- może ktoś pokusi się o porównanie cyfrowego body z analogowym - po przebiegu 50tys klatek? zapewniam, że analog już dawno będzie po 10 serwisie i fakt - analoga da się naprawić w rosądnych kosztach (300zł to przecież nie majątek, skoro pielęgnujemy zabytek) cóż, cyfranka to w sporej części usterk jednorazówka (poza najwyższą półką)
A uważasz, że da się porównać wprost? Po pierwsze - cyfranka to bardziej komputer, niż maszyna. Nie ma naciągu filmu na przykład, nie ma całej masy zębatek do zliczania zdjeć, nie ma "w sobie" przestrzeni na kasetę i rolkę zdawczą, więc można inaczej zagodpodarować przestrzeń... Z drugiej strony są rzeczy, które w cyfrance się mogą popsuć, zaś w analogu nie, bo ich tam nie ma.
Dalej - zmieniła się kultura robienia zdjęć. Dziś robi się fotkę, ogląda histogram i robi się ja jeszcze raz. A potem jeszcze raz. Kiedyś najpierw się myślało, a potem robiło jedno zdjęcie.
Zmieniły się dostępne materiały - dziś migawka w pólprofesjonalnej puszce jest zrobiona z materiałów, których trzydzieści lat temu zwyczajnie nie było.
Zatem - 1000 klatek dla aparatu sprzed 30 lat to nie jest to samo, co 1000 klatek dla współczesnego lustra cyfrowego...
Cytat
- Mit, że jeśli każda sztuka została skontrolowana jest gwarancją długiej niezawodności - na czym ten test polegał? Zjechaniu 20filmów, nie sprawdzili, że przyciski działają i aparat robi zdjęcia. Japończyk pomacał każdy aparacik i przykleił nalepkę. W produkcji zautomatyzowanej, jeśli sprawdzi się dokładnie (przy wartościowych sprzętach tak test wygląda) kilka sztuk to z powtarzalności maszyn można zakładać, że reszta jest ok. Zawsze się może trafić bubel i Japońskie raczki go nie wychwycą.
Może i mit. Mój Dziadek był krawcem - przedwojennym mistrzem rzemieślniczym. Szył ludziom ślubne garnitury i w tych garniturach czasem tych ludzi wiele lat później chowano. Takie czasy dziwne były.
A sam używał niemieckiej maszyny do szycia z napędem nożnym. Oliwił ją i czyścił i ta maszyna przetrwała wojnę, przetrwała komunę i działa do dziś, choć przez dziesiątki lat pracowała bardzo ciężko.
W międzyczasie w rodzinie było kilka elektrycznych maszyn do szycia. Wszystkie wyprodukowane po wojnie, wszystkie sczezły wcześniej czy później.
Może i mit, ale coś w nim jest.
Lynne: Co ci zamówić?
Ja: Stek...
Lynne: Nie powinieneś jeść mięsa. Kobiety lubią mężczyzn niezależnych, o silnej woli...
Ja: Lynne, ja robię zdjęcia Pentaksem i obrabiam je pod Linuksem...
Lynne: Dobra, to jaki ma być ten stek? Krwisty?
Dalej - zmieniła się kultura robienia zdjęć. Dziś robi się fotkę, ogląda histogram i robi się ja jeszcze raz. A potem jeszcze raz. Kiedyś najpierw się myślało, a potem robiło jedno zdjęcie.
Przepraszam za OT w OT
jak to czytam to sobie myślę tak: a kto komu dzisiaj zabrania pomysleć a potem zrobic jedno zdjęcie? Opinia o bezmyślnym pstrykaniu aparatami cyfrowymi jest tak powszechna, że żyje juz własnym życiem Pozwalam sie sobie z tym nie zgodzić - uwazam, żę wbrew temu co sie powszechnie sądzi myslenie ma jednak kolosalną przyszłość
A uważasz, że da się porównać wprost? Po pierwsze - cyfranka to bardziej komputer, niż maszyna. Nie ma naciągu filmu na przykład, nie ma całej masy zębatek do zliczania zdjeć, nie ma "w sobie" przestrzeni na kasetę i rolkę zdawczą, więc można inaczej zagodpodarować przestrzeń... Z drugiej strony są rzeczy, które w cyfrance się mogą popsuć, zaś w analogu nie, bo ich tam nie ma.
Dalej - zmieniła się kultura robienia zdjęć. Dziś robi się fotkę, ogląda histogram i robi się ja jeszcze raz. A potem jeszcze raz. Kiedyś najpierw się myślało, a potem robiło jedno zdjęcie.
Zmieniły się dostępne materiały - dziś migawka w pólprofesjonalnej puszce jest zrobiona z materiałów, których trzydzieści lat temu zwyczajnie nie było.
Zatem - 1000 klatek dla aparatu sprzed 30 lat to nie jest to samo, co 1000 klatek dla współczesnego lustra cyfrowego...
To jak je porównać? Przecież rozmawiamy o niezawodności i trwałości? To mam zaakceptować takie twierdzenie: skoro kiedyś silniki w samochodach były z innych materiałów oraz inaczej z nich się korzystało - bo był to sprzęt premium - to jak zastosujemy przelicznik 1:4 (1km w starym to 4km w nowym) fakt wyjdzie, że rzeczywiście te stare to nie do zajeżdżenia. Toć 200tys na starym wychodzi jak 800tys na nowym.
W aparatach też musimy to przeliczyć? Cóż niezawodność liczymy w obiektywny sposób ilością klatek i właśnie przez to, że aparaty są bardziej niezawodne możesz na sprzęcie semi-pro zrobić 50tyś zdjęć bez serwisu (a może i więcej).
Cytat
...
A sam używał niemieckiej maszyny do szycia z napędem nożnym. Oliwił ją i czyścił i ta maszyna przetrwała wojnę, przetrwała komunę i działa do dziś, choć przez dziesiątki lat pracowała bardzo ciężko.
W międzyczasie w rodzinie było kilka elektrycznych maszyn do szycia. Wszystkie wyprodukowane po wojnie, wszystkie sczezły wcześniej czy później.
Może i mit, ale coś w nim jest.
Coś w tym jest, lecz taka maszyna kosztowała kilka wypłat, obecnie ludzik kupuje maszynę za 400zł i narzeka, że mało trwała. Jak kupi za 5 krajowych (jakieś 12tys) to chyba trochę pochodzi :)
tomek_j napisał/a:
Apas napisał/a:
Dalej - zmieniła się kultura robienia zdjęć. Dziś robi się fotkę, ogląda histogram i robi się ja jeszcze raz. A potem jeszcze raz. Kiedyś najpierw się myślało, a potem robiło jedno zdjęcie.
Przepraszam za OT w OT
jak to czytam to sobie myślę tak: a kto komu dzisiaj zabrania pomysleć a potem zrobic jedno zdjęcie? Opinia o bezmyślnym pstrykaniu aparatami cyfrowymi jest tak powszechna, że żyje juz własnym życiem Pozwalam sie sobie z tym nie zgodzić - uwazam, żę wbrew temu co sie powszechnie sądzi myslenie ma jednak kolosalną przyszłość
Aby nabrać takiego nawyku kupiłem analoga, za długo cyfrową małpką byłem :D
To jak je porównać? Przecież rozmawiamy o niezawodności i trwałości? To mam zaakceptować takie twierdzenie: skoro kiedyś silniki w samochodach były z innych materiałów oraz inaczej z nich się korzystało - bo był to sprzęt premium - to jak zastosujemy przelicznik 1:4 (1km w starym to 4km w nowym) fakt wyjdzie, że rzeczywiście te stare to nie do zajeżdżenia. Toć 200tys na starym wychodzi jak 800tys na nowym.
No właśnie coś w tym stylu - bo to ty zdaje sie pisałeś, że stare lustra nie mają po kilkaset tysięcy klatek na liczniku, tak jak współczesne. Ja uważam, że liczbę strzałów trzeba pominąć, liczy się trwałość całej konstrukcji. Starymi aparatami robiło się znacznie mniej zdjęć na jednostkę czasu, bo choćby koszty filmu, wołania i odbitek były ograniczeniem. Dzisiejsze lustrzanki strzelają znacznie częściej, ale też są do tego przystosowane pod względem materiałowym. Pamietam, jak przy którymś topowym EOSie 1 (V zdaje się) Canon chwalił się, że migawka jest policzona na 100 000 strzałów. Dziś 150 tysięcy to standard w aparatach średniej półki...
Zaryzykuję stwierdzenie, ze możemy to pominąć i pozostanie nam kwestia, jaki odsetek wyprodukowanych maszyn będzie się nadawał do użytku za 30 lat.
Jeśli wyprodukowano 50 tysięcy jakiejś analogowej puszki przed 30 laty i z tej liczby tysiac wciąż gdzieś na świecie działa (a drugie tyle może by i działało, gdyby ktos to na strychu odkopał i zaczął używać), to porównywalna trwałość współczesnej lustrzanki, wyprodukowanej w liczbie 200 tysięcy oznaczałaby, że za 30 lat cztery tysiące sztuk wciąż będzie robić zdjecia a drugie tyle zalegać na strychach sprawne, choć nieużywane. Czy tak będzie?
Cytat
Coś w tym jest, lecz taka maszyna kosztowała kilka wypłat, obecnie ludzik kupuje maszynę za 400zł i narzeka, że mało trwała. Jak kupi za 5 krajowych (jakieś 12tys) to chyba trochę pochodzi :)
Oczywiście masz rację. Tyle, że biznes od dziesiątek lat obniża koszty zapewniając przy okazji, że pozostaje to bez wpływu na jakość. Tymczasem ten wpływ oczywiście istnieje i niższe koszty idą w parze z gorszą jakością.
Mój Dziadek pochodził z bardzo ubogiej rodziny, miał dziewięcioro rodzeństwa. Jako jedyny wykształcił się (patent mistrzowski to przed wojną było dużo dla syna chłopa bezrolnego) i zdołał zdobyć tę maszynę bez kredytu bankowego, na który nie miał szans. Zarobił na nią jako czeladnik a fakt zakupu tego sprzętu pozowlił mu awansować także materialnie i utrzymać własną rodzinę.
Dzisiaj zakup sprzętu jakościowo dobrego (więc bardzo drogiego) takiej gwarancji już nikomu nie daje. Jeśli się poświęcę i odłożę pieniądze na 645D, moja pozycja na rynku fotograficznym nie ulegnie poprawie, albo tylko minimalnie. Zatem sensowność takiego poświęcenia jest dla mnie dużo bardziej dyskusyjna, niż była dla mojego Dziadka.
Konkluzja - masz rację w tym, co piszesz, ale pomijasz szerszy kontekst problemu. Kiedyś NIE BYŁO tanich maszyn do szycia za ułamek miesięcznego dochodu zwykłego człowieka. Kwestią było, czy wyda pięć swoich pensji, czy dwanaście - ale to, co kupił tak czy inaczej miało swoją jakość i taka inwestycja dawała gwarancję zwrotu przy dużej pracowitości właściciela.
Dziś świat zalewa jakościowa kaszana a ponieważ świat jest nią zalany - inwestowanie w jakość jest ryzykowne i nadal horrendalnie drogie.
Lynne: Co ci zamówić?
Ja: Stek...
Lynne: Nie powinieneś jeść mięsa. Kobiety lubią mężczyzn niezależnych, o silnej woli...
Ja: Lynne, ja robię zdjęcia Pentaksem i obrabiam je pod Linuksem...
Lynne: Dobra, to jaki ma być ten stek? Krwisty?
No właśnie coś w tym stylu - bo to ty zdaje sie pisałeś, że stare lustra nie mają po kilkaset tysięcy klatek na liczniku, tak jak współczesne. Ja uważam, że liczbę strzałów trzeba pominąć, liczy się trwałość całej konstrukcji. Starymi aparatami robiło się znacznie mniej zdjęć na jednostkę czasu, bo choćby koszty filmu, wołania i odbitek były ograniczeniem. Dzisiejsze lustrzanki strzelają znacznie częściej, ale też są do tego przystosowane pod względem materiałowym. Pamietam, jak przy którymś topowym EOSie 1 (V zdaje się) Canon chwalił się, że migawka jest policzona na 100 000 strzałów. Dziś 150 tysięcy to standard w aparatach średniej półki...
Zaryzykuję stwierdzenie, ze możemy to pominąć i pozostanie nam kwestia, jaki odsetek wyprodukowanych maszyn będzie się nadawał do użytku za 30 lat.
Jeśli wyprodukowano 50 tysięcy jakiejś analogowej puszki przed 30 laty i z tej liczby tysiac wciąż gdzieś na świecie działa (a drugie tyle może by i działało, gdyby ktos to na strychu odkopał i zaczął używać), to porównywalna trwałość współczesnej lustrzanki, wyprodukowanej w liczbie 200 tysięcy oznaczałaby, że za 30 lat cztery tysiące sztuk wciąż będzie robić zdjecia a drugie tyle zalegać na strychach sprawne, choć nieużywane. Czy tak będzie?
Ja bym to nazwał kreatywnym dowodzeniem własnej tezy :) To chyba najlepszą metodą jest sprawdzenie, która lustrzanka po 30 latach nieużywania zadziała, bo przecież nie odpowiada ci porównanie ilości zrobionych zdjęć - bez awarii.
Niezawodność, czyli podatność na awarie PODCZAS UŻYWANIA jest mniejsza w nowych lustrzankach i ustalanie współczynników jest zafałszowaniem.
Cytat
Oczywiście masz rację. Tyle, że biznes od dziesiątek lat obniża koszty zapewniając przy okazji, że pozostaje to bez wpływu na jakość. Tymczasem ten wpływ oczywiście istnieje i niższe koszty idą w parze z gorszą jakością.
Mój Dziadek pochodził z bardzo ubogiej rodziny, miał dziewięcioro rodzeństwa. Jako jedyny wykształcił się (patent mistrzowski to przed wojną było dużo dla syna chłopa bezrolnego) i zdołał zdobyć tę maszynę bez kredytu bankowego, na który nie miał szans. Zarobił na nią jako czeladnik a fakt zakupu tego sprzętu pozowlił mu awansować także materialnie i utrzymać własną rodzinę.
Dzisiaj zakup sprzętu jakościowo dobrego (więc bardzo drogiego) takiej gwarancji już nikomu nie daje. Jeśli się poświęcę i odłożę pieniądze na 645D, moja pozycja na rynku fotograficznym nie ulegnie poprawie, albo tylko minimalnie. Zatem sensowność takiego poświęcenia jest dla mnie dużo bardziej dyskusyjna, niż była dla mojego Dziadka.
Konkluzja - masz rację w tym, co piszesz, ale pomijasz szerszy kontekst problemu. Kiedyś NIE BYŁO tanich maszyn do szycia za ułamek miesięcznego dochodu zwykłego człowieka. Kwestią było, czy wyda pięć swoich pensji, czy dwanaście - ale to, co kupił tak czy inaczej miało swoją jakość i taka inwestycja dawała gwarancję zwrotu przy dużej pracowitości właściciela.
Dziś świat zalewa jakościowa kaszana a ponieważ świat jest nią zalany - inwestowanie w jakość jest ryzykowne i nadal horrendalnie drogie.
Cóż, zły krawiec z dobrą maszyną też klepałby biedę. Kiepski fotograf z 645 też nic nie zdziała. Taniość zalewa rynek, bo tego oczekuje klient, bo "się nie opłaca". Nie opłaca się kupić lepszej rzeczy skoro można mieć 5 tańszych, nie opłaca się naprawiać bo używka wychodzi taniej itd itd
Tak nas wychowała Unia, której to wszystko jest na rękę, gdy kupujemy nową rzecz i z importu to UE (i państwo członkowskie) kroi niezłe podatki: cło, akcyza (czasami), VAT, dochodowy i różne papierki, pozwolena, certyfikaty. Gdyby rynek wtórny był duży to spora część podatków by odpadła. Ludzie są bardzo zachłanni i chcą mieć wszystko to dostają.
Jeden szejk powiedział kiedyś do przewodniczącego UE: (parafraza) "będę wam wysyłał ropę za darmo, tylko dajcie mi to co zarabiacie na podatkach".
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach