to pierwszy mój wątek na tym forum (użytkownik od dawna czytający, ale nie-praktykujący) a dzielę się moim nieszczęściem:
W ostatni dzień (na szczęście) wakacyjnego wyjazdu, kumpel przez głupi przypadek sprawił, że mój miesięczny k110d spadł z szafy z wysokości ok. 160 cm. Po wyjęciu go z torby i ustawieniu włącznika na ON, moje najgorsze przeczucie się spełniło - zero reakcji na wciskanie spustu i innych przycisków, żadnej info na obu wyświetlaczach, żadnego dźwięku. Myślałem, że go w tym momencie je....uderzę. Na szczęście dla niego, sam się uszkodził przy swoim upadku. Zawsze po zmianie aku lampa błyskowa wyskakiwała sama nawet w stanie OFF
Szczęście w nieszczęściu, ani obiektyw ani korpus nie pękł ani się nie ośrupał. Po powrocie do domu wsadziłem body w karton i wysłałem do serwisu do Niemiec (kupiłem go tam więc wysyłka do polskiego dystrybutora mijała się z celem).
W miniony poniedziałek dostałem potwierdzenie przyjęcia do serwisu, a już w czwartek rano miałem paczkę z aparatem w domu. Usterka usunięta - aparat działa. Nie napisali mi jednak co było przyczyną usterki (oprócz 1,6 metrowego lotu i twardym lądowaniu), mogę się jedynie domyślać, że po prostu przy uderzeniu wypadła bateria podtrzymująca czas. W dokumencie serwisowym wykazana jest tylko robocizna i materiał/element (nie wiem jaki, może ta bateria). Także z serwisu jestem bardzo zadowolony - zero migania się od naprawy gwarancyjnej, bezpłatna przesyłka zwrotna UPSem, no mogli tylko jeszcze wyczyścić z paprochów ....
Wszystko się skończyło dobrze, ale ogólnie nie życzę nikomu takich przeżyć.