To ja płytki jestem, bo lubię po prostu zabawki. Dostaję "fazę" na fotografowanie jak mam nowy aparat. Oczywiście nowy to może być byle kompakt za 20zł albo wyciągnięty z szafy po dwóch latach niedotykania Lubitel.
Cyfrowe aparaty i zdjęcia nimi robione mnie nie kręcą. Za dużo, za szybko, za duże możliwości obróbki tego na komputerze, bo przecież jak nie obrobię to nijakie.
Klisze i aparaty analogowe. Fajnie, koszt udźwignę, przecież nie robię dużo.
Wywołanie czarno-białego? W domu, nie problem, trzeba tylko parę minut wieczorem na nawinięcie a później w jakiś dzień z 30-40minut na wywołanie. Jakoś się czas znajduje, choć potrafią te klisze sobie poleżeć. Ale na odbitki w ciemni to już nie ma opcji. Może to lenistwo, ale wieczorem jak już dzieci śpią to chciał bym sobie odpocząć trochę. Zjeść kolację, może coś obejrzeć. Te 1.5-2h dziennie mieć na relaks i iść spać, aby znowu wstać o 6 rano do obowiązków. To zeskanujmy i najwyżej będzie tylko na bloga albo wydruk albo odbitka z labu. Cholerne skanowanie. Też zejdzie z 40-60 minut na jedną kliszę. Klikanie i czekanie i klikanie i wyjmowanie i wkładanie i ten kurz i jeszcze jakieś zacieki!
Ale chciał bym kolor, ludzie są tacy kolorowi! Klisza wypstrykana, do labu. Którego? Ten ma starą chemię, bo nie ma obrotu. W tym wróciły czasem porysowane. W tym to mają wszystko gdzieś, paluchami ordynarnie kliszę zwijają byle jak i wpychają do koperty bez żadnego zabezpieczenia. I tak dalej. Dobra, wywołali gdzieś. Skanu z labu nie biorę bo przy małej cenie mała rozdzielczość, mam przecież pożyczony dobry skaner. To skanujemy kolor - ok, odpada problem z małymi ryskami/kurzem. Ale jasna cholera, te kolory by wzięła!
Nie umiem. Zwyczajnie nie umiem! Jak już nawet myślę, że jest ok, tak, to są te kolory co miały być to skanuje kolejną klatkę w niemal identycznym warunkach i za nic nie chce mi wyjść to samo o-\ Albo przeskanuję jakąś kliszę, której miałem też skan z labu. Ok, zrobione, efekt? No dobry chyba, udało się. Porównuję i znowu dupa blada - z labu było lepiej.
W Vuescanie próbuję. I męczyłem już te wszystkie ustawienia w nim - nie umiem osiągnąć jakiejś powtarzalności. Próbowałem metodą Alkosa. Plus jest taki, że na pewno skanowanie idzie szybciej. Obróbka w Photoshopie później nawet też. Patrze na efekt? Znowu nie to, znowu z laby było lepiej, naturalniej/neutralniej, jakoś prawdziwiej.
Slajdy? Za drogo o-(
Kiedyś się załamałem i wiecie co zrobiłem? Kupiłem polaroida! Kupiłem 2 kolorowe i 2 czarno-białe wkłady. Po 80zł za 8 zdjęć. 10zł za zdjęcie! Uch.
I co? Stary aparat na nowych wkładach, które jak wyczytałem (później oczywiście) są grubsze - potrafi się zaciąć. Nie ma siły przepchnąć zdjęcia przez rolki. Pewnie jakieś 20% zdjęć poległo w ten sposób.
Ale jak już wyjdzie to jakie będzie fajne! Tak, jak w końcu ogarniesz błąd paralaksy przy bliskich kadrach to będziesz mieć na zdjęciu od ręki to co chcesz. Bez obróbki, bez zachodu, instant! Phi, jasne. Kolorowe zdjęcia pokazują coś tam ledwo dopiero po 3-5 minutach. Po 15-20 można już jakoś ocenić. Skończy się "wywoływać" po około 40 minutach. INSTANT??? Czarno białe szybciej, tak z 7-10minut. Nie wiem, może po zmianie nazwy z Impossible Project na Polaroid Originals i przez ostatnie dwa lata coś się zmieniło i coś ulepszyli. Bo jak już nawet się doczekaliśmy to czarno białe były mocno sepiowate - ale nawet to ładne. Rozpiętość tonalna co prawda żadna, ale ok, czasem ekspozycja trafia i jest ładnie. Kolor? Tylko losowy efekt fioletowawy, albo beżowaty, albo zielonawy typu przeterminowany polaroid leżący gdzieś na strychu 15 lat. W nowych wkładach!
Tak, to by był temat technologii. Ale to tylko narzędzia, ważne są zdjęcia, ich treść!
Mam tak, że chciał bym fotografować ludzi, różnych, wszystkich. Zdarza się więc też "faza na fotografowanie" kiedy się naoglądam zdjęć innych i się nakręcę. Ale zwykle wtedy zderzam się z rzeczywistością i okazuje się, że nie mam kogo fotografować o-(
Bo chciał bym jednak fotografować też nowych ludzi. Jasne, że można całe życie pokazywać na nowo jedną osobę i to też ma sens bo każde zdjęcie to zupełnie inny i niepowtarzalny wycinek z jej życia. Ale jednak...
To tak, rodzina nie, znajomi z pracy też już nie, znajomi spoza pracy, ta garstka z którą jeszcze się raz na ileś miesięcy uda spotkać też.
Cholera, przecież ja nie mam styczności z nowymi ludźmi! Wtedy myślę: "Ci ludzie z internetu to mają lepiej. Oni mają więcej okazji do fotografowania."
To wezmę aparat i pójdę na spacer i na kogoś się natknę, prawda?
Tak... to sobie pochodzę a licznik w aparacie ani nie drgnie. Bo najprawdopodobniej nie spotkam nikogo, komu potrafił bym uzasadnić dlaczego chciał bym go sfotografować. Znacie to?
Spróbowałem już nawet wymyślić sobie temat, cechę jakąś i twardo próbować pytać nieznajomych pasujących do schematu czy mogę ich sfotografować. Na pytanie "dlaczego/po co?" miałem już przecież gotową odpowiedź. "A bo ja lubię fotografować i taką serię zdjęć osób z ... sobie wymyśliłem i próbuję ją realizować".
Aha, no jasne o-\
"Ta nie, bo się gdzieś spieszy, ten nie bo ma słuchawki na uszach, ta jest po drugiej stronie ulicy, ta się nie zgodzi, ten mnie nawet nie widzi".
Ale spróbowałem. Miałem urlop i rano odprowadzałem córkę do przedszkola na piechotę a później wracałem okrężną drogą do domu i szukałem.
Było takich dni chyba siedem. Widziałem chyba pięć osób do których miałem jak podejść. Zapytałem dwa razy. Otrzymałem zero zgód.
To co teraz zrobiłem po kolejnym "załamaniu fotograficznym"? Sprezentowałem sobie na urodziny Instaxa mini. Na razie wywaliłem dwa ładunki i jestem zadowolony. Zdjątka wychodzą poniżej 3zł. Ujdzie. Tylko większość chcę robić podwójnie, żeby jedno dać osobie sfotografowanej ale też jedno mieć dla siebie i koszt podchodzi już pod 6zł o-) Ale na razie jestem w fazie instaxowej i jestem zadowolony!
Tak, uhm, chyba nie na temat napisałem. Ponarzekałem sobie i już mi lepiej.
Jednak wtedy, kiedy wszystko zagra i jest to zdjęcie, które jest takie jak chciałem to warto. Bo ono już zawsze będzie.
Rany, jaki długi post. Ciekawe czy ktoś przeczyta to całe...
Aparaty szczęścia nie dają...