mygosia - słusznie zresztą - zamknęła pyskówkę o taryfikatorze itp.
strasznie zasmuciła mnie tamta "dyskusja", więc pozwalam sobie, jako ten, kto ją sprowokował, wytłumaczyć swoje intencje, bo zupełnie nie spodziewałem się, że polecimy w stronę: "strzelać", "karać", "pałą", "debilny naród". Ludzie!!! Dlaczego?
Może niepotrzebnie wyszedłem od tego nieszczęsnego przekraczania pasów na czerwonym świetle (swoją drogą, jest na świecie kilka miejsc, gdzie w drodze eksperymentu całkowicie zlikwidowano wszelkie oznakowanie poziome, pionowe i świetlne i podobno efekty są zaskakujące - mniej wypadków, większa płynność).
Generalnie w ogóle nie chodziło mi o to, czy policja jest głupia, czy nie, czy Polacy są tacy, czy owacy, a nasze instytucje najgorsze na świecie, zupełnie nie o to... ale o tę dziwną - i duszną - "filozofię", która każe obudowywać nasze życie tysiącem restrykcyjnych przepisów na każdą okazję, wpędza nas w dyskomfort konfliktów z prawem, w ramach zwalczania potencjalnych zagrożeń przyzwala na inwigilację, odziera tzw. sferę publiczną ze spontaniczności, być może i chaosu (ale zarazem wolności), odbiera nam coś fajnego. Trudno ubrać mi to teraz w precyzyjne słowa, ale pisałem już kiedyś w innym wątku - wolę świat, gdzie można iść na przełaj, a nie między ogrodzeniami szlakiem nakazów i zakazów, pod okiem kamer. Najlepiej czułem się w 1988, gdy pojechaliśmy sobie gdzieś na wschód Polski, rozbliliśmy namiot na pierwszej lepszej łączce, a gdy przyszedł jej właściciel zapytał nas, czy chcemy ziemniaków na ognisko...
wytłumaczyłem się. temat można zamknąć