 1/30 s ISO 3200
f 2.8 1/25 s ISO 3200
f 2.8 1/40 s ISO 2000
f 2.0 1/40 s ISO 3200
f 2.8 1/60 s ISO 3200
f 2.8 1/60 s ISO 3200
f 4.0 1/60 s ISO 1250
f 2.0 1/60 s ISO 200
f 2.0 1/60 s ISO 3200
f 2.8 1/400 s ISO 200
5. Podsumowanie
Plusy:
- jakość obrazowania
- świetny tryb AutoISO
- świetny pomiar ekspozycji i łatwość jej korekcji
- bezbłędny automatyczny balans bieli
- świetny wizjer, w obu trybach pracy
- wbudowany filtr szary
- stylowy wygląd
Minusy:
- słaba bateria (rozwiązanie – tanie zamienniki)
- flary (tania chińska osłona przeciwsłoneczna, uciążliwa przy trzymaniu w futerale)
- wysokie natywne ISO 200
- problematyczne ustawianie ostrości, w tym konieczność włączania trybu makro
- nieużywalny pierścień ostrości
- poziom skomplikowania menu i jakość instrukcji – nie sądziłem że w tych czasach możliwe jest popełnienie takiej kaszany
Aparat daje niesamowitą frajdę fotografowania, ale też obcowania z czymś ładnym, eleganckim. Można się poczuć jak James Bond, wreszcie wyjść do znajomych z aparatem. Nie dość że to niezły lans, to w dodatku nie straszy on ludzi naokoło. Nie powoduje, że ludzie zaczynają pozować lub sztywnieć. Jest ładny i robi ładne rzeczy. Jakbym był młodszy to zakładałbym że przyciąga też ładne dziewczyny. Jest też niewielki, póki co trzymam go „za pazuchą” i noszę ze sobą prawie wszędzie. Zupełnie niewykonalne na dłuższą metę z lustrzanką. Ostatnią zaletą jaką wymienię jest dyskrecja – pracuje praktycznie bezgłośnie.
X100 ma długą listę wad, możliwe też że spotka go fabryczna wada. Rozchodzi się jednak o to, żeby te minusy nie przesłoniły nam plusów. A ich waga zdecydowanie przeważa szalę. Przy podejmowaniu decyzji o zakupie trzeba być jednak w pełni świadomym istnienia wad. Porównanie do włoskiej Alfy jest bardzo trafne. To świetnie wyglądający i obrazujący aparat, niektóre ficzery ma rewolucyjne i rewelacyjne, ma niestety też rozwiązania które można uznać jedynie za wpadkę i błąd. Foci się jednak wspaniale, dopóki nie trzeba nacisnąć z rzadka używanego przycisku.
Jeśli komuś się przyda ta moja wydumka – będę bardzo zadowolony. MacRayers napisał, że nie poleca tego aparatu, bo jest jak pole minowe. Ja przeciwnie – polecam, lecz nie wszystkim. Polecam tym, co po paru latach fotografowania przestali chwytać za aparat i więcej obserwują fotografii cudzej niż wykonują swojej. Sam nic nie wiem o analogach, jestem dzieckiem cyfry, ale czuję że X100 to taki powrót (może dla mnie pierwsze wejście) do podstaw fotografii. Bez silenia się na efekt, ten przyjdzie albo i nie. Ale z czystą przyjemnością łapania kadrów podczas codziennego wyjścia z domu na spacer, do sklepu lub wyjazdu za miasto. Pewnie dlatego ten aparat, jak dalmierze, tak lubią fotografujący street. Kto wie, może dzięki Fuji i ja kiedyś złapię coś niezłego na ulicy…