M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Wszyscy jesteśmy fotografami
Cytat

Ur-Leica ("original Leica"), from 1914

Przełom technologiczny sprawił, że fotografia stała się pasją prawdziwie masową. W ciągu niespełna dwóch minut robimy dziś więcej zdjęć, niż powstało ich w XIX w. A na horyzoncie widać kolejne rewolucje.


Oscar Barnack - autoportret 1914 r.

Elegancki garnitur i mucha pod złamanym białym kołnierzykiem, schludny wąsik i przenikliwe spojrzenie spod brwi mężczyzny w średnim wieku na tle haftowanej draperii. W pięknych odcieniach sepii, z detalami i grą świateł, które zachwycają i dziś. Ten autoportret Oskar Barnack wykonał prawdopodobnie w 1914 r. – tuż po skonstruowaniu prototypu aparatu, który miał na zawsze odmienić fotografię.

Zaskakująco mikrego w porównaniu z masywnymi studyjnymi skrzynkami na stojakach. Pierwszego rzeczywiście przenośnego, podręcznego, pozwalającego uchwycić magię chwili, gdziekolwiek jesteśmy – na ulicy, podczas górskich wycieczek, w domu. Prototyp nazywał się Ur-Leica i pioniersko wykorzystywał filmową kliszę 35 mm. Barnack przekonał swego szefa Ernsta Leitza do produkcji i tak oto w 1925 r. E. Leitz Optische Werke zaoferował światu pierwszy w historii małoobrazkowy aparat fotograficzny, nazwany Leica (od Leitz camera).

Wtedy właśnie fotografia na dobre wyszła z atelier i wykonała wielki krok do stania się sztuką masową.

Sto lat później dokonuje się kolejny przełom w technologii fotograficznej, pozwalający odtąd robić zdjęcia każdemu, kto ma na to ochotę, a nawet tym, którzy na to wcześniej ochoty nie mieli – bo fotografami stali się mimochodem, nie podejmując nawet decyzji o kupnie aparatu. Ot, nagle zdali sobie sprawę, że go mają zawsze pod ręką. W telefonie komórkowym.

Annie Leibovitz poleca

Aparaty fotograficzne pojawiły się w telefonach przenośnych stosunkowo szybko, ale niezbyt szczegółowe matryce i niskiej jakości układy optyczne początkowo nie pozwalały traktować ich poważnie. Alternatywą dla popularnych już cyfrowych kompaktów zaczęły się stawać od czasu narodzin dzisiejszych smartfonów, czyli od debiutu pierwszego iPhone’a w połowie 2007 r. Telefon ten miał już całkiem znośny aparat, z 2-megapikselową matrycą i dużym, aż 3,5-calowym wyświetlaczem, na którym wreszcie można było uchwycony kadr w miarę bezboleśnie podziwiać.



Smartfonowa rewolucja rozkręciła się na dobre trzy lata później. W 2010 r. z iPhone’ami Apple zaczęli już coraz skuteczniej walczyć o popularność inni producenci, jak Samsung czy HTC, a sam Apple wypuścił na rynek iPhone 4 z aparatem o aż pięciomegapikselowej matrycy i świetnych, jak na taką konstrukcję, soczewkach. To już była jakość, co do której niedzielny pstrykacz zdjęć nie mógł mieć większych zastrzeżeń. Oczywiście do premiery kolejnego iPhone’a, modelu 4S (październik 2011 r.), nad którego aparatem z matrycą 8 MP i wyrafinowanym układem pięciu soczewek rozpływała się ikona fotografii portretowej Annie Leibovitz. Autorka słynnego zdjęcia Yoko Ono i nagiego Johna Lennona na okładce magazynu „Rolling Stone” oświadczyła, że poleca iPhone 4S każdemu, kto prosi ją o radę, jaki aparat fotograficzny wybrać.



2010 r. był ważny także z innych powodów niż ekspansja smartfonów. Powszechne stały się wtedy także abonamenty w sieciach komórkowych z relatywnie tanim dostępem do internetu, co pozwoliło dzielić się fotkami z innymi. Umożliwiający to serwis Instagram, utworzony w październiku 2010 r., w zaledwie półtora roku zdobył 100 mln użytkowników. Smartfonową fotografią zaczęli się zachwycać nie tylko amatorzy. 22 listopada „The New York Times” opublikował na czołówce cztery zdjęcia Damona Wintera, zrobione iPhone’em i wyedytowane w programie Hipstamatic, stylizującym ujęcia z telefonu na stare kadry z kliszy. Ale „NYT” nie był pierwszy. Wyprzedził go… „Tygodnik Powszechny”. W wydaniu z 15 sierpnia 2010 r. stronę tytułową zdominowało wielkie zdjęcie spornego krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Zrobił je iPhone’em Rafał Milach.



Wspomniane fotografie „The New York Timesa” zwiastowały przełom, ale nie były szokiem. Zrobiono je w Afganistanie, w warunkach polowych, pokazywały codzienność amerykańskich żołnierzy. Naturszczykowska surowość miała w tej relacji z pierwszej ręki wystarczające usprawiedliwienie.


http://fstoppers.com/wp-c...phone-shoot.jpg

Z gwałtowniejszą reakcją spotkały się zdjęcia zrobione dla „NYT” z 31 marca 2013 r. Na papier trafiły wprost z Instagramu. Nick Laham zrobił iPhone’em sesję graczom drużyny baseballowej Yankees. Klasyczne pozowane portrety, czyli kadry, które chwyta się zwykle doskonałym pełnoklatkowym korpusem z doskonałym obiektywem i przy doskonałym świetle. A jednak wyszły świetnie zrobione telefonem.
Rozległy się wtedy kasandryczne głosy, że oto zabił dzwon na pogrzeb zawodowych fotografów. Okazało się przecież, że nie potrzeba ani bardzo drogiego sprzętu i umiejętności jego obsługi, ani Photoshopa. Dziś niemal każdy może zrobić przyzwoite zdjęcie. A nawet wyjątkowe.

Smartfon kontra Leica

Technologia fotografii cyfrowej przebyła długą drogę. Dziś jakość techniczna zdjęć robionych nawet średniej klasy smartfonem może być wyższa niż fotografii analogowych sprzed kilku dekad, robionych profesjonalnym w tamtym okresie sprzętem. Zostańmy przy Leice – ulubionym kieszonkowym aparacie fotoreporterów, od zawsze cenionej za wzorcową jakość obrazu. Któż nie zna trzech słynnych zrobionych Leicą zdjęć:



ikonicznego portretu Che Guevary (autorstwa Alberto Díaza Gutiérreza, 1960 r.),



amerykańskiego marynarza na nowojorskim Times Square, całującego wygiętą w tył pielęgniarkę w dzień końca wojny (Alfred Eisenstaedt z magazynu „Life”, 1945 r.),



czy poparzonej napalmem biegnącej nagiej dziewczynki, ofiary wojny w Wietnamie (Huỳnh Công „Nick” Út z Associated Press, 1972 r.)? Abstrahując od artystycznego wyczucia i warsztatu autorów tych kadrów, niejedną komórką zrobilibyśmy dziś zdjęcia lepszej jakości.

Dla zawodowych fotoreporterów to cezura końca profesji. Gdy wizualną dokumentację zdarzeń może zrobić niemal każdy i gdy tam, gdzie coś się dzieje, zawsze już ktoś jest – a zawodowiec dopiero musiałby w to miejsce dotrzeć – amator ze smartfonem wygrywa walkowerem. Nieprzypadkowo to właśnie fotoreporterzy jako pierwsi padli ofiarami kryzysu prasy.

Kogo obchodzi, czym zrobiono zdjęcie?



Amerykański fotograf James Bareham, w zawodzie już od ćwierćwiecza, w głośnym artykule „Post-process: why the smartphone camera changed photography forever” (TheVerge.com, 2013) nie pozostawia złudzeń. W dobie internetu, wyrastającego na główne medium naszych czasów, sprzęt fotograficzny już nie ma żadnego znaczenia – przekonuje.


http://www.theverge.com/2...ography-forever

I na dowód publikuje serie trzech takich samych kadrów, z których każdy jest zrobiony innym aparatem: legendarną Leicą M6 Titanium, zwykłym iPhone’em 5 i pierwszym w historii bezlusterkowym aparatem z pełną klatką – fenomenalną cyfrówką Sony RX1. W typowych dla internetu nie za dużych rozmiarach, bo przecież – jak przypomina – przeważająca większość zdjęć trafia do sieci za pośrednictwem takich aplikacji, jak Facebook, Google+, Instagram, Flickr czy Pinterest. A oglądamy je coraz częściej na ekranach smartfonów i tabletów. „Kto przy rozmiarach 1024x1024 piksele jest w stanie rozsądzić, czy fotografię zrobiono iPhone’em czy Canonem 5D?” – pyta Bareham. „I, co ważniejsze – kogo to obchodzi?”.

To jednak nie znaczy, że można już ogłosić w fotografii koniec historii. Postęp nie zwalnia, a na horyzoncie widać kolejne innowacje.

Nowe idee na nowe czasy



Trwa wyścig na liczbę megapikseli w matrycach. W dużej mierze z powodów marketingowych, bo klienci nie zawsze pamiętają, że nawet najbardziej szczegółowo przechwytujący obraz sensor nie pomoże przy miernej optyce – dla wielu osób megapiksele to wciąż kluczowy parametr przy wyborze smartfona. Dziś już nikogo nie dziwi sensor 13 MP, a już za chwilę standardem w telefonach z wyższej półki będą matryce 16–20 MP. Rekordzistą jest Nokia Lumia 1020 z matrycą aż 41-megapikselową. W tym akurat wypadku sensor o superrozdzielczości wspiera, również wysokiej klasy, zestaw soczewek renomowanej firmy Zeiss. I to działa. 41 MP może wydawać się przesadą, ale takie rozwiązanie ma jeden atut nie do przecenienia: zdjęcie da się znacząco powiększyć bez groźby utraty ostrości, co pozwala wyciąć z zarejestrowanej sceny żądany kadr post factum.





Ale konkurencja kusi innymi intrygującymi rozwiązaniami. Gdy Sony przedstawiło bezkorpusowe aparaty fotograficzne DSC-QX10 i DSC-QX100, zdziwiony i rozbawiony świat wieszczył im sromotną klęskę. To właściwie same obiektywy z modułem łączności bezprzewodowej, mocowane do smartfonów, które służą za całą resztę. Pomysł okazał się jednak strzałem w dziesiątkę, oba aparaty sprzedają się bardzo dobrze, można zatem oczekiwać rozwijania tej koncepcji przez Sony.



Jeszcze inne podejście ma Samsung. Jego Galaxy S4 Zoom to smartfon ze zintegrowanym dużym obiektywem o 10-krotnym optycznym zbliżeniu, takim, jakie montuje się w typowych kompaktowych aparatach cyfrowych. Lepszy niż w typowym smartfonie jest też sensor o rozmiarze aż 1/2,3 cala i rozdzielczości 16,3 MP. Zalety, jak i wady takiej hybrydy są oczywiste. W kieszeni, za sprawą pogrubiającego sylwetkę obiektywu, nie skryje się tak dyskretnie jak zwykły smartfon, ale jakość zdjęć robi wrażenie. Kolejne, wyszczuplone modele mogą okazać się ciekawą propozycją dla amatorów kieszonkowej fotografii.



Osobną kategorią są fotograficzne aparaty ubieralne. W nagranej w 1968 r. piosence „America” Simon & Garfunkel, opisujący włóczęgę pary kochanków przez Stany, przywołują ich żarty: „Powiedziała: spójrz, facet w gabardynowym garniturze to szpieg. Odrzekłem: uważaj, jego mucha to w rzeczywistości aparat fotograficzny”. Dziś wizja, która kiedyś budziła uśmiech swą niedorzecznością, to konkretny plan marketingowy wytwórców elektroniki użytkowej. I to już na najbliższe lata. W tym roku trafi do sprzedaży Google Glass, okularowy wizjer rozszerzonej rzeczywistości (ang. augmented reality). Wyposażony w aparat fotograficzny o matrycy 5 MP pozwoli robić zdjęcia szybciej niż smartfonem. I dyskretniej.



Samsung kusi z kolei aparatem ukrytym w zegarku na rękę, a ściślej – smart­watchu, bo przecież pomiar godziny to zaledwie jedna z pobocznych funkcji tego urządzenia. Z czasem z pewnością aparaty fotograficzne – coraz mniejsze, trudniejsze do wykrycia, robiące lepszej jakości zdjęcia – będą ukrywane także w innych przedmiotach codziennego użytku i elementach garderoby. Nie tylko po to, by robić zdjęcia, ale także, by kręcić filmy, jak dziś czynią to montowane na kaskach i strojach miłośników sportów ekstremalnych kamery GoPro czy Action Cam.



O tym, jak konkurencyjne wobec tradycyjnych aparatów są już dziś aparaty smartfonów, najlepiej świadczy najnowszy model flagowy Samsunga: Galaxy S5, zaprezentowany na niedawnych targach Mobile World Congress w Barcelonie. Jego wyposażony w 16-megapikselowy sensor aparat ma superszybki autofokus, łapiący ostrość w zaledwie 0,3 sekundy, co wśród smartfonów jest nowym rekordem. Aparat może nagrywać wideo w rozdzielczości 4K i wyposażony jest w parę funkcji poprawy jakości obrazu, których nie ma wiele wyspecjalizowanych aparatów fotograficznych.

Przy tak szybkiej poprawie jakości aparatów fotograficznych w smartfonach tradycyjne cyfrowe aparaty kompaktowe nie mają szans na przetrwanie. W pewnym momencie po prostu znikną z rynku, tak jak wcześniej z dnia na dzień przeminęły proste kompakty analogowe, na kliszę. Obecna rewolucja ma także wpływ na rynek zaawansowanych aparatów fotograficznych. Według raportu Yu Yoshidy, analityka Credit Suisse, przetrwają ją tylko najwięksi: Nikon, Canon i Sony.

Pełna klatka w ręce ludu!



Wydaje się, że powyższa prognoza jest mimo wszystko zbyt pesymistyczna. Ofensywa smartfonów wymusi na producentach poprawę jakości tradycyjnych aparatów cyfrowych dla zaawansowanych amatorów. Pierwsze ruchy w tym kierunku już widać. Pionierem zmian jest Sony, które jako pierwsze zaoferowało mały, niemal kieszonkowy aparat bezlusterkowy z pełną klatką, dotąd zastrzeżoną dla lustrzanek z najwyższej półki.

Sony RX1/R to kwintesencja poezji obrazu, romantyczny powrót do ambicji Oskara Barnacka sprzed stu lat. Z wmontowanym wzorcowym stałoogniskowym obiektywem Carl Zeiss 35 mm f/2.0, jest Leicą naszych czasów. Niepozorny i dyskretny, wydaje się spełnieniem marzeń zarówno wędrownego reportera, jak i pasjonata fotografii ulicznej, ale też zwykłego turysty. Ostrością i plastyką obrazu nie ustępuje ciężkim i wielkim flagowcom Canona i Nikona.

Przenośne telefony nie zabiją rynku tradycyjnych aparatów. To wylęgarnia pasjonatów fotografii i bodziec dla producentów, zmuszonych zaoferować najwyższą jakość w sensownej cenie nie tylko profesjonalnym elitom i bogatym hobbystom. Już wkrótce wszyscy będziemy mogli robić zdjęcia godne walki o nagrody World Press Photo.
http://www.polityka.pl/ty...ec-aparatu.read
 

tatsuo_ki  Dołączył: 01 Mar 2009
czy może mi ktoś odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tylko fotografia cierpi na sydrom "sprzętowca"?

Długopisy nie zabiły pisarstwa, teflonowe garnki nie zabiły sztuki kulinarnej, tanie samochody nie uśmierciły sportów motorowych.
Dlaczego zatem w świadomości ludzi akurat aparaty miałyby zabić fotografię?
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
tatsuo_ki napisał/a:
czy może mi ktoś odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tylko fotografia cierpi na sydrom "sprzętowca"?

Długopisy nie zabiły pisarstwa, teflonowe garnki nie zabiły sztuki kulinarnej, tanie samochody nie uśmierciły sportów motorowych.
Dlaczego zatem w świadomości ludzi akurat aparaty miałyby zabić fotografię?


Bo pisarzem nie zostajesz zaleznie od tego, jak szybko piszesz, tylko CO piszesz, czymkolwiek. Ale już komputer zabija umiejętność pisania odręcznego, znajomośc ortografii i gramatyki itp.
Bo samochód jest urzadzeniem ułatwiającym zycie i w jego ideę jest wpisane niejako powszechne uzycie. Samochody popularne nie wyewoluowały ze sportów motorowych, tylko sporty motorowe z wynalazku pozwalającego zastąpic siłę końckich mięsni siłą maszyny - czyli z pierwszych samochodów wogóle.Sytuacja podobna jak z hippiką - to nie jest tak, że sporty jeździeckie dały początek używania koni w rolnictwie, wojsku czy do transportu.
Co do fotografii. Kiedyś do zrobienia zdjęcia potrzebny był sprzet i wiedza (chocby, jaki film kupic i co z nim zrobić). Teraz wystarczy sprzęt, bo IT załatwia resztę. I dodać trzeba, ze jest to sprzęt, którego nie trzeba specjanie kupowac, bo dostaje się go jako gratis przy zakupie innych urzadzeń, jak telefon.
Zabawne, ale moja studentka robiła niedawno sesję wielkoformatowym Sinarem, bardzo udaną. Wrzuciła skany kilku zdjeć na jakiś portal społecznościowy i w podpisie tłumaczyła, że 'wygląd w stylu Instagrama' uzyskała bez Instagrama. Czyli musiała uświadomić swoich znajomych, że to, co zostało pomyslane do IMITOWANIA pewnych zjawisk (w tym wypadku - technik fotograficznych) NIE jest produktem pierwotnym, zaś pokazany przez nia produkt pierwotny NIE jest wytworem imitacji... Bo jej znajomi robią takie zdjecia bez całego tego pieprzenia z ustawianiem aparatu, mierzeniem swiatła, wyliczaniem ekspozycji, kontrolowaniem GO, wołaniem, skanowaniem itp. Nie mają o tym bladego pojęcia a na Sinara patrzyli by jak na ufoka jakiegoś - ale robią w ciągu sekundy IDENTYCZNIE WYGLĄDAJĄCE zdjęcie.
To wprawdzie upowszechnia medium, ale zabija fotografię.
 

plwk  Dołączył: 21 Kwi 2006
Kilkadziesiąt lat temu ludzie też robili dużo pamiątkowych zdjęć. W odróżnieniu jednak od dzisiejszych czasów nie było medium umożliwiającego pokazywanie tych tworów wszystkim niezainteresowanym. Ponadto aby je zobaczyć trzeba je było przelać na papier.
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
Przyklad z sinarem niczego niestety nie dowodzi. Moze tego, ze wuelu ludzi zwiazanych z fotografia ma kompleks instagrama, traktujac to zjawisko w kategoriach fotograficznych, a nie socjologiczych. Ten blad popelniany jest ciagle. Ilosciowy wzrost zdjec uzyskany zostal dzieki dostepnosci technicznej aparatow, ale nie jest to zaspokojenie potrzeb twrorczych, lecz komunikacyjnych.

Od lat kazdy jak mantre powtarza ze ludzie glupieja, bo z pisma przestawiaja sie na obrazek, choc dlugi czas proces ten byl powstrzymywany przez dominujaca tekstowosc internetu. Instagram, fotografia cyfrowa, interet, media 2.0 idealnie sie w te potrzeby wpsuja. Szybko, latwo, bezposrednio, o wszystkim co mnie dotyczy - czyli tak, jak sobie ludzie dzis wyobrazaja komunikowanie.

Jak mozna zatem twierdzic, ze fotografia jest zagrozona, gdy nigdy wczesniej tak wielu ludzi nie uzywalo jej by cos ludziom powiedzec?
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat


Fotografowie z Iphone'ami? Jak obniżył się poziom fotografii w Polsce

Dlaczego największe polskie dzienniki pozbywają się wybitnych fotografów oraz czy fotografowie będą używać niedługo Iphone’ów? Rozmowa z Anną Brzezińską-Skarżyńską, szefową PAP-Foto

Jakie główne zmiany, w dobie mediów elektronicznych, zauważyła Pani w fotografii prasowej na przestrzeni ostatnich kilku, kilkunastu lat?

Pierwsza, najważniejsza to to, że szalenie obniżył się poziom fotografii. Ma to nie tylko związek z tym, że nastąpił ogromny skok techniczny, ale również z tym, że jest coraz większa dostępność aparatów fotograficznych. Niestety w związku z taką sytuacją większość ludzi uważa, że potrafi robić dobre zdjęcia. Tak jednak nie jest. Właściwie można powiedzieć, że osoby, które często myślą o sobie w kategorii – fotograf - są tylko operatorami spustu migawki. Kiedyś fotograf rzeczywiście musiał umieć dużo więcej niż teraz. Chodziło tutaj przede wszystkim o kwestie techniczne, takie jak ekspozycja, ale także artystyczne, czyli kadr, gra światła, a w fotografii czarno-białej wszystkie odcienie przez biel, szarość aż do głębokiej czerni. Dzisiejsi fotografowie często nie znają pojęcia ekspozycja, nie potrafią kadrować, nie wiedzą co to kompozycja. Skupiają się jedynie na obróbce zdjęć w komputerze, używając do tego różnego rodzaju programów, często w nadmiarze. Nie mogę w tym momencie nie dodać, że owszem można robić zdjęcia gorszym aparatem, jednak tak naprawę to nie aparat robi zdjęcia ale człowiek.

Reasumując. Ze względu na to, że jest coraz większa dostępność do sprzętu, to pojawia się coraz więcej ludzi, którym wydaje się, że są doskonałymi fotografami. A ponieważ wydawnictwom chodzi teraz o to, żeby było jak najtaniej to nie chcą płacić pieniędzy prawdziwym fotografom, tylko temu kto chce od nich jak najmniej.

Wspomniała Pani o finansach. A co sądzi Pani o sytuacji, która miała miejsce w dzienniku Chicago Sun- Times, gdzie zwolniono wszystkich fotografów nawet Johna H. White'a, który zdobył nagrodę Pulitzera. I zastąpiło się ich, tak jak Pani powiedziała czymś tańszym, w tym wypadku iPhonami?


John H. White
http://newsblogs.chicagot...hn-h-white.html

Sądzę, że nie musimy mówić o tamtej sytuacji. Możemy spojrzeć na własne podwórko. W naszym kraju zwalnia się z gazet najlepszych fotografów. Taki ruch wykonały m.in. Gazeta Wyborcza czy Rzeczpospolita. Dwie największe polskie gazety, dwa najpoważniejsze dzienniki pozbyły się zawodowych fotografów.

Kogo Pani ma na myśli mówiąc najlepszych fotografach?

Na przykład z "Rzeczpospolitej" pozbyto się Jakuba Kamińskiego, Rafała Guza czy Piotra Nowaka. Natomiast z "Gazety Wyborczej" zwolniono Wojtka Olkuśnika, Roberta Kowalewskiego i kilku innych doskonałych fotografów. Wiem jednak, że kilku fotografów zgodziło się na dużo gorsze warunki i pozostało w gazetach.

A czy w Polsce dochodzi lub że może dojść do sytuacji, że fotografów lub fotoreporterów będzie się zwalniać i zastępować jakimiś innymi cudami, wynalazkami technologicznymi

Myślę, że może tak być. Dopóki jedna gazeta, jedno wydawnictwo nie obudzi się z letargu, to wszystko co związane z fotografią będzie drastycznie spadało w dół, stale będzie się obniżał poziom. Trzeba tutaj przypomnieć i jednocześnie zacząć od tego, że taka sytuacja jest wynikiem m.in. tego, że w Polsce nie ma kultury fotograficznej. Polska nie jest takim krajem, w którym kocha się fotografię, tak jak na przykład we Francji. Ponadto należy przypomnieć, że polskie gazety przez długi okres były dość kiepsko ilustrowane. Zmieniło się to jednak na korzyść w latach ‘90. Wtedy można było zauważyć rozkwit fotografii prasowej i jej dynamiczny rozwój. W tamtym okresie zarówno Rzeczpospolita, jak i Gazeta Wyborcza zatrudniały wielu znakomitych fotografów, kładły na to ogromny nacisk. Wtedy też przeglądy prasy często zaczynały się właśnie od opisu zdjęcia, które znajdowało się na pierwszej stronie Rzeczpospolitej, czy Wyborczej. Wszystko zaczęło iść w dobra stronę, jednak nagle, nie wiedząc czemu, coś się zmieniło i poziom fotografii, zaczął drastycznie spadać w dół. Obecnie, muszę przyznać z przykrością, doszliśmy do momentu, kiedy właściwie nie bierzemy gazety do ręki po to, żeby zobaczyć jakie są w niej zdjęcia. Wiemy, że będą marne więc nas to nie interesuje.

A co do, jak to Pani powiedziała cudów i wynalazków, to najprostszym przykładem niech będzie telefon. Właściwie wszyscy robią koślawe zdjęcia telefonami. Na wakacjach, przyjęciach, spacerach, dosłownie wszędzie. Ale znów muszę tu podkreślić, że to człowiek fotografuje, a nie urządzenie. Jako przykład podam tutaj fotografa Benjamina Lowe'a z Nowego Jorku, pracuje dla Getty Images. Będąc w Libii i Afganistanie fotografował wszystko co się tam działo swoim telefonem - iPhonem. Jakiś czas temu byłam na targach fotograficznych w Barcelonie i właśnie tam natrafiłam na pokaz jego zdjęć zrobionych komórką. Widząc je - zaniemówiłam. To było coś wspaniałego, to była fantastyczna fotografia. Ale to wielki fotograf i nie trzeba mu Nikona czy Canona żeby zrobić dobre zdjęcie. To jest jednak umiejętność nielicznych. Dlatego najpierw jest człowiek.

Poza tym, nie zapominajmy o poważnych ograniczeniach w optyce aparatów, w jakie wyposażone są telefony, także o szybkości. Na pewno nie da się fotografować telefonem sportu, chyba, że szachy. To są bardzo poważne ograniczenia.

Mówi Pani, że teraz jest spadek i zaniżenie poziomu fotografii, to może za jakiś czas pójdzie to wszystko znowu w górę. Czy nie możemy na to liczyć?

Marzę o tym i to nie tylko ze względów finansowych ale również dlatego, żeby polska prasa była na naprawdę godziwym poziomie, by szata graficzna stawała się coraz lepsza, bardziej atrakcyjna. Niestety musze powiedzieć, że w Polsce z fotografią prasową jest naprawdę bardzo źle. Jest kilka konkursów fotograficznych, na których wygrywają naprawdę bardzo dobre zdjęcia. Jednak nigdzie nie można ich zobaczyć. Pytam się więc: Gdzie są te zdjęcia? Jak mają trafić i przemówić do szerszej publiczności? Najbardziej smutne jest jednak to, że podczas takich konkursów fotografowie wychodzą na scenę i mówią, że jest im bardzo miło, dziękują, że to właśnie ich fotografia została doceniona, ponieważ w ich gazecie, w ich tygodniku nikt nie chciał się tą fotografią, czy tym tematem w ogóle zainteresować. Nie wspomnę tutaj już o fotoreportażu i pracy, którą należy przy nim wykonać.

Słyszy się, że może dojść do tego że wszystkie redakcje zrezygnują z fotografów i fotoreporterów, i że będzie istniała tylko Polska Agencja Prasowa - redakcja związana z fotografią. Myśli Pani, że może dojść do takiej sytuacji w Polsce?

Myślę, że może. Jednak najbardziej odpowiednie rozwiązanie, wg. mnie, ma miejsce wtedy, gdy gazety zatrudniają dwóch, trzech naprawdę doskonałych fotografów, płacą im normalne, godziwe pieniądze za własne ekskluzywne tematy, portrety do wywiadów. Natomiast resztę zdjęć - owszem kupują z agencji. I nie tylko z Polskiej Agencji Prasowej, bo są i inne agencje fotograficzne na polskim rynku. Uważam, że byłaby to normalna, idealna sytuacja. Tak powinno być. Czy tak będzie? Tego nie wiem, mogę, co najwyżej marzyć o ideale.

Wspomniała też Pani o fotoreportażu. Czy w ogóle ta forma ma rację bytu? Czy to nie umrze, czy fotografowie będą zmuszeni z własnych pieniędzy takie rzeczy sponsorować

Jak umiera fotografia prasowa to umiera również fotoreportaż. Są tacy fotografowie, którzy jakoś sobie radzą. Startują w różnych konkursach na świecie, wygrywają pieniądze i inwestują je w wyjazdy na reportaże.

A czy Pani jest fanką jednego zdjęcia, które nagradzane jest w np. konkursie World Press Photo. Czy bardziej obstaje Pani za tym, żeby fotograf opowiedział historię, żeby miała ona swój początek, koniec?

Uważam, że jedno i drugie jest bardzo potrzebne. W gazetach codziennych to zdjęcie na pierwszej stronie zamyka w sobie wszystko, w tym jednym zdjęciu opowiedziane jest to co najważniejsze. I to jest właśnie front page. Natomiast potrzebne są też historie, opowieści. Jak ktoś dobrze sfotografuje historię np. do magazynu, to ogląda się to z wielką przyjemnością. Z takiej fotograficznej opowieści można się też wiele dowiedzieć.

Kogo Pani uważa osobiście za najbardziej obiecującego fotografa, fotoreportera w Polsce? Czy ma Pani o tym jakieś swoje przemyślenia?

Jakieś swoje przemyślenia mam, ale wolałabym o tym nie mówić. Chciałabym natomiast wrócić jeszcze do jednej rzeczy. Bo mówiłam, tylko o tym jakie to aparaty cyfrowe są fatalne i jak jest źle z fotografią w Polsce. Jednak te właśnie nowoczesne aparaty mają również szereg zalet. Szalenie skracają cały proces fotografowania, co jest najważniejsze dla fotografa prasowego i agencyjnego. To jest fantastyczne, że człowiek nie musi biec do ciemni i wywoływać zdjęć, ale może się podłączyć do komputera i je bardzo szybko przesłać. To jest szalenie wygodne. Co prawda, świat zwariował i trzeba przyznać, że im będziemy mieć szybsze aparaty tym wszystko dokoła nas będzie dużo szybsze. PAP wydaje Codzienny Serwis Fotograficzny ze wszystkich najważniejszych wydarzeń w Polsce. W tej chwili już ścigamy się sami ze sobą. Doszło to tego, że podczas jakiegoś ważnego wydarzenia chcemy, by po trzech minutach w naszym serwisie klient miał już opisane zdjęcie. To jest trudne i bardzo stresujące. Podam taki przykład: Kiedy odbywa się jakiś ważny mecz piłki nożnej, to portale, to portale internetowe chcą zdjęcia już w pierwszych trzech, pięciu minutach. Najlepiej ze strzeloną już bramką (śmiech).
http://gazetawnet.pl/pl/2...afowie-z-Iphone'ami-Jak-obni%C5%BCy%C5%82-si%C4%99-poziom-fotografii-w-Polsce.htm
 
tomek_j  Dołączył: 04 Lis 2010
Anna Brzezińska-Skarżyńska, szefowa PAP-Foto tak oto powiada:

"Pierwsza, najważniejsza to to, że szalenie obniżył się poziom fotografii. Ma to nie tylko związek z tym, że nastąpił ogromny skok techniczny, ale również z tym, że jest coraz większa dostępność aparatów fotograficznych. Niestety w związku z taką sytuacją większość ludzi uważa, że potrafi robić dobre zdjęcia. Tak jednak nie jest. Właściwie można powiedzieć, że osoby, które często myślą o sobie w kategorii – fotograf - są tylko operatorami spustu migawki. Kiedyś fotograf rzeczywiście musiał umieć dużo więcej niż teraz. Chodziło tutaj przede wszystkim o kwestie techniczne, takie jak ekspozycja, ale także artystyczne, czyli kadr, gra światła, a w fotografii czarno-białej wszystkie odcienie przez biel, szarość aż do głębokiej czerni. Dzisiejsi fotografowie często nie znają pojęcia ekspozycja, nie potrafią kadrować, nie wiedzą co to kompozycja. Skupiają się jedynie na obróbce zdjęć w komputerze, używając do tego różnego rodzaju programów, często w nadmiarze. Nie mogę w tym momencie nie dodać, że owszem można robić zdjęcia gorszym aparatem, jednak tak naprawę to nie aparat robi zdjęcia ale człowiek"

No to ja tego nie rozumiem zupełnie. Bo na przykład ja kupuje sobie sprzęt za kPLN cykam to i owo. Cykam nie mając pojęcia o niczym. Az nagle Pani z PAP foto mi mówi, że ja zaniżam wręcz niszczę fotografie polską a nawet światową swoja niewiedzą, bo na przykład nie wiem co to ekspozycja ( no... to akurat wiem), nie potrafię kadrować ( no nie wiem) , o kompozycji nie wspominajmy. To ja nagle zaczynam się z ta świadomością czuć bardzo źle. A to dlatego ,ze poziom fotografii, a w szczególności fotografii światowej lezy mi na sercu bardzo. Bo czy przez moje cykanie na przykład cytowany ostatnio w innym wątku Pan Tomaszewski zrobi gorsze zdjęcia. Czy ja mu wchodzę w kadr, gadam do niego i nie może się skupić, zabieram mu miejsce w Internecie, wydawnictwach, mówię do wydawców " weź Pan mnie bo ja dam fotki za cenę 0,1% ceny Tomaszewskiego?. Otóż nie, to jak ja zaniżam? .

No ale dalej Pani pisze tak
"Reasumując. Ze względu na to, że jest coraz większa dostępność do sprzętu, to pojawia się coraz więcej ludzi, którym wydaje się, że są doskonałymi fotografami. A ponieważ wydawnictwom chodzi teraz o to, żeby było jak najtaniej to nie chcą płacić pieniędzy prawdziwym fotografom, tylko temu kto chce od nich jak najmniej."

No to powoli wracam do siebie. Znaczy może ja nie zaniżam, tylko ludzka natura skłonna do chciwości, a ja nie mam z tym nic wspólnego. Tak jak nie maja z tym nic wspólnego miliony innych niczego nie świadomych pstrykaczy - nawet kiedy uważają, że sa dobrymi fotografami
 

Nicram  Dołączył: 15 Mar 2012
Wydawnictwa chcą płacić jak najmniej za zdjęcia, wybierają więc tańszych fotografów, którzy jednak dają słabsze zdjęcia. Rzecz w tym, że tak prawdopodobnie było zawsze, z tą różnicą, że kiedyś każdy fotograf się cenił, więc wybierano najlepszych. W chwili obecnej wielu początkujących chce byle się zaczepić, więc zastępują starszych kolegów. Dostępność sprzętu, który w miarę dobrze sam dostosuje parametry aparatu do warunków powoduje, że są one akceptowalne przez wydawców (mimo złego kadru czy braku głębi w zdjęciu).
Rozwiązaniem jest aby fotografowie, Ci lepsi sami sobie jakoś radzili na rynku. Czy to jak Pani zauważyła próbując sił w konkursach, czy poprzez własne wydawnictwa. Jeżeli dla odbiorcy końcowego różnica była by mocno zauważalna to z pewnością wiele osób by zapłaciło stosownie więcej.
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
IMHO problemem fotografii prasowej nie jest aparat cyfrowy czy iphone, tylko trwający od długiego czasu zmierzch prasy drukowanej i roli dziennikarza, wpierw od naporem TV, a obecnie pod naporem internetu.

Wraz z zanikiem dotychczasowej roli prasy zmienia się pozycja fotografa prasowego.
 

Atimis  Dołączył: 22 Lut 2009
Mam nadzieję, że moje żale zgodne z tematem.
Ta skala osób fotografujących a może bardziej posiadających lustrzankę i uważających się za fotografów swego czasu bardzo mnie przytłoczyła. Jakieś 3-4 lata temu jako młody gniewny (teraz wciąż młody może już mniej gniewny) porzuciłem fotografię ze względu na niezwykły dyskomfort jaki odczuwałem będąc przygniecionym ilościom fotografów. Był to czas kiedy to z dosłownie kilku znajomych, którzy regularnie fotografowali i prowadzili już od dłuższego czasu blogi, grupa rozrosła się do kilkunastu-kilkudziesięciu tylko w naszym środowisku/otoczeniu. Zwyczajnie psychicznie nie wytrzymałem konkurencji, chciałem po prostu uniknąć tych wszystkich niewygodnych porównań i niezręcznych rozmów o fotografii z osobami, które mimo, że swój DSLR kupili jakiś miesiąc wcześniej uważali się już za pasjonatów-ekspertów. Gniew przeszedł ale wracając do fotografii zostałem już w podziemiu: więcej oglądając niż fotografując, nie prowadziłem już bloga a zdjęcia zostawały na komputerze albo wydrukowane lądowały na ścianę. Staram się jednak wychodzić z cienia bo jednak aby polepszać swoją pracę warto usłyszeć jakiś rodzaj konstruktywnej krytyki co do własnej twórczości. Zdecydowanie pozostaję jednak przeciwko przesadnemu fotograficznemu ekshibicjonizmowi zgodnie z mottem pewnego fanpage'a "Masz lustrzankę, fajnie. Ale fotograf i tak z ciebie ch*****." Mam nadzieję, że nie wychodzę na nadętego bufona gdyż zdecydowanie wiem, że przede mną ogromna praca i nauka, mam wiele pokory, zwyczajnie irytują mnie pewne zjawiska.
Co do techniki to na nic nie zamieniłbym chwil spędzonych z analogiem. Kliszy zawdzięczam jakikolwiek warsztat, który posiadam (jeżeli mogę tak powiedzieć) i stwierdzam, że ludzie, którzy startują z cyfry mają...może trudniej ? Czy ta ilość możliwości i nieskończoności zdjęć czasami nie ogłupia ?
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
Nicram napisał/a:
Rozwiązaniem jest aby fotografowie, Ci lepsi sami sobie jakoś radzili na rynku. Czy to jak Pani zauważyła próbując sił w konkursach, czy poprzez własne wydawnictwa.
No i to jest sprawdzian, kto jest fotografem, a kto pstrykaczem od przysłowiowej dziury w drodze.

Fakt, rynek albumowo-galeriany jest w Polsce w dziedzinie fotografii dość słabo rozwinięty. Ale sprawia to, że zostają najlepsi lub najbardziej zdeterminowani. Rutyniarze wypadają z gry. Czy to zaniża poziom? Przeciwnie.

Mamy pewien etap przejściowy. IMHO gdy upłynie zostanie tylko dobra fotografia. Bo tylko taka będzie miała sens, będzie coś opowiadała i będzie kupowana.
 

iczek  Dołączył: 21 Kwi 2008
jorge.martinez napisał/a:
IMHO problemem fotografii prasowej nie jest aparat cyfrowy czy iphone, tylko trwający od długiego czasu zmierzch prasy drukowanej i roli dziennikarza, wpierw od naporem TV, a obecnie pod naporem internetu.

Wraz z zanikiem dotychczasowej roli prasy zmienia się pozycja fotografa prasowego.


Myślę, se dokladmie o to chodzi.
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat


Beata Łyżwa-Sokół: Fotografujesz na ulicy, w łóżku, na bankiecie, w samolocie, jedząc, tuż przed snem. Gdy 10 lat temu po raz pierwszy rozmawialiśmy o twojej pracy, mówiłeś, że marzysz o aparacie umieszczonym w oku, wystarczy mrugnąć powieką i zdjęcie jest gotowe. Okulary Google'a to dowód na to, że za chwilę będziesz mógł w ten sposób pracować. Co wtedy sfotografujesz?

Wojtek Wieteska: Sama zauważyłaś, że już tak pracuję. Teraz chciałbym jeszcze bardziej futurystycznego narzędzia do sfotografowania np. moich snów. Nareszcie mógłbym się dowiedzieć, co się dzieje w drugiej połowie mojego życia. Sny, których nie pamiętam tuż po przebudzeniu, odtworzyłbym z obrazu. W dzisiejszych aparatach, nawet tych najdoskonalszych, wciąż denerwuje mnie to, że są one przedmiotem między osobą fotografowaną a mną. Nawet gdy nie patrzę przez wizjer - twarz fotografa jest zasłonięta, nie mam kontaktu z człowiekiem, któremu robię zdjęcie. Czekam, aż wreszcie zaprojektują przezroczystego iPhone'a!

To dobrze, że każdy, kto ma w kieszeni telefon komórkowy, może dziś fotografować?

- Cieszę się ze wszystkich urządzeń ułatwiających obrazowanie. Najnowsze zdjęcia NASA wysłane przez sondę Curiosity z powierzchni Marsa porażają jakością, oglądając je miałem wrażenie, że tuż obok mnie jest świat, w którym mnie nie ma, czego mi żal. To genialne oblicze wszelkich wynalazków. Te zdjęcia to spadek technologiczny tego, że chodzimy z tymi aparatami w smartfonach, iPadach, a za chwilę w okularach Google'a, które pozwolą nam być w kilku miejscach naraz. Będziemy tu i teraz jednocześnie w kilku przestrzeniach; te światy będą się na siebie nakładały, a my z każdego z nich będziemy wysyłać sobie m.in. informacje w postaci obrazów.

Kto je wszystkie będzie chciał oglądać? Większość to obrazki typu: "pizza, której dziś nie dojadłem", "paznokcie, które pomalowałam rano na beżowo", "moje dziecko całe w marchewce" itd.

- Takie obrazki krążące w milionach po sieci to dowód kompletnej alienacji, samotności, funkcjonowania w rzeczywistości wirtualnej, która ogranicza naszą wolność. Przeraża mnie ilość zdjęć, która nas otacza, a jeszcze bardziej ich szybka konsumpcja. Gdy w ostatni weekend sfotografowałem ładne nogi koleżanki, w kilka minut zdjęcie obejrzało na Facebooku ponad 600 osób. Co o tym myśleć? Powszechność gestu fotografowania obniżyła zdecydowanie jakość fotografii. Ludzie przestali dbać o formę, to trochę tak, jakby się nie myć, chodzić w brudnym ubraniu, taki brak higieny na co dzień. Miałem przez chwilę pomysł, żeby przez rok regularnie wrzucać na Fejsa zdjęcia, z których później wydam album albo zrobię wystawę, ale w końcu zdałem sobie sprawę, że nikt już nie będzie chciał tego oglądać. Osobiście dla mojego syna i jego przyszłych dzieci, a moich wnuków, staram się nie pozostawić po sobie śmietnika wizualnego, dbam o to codziennie.
http://wyborcza.pl/1,7547...k_Wieteska.html


[ Dodano: 2014-05-11, 00:50 ]
Cytat

http://www.danchungphoto.com/

Fotografia reportażowa nie ma przyszłości

Na portalu dpreview ukazał się wywiad z Danem Chungiem - fotografem oraz filmowcem dokumentalistą pracującym m.in. dla The Guardian oraz Reutersa.

Chung jest także jednym z fotografów, którzy jako pierwsi zaczęli wykorzystywać lustrzanki cyfrowe do realizacji materiałów newsowych dla telewizji i portali internetowych. Kilkukrotnie nagradzany, otrzymał m.in. nagrodę Nikon Press Photographer of the Year w roku 2002 oraz nagrodę Press Photographer’s Year w kategorii film cyfrowy w roku 2011. Obecnie mieszka i pracuje w Chinach, prowadzi także blog.

W udzielonym DPReview wywiadzie, Chung zauważył, że w ostatnich latach obserwuje wyraźny spadek zainteresowania fotografią newsową na rzecz materiałów wideo. I choć wciąż otrzymuje zlecenia od swoich dotychczasowych pracodawców, to jednak fotografia przestała wystarczać jako jedyne źródło dochodu.

Równocześnie Chung podkreśla, że decyzja o poszerzeniu działalności o realizację newsowych materiałów wideo była jedną z bardziej trafnych decyzji, jakie podjął: “Jeśli mam być szczery, to nie widzę przyszłości dla reportażu fotograficznego jako sposobu zarabiania na życie. Z drugiej strony ruchomy obraz otwiera tak wiele nowych możliwości, które były poza zasięgiem fotografii.” Zdaniem Chunga fotoreporterzy w Azji i Stanach Zjednoczonych znacznie szybciej wyczuli nowy trend niż ich koledzy z Wielkiej Brytanii.

Zapytany, co podyktowało jego decyzję o poszerzeniu zakresu działalności o wideo, Chung odpowiada, że w zasadzie nie miał wyboru, gdyż jedyne co mu pozostało to dostosować się do nowych realiów oraz wymagań rynku albo skazać na marginalizację.
Jednocześnie dodał, że w rezultacie rozwoju technologii filmujących DSLR, w ostatnich latach obserwujemy prawdziwy wysyp materiałów reprezentujących bardzo wysoki poziom techniczny, które zostały zrealizowane przez amatorów. Jedną z platform, która służy wymianie doświadczeń jest vimeo.com.

Przy czym, jego zdaniem, twórcom amatorskim w znacznie lepszy sposób udało się dostosować do nowych metod pracy niż profesjonalistom: “Rozwój technologii DSLR stanowi prawdziwy przełom i sądzę, że na dłuższą metę beneficjentami tego przełomu będą właśnie twórcy amatorscy, którzy w chwili obecnej być może wcale nie zdają sobie z tego sprawy, jednocześnie nie do końca uświadamiając sobie potencjał tego zjawiska. (...) Jestem optymistą, jeśli chodzi o dalszy rozwój systemu DSLR; funkcjonalność aparatów jest coraz lepsza, ludzie mają możliwość realizowania multimedialnych projektów, polegających na łączeniu wideo ze zdjęciami.”

“Co więcej, jakość sprzętu jest już na tak wysokim poziomie, że nie jest ważna na czym kręcisz. Technologia nie jest już żadną przeszkodą, a jedynym ograniczeniem są granice wyobraźni”, dodał Chung.
http://recplay.pl/index.p...-ma-przyszlosci

Cytat


Miliardy fotografów

Masowość też ma historię wielokrotnie dłuższą niż komórki z aparatami i Internet. Kiedy w 1888 r. pojawił się Kodak ze swoim hasłem: „Ty naciskasz przycisk, my robimy resztę”, zdjęcia mogli robić zwyczajni ludzie.


Edwin Land - Polaroid photography - first polaroid. Edwin H. Land May 7, 1909- March 1, 1991

W 1947 r. wynalazca Edwin Land wymyślił polaroida, w którym gotowe zdjęcia niemalże wyskakiwały z aparatu. Technologia zyskała popularność, ale była zbyt droga, aby wyprzeć inne. Sen o natychmiastowości na dobre zaczął się spełniać dopiero wraz z rozwojem fotografii cyfrowej. W ciągu niespełna 20 lat niemal bezkosztowa w obsłudze cyfra zgodnie z prawami ekonomii wyparła analog, zaczęły padać fabryki klisz i małe zakłady fotograficzne. Rynek fotografii profesjonalnej przeżył rewolucję. Liczba fotografów stała się największa w historii – dwa i pół miliarda osób na świecie ma aparat cyfrowy (dane Samsunga z początku 2012 roku).

Wydawałoby się, że w tym miejscu – wraz z wynalezieniem i popularyzacją cyfry – marzenie o fotograficznej natychmiastowości się spełniło: klikasz i zdjęcie od razu jest. Ale w ostatniej dekadzie świat przyśpieszył jeszcze bardziej. Zwykły, odłączony od sieci cyfrowy aparat przestał się wyrabiać na zakrętach internetowej rewolucji. Trzeba dotrzeć do domu, lub przynajmniej do kawiarni, zrzucić pliki z karty pamięci do komputera, wrzucić je do sieci... to prawie taka sama bariera jak wcześniej odwiedziny w zakładzie fotograficznym. Co innego, gdy aparat zamontowany jest w stale podłączonym do Internetu smartfonie.

Gdzie w tym wszystkim Instagram? Odpowiada na problem cyfrówki w telefonie: taniej i wygodnej, ale jednak pozbawionej nieuchwytnego „czegoś”, co tak kochamy w zwykłych zdjęciach. Można próbować to rozłożyć na czynniki pierwsze: zapis kolorów, wynikająca z mikroskopijnych ogniskowych głębia ostrości...



Ale można – jak socjologowie Rafał Drozdowski i Marek Krajewski w książce „Za fotografię!” – zwrócić uwagę na mity technologiczne, które tworzyły historię fotografii: „Poczynając od mitu leiki jako pierwszego w dziejach aparatu reporterskiego, który zmienił oblicze fotografii, czyniąc ją bardziej dynamiczną i bardziej »filmową«, poprzez mit hasselblada, którym posługiwała się większość światowej sławy portrecistów i fotografów mody i którym fotografowali astronauci uczestniczący w programie Apollo,



a kończąc na micie niezniszczalnego metalowego nikona, którego – od czasów wojny w Wietnamie – upodobali sobie prawie wszyscy fotografowie wojenni”.


To ta właśnie mitologia sprawiła, że dla przeciętnego, cywilnego użytkownika zdjęcia to przede wszystkim magia wspomnień, a nie technologiczna perfekcja.
http://www.polityka.pl/ty...-facebooku.read


[ Dodano: 2014-05-15, 18:24 ]
Cytat


Czym właściwie jest fotografia mobilna?

Chyba w większości moich tekstów, tutaj na blogu, pojawiają się wymiennie dwa terminy: „fotografia mobilna” oraz „fotografia komórkowa”. Tak się złożyło, że zacząłem się ostatnio zastanawiać, czy podział na fotografię mobilną oraz – że się tak wyrażę – klasyczną, nie jest przypadkiem aby całkowicie sztuczny. Czy nie jest tak, że fotografia to po prostu fotografia? I że nie powinno mieć zupełnie znaczenia czym zdjęcie zostało zrobione i na jakim urządzeniu oraz w jaki sposób je edytowano? Czy naprawdę jest potrzebne wprowadzanie wspomnianego dodatkowego rozróżnienia? Jest jeszcze najważniejsze pytanie: jakie jest kryterium ewentualnego podziału? Co powoduje, że dane zdjęcie możemy zaliczyć do nurtu fotografii mobilnej a innego już nie powinniśmy? Czy odpowiednie jest kryterium sprzętowe, według którego decydujące jest to, czym fotografia została zrobiona oraz na jakim urządzeniu była edytowana? A może wcale nie o to chodzi, a sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana?

Jak widać możemy zadać całkiem sporo pytań, a odpowiedzi na są niekoniecznie oczywiste.

Weźmy na przykład pod uwagę wspomniane wcześniej kryterium sprzętowe podziału na fotografię mobilną i niemobilną. Czy ma ono sens i czy będzie go miało w przyszłości? Fotografia mobilna kojarzy się obecnie dość jednoznacznie z używaniem telefonów komórkowych i smartfonów do robienia i edycji zdjęć. Następne powszechne skojarzenie to raczej niska rozdzielczość i jakość techniczna prac oraz dość charakterystyczny ich wygląd, będący efektem nałożenia gotowych filtrów dostępnych we współczesnych aplikacjach mobilnych (które to filtry oferują często podobne efekty). No tak, ale przenieśmy się w myślach o 15 lat do przodu. Wyobraźmy sobie, że nasze komórki posiadają teraz wbudowaną pamięć liczoną w terabajtach i rejestrują zdjęcia w rozdzielczości 36 Mpix. Rejestrują je przez doskonałej jakości stabilizowany obiektywik, na maleńkiej matrycy obrazującej z jakością dobrej lustrzanki z połowy drugiej dekady XXI wieku. Zaawansowane algorytmy są zdolne doskonale symulować efekt głębi ostrości, a edycję zdjęcia przeprowadza się na skalibrowanym ekraniku smartfona w Mobile Photoshopie obsługującym w pełni zarządzanie kolorem. Zmierzam do tego, że za te 15 czy 20 lat nasze telefony staną się jednocześnie doskonałej jakości aparatami fotograficznymi, z których zdjęcia będą – technicznie rzecz biorąc – nadawały się do wydruku chociażby w prasie (tylko, czy będzie jeszcze papierowa prasa?). Bez zaglądania w metadane fotki nie będzie dało się nawet określić czy została zrobiona komórką czy np. profesjonalnym bezlusterkowcem, a zdjęcia walczące w konkursie World Press Photo równie często będą pochodziły ze smartfonów co z lustrzanek.


Samsung Galaxy Camera

Co więcej, nie trzeba nawet przeprowadzać powyższego eksperymentu myślowego, aby kryterium sprzętowe uznać za niezbyt dobre. No bo jak zakwalifikować współczesne zdjęcie wykonane takim na przykład Samsungiem Galaxy Camera? Będzie to fotografia mobilna czy już nie będzie? Albo zdjęcie zrobione dziesięciocalowym tabletem z Androidem i zainstalowanym Instagramem? Gdzie tu mobilność?! Już bardziej przenośny jest mój staruszek Nikon D300…

Czym jest więc w takim razie fotografia mobilna?

Jak już widać odpowiedź na powyższe pytanie nie jest ani prosta ani jednoznaczna. Ja osobiście zaczynam się skłaniać ku myśleniu o fotografii mobilnej przede wszystkim jako raczej o zjawisku społecznym, aniżeli o czymś co jest bezpośrednio związane z konkretnym sprzętem czy oprogramowaniem biorącym udział w procesie twórczym. Oczywiście dzisiaj fotografia mobilna jest głównie uprawiana przy pomocy smartfonów, stąd pośrednio jest z nimi bardzo mocno powiązana i kojarzona. Ale przecież już za kilka lat głównym narzędziem fotografii mobilnej mogą stać się np. słynne już interaktywne okulary Google.

Owo zjawisko społeczne które mam na myśli jest związane ze skokowym wzrostem popularności fotografii amatorskiej oraz jednoczesnym rozkwitem portali społecznościowych. Nie twierdzę, że fotografia amatorska nie była popularna w erze „przedsmartfonowej”. Oczywiście, że była – jednakże stanowiła hobby jedynie pewnej grupy ludzi. Hobby relatywnie kosztowne, wymagające czasu, zaangażowania oraz pewnej jednak wiedzy. Fotoamatorzy z prawdziwego zdarzenia cały czas szlifują swoje umiejętności fotograficzne, a aparaty fotograficzne kupują całkowicie świadomie.

Popularyzacja telefonów komórkowych – a obecnie smartfonów – wyposażonych niejako „przy okazji” w moduł fotograficzny, zupełnie zrewolucjonizowała świat fotografii amatorskiej. Postawiła go wręcz na głowie. Smartfony zaktywizowały fotograficznie w bardzo krótkim czasie potężną rzeszę ludzi. Doskonale obrazuje to kolaż zdjęć, który obiegł Internet przy okazji ostatniego konklawe:


Ludzie oczekują na wybór nowego papieża na Placu św. Piotra w Rzymie. Porównanie sytuacji z 2005 i 2013 roku. Źródło: http://robsheridan.tumblr.com

Widać skalę zjawiska, prawda?

Czy ci wszyscy fotografujący ludzie z dolnego zdjęcia są naprawdę zainteresowani fotografią w takim samym sensie jak opisani wcześniej fotoamatorzy? Śmiem twierdzić, że nie! Ci ludzie są po prostu na miejscu pewnego wydarzenia i niejako przypadkiem mają przy sobie aparat fotograficzny, w który jest wyposażony ich telefon. Aparat na tyle prosty w obsłudze, że aby z niego skorzystać nie jest potrzebna absolutnie żadna wiedza fotograficzna. Jak zdjęcia „wyjdą” to fajnie, a jak się nie udadzą to też się nic wielkiego nie stanie. Mogą w ten sposób fotografować latami i nigdy nie dowiedzieć się co to jest przesłona, czas naświetlania, nie wspominając już o balansie bieli. Jestem przekonany, że dla przeważającej większości ludzi z dolnej części kolażu, możliwość podjęcia próby zrobienia zdjęcia jest wyłącznie dodatkiem do samej obecności na miejscu. I właśnie dla tej ogromnej rzeszy ludzi aparat fotograficzny wbudowany w zawsze noszony przy sobie telefon, jest absolutnie idealnym rozwiązaniem.

Drugim składnikiem na którym opiera się na fenomen fotografii mobilnej jest z pewnością wielka popularność wszelkiego rodzaju portali i sieci społecznościowych. Jak wszyscy wiemy, zdjęcia i obrazki stanowią lwią część treści tych portali. Nic więc dziwnego, że smartfony będąc urządzeniami posiadającymi zdolność zarówno „produkowania” obrazków jak i zamieszczania ich w społecznościówkach, w bezprecedensowy sposób przyczyniły się do rozkwitu fotografii amatorskiej.

Kolejną cechą charakterystyczną omawianego nurtu fotografii jest bardzo duża kompaktowość całego jej „warsztatu”. Posługujący się smartfonem fotograf zawsze posiada przy sobie kompletnie wyposażone pod każdym względem narzędzie pracy. Nie tylko może fotografować, ale również bez problemu przeprowadzi pełną obróbkę zdjęcia i to bez względu na miejsce, w którym akurat się znajduje. Edycja będzie wyglądała dokładnie tak samo niezależnie od tego czy edytujący leży w swoim łóżku, jedzie pociągiem czy też siedzi u cioci na wyjątkowo nudnych imieninach. Mnie osobiście ta cecha fotografii mobilnej absolutnie urzeka. Możliwość zajmowania się każdym aspektem procesu fotograficznego w dowolnej wolnej chwili i w dowolnym miejscu to wspaniały wynalazek.

Podsumowując: fotografia mobilna jest dla mnie nurtem w fotografii (głównie amatorskiej), wymykającym się ścisłym definicjom, a ch*** się pędem do spontanicznego fotografowania otaczającej nas w danym momencie rzeczywistości, połączonym z chęcią równie spontanicznego podzielenia się swoimi „fotograficznymi spostrzeżeniami” w Internecie.

Niestety rodzi się tutaj przy okazji pewne pytanie. Czy ja, aby na pewno, robiąc zdjęcia telefonem, zawsze uprawiam fotografię mobilną? Niekiedy zdecydowanie tak. Bardzo często zdarza mi się fotografować smartfonem zupełnie spontanicznie, kiedy nagle coś niespodziewanie przykuje moją uwagę. Ba, zdarza mi się nawet spontanicznie „podzielić” zdjęciem w sieci, jak np. kiedyś, gdy zrobiłem zdjęcie z okna zatrzymującego się na przystanku tramwaju, a kiedy z tego przystanku odjeżdżałem to fotka krążyła już w Instagramie. Z drugiej strony moje zdjęcia często leżą przez wiele dni nietknięte w telefonie, a potem i tak tylko ułamek z nich zostaje opublikowany, w dodatku po trwającej czasami nawet kilkadziesiąt minut mozolnej obróbce. Czy to jeszcze jest fotografia mobilna?
http://fotokomorkomania.p...grafia-mobilna/
 
Charli1902  Dołączył: 19 Maj 2008
M.W :-B

[ Dodano: 2020-01-25, 14:22 ]
Wszystkiego najlepszego w Nowym Fotograficznym Roku , dla Wszystkich!

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach