M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
CZTERY KAWAŁKI KLISZY WYRWANE PIEKŁU
Cytat

http://www.swiatobrazu.pl...o_wszystko.html

[…] nawet skreślony na śmierć
zwykły prostokąt
trzydzieści pięć
milimetrów
ocala honor
całej rzeczywistości.
J.-L. Godard, Histoire(s) du cinéma


CZTERY KAWAŁKI KLISZY WYRWANE PIEKŁU

Aby wiedzieć, trzeba sobie wyobrazić. Musimy spróbować wyobrazić sobie, czym było piekło Auschwitz latem 1944 r. Nie odwołujmy się do niewyobrażalnego. Nie brońmy się mówiąc, że zresztą – gdyż jest to prawdą – wyobrazić sobie tego wszystkiego nie jesteśmy i nigdy nie będziemy do końca w stanie. Ale musimy, musimy wyobrazić sobie tę jakże ciężką wyobrażalność. Jako odpowiedź do udzielenia, jako dług wobec słów i obrazów, które pewni zesłańcy wyrwali dla nas z przerażającej rzeczywistości swoich doświadczeń. Nie odwołujmy się więc do niewyobrażalnego. O ile ciężej było tym więźniom wykraść z obozów strzępki, które teraz przechowujemy, utrzymując z trudem ich ciężar jednym spojrzeniem. Cenniejsze i mniej kojące od wszelkich możliwych dzieł sztuki są dla nas te strzępki, w ten sposób wyrwane światu, który chciał uniemożliwić ich istnienie. Obrazy mimo wszystko, a więc – mimo piekła Auschwitz, mimo ściągniętych na siebie niebezpieczeństw. W zamian za to musimy im się przyjrzeć, wziąć je na siebie, spróbować zdać z nich sprawę. Obrazy mimo wszystko: mimo naszej własnej niezdolności do patrzenia na nie tak, jakby na to zasługiwały, mimo naszego własnego świata, przesyconego, wręcz zaduszonego towarem dla wyobraźni.

Spośród więźniów obozu w Oświęcimiu, ci, których SS-mani chcieli za wszelką cenę pozbawić możliwości zeznania, byli oczywiście członkowie Sonderkommando, „specjalnego komando” więźniów, którzy gołymi rękami zarządzali masową eksterminacją. SS-mani z góry wiedzieli, że jedno słowo członka Sonderkommando unieważniłoby całą późniejszą sofistykę i zaprzeczenia odnośnie wielkiej masakry europejskich Żydów. „Utworzenie i zorganizowanie ekip specjalnych było najbardziej diabelskim czynem narodowego socjalizmu”, pisze Primo Levi. „Człowiek pozostaje osłupiały w obliczu tego parkosyzmu nienawiści i perfidii – Żydzi musieli wrzucać do pieca Żydów, należało wykazać, że Żydzi […] poddawali się nawet największym upokorzeniom, posuwali się wręcz do niszczenia samych siebie.”
Pierwsze Sonderkommando w Auschwitz zostało utworzone 4 lipca 1942 r., podczas „selekcji” konwoju słowackich Żydów do komór gazowych. Od tego czasu nastąpiło po sobie dwanaście ekip – były likwidowane po kilku miesiącach, a „inicjacja następnej ekipy polegała na spaleniu zwłok poprzedników”. Jedna z potworności przeżywanych przez tych ludzi polegała na tym, że ich istnienie było utrzymywane w całkowitej tajemnicy, aż do nieuchronnego zagazowania całej ekipy – toteż członkom Sonderkommando nie pozwalano na żaden kontakt z pozostałymi więźniami, a już na pewno z jakimkolwiek „światem zewnętrznym”, nawet z „niewtajemniczonymi” SS-manami, tj. tymi, którzy nie znali dokładnego funkcjonowania komór gazowych i krematoriów. W razie choroby, ci sekretni więźniowie nie byli przyjmowani do obozowego szpitala. Utrzymywano ich w stanie całkowitego poddaństwa i ogłupienia (alkoholu im nie odmawiano).
Ich praca? Zarządzanie śmiercią tysięcy pobratymców. Bycie świadkami wszystkich ostatnich chwil. Kłamanie pod przymusem do samego końca (jeden z członków Sonderkommando, który chciał powiadomić ofiary o ich losie, został wrzucony żywcem do pieca krematoryjnego, na oczach swoich towarzyszy). Rozpoznawanie swoich i nie mówienie nic. Patrzenie na mężczyzn, kobiety i dzieci, wchodzących do komory gazowej. Słyszenie krzyków, uderzeń, agonii. Czekanie. A następnie, otrzymywanie za jednym razem „nieopisanej ludzkiej sterty”, „bazaltowej kolumny” - ulepionej z ludzkiego ciała, z ich ciała, naszego własnego ciała - która zawalała się po otwarciu drzwi. Wyciąganie ciał jednego po drugim, rozbieranie ich (a przynajmniej zanim naziści wymyślili rozwiązanie w postaci szatni). Zmywanie strumieniem wody całej krwi, wszystkich płynów i nagromadzonych wydzielin. Wyrywanie złotych zębów - łup Rzeszy. Wrzucanie ciał do ognia krematoriów. Utrzymywanie nieludzkiego tempa. Dorzucanie koksu. Wyjmowanie ludzkich prochów pod postacią tej „bezkształtnej materii rozżarzonej i białawej, która sypała się strumieniami, [i która], stygnąc, nabierała szarawego odcienia”. Kruszenie kości, tego ostatniego oporu biednych ciał przed ich przemysłową destrukcją. Formowanie tego wszystkiego w kupki, wrzucanie ich do sąsiedniej rzeki lub wykorzystywanie jako materiału do tworzenia nasypów przy budowie dróg w pobliżu obozu. Chodzenie po stu pięćdziesięciu metrach kwadratowych ludzkich włosów, których czesaniem na wielkich stołach zajmowało się piętnastu więźniów. Kilkakrotne malowanie szatni, zajmowanie się zielonymi żywopłotami (kamuflaż), kopanie dodatkowych rowów do palenia zwłok na wypadek specjalnych zagazowań. Czyszczenie i naprawa olbrzymich pieców krematoryjnych. Zaczynanie od nowa każdego dnia, pod groźbami SS-manów. Utrzymywanie się tym sposobem przy życiu na czas nieokreślony, pijani i pracujący dniem i nocą, „biegając jak opętani, aby skończyć z tym jak najszybciej”.
„Nie mieli ludzkich twarzy. Były to twarze wyniszczone, szalone”, powiedzieli więźniowie, którzy mieli okazję ich zobaczyć. Mimo to przeżywali, na czas, który im pozostawiono, w upodleniu wykonując swoją pracę. Więźniarce, która spytała członka ekipy o to, jak mógł znosić taką pracę, ten odpowiedział: „Oczywiście, mógłbym rzucić się na druty pod wysokim napięciem, jak tylu moich towarzyszy, ale chcę żyć […]. W naszej pracy, jeśli człowiek nie wariuje pierwszego dnia, przyzwyczaja się.” To tylko sposób mówienia. Niektórzy, przeświadczeni o swoim „przyzwyczajeniu”, rzucali się zwyczajnie w płomienie.
Skoro takie przetrwanie przekracza wszelki moralny osąd (jak napisał Primo Levi) i wszelki konflikt tragiczny (jak skomentował to Giorgio Agamben), co może w takim wypadku oznaczać czasownik stawić opór? Zbuntować się? Był to godny sposób na popełnienie samobójstwa, uprzedzenie obiecanej zagłady. Pod koniec 1942r., pierwszy planowany bunt zakończył się niepowodzeniem. Po czym, z wielkiego buntu w październiku 1944r. – podpalone i zniszczone zostało Krematorium IV – nie przeżył nikt, żaden z czterystu pięćdziesięciu uczestników, z których „tylko” trzystu miało być niedługo zagazowanych.
W sercu tej najgłębszej rozpaczy, „chęć stawienia oporu” prawdopodobnie wyrwała się z samych istnień obiecanych zagładzie po to, by utrwalić się w sygnałach do nadania poza granice obozu: „Pytanie jak powiadomić świat o okrucieństwach, które miały tutaj miejsce, pozostawało naszą największą troską”. Tym sposobem, w kwietniu 1944r. Filip Müller cierpliwie zgromadził kilka dokumentów – plany krematoriów IV i V, notatkę na temat ich funkcjonowania, listę nazistów sprawujących obowiązki, oraz etykietkę z Cyklonu B – aby przekazać je dwóm więźniom próbującym szczęścia w ucieczce. Wszyscy członkowie Sonderkommando wiedzieli, że jest to próba beznadziejna. Dlatego też powierzali czasem swoje świadectwa tajemnicy ziemi – prace poszukiwawcze prowadzone przy oświęcimskich krematoriach wydały na światło dzienne – często już długo po Wyzwoleniu – wstrząsające, prawie nieczytelne pisma tych niewolników śmierci. Były to niejako butelki wrzucane do ziemi, tylko nie zawsze były to butelki. W najlepszym wypadku – miski z byle jakiego metalu.
Te pisma charakteryzują się dwoma uzupełniającymi się ograniczeniami. Pierwszym z nich jest nieuchronne zniknięcie samego świadka: „SS-mani często powtarzają nam, że nie pozwolą przeżyć żadnemu świadkowi.” Drugim zaś jest obawa przed tym, by samo świadectwo nie znikło, nawet jeśli zostałoby przekazane na zewnątrz: mimo faktycznego ryzyka, że będzie ono niezrozumiałe, uznane za szalone, niewyobrażalne. « Tego, co się dokładnie działo – jak powierzył to kawałkowi papieru przed zakopaniem go Zalmen Lewental – żaden człowiek nie jest w stanie sobie wyobrazić.


To z zagięcia tych dwóch niemożliwości – rychłego zniknięcia świadka, pewnej niewyobrażalności świadectwa – wyłonił się obraz fotograficzny. Pewnego dnia latem 1944 r., członkowie Sonderkommando doznali nieodpartej potrzeby, jakże dla nich niebezpiecznej, wyrwania z piekła swojej pracy kilku fotografii mogących dać świadectwo horroru i rozmiaru rozgrywającej się masakry. Wyrwać kilka obrazów tej rzeczywistości. Ale także – skoro obraz istnieje po to, by być oglądanym – wyrwać ludzkiej myśli w swym całokształcie, myśli „spoza”, pewną wyobrażalność dla tego, czego wyobrażenia sobie nikt dotychczas (ale to dużo powiedziane, gdyż wszystko zostało przecież zaplanowane przed wcieleniem tego w czyn) nie dostrzegał możliwości.
Niepokojącym jest fakt, że takie pragnienie wyrwania obrazu skonkretyzowało się w najbardziej nieopisanej chwili – jak często się to określa – masakry Żydów: w chwili, gdy nie było już miejsca, u przyglądających się temu w ogłupieniu, na jakiekolwiek myśli, ani na wyobraźnię. Czas, przestrzeń, spojrzenie, myśl, patos – wszystko to było przyćmione przez maszynowy ogrom dokonanego zniszczenia. Latem 1944 r. nastąpił „przypływ” węgierskich Żydów – czterysta trzydzieści pięć tysięcy z nich zostało wysłanych do Oświęcimia między 15 maja a 18 lipca. Jean-Claude Pressac (którego skrupulatność weryfikacyjna przeważnie wyklucza wszelkie przymiotniki, i siłą rzeczy wszystkie zwroty emfatyczne) pisze, że był to „najbardziej obłąkańczy epizod Birkenau”, zasadniczo przeprowadzony w krematoriach II, III i V. W ciągu jednego dnia zostało w ten sposób zgładzonych dwadzieścia cztery tysiące węgierskich Żydów. Pod koniec lata, zabrakło Cyklonu B. Wtedy, « ci z konwojów, którzy nie byli zdolni do pracy [tj. ofiary wyselekcjonowane do natychmiastowego stracenia], zostali wrzuceni bezpośrednio do rozpalonych dołów spaleniskowych krematorium V i Bunkra 2 , to znaczy spaleni żywcem. Z kolei cyganie byli masowo gazowani od pierwszego sierpnia.
Jak zwykle, członkowie Sonderkommando przydzieleni do pracy w krematoriach musieli przygotować całą infrastrukturę koszmaru. Filip Müller wspomina « zamulanie szczelin w ścianach pieca za pomocą żaroodpornych cegieł, pokrywanie drzwi ze stopu stali czarnym tynkiem, i natłuszczanie zawiasów […]. Wymieniano podniszczone kraty i sprawdzano od góry do dołu stan sześciu kominów, dokonując niezbędnych napraw. Kontrolowano również starannie wentylatory, z pomocą elektryków. Kazano również na nowo pomalować ściany czterech szatni i ośmiu komór gazowych. Wszystkie te prace miały wyraźnie na celu doprowadzenie instalacji zagłady do doskonałego stanu używalności.„
Ale przede wszystkim trzeba było, z rozkazu Hauptscharführera Otto Molla – SS-mana szczególnie budzącego strach i nienawiść, który osobiście zajmował się likwidacjami Sonderkommando od 1942 r. – wykopać pięć dołów spaleniskowych na wolnym powietrzu, za krematorium V. Filip Müller opowiedział w szczegółach o eksperymentach technicznych i zarządzaniu budową przez Molla – o koncepcji rowków przeznaczonych do zbierania tłuszczu, o betonowej płycie, na której « robotnicy » mieli rozbijać w pył kości zmieszane z prochami. O żywopłotach sadzonych dla zasłonięcia wszystkiego przed spojrzeniami z zewnątrz (zdj. 1). Znaczącym jest, że z krematorium V, mieszczącego się w małym brzozowym lasku – skąd Birkenau wzięło swoją nazwę – nie ma ani jednego widoku (wyłączając niebo), który nie byłby zasłonięty barierą roślinną.
Wyrwać obraz temu piekłu? Wydawało się to podwójnie niemożliwe. Z góry niemożliwe, skoro szczegóły instalacji były dobrze ukryte, czasem i pod ziemią – i skoro, po pracy pod ścisłym nadzorem SS-manów, członkowie Sonderkommando byli starannie zwracani tajemnicy w jednej z « podziemnych [i] odizolowanych cel. Nadmiernie niemożliwe, gdyż wizja tego potwornego, skomplikowanego łańcucha, wydawała się wykraczać poza wszelkie możliwości zapisu. Filip Müller pisze, że « w porównaniu z tym, co [Otto Moll] wymyślił i co zaczynał realizować, Piekło Dantego było zaledwie dziecięcą zabawą »:


« Bladym świtem podłożono ogień pod dwa doły spaleniskowe, w których ułożono w sterty około dwóch i pół tysiąca ciał; dwie godziny później stały się nierozpoznawalne. Płomienie obejmowały niezliczone kadłuby, zwęglone i wyschnięte. […] W przeciwieństwie do tego, co działo się w krematoriach, gdzie gorąco mogło być utrzymywane za pomocą wentylatorów, w dołach, gdy ludzki materiał zajmował się ogniem, temperatura spalania mogła być utrzymywana tylko w zależności od przepływu powietrza między ciałami. Ponieważ w miarę upływu czasu ciała miały tendencję do zwijania się pod wpływem gorąca z powodu braku jakiegokolwiek napływu powietrza z zewnątrz, ekipa palaczy, do której należałem, musiała nieustannie wylewać na tę masę olej, metanol lub wrzący ludzki tłuszcz, odpływający ze zbiorników z dna dołów na dwie boczne powierzchnie. Przy pomocy długich żelaznych szpatuł zagiętych na końcach, czerpano w wiadrach gotujący się tłuszcz, chroniąc ręce mitenkami. Gdy tłuszcz został wylany do dołu we wszystkie możliwe miejsca, fale ognia wznosiły się, sycząc i trzeszcząc. Grube słupy dymu zaciemniały powietrze, rozsiewając zapach oleju, tłuszczu, benzolu i palonego ciała. Złożona z około stu czterdziestu więźniów ekipa dzienna pracowała w sektorze krematoriów IV i V. Około dwudziestu pięciu więźniów noszących zwłoki zajętych było wynoszeniem ciał z trzech komór gazowych do krematorium V, lub zaciąganiem ich do do dołu. […]
Stojący w budkach strażniczych poza zasiekami z drutów kolczastych wartownicy SS […] wydawali się dość poruszeni dantejskim spektaklem, którego byli świadkami, i wielu z trudem znosiło widok straszliwych scen, które rozgrywały się na ich oczach […]. Niektórzy zmarli zdawali się powracać do życia. Pod wpływem wielkiego gorąca wyginali się, sprawiając wrażenie, jakby cierpieli nieznośne katusze. Ich ramiona i nogi ruszały się jak w filmie w zwolnionym tempie, kadłuby prostowały się […]. Ogień był tak intensywny, że zwłoki pożerane były ze wszystkich stron przez płomienie. Na ich skórach powstawały bąble, pękające jeden po drugim. Prawie wszystkie ciała polane tłuszczem poznaczone były czarnymi bliznami poparzeń. Pod wpływem wielkiego gorąca większości zmarłych pękały brzuchy. Ich ciała paliły się, wydając intensywne odgłosy syczenia i skwierczenia.
[…] Spopielanie trwało pięć do sześciu godzin. Pozostałości spalania wypełniały zaledwie trzecią część dołu. Powierzchnia, o biało-szarym fosforyzującym odcieniu, usłana była niezliczonymi ludzkimi czaszkami. Gdy powierzchnia masy prochów już wystarczająco wystygła, do dołu wrzucano deski wzmocnione blachą. Więźniowie schodzili tam i odrzucali łopatami jeszcze ciepły popiół na zewnątrz. Wyposażeni byli w rękawiczki o jednym palcu i ochronne czapki w kształcie spodka; dosięgały ich czasem jednak cząstki gorącego popiołu, stale opadające i niesione podmuchem wiatru, które były przyczyną poważnych ran twarzy i oczu. Dlatego wyposażano ich również w ochronne okulary.
Po oczyszczeniu dołów z ich zawartości, pędem przewożono resztki w taczkach do składu popiołów i gromadzono je w stosy wysokości człowieka



Wyrwać obraz temu piekłu, mimo tego wszystkiego? Tak. Trzeba było za wszelką cenę nadać kształt niewyobrażalnemu. Możliwości ucieczki czy buntu były tak znikome, że zwykłe nadanie obrazu lub informacji – planów, liczb, nazwisk – stawały się koniecznością, jednym z ostatnich gestów człowieczeństwa. Niektórzy więźniowie mogli posłuchać radia BBC w biurach, które sprzątali. Innym udało się nadać wezwania o pomoc. « Odizolowanie od świata zewnętrznego było częścią presji psychologicznej uskutecznianej na więźniach », pisze Herman Langbein. « Wśród wysiłków czynionych dla obrony przed terroryzmem psychicznym, liczono rzecz jasna na te, które miałyby przerwać odizolowanie. Ten ostatni czynnik nabierał z roku na rok coraz większego znaczenia dla morale więźniów, w miarę jak rozwijała się sytuacja militarna. » Ze swojej strony, przywódcy polskiego Ruchu Oporu prosili w 1944 r. o zdjęcia. Tym to sposobem, według jednego ze świadectw zebranych przez Langbeina, jednemu z cywilnych pracowników udało się przemycić aparat i dostarczyć go do członków Sonderkommando. W aparacie był najprawdopodobniej już tylko kawałek czystej kliszy.
Zrobienie zdjęcia wymagało całej organizacji zbiorowych czatów. Dach krematorium V został umyślnie uszkodzony po to, by niektórzy członkowie ekipy zostali tam wysłani przez SS-manów dla dokonania napraw. Stamtąd, Dawid Szmulewski mógł śledzić sytuację – obserwował tych, którzy mieli za zadanie pilnować pracy Sonderkommando (tzn. strażników w sąsiednich budkach). Ukryty na dnie wiadra aparat dotarł do rąk greckiego Żyda o imieniu Alex (dziś jeszcze niezidentyfikowanego – nie poznano jego nazwiska), stojącego na dole, przed dołami spaleniskowymi, i mającego pracować tam wraz z pozostałymi członkami ekipy.



Straszliwy był paradoks tej ciemni: aby móc wydobyć aparat z wiadra, ustawić obiektyw, zbliżyć go do twarzy i zrobić pierwszą serię zdjęć, fotograf zmuszony był ukryć się w komorze gazowej, ledwie (być może nie całkowicie) opróżnionej z ofiar. Pozostaje ukryty w ciemnej przestrzeni. Odizolowanie i ciemność chronią go.



Zbiera się w sobie, zmienia pozycję i podchodzi do przodu – drugie zdjęcie zrobione zostało bardziej frontowo i nieco bliżej. A więc, ryzykowniej. Ale również, paradoksalnie, stateczniej – wyraźniej. Jakby strach przez chwilę znikł w obliczu konieczności wykonania tego zadania, wyrwania obrazu. Widzimy na nim właśnie codzienną pracę innych członków ekipy, tzn. wyrywanie leżącym jeszcze na ziemi zwłokom ostatków ich ludzkiego wyglądu. Gesty żywych mówią o ciężarze ciał i pracy wykonywanej w natychmiastowości podejmowanych decyzji – ciągnąć, zaciągać, wrzucać. Widoczny w tyle dym unosi się ze dołów spaleniskowych – ciała ułożone byle jak na 1,5 metra głębokości, skwierczenie tłuszczu, zapachy, kurczenie się ludzkiej materii, wszystko, o czym mówi Filip Müller tu jest, pod tą zasłoną dymu, który utrwaliła dla nas fotografia. Z tyłu znajduje się las brzozowy. Wiatr wieje na północ, być może na północny-zachód. ( « W sierpniu 1944 r. – wspomina Primo Levi – w Auschwitz było bardzo gorąco. Upalny, tropikalny wiatr wzniecał chmury kurzu z budynków zburzonych przez powietrzne bombardowania, suszył pot na naszych ciałach i zagęszczał krew w żyłach.)

Ukrywszy aparat – w dłoni? w wiadrze? w połach ubrania? – « nieznany fotograf » ryzykuje wyjście z krematorium. Idzie wzdłuż muru. Dwa razy skręca w prawo. Znajduje się tym sposobem po drugiej stronie budynku, na południu, po czym kieruje się w stronę brzozowego lasku, pod otwartym niebem. Tu również piekło trwa: transport kobiet, już rozebranych, przygotowuje się do wejścia do komory gazowej. Dookoła SS-mani.



Niemożliwym jest wyjęcie aparatu, a tym bardziej wymierzenie obiektywu. « Nieznany fotograf » robi pośpiesznie dwa zdjęcia, nie patrząc, być może idąc. Na jednym z dwóch obrazów, wyraźnie pozbawionym ortogonalności i « prawidłowej » orientacji, zauważamy w prawym dolnym rogu całą grupę kobiet, które zdają się iść lub czekać na swoją kolej. Trzy inne kobiety, bliżej, kierują się w przeciwną stronę. Obraz jest bardzo nieostry. Można tymczasem dojrzeć, z profilu, członka Sonderkommando – rozpoznawalnego po czapce. Można domyślić się, że z brzegu po prawej stronie znajduje się komin krematorium IV.



Drugi obraz jest praktycznie całkowicie abstrakcyjny – można jedynie dojrzeć na nim wierzchołki brzóz. Zwróconemu w stronę południa fotografowi światło świeci w oczy. Zdjęcie jest prześwietlone światłem przedostającym się przez gałęzie.
Następnie Alex wraca w stronę krematorium, prawdopodobnie od strony północnej. Przekazuje szybko z powrotem aparat Dawidowi Szmulewskiemu, który pozostawał dotychczas na dachu, śledząc ewentualne ruchy SS-manów. Cała operacja nie trwała dłużej niż piętnaście do dwudziestu minut. Szmulewski umieszcza aparat z powrotem na dnie wiadra. Kawałek kliszy zostaje wyjęty z aparatu, przeniesiony do głównego obozu, a następnie wyniesiony z Birkenau w tubce pasty do zębów, w której ukryła go Helena Dantón, pracowniczka stołówki SS.Tubka pasty dociera nieco później, bo czwartego września, do polskiego Ruchu Oporu w Krakowie, wraz z załączoną notatką od dwóch więźniów politycznych, Józefa Cyrankiewicza i Stanisława Kłodzińskiego:


« Pilne. Przyślijcie jak najszybciej 2 rolki żelazne filmu do aparatu fotogr. 6x9. Jest możliwość zrobienia zdjęć. Przesyłamy Wam zdjęcia z Birkenau – z akcji gazowania. Zdjęcie przedstawia jeden ze stosów na wolnym powietrzu, na których palono trupy, gdy krematorium nie może nadążyć z paleniem. Przed stosem leżą trupy, czekając na rzucenie na stos. Zdjęcie inne przedstawia jedno z miejsc w lasku – gdzie ludzie rozbierają się rzekomo do kąpieli i po tym idą na gaz. Rolkę przesłać jak najszybciej. Te załączone zdjęcia wyślijcie natychmiast do Tell – zdjęcia powiększone można, uważamy, wysłać dalej. »


WBREW I NA PRZEKÓR NIEWYOBRAŻALNEMU

« Wysłać dalej »… Gdzie dalej? Można sformułować hipotezę, że jeszcze dalej, niż do polskiego Ruchu Oporu – doskonale świadomego masakry Żydów. Chodziło o wysłanie tych obrazów do bardziej zachodniej sfery myślenia, kultury, decyzji politycznej, gdzie takie rzeczy mogły jeszcze być uznawane za niewyobrażalne. Cztery fotografie wyrwane przez członków Sonderkommando z krematorium V w Auschwitz zwracają się do niewyobrażalnego, i obalają je w najbardziej rozdzierający sposób. Aby obalić niewyobrażalne, wielu ludzi podjęło wspólne ryzyko śmierci, a co gorsze, doświadczenia losu przewidzianego dla tych, którzy tego rodzaju próby podejmowali: tortur, na przykład tej jednej, potwornej, którą SS-man Wilhelm Boger nazywał w żartach swoją « maszyną do pisania ».
« Wysłane dalej » – cztery obrazy wyrwane piekłu Auschwitz mierzą de facto w dwie przestrzenie, dwie oddzielne epoki niewyobrażalnego. Ta, którą obalają na pierwszym miejscu, to niewyobrażalność pogłębiona przez samą organizację « Ostatecznego rozwiązania ». Jeżeli żydowski członek ruchu oporu w Londynie – pracujący z tego tytułu w kręgach rzekomo dobrze poinformowanych – może przyznać, że nie był wtedy w stanie wyobrazić sobie Auschwitz lub Treblinki, co w takim razie powiedzieć o reszcie świata? Jak dobrze zanalizowała to Hannah Arendt, naziści « byli w pełni przekonani, że jedną z największych szans powodzenia ich przedsięwzięcia było to, że nikt na zewnątrz nie będzie mógł w nie uwierzyć. » I właśnie ta perspektywa informacji otrzymanych, ale « odrzuconych ze względu na ich ogrom », będzie dręczyła Primo Leviego nawet w skrytości jego koszmarów – doświadczyć, przeżyć, opowiedzieć, i nie zostać wziętym na poważne, gdyż wszystko to jest niewyobrażalne. Jakby głęboka niesprawiedliwość nadal ścigała ocalałych nawet w samym ich powołaniu do dawania świadectwa.
Wielu badaczy szczegółowo przeanalizowało machinę odwyobrażania, która mogła pozwolić temu SS-manowi na twierdzenie: « Być może będą podejrzenia, dyskusje, poszukiwania przeprowadzone przez historyków, ale nie będzie żadnej pewności, gdyż zniszczymy wszystkie dowody, niszcząc was. A nawet jeśli miałoby przetrwać kilka dowodów, i gdyby kilkoro z was miało przeżyć, ludzie powiedzą, że zdarzenia, o których opowiadacie są zbyt potworne, by można było w nie uwierzyć.» « Ostateczne rozwiązanie », o czym wiadomo, zostało okryte całkowitą tajemnicą – zduszona informacja, milczenie. Ale ponieważ przecieki odnośnie szczegółów o zagładzie zaczęły pojawiać się « prawie od samego początku masakr », milczeniu potrzebna była asysta dyskursu – retoryka, kłamstwo, słowem cała strategia generowania słów, którą Hannah Arendt określała w 1942 r. mianem « elokwencji diabła ».
Cztery fotografie wyrwane Auschwitz przez członków Sonderkommando były więc również czterema zaprzeczeniami wyrwanymi światu, który naziści chcieli ukryć – światu bez słów i bez obrazów.

Georges Didi-Huberman: Obrazy mimo wszystko



Cytat
Latem 1944 roku pracownicy Sonderkommando odczuli potrzebę zaklęcia w fotografii tego odizolowanego od świata piekła. Członkowie polskiego ruchu oporu przekazali więźniom aparat fotograficzny, zdjęcie zrobiono z ukrycia: pierwsze z wnętrza komory gazowej - w głębi jej cienia, który znaczy kadr pierwszego zdjęcia „niewyobrażalną" obecnością. To właśnie te fragmenty ciemnego obramienia, zazwyczaj przy reprodukcji pomijane i wycinane, Didi-Huberman odzyskuje dla naszej świadomości.



Archiwiści poddali wielu retuszom także zdjęcia zrobione poza komorą gazową: miały stać się czytelne i „przedstawialne" . Fotografie przedstawiające nagie kobiety idące do komór gazowych wykadrowano i powiększono: ciała, twarze, piersi kobiet zostały poprawione czy też wręcz wymyślone przez retuszera. Zdjęcie tym samym przestało być zdjęciem wykonanym w ukryciu, ale stało się fotografią przejrzystą i wyraźną, niczym wykonany bez przeszkód dokument; ofiary zyskały nowe twarze i ciała (co jest dość przerażające, każe bowiem postawić pytanie o intencję takich retuszy), bardziej zgodne z kanonem kobiecej urody: piersi stały się jędrne i nie zwisały już bezwładnie, jak u starej kobiety, sylwetki przestały być rozmazane i rozedrgane, jak na oryginale.




Jak wykazuje Didi-Huberman, fotografie kadrowano często tak, by zyskały charakter informacyjny: wymazano z nich tym samym fenomenologię, wszystko to, co czyniło z nich zdarzenie (proces, pracę, ciało przy ciele). Filozof dokonuje swoistej „archeologii" obrazu, zgłębiając ukryte i wyretuszowane warstwy. Obraz - według niego - nie powinien być ani potraktowany jako pozór, ani jako informacyjny dokument i odesłany do archiwów. Powinien zostać odczytany i przeżyty w swojej źródłowej sytuacji, i to właśnie czyni Didi-Huberman, stosując fenomenologiczny opis zawartego w zdjęciu spojrzenia ofiary.
http://www.obieg.pl/ksi%C4%85%C5%BCki/12838
 
tadeuszd2  Dołączył: 06 Gru 2009
Chciałem tylko dodac,że ukazała się książka-wywiad z ocalałymi (ok. 30) członkami Sonderkomando,którzy wynosili zwłoki zagazowanych i palili w krematroium.Uważani za "trędowatych" sami byli więżniami.Wstrząsające relacje.Jeśli kogoś interesuje podrzucę tytuł i autora.
 

alkos  Dołączył: 18 Kwi 2006
.............................
 

wojtekk  Dołączył: 17 Lip 2006
Nie wiem, co powiedzieć. Dzięki, M.W.
 

arQ  Dołączył: 10 Mar 2011
poruszające ...
 
rychu  Dołączył: 08 Paź 2006
tadeuszd2 napisał/a:
ukazała się książka-wywiad z ocalałymi (ok. 30) członkami Sonderkomando

Czytałeś "byłem asystentem dr Mengele" ? wspomnienia węgierskiego więźnia, patologa, to jest dopiero lektura.
 

fotostopowicz  Dołączył: 06 Lut 2009
M.W, :shock: :!:

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach