Na początku września jadę do Włoch, pozwiedzać Toskanię. Wiecie Florencja, Siena, winnice i te sprawy... Oprócz Canona G11 do rodzinnych cyfrowych pstryków chciałem zabrać też analoga. Co do filmów nie mam wątpliwości, biorę Velvię 50 i 100 Ektara 100, X-Trę 400 i kilka czarno-białych 400tek do Koniki A4.
Jak zawsze w takiej sytuacji mam jednak dylemat co do aparatu i szkieł jakie zabrać. Czy wziąć ME Supera z 50tką i 28ką (ewentualnie jeszcze 100tką), czy może F80 z kitem 28-80 i 50tką. Za każdym rozwiązaniem przemawiają różne argumenty... a to myślę, że do slajdów może F80 będzie lepszy, no bo może ma lepszy pomiar światła, ale znowu ME Super mniejszy i szkła (zwłaszcza 28ka) lepsza niż w nikonowym kicie 28-80. Dodatkowo do 50tki i 28ki pentaxa mam filtr polaryzacyjny a do nikona nie... itd. itd.
Przechodzę fotograficzne męczarnie
W tym poście nie chodzi mi jednak o pytanie o dobry wybór, ale ciekawy jestem, czy wy też macie takie dylematy i jak je rozwiązujecie i jak później już na wyjeździe nie irytować się, że właśnie jest moment w którym idealnie przydałoby się to co akurat zostało w domu