sylwesto  Dołączył: 16 Sie 2008
[fotografowie] What Remains: "The Life and Work of Sall
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
Nie wiedziałem, że to LF i w dodatku "ustawki". Rozczarowałem się tymi "ustawkami".
 

wojtekk  Dołączył: 17 Lip 2006
Bardzo ciekawy film, kto nie widział, polecam.
 

sylwesto  Dołączył: 16 Sie 2008
mygosia napisał/a:
Proszę zwracać uwagę na to jaki tytuł nadajemy wątkom.


Pardon, mon cheri ;-)
 
An_wrocławianka  Dołączyła: 25 Paź 2010
sylwesto napisał/a:
mygosia napisał/a:
Proszę zwracać uwagę na to jaki tytuł nadajemy wątkom.

Pardon, mon cheri ;-)

Przepraszam że się 'wtrancam', ale mygosia wymaga formy żeńskiej, więc powinno być: ma cherie (amour - jak śpiewał Stevie Wonder ;-) ).

pentax.org.pl - uczy, bawi, cieszy.
;-)
 

sylwesto  Dołączył: 16 Sie 2008
An_wrocławianka, No tak, miało być szarmancko, a wyszło "analfabetycznie" :oops: :-D
 

mian  Dołączył: 07 Lut 2008
Może kogoś zainteresuje..
Na amazon w promocji za 15 funciaków Immediate Family
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat

https://www.sallymann.com/

To, co kochasz, pozostaje

W grudniu 1969 roku 18-letnia Sally Munger przyjechała z college'u do domu na święta. Jej rodzice, zamiast szykować się do rodzinnego obiadu, byli zajęci usuwaniem skutków niedawnej powodzi. Przed wejście do letniego domu Mungerów nurt rzeki zawlókł ciężki kawał bloku skalnego. Ojciec Sally poprosił ówczesnego chłopaka córki o pomoc w usunięciu przeszkody. Ten przyprowadził swojego przyjaciela Larry'ego Manna - najsilniejszego człowieka, jakiego znał. Scenie przyglądała się z boku Sally. 'We trójkę nie dawali rady - mówi w dokumentalnym filmie Stevena Cantora What Remains (który po raz pierwszy został pokazany na festiwalu filmowym w Sundance w 2006 roku). - Larry powiedział wtedy: pozwólcie, że sam to zrobię. Schylił się, podniósł kamień, zarzucił go sobie na plecy bez cienia wysiłku i odblokował przejście. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Przed nowym rokiem zdecydowaliśmy, że się pobierzemy'. W 1970 roku Sally Munger została Sally Mann. Są razem od prawie 40 lat, dwie trzecie ich życia. Mieszkają na farmie w niewielkim mieście Lexington, w stanie Wirginia, gdzie oboje się wychowali. Mają własny ogródek warzywny. Hodują kozy, kury, parę koni i kilkanaście psów i kotów. Larry, który parę minut drogi stąd ma swoją kancelarię adwokacką, codziennie w środku dnia przychodzi do domu na lunch. Sally w jednym ze skrzydeł domu ma swoje studio fotograficzne. Oboje bardzo rzadko wyjeżdżają. Są typowymi ludźmi z Południa - przywiązani do ziemi, rodziny i lokalnych tradycji, które jak mówi Mann, w razie porażki dają jej poczucie oparcia. 'Nie czuję potrzeby szukania tematów gdzie indziej. Wszystko, co kocham, jest tutaj' - dodaje. To tu, na farmie oraz w ich letniej daczy oddalonej o kilkanaście kilometrów, powstały najbardziej znane na świecie i najbardziej kontrowersyjne zdjęcia, które Mann robiła trójce dorosłych dzisiaj dzieci i które ukazały się w albumie 'Immediate Family' ('Najbliższa rodzina') w 1992 roku. Tutaj także od kilkunastu lat powstaje nigdzie dotąd niepokazywany projekt, który Mann roboczo nazwała 'Marital Trust'. Na cykl składają się portrety Larry'ego przy codziennych czynnościach - obcinaniu paznokci, kąpieli, w łóżku z żoną, w ogrodzie. Często nago. O projekcie Sally Mann mówi: 'To moje estetyczne konto oszczędnościowe. Wiem, że mam te zdjęcia w ciemni i że są dobre. Może nigdy ich nie pokażę. A może pokażą je, gdy mnie już nie będzie'.



Od początku swojej kariery, czyli od lat 70., Mann używa XIX-wiecznego aparatu i równie starej techniki, która wymaga ustawienia modela do zdjęcia i utrzymania przez niego pozycji w bezruchu przez dobrych kilka minut. W przeciwieństwie do techniki cyfrowej cały proces zajmuje dużo czasu. Trzeba ustawić statyw, na nim umieścić aparat wielkości małego telewizora, przygotować szklane płyty, z których wywołuje się potem zdjęcia, i prosić modela o cierpliwość. Zanim to nastąpi, Sally Mann udziela szczegółowych wskazówek. 'Ręka wyżej, teraz obróć głowę trochę w bok. Nie tak, za bardzo. Czy naprawdę stoisz w ten sposób, kiedy obcinasz paznokcie u nóg?' - mówi do Larry'ego, który za każdym razem pilnie słucha poleceń żony. 'Sally robi nam zdjęcia, od kiedy pamiętam - tłumaczy Larry. - Tak postrzega świat - obrazami. I do tego jestem przyzwyczajony'. Mann coraz więcej czasu poświęca małżeńskiemu projektowi i ma coraz więcej wątpliwości, czy powinna go kontynuować. 'Czy to fair, że proszę go o pozowanie? Czy nie wymagam od niego zbyt wiele? Czy nie robię mu krzywdy?'. W 1994 roku u Larry'ego zdiagnozowano postępujący zanik mięśni. Z roku na rok robi się coraz słabszy, kuleje. 'Żyję w zaprzeczeniu, że nic mu nie jest - przyznaje Sally. - Nie mogę o tym myśleć. Ta choroba wydaje się tak nagła, tak niesprawiedliwa, taka... nie w naszym stylu' - mówi w filmie Cantora i powstrzymuje się od płaczu. Może właśnie dlatego, od kiedy przestała fotografować wyłącznie swoje dzieci, Mann skupia się na oswajaniu śmierci.

Najbliższa rodzina

Emmet, Virginia, Jessie. Ci, którzy znają zdjęcia Mann, znają te imiona na pamięć. Chyba nie ma artykułu o Mann, w którym nie zostaną wymienione. Zaczęła robić im zdjęcia w połowie lat 80., kiedy miały po kilka lat. 'To był sposób na pogodzenie pracy z wychowaniem trójki dzieci' - wspomina tamten okres. Najstarsza córka Jessie w wywiadzie sprzed kilku lat dla fotograficznego magazynu 'Aperture' uzupełni: 'Mama nigdy nie była wylewna. Fotografowanie nas było jej sposobem na powiedzenie, jak bardzo nas kocha'. Virginia w ogóle nie pamięta pozowania do zdjęć, za każdym razem ze zdziwieniem ogląda swoje fotografie. 'I ty pozwoliłaś na to, żeby mnie przywiązali do drzewa?' - mówi do matki trochę z wyrzutem. Emmet wspomina determinację matki: 'Widziałem to po jej spojrzeniu. Kiedy zobaczyła coś, co robimy i co jej się spodobało, wiedziałem, że za chwilę będzie chciała to mieć na zdjęciu. To było trochę straszne'. Dzisiaj wszyscy są dorośli. Jessie skończyła psychologię, maluje i profesjonalnie pozuje do zdjęć. Mówi, że jest uzależniona od pozowania. Emmet został architektem krajobrazu. Virginia jest w college'u. Starają się chronić swoje życie prywatne, niewiele o nich wiadomo. 'Nie znoszę tego niezdrowego zainteresowania - mówi Jessie. - Nawet teraz, po latach, ludzie koniecznie chcą się przekonać, czy nic nam nie jest, czy wyrośliśmy na normalnych ludzi'. Kiedy byli mali, Mann robiła im zdjęcia na własny użytek, do kroniki rodzinnej. W miarę jak rosły, a zdjęcia nabrały dramatyzmu związanego z dojrzewaniem dzieci i tym, jak zmienił się ich sposób bycia, zaczęła myśleć o wystawie, a potem o albumie. W 1992 roku zdecydowała się pokazać prace w jednej z nowojorskich galerii. Zanim do tego doszło, starsze dzieci, 12-letni Emmet i 10-letnia Jessie, odbyły konsultacje z psychologiem, który wyjaśnił im, jakie mogą być konsekwencje pokazania fotografii światu oraz jakiej reakcji mogą się spodziewać. W trakcie sesji okazało się, że dzieciom zależy wyłącznie na tym, żeby nie wyszły na 'mięczaków' i żeby nie stały się pośmiewiskiem dla rówieśników. Poza tym wyraziły pełną zgodę na publikację. Były nawet zawiedzione, kiedy Mann wahała się przez chwilę, czy nie poczekać z wystawą, aż osiągną pełnoletność. Na wszelki wypadek poradziła się prawnika i z całą rodziną odwiedziła przedstawiciela FBI, żeby zapytać, czy nie zamierza przypadkiem skonfiskować jej zdjęć i sprzętu, kiedy zostaną pokazane publicznie. Tak się stało w przypadku innych znanych amerykańskich fotografów Jocka Sturgesa i Roberta Mapplethorpe'a, którym postawiono zarzut szerzenia pornografii. FBI uspokoiło Mann, że ze strony prawa nic jej nie grozi. Jednocześnie zaznaczono, że co najmniej osiem z pokazywanych zdjęć jest dwuznacznych i że Mannowie mogą spodziewać się kłopotów, przynajmniej ze strony opinii publicznej.

Kapiący lód

Od wernisażu w Houk Gallery w Nowym Jorku nie mówiono o niczym innym niż o Mann, jej dzieciach i zdjęciach. Po co, pytano, pokazywać Jessie, która zupełnie nago buja się na drążku na werandzie, podczas gdy w tle przyglądają się temu znajomi jej rodziców? Czemu ma służyć zdjęcie nagiej Virginii, sfotografowanej między męskimi owłosionymi nogami (to był jej ojciec, ale jego twarzy nie było widać)? Czy jest potrzebna fotografia krocza Emmeta, na które spłynął roztopiony lód? W prawicowych mediach, panelach dyskusyjnych dotyczących pornografii w sztuce, nawet w niektórych środowiskach akademickich atakowano Mann bez taryfy ulgowej. Fakt, że była matką swoich modeli, paradoksalnie działał na jej niekorzyść. Pojawiły się argumenty o wyrodnej matce, skrzywionej moralnie. Na jednej z wystaw rozgorączkowany tłum na czele z pastorem domagał się zamknięcia ekspozycji i odebrania Mannom dzieci. Sally Mann początkowo próbowała się bronić, twierdząc, że nie robiła niczego bez zgody dzieci, że wszystkie zdjęcia powstały latem, kiedy dzieci biegają nago, a pornograficzne są wyłącznie myśli osób, które w ten sposób interpretują jej zdjęcia. Z drugiej strony, znając sposób pracy Mann, wiadomo było, że nie były to wyłącznie spontaniczne migawki z wakacji. Kiedy giez ukąsił Jessie tak, że spuchło jej pół oka, Mann najpierw zadzwoniła do lekarza, a chwilę potem już rozstawiała aparat. Kiedy Emmet został potrącony przez samochód i znalazł się w szpitalu, też pojechała tam z aparatem. Kiedy mała Virginia podczas snu zsiusiała się do łóżka, Mann wiernie odtworzyła tę scenę. Na zarzuty o ewentualne wykorzystywanie dzieci do swoich własnych, artystycznych celów Mann miała jeden argument: 'Te zdjęcia miały trafić jedynie do rodzinnej kroniki'. Niektórzy byli wyraźnie zaniepokojeni tym, że w niej nie pozostały.

Kałuża krwi

Dzięki zdjęciom 'Najbliższej rodziny' o Mann zaczęło być głośno nie tylko w Wirginii. Wystawa ze zdjęciami objechała pół świata, wszędzie podobnie dzieląc opinię publiczną. Jeszcze kilka lat temu do jednej z fińskich galerii po interwencji zwiedzających wkroczyła policja, żeby upewnić się, że zdjęcia nie naruszają prawa. Dzisiaj Mann niechętnie mówi o tym albumie. Uważa, że wszystko, co miała do powiedzenia na jego temat, zostało już powiedziane. Nie jest pewna, czy gdyby dzisiaj jeszcze raz miała podjąć decyzję o opublikowaniu zdjęć, toby to zrobiła. Ale szczerze przyznaje, że to dzięki nim zdobyła sławę: magazyn 'Times' przy znał jej w 2001 roku tytuł fotografki roku, jej zdjęcia mają teraz najbardziej znani kolekcjonerzy sztuki i muzea, a przede wszystkim dzisiaj nazwisko Sally Mann coś znaczy i... kosztuje. Tylko w ciągu pierwszego roku od publikacji zdjęć z albumu galeria reprezentująca Mann sprzedała zdjęcia o wartości pół miliona dolarów. W miarę jak dzieci się uniezależniały, coraz mniej chętnie zgadzały się na pozowanie. 'Ich postaci na zdjęciach stawały się coraz mniejsze - opowiada Mann. - Zaczął dominować krajobraz'. Po 1992 roku zamilkła na wiele lat. Dzieci jedno po drugim opuściły farmę, żeby się kształcić. Kilka następnych lat Mann poświęciła na fotografowanie na Południu pól bitewnych z okresu wojny secesyjnej. Ale wobec burzy, jaką wywołały zdjęcia jej dzieci, ten cykl fotografii przeszedł bez echa. W 2000 roku na farmę Mannów wtargnął zbieg z więzienia, którego ścigała policja. Był uzbrojony. Sally właśnie wyglądała przez okno, kiedy zobaczyła postać, która biegiem zbliża się do domu. W tym samym momencie odebrała telefon od szeryfa, który zdążył tylko krzyknąć do słuchawki: 'Na twoim terenie jest uzbrojony mężczyzna!'. Sto metrów od domu został trafiony przez policjantów w udo. Kiedy upadł, wyjął pistolet i strzelił sobie w głowę. Mann natychmiast wybiegła na zewnątrz, żeby obejrzeć ciało. Patrzyła zafascynowana, jak z rany postrzałowej w głowie wypływa brunatna krew. 'Była zaskakująco ciemna. Jak czekolada. Nie mogłam się oprzeć, żeby tego nie dotknąć. Pod naciskiem mojego palca kałuża natychmiast wsiąkła w ziemię. To było niesamowite' - wspomina Mann tamten dzień. Miała kolejny temat.

To, co pozostaje

Do serii zdjęć miejsca na posesji Mannów, w którym zastrzelono zbiega, doszły kolejne. Dokumentacja z 18 miesięcy rozkładu ukochanej suki - Evy. Kiedy zdechła, Sally najpierw kazała oddzielić skórę od kości, a następnie miesiąc po miesiącu fotografowała ich rozpad. Układając kości przed obiektywem, mówi: 'To jest naprawdę piękna, piękna rzecz'. Seria zdjęć z pola bitewnego nad rzeką Antietam. 'Ziemia nie pamięta, ile kryje w sobie pochowanych ciał, ale artysta będzie pamiętał'. Cykl zdjęć martwych ciał, które leżą w ogrodzie na terenie specjalistycznego ośrodka badań dla policjantów, gdzie eksperci uczą się analizować zwłoki i na tej podstawie ustalać szczegóły zbrodni. O tych Mann mówi: 'Uwielbiam zmumifikowaną skórę. Jest taka organiczna'. Na koniec - zbliżenia dorosłych dzieci Mann. W kontekście pozostałych zdjęć sprawiają wrażenie, jakby ich twarze były martwe, ale zdaniem Mann ten cykl jest klamrą, która spina temat. To antidotum na śmierć, bo ty kiedyś umrzesz, ale twoje dzieci pozostaną... Całość złożyła się na wystawę i album pod tytułem 'What Remains' ('To, co pozostaje') opublikowany trzy lata temu. Mann zadedykowała go swemu ojcu. Po wernisażu w Corcoran Museum w Waszyngtonie powiedziała: 'Jeśli już nigdy nie będę mieć kolejnej wystawy, to w porządku. Nic się nie stanie. To mi wystarczy'.


https://www.youtube.com/watch?v=gsJpcOcVYak

Dziwactwa Roberta Mungera

Ojciec Sally Robert Munger był znanym w Lexington lekarzem. Połowie mieszkańców miasteczka pomógł przyjść na świat. Jeździł astonem martinem. Był znany ze swojego szorstkiego usposobienia, ale ze względu na szacunek, jakim się cieszył, tolerowano jego liczne dziwactwa. Mungerowie jako jedyni w okolicy nie chodzili do kościoła, nie należeli do żadnego klubu, nie oglądali telewizji.
Munger powtarzał swoim dzieciom: 'Nie chcę, żebyście byli zwyczajni'. (To samo kilkadziesiąt lat później będzie powtarzać Sally Mann jego wnukom). Jedynym wyrazem jego zaangażowania w lokalną społeczność był udział w konkursie na najpiękniejszy ogród, o który Robert Munger bardzo dbał. Brał w nim udział, dopóki - ku przerażeniu swojej żony - nie wystawił w ogrodzie obscenicznych rzeźb w kształcie genitaliów. 'Sally wygląda jak ja, ale w środku jest w stu procentach swoim ojcem - twierdzi jej matka. - Do drugiego roku życia nie chciała nosić ubrań. Biegała na golasa. Kiedy coś było nie po jej myśli, tak się wściekała, że najpierw traciła głos, a potem nie mogła złapać powietrza. Dusiła się' - opowiada w filmie Stevena Cantora. 'Ojciec był trudnym człowiekiem. Razem z moim bratem bardzo się go baliśmy, dużo od nas wymagał - mówi Sally Mann. - Był skryty. Oderwany od rzeczywistości. Ale też niesamowicie kreatywny - rzeźbił, robił zdjęcia, rysował. To on pierwszy podarował mi aparat. Dał mi też książkę dla dzieci »Artystą można być wszędzie «. Dzięki niej zaczęłam widzieć sztukę we wzorkach na obrusie, w codziennych zajęciach, w byciu zwyczajnym. Był zafascynowany śmiercią. Kolekcjonował jej wyobrażenia z różnych kultur. Myślę, że odziedziczyłam tę fascynację po nim' - przyznaje Mann. Kiedy umierał, zebrała się na odwagę, żeby powiedzieć mu po raz pierwszy i ostatni, że go kocha. Ojciec popatrzył na nią z politowaniem. 'Biedne dziecko - miał powiedzieć. - No już, nie mazgaj się'. Nie bał się śmierci. Traktował ją zwyczajnie. Kiedy umarł, Mann przez rok nie mogła podnieść się z łóżka. Wpadła w depresję. 'Amerykanie mają dziwne podejście do śmierci - zastanawia się dzisiaj Mann. - Zamykają ją w domach dla starców, w trumnach, byle dalej od siebie. A przecież trzeba zdać sobie sprawę, że kiedy umierasz, po prostu przestajesz istnieć. To, co zostaje, to tylko skorupa'. O swojej śmierci Mann mówi: 'Wszystko mi jedno, co ze mną zrobią. Mogą mnie rzucić na pożarcie lisom. Przynajmniej na coś się przydam'. Równolegle do projektu 'Marital Trust' rozpoczęła pracę nad nowym. Robi swoje autoportrety.
tekst Agnieszka Jucewicz
 

TM_Mich  Dołączył: 08 Wrz 2009
M.W, dzięki!

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach