szczypiorrr  Dołączył: 10 Sie 2007
mumonzan napisał/a:
A tak przy okazji, nasz kochany Prezes funduje nam w marcu wycieczkę na Serengheti i Zanzibar.

Chyba "do Serengeti" ;-)
 

MiQ27  Dołączył: 17 Wrz 2007
Bantu napisał/a:
Mam nadzieje, ze w Polsce do czegos takiego nigdy nie dojdzie.

Miejmy nadzieję. Z drugiej strony, jest mnóstwo dziedzin, w których wymyślanie na siłę polskich odpowiedników w miejsce angielskich (ew. niemieckich czy innych) zapożyczeń jest trochę bez sensu.

Ale i tak czasem dochodzi na tle językowym do zabawnych sytuacji. Znajomy Kanadyjczyk zabrał ze sobą do Kanady butelkę polskiego napoju.
"whoa... FART 0.5l... 0.5l of liquid fart, I have to show this to my friends" :mrgreen:
 

zorzyk  Dołączył: 21 Kwi 2006
Brak polskich znaków nie przeszkadza w czytaniu tak bardzo, jak tekst pisany z błędami ortograficznymi z pomocą polskich liter :evilsmile: Historyczna już niejako Lista Mailowa P@PL (mimo, że formalnie jeszcze istnieje na yahoogroups) z założenia nie posługiwała się polskimi znakami, z uwagi na międzynarodowe pochodzenie Listowiczów.
 

Bantu  Dołączył: 24 Wrz 2007
Re: język polski
mumonzan napisał/a:
A tak przy okazji, nasz kochany Prezes funduje nam w marcu wycieczkę na Serengheti i Zanzibar. Ktoś mnie zhejtuje:)?


Przy okazji aj hejt ju. No i mam nadzieje zobaczyc piekne zdjecia :-B

I tak wlasnie wprowadzamy angielski w polski jezyk potoczny :evilsmile:

b.

[ Dodano: 2008-02-08, 09:49 ]
MiQ27 napisał/a:
Ale i tak czasem dochodzi na tle językowym do zabawnych sytuacji. Znajomy Kanadyjczyk zabrał ze sobą do Kanady butelkę polskiego napoju.
"whoa... FART 0.5l... 0.5l of liquid fart, I have to show this to my friends" :mrgreen:


Taaa, to niech sie cieszy, bo po wlosku fart to tyle co..... pierd (z przeproszeniem Waszmosciow) :mrgreen:
 

dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
Wydaje mi sie, ze wszyscy przesadzacie i goloryfikujecie czasy swojej mlodosci. Co z tego, ze bylismy katowani dziesiatkami klasycznych lektur, skoro i tak wiekszosc ich nie czytala? Pewnie chodziliscie do szkol srednich maturalnych i ekstrapolujecie wasze doswiadczenia na cala populacje. I to jest blad, bo drzewiej mature zdawalo nie wiecej niz 20% rocznika, a odsetek ludzi z wyzszym wyksztalceniem nie przekraczal nigdy 10%. W waszych klasach nie bylo wtornych analfabetow? Przez 5 lat uczylem angielskiego, wiec znam mlodziez licealna bardzo dobrze i musze wam powiedziec, ze ja w ich wieku w porownaniu z nimi to zasciankowy burak. Mlodziez dzisiaj jest otwarta na swiat, chlonie wiedze, ma nieporownywalnie wieksze mozliwosci, z ktorych korzysta i wyobrazcie sobie, ze oni nawet czytaja ksiazki. Program jest caly czas przeladowany, ale na szczescie coraz bardziej zmienia sie w kierunku umiejetenosci a nie zakuwanej wiedzy.

I dajcie juz spokoj corce mumonzana, bo fakt, ze ojciec dowiedzial sie o problemach dziecka w zrozumieniu lektury, bardzo dobrze swiadczy o dziewczynie.

Bantu napisał/a:
Dialogi oczywiscie byly dostosowane do owczesnego stylu, przyznam sie, ze ciezka sprawa to byla.


To teraz postaw sie w roli amerykanskich uczniow czytajacych Shakespeare'a. :-P

dz.
 

Bantu  Dołączył: 24 Wrz 2007
dzerry napisał/a:
To teraz postaw sie w roli amerykanskich uczniow czytajacych Shakespeare'a. :-P


To samo co nasi czytajacy np "Rozmowa Mistrza Polikarpa ze Smiercia", lub Kochanowskiego Jana :mrgreen:

Roznica taka, ze dla nich angielski to jezyk ojczysty.

b.
 

MiQ27  Dołączył: 17 Wrz 2007
Bantu napisał/a:
bo po wlosku fart to tyle co.....

A zgadnij co to jest po angielsku :mrgreen:

dzerry napisał/a:
Co z tego, ze bylismy katowani dziesiatkami klasycznych lektur, skoro i tak wiekszosc ich nie czytala?

No, u mnie w technikum jednak jakoś czytali. Czasem aż dziwne było, jak ogólna opinia 30 chłopa o "Nad Niemnem" była, że to całkiem niezłe jest. I do matury przystąpili wszyscy. Polskiego nie zdał jeden, ale miał "oczko" u naszej polonistki.
Jeden kolega miał potworne problemy z ortografią przez całą szkołę, ale się zawziął i zdał. A nie zasłaniał się dys...

dzerry napisał/a:
Przez 5 lat uczylem angielskiego

dzerry, angielskiego to u nas też nie uczą się "zasciankowe buraki". Ty też możesz mieć skrzywiony ogląd rzeczywistości i ekstrapolujesz sobie tę otwartość.
 

Maciek  Dołączył: 20 Kwi 2006
Bantu napisał/a:
Jakis czas temu mialem okazje poczytac ksiazke pisana w jezyku angielskim, ktorej akcja toczyla sie w XIX wieku. Dialogi oczywiscie byly dostosowane do owczesnego stylu, przyznam sie, ze ciezka sprawa to byla.


XIX wiek? W takim razie co powiesz na Shakespeare'a? Książki używane w amerykańskim liceum (w każdym razie te z którymi ja się spotkałem) miały mniej więcej stronę tłumaczenia z angielskiego na angielski do każdej strony oryginału a i tak męczyłem się srodze - fakt było to zaraz po przyjeździe gdy przestawienie się totalnie na angielski było jeszcze trudne ale tak czy siak to chyba niełatwy tekst.
 

Bantu  Dołączył: 24 Wrz 2007
MiQ27 napisał/a:
Bantu napisał/a:
bo po wlosku fart to tyle co.....

A zgadnij co to jest po angielsku :mrgreen:


Hmm... :mrgreen:

[ Dodano: 2008-02-08, 10:05 ]
Maciek napisał/a:
XIX wiek? W takim razie co powiesz na Shakespeare'a? Książki używane w amerykańskim liceum (w każdym razie te z którymi ja się spotkałem) miały mniej więcej stronę tłumaczenia z angielskiego na angielski do każdej strony oryginału a i tak męczyłem się srodze - fakt było to zaraz po przyjeździe gdy przestawienie się totalnie na angielski było jeszcze trudne ale tak czy siak to chyba niełatwy tekst.


Jak napisalem wczesniej - angielski to dla nich jezyk ojczysty, wiec nie mozemy przekladac tego na nasze problemy ze zrozumieniem. Wspomnialem o tym, zeby pokazac, ze nie tylko u nas dzieciaki moga miec problemy. A ksiazki czytalem dla przyjemnosci, a nie w szkole :-D
 

Maciek  Dołączył: 20 Kwi 2006
Bantu napisał/a:
Jak napisalem wczesniej - angielski to dla nich jezyk ojczysty, wiec nie mozemy przekladac tego na nasze problemy ze zrozumieniem. Wspomnialem o tym, zeby pokazac, ze nie tylko u nas dzieciaki moga miec problemy.


Dokładnie - wspomniałem o tym w kontekście tego że XIX wieczne dialogi to jeszcze nic ale też w kontekście rozumienia bo te strony tłumaczenia raczej nie bez kozery są w szkolnych wydaniach umieszczone i to chyba nie dla pojedynczych uczniaków z wymiany z Polski. To, że dla osób dla których język angielski jest językiem obcym to trudny tekst to już tak zwana "inna inszość". Co nie znaczy, że nie należy takich tekstów czytać - kwestia tylko dostosowania momentu czytania, jego tempa i analizy aby jak najlepiej wszystko można było zrozumiec. My mamy swoje "daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj" którego zrozumienie na podstawie znajomości języka współczesnego też będzie trudne ale po odpowiednim objaśnieniu można to już zapamiętac choćby jako ciekawostkę.

Bantu napisał/a:
A ksiazki czytalem dla przyjemnosci, a nie w szkole

Ja nadal tak czytam ;-P A w szkole było to nawet przewrotnie wadą - przeczytałem "W pustyni i w puszczy" kilka lat za wcześnie a jak było na liście lektur to już mnie nudziło i potem miałem problemy z pytaniami sprawdzającymi przeczytanie za pomocą znajomości szczegółów z treści.
 

MiQ27  Dołączył: 17 Wrz 2007
Maciek napisał/a:
te strony tłumaczenia raczej nie bez kozery są w szkolnych wydaniach umieszczone

U rodziców stoi na półce "Pan Tadeusz" (po polsku, oczywiście), w którym stosunek tekstu do przypisów też mocno zbliża się do 1:1.
"Dzięcielina pała" w pierwszym podejściu też jest niezrozumiałe :mrgreen:
 

dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
MiQ27 napisał/a:
I do matury przystąpili wszyscy.
Nie mialem na mysli rocznika w danej szkole, tylko rocznika w ogole. Jak poszedlem na komisje wojskowa, ja i moj kumpel bylismy tam jedynymi z ogolniaka - reszta zawodowki. Tak bylo jeszcze w polowie lat 90'tych.

MiQ27 napisał/a:
Czasem aż dziwne było, jak ogólna opinia 30 chłopa o "Nad Niemnem" była, że to całkiem niezłe jest.
A ja nie czytalem wielu z tych, moim zdaniem, gniotow, bo mialem ciekawsze rzeczy do czytania. Nie przebrnalem przez Potop, Chlopow, za to polknalem w calosci Lalke, Dostojewskiego, Dziady i wszystko Zeromskiego. Na maturze nie napisalem o ani jednej lekturze, a udalo mi sie to tylko dlatego, bo czytalem duzo ksiazek z Ossolineum, ktore mialy genialne przypisy.

MiQ27 napisał/a:
dzerry, angielskiego to u nas też nie uczą się "zasciankowe buraki". Ty też możesz mieć skrzywiony ogląd rzeczywistości i ekstrapolujesz sobie tę otwartość.

W liceum nie ucza sie wszyscy? W licuem uczylem, w liceum.

Bantu napisał/a:
To samo co nasi czytajacy np "Rozmowa Mistrza Polikarpa ze Smiercia", lub Kochanowskiego Jana

Nie do konca to samo. Niewielu pisarzy do dzisiaj przebilo Shakespear'a w ilosci jedostek leksykalnych uzytych w swoich dzielach. A propos, najgestszym dzielem w historii literatury swiatowej sa "Kwiaty Polskie" Tuwima. Sztuki Shakespear'a az kipia od slow, neologizmow, zabawy z forma, zonglowania czesciami mowy, skojarzen i podwojnych znaczen. Z calym szacunkiem dla naszych wieszczy, jezyk polski nie byl wtedy na tyle bogaty, by jakikolwiek polski tworca mogl dosiegnac do piet Shakespere'owi.

dz.
 

Maciek  Dołączył: 20 Kwi 2006
Cytat
U rodziców stoi na półce "Pan Tadeusz" (po polsku, oczywiście), w którym stosunek tekstu do przypisów też mocno zbliża się do 1:1.

Ja mam taki tom wierszy i innych tekstów Mickiewicza wydany na początku XX wieku i wydaje mi się (muszę to sprawdzić jak dotrę do domu bo teraz nie jestem na 100% pewien) że tam na końcu są inne wersje wierszy - tylko w tym momencie naszły mnie wątpliwości czy są to wersje starsze przed poddaniem zmianom redakcyjnym bo to by było chyba dość dziwne czy może raczej jakieś zachowane wersje inne od finalnej ale pisane przez samego autora. Muszę sprawdzić.

A co do samych zmian języka to mi się to podoba - lubię słyszeć czy czytać tą "przemycaną" historyczność i żałuje, że brakuje mi wiedzy aby takim stylizowanym językiem umieć się posługiwać - na imprezach historycznych byłoby idealnie chociaż to co da się w miarę poznać to raczej język czasów szlachty niż XIII wieczny.
 

MiQ27  Dołączył: 17 Wrz 2007
dzerry napisał/a:
Nie mialem na mysli rocznika w danej szkole, tylko rocznika w ogole.

A. Aha. No tak.
dzerry napisał/a:
W liceum nie ucza sie wszyscy?

U mnie w technikum niemieckiego też "uczyli się wszyscy". Nauczyło się niewielu...
No i do tegoż liceum też idzie nieco inna grupa młodzieży niż do zawodówki.

Ja też się często łapię na tym, że coś dla mnie jest oczywiste. A potem uświadamiam sobie, że zapewne należę do 5% grupy populacji o zbliżonych poglądach...
 

Bantu  Dołączył: 24 Wrz 2007
MiQ27 napisał/a:
Ja też się często łapię na tym, że coś dla mnie jest oczywiste. A potem uświadamiam sobie, że zapewne należę do 5% grupy populacji o zbliżonych poglądach...


No i dodaj do tego, ze lubisz Pentaxa, co z tych 5% robi zapewne jakies 0,05% :mrgreen: :-B
 

PiotrR  Dołączył: 03 Maj 2006
MiQ27 napisał/a:
ale jeżeli dziecko zainteresuje się słowem pisanym w dymkach mangi, to są znacznie większe szanse, że sięgnie też po książki. Dymki zresztą też przechodzą przez korektę i powinny być w literackim polskim.


Skąd ta pewność, że przechodzą przez korektę? Brak korektora obniża koszty, a dziś wszyscy obniżają koszty, jak mogą. Ja na przykład mam dwuipółletniego syna i szlag mnie trafia, jak widzę, jak tłumaczone są książeczki dla dzieci. Na pewno przez żadną korektę nie przychodzą, a w każdym razie tak wyglądają. Na porządku dziennym są tam rażące kalki językowe, nagminnie kalkowane jest na przykład angielskie następstwo czasów. Wynika to pewnie z tego, że wydawca myśli sobie "A, co za problem przetłumaczyć książeczkę dla małych dzieci", daje to marnemu tłumaczowi i równie marnemu korektorowi (albo żadnemu). A przecież akurat w takich książeczkach poprawność językowa jest ważna, bo dzieci się na nich uczą polskiego! Do błędów w następstwie czasów to już się tak przyzwyczaiłem, że koryguję "w locie", jak czytam.

Faktem jest że z mangą może być lepiej pod względem tłumaczenia, bo jeśli jest tłumaczona z oryginału, to raczej nie można jej dać do zrobienia pierwszemu lepszemu krewnemu albo przysłowiowemu studentowi, który zna angielski. Pewnie jednak będzie to jakiś japonista, więc przynajmniej filolog. Co też nie gwarantuje, że ładnie tłumaczy na polski.
 

dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
PiotrR napisał/a:
Ja na przykład mam dwuipółletniego syna i szlag mnie trafia, jak widzę, jak tłumaczone są książeczki dla dzieci.
Zgadzam sie, Jest duzo chlamu na rynku. Ale na szczescie jest z czego wybierac. Wystarczy dolozyc 10 zl i mozna kupic pieknie wydane, swietne jezykowo ksiazki dla dzieci. My wlasnie konczymy drugi tom "Julka i Julki" - genialne! Sam nie moge sie doczekac kolejnych opowiadan.

dz.
 

PiotrR  Dołączył: 03 Maj 2006
Mój syn na szczęście ostatnio zagustował głównie w Tuwimie. Aczkolwiek też trzeba uważać, bo są wydania, gdzie coś tam próbują uwspółcześnić, niszcząc przy okazji rytm wiersza. :evil:
 
rychu  Dołączył: 08 Paź 2006
JSW napisał/a:
Przyjrzyjmy sie roznicy...

Dziękuję :oops: . I tylko tyle do powiedzenia widać w temacie :?:

[ Dodano: 2008-02-08, 12:15 ]
MiQ27 napisał/a:
nie uważam czytania mangi i oglądania anime za coś uwłaczającego

Odniosłem się ogólnie do debilnych, kolorowych, ruchomych czy komiksowych dziwolągów, nie przekreślając oczywiście bajek wnoszących jakieś wartości wartości. Sam wychowałem się na Jacku i Agatce, Reksiu, Bolku i Lolku itp. Nie neguję wartości wychowawczych oraz artystycznych niektórych kreskówek, tylko ile takich jest? I czy mogą stanowić same w sobie podstawę wychowania? Wzór zachowań?
 

MiQ27  Dołączył: 17 Wrz 2007
rychu napisał/a:
Odniosłem się ogólnie do debilnych, kolorowych, ruchomych czy komiksowych dziwolągów

Rozumiem, rychu, ale napisałeś takie coś

rychu napisał/a:
sam piszesz, że córa wychowana na ogłupiających bajkach

co u mnie wywołuje reakcje alergiczne. Przyjąłeś równanie japońska manga = ogłupiająca bajka. No wybacz, ale to jest stwierdzenie bezpodstawne.
Ja doskonale wiem, ile japońskiego śmiecia serwuje nam telewizja. Jakieś kretyńskie pokemony i inne takie, plus cały ten marketing ze zbieraniem kart, figurek i reszty chłamu.
No bo niestety, za rzeczy wartościowe, a tym bardziej za perełki trzeba płacić. W detalu, jedna pełnometrażówka, np. studia Ghibli - 35 zł. Seriale - kilkadziesiąt do stukilkudziesięciu. Wydawane w Polsce chyba "po kosztach" przez zapaleńców dla zapaleńców, no bo kto to u nas kupi. Przecież, w ogólnej świadomości społecznej, to tylko ogłupiające bajki są. Ale u mnie półeczka powoli rośnie, a córka sama czasem prosi o "Tonari no Totoro" :-)

A tak na marginesie - "Bolek i Lolek" to też jakiś jedyny wzór zachowań miałby być ? Bo widzisz, manga w Japonii to tak jak u nas literatura. Lepsza i gorsza, w praktycznie dowolnym gatunku "literackim" - tyle że pisana w dużej części obrazami.
Nie podejrzewam mumonzana o powierzenie wychowania córce wyłącznie japońskim obrazom :-)

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach