Miałem podobne dylematy ze 3 lata temu.
Zacząłem od filmu cz-b dla procesu C-41. (Chyba Kodak)
Wynik słaby - głównie przez aparat bez światłomierza, podłe laby i kolor kliszy.
Potem przeczytałem gdzieś wywiad z Nie_pamiętam_nazwiska - ale znany polski fotograf
, który na początek polecał coś, co jest powtarzalne i zarazem uniwersalne, i sam robi na Ilfordzie.
Padło na Ilforda Pan-F (bo tani), Ilford ID11 (bo na 1 litr i trwały) i Ilford Rapid Fixer (bo łatwy w użyciu).
Koreks miałem (Krokusa na 2 filmy). Przerywacz z octu, zwilżacz z Ludwika.
Tadam!
Od razu lepiej.
Potem kupowałem po 2 szt różnych filmów (tańszych, droższych, różnych producentów) które w miarę dało się wywołać w ID11.
Dla mnie najlepszym* jest jak na razie Agfa APX 100 i 400.
Teraz kupiłem Fomadon R09 i w nim próbuję wołać różne klisze. Jeszcze nie wiem co o tym sądzić
(ale po 6 rolkach myślę że ID-11 był lepszy)
Termometru nie mam, przygotowuję całą chemię i wodę do pierwszego płukania wcześniej, w mieszkaniu ok 21 stopni (jest termometr), i po kilku godzinach zaczynam wywoływanie. Dokupiłem zwilżacz. Przerywacz wciąż octowy.
Na początku frajdą było robienie zdjęć analogiem, potem frajdą wywołanie, a teraz pół na pół.
Już się tak nie jaram
ale dalej mam przyjemność z obu tych rzeczy.
Jaki film i jaki wywoływacz - zobacz wątki w Jeden Aparat - tam każdy uczestnik napisał co w czym moczy i widać efekty.
Już kiedyś wywoływałem zdjęcia w domu, łącznie z odbitkami (miałem wtedy lat 13
) stąd ogólne pojęcie i Krokus na strychu, na razie odbitek nie robię, ale nie wykluczam, nawet nieśmiało o tym myślę. "Skanuję" cyfrówką (Helios 58mm na pierścieniach + rura z duplikatora) i drukuję cyfrowo. Wątpię czy odbitki domowe będą lepsze, ale tu chodzi o przyjemność z robienia, a nie tylko efekt końcowy.
Kolorowe klisze też robię, ale mniej więcej 1 na 15 cz-b, i daję do labu. Efekty możliwe, ale frajda mniejsza niż przy samodzielnym wołaniu cz-b.
* - Najlepszy = odpowiedni stosunek ceny/jakości zdjęć/łatwości skanowania/łatwości wywoływania: np niektóre klisze są wiotkie, niektóre sztywne, i w obu przypadkach trudniej mi się je zakłada do koreksu, na niektórych kliszach są "ładniejsze" zdjęcia, niektóre się lepiej skanuje, a niektóre są tańsze. Ale najlepiej mi się na razie na Agfie robi. Ilfordy też dobre. Kodak (nie pamiętam który) wiotki, Foma sztywna. Adox trzeba płukać przed wołaniem, ale efekt końcowy dobry. Kupuję po dwa każdego rodzaju, bo dwa się mieszczą do koreksu, a na 1 film mi się nie chce zaciemniać łazienki.
Koniec mojej historii.
Powodzenia w analogowaniu!