mr.ra66it  Dołączył: 03 Wrz 2011
Chciałbym jeszcze na chwilę wrócić do tzw. instalacji. Za punkt odniesienia przyjąłem prace Piero Manzoniego, a zwłaszcza jego Gówno artysty. Sztuka dla snobów, zadufanych w sobie instytucji, kuratorów czy zblazowanych kolekcjonerów. Gówno o równowartości złota (tak je pierwotnie wyceniono). Pomysł absurdalny, niezbyt smaczny, nieco kpiarski, ale nie obrażający nikogo wprost.
W porównaniu z "Gównem artysty" tzw. instalacja i jej autor to po prostu miernota. Miernota, która idzie na łatwiznę:
a/ z założenia ma obrazić konkretną grupę ludzi, wywołać skandal i na zasadzie "nieważne jak byleby napisano/mówiono" wypromować nazwisko "tfurcy";
b/ spłyca i ogranicza temat zajmując się tylko jednym symbolem jednej religii, tak jakby w innych religiach nie czczono lub nie traktowano specjalnie żadnych symboli;
b) pomija adorowanie symboli innych niż religijne;
c) wykorzystuje skojarzenie z "filmem dla dorosłych";
d) używa symbolu akurat jednej religii, bo jest to stosunkowo modne i bezpieczne, tzn. nie zniszczy kariery autora, nie zrujnuje go finansowo, nie ograniczy wolności, raczej nie pozbawi życia.

Specjalne traktowanie jednych symboli może niektórych, nawet zdystansowanych drażnić. Mają prawo mieć indywidualne odczucia. Nie powinni jednak odmawiać prawa do tego samego tym, z którymi się nie zgadzają. Może ci, którzy odczuwają podrażnienie powinni zastanowić się co właściwie ich drażni, dlaczego w odniesieniu do jednych symboli tak a do innych nie? Czy owo odczucie podrażnienia towarzyszyło im od zawsze, a jeśli nie, to co spowodowało pojawienie się go?

Dopuszczając swobodę tworzenia, wystawiania i obrażania należy zaakceptować swobodę wyboru miejsca i sposobu wyrażania protestu, bo to druga strona tego samego medalu.
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
mr.ra66it napisał/a:
z założenia ma obrazić konkretną grupę ludzi, wywołać skandal i na zasadzie "nieważne jak byleby napisano/mówiono" wypromować nazwisko "tfurcy";
Skąd taki wniosek? Jeśliby sztukę rozpatrywać pod tym kątem, to każde dzieło nowatorskie, prekursorskie, każde które wzbudza jakiekolwiek większe emocje można podciągnąć pod miano obrazy, skandalu, i dalej dosłownie jak w cytacie wyżej. Jedynie kicz by się ostał jako kategoria bezpieczna od posądzeń o wszystko co "najgorsze".
mr.ra66it napisał/a:
spłyca i ogranicza temat zajmując się tylko jednym symbolem jednej religii, tak jakby w innych religiach nie czczono lub nie traktowano specjalnie żadnych symboli;
Zgłębiając temat "sztuki" nigdzie nie znalazłem warunku uniwersalności dzieła sztuki. Czy żeby wszyscy byli ukontentowani, artysta miał położyć się do łóżka z Chrystusem, Mahometem, Buddą, Sziwą i Ozyrysem? Zresztą zarzut chybiony, bo o uniwersalności przekazu nie decydują obrane przez twórcę archetypy. Nie należy ich odbierać dosłownie. Jeśli odrzucimy dosłowność, wtedy dzieło stanie się uniwersalne. W tym przypadku jednak artysta sam objaśnia genezę dzieła (performace'u? happeningu?) i tym samym ucina spekulacje na temat "co autor chciał powiedzieć".
mr.ra66it napisał/a:
wykorzystuje skojarzenie z "filmem dla dorosłych";
Uważam, że słusznie. Jeśli zagłębić się w temat, to okaże się, że tzw. ekstaza religijna ma bardzo wiele wspólnego z seksualnością. Właściwie większość opisywanych w żywotach świętych przypadków doznań ekstatycznych, biczowań i innych, ma charakter seksualny. Wiedzą o tym psychologowie i psychiatrzy, tylko nie mówią o tym głośno, żeby "się nie narazić". Kto chce, ten znajdzie odpowiednie opracowania na ten temat.
mr.ra66it napisał/a:
Dopuszczając swobodę tworzenia, wystawiania i obrażania...

Nie wydaje mi się, by zamiarem artysty było obrażania kogokolwiek swym dziełem. Pomijając już kwestie stricte prawne (czy możliwe jest obrażenie uczuć? Wszak obrazić można osobę), to artysta poprzez dzieło ukierunkowuje (można nawet rzec - steruje) uwagę odbiorcy na pewne istotne okoliczności, których odbiorca normalnie nie zauważa, lub nie jest świadomy ich istnienia. Takie jest jego zadanie w sensie społecznym. W sensie osobistym dzieło sztuki należy traktować jako przekaz osobistych doznań i emocji twórcy, do czego ma prawo. Gdyby dzieło było pozbawione któregoś z tych elementów, przestałoby prowokować, pobudzać do myślenia i wstrząsać. Dzieło sztuki to nie tylko pozytywne doznania estetyczne. To mogą być negatywne doznania estetyczne, to może być jak cios pięścią między oczy lub obuchem w ciemię, ale NIGDY nie może być obojętne.
Nie rozumiem też dlaczego
mr.ra66it napisał/a:
"nieważne jak byleby napisano/mówiono"
traktowane jest pejoratywnie. (Do kompletu z tym cytatem powinno być jeszcze: i nie przekręcali nazwiska). Każdy artysta w sposób naturalny dąży do sławy. Czy należy go za to ganić? Uważam ten zarzut za z gruntu chybiony. Ba! Każdy człowiek podświadomie pragnie nieśmiertelności, a tylko wejście do annałów historii, sztuki i nauki mu to gwarantuje. Czy to naganne? Uważam, że wprost przeciwnie, jeśli odbywa się w aprobowany społecznie i prawnie sposób.
Myślę, że wszelkie kontrowersje wokół dzieł wywołujących zgorszenie, obrażających takie lub inne uczucia wynikają z niezrozumienia istoty sztuki i traktowania przekazu niektórych dzieł jako a priori ukierunkowanych na obrazę uczuć, moralności i czego tam jeszcze. Mało kogo stać na refleksję i głębsze zastanowienie, czy może artysta nie ma przypadkiem racji? To trudne i może dlatego dla wielu stanowi zbyt duże wyzwanie? Wszak nawet współczesna szkoła z założenia nie promuje myślenia i wyciągania WŁASNYCH wniosków.
mr.ra66it napisał/a:
używa symbolu akurat jednej religii, bo jest to stosunkowo modne i bezpieczne, tzn. nie zniszczy kariery autora, nie zrujnuje go finansowo, nie ograniczy wolności, raczej nie pozbawi życia.
Czy może Kolega ma tu na myśli wyrok na Salmana Rushdiego? Zabójstwo Theo Van Gogh'a? To co się dzieje w krajach Islamskich? Wyczuwam nutę żalu, że u nas nie jest przyjęty taki sposób krytyki sztuki, ale może mi się wydaje. Dlatego pozostawię to jak jest.
 

diplodok  Dołączył: 13 Cze 2006
technik219 napisał/a:
Pojmowanie sztuki i zagadnień z nią związanych charakterystyczne dla społeczności zamkniętych. Zamkniętych umysłowo i kulturowo

Ok - skoro jesteś taki światowy i otwarty wyobraź sobie, że jakiś "znany artysta" tworzy rzeźbę przedstawiającą twojego ojca czy dziadka i potem urządza widowisko w trakcie którego oddaje na rzeźbę ekstrementy, czy nago ociera się.
Pewnie zareagowałbyś oburzeniem, zaskarżyłbyś "artystę" do sądu, może nawet w akcie gniewu zniszczyłbyś instalację.
Dlaczego wiec odmawiasz prawa do oburzenia ludziom dla których postać Chystusa jest nawet ważniejsza od rodziców?
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
diplodok napisał/a:
Ok - skoro jesteś taki światowy i otwarty wyobraź sobie, że jakiś "znany artysta" tworzy rzeźbę przedstawiającą twojego ojca czy dziadka i potem urządza widowisko w trakcie którego oddaje na rzeźbę ekstrementy, czy nago ociera się.
Nie doczytałeś postu wyżej: Obraza uczuć takich czy innych jest chyba najbardziej pokracznym potworkiem prawnym. W przypadku, który opisujesz, nie ma obrazy "uczuć" religijnych, więc jeślibym się poczuł w jakiś sposób obrażony, poszedłbym do sądu. To oczywiste. Do tego mam prawo.
Jeśli strzelasz, strzelaj celnie, nie marnuj naboi :mrgreen:
diplodok napisał/a:
Dlaczego wiec odmawiasz prawa do oburzenia ludziom dla których postać Chystusa jest nawet ważniejsza od rodziców?
A niech się uburzają! Tego akurat im, ani nikomu nie odmawiam. Odmawiam natomiast prawa do ograniczania twórcy w zakresie tworzenia. To różnica. A tak na marginesie: dla mnie ważniejsze od moich rodziców są moje dzieci. Potem żona, potem rodzice. Nie wyobrażam sobie, żeby "ranking" ważności mógł być inny.

 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
diplodok napisał/a:
Ok - skoro jesteś taki światowy i otwarty wyobraź sobie, że jakiś "znany artysta" tworzy rzeźbę przedstawiającą twojego ojca czy dziadka i potem urządza widowisko w trakcie którego oddaje na rzeźbę ekstrementy, czy nago ociera się.
Pewnie zareagowałbyś oburzeniem, zaskarżyłbyś "artystę" do sądu, może nawet w akcie gniewu zniszczyłbyś instalację.
Dlaczego wiec odmawiasz prawa do oburzenia ludziom dla których postać Chystusa jest nawet ważniejsza od rodziców?
Nieadekwatna analogia.

Zresztą. Nikt nikomu nie odmawia prawa do oburzenia. Oburzenie to jednak nie powinno kończyć się w sądzie, zniszczeniem wystawy, autocenzurą kuratorów, etc.

Zresztą, podajecie ekstremalne przypadki rozciągane na każdy przypadek dzieła krytycznego.
 

mr.ra66it  Dołączył: 03 Wrz 2011
technik219, dojście, że z założenia to "coś" ma obrażać jest proste. To "coś" powstało celowo czyli świadomie. Świadomość to nie ignorancja tylko choćby minimalna znajomość tematu i tego co z nim związane, także możliwych reakcji.
Specjalnie użyłem porównania z innym artystą i kontrowersyjną pracą. Przykład, który podałem broni się. I choćby na jego tle widać, że to "coś" w żaden sposób nie jest prekursorskie.
Niektórym wszystko kojarzy się z... Tak jest w przypadku tego "tfurcy". Wystarczy poszukać informacji o jego dokonaniach. Można tylko spekulować czy ma jakieś kompleksy/zaburzenia na tle seksualnym. Gdyby pierwszy z brzegu przechodzień zaprezentował podobny performance na ulicy zostałby uznany za ekshibicjonistę . Objaśnienie "tfurcy" nic nie wyjaśnia, brak w nim logiki.
Nie jestem przeciw promowaniu się czy autopromocji. Jednak zbyt nachalne działanie po prostu irytuje zwłaszcza, gdy promuje się takie "coś". Niech "tfurca" robi co chce, ma wolną wolę. Niech jednak robi to na własny koszt a nie tych, w których jego "dzieła" budzą odrazę.
Pisząc o modnym i bezpiecznym wyborze "rekwizytu" do tego "czegoś" miałem na myśli dokładnie to, co napisałem. To nie nuta żalu tylko stwierdzenie, że w kolejnym aspekcie "tfurca" poszedł na łatwiznę oraz próba zastanowienia się nad tym według jakiego klucza "tfurca" wybrał za obiekt performansu, to co wybrał.
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
To są Twoje poglądy i masz do nich prawo tak samo jak ci, którzy w dalszym ciągu są przekonani, że Ziemia jest płaska i spoczywa na czterech żółwiach.
 

mr.ra66it  Dołączył: 03 Wrz 2011
technik219, chciałbym lepiej poznać Twój punkt widzenia. Na jakiej podstawie sądzisz, że obrażenie innych nie było zamierzeniem "tfurcy"? Dlaczego, Twoim zdaniem, "tfurca" dokonał takiego a nie innego wyboru "rekwizytu"? Nie wiem w jakim wieku są Twoje dzieci, ale czy zabrałbyś je do muzeum by przy okazji zobaczyły takie "coś"?
Odnoszę wrażenie, że zamiast z dyskusją mam do czynienia z dialektyką erystyczną.
 

radekone  Dołączył: 20 Maj 2009
mr.ra66it napisał/a:
Dlaczego, Twoim zdaniem, "tfurca" dokonał takiego a nie innego wyboru "rekwizytu"?

Może dlatego, że rozpacz go ogarnęła jak ludzie uczepili się symbolu, a zapomnieli o przekazie jaki on z sobą niesie. Może twórca spoglądał z dystansu i dostrzegł, że krzyż stał się ich fetyszem? Może jest wierzący i serce go bolało, gdy widział duchową pustkę w ludziach, którzy wycierali sobie nim twarz, a których czyny zmierzały gdzieś indziej?
 

Enzo  Dołączył: 20 Gru 2006
mr.ra66it napisał/a:
Nie wiem w jakim wieku są Twoje dzieci

A gdyby to była wasza matka? Jeśli ktoś zabiera dziecko do kina a potem jest oburzony, że wyświetlili film porno to nie najlepiej o nim świadczy ;-) A propos - w mojej wsi jest ekipa politycznych specjalistów od sztuki co to na wystawę przyjdą co najwyżej żeby zniszczyć jakiś eksponat bo go ktoś z ich znajomych uznał za kontrowersyjny i że obraża jego uczucia. Ci sami specjaliści poparli wystawienie na centralnym placu zdjęć martwego płodu. Oczywiście dzieci były zagrożone tylko w przypadku wystaw (na które i tak nikt by ich nie zabrał).
Co do samego oburzenia i rozumienia sztuki polecam artykuł w dwutygodniku o pewnej tęczy http://www.dwutygodnik.co...oe-i-tecza.html
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
mr.ra66it napisał/a:
Odnoszę wrażenie, że zamiast z dyskusją mam do czynienia z dialektyką erystyczną.
Absolutnie nie. To co napisałem na ten temat wynika z moich przekonań i pojmowania sztuki jako swoistej prowokacji, której celem jest wybicie odbiorcy ze stanu samozadowolenia, wstrząśnięcia nim. Jednakże owo "wstrząśnięcie" nie jest celem samym w sobie. Odbiorca zostaje wybity ze stanu stabilnego zadowolenia i uśpienia. Tak jak atom zostaje postawiony w stan wzbudzenia przez pędzący elektron. I teraz - od samego odbiorcy i od jego świadomości zależy, czy owo wzbudzenie spowoduje reakcję inną niż samo wzbudzenie. Inaczej mówiąc - czy owo oburzenie spowoduje u odbiorcy dalszy proces myślowy, czy pobudzi go do dalszych refleksji, czy zasklepi się w swoim oburzeniu nie dopuszczając do siebie innych przemyśleń. To dwie kategorie odbiorców, których najprościej można określić jako "wyrobionych" i "niewyrobionych", albo "otwartych" i "zamkniętych" itd. Nie chcę w tym momencie nikogo szufladkować do jednej lub drugiej kategorii. Po pierwsze dlatego, że nie jest wyłączną winą samego odbiorcy, że dzieła nie rozumie i nie można w żadnym wypadku twierdzić, że ten, kto nie rozumie i poprzestaje na oburzeniu jest w jakimś stopniu ograniczony, a ten, który rozumie i doświadcza refleksji jest na wyższym poziomie. Na taki stan składa się całe mnóstwo różnych czynników i nie ma potrzeby ich omawiania tutaj. Po drugie - recepcja dzieła nigdy nie przebiega jednotorowo, na jednym poziomie świadomości. Przyswojenie dzieła lub jego odrzucenie zależy ponadto od indywidualnego bagażu doświadczeń odbiorcy, od jego "opatrzenia", "osłuchania" ( w odniesieniu do dzieł muzycznych), "oczytania" jeśli mamy do czynienia z literaturą. Dlatego twórca nie tworzy "dla wszystkich" - dla mas. To niemożliwe, by wszyscy jednakowo i w pełni odczytywali intencje artysty. Na dobrą sprawę tylko sam twórca najpełniej rozumie swoje dzieło. Czyli, można by powiedzieć, że twórca tworzy głównie dla siebie, a dla innych "przy okazji".
mr.ra66it napisał/a:
Na jakiej podstawie sądzisz, że obrażenie innych nie było zamierzeniem "tfurcy"? Dlaczego, Twoim zdaniem, "tfurca" dokonał takiego a nie innego wyboru "rekwizytu"?
O tym sam autor mówi. Do wyboru takiego a nie innego rekwizytu skłoniła go obserwacja konkretnych sytuacji oraz to, że jest "umiejscowiony" w takich a nie innych realiach środowiskowo-kulturowych. Wybór innego rekwizytu (masz zapewne na myśli symbole innych religii) osłabił by siłę przekazu, a wręcz go wypaczył. To już by nie był cios obuchem, ale dopiero wtedy zostało by odebrane jako szyderstwo właśnie z innej religii i byłyby ku temu realne podstawy. Ten symbol znał, w takich a nie innych realiach został wychowany, ten symbol wybrał. Zaznaczam - symbol a nie jego desygnat. To różnica. Nie mogę autorytatywnie wypowiadać się co autor miał na myśli, mogę tylko mówić jak ja odbieram jego dzieło i do zastanowienia nad jakimi problemami próbuje odbiorcę nakłonić. Myślę więc, że każe się nam zastanowić nad istotą kultu. Nie wiary chrześcijańskiej, islamu, buddyzmu i jakiej tam jeszcze, ale kultu jako zjawiska towarzyszącego wierze. Na ile wynika on z doktryn wiary, na ile zaspokaja osobiste (psychologiczne, seksualne, inne) potrzeby wyznawców. Jak już wspomniałem wcześniej, na gruncie psychologii istnieją naukowe wytłumaczenia wielu, jeśli nie wszystkich przypadków uniesień religijnych. Wystarczy przypomnieć niedawną głośną i kontrowersyjną sprawę publikacji dr Wojciecha Krysztofiaka "Boże Ciało (apoteoza kanibalizmu)".
Czy zamiarem autora było obrażenie kogokolwiek? Sam autor twierdzi, że nie i ja mu wierzę. Czy owo dokonanie (jak zwał tak zwał) jest hecą mającą skandalem wypromować twórcę? Ja tak nie uważam. Zadałem sobie trud zapoznania się z dotychczasowym jego dorobkiem i widzę ogromną konsekwencję w jego działaniu. Spójność. A to jest zaprzeczeniem koniunkturalizmowi.
Czy dopuszczalne jest kneblowanie wypowiedzi artystycznej? Chyba jedynie wtedy gdy propaguje przemoc (w każdej postaci), faszyzm i podobne wynaturzenia lub gloryfikuje te zjawiska. W innych przypadkach nie. Wystarczy przeanalizować dzieje skandalu w sztuce. Co w swoich czasach było odbierane jako bluźnierstwo, jako obraza wartości (nie tylko religijnych). Co wzbudzało wielkie emocje w sztuce? Zacznijmy od listka figowego, dalej Goya, Witkacy, Duchamp, ruch dada, impresjonizm, Max Ernst, Warhol, wreszcie Podkowiński i jeszcze dużo, dużo. Oni w swoich czasach byli postrzegani tak samo: jako skandaliści, bluźniercy, bezbożnicy. Czas jednak pokazał, że to właśnie oni popchnęli sztukę do przodu. Inaczej tkwilibyśmy po dziś dzień w szponach akademizmu.
Nie twierdzę, że każdy ze współczesnych twórców skandalizujących znajdzie się na kartach opisujących historię sztuki za, powiedzmy, 100 lat. Ale dzisiaj nikt nie jest w stanie przewidzieć kogo tam wpiszą. Dlatego nie do nas należy ocena. Tak jak nie do nas należy "mianowanie" świętych.
"Tfurca"... ileż pogardy jest w tym słówku...
 

mr.ra66it  Dołączył: 03 Wrz 2011
Dla mnie konsekwencja nie wyklucza bynajmniej koniunkturalizmu. W koniunkturalizmie też można być konsekwentnym. W przeciwieństwie do Ciebie nie mam zaufania do tego kogoś. Jeśli stworzył to "coś" świadomie, to jego deklaracja jest po prostu fałszem.

"Miś" to dobry film. ;-) Ale argument z kinem i filmem jest błędny. Do kina chodzi się raczej na konkretny tytuł a nie na to co wypadnie w danej sali o danej godzinie. Miedzy innymi po to są tzw. kategorie wiekowe. Czy trzeba przyjąć, że sztuka współczesna jest tylko dla 18+?
 

tatsuo_ki  Dołączył: 01 Mar 2009
mr.ra66it, być może będzie to dla Ciebie zaskoczeniem, ale do Centrum Sztuki Współczesnej, a nawet do muzeum, w dzisiejszych czasach idzie się na konkretne wystawy konkretnych twórców, a nie na zasadzie po niedzielnym obiedzie idziemy do muzeum.

Bardzo dużo aspektów w tej dyskusji. Na początek nasuwa mi się jeden. Różnica postrzegania świata. Trochę na zasadzie internet/telewizja. W internecie wyszukuję informację, szperam, dowiaduję się, eksploruję to, co mnie interesuje i mnie porusza, to ja wybieram, co do mnie dociera. Telewizja po prostu daje. Iluzoryczny wybór w postaci kilkuset kanałów jedynie maskuje całkowitą pasywność odbiorcy.
I teraz jest część ludzi, którzy chcieliby, żeby muzeum/galeria sztuki/centrum sztuki jakiegoś rodzaju zawsze były jak TVP1. Można włączyć kiedykolwiek w ciągu dnia i nigdy nie będzie się zaskoczonym. O jakiejkolwiek porze można bezpiecznie usiąść i zacząć odbierać to, co ktoś dla widza wybrał.
"Niestety" czasy, gdy sztuka była, jak telewizja publiczna, minęły bardzo dawno temu.
I teraz stawiam pytanie - czemu każecie naszemu internetowi być nadal waszą telewizją?
Czy amatorzy sztuki szokującej, drapieżnej intelektualnie i emocjonalnie piszą pełne żalu artykuły do gazet, organizują wiece i pikiety, że za ich pieniądze z podatków finansuje się lekkie przedstawienia, czarno-białe moralnie i bezpieczne estetycznie?
Jak ktoś chce "bezpiecznego" widoku, niech idzie do "Narodowego". I nie, to nie jest kwestia czy cała sztuka współczesna ma być 18+, ale nie ma powodu, żeby jej część nie była. I to jest, za przeproszeniem, zasrany obowiązek widza/rodzica sprawdzić, na co zabiera swoje dzieci.

Kolejna sprawa, odnośnie Jacka Markiewicza... mówienie o koniunkturalizmie jego "Adoracji Chrystusa", bo to modny atak na Kościół Katolicki, w świetle tego, że ta praca jest z 1993 roku?... no cóż...
Z drugiej strony w ogóle wyciąganie tylko jednego aspektu tej pracy z całego kontekstu, gdzie była prezentowana, komu, jak, ten cały anturaż, zaproszenie pewnych osób, ustawienie podglądu ich reakcji... to jest po prostu zwykła manipulacja. To jest jak mówienie, że Jezus był homoseksualistą, bo pocałował Judasza.
I przepraszam za dosadność przykładu, ale to jest ten sam schemat argumentacji. Właśnie jestem po obejrzeniu dokumentu o Marinie Abramovic i jej The Artist Is Present, gdzie pokazali fragment programu telewizyjnego, w którym redaktorka próbuje porównać Lady Gagę do Abramovic i wmówić widzom, że jak się pierwsza rozbiera w teledyskach to jest to samo, co rozbieranie się tej drugiej w MoMA.

Już nawet nie wzburza mnie (niestety osiągnąłem w tej kwestii stan znieczulicy) fakt, że dyskredytują jakieś dzieło głównie osoby, które nie widziały owego na oczy i o zgrozo przyznają się otwarcie do tego, że swój osąd opierają na opisie bliżej niesprecyzowanego "znajomego". I o jeszcze większa zgrozo, oceniają pojedyncze dzieło na zasadzie generalizacji opartej na pozorycznych obserwacjach.
Trudno znaleźć mniej merytoryczny punkt widzenia.

I w ogóle to mógłbym jeszcze długo i długo... tylko po co?...
 

mr.ra66it  Dołączył: 03 Wrz 2011
Założenie, że dzieło ma brutalnie uderzać widza spełnia swoją rolę tylko na krótką metę. W dłuższym czasie pozbawia wrażliwości, uodparnia na bodźce, tak jak trening kondycyjny obniża wrażliwość na zmęczenie. Co gorsza wymusza stały wzrost siły uderzenia, bo następnym razem trzeba walić mocniej by w ogóle to zostało zauważone. To jak eskalacja przemocy, a ona nie prowadzi do niczego dobrego, niestety.
 

tatsuo_ki  Dołączył: 01 Mar 2009
mr.ra66it napisał/a:
W dłuższym czasie pozbawia wrażliwości, uodparnia na bodźce, tak jak trening siłowy obniża wrażliwość na zmęczenie.

znasz jakieś badania na poparcie tejże tezy, czy opierasz się na popularnych komunałach powtarzanych za każdym razem, gdy mowa o sztuce, która szokuje?
bo ja na przykład czytałem raz wywiad z człowiekiem związanym z ratownictwem medycznym, który powiedział, że ludzie mimo tego, że mają co raz więcej możliwości zobaczenia krwii, brutalności i przemocy w mediach wszelkiego rodzaju, na widok prawdziwych urazów, otwartych ran itp. reagują co raz gorzej, są na takie widoki co raz bardziej wrażliwi. Konstatował, iż musi to być spowodowane odrealnieniem w przekazie mediowym i późniejszym zderzeniem z tym, jak to wygląda naprawdę.

wrażliwość na bodźce artystyczne, to coś zdecydowanie bardziej skomplikowanego niż trening mięśni. Bardziej zależy od widza niż od poziomu szoku serwowanego przez sztukę.

Poza tym nie można zapominać o jednym aspekcie - sztuka szokuje i wzbudza niezdrowe emocje u tych, którzy mylą ją z prawdziwym życiem, podczas gdy sztuka to koncept abstraktu. Mówiliśmy już o tym na forum. Na przykład przy okazji rozmowy o rzeźbie meteorytu przygniatającego papieża.

[ Dodano: 2013-11-24, 12:28 ]
Kolejna rzecz - mylenie w co uderza sztuka. Sztuka ogólnie nie uderza w widza, tylko w jego poglądy. Także w większości przypadków to, na ile sztuka budzi rozognione emocje, pokazuje jak ugruntowane i trwałe (bądź nie) są poglądy ludzi, którzy je wyznają.
 

mr.ra66it  Dołączył: 03 Wrz 2011
Niech uderza w kogo chce byle na własny koszt i odpowiedzialność. Dla mnie EOT.
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
mr.ra66it napisał/a:
Niech uderza w kogo chce byle na własny koszt i odpowiedzialność.
Niezrównany argument: coś mi się nie podoba, to niech robią to na swój koszt. Mnie się nie podobają stadiony i drogi bez pasów rowerowych budowane na mój koszt. I co?
 

mr.ra66it  Dołączył: 03 Wrz 2011
Grono korzystających ze ścieżek, dróg i stadionów jest przypuszczam troszkę liczniejsze niż koneserów sztuki współczesnej. Inna różnica, to sposób wykorzystania z tego co jest ufundowane, potencjalne korzyści.
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
Korzyści z kultury i sztuki nie są policzalne, ale są ewidentne. Także ze sztuki współczesnej, która komentuje to, co dzieje się dziś.

Artysta może więcej. Bo wszyscy inni milczą z jakiegoś powodu (bo wyznają polityczną poprawność, bo dybie na nich prawo, bo są umysłowo ograniczeni, bo boją się utraty korzyści, bo są wewnętrznie ocenzurowani). Jak można tego nie rozumieć?
 

mr.ra66it  Dołączył: 03 Wrz 2011
Można, nie schodząc z drzewa. ;-)

Skoro o korzyściach, to jakie można odnieść po zapoznaniu się z dziełem Jeroen van Dama?
http://www.youtube.com/wa...d&v=35A2m6mlJtM
Zrealizowano je z grantu Unii Europejskiej (marne 96 tys. EUR).

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach