M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Skandal śmierci, od fascynacji do pornografii śmierci
Cytat

Andrzej Kramarz, z cyklu "Klinika"

Nie można powiedzieć, w co będą wierzyć ludzie, kiedy usuną śmierć ze świata E. Canetti

Obserwując kulturową historię społecznych tabu dość łatwo zauważyć można zmianę, jaka dokonała się od czasów wiktoriańskich do współczesności. W epoce wiktoriańskiej i wiekach poprzedzających XVII stulecie, śmierć w swym biologiczno-społecznym wymiarze nie stanowiła tajemnicy. W sferze metafizyki, jak wiemy, śmierć była i pozostanie tajemnicą zawsze. Jak pisze Geoffrey Gorer zachęcano wówczas młodych ludzi aby rozmyślali o śmierci własnej i o zgonach innych osób. Nazwijmy to „wychowywaniem do śmierci" - w czasach wysokiej śmiertelności i zdecydowanie krótszego okresu życia, w czasach epidemii, publicznych egzekucji, licznych wojen wychowanie takie było naturalnym następstwem warunków egzystencji większości ludzi. Śmierć nie wzbudzała zdziwienia, nie była „skandalem", miała swoje naturalne miejsce w świecie, pozostawała czymś oswojonym. Stan taki trwał, zdaniem P. Ariesa, od końca wieku XVIII. W wieku XIX - w epoce romantyzmu fascynacja śmiercią osiągnęła swoiste apogeum i zmienił się całkowicie stosunek do niej. Zdaniem francuskiego badacza, w wyniku sublimacji erotyczno-makabrycznych fantazmatów, łączenia śmierci z miłością (Erosa i Tanatosa) oraz koncepcji przerwania monotonnego życia pojawia się specyficzna i chorobliwa zarazem fascynacja umieraniem. Aries przytacza fragmenty pamiętników pewnej dziewczynki z rodu La Ferronays, zdziesiątkowanego przez gruźlicę:

Umrzeć - to nagroda, gdyż to niebo... Przez całe życie moją ulubioną ideą była śmierć, która zawsze kazała mi się uśmiechać... Nic nie mogło sprawić, żeby słowo śmierć brzmiało dla mnie żałobnie.

Tej XIX-wiecznej fascynacji towarzyszy ceremoniał śmierci w łóżku, w domu, w otoczeniu najbliższych. Nie jest to rytuał nowy, ale jak twierdzi Aries, w wieku XIX asystujących ogarnia nowa pasja, przejawiająca się dramatycznymi gestami, wzmożonym wyrażaniem niezgody na rozstanie, wzruszeniem. Obecnie w naszej kulturze przytoczone uwagi francuskiego badacza muszą wywołać zakłopotanie, rytuał śmierci stał się cichy, dyskretny i szybki. Moje ostatnie uwagi chciałbym poświecić śmierci rozumianej jako skandal i temu, w jaki sposób to kulturowe przeobrażenie odzwierciedlane jest na fotografii.

Pozbywanie się zmarłego przez wysługiwanie się nim na wszelkie sposoby dla zadowolenia wojeryzmu jest bez wątpienia ostatecznym sposobem negowania śmierci; banalizuje się ją, sprowadzając do kroniki wypadków, których powtarzalność rozładowuje tragizm. Thomas L.V

Wizerunkiem martwego człowieka nagminnie posługują się współczesne media. Każdy z nas widział już ogromną ilość trupów, dzięki fotografiom, wideo, telewizji docierają do nas martwi z całego świata. Jednocześnie jednak znikają, w szpitalno-pogrzebowo-grabarskim systemie ciała bliskich, znanych nam ludzi. W pewnej częsci świata realność śmierci została zanegowana. „Śmierć jest skandalem, ostateczną porażką rozumu. Podważa zaufanie do rozumu i poczucie bezpieczeństwa, jakie rozum obiecuje" - pisze Z. Bauman - śmierć całkowicie ignoruje władzę i logikę umysłu, zdolność wolnego wyboru, naukę i racjonalność. Żyjąc, ignorujemy realność własnej śmierci, poszukujemy sposobów, aby zapomnieć o tym nieuchronnym skandalu, żyjemy tak, jakbyśmy mieli nie umrzeć, co zdaniem Baumana jest dowodem zwycięstwa woli nad rozumem. Ta niewiara nie jest jednak indywidualnym osiągnięciem, ale społecznie usankcjonowanym przyzwoleniem „by sprawie się nie przyglądać, nie pytając o powody"- Spełnia ona funkcję ochronną, jest nielogiczna, nawet absurdalna, ale jednocześnie wydaje się być oszustwem koniecznym dla sprawnego funkcjonowania współczesnego człowieka. Za najwyższą cenę, jaką ludzkość zapłaciła za wejście w nowoczesność, Bauman uważa odkrycie absurdu istnienia. Wraz z systematycznym osłabianiem więzi wspólnotowych, z utratą kontroli nad całościowym przebiegiem życia, wejściem w epokę tymczasowości oraz upadkiem wiary w sens, jakie życiu nadawała religia, śmierć stawała się coraz bardziej „obca", „nieoswojona", skandaliczna.

Od kilku wieków śmierć nie jest już wejściem w inną fazę bycia, którym była niegdyś; śmierć została zredukowana do prostego i czystego wyjścia, do momentu przerwania, końca wszelkich celów i planowania. Śmierć jest teraz całkowicie prywatnym końcem całkowicie prywatnej sprawy zwanej życiem.

Następuje dekonstrukcja śmierci, która czyni ją swoistym odpadem w przebogatym ogrodzie życia, czymś zupełnie nieużytecznym, wstydliwym, obcym. Zwyczaj hospitalizowania śmiertelnie chorych ludzi przypieczętował ostateczny rozbrat między członkami rodziny, domem a umierającymi. Zracjonalizowano ten społeczny proces medykalizacji śmierci przekonaniem o lepszej opiece, jaką zapewniają szpitale, o łagodzeniu bólu chorych środkami jedynie tam dostępnymi oraz nadzieją, choćby nawet całkowicie iluzoryczną, na medyczny cud ozdrowienia lub chociaż przedłużenia życia. Aries pisze o fundamentalnej zmianie, jaka dokonała się względem śmierci w społeczeństwach nowoczesnych: otóż przestano uważać śmierć za naturalną konieczność, a zaczęto myśleć o niej jako o porażce. Śmierć powinna być zatem jak najmniej kłopotliwa, uregulowana i zorganizowana przez biurokrację. Różnica polega także na tym że dziś zgon podczas snu, w stanie nieświadomości (podtrzymywanej często przez personel medyczny), uchodzi za piękną śmierć - zaś dawniej była to forma śmierci przeklętej. W okresie przed medykali-zacją piękną śmiercią było umieranie w otoczeniu najbliższych oraz w pełnej świadomości tego, co się dzieje. Proces rugowania śmierci, tej „zwykłej" i „codziennej" widoczny jest także w reportażu.


Andrzej Kramarz, z cyklu "Klinika"

Rzadko mamy do czynienia z projektami fotograficznymi, takimi jak Klinika Andrzej Kramarza z 2002 roku. Cykl ten jest zapisem rocznej pracy fotografa w krakowskiej klinice chorób wewnętrznych. Istotę problemu świetnie uchwycił Wojciech Wilczyk zauważając, że temat śmierci tak chętnie eksploatowany przez media w przypadku wojen, kataklizmów i katastrof jest prawie że zupełnie pominięty w odniesieniu do tej najpowszechniejszej śmierci - szpitalnej, zwykłej i mało „widowiskowej". Autor pisze:

Dosłowny sposób przedstawiania śmierci lub cierpienia przeciętnego człowieka nie sprzedaje się dobrze w konsumpcyjnym modelu naszej cywilizacji (można wręcz powiedzieć, że jest też sporym zagrożeniem dla rynku reklamowego). Chorzy, niepełnosprawni, zniedołężniali zamknięci w ścianach szpitali, domów opieki społecznej lub hospicjów nie psują emitowanego non-stop przez media (by użyć określenia Jeana Baudrillarda) obrazu „hiperrzeczywistości".

Można tutaj, jak sadzę, dodać jeszcze jedną przyczynę braku zainteresowania takimi obrazami. Otóż są one, z dużą dozą prawdopodobieństwa, projekcją naszej własnej przyszłości, tego, w jaki sposób spędzimy swoje ostanie chwile, a tym samym zapowiadają koszmar zmedykalizowanej, okablowanej, odurzonej lekami cichej śmierci. Kramarz pokazuje samotność pacjenta, człowieka podłączonego do aparatury i zdanego na lekarską opiekę.


Andrzej Kramarz, z cyklu "Klinika"

Jedno z bardziej wstrząsających zdjęć przedstawia konsylium lekarzy, zgromadzonych nad łóżkiem wychudzonej, starej kobiety. Jest to typowa scena szpitalna, normalna sytuacja powtarzana podczas codziennego rytuału obchodu, ale to właśnie tutaj wyraźnie widzimy, jak krąg rodzinno-przyjacielski wokół łóżka chorego zastąpił personel medyczny: profesjonalizm w miejsce bliskości i miłości.

Fotograficznie śmiercią zajęli się zawodowcy - fotoreporterzy. To oni dostarczają nam za pośrednictwem agencji, dla których pracują, obrazów o tematyce mortualnej. Z tym, że na ogół są to obrazy z miejsc odległych, gdzie wojna trwa „od zawsze", gdzie panuje głód terror, gdzie widok trupa jest codziennością, lub tam, gdzie doszło do potwornych kataklizmów, jak chociażby ostatnio w Azji. Takie zdjęcia obecne są w prasie tuż obok zdjęć polityków, sportowców, wieców wydarzeń kulturalnych i innych obrazów, które składają się na stały repertuar fotograficznych prezentacji. Mówiąc krótko, są one elementem wielkiej mozaiki, w oparciu o którą konstruujemy swoje wyobrażenią o świecie. Z reguły przyswajamy je „bezboleśnie", wiemy, że po jednych pojawią się następne, widzieliśmy już mnóstwo wcześniejszych. Jak słusznie zauważyła Susan Sontag, zdjęcia o tematyce drastycznej poruszają i uspokajają jednocześnie, są chorobą i szczepionką. Rozbudzają emocje, ale pozwalają zachować nam bezpieczn dystans, emocjonują, ale biorąc pod uwagę ich ilość, muszą doprowadzać do stanu opatrzenia, a w efekcie także do zobojętnienia. Zdarzają się jednak momenty, gdy owo komfortowe odrętwienie publiczności, a przynajmniej pewnych grup, zostaje złamane. Tak właśni stało się w przypadku tragicznej śmierci Waldemara Milewicza i Mounira Bouamrane. Dziennikarz i jego ekipa zostali zaatakowani na drodze, 30 kilometrów od Bagdadu, 7 maja 2004. Oczywiście na miejscu zbrodni pojawili się inni reporterzy, sam operator Milewicz Jerzy Ernst, mimo ciężkiej rany postrzałowej, także nagrał materiał.



Zdjęcia z zamachu na polską ekipę zostały opublikowane międzyinnymi w Fakcie", „Rzeczypospolitej", „Super Expresie". W pierwszej z wymienionych gazet obok portretu reportera zamieszczono zdjęcie wielokrotnie przestrzelonej przedniej szyby samochodu, na której w prawym górnym rogu wyraźnie widać napis PRESS. „Rzeczpospolita" ukazała całą scenę bardziej bezpośrednio. Na pierwszym planie zdjęcia widać zakryte ciało drugiej ofiary ataku, podczas gdy sam Milewicz pozostaje niemalże niewidoczny w samochodzie, za którym zbierają się gapie. I trzecia publikacja wydrukowana na łamach „Super Expresu": w niej pokazano wnętrze kabiny samochodu, na tylnym siedzeniu widzimy martwego reportera , a z drugiej strony zaglądających do środka ludzi. Śmierć pokazano tu dosłownie, wprost, podano do wiadomości fakt - Waldemar Milewicz nie żyje. Tragiczną wymowę fotografii wzmocniono tytułem „To miała być jego ostatnia wojna".
Dyskusja a wraz z nią krytyka skupiła się wokół zdjęcia zamieszczonego w „Super Ekspresie". Podkreślano brak szacunku i wyczucia autorów publikacji, zarzucono im złamanie elementarnych zasad etycznych, żerowanie na tragedii i odwoływanie się najniższych ludzkich instynktów. Potępienie wyrażono nawet podczas trwania jednego z telewizyjnych serwisów informacyjnych. Ewa Klekot w wywiadzie dotyczącym wymienionych powyżej publikacji, sformułowała kilka bardzo istotnych opinii, dotyczących interesującego nas problemu. Po pierwsze, już na wstępie pada ważne stwierdzenie, którego, jak sądzę, bano się wprost wyrazić, biorąc pod uwagę emocje, jakie towarzyszyły całej sprawie: mianowicie, E. Klekot mówi; „zacznę od tego, że dla mnie zdjęcie, które opublikował „Super Express", nie jest wcale szokujące. I trudno się tu nie zgodzić, bardzo często fotografie mortualne prezentowane w prasie ukazują sceny o wiele drastyczniejsze (ostatnio na przykład, zdjęcia ciał leżących na plażach Indonezji, opuchnięte i zniekształcone, zaatakowane przez procesy rozkładu). Jednak w przypadku zdjęcia martwego Milewicza pokazano nam kogoś „znajomego", szanowanego i cenionego. Nie była to kolejna anonimowa ofiara wojny w Iraku (lub jakiegoś innego konfliktu), to był „nasz człowiek", ktoś, kto od lat starał się dostarczać do naszych domów informacje, narażając swoje życie. Najlepszym wyrazem tego poczucia osobistej starty był ogromny tytuł na pierwszej stronie „Faktu", brzmiący Zabili go nam. Druga uwaga E. Klekot, analizującej przyczyny burzliwej debaty wokół zdjęcia, dotyczy fundamentalnego tabu naszej kultury, opartego na przekonaniu, że śmierć jest złem, wydarzeniem skandalicznym. Omawiane zdjęcie uznano za „nieprzyzwoite", ponieważ złamało powszechnie zaakceptowaną zasadę milczenia. Gdyby jednak przyjąć i zaakceptować przekonanie, że śmierć jest fragmentem życia, zapewne cała dyskusja miałaby inny przebieg, co podkreśla autorka wypowiedzi. Pokazywanie w innych gazetach („Gazeta Wyborcza") zdjęć żyjącego Milewicza dowodzi właśnie negowania faktu, że istnieją także zdjęcia jego martwego ciała, że on sam już nie żyje. Taka strategia zaprzeczania oficjalnie zaświadczać ma o szacunku i dyskrecji wobec zaistniałej sytuacji, w rzeczywistości zaś jest wynikiem ogólnokul-turowego odwrotu od myślenia w kategoriach memento mori. Trzecie spostrzeżenie dotyczy fotografii opublikowanej w „Rzeczypospolitej". Zdaniem autorki to właśnie w tym obrazie ujawnia się nasz rzeczywisty stosunek do śmierci. Umieszczenie fragmentu zwłok na pierwszym planie zdjęcia i „przecięcie" ich ramą kadru, dowodzi, że martwe ciało stało się niczym innym, jak niewygodnym przedmiotem.

To zdjęcie wybrane przez redakcję Rzeczypospolitej, podobnie jak wiele innych zdjęć prasowych i obrazów telewizyjnych, z którymi spotykamy się na co dzień, jednoznacznie obnaża całą przerażającą charakterystykę śmierci w naszej kulturze: wraz ze śmiercią człowieka zostaje uprzedmiotowiony.

Kontynuując taki tok rozumowania, autorka wypowiedzi zaznacza że w Rzeczypospolitej" pokazano nam martwego zgodnie z kulturowym trendem, czyli jako rzecz, tymczasem w „Super Expressie" widzimy pokazanego wprost martwego człowieka. Zgodnie z taką argumentacją pierwsze zdjęcie można by podpisać zdaniem napisanym przez E. Ciorana; „Śmierć, cóż za dyshonor! Stać się nagle przedmiotem...

Naturalnym przeznaczeniem zmarłego jest zniknięcie" pisze L Thomas w Trupie. Ale fotografia nie pozwala do końca znikać martwym. Ich świetlna emanacja pozostaje zachowana, fotografie zmarłych jak duchy pozostają w naszych domach. Chcemy usunąć śmierć z życia, a jednocześnie obrazy śmierci docierają do nas zewsząd. Taki stan rzeczy jest niebezpieczny, gdyż ma znamiona pewnej schizofreniczności. Przypomina nieco sytuację dziecka, które boi się wypchanego niedźwiedzia z wyszczerzonymi kłami, a jednocześnie nie może przestać na niego patrzeć. Wszelkie strategie mające osadzić nas tu i teraz nie mogą być całkowicie skuteczne w blokowaniu świadomości własnej śmiertelności. Coraz silniejsze skupianie się jedynie na wymiarze egzystencji cielesnej powoduje efekt bumerangu, coraz większy lęk przed śmiercią. Fotografia i różne przejawy jej zastosowania całkowicie oddają charakter kulturowego stosunku do śmierci. Fotograficzne balsamowanie czasu, z którym wiązano takie nadzieje, w kontekście rozważań o śmierci przynosi jedynie rozczarowanie.
Co z tego, że możemy zobaczyć więcej, jeśli nie chcemy tych obrazów przyjąć i właściwie odebrać. Skandal fotografii mortualnej bezwzględnie pokazuje sprzeczności kultury, w której funkcjonujemy. Przyjmujemy śmierć jako element świata rozrywki lub jako kawałek informacji z odległych stron świata, jako dane statystyczne lub ciekawostkę, a jednocześnie odrzucamy, nie chcemy myśleć o śmierci bliskiej o śmierci będącej elementem życia, w tym także naszego. Teraz gdy świat koncentruje się i niemal całkowicie poświęca materialnoścj zdanie Karola Irzykowskiego o fotografii, która jest wielką celebracją materii, nabiera jak sadzę, nowego znaczenia. Fenomen fotografii możemy odczytywać także jako zwiastun nowego stosunku do świata opartego na egzystencji sprowadzonej do teraźniejszości, ale i na lęku człowieka współczesnego wobec śmierci. Zasadnicza treść wszystkich fotografii, mówiących o przemijalności wszechrzeczy nie jest powszechnie akceptowana, a może w ogóle nie jest zauważana. Rozpocząłem ostatni fragment tych rozważań cytatem z Eliasa Canettiego i pozwolę sobie je zakończyć fenomenalną myślą tego „filozofa śmierci". Pomimo że została ona zapisana w 1943 roku, a więc w zupełnie innym kontekście historycznym, możemy ją dziś odczytać z uderzającym poczuciem adekwatności w stosunku do współczesności.


Andrzej Kramarz, z cyklu "Klinika"

Przedstawić śmierć tak, jakby jej nie było. Społeczność ludzi, w której wszystko przebiega w ten sposób, że nikt nie przyjmuje śmierci do wiadomości. W języku tych ludzi nie ma słowa „śmierć", nie istnieje żadne świadome jej omówienie. Nawet gdyby któryś z nich zamierzał złamać przykazania (...) i chciałby mówić o śmierci, nie mógłby tego zrobić, gdyż nie znalazłby odpowiedniego słowa, które by inni rozumieli.

Fotografia mortualna zdaje się być właśnie takim nierozumianym i odrzuconym przez nas językiem. Tomasz Ferenc
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
Nie można by połączyć jakoś tych trzech wątków o śmierci w fotografii? Czuję się jak ten osiołek, któremu z żłoby dano... ;-)

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach