M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Szkoły fotografii
Cytat


Stara szkoła fotografii

Nie licząc zakładania i przewijania filmu, zakładania obiektywu i ustawiania czułości, Leica MP ma dokładnie sześć "kontrolek". (Dobrze przeczytaliście - sześć). Mianowicie: dźwignię naciągu filmu, pierścień ostrości, pierścień przysłony, kółko czasów i spust migawki. To pięć. Za szósty uważam przełącznik, dzięki któremu możemy sprawdzić w wizjerze pole widzenia ogniskowych obiektywów innych od tego, który mamy podpięty do aparatu.
Wiem. Ostatnia kontrolka co prawda ułatwia trochę życie, ale nie jest absolutnie niezbędna. Ktoś w Leice nieźle zaszalał...

W epoce lustrzanek cyfrowych z niemal setką kontrolek i procesorami szybszymi od wczesnych komputerów osobistych prostota i bezpośredniość obsługi nabierają nowego znaczenia. Trzymając w ręce którąkolwiek z mechanicznych leiek (jak np. model MP) cały czas widzimy wszystkie ustawienia; najwyższy stopień klarowności. Wszystkie kontrolki są mechaniczne i wszystkie gałki, dźwignie czy przyciski mają przypisaną jedną funkcję. Leica nigdy nie próbuje odgadnąć, co chcecie osiągnąć, nie stara się myśleć za fotografa i nigdy nie przeszkadza w zrobieniu zdjęcia. Zawsze wiecie, co zrobi, bo zrobi tylko to, co każecie jej zrobić - nic więcej, nic mniej - a do tego cichutko i błyskawicznie.

Wyznawcy marki ćwiczą obsługę aparatu tak, jak skrzypek ćwiczy grę na instrumencie. Ich zdaniem bez tego ani rusz.

Mike Johnston



Nowa szkoła fotografii

Do niedawna brak aktualizacji firmware’u oznaczał co najwyżej mniej sprawny w pewnych sytuacjach aparat. Teraz może to grozić atakiem hakerskim i utratą wykonanych zdjęć – karta pamięci może zostać zaszyfrowana, a dostęp do zdjęć ma rzekomo zostać umożliwiony po opłaceniu haraczu. Jak miałoby dojść do takiego zdarzenia? Specjaliści od bezpieczeństwa sieciowego z firmy Check Point Research znaleźli lukę w protokole transmisji PTP (Picture Transfer Protocol), która umożliwia dostęp do karty pamięci poprzez sieci wi-fi. Taki atak da się przeprowadzić na lustrzankę 80D Canona i prawdopodobnie inne aparaty tego producenta wyposażone w komunikację wi-fi. Canon w ostatnich tygodniach udostępnił aktualizację firmware’u do 80D, która usuwa to zagrożenie.

Być może użytkownicy Nikonów, Sony, Fuji czy Olympusów mogą spać spokojnie. A może nie. Wprawdzie Check Point Research udowodnił możliwość ataku tylko na przykładzie Canona 80D, ale problem polega na luce bezpieczeństwa w protokole PTP, który jest standardem wykorzystywanym także w aparatach innych producentów, jeśli są wyposażone w wi-fi. Z pewnością lepiej mieć wi-fi wyłączone, jeśli z niego nie korzystamy. Przy wyjazdach natomiast lepiej nie przesyłać do komputera zdjęć z aparatu przez hotelowe wi-fi, tylko po staremu – za pomocą kabelka USB lub czytnika kart pamięci.

No i witamy w epoce, gdy celem ataku hakera może być już nie komputer czy smartfon, ale nawet cyfrowy aparat fotograficzny.

Piotr

Do czego to doszło :-?
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
Oglądałem ostatnio pralkę z wifi... Internet rzeczy to już współczesność i wraz z rozwojem 5G będzie dotyczył coraz większej liczby obszarów życia.

Ciśnie się na usta: to kiedyś j*****.
 

White  Dołączył: 31 Paź 2008
Przestańta dziadersować!
 
rychu  Dołączył: 08 Paź 2006
Dziwiłem się, że po instalacji nowej apki dla Fuji nic nie działa. Teraz jasne. Nawet lampkę błyskową popsuli. Nie chce się zamykać, choć nieużywana nigdy. :mrgreen:
 

Enzo  Dołączył: 20 Gru 2006
Utwór skrzypcowy na jedną Leicę i dwa koreksy.

Czasem jak czytam podobne rzeczy to się zastanawiam, co jest powodem bólu czterech liter autora? Brak sukcesów w dziedzinie fotografii? Ceny filmów? Rozczarowanie sprzętem z czerwoną kropką?
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat


Gdybym miał zebrać powody dla których nadal warto czasem naświetlić film, mogłoby to wyglądać tak:

1. Trwałość zdjęć – mam problemy z uruchomieniem niektórych swoich płyt CD i DVD ze zdjęciami sprzed kilku lat, czasem płyta się uruchamia, ale niektóre pliki są uszkodzone; moje negatywy sprzed 30 lat nadal są w tym samym, świetnym stanie, co w chwili ich foliowania.

2. To, że za każdą klatkę musimy zapłacić – zarówno za film, jego wywołanie, cięcie, foliowanie lub ramkowanie, wykonanie odbitek – oraz, że nie można zdjęcia powtórzyć i poprawić, sprawia że wolniej, precyzyjniej kadrujemy i mierzymy światło; każda klatka się liczy.

3. Fajnie jest wkładać do aparatu rolkę filmu a potem trzymać w ręku wywołany film. Jest w fizyczności materiału światłoczułego, w namacalności zdjęć – czy to slajdów, negatywów czy odbitek z nich – coś, co bezpośrednio koresponduje do materialności świata, który rejestrujemy. Zdjęcie cyfrowe to tylko mozaika wirtualnych punktów, w pewnym sensie równie rzeczywistych, co świat gier komputerowych.

4. Ograniczamy ilość robionych zdjęć z korzyścią dla ich jakości; zamiast myślenia w kategoriach kart pamięci, które zmieszczą nieomal nieograniczona liczbę zdjęć, nasza perspektywa to 36 klatek filmu załadowanego do aparatu.

5. Przypominamy sobie podstawy fotografii; znowu zaczynamy bardziej myśleć o tym, jak właściwie zmierzyć światło, nie pozwolić, aby przedmioty bardzo jasne lub ciemne oszukały wskazania światłomierza; jak zmniejszyć kontrast fotografowanej sceny; jednym słowem: fotografując uczymy się fotografować, zamiast na oślep powtarzając ujęcia.

6. Frajda jaką daje odroczona satysfakcja – zdjęcie zobaczymy dopiero za jakiś czas.

7. Z poprzednim punktem wiąże się też element niespodzianki – zdjęcia obejrzane po jakimś czasie od wykonania często zaskakują; nawet nie pamiętamy, że dane ujęcie robiliśmy; czasem jakaś niedoskonałość sprawia, że zdjęcie jest ciekawsze.

8. Wbrew pozorom fotografowanie na filmie sprawia, że patrzymy zawsze w przyszłość a nie w przeszłość; skupiamy się na wykonaniu następnego zdjęciu a nie – jak to jest w przypadku fotografii cyfrowej – na oglądaniu poprzedniego zdjęcia na ekranie.

9. Oszczędność czasu – po dniu fotografowania możemy odpocząć zamiast – jak to jest w przypadku fotografii cyfrowej – siedzieć cały wieczór przy komputerze, przebierając i obrabiając zdjęcia. Po wyzwoleniu migawki już nic ze zdjęciem nie możemy zrobić poza oczekiwaniem na powrót wywołanego filmu.

10. Aparaty „analogowe” są zakupem na całe życie – nie musimy co kilka lat wymieniać sprzętu. Mało tego – przy obecnych cenach można kupić najlepsze aparaty analogowe z przeszłości i nawet mieć oddzielny korpus do każdego rodzaju filmu.

11. Jeśli ceny filmów i ich wywołania nas odstraszają, pomyślmy tak: koszt każdorazowej wymiany lustrzanki cyfrowej na najnowszy model co rok – dwa lata odpowiada zakupowi filmów i pokryciu cen ich wywołania na wiele lat; zatem możemy rzadziej wymieniać aparaty cyfrowe i robić równolegle fotografować na filmach, a nasze koszty na pewno nie wzrosną.

12. W przypadku slajdów, nic nie zastąpi ich projekcji z dobrego rzutnika i na dobrym ekranie = filmy odwracalne są wielowarstwowe, a zatem ich projekcja daje wrażenie trójwymiarowości, jakiej nie uzyskamy przy projekcji pliku cyfrowego.

Wpis pochodzi z bloga Towarzystwo Nieustraszonych Soczewek
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
2 + 4 + 11 niestety na niekorzyść filmu. Historia większości znanych mi mistrzów fotografii, to dziesiątki tysięcy klatek. Owszem jedną z kompetencji fotografa to umiejętność wyboru przed naciśnięciem spustu migawki, ale nie oszukujmy się, także od decyzji podczas edycji (jego lub edytora) zależy efekt finalny. Owszem można kazać młodym fotografującym robić zdjęcia na sucho albo malować sobie plany przed zrobieniem zdjęcia, ale rozwój fotografa, to praca na własnych fotografiach. Polecam założenia OCOLOY. Nawet wersja analogowa zakłada robienie zdjęć, a nie czekanie aż obraz utajony będzie się magicznie wykluwać w oparach xtola.
 

Generic  Dołączył: 09 Lis 2007
W dodatku od 2017r z którego jest ten tekst, ceny zrobiły się... trochę inne o-)

I to co pisze Jorge. Nikt nie jest dobry od tak, od samego początku, bez ćwiczeń. W wywiadzie z każdym chyba znany nazwiskiem przewija się ile oni faktycznie tych zdjęć robili.
Wychodzi na to, że jednak jakość przychodzi z ilością. Pewnie nie w każdym wypadku. A są na pewno i wyjątki w drugą stronę. Ale ogólnie raczej jest to prawdą.
Osobiście uważam, że obecnie z fotografią analogową można się pobawić dla przyjemności. Można się też w niej wyrażać kiedy już się wie co się robi. Ale uczyć się fotografii na kliszach przy dzisiejszych cenach to nie mała rozrzutność o-)
 

Enzo  Dołączył: 20 Gru 2006
Ad. 1 Znajomych fotografów okradziono parę lat temu z negatywów. Nie zeskanowali ich, nie robili kopii i zostali z niczym. Szukali potem wydruków swoich prac, żeby chociaż je zeskanować i w ten sposób odzyskać zdjęcia.
Ad. 2 Niejednokrotnie jest to czynnik paraliżujący fotografa.
Ad. 3 Żarówka w powiększalniku też jest na bezduszny prąd...
Ad. 4 Jak wyżej napisali koledzy - żeby osiągnąć jakość potrzebujemy ilości.
Ad. 5 W byle smartfonie musimy o nich pamiętać, bo obowiązują cały czas.
Ad. 6 Odroczone rozczarowanie też może być czynnikiem demobilizującym.
Ad. 7 Plików cyfrowych też nie ogląda się od razu (bo nie trzeba).
Ad. 8 Patrz ad. 7.
Ad. 9 Ależ się musiał cieszyć Capa jak mu zdjęcia z Normandii wywołali! A on sobie na plaży w tym czasie leżał i kontemplował fale.
Ad. 10 Aparaty cyfrowe nie przestają działać po wypuszczeniu przez producenta nowego modelu. Poza tym te nieśmiertelne eMZetki z ich naciągiem lustra...
Ad. 11 Nie :-D
Ad. 12 A co w przypadku, kiedy nie mamy rzutnika a ekran jest zły (bo tak)?
 

bakulik  Dołączył: 20 Kwi 2013
Ponoć Henri Cartier-Bresson powiedział, że najgorsze jest pierwsze 10000 zdjęć. Niestety, w fotografii tradycyjnej nie jest tak, że co kadr, to arcydzieło. Polecam książkę Magnum Contact Sheets, kiedyś już o niej w podobnym kontekście pisałem. Można się zdziwić. Albo i nie.

 

Enzo  Dołączył: 20 Gru 2006
Zdaje się, że Maja Herzog mi o tym opowiadała. Że w PRLu nasi fotoreporterzy nie dlatego cyzelowali każdy kadr, bo tak chcieli, tylko dlatego, że nie było materiałów. A teraz się z tego normę robi, że Panie, kiedyś to było. Opowiadała też z jaką zazdrością rodzimi fotografowie patrzyli na tych "z zachodu" jak bez skrępowania strzelali rolka za rolką. Bo, kurde, mogli.
 

Michu  Dołączył: 18 Kwi 2006
Enzo napisał/a:
Bo, kurde, mogli.
To chyba bardziej złożona kwestia. Dziś, gdy "klatka" nic nie kosztuje można sypać seriami po tysiące fot i zawsze się coś wybierze. Z drugiej strony sama świadomość spędzania czasu na selekcji takiej masy materiału działa otrzeźwiająco i powoduje, że, mimo możliwości, warto przywieźć z sesji mniej zdjęć, ale jakoś tak bardziej zróżnicowanych, dopracowanych.
Ale.
Co się tyczy fotografii i jej przyszłości. System Dall-E 2 po upowszechnieniu się prawdopodobnie wykosi wszelkiej maści banki zdjęć, a to pokaźny kawałek tego przemysłu.
O osiągnieciach nVidii w generowaniu pejzaży i portretów chyba już było na forum.
To będzie piękna katastrofa...
 

White  Dołączył: 31 Paź 2008
Cytat
Dziś, gdy "klatka" nic nie kosztuje można sypać seriami po tysiące fot i zawsze się coś wybierze.

Dupa! Nie sprawdza się. Przynajmniej mi.

Ja jestem wyznawcą zasady - trening czyni mistrza.

Jak sobie oglądam zdjęcia na ORWO to poza sentymentalną wartością to straszny szajs był. I drogi jeszcze.
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
bakulik napisał/a:
Ponoć Henri Cartier-Bresson powiedział, że najgorsze jest pierwsze 10000 zdjęć. Niestety, w fotografii tradycyjnej nie jest tak, że co kadr, to arcydzieło. Polecam książkę Magnum Contact Sheets, kiedyś już o niej w podobnym kontekście pisałem. Można się zdziwić. Albo i nie.

Obrazek

Swoją przygodę z fotografią prasową zaczynałem na długo przed erą cyfrową i oczywiście rozliczanie z każdej rolki filmu to była norma. Jakież jednak było moje zdziwienie, gdy drużyna (nie pamiętam - piłki kopanej czy ręcznej, czy siatkówki - to mnie nigdy nie interesowało) zdobyła puchar jakiś w Polsce i miała zagrać w pucharach europejskich, padło na bodaj włoski czy francuski klub z ichniej ekstraklasy, naprawdę nie wspomnę... Gdy to było jasne, do miasta przyjechała ekipa z fotoreporterem stamtąd, by coś o tej naszej mieścinie i klubie napisać. Jeśli chodzi o sprzęt, to koleś aparatem nas nie zaskoczył - miał EOSa 1, które wtedy oczywiście wymiatał, ale one już się w większych redakcjach u nas też pojawiały (choć ja, pracując 'na prowincji' dostałem tylko Nikona F90 bodaj - też niezły kawałek maszyny, hard to kill, dopiero chyba po dwóch latach 'awansowałem' na Canona 1N), jednak fakt, że z torby wyciągnął w pewnym momencie drugie identyczne body i kolejne szkła - już tak. To był luksus dla nas nieosiągalny, ja jako 'zapas' nosiłem prywatnego Canona AE-1...). Tak czy inaczej jeśli idzie o rolki i styl pracy z nimi - to choć miał ich sporo, używał bardzo oszczędnie, prawie jak my. Powód był prozaiczny - to trzeba było wywołać, wyselekcjonować, opisać. Ja zresztą od mądrzejszych ode mnie też szybko nauczyłem się prostej zasady: nie ważne ile masz filmów w torbie, o ile to nie jest 'gorąca' reporterka typu właśnie spadający samolot czy moment aresztowania ważnego polityka gdy wychodzi z urzędu - to szukało się DWÓCH ujęć ilustracyjnych różniących się koncepcją (z założeniem okładki lub tak zwanej dominanty), każde robiło się dwa razy tak, by dało się złamać w pion, ale też w poziom, bo w chwili robienia zdjęć nikt nie wiedział jak będzie wyglądała makieta, przy czym staraliśmy się komponować zdjęcia do pionu/poziomu, bo choć w teorii niby zawsze można wykadrować, zwłaszcza pion z poziomu, to jednak wyglądało to lepiej od razu właściwie pomyślane. W trudniejszych/ryzykownych warunkach każde powtarzało się z miej lub bardziej automatycznym bracketingiem, dla pewności, ale to naprawdę w ekstremalnych sytuacjach. Potem jeden do kilku tzw. ryjów, czyli portretów osób wypowiadających się w tekście/bohaterów, jak było ciekawie wizualnie to jeszcze dwa - trzy dodatkowe strzały ilustracyjne, choć rzadko było miejsce na ich publikację, więc musiało być naprawdę interesująco przed obiektywem. Tak pracowaliśmy ilustrując teksty dziennikarskie, wchodziły dwa - trzy na rolkę, o ile oczywiście czas pozwalał i tekst nie szedł do składu zaraz po powrocie do redakcji. Reportaże - o ile nie był to duży projekt na tygodnie pracy - generalnie rolka na temat typu strajk, powódź, bieda na wsi. Jeśli temat był szczególny - powódź 1997 czy podobny - robiło się wszystko, co było ciekawe, ale też oszczędnie bo nigdy nie wiedziałeś, czy za chwilę nie będzie ciekawiej, a tobie się akurat rolka skończy i albo nie będzie kolejnej, albo trzeba ją będzie założyć a rzeczywistość ulegnie zmianie w te kilkanaście sekund.... Jeśli było zlecenie na okładkowego pewniaka, który miał wygrywać zdjęciem (tekst był drugorzędny), typu pierwsza wizyta JPII w naszym mieście etc - to się szukało obiektywem oryginalnej/ekspresyjnej/innej niż zazwyczaj pozy, gestu, miny, wyrazu twarzy do skutku - jak na pokazanej przez Ciebie stykówce... Zabawne, że gdy wyjechałem z Polski i zacząłem poznawać ludzi, którzy na Zachodzie pracowali w tej branży za czasów filmu - to okazuje się, że choć dla nich materiały/koszty w żadnym razie nie były takim problemem jak wtedy dla nas - oni pracowali bardzo podobnie. I nam i im arcydzieła nie wychodziły co kadr, ale psim obowiązkiem zawodowca było przynieść te kilkanaście dobrze naświetlonych i interesujących klatek z każdego materiału. Więcej nikt nie robił, bo nie było potrzeba.
 

modrzew  Dołączył: 07 Gru 2008
Cytat
9. Oszczędność czasu – po dniu fotografowania możemy odpocząć zamiast – jak to jest w przypadku fotografii cyfrowej – siedzieć cały wieczór przy komputerze, przebierając i obrabiając zdjęcia. Po wyzwoleniu migawki już nic ze zdjęciem nie możemy zrobić poza oczekiwaniem na powrót wywołanego filmu.

Ale jak to? To gość sam nie wywołuje tych swoich wycyzelowanych obrazków? Nie bawi się w ciemni w "dodż end bern" itp.? :mrgreen:
 

Generic  Dołączył: 09 Lis 2007
Cytat
6. Frajda jaką daje odroczona satysfakcja – zdjęcie zobaczymy dopiero za jakiś czas.

Enzo napisał/a:
Ad. 6 Odroczone rozczarowanie też może być czynnikiem demobilizującym.

Hehe, faktycznie. U mnie to pewnie proporcje coś koło 1:10. Z przewagą dla drugiej opcji o-)
Cytat
9. Oszczędność czasu – po dniu fotografowania możemy odpocząć zamiast – jak to jest w przypadku fotografii cyfrowej – siedzieć cały wieczór przy komputerze, przebierając i obrabiając zdjęcia. Po wyzwoleniu migawki już nic ze zdjęciem nie możemy zrobić poza oczekiwaniem na powrót wywołanego filmu.

Yhym. No jeżeli pstrykamy rolkę i wysyłamy do labu to tak. Dostaniemy stamtąd albo skany albo od razu odbitki.
Chociaż, jak skany to pewnie i tak coś tam podkadrujemy czy podciągniemy, czyli podobnie jak przy cyfrze. Tylko właściwie kto tak zabrania robić z cyfrowymi zdjęciami?
Tak samo zrzut z karty można w ciemno słać do labu i odbierać odbitki.
A jak robimy ilości powiedzmy nie większe niż 2 razy to co byśmy zrobili na kliszy to nawet koszt takich poglądowych 10x15 będzie mniejszy niż film+wołanie+skan. A weźmiemy do ręki na papierze a nie znowu na ekranie komputera. Hm, to jest myśl.
Natomiast jeżeli ktoś sam wywołuje i skanuje lub odbitki robi u siebie w ciemni to trzeba tego czasu o wiele więcej poświecić niż przy zdjęciach cyfrowych. Dla mnie osobiście skanowanie negatywów to była najgorsza kara. Oczywiście inaczej bym pisał, jakbym miał Kodaka Pakona F135, wrzucał całą rolkę i szedł zająć się czym innym. Albo dostęp do skanera z Noritsu albo Frontiera. (tylko dlaczego jak przez 3 lata miałem takie noritsu 8-10godzin dziennie pod nosem to nie korzystałem akurat?)
Nawet wczoraj o dziwno wydarłem z piwnicy resztki sprzętu ciemniowego i na ekstremalnie pozwijanym papierze (chyba gdzieś przez lata składowania wilgoć złapał) zrobiłem z 10 odbitek z na pałę wybranych z segregatora klisz z Jednego Aparatu. I lepiej to szło niż cholerne skanowanie.

No może nie do końca bo cała impreza na 10 odbitek trwała z 2,5godziny. A rano i tak się okazały ****. Y, średnie.

Cytat
11. Jeśli ceny filmów i ich wywołania nas odstraszają, pomyślmy tak: koszt każdorazowej wymiany lustrzanki cyfrowej na najnowszy model co rok – dwa lata odpowiada zakupowi filmów i pokryciu cen ich wywołania na wiele lat; zatem możemy rzadziej wymieniać aparaty cyfrowe i robić równolegle fotografować na filmach, a nasze koszty na pewno nie wzrosną.

A to już bzdura na maksa. Może 15 lat temu. Ale biorąc dzisiaj aparat który ma 8-10 lat i wtedy był dobry, to nadal jest dobry. Tak, są "lepsze". Ale temu nic nie brakuje i w dodatku zazwyczaj nadal działa i nawet nowe akumulatorki do niego kupić można.
 

fotonyf  Dołączył: 24 Kwi 2006
Generic napisał/a:

Osobiście uważam, że obecnie z fotografią analogową można się pobawić dla przyjemności.


O! Właśnie!
:-B
 

White  Dołączył: 31 Paź 2008
Chyba tu tematycznie będzie pasować.
Artykuł o manipulacji w fotografii krajobrazowej. Dodatkowo z filmem przykładowym. Warto się zaznajomić bo te patenty są często stosowane jak i wiele innych. Plus dla autora za przemyślane i szerokie podejście do tematu. Link: https://fstoppers.com/landscapes/real-landscape-photography-610093
 

Enzo  Dołączył: 20 Gru 2006
White, danke! Kłopot z mocną postprodukcją zdjęć zamieszczanych w Internecie mają najczęściej początkujący miłośnicy fotografii. Bardzo, ale to bardzo trudno im wytłumaczyć, że to w większości wyklikane godziny przed monitorem a nie właściwy moment uchwycony aparatem fotograficznym. Podobnie jest zresztą z wszelkiego rodzaju sesjami modowymi i lifestylowymi, gdzie widzimy jedynie efekt końcowy a nie ekipę i aplikacje, które się złożyły na całość. Niestety tego typu zdjęcia widzimy najczęściej i są uznawane przez większość odbiorców za obowiązujący kanon (nie mylić z Canonem).
 

White  Dołączył: 31 Paź 2008
Fotografia modowa i beauty. Tam to Panie jest dopiero jazda ;). Joanna (chyba tak ma na imię) Kustra ma kanał na Youtubie. Dużo pokazuje i mówi. Kiedyś trafiłem i sobie oglądałem.

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach