spacja  Dołączyła: 15 Mar 2011
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
kompletnie już nie wiem o co chodzi (na usprawiedliwienie podam, że czytam po nocach, na telefonie, nie całkiem na trzeźwo), ale :mrgreen: :lol: :mrgreen: :-B :-B

[ Dodano: 2017-07-23, 01:02 ]
pszczołowaty napisał/a:
0bleblak, a ja Spację skojarzyłem z Kill Billem :)

Coraz lepiej! Gdzie mój różowy pas i japoński miecz??

[ Dodano: 2017-07-23, 01:04 ]
pszczołowaty napisał/a:
mógłby być też zły porucznik


[ Dodano: 2017-07-23, 01:07 ]
0bleblak napisał/a:
On był brzydki.

Zupełnie się nie znasz. Zupełnie!!
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
Może kiedyś uda mi się nie zasnąć przy oglądaniu :mrgreen:
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
spacja napisał/a:
że czytam (...)nie całkiem na trzeźwo


A to nie pisałem, że tylko tak wolno to czytać?!
:mrgreen:

Słuchajcie... Pracuję nad OSTATNIĄ cześcią. Chcecie dziś nad ranem, czy wolicie jutro, jak odeśpię?
 

TM_Mich  Dołączył: 08 Wrz 2009
I nad ranem, i jak odespisz. Posil się zupą :)
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
TM_Mich napisał/a:
I nad ranem, i jak odespisz. Posil się zupą :)


Eeee... No to jutro :-D
 

Zbynio  Dołączył: 07 Maj 2007
Ja też dołożę 10x :mrgreen: + 10 :-B x 15 to i tak mało :mrgreen:
 

0bleblak  Dołączyła: 15 Cze 2011
Szybciej, nie znaczy lepiej. Niech koniec będzie godzien końca 8-) Odeśpij, odpocznij i niech moc będzie z tobą :-B
 

SlicaR  Dołączył: 28 Kwi 2013
A jak odeśpisz i odpoczniesz to może się okaże, że to nie koniec tylko zwrot...
 

0bleblak  Dołączyła: 15 Cze 2011
SlicaR napisał/a:
A jak odeśpisz i odpoczniesz to może się okaże, że to nie koniec tylko zwrot...

I to by było najlepsze Apas . Nawet nie wiesz jak wiele osób byś uszczęśliwił: )
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
Z pozdrowieniami dla pani Eli. Też lubię sernik!
Autor



EPILOG

Robert Keller spojrzał przez okienko samolotu, który właśnie łagodnie przechylił się na prawe skrzydło korygując kurs, ale zobaczył tylko biały bezkres chmur aż po horyzont: nad niemal całą kontynentalną Europą padał deszcz i powierzchnia ziemi zginęła pod pierzyną obłoków, które oglądane z góry w niczym nie przypominały ołowianej zasłony, którą widzieli nad sobą moknący ludzie na dole. Mężczyzna poprawił się w nieco ciasnym jak na rozmiar jego klatki piersiowej fotelu szukając wygodniejszej pozycji, przymknął oczy i zaczął po raz kolejny analizować serię dramatycznych wydarzeń z ostatnich dni, które sprawiły, że siedział teraz w samolocie mknącym na zachód.
Od momentu spotkania z prokurator Anną Iris i jej... poślubioną mocno nieoficjalnie, podczas wycieczki do Szwecji żoną, minister Blendą w gabinecie tej ostatniej, Keller stał się trochę wbrew swej woli członkiem zespołu pracującego nad tą niezwykle złożoną i wielowątkową sprawą, zapoczątkowaną znalezieniem zwłok rozstrzelanego fotografa, który okazał się nie być fotografem ani tym bardzie rozstrzelanym przez kogokolwiek, bo rozstrzelał się sam. Na początku oczywiście Robert niewiele rozumiał i mało wiedział, ale – ku własnemu zdumieniu – bardzo szybko naprawdę zaangażował się emocjonalnie w dochodzenie znacznie większe, niż cokolwiek, nad czym pracował uprzednio i starał się bardzo ciężko, by okazać się pomocnym – jak nigdy wcześniej w całym jego zawodowym życiu.
Gdy zespół zastanawiał się nad implikacjami faktu, iż domniemana ofiara tajemniczego M4/3 jest de facto samobójcą, z Filipin odezwał się Kadyszek. Z racji braku bezpiecznego połączenia nie podał jakichkolwiek szczegółów co do efektów swego wyjazdu, ale kategorycznie domagał się jak najszybszej ewakuacji do kraju. Powołany ad hoc zespół, po przeanalizowaniu dostępnych połączeń uznał, że inspektor będzie potrzebowal blisko 45 godzin lotów i przesiadek, by wrócić do Warszawy, a to ze względu na sezon urlopowy i obłożenie lotów. Blenda poruszyła problem na spotkanu rządu licząc na cud i znajomości któregoś z ministrów. Niestety, szef MON, na którego liczyła najbardziej zapewnił, że nic się nie da zrobić. Jednak wtedy, ku zdumieniu wszystkich to minister spraw zagraniczych zadeklarował, że sprawę załatwi, choć nikt nie brał go poważnie: minister Rajmund Wywoływacz był powszechnie i słusznie uważany za idiotę, który nie jest w stanie od kilku lat rozwiązać zestawu krzyżówek, jakie dostał kiedyś od żony pod choinkę, zaś do opuszczenia gmachu ministerstwa potrzebuje specjalnego asystenta, bo sam gubi drogę, choć pracuje tam już dwa lata. Zdumienie członków rządu osiągnęło punkt wrzenia gdy okazało się, że po krótkiej rozmowie z ambasadorem USA w Warszawie Wywoływacz oświadczył, że Amerykanie ewakuują Kadyszka z Azji i biorą na siebie koszty.

Inspektor dotarł na lotnisko wojskowe pod Poznaniem 10 godzin później na pokładzie dwuosobowej wersji amerykańskiego F-35 z jednej z baz w Azji, który pokonał większość trasy z prędkością naddźwiękową, zwalniając kilkukrotnie tylko w celu uzupełnienia paliwa z latających cystern. Gdy do tego doszło, minister obrony narodowej wpadł w depresję i podał się do dymisji, ale to już nie miało związku z dochodzeniem.

Jeszcze na lotnisku minister Blenda usiłowała zaskoczyć Kadyszka informacją, że wprawdzie nie ma szans, by ustalić kim był rzekomy fotograf, ale za to wiadomo na pewno, że nie został zamordowany, tylko popełnił bardzo dziwne samobójstwo. Inspektor odparł na to, że wprawdzie nie wiedział, że to było samobójstwo, ale ten fakt wyjaśnia bardzo wiele. Bo on, Kadyszek – wie, kim jest denat!

Keller spojrzał na fotel po drugiej stronie przejścia, oddzielajacego dwa rzędy siedzeń w samolocie. Inspektor Kadyszek wyglądał, jakby spał. Kellerowi opowiedziano o wypadku Kadyszka podczas morderczego szkolenia i jego niechęci do latania. Robert wahał się chwilę, ale w końcu wyciągnął dłoń i dotknął ramienia starszego kolegi. Kadyszek natychmiast otworzył oczy.
- Co, lądujemy?
- Nie, jeszcze nieco ponad godzina lotu została. Przepraszam, że cię budzę, ale... wciąż nie rozumiem kilku rzeczy – Kellerowi było trochę głupio, że dla zaspokojenia własnej ciekawości przerwał sen Kadyszka.
- Pytaj – zachęcił go tamten.
- Rozumiem, że rozpoznałeś twarz fotografa na zdjęciu, zrobionym przez Filipiczyków mężczyźnie, którego Apas zidentyfikował później jako M4/3 i stąd znałeś jego tożsamość, tak?
- Tak. Zdjęcie było naprawdę świetnej jakości, zrobione Pentaksem, nie mogło być mowy o pomyłce. Pentaksem nie da sie zrobić złego zdjęcia, każdy szczegół musi być widoczny. A ja doskonale pamiętałem twarz denata.
- No dobrze, rozumiem. Ale jak domyśliłeś się, co doprowadziło M4/3 do targnięcia się na życie? Pamiętam, że uznałeś sprawę za rozwiazaną nienal natychmiast, dy powiedzieliśmy ci, że to na pwno było samobójstwo...
- To proste, Robercie. Poskładałem razem fakty, to podstawa policyjnej roboty...
Keller zarumienił się. Przedwczoraj odebrał z rąk Genowefy Blendy nominację na wakujące stanowisko komisarza, której nie przyjął Kadyszek. Formalnie, Robert był więc teraz szefem swojego kolegi ale tak naprawdę wiedział, ze przez najbliższe miesiace i lata będzie się od niego uczył, jak być dobrym psem. Rozmawiali już o tym i Kadyszek zapewnił go, ze jemu taki układ pasuje.
Tymczasem inspektor nie zauważył zmieszania swojego nowego szefa – albo taktownie udał, że go nie dostrzega – i mówił dalej:
- M4/3 uciekł z obławy na Filipinach, ale Apas podążył za nim. Zapewne dopadł go w Australii, choć tego możemy nigdy nie potwierdzić, jako poszlakę mamy tylko kartkę, jaką Apas posłał Tamowi. Załóżmy jednak, że doszło do konfrontacji gdzieś na pustkowiach tego kontynentu. Nie wyobrażam sobie, jak wyniszczająca psychicznie i fizycznie musiała to być gra wybitnych osobowości, skoro Apas wprawdzie przeżył, ale w stanie intelektualnym zbliżonym do kępy szczawiu. Jednak psychika M4/3 też musiała ucierpieć, wszak nie zdołał zabić Apasa...
- Wrócił jednak po swoją kobietę na Filipiny – przerwal mu Keller.
- Tak. Tylko po to, by dowiedzieć się, że umarła pod jego nieobecność, co zapewne później dopełniło dzieła zniszcenia jego osobowości. Ale dowiedział się przy okazji także, że ostatnie, co łączyło ją z tym światem – zmumifikowany palec – znalazł się przypadkiem w Polsce. Nie wiem, w jakim stanie był jego umysł, ale postanowił stworzyć fałszywą tożsamość fotografa i przyjechać do Polski – Kadyszek przerwał w zadumie.
- Może chciał odnaleźć ten palec? Albo... sam nie wiem... – młodszy policjant też sie zamyślił.
- Tak czy inaczej zniszczenia osobowości, jakie spowodowała w nim konfrontacja z Apasem wzięły ostatecznie górę i całą zdolność destrukcji, jaką M4/3 w sobie rozwijał latami skierował przeciw sobie samemu. Zabił się tak, jak zabijał w przeszłości naszych agentów by dać nam znać, że to już koniec – Kadyszek potarł palcami zmęczone skronie.
Mężczyźni milczeli przez pewien czas. W końcu odezwał się komisarz Keller.
- Po co właściwie tam lecimy, skoro M4/3 został skremowany a prochy pochowane w anonimowym grobie? - spojrzał pytająco na Kadyszka.
- Genowefie powiedziałem, że potrzebujemy ostatecznego potwierdzenia. Ale osobiście uważam, że... jesteśmy mu to winni. Chcę, żeby wiedział...

Z położonego na wzgórzu nad miastem portu lotniczego Cork, polscy policjanci pojechali taksówką do centrum miasta. Wysiedli koło dworca autobusowego. Z danych uzyskanych od funkcjonariuszy irlandzkiego wywiadu wynikało, że powinni stąd iść nad rzeką w kierunku St Parick’s Street, a następnie kierować się tym reprezentacyjnym bulwarem miasta w kierunku Grand Parade a potem Oliver Plunkett Street, by w ten sposób zatoczyć koło i wrócić do dworca autobusowego. Taka trasa dawala największą szansę na sukces, moża ją było w razie potrzeby powtórzyć kilkukrotnie.
Gdy tylko ruszyli, Kadyszek zauażył dwie młode i śliczne Irlandki czekające na przystanku autobusowym. Postanowił upewnić się, czy idą we właściwym kierunku a przy okazji odświeżyc swój irlandzki, którego nigdy jeszcze tak naprawdę nie miał okazji użyć. No i może trochę zaimponować Kellerowi, który znał angielski, będący bardzo słabym puktem w CV ispektora. Podszedł zatem do dziewczyn i zapytał:
- Gabh mo leithscéal mban, i gcás ina bhfuil Sráid Fhéile Pádraig?
- Ty, czego ta łajza chce? – zapytała najczystszą polszczyzną ruda, spoglądajac na ciemnowłosą koleżankę.
Kadyszkowi lekko opadła szczęka, jednak Keller zachował zimną krew.
- Dzień dobry paniom, właśnie przylecieliśmy z Polski. Mam na imię Robert, to mój kolega Stefan. Szukamy ulicy świętego Patryka.
- Kasia i Magda – ruda przedstawiła siebie i koleżankę. - Musicie iść prosto aż do tamtego mostu – wskazała ręką. - Początek Patryka jest naprzeciwko, wystarczy na wysokości mostu skrecić w lewo.
- Serdecznie dziękuję – Robert pociągnął kolegę i ruszyli we wskazanym kierunku. Kadyszek milczał, wciąż zaskoczony.
- Gdzieś czytałem, że podobo w Irlandii obecnie więcej ludzi mówi po polsku, niż po irlandzku (*) – komisarz starał się ukoić urażoną dumę inspektora.
- Nazwała mnie łajzą, cholera... - wyksztusił w odpwoiedzi Stefan.

Gdy dotarli do początku bulwaru zaczęli rozglądać się uważnie. Stefan lustrował prawą stronę szerokiej ulicy, Robert lewą. To wlaśnie on pierwszy zobaczył łysego kloszarda ze zmierzwioną brodą, przeglądajacego zawartość śmietnika. Policjanci przez chwilę obserwowali mężczyzę z pewnej odległości, dyskretnie porównując jego twarz do zdjęcia, jakie otrzymali od irlandzkich kolegów.
- To on - stwierdził w końcu Kadyszek. Ruszyli w kierunku byłego oficera Apasa.

- Cześć, Apas. Nie zrobimy ci krzywdy, chcemy pogadać – Keller zwrócił się do włóczęgi po angielsku. Mężczyzna uniósł wzrok, w jego oczach płonęło szaleństwo.
Kadyszek przez chwilę obawiał się, że facet ucieknie, ale on tylko zaśmiał się krótko i wrócił do przeglądania śmietnika. - Pokaż mu zdjecie – inspektor zwrócił się do Kellera.
Komisarz wyciągnął pomiejszoną do formatu A5 odbitkę zdjęcia, jakie Stefan przywiózł z Filipin. Klepnął Apasa w ramię i podał mu fotografię.
Kloszard zamarł w bezruchu. Przyglądał sie zdjęciu a jego spojrzenie zmieniało się. W oczach najpierw pojawiła się ciekawość, potem zaś – jakaś przerażajaca zawziętość. Ręce zaczęły mu drżeć. Keller szybko podał mu drugą fotografię: ta sama twarz, ale martwa. Głowa ułożona na specjalnej podstawce na stole sekcyjnym. Poza śmierci, którą zna każdy policjant z wydziału zabójstw.
Apas przenosił spojrzenie z jednej odbitki na drugą. Nagle stał się na moment innym człowiekiem: na dnie jego źrenic zapłonęła dibelska wręcez inteligencja.
- Dopadliście go... – odezwał się cichym, spokojnym głosem.
- Tak, dopadliśmy – potwierdził Keller.
Obdartus uśmiechnął się smutno. Po chwili jego spojrzenie znowu zapłonęło szaleństwem a on sam rzucił zdjecia na ziemię i ruszył biegiem w kierunku ulicy Grand Parade. Stefan i Robert słyszeli przez chwilę jego szalony śmiech i wykrzykiwane co chwilę: Dopadliście go! Krzyk jednak za moment rozpłynął się w zgiełku ruchliwej ulicy.
Kadyszek spojrzał w kierunku, gdzie zniknął biedny wariat.
- Ty go dopadłeś, stary... - mruknął.

Obaj policjanci stali w zadumie milcząc przez kilka miut. Ciszę przerwał Kadyszek.
- Myślę, że został am jeden ważny obowiazek do wypełnienia...
- Drużyna? - zapytał Keller.
- Tak, Drużyna... Musimy ich odwiedzić.
- To... To nie będzie możliwe do końca przyszłego tygodnia, Stefan...
- Dlaczego? Co się stało?!
- Oni leżą na oddziale zakaźnym, a ty właśnie wróciłeś z tropików. Nie wpuszczą cię tam – wyjaśnił Keller.
- Na zakaźnym?! Słyszałem, że wszyscy wylądowali w szpitalu, ale dlaczego na zakaźnym? - Kadyszek był zaskoczony i zawiedziony, że nie odwiedzi Pleśniaka, Zdana, Pszczołowatego, Fenola i Spacji.
- Nikt ci nie powiedział... To była salmonella. Cholernie zjadliwy szczep. W szejku czekoladowym. Wypili na postoju w drodze na punkt startowy i godzinę później wszyscy dostali takiej sra... tak się pochorowali, że trzeba było odwołać akcję zanim zrozumieliśmy, że i tak jest niepotrzebna. I alert w eskadrze F-16 też odwołaliśmy, na szczęście, bo jak się okazało maszyny nie miały resursu na uszczelki jakieś, czy coś – wyjaśnił młody komisarz.
- Jaka ta nasza służba niebezpieczna – westchnął Stefan. Po chwili jednak otrząsnął się z zadumy i spojrzał na Kellera – Jest 13.25. Samolot powrotny mamy, zdaje się, wieczorem, tak? Co robimy?
- Jak jechaliśmy taksówką to iedaleko dworca autobusowego widziałem chyba pub. Prawdziwy, irlandzki pub, Stefan! Co powiesz na szklaneczkę Guinessa, skoro już tu jesteśmy? Ja stawiam, jestem ci to winien...
- Formalnie to wiesz, jesteśmy na służbie... Ale... Chrzanić to, nikt nas tutaj nie zna! To co, idziemy? - Kadyszek uśmiechnął się do kolegi. Czuł, że z Kellera będzie jeszcze dobry policjant i... kolega.
- Idziemy. Tylko... Sluchaj, Stefan. Mam jeszcze jedną, prywatną prośbę... Gdybyś mógł nikomu o tym nie wspominać, dobrze?
- Wal śmiało, Robert!
- Chciałbym kupić aparat fotograficzny i nauczyć się robić zdjęcia. Wiem, że to twoje hobby i zasz się na tym... jak a wielu inych rzeczach. Co polecasz?
- Pentaksa, stary. Tylko Pentaksa. Chodź, pogadamy przy piwie. Opowiem ci, jak o mało co nie zrobiłem zdjęcia na konkurs, którym na pewno bym wygrał!
Stefan Kadyszek i Robert Keller ruszyli tam, skąd przyszli.

***

Przystojny, elegancko i drogo, choć ze stonowanym smakiem ubrany mężczyzna, siedzący przy stoliku wystawionym przed knajpką ‘Le Chateau’ przy St Patrick’s Street, odprowadził wzrokiem dwóch mężczyzn oddalajacych się w kierunku rzeki Lee. Uniósł do ust filiżankę z całkiem smaczną jak na Irlandię kawą, którą mu tu zaserwowano, upił łyk i spojrzał w kierunku, gdzie kilka chwil temu pobiegł kloszard, z którym ta dwójka się spotkała. Po bezdomnym nie było śladu, wmieszał się w tłum turystów i miejscowych ogarniętych szałem weekendowych zakupów na reprezentacyjnej ulicy miasta Cork i... zniknął, jakby go nigdy nie było.
Mężczyzna odłożył delikatnie filiżankę na spodeczek i zwrócił się do siedzącej obok, olśniewająco pięknej kobiety w gustownym, szarym kostiumie, na który mogłaby sobie pozwolić wzięta prawniczka lub odnosząca sukcesy bizneswoman, choć zapewne ani prawniczki, ani bezneswoman nie byłoby stać na zdobiący szyję kobiety naszyjnik wart 35 tysiecy dolarów, który dostała od swojego szefa na niedawne urodziny, przypadajace przypadkowo w tym samym dniu, co święto narodowe KRLD.
- O, moja droga?
- Tak, sir? – dziewczyna oderwała wzrok od tabletu, na którym od kilku chwil ze skupieniem coś czytała. Brylanty naszyjnika błysnęły w słońcu.
- Myślę, że o tym biednym głupcu możemy zapomnieć. Nic z niego nie zostało... Nic, czym musielibyśmy się przejmować, nie sądzisz? - mężczyzna uśmiechnął się delikatnie.
- Sądzę, że ma pan rację, Sir. Zaraz zmienię mu kategorię w Kancelarii – młoda kobieta spoglądała na rozmówcę oczekując dalszych instrukcji. Jej towarzysz upił kolejny łyk kawy i ponownie rozejrzał sie po wypełnionym przechodniami bulwarze. Po chwili westchnął, jakby podjął ważną decyzję i odezwał się do kobiety.
- Sądzę jednak, że powinniśmy w przyszłości przyglądać się bliżej tym dwóm dżentelmenom, którzy przed chwilą z nim rozmawiali. Wiemy, kim są, prawda?
- Oczywiście, Sir... Możemy ich w każdej chwili wyeliminować, jeśli to konieczne.
- Nie, nie, to nie będzie konieczne, nie w tej chwili... Musimy zachować dyskrecję nawet wiekszą, niż dotychczas, O. Wystarczy, że bedą pod stałą kontrolą. Zajmiesz się tym, dobrze? – mężczyzna uniósł rękę dając znać przechodzącej kelnerce, że chce zapłacić. Gdy dziewczyna wróciła z rachunkiem za dwie kawy, podał jej banknot o nominale 50 euro i ku zdumieniu kelnerki podziękował gestem za resztę, zostawiając jej wyjątkowo suty napiwek. Dziewczyna, która na przypiętej do bluzki plakietce miała wypisane egzotyczne imię Mariola uśmiechnęła się promiennie, podziękowała i ruszyła do innego stolika przyjąć zamówienie od nowych klientów. Elegancko ubrana para wstała od stołu.
- O, moja droga, czy Gulfstream jest już na lotnisku w Cork?
- Tak Sir, pilot przyleciał wczoraj i czeka na instrukcje.
- Przekaż mu, żeby grzał silniki i załatwiał formalności, wracamy do domu... Po tym, co tu widzieliśmy, chwilowo możemy zapomnieć o przeszłości...Teraz najważniejsza jest przyszłość... Oraz program ‘Alpha A9’!
Kobieta wyciągnęła z torebki telefon, wybrała numer i gdy po sekundzie ktoś odezwał się po drugiej stronie powiedziała do słuchawki:
- Zbynio? Mówi O’Bleblak. Przygotuj maszynę i zgłoś plan lotu, proszę. My już jedziemy na lotnisko. Pan Tref wraca do Szwajcarii.

KONIEC


(*) To akurat prawda, tak wynika z ostatniego spisu powszechnego w Eire :-)
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
Ela dziękuje i zaprasza :-D
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
plwk napisał/a:
Ela dziękuje i zaprasza :-D


Będę zaszczycony!
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
Od autora:

Moi drodzy. Przygody inspektora Kadyszka zawarłem w 18 765 słowach, czyli 126 802 znakach - jesteście mi winni nową klawiaturę :evilsmile:

A na poważnie - jeśli choć kilkoro z Was choć raz uśmiechnęło się podczas lektury, to ja jako autor czuję się spełniony. I dziękuję Wam za słowa wsparcia i otuchy, gdy pracowicie marnowałem kawałek życia pisząc te bzdury - dla Was było warto!
:-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B
 

SlicaR  Dołączył: 28 Kwi 2013
Apas, jesteś wielki :-B :-B :-B :-B
I dałeś nadzieję na sezon 2 :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
SlicaR napisał/a:
Apas, jesteś wielki :-B :-B :-B :-B
I dałeś nadzieję na sezon 2 :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Jako cholernie inteligetny dyplomata winien Pan wiedzieć, Ekscelencjo, że NIGDY nie należy mówić nigdy :-D
 
KasiaMagda
[Usunięty]
Apas

PS.
Dzięki, że zaznaczyłeś moją skromną osobę, no i miałeś dużą intuicję, bo mnie często ludzie pytają o coś na ulicy, mnie która myśli "lewo", a pokazuje "prawo" :-D
 

mr.ra66it  Dołączył: 03 Wrz 2011
:-B :-B :-B :!:

... napisy końcowe...
... agent Apas powróci...
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B :-B
 

SlicaR  Dołączył: 28 Kwi 2013
0bleblak nie dość, że została Słoneczkiem Forum to jeszcze Szyją Forum.
 

pszczołowaty  Dołączył: 07 Gru 2009
Apas, wielkie dzięki, muszę jeszcze raz to przeczytać w całości . Na pewno ominąłem jakieś smaczki ;)
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :-B :-B :-B :-B :-B :-B

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach