M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
[fotografowie] Tomasz Gudzowaty
Cytat

http://www.gudzowaty.com/

HMG: Co to znaczy "bardzo mocny materiał fotograficzny"?
TG: Taki, który zaskoczy swoją skalą, pokaże ją. I ja powiedziałem sobie: dobrze, cierpliwie czekam trzy miesiące. Bo tyle czasu trwało wyczekiwanie na ten dzień. Był poranek, bardzo wczesny, nie wiem, wpół do piątej, może piąta, ledwie świtało. I wtedy ze wzgórza, gdzie przeczekiwaliśmy noc, zobaczyłem, że łąki na olbrzymiej przestrzeni zrobiły się nagle czarne, jak gdyby ktoś wylał na nie atrament. Nie wierzyłem własnym oczom. Według późniejszej oceny strażników parku około 350 do 500 tysięcy sztuk zwierząt stanęło wówczas nad rzeką, by ją przekroczyć. To był wyjątkowy, niesamowicie ciężki dzień. Pobiłem wtedy swój rekord życiowy, zrobiłem 98 filmów. Koniecznie chciałem znaleźć się wśród tych zwierząt, a jednocześnie starałem się, żeby jak najmniej zakłócić im spokój i przeprawę, bo one są bardzo płochliwe.
http://www.swiatobrazu.pl...afii-23647.html

Paradise Crossing
http://vimeo.com/11743439

Of Eagles and Men
http://vimeo.com/7066512

Snychronized Swimming
http://vimeo.com/6178363

Yoga
http://vimeo.com/11743659

Chinese Gymnasts
http://vimeo.com/11743156

Nada Kusti
http://vimeo.com/11743372

Praca o Tomaszu Gudzowatym
http://www.canon-board.info/showthread.php?t=77228



Cytat

http://turystyka.wp.pl/wi...ee,artykul.html

Z Tomaszem Gudzowatym rozmawia Andrzej F. Rozhin

-Skończył Pan 32 lata, czy jest Pan zadowolony ze swoich dokonań?

Jestem gdzieś na początku drogi i bardzo chciałbym nauczyć się fotografować...

-To mówi 4-krotny laureat World Press Photo ?

Dorastałem w czasach, kiedy nie było w Polsce szkół fotograficznych. Czytałem i oglądałem zagraniczne pisma, a szczególnie katalogi Word Press Photo. Poznałem fundamentalną zasadę fotografii prasowej, że jest to najbardziej obiektywne patrzenie na świat.

- Pierwszy aparat fotograficzny?

To było dawno. Jakaś Smiena, którą fotografował tata. Ma on bardzo fajne wyczucie zdjęcia. Jestem przeciwny podziałowi na amatorów i zawodowców. Myślę, że dla każdego z nas fotografia jest czymś innym. Dla fotoreportera zawodowego jest to pewne wyzwanie i sposób zarabiania pieniędzy. Natomiast dla wszystkich z nas fotografia jest momentem utrwalenia ważnej chwili naszego życia. Miałem w domu wspaniałego przyjaciela, psa sznaucera o imieniu Garo. Cudowny obiekt do fotografowania. Najlepszy fotograf nie mógłby zrobić zdjęcia mojego psa lepiej niż ja, jego właściciel. Ponieważ najważniejsze w fotografii są „dobre emocje”. Kiedy robię zdjęcia staram się nigdy nie być intruzem w środowisku do którego przybywam. Wyjęcie aparatu fotograficznego nie powinno być pierwszą czynnością, a ostatnią. Aparat fotograficzny jest czymś bardzo demonicznym.

-Kiedy Pan zrozumiał, że fotografia jest Pana powołaniem. Studiował Pan Wydział Prawa na U.W.?

Brak spełnienia się po studiach prawniczych i konfrontacja mojego wyobrażenia o świecie z rzeczywistością, spowodowały, że postanowiłem być uczciwym wobec siebie. Stąd powrót do tego, co mnie kiedyś cieszyło. Fotografowanie było mi bliskie i zająłem się fotografią prasową. Myślę, że gdybym miał coś poradzić młodym ludziom,powiedziałbym: „słuchajcie, studiujcie najwięcej kierunków, rozwijajcie się, a potem wybierajcie zawód”. Ale prawda jest taka, że młodzi ludzie dzisiaj wybierając kierunek studiów, kierują się wyłącznie perspektywą zdobycia pracy i zarabiania pieniędzy. A jest mnóstwo pięknych kierunków: historia sztuki, humanistyka, szkoły artystyczne...które wspaniale rozwijają wewnętrznie człowieka.

-Panie Tomaszu, nie każdy ma dzisiaj takie możliwości. Pan pochodzi z zamożnego domu...Mógł Pan studiować i robić, co Pan chciał...

Kiedy zaczynałem swoją przygodę fotograficzną to ta sytuacja nie wyglądała tak bajkowo. Dla mnie tak naprawdę fakt posiadania takich czy innych pieniędzy nie zmienia podstawowych zasad życiowych. Wykonuję normalną działalność zawodową. To jest praca, która również przynosi pieniądze, jak na rynek fotograficzny, bardzo duże. Fotografuję dla jednej z 4 największych na świecie agencji fotograficznych. Nie mam bardzo wybujałych potrzeb własnych, ale kiedy chcę zrobić prezent mojej żonie czy komuś z przyjaciół to satysfakcję mam wtedy, kiedy mogę to zrobić za pieniądze, które sam zarobiłem. Młynarski śpiewał kiedyś „róbmy swoje”. Jest jeden sposób, który prowadzi do sukcesu. To jest praca. Zaczynając swoją przygodę z fotografią, postawiłem na jedną kartę bardzo wiele. Dochodziło do tego, że 8 – 10 miesięcy w ciągu roku pracowałem gdzieś na świecie wykonując zdjęcia na zlecenie agencji. To bardzo ciężka praca i trudna do zaakceptowania przez rodzinę. Wracając do wątku finansowego, widzi się moje korzenie rodzinne, ale mało, kto zna fakty, że jestem piątym na świecie fotografem pod względem wyrabianego zysku dla agencji. Jestem jednym z najlepiej zarabiających fotografów. Jest ważne, aby uwierzyć w siebie, ale to jest za mało. Trzeba po prostu uczciwie pracować. Jest bardzo miło kiedy jakieś zdjęcie wygrywa konkurs, ale dla mnie największą przyjemnością jest kiedy to zdjęcie zostanie wydrukowane i kiedy ktoś kiedyś napisze do mnie z odległego końca świata: „ wiesz widziałem twoje zdjęcie i chciałbym go podarować mojemu dziecku, czy możesz mi je przysłać?” I piszą ludzie z różnych krajów. Piękna fotografia to efekt pracy zespołu ludzi, których łączy jeden cel. Docieramy do nieznanych obszarów, do prawdziwego świata, do ludzi żyjących na wysypisku śmieci, do dotkniętych głodem, do chorych na aids.

-Dostał Pan II nagrodę World Press Photo 2002. Czy to zdjęcie mnicha który biegnie po pionowej ścianie jest reżyserowane ?

Kiedyś oglądałem film „Klasztor Shaolin” i zrodziło się marzenie aby tam pojechać. Ale istniało wiele świetnych zdjęć z Shaolinu. Zrodziło się pytanie czy my możemy zrobić coś nowego. Pojechałem tam i życie mnie zaskoczyło. Moje wyobr5ażenie o tym miejscu było zgoła inne od tego, co tam zastałem. To miejsce zostało niestety już dotknięte komercjalizacją. Wokół Shaolinu powstała gigantyczna ilość szkół kung-fu. Uczy się tutaj ponad 55 tysięcy adeptów walki. Mimo tego miejsce to posiada swego ducha i czuje się tu historię. Jednocześnie przez fakt otwarcia dla obcych, aura tajemniczości została rozwiana. Nasz pomysł był taki: zróbmy historię o umiejętnościach tych mnichów. Jeden umie chodzić po murze, drugi ręką rozbije wiadro z wodą, inny staje na głowie, ktoś umie rozbić stos cegieł. Zdjęcie mnicha biegnącego po murze zrobiłem w ostatnim dniu. W ostatniej godzinie naszej pracy trafiłem na moment, kiedy on pokazywał tę sprawność młodym adeptom.

-Świat jest piękny, kolorowy, a nagrodzone zdjęcia są czarno – białe, dlaczego?

Uważam,że liczy się świadomość fotografującego.Sam fotograf musi uznać, co jest lepsze, co jest mocniejsze. Kolor nas szalenie rozprasza, bardziej koncentrujemy się na jego magii, niż na temacie zdjęcia. Nie o to chodzi, żeby zwrócić uwagę na zdjęcia, chodzi o to, aby zwrócić uwagę odbiorcy na problem.

-Jakie cechy musi mieć fotograf, aby ten dynamiczny świat przyrody, zwierząt pokazać?

Ja bym nie dzielił świata, który fotografuję, bo tego podziału tak naprawdę nie ma. Główną cechą fotografa powinna być cierpliwość. A do tego każdy wyjazd musi być poprzedzony zdobyciem wnikliwej wiedzy i to wiedzy różnego rodzaju. Dopiero wówczas wiemy, czego szukać.

-Kiedyś powiedział Pan, że przedkłada siłę argumentacji nad siłą fizyczną? Jeszcze Pan w to wierzy?

Oczywiście. Siła fizyczna tak naprawdę jest naszą słabością. Jestem przeciwnikiem jakichkolwiek rozwiązań siłowych. Uważam,że dzisiaj biznes i gospodarka bardzo silnie wtargnęły w życie ludzi, w życie kultur. Oczywiście poprzez rozwój techniki świat stał się mniejszy. Nie akceptuję jakichkolwiek ingerencji i wojen.
W życiu prywatnym jestem osobą miłującą pokój, jestem osobą, która wyznaje bardzo idealistyczne poglądy. Nie staram się zmieniać ludzi. Największą umiejętnością jest akceptowanie ludzi takimi, jakimi oni są. I od nas zależy czy jesteśmy w stanie kogoś zaakceptować. Wtedy, kiedy jesteśmy uczciwi w zadawaniu tego typu pytań, możemy stworzyć przyjazne sobie środowisko. Jeżeli z jakichkolwiek powodów, czy to są powody biznesowe, a na ogół tak się dzieje, czy jakieś tam układy towarzyskie, zaczynamy się oszukiwać, zaczynamy funkcjonować w jakimś złudnym świecie, gdzie przyjaciółmi nazywamy kontrahentów, wówczas zaczyna się źle dziać.

-A jak Pan postrzega świat, w którym żyjemy. Ten świat jest w polu widzenia Pana obiektywu ...Pan wiele o tym świecie wie ...

Dużo jest niepokojących rzeczy. Rozwój technologiczny świata przybliża nas do degradacji naszej planety. To nie jest pesymistyczny wizerunek, staram się spojrzeć obiektywnie. Nie chcę też posługiwać się takimi banałami, że gdyby pieniądze ze zbrojeń przeznaczyć na ochronę zdrowia, to ileż to rzeczy by się zmieniło...

-To polityka, ale jaki ten świat jest dla Pana ?

Dla mnie ten świat i to jest najpiękniejsze, jest światem pełnym tajemnicy. Świat, który jestem w stanie ciągle odkrywać. Musimy sobie stworzyć umiejętność patrzenia na ten świat...jakże cudownie jest rano otworzyć okno i usłyszeć piękny śpiew ptaków, miły jest spacer z psem , czy obserwacja jakiegoś pąku na drzewie. Jedną z rzeczy, które uczy mój zawód to umiejętność obserwowania. Wtedy stajemy się uczestnikami niezwykłych wydarzeń. Świat jest wspaniały. Nawet te rzeczy bardzo powszednie i zwyczajne mogą być najpiękniejsze.

- Jak Pan sobie radzi z samotnością? Tam daleko podczas długich ekspedycji?

To mi najbardziej doskwiera. Powiem szczerze i to zabrzmi absurdalnie, ale to jest dla mnie najtrudniejsza rzecz, to jest to, z czym najtrudniej mogę sobie poradzić. Po prostu nie znoszę wyjeżdżać. Kiedy już tam jestem zawsze jakoś to przeżywam, odchorowuję. Zdarzało się, że szukam jakiegokolwiek pretekstu, aby wyjazd odłożyć, a największą radością jest, kiedy wracam i ląduję na Okęciu. Moje wyjazdy nie mają nic wspólnego z wakacjami. Jest zadanie, zrobić zdjęcia bardzo dobrze, ale zrobić najszybciej. Wstyd powiedzieć, fotografowałem kilka tygodni w Egipcie i nie zwiedzałem piramid. Praca, poszukiwanie nowych tematów nie pozostawia czasu. My śpimy średnio 2-4 godziny na dobę. Pokonujemy, często nocą, duże odległości. W czasie wyjazdu zrzucam 10-11 kilo.

-Czy tym ekspedycjom towarzyszą emocje?

Tak. W powszechnej świadomości jest, że nie można podejść do lwa. Można, ale trzeba z nim spędzić trzy miesiące. To proces oswojenia. Trzeba poznać pewne reguły. Świat zwierząt ma te reguły bardzo klarowne, świat ludzi jest nieprzewidywalny. Efekt zdjęcia, jakość zdjęcia, tworzymy nie tylko poprzez zabiegi techniczne, ale również przez zbliżenie fotografa do obiektu, który go interesuje. Ta bliskość wzbogaca nas samych. Pokazuję na zdjęciu to, co czułem w momencie fotografowania.

-Fotografia ekstremalna, epatująca scenami drastycznymi. Czy są granice nieprzekraczalne, kiedy fotografowi nie wolno nacisnąć spustu migawki ?

Równie dramatyczne sceny jak te fotografowane, są opisywane. Nie można zapominać o tym, że w historii fotografii prasowej mamy takie zdjęcia jak znana fotografia dzieci wietnamskich, które uciekają przed napalmem. Fotografia ta silnie poruszyła opinię publiczną. Ważna jest intencja fotografującego. Powodem, dla którego fotograf znajduje się w jakimś miejscu jest fakt,że on nie godzi się z sytuacją na przykład wojny, głodu, więzienia itp. Swoją fotografią chce zwrócić uwagę. Ale fotograf powinien absolutnie zostać tylko obserwatorem. Rozumiem, że sfora fotoreporterów nad leżącym na ziemi, rozerwanym bombą człowiekiem może budzić złe wrażenia. Ale ci ludzie narażają często także swoje życie. Oni dokumentują to, co człowiek złego czyni na świecie, próbują stworzyć pewien lobbing, aby zaprzestać na przykład ciągłych egzekucji w Chinach. Bez tych zdjęć byśmy się o tym nie dowiedzieli, co nie oznacza, że nie istnieją granice w fotografowaniu. Często my fotografowie trafiamy do takich miejsc, w których nasza obecność jest pewną nadzieją i musimy wszystko zrobić, aby tej nadziei w tych ludziach których odwiedzamy nie zawieść.

-Czy praca fotoreportera nie brudzi, czy nie odciska piętna, czy można zostać czystym w tym ubłoconym świecie, babrając się na śmietniku? Być może to nie dotyczy Pana ?

Myślę, że mnie też, bo robię różne tematy i do nich też dążę. Ta praca uczy prawdy o życiu, że jest ono brutalne. Ale uczciwie pokazuje, jaki jest ten świat. Wrócę do konkursu World Press Photo, bardzo często mówi się, że jest to konkurs fotografii prasowej i żeby tam zaistnieć trzeba zrobić zdjęcia brutalne, dramatyczne. Ale te zdjęcia nie są wymyślone. To wszystko się dzieje wokół nas. Nam się wydaje, że oglądane zdjęcie wojny pochodzi z roku 1941, a to fotografia z roku 2003.To jest live, to rzeczywiście się dzieje. Boimy się tego. Uczestniczę w życiu ludzi, których fotografuję. Kiedy chcę zrobić materiał o głodzie w Etiopii przy granicy z Sudanem to spędzam tam miesiące. Staram się żyć pomiędzy nimi, uczestniczę w ich codziennych zajęciach bo chcę zrobić dokument, który ma być autentyczny. Muszę tę ich sytuację poznać i poczuć ją.

-Czyli nie może się Pan obnosić z radosną twarzą sytego Europejczyka. Zdarza się Panu rozmawiać z tymi ludźmi?

Bardzo często. Przez to rozumiem określenie „być zaakceptowanym”. W tym zawodzie liczy się także etyka. W Etiopii widzę jak dzieci bawią się odłamkami granatów trzymając je w ustach. Te obrazy mogą się stać wstrząsającymi zdjęciami, ale trzeba umieć zapanować nad sobą, wszystko odłożyć i dać sobie szansę wejścia głębiej. Tu nie chodzi o to aby sfotografować obrazy które nas zachwycą, to nie ma być piękne opakowanie, w środku puste. To opakowanie może być gorsze, ale treść musi być mocna.

-Czy był Pan z aparatem w sytuacji tak dramatycznej, szokującej dla Pana w której odstąpił Pan od wykonania zdjęcia?

Było takich sytuacji wiele, kiedy zrezygnowałem i były takie, w których odstąpiłem, a później żałowałem. Te zdarzenia dotyczą skrajnie różnych okoliczności. Robiłem materiał o prostytucji dzieci na Filipinach, fotografowałem dzieci żyjące na cmentarzu, który został zalany przez tajfun i stał się dla nich basenem basem kąpielowym. Innym przykładem jest morderczy wyścig koni na stepie mongolskim dosiadanych przez dzieci. Mało, który koń przeżywa. Mam zdjęcia umierających koni i przytulone do nich, zapłakane dzieci, które tracą przyjaciela. Jest pytanie czy taką chwilę wolno zakłócić ingerencją fotografa. Bardzo istotna jest nasza wewnętrzna ocena sytuacji, ale nigdy nie może być tak, że zdjęcie to jest najważniejsza rzecz, którą robimy. Nie, to jest ostatnia rzecz, którą robimy.

-Czy zdarzyło się kiedyś coś co zagroziło bezpośrednio pańskiemu życiu ?

Nie, ja jestem człowiekiem, który nie lubi ryzyka. Jestem osobą bardzo zrównoważoną, nie jestem hazardzistą. Profesjonalizm polega na warsztacie. My robimy masę rzeczy, które dla otoczenia wydają się ekstremalne, ale my je tak ubezpieczamy, że ryzyko jest minimalne. Wierzę w swój instynkt i to, co mi podpowiada. No i mam szczęście, mam generalnie szczęście w życiu.

Rozmowa odbyła się 25 lutego 2003 w Agencji Fotographie Gudzowaty w Warszawie.
ul. Gdańska 51 lok.I D.
 
tadeuszd2  Dołączył: 06 Gru 2009
Mądry facet.
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
Facet mówi z sensem. Ja też, kiedy pierwszy raz zetknąłem się z nazwiskiem Gudzowaty w połączeniu z "fotograf", pomyślałem sobie: ot, jeszcze jeden kaprys bogatego dzieciaka. Potem w tym przekonaniu utwierdziło mnie jedno zdjęcie: w "FOTO" opisywali najnowszego Nikona F5, że na rynku europejskim pojawi się dopiero jesienią, a trzy strony dalej było zdjęcie T. Gudzowatego wśród Masajów i na jego szyi wisiał właśnie F5 obok Leiki. Dopiero potem zaczęły docierać do mnie jego zdjęcia. Najpierw były zdjęcia z kalendarza z afrykańskimi zwierzętami, potem kolejne. Wtedy pomyślałem, że ten facet rzeczywiście ma talent. Potem była galeria i następne zdjęcia. No i był jeszcze wywiad ze starym Gudzowatym, kiedy dziennikarka zapytała o Tomasza, czy on mu pomaga finansowo w realizacji podróży itd. Odpowiedział, że syn robi to co lubi i że pomógł mu wystartować, a teraz działa już sam. Fajnie, pomyślałem, nareszcie jeden bogacz, który nie chce syna zmuszać do pomnażania majątku i pozwala mu na bycie sobą. I szanuje to. Tomaszowi było łatwiej wystartować z powodu pieniędzy, ale trudniej z powodu nazwiska. Teraz już się odbił. Może gdyby, jak Nicolas Cage, zaczynał pod pseudonimem to miałby łatwiej?
To zdjęcie z Shaolinu, o którym mowa, akurat średnio mi się podoba.
 

alekw  Dołączył: 27 Wrz 2007
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
Czytałem ten wywiad z przyjemnością. Pierwszy wywiad z Gudzowatym bez pytania o ojca ;-)
 

wojtekk  Dołączył: 17 Lip 2006
Ja też szanuję Tomasza G - on miał szczęście (?) urodzić się z takim, a nie innym nazwiskiem, ale uważam, że i tak kopałby równo fotograficzne tyłki nawet, gdyby nie miał tego szczęścia. Ten gość ma talent. Jego pochodzenie nie ma tu nic do rzeczy...

Lubię jego prace. Dobry fotograf z tego pana.
 

fotostopowicz  Dołączył: 06 Lut 2009
Tylko pozazdrościć tego co ten facet robi.
Był, jest i będzie dla mnie inspiracją
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
Ciekawy wywiad i dający dużo do myślenia cytat:
Cytat
Wielki rynek fotografii kolekcjonerskiej to zaledwie kilka krajów: Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja, Niemcy. W USA fotografia cieszy się prestiżem równym malarstwu i grafice. W Polsce o komercyjnym rynku fotografii mówi się i marzy od dziesięcioleci i chyba jesteśmy wciąż w tym samym miejscu.

 

maregoc  Dołączył: 06 Lis 2010
M.W,
dopiero teraz dotarłem do Twojego wątku... dzięki za zamieszczenie tego tekstu.
 

tatsuo_ki  Dołączył: 01 Mar 2009
technik219, ale chyba nie chcesz powiedzieć, że to jakaś specjalnie odkrywcza myśl?
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
Odkrywcza nie jest, fakt. Ale serce boli, że żyjemy w miejscu zabitym dechami. Bo nawet w Czechach fotografia traktowana jest inaczej, ma większe znaczenie , wzbudza większe zainteresowanie. Na Węgrzech też jest inaczej, skoro TG właśnie tam przeniósł swoją galerię i uważa, że tam będzie dla niej lepiej. Zresztą ten problem był już setki razy wałkowany na tymi na innych forach. W tej sytuacji cytat, który wybrałem urasta do rangi aksjomatu. Tylko tyle :-/
 

alekw  Dołączył: 27 Wrz 2007
Odkrywcza nie jest, ale tu istotne jest, że mówi to człowiek, który chyba próbował coś zmienić?
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
Na marginesie tematu o rynku wewnętrznym fotografii, felieton Tkaczyńskiego: http://www.fotopolis.pl/i...13598&skad=news

Cytat
Nie rozumiem od kiedy to takie oczywiste, że wszystkie dobra kultury muszą być dostępne za darmo. Rozumiem za to, że porozumienie między obiema walczącymi stronami jest trudne do osiągnięcia, jeśli nie niemożliwe. W zasadzie siedzę okrakiem na tej barykadzie, mam więc własne zdanie na ten temat. Od siedemnastu lat próbuję zarabiać uprawiając fotografię. Robię zdjęcia, uczę, piszę. I dokładnie wiem ile wysiłku kosztuje taka praca. Jakich nakładów, czasowych i finansowych, wymaga. Dokładnie wiem, jak trudno na tym zarobić. I za żadne skarby świata nie jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy chcą dostać moje zdjęcia za darmo. Albo prawie za darmo - dowodząc, że w Media Markcie taki format kosztuje 5 złotych a w zasadzie to sami są w stanie zrobić podobne...
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
Jorge... w zasadzie nie chce się gęby już otworzyć, żeby skomentować Twój cytat. Takich mamy "odbiorców" sztuki (jaka by ona nie była) da których wartość p0ozamaterialna nie istnieje. Ładne to ładne, brzydkie to brzydkie i nic nie warte. Pamiętam szydercze komentarze znajomych po zwiedzeniu muzeum Nikifora w Krynicy: jakie bohomazy, dzieciak lepiej potrafi, sam bym lepsze namalował, a ludzie głupie się zachwycają... itd, itp. Nie należy winić za ten stan świadomości samych odbiorców. Tu winien jest cały proces wychowania od przedszkola do dorosłego życia. Dla naszego społeczeństwa istnieje tylko Matejko, Malczewski et consortes. Moja córka jest uczennicą LO. Mają często wypady do kina, do teatru. To nie dzieci z podstawówki, więc "ciało pedagogiczne" powinno wyrabiać w nich potrzeby wyższego rzędu. Jednak tak się nie dzieje. Do kina pędzą ich na ramoty w rodzaju patriotyczno-ojczyźnianych ekranizacji lektur a do teatru na jakieś trzeciorzędne operetki, adaptacje i przeróbki o zerowej wartości intelektualno-artystycznej. Jak zaproponowała, żeby następny wypad do kina był na "Młyn i krzyż" Majewskiego to nie dosyć, że koledzy obśmiali się jak norki (chcieli na którąś tam wersję "oszukać przeznaczenie" w 3D), to jeszcze wychowawczyni ich poparła. "Takie będą rzeczypospolite jak młodzieży chowanie". A jakie "chowanie" widać aż nadto wyraźnie - kasa, seks, zioła i rozrywki dla gawiedzi. Więc nie dziwmy się, że wartość intelektualna jest w głębokim poważaniu, bardzo głębokim.
A nie chciało mi się pisać. :-?
 

alekw  Dołączył: 27 Wrz 2007
technik219 napisał/a:
Do kina pędzą ich na ramoty w rodzaju patriotyczno-ojczyźnianych ekranizacji lektur a do teatru na jakieś trzeciorzędne operetki, adaptacje i przeróbki o zerowej wartości intelektualno-artystycznej.



Z doświadczenia własnego wiem, że nic tak nie zniechęca do poznawania kultury wyższej jak lekcje języka polskiego i plastyki :-D

Ktoś powinien się poważnie zastanowić jak i czego nauczać w XXI wieku.
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
alekw napisał/a:
Ktoś powinien się poważnie zastanowić jak i czego nauczać w XXI wieku.


Temat rzeka świeżo po powodzi.
 

amatorek  Dołączył: 16 Mar 2011
alekw napisał/a:
Ktoś powinien się poważnie zastanowić jak i czego nauczać w XXI wieku.

Może lepiej nie bo co się ktoś zastanawiał to albo powstawały gimnazja, albo mundurki, albo jakiś niestosowny autor wypadał z lektury, a godniejszy wchodził. Myślenie nie jest chyba najmocniejszą stroną naszych elyt. Przynajmniej tych polytycznych.
 

alekw  Dołączył: 27 Wrz 2007
Na szczęście jako rodzice możemy sami uczyć nasze dzieci.... myślenia przede wszystkim :-)
 

triger  Dołączył: 23 Lut 2009
Moje największe rozczarowanie w LO (skończone 2 sezony temu, więc temat świeży) - przedmiot o górnolotnej nazwie pt. wiedza o kulturze.

Przez rok trwania tego przedmiotu nauczyłem się rozróżniać i nazywać wszelkiej maści elementy architektoniczne, głównie z czasów mocno zamierzchłych. I to by było w sumie tyle.

Praktycznie zero informacji o np. malarstwie (na co osobiście bardzo liczyłem...), fotografia to rzecz zupełnie nie istniejąca w kulturze, na lekcjach zaistniała pod postacią jednego zdania: "Jak ktoś się interesuje fotografią i wygra jakiś ogólnopolski konkurs, to może dam 6".

Teatr = starożytna Grecja + okrojony materiał w stosunku do lekcji historii i j. polskiego, wzbogacony tylko o - a jakże - architektoniczne detale sceny (sic!)

Kolejny 'wniosek' z lekcji wiedzy o kulturze - kultura skończyła się na czasach międzywojennych. Bo potem przyszedł Kononowicz i nie było niczego.

Rozumiem, architektura jest ważna, ale chyba trzeba ilość wszystkich składników wrzuconych do tygla z nalepką "kultura" jakoś wypośrodkować?

Ot pozostanie się dokształcać w tym kierunku na własną rękę, jak czas pozwoli...
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
triger napisał/a:
Ot pozostanie się dokształcać w tym kierunku na własną rękę, jak czas pozwoli...

I to by było na tyle. Jako naród jesteśmy kulturalnymi troglodytami (jednostki nie zmienią tego). Wszelkie działania w sferze kultury odbywają się po omacku, na wyczucie. Przypadkowe jednostki, byle pyskate i pewne siebie, urastają do rangi wyroczni. Nie mówmy o tym więcej bo wstyd i sromota.

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach