Gdyby nie Vera to chyba bym nic nie napisał.
Tak właśnie myślałem - że nie trzeba niczego pisać.
A teraz tak sobie myślę, że może warto. Może nawet ten wątek nie powinien umrzeć razem z Kasią. Z jednej strony mógłby o niej przypominać a z drugiej być może dałby coś innym osobom. Nie wiem co.
20 czerwca tego roku, po bardzo ciężkiej chorobie, zmarł mój ojciec - najbardziej prawy facet jakiego znałem. Sieknęło mnie to zdarzenie bardzo mocno chociaż przygotowywałem się na nie wiele miesięcy. I coś dziwnego - teraz ta śmierć bardziej mnie boli niż pięć miesięcy temu. Wydaje mi się, że dzięki tym doświadczeniom trochę rozumiem co Kasia pisała na blogu. Jej śmierć jest na pewno wielkim ciosem dla rodziny i przyjaciół i cierpią w tej chwili bardzo ale to chyba nic w porównaniu z jej cierpieniem. Nie myślę nawet o cierpieniu fizycznym - ból świadomości uciekającego życia jest większy (przynajmniej do pewnego momentu). I Vera chyba znowu ma rację - Kasia była bardzo dzielna.
Nie mam nic przeciwko usunięciu mojego postu jeśli będziecie uważać, że jest bez sensu.