M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
[fotografowie] Aaron Siskind
Cytat

http://www.aaronsiskind.org/
http://www.youtube.com/watch?v=IHmwGz2Y7EM

Choć Aaron Siskind swoją drogę fotografa zaczynał jako dokumentalista, dziś znany jest i ceniony przede wszystkim jako wybitny ekspresjonista i twórca zdjęć abstrakcyjnych, skupionych bardziej na formie niż treści.

Aaron Siskind urodził się w 1903 roku, zmarł w 1991, całe życie spędzając w USA. Studiował historię literatury i zaraz po zakończeniu edukacji został nauczycielem. Jego zapowiadające się na nudne życie odmienił ślub. Niestety, nie ze względu na osobę małżonki, a z powodu prezentu, jaki pan młody dostał, by dokumentować miesiąc miodowy. Prezentem tym był rzecz jasna aparat fotograficzny. Ślub odbył się w 1929 roku, a już 3 lata później Siskind został członkiem słynnej Photo League, która w latach 30. notowała największy rozwój i reprezentowała najwyższy fotograficzny poziom. Grupa fotograficzna założona w 1936 roku przez Paula Stranda i Berenice Abbot miała na celu dokumentowanie trudnych lat wielkiego kryzysu w USA, pokazanie, jak rozwarstwia się amerykańskie społeczeństwo, z jak trudnymi warunkami muszą radzić sobie najubożsi, a wreszcie – jak bardzo źle traktowani są czarnoskórzy obywatele. Do dziś prace członków Foto-Ligi wyznaczają poziom fotograficznego dokumentu, zdjęć prezentujących rzeczywistość, często zwykłą i mało fotogeniczną.

Przez dekadę lat 30. Siskind jednocześnie był nauczycielem w publicznej szkole w Nowym Jorku oraz wolnym strzelcem, współpracującym z Foto-Ligą. Z tamtego okresu pozostały zdjęcia zrobione w Harlemie, pokazujące życie codzienne jego mieszkańców. Siskind miał bliski kontakt z uboższymi mieszkańcami amerykańskiej metropolii – do szkoły, w której uczył, chodzili najmłodsi przedstawicie najniższych klas nowojorskiego społeczeństwa.

Jednocześnie z pracą nad socjologicznym dokumentem o ludziach, Siskind fotografował architekturę. Od początku była to jedna z jego największych pasji. Robił zdjęcia przemijającym budynkom, starym i pięknym gmachom, które w miarę rozwoju miasta musiały ustępować miejsca nowym.


http://www.photoeye.com/B...m?catalog=PY092

Pierwsze zmiany w pracach Siskinda zaczęły zachodzić w latach 40., a ostatecznie o jego nowym spojrzeniu na świat zdecydował rok 1950 i spotkanie z Harry'm Callahanem. Wtedy to Callahan zaproponował koledze po fachu pracę w Institute of Design w Chicago, szkole założonej przez Laszlo Moholy-Nagya, która miała stać się następczynią słynnej szkoły Bauhaus (po tym, jak jej profesorowi opuścili faszystowskie Niemcy).

To tam zainteresowania Siskinda zaczęły zmierzać w stronę abstrakcji. Od lat 50. zmieniło się życie fotografa – został wykładowcą na uczelniach artystycznych (w 1959 roku został szefem wydziału fotografii w Institute of Design, na uczelni Illinois Institute of Technology w Chicago) oraz sam zaczął robić zupełnie inne niż dotąd zdjęcia.


http://www.photoeye.com/B...m?catalog=ZD607

Spośród otaczającej go rzeczywistości Siskind wyszukiwał i komponował obrazy tak, aby zatraciły zupełnie swój realizm. Jego zdjęcia zbliżyły się do tak modnej w owych czasach w malarstwie abstrakcji, a zarazem pełne były dynamizmu. Do dziś Siskinda nazywa się ekspresjonistą i abstrakcjonistą, bo poprzez nieprzedstawiające fotografie umiał przekazać potężny ładunek ekspresji. Gdy przyjrzeć się jego zdjęciom, można na nich rozpoznać resztki plakatów oblepiających ścianę czy linie malowane pędzlem na chodniku.

W obiektywie Siskinda balustrada balkonu, parasol, fragment schodów czy ściana z łuszczącą się farbą zamieniają się w obrazy zadziwiające, tajemnicze, poetyckie lub dramatyczne. Zadziwiające, że w dziejach fotografii nie znalazło się wielu wiernych naśladowców stylu Siskinda, ale może też dzięki temu po dziś dzień jest on wymieniany w czołówce najwybitniejszych amerykańskich fotografów. Autor: Anna Cymer
http://www.swiatobrazu.pl...kind-11664.html
 

wojtekk  Dołączył: 17 Lip 2006
Uwielbian Siskinda. Taki Gibson, ino Siskind ;D
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Jeden z uczniów Aarona Siskinda:
Cytat
Twoja biografia to między innymi historia spotkań z wieloma fotografami. Już na początku swojej fotograficznej drogi spotkałeś i zaprzyjaźniłeś się z takimi fotografami jak Aaron Siskind, Minor White, Duane Michals, Arthur Tress, Robert Frank czy Sally Mann. Jednocześnie twój styl pozostawał niezmienny. Czym w takim razie były dla ciebie te spotkania?
Arno Rafael Minkkinen: Potwierdzeniem mojej pasji dla fotografii w tym sensie, że ludzie których spotkałem, jak Robert Frank, byli szczerzy w tym, co robili. Robert Frank był właśnie taki, jak jego fotografie, jego twórczość odbijała się w stosunku do studentów, sposobie zabawy czy ubierania się. Sally Mann okazała się prawdziwa w swojej pasji ciemnej pierwotnej energii. Czyli te spotkania potwierdziły słuszność mojego zachwytu ich twórczością. Mogłoby się przecież okazać, że byłbym rozczarowany, a nie byłem. Nawet wtedy, gdy ktoś taki jak Garry Winogrand nie lubił moich prac, to także było potwierdzenie, bo on ich po prostu nie powinien lubić! Utwierdzało mnie to w tym, kim sam jestem.

Czy twoi pierwsi nauczyciele, Aaron Siskind i Harry Callahan mieli wpływ na powstanie twojego stylu?
Tak. Kiedy zgłosiłem się do szkoły, miałem już swoją ideę, a Harry zadał mi tylko jedno pytanie: "Czemu chcesz tu przyjść?". Odpowiedziałem, że chcę kontynuować to, co już zacząłem. "To całkiem dobry powód" odpowiedział. Harry, ucząc, chciał wspierać swoich studentów. Wracając do tego, co mówiłem wcześniej, on także utwierdził mnie w tym co robiłem. Dlatego był wielkim nauczycielem. Z kolei Winogrand nigdy nie potrafił wyjrzeć poza zakres swojej fotografii. Myślę, że na tym polegała wielkość kogoś takiego jak Harry Callahan jako nauczyciela, że posiadł te umiejętność. Aaron Siskind pomógł mi pojawić się na rynku sztuki, zaufał mi i wszędzie mnie ze sobą zabierał.

Czy uważasz, że takie utwierdzenie w obranej drodze jest najważniejszym elementem edukacji w fotografii?
Tak, w przeciwnym wypadku nauczyciel może przekazać jakieś wskazówki dotyczące kontaktów, galerii, ale potwierdzenie tego, że to, co się robi, jest cenne i ważne jest nieocenione. Harry nigdy nie mówił o tym, co mu się nie podobało, nie tracił na to słów. Ale jeśli uważał to, co ktoś robił, za warte kontynuacji, opowiadał o tym we wspaniały i mobilizujący sposób. Czasami proszę swoich uczniów, żeby mi zaufali i na przykład nie pokazywali swoich prac przez następne dwa lata. Kiedyś sprzedałem zdjęcie za dużą sumę na aukcji Sotheby's i nikt nie narzekał, że to była praca studencka. A była, zrobiłem ją w ramach zajęć!
http://www.fotopolis.pl/index.php?g=284

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach