No dobra - cześć trzecia i na razie... trzecia
Pułkownik Pleśniak naprawde chciał zignorować natarczywy dźwięk komórki. Pierwszy dwudniowy weekend od kilku miesięcy, pierwsza niedziela, podczas której nie musiał odsypiać sobotniej służby i mógł odespać sobotnią popijawę a tymczasem pieprzona komórka zaczęła drzeć się jak szalona. Pułkownik wziął głęboki oddech i postanowił, że przeczeka upiorne brzęczenie, które umilkło gdy tylko dzwoniący – kimkolwiek u diabła był – połączył się ze skrzynką głosową. Zapadła błoga cisza i Pleśniak z miłym mlaśnięciem zaczął ponownie zapadać w przerwaną brutalnie drzemkę. Jednak kilka sekund później aparat odezwał się ponownie. Oficer zmełł soczyste przekleństwo, siegnął po telefon i wciskajac przycisk odebrania połącznie bez patrzenia na ekran warknął do słuchawki:
- Pleśniak, kogo tam diabli?!
- Cześć Antoni. Tu Stefan Kadyszek, mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
Twarz pułkownika Antoniego Pleśniaka rozjaśniła się w szczerym uśmiechu, gdy rozpoznał głos starego przyjaciela.
- Cholera, Stefan, kopę lat! Nie, nie przeszkadzasz, właśnie wybierałem się na jogging. Wiesz, staram sie trzymać formę – skłamał żołnierz. - Co u ciebie?
- Prywatnie wszystko dobrze, dziękuję.
- Wciąż fotografujesz? - Pleśniak także amatorsko pstrykał.
- Owszem, ostatnio głównie przyrodę... Szczerze, to kończę naprawdę duży projekt. Trzy lata pracy, rozumiesz... Ale, Antoni, ja dzwonię w zasadzie służbowo...
- O, czyżbym miał problemy z policją? - Pleśniak starał się nadać swemu głosowi żartobliwy ton, ale w szarpanej dość nieciekawym bólem głowie zaczął się zastanwiać nie bez pewnej dozy paniki, jak dziś nad ranem wrócił do domu i gdzie w zasadzie jest jego auto?
- Nie, nie, spokojnie! Chociaż myślę, że... wiesz, obaj możemy mieć problem...
- Mów jaśniej do cholery, Stefan!
- On wrócił, Antoś...
- O kim mówisz? Kto wrócił?!
- M4/3 wrócił – policjant zniżył głos do szeptu, prawie niesłyszalnego w słuchawce komórki.
Pułkownik Antoni Pleśniak nigdy by nie zaszedł tak wysoko w strukturach armii, gdyby nie bezwzględne przestrzeganie kilku prostych zasad. Jedną z nich było, aby zawsze, ale to absolutni zawsze zgadzać się z przełożonym. Jednak jego przyjaciel z dawnych lat, kolega po obiektywie i niezły – jak pułkownikowi obiło się o uszy – policjant nie był jego przełożonym.
- Nie zgadzam się z tobą, Stefan, to niemożliwe. Jego od dawna nie ma... Zresztą nie wiadomo nawet, czy kiedykolwiek istniał – odezwał się spokojnie oficer.
- Cholera jasna, człowieku! Sześć godzin spędziłem w mieszkaniu z trupem, któremu ktoś rozstrzelał stopy i kolana! Właśnie stamtąd wyszedłem! - podniesiony głos policjanta wskazywał, że wie co mówi i co widział.
- Zanim gdziekolwiek zadzwonię... Jesteś tego ABSOLUTNIE pewien?!
- Jak tego, że Mariolka była dziwicą, gdy ją poznałem – odparł Kadyszek.
- Stefan, zastanów się dobrze, zanim odpowiesz: jesteś pewien, że była dziewicą? To cholernie ważne, wiesz... Zanim poderwiemy F-16 i tak dalej...
Inspektor myślał przez chwilę, milcząc. Targały nim emocje, ale wieloletni trening, ten sam, któremu zawdzięczał dzisiejszy prawie sukces z bielinkiem kapustnikiem kazał zadziałać glęboko ukrytym warstwom mózgu policjanta, które w morderczym procesie formowania przed laty ukształtowano tak, by zawsze zachowały zdolność krytycznej analizy sytuacji. W końcu, przepuściwszy odpowiednio dużo prądu i glukozy przez te wyspecjalizowane zwoje, Kadyszek zdecydował, że trzeba jednak działać, bo ryzyko jest zbyt wielkie
- Antoni. Była. Nadal jest...
- Cholera, chłopie...W takim razie wierzę ci! Rozłączamy się, musze zadzwonić do Centrali. Odezwę się za kilkanaście minut.
Był późny, duszny, niedzielny wieczór. Miasto wciąż nabuzowane weekendem kładło się spać, ekipy budowlane rozstawiały na strategicznych skrzyżowaniach młoty pneumatyczne wraz z kompresorami, by w poniedziałek zaraz po sygnale danym przez pierwszą wronę móc zacząć kuć i rozbijać zarówno bruk ulic, jak i sen mieszkanców. Jedyne, co różniło ten wieczór od innych niedzielnych wieczorów to kawalkada drogich limuzyn, która podjechała pod cichy i ciemny budynek Ministerstwa. Z limuzyn wysiadali mężczyźni oderwani od resztek weekendowego wypoczynku wciąż przejawiajacego się niedbałymi strojami czy nieogolonymi twarzami, oraz jedna kobieta w leniej sukience, ale za to wyglądająca na ogoloną, przynajmniej z daleka. Wszyscy szybko wchodzili do budynku a ich drogie, czarne samochody znikały błyskawicznie w podziemnym parkingu. Po chwili tylko ostatnie z luksusowych aut – limuzyna z czterema kółkami logo Audi na masce – stała zaparkowana w pobliżu wejścia do Ministerstwa. Wysiadło z niej trzech meżczyzn z walizeczkami, na których umieszczono napisy Makita, sugerujący, że to ekipa naprawcza wysłana do jakiejś awarii. Jednak czujne oko inspektora Kadyszka, który także został zaproszony na spotkanie w Ministerstwie zauważyło, że zarówno marka auta z przyciemnionymi szybami, jak i garnitury, w jakie ubrani byli postawni mężczyźni trzymajacy w rekach walizeczki a w uszach – słuchawki systemu kodowanej łączności, raczej nie pasują do standardowego wyposażenia ekipy budowlanej. Pomimo zmęczenia i grozy, jaką odczuwał, policjant uśmiechnął się do siebie. “Porucznik Spacja byłaby ze mnie jeszcze dziś dumna. Założę się, że to agenci” - pomyślał, widząc przed oczyma postać swojej oficer od szkolenia kontrwywiadowczego, którą znał jedynie z pseudonimu peracyjnego i twardej ręki dla słuchaczy kursu.
Gdy kilka minut później inspektor Stefan Kadyszek został wprowadzony do sali konfernencyjnej, spotkanie już się najwyraźniej zaczęło. Policjant rozpoznał kilka postaci: jedyna obecna kobieta była Koordynatorką Służb, po jej prawej stronie siedziało trzch mężczyzn – kolejno szefów Wywiadu, Kontrwywiadu i Agencji Bezpieczeństwa, tworzących w sumie ciśle tajną Komisję Bezpieczeństwa Państwa, znaną w dokumentach krążących pomiędzy tajnymi kancelariami pod pseudonimem ‘Trzy Bobry’. Byli też przedstawiciele kilku ministerstw, i zapewne kilku wojskowych, choć wszyscy nosili cywilne ubrania. Inspektor rozpoznał swego przyjaciela, pułkownika Antoniego Pleśniaka, który pomachał mu z przciewnej strony stołu.
- Panowie, sytuacja może być poważna – mówiła Genowefa Blenda, Koordynatorka Służb. - Jeśli obawy pułkownika Pleśniaka się potwierdzą – Blenda nie wspomnała nic o Kadyszku, co nie umknęło jego uwadze – to możemy mieć do czynienia z zagrożeniem bezpieczeństwa na niespotykaną skalę.
- Ależ pani minister – facet, jak wydawało się Kadyszkowi, z MSZ uniósł rekę. - Na ile zdążyłem zapoznać się z przesłanymi przez kuriera dokumentami, to mówimy o jednym człowieku, aktywnym być może lata temu? Czy naprawdę jest się czego bać?
Blenda wcisnęła przycisk na konsoli leżącej na stole przed jej fotelem. Światła przygasły, na ścianie za Koordynatorką rozwinął się ekaran a po drugiej stronie sali zaklekotał ukryty projektor.
- Przepraszam za projektor, ale Windos 10 z Power Pointem nam się zawiesił – powiedziała kobieta. - Nie muszę oczywiście przypominać, ze wzystko, co panowie zobaczą jest ściśle tajne – dodała stanowczo.
Na ekranie pojawił się jakiś kształt. Męzczyźni zgromadzeni w sali spojrzeli z podziwem. Genowefa Blenda tłumaczyła, co widzą.
- Pseudonim operacyjny MZ-S. Wydano kolosalne pieniadze, by mógł dorównać agentom innych krajów. Wiązaliśmy z nim naprawdę spore nadzieje...
- Co się z nim stało? - zapytał ktoś ukryty w ciemności.
- Strzał w stopę – odpowiedziała Koordynatorka Służb.
Obraz na ekranie zmienił się. Kobieta podjęła przerwaną narrację.
- Pseudonim ist, pisane z gwiazdką na początku, bo miał to być poczatek całej serii, którą mieliśmy numerować. Skromniejszy, tańszy, ale miał być bardzo skuteczny...
- Niech zgadnę: strzał w stopę? - pytanie z sali zawiło w powietrzu.
- Blisko. Ale gorzej – strzał w kolano.
Po sali przebiegł szmer. Obraz na kranie ponownie sie zmienił a zgromadzeni momentalnie zamilkli.
- To, prosze panów – Blenda zawiesiła głos – to był nasz najlepszy, najdoskonalszy projekt. Pseudonim operacyjny MS-D. Miał wywindować pracę naszych służb na najwyższy poziom, nieosiągalny wtedy dla nikogo...
Projektor terkotał jeszcze przez chwilę, po czym umilkł. Rozbłysły światła. Trąc oczy, opalony facet z Ministerstwa Obrony rzucił w powietrze pytanie, które zabrzmiało jak strzał z bicza.
- Stopa czy kolano?
Zanim przewodnicząca zebraniu urzedniczka zdołała odpowiedzieć, odezwał się Kadyszek.
- To był strzał i w stopę, i w kolano, jedncześnie – stwierdził spokojnie, bawiąc się długopisem.
- Skąd pan wie, inspektorze?! - opalony miał wyraz niedowierzania na twarzy.
Stefan Kadyszek milczał. W końcu odezwał się pułkownik Pleśniak.
- Stefan, to znaczy pan inspektor i MS-D służyli razem...
W sali zapadła cisza. Przerwał ją cichy głos policjanta.
- Miałem pseudonim K-10D. Byłem tym, czym miał być MS-D i czym on nigdy nie miał szansy zostać.
W sali ponownie zapdła cisza. Tym razem nic jej nie przerwało.
CDN...?
Kim jest M4/3? Dla kogo pracuje i jaki diaboliczny cel chce osiągnąć? Czy K-10D i Sigma Art mają jakąkolwiek wspólną przyszłość? Kim była Filipinka, ktorej palec odkryto w Tajnym Urządzeniu Weryfikacyjnym: zginęła, czy może żyje gdzieś bez palca i może pomóc w rozwiązaniu mrocznych zagadek z jeszcze bardziej mrocznej przeszłości? Kogo i przed kim mieli chronić agenci Grupy Ricoh? Kim jest ‘pan A. Sonic’ i mężczyzna znany jedynie jako ‘Olek’? Jaką rolę w całej intrydze ma do oderania Niko N. D. Five i czy jego brudna matryca ma jakiekolwiek znaczenie?
Jeśli chcesz poznać odpowiedzi na te i inne pytania – miej nadzieje, że jeszcze kiedyś dopadnie mnie taka głupawka, jak dzisiaj, czego nie wykluczam znając siebie już od dość dawna. Możesz też spróbowac mnie skorumpować, gdyż zbieram na K-1, numer konta do wpłat podam chętnym na priva. Ostatecznie obietnice szczerych i gorących misiaczków zamiast bicia po pysku, gdy już trafię kiedyś na PPD też mogą mnie przekonać. Jakąkolwiek jednak metodę perswazji wybierzesz – śpiesz się, bo obserwuję u siebie pierwsze objawy demencji starczej!