- Kadzyszek, słucham!
- Cześć inspektorze, dyżurny mówi. Podskoczysz na jeden adresik?
- Zabójstwo?
- Nie… W zasadzie interwencja…
- Czy wyście powariowali wszyscy?! Gdzie są dzielnicowi, prewencja, dochodzeniówka?! Wszystko my mamy robić?
- Nie unoś się, inspektorze… Wszystko, co się ruszało, pojechało obstawiać tę imprezę w…
- No przecież to w zeszłym miesiącu było? Co wy mi tu pie…
- No bo to teraz co miesiąc jest… No co ja poradzę, inspektorze?!
- Urwał nać!… No dobra. Gdzie to jest?
- Ulica Piętnastego PPD numer 12, mieszkania 4…
- Jeezuuu, mieszkam tu tyle lat i o takiej ulicy nie słyszałem…
- Niszowa dzielnica szefie… Jest tam już ktoś z dochodzeniówki, kto się ostał, ale potrzebuje wsparcia…
- Dobra, jak tam dojadę?
- Aleją Wytrwałości do końca, w lewo w Bojowników AEFu, potem jest taki zapuszczony parczek, Gwiazdkowe Uroczysko, wiesz gdzie?
- Kojarzę, mieliśmy tam kiedyś całą serię trupów, sprawa o pseudonimie SDM…
-...no, to przejechać po przekątnej alejką przez parczek i tam już jest to PPD. Dwa bloki wszystkiego, trafisz na pewno…
- Zrozumiałem, udaję się. Bez odbioru.
Inspektor Kadyszek wcisnął przycisk uruchamiający wbudowane w zderzaki jego nieoznakowanego passata pulsujące niebieskie diody i syrenę. „Przynajmniej nie będę stał w tych pieprzonych korkach” pomyślał i ruszył w kierunku Alei Wytrwałości. Kilkanaście minut później, pokonawszy dziwną, jakby z poprzedniego wieku przeniesioną, porośniętą rozłożystymi platanami ulicę Bojowników AEFu wjechał w zapuszczony park, z którym wiązały się dość makabryczne wspomnienia z samych początków pracy Kadyszka w policji. Dwa lata po tym, jak oficjalnie rozwiązano grupę RICOH, a Stefan rozpoczął karierę policjanta, to właśnie w okolicach tego zielonego zakątka znaleziono kilka zmasakrowanych ciał w sprawie, której ktoś nadał nic już dziś niemówiący kryptonim SDM. Kadyszek wciąż pamiętał sporo szczegółów, ale nie mógł sobie przypomnieć, by przewinęła się nazwa ulicy XV PPD. Uliczka jednak tam była, dokładnie po przekątnej wjazdu do parku, jak mówił dyżurny. Krótka i ślepa, ulica była ograniczona po obu stronach niewysokimi blokami mieszkalnymi. Wyglądały na wybudowane przed kilku laty, zapewne przez jakiegoś mocno efemerycznego dewelopera, z tych, co to stawiają dwie – trzy takie inwestycje, a potem znikają z pieniędzmi klientów na kolejną. „To wyjaśnia, dlaczego nigdy o tym przez Boga zapomnianym miejscu nie słyszałem… Wtedy tego tu jeszcze nie było” - pomyślał policjant.
Przed jednym z apartamentowców stał policyjny radiowóz, jednak w środku nie było nikogo. Wokół auta kręciło się kilkoro dzieciaków, ciekawie zaglądając przez szyby. Na widok czarnego passata z migającymi wciąż policyjnymi światłami, troje chłopców i dziewczynka odsunęli się od policyjnej skody.
- Cześć! Nie wiecie przypadkiem, gdzie znajdę policjanta z tego radiowozu? - inspektor uśmiechnął się do dzieciaków.
- Na pierwszym piętrze, u pani Tarczyńskiej – dziewczynka wskazała ręką na środkową klatkę.
- Dzięki, mała.
Stefan podszedł do drzwi, na tablicy domofonu obok odnalazł numer 4 i wcisnął. Z głośnika niemal natychmiast popłynął zachrypnięty, kobiecy głos.
- Kto?
- Policja, proszę otworzyć…
Dał się słyszeć dźwięk elektrycznego zamka i pociągnięte przez inspektora drzwi stanęły otworem. Kadyszek szybko wbiegł po schodach na pierwsze piętro, gdzie przed drzwiami do mieszkania po lewej czekał na niego służbiście uśmiechnięty i tradycyjnie wyciągnięty jak struna młodszy aspirant Narybek Grzegorz.
- Witam pana inspektora. Nawet nie wie pan, jak się cieszę z naszego spotkania.
- Dzień dobry – entuzjazm Kadyszka był o jakieś 273 stopnie chłodniejszy niż ten prezentowany przez młodego funkcjonariusza. - Co tam macie, Narybek?
- Złożona sprawa, panie inspektorze, zapewne polityczna… Jednak…
- Jak mówisz?! Polityczna?!! W tym kraju od kilkudziesięciu lat nie ma spraw politycznych! I chwała Bogu…
- Proszę pochopnie nie osądzać, panie inspektorze. Zaraz pana wprowadzę w szczegóły, zanim przesłucha pan poszkodowaną… Jednak najpierw…
- Tak, Narybek?
- Najpierw może zechce pan rzucić okiem na to… - młodszy aspirant sięgnął do torby na laptopa, która zwisała mu z ramienia. Wyciągnął z niej zalaminowaną kartkę formatu A-4 i podał inspektorowi. - I tak miałem to panu pokazać, więc nadarzyła się świetna okazja – dodał przepraszającym tonem.
Kadyszek spojrzał na kartkę, na której kilka różnokolorowych w przybliżeniu okręgów było połączonych dość przypadkowo poprowadzonymi zygzakami z figurami z grubsza przypominającymi prostokąty. Inspektor – nie chcąc urazić uczuć młodszego kolegi, dla którego rysunek ewidentnie był ważny – wytężył wyobraźnię, starając się dostrzec jakikolwiek sens w bazgraninie. Po dłuższej chwili był niemal pewien, że jest to Miś Uszatek, względnie któryś z Transformersów albo jakiś dinozaur z którejś części Jurassic Park. Cokolwiek to jednak nie było, zostało narysowane wybitnie abstrakcyjną kreską.
- Słodkie – stwierdził inspektor, oddając kartkę Narybkowi. - Synek czy córeczka? - zapytał uprzejmie.
- Co, synek czy córeczka? - młodszy aspirant wyglądał na nieco zaskoczonego reakcją Kadyszka.
- No, kto to rysował? Synek czy córeczka? - wyjaśnił inspektor.
- A, to… No właśnie… To jest portret pamięciowy stworzony na podstawie zeznań Kafara Jana, syna Józefa…
- Tak? Zupełnie niepodobny – wyrwało się Kadyszkowi.
- Niepodobny? Do kogo? - zainteresował się młody policjant.
- A nie, no tak, generalnie rzuciłem… - odparł szybko jego starszy kolega przysięgając sobie w duchu, że jak spotka Spację, to jej przywali czymś ciężkim. Tylko najpierw ją upije, potem skuje i dla pewności uśpi, żeby nie oddała.
- Aha, no właśnie… Też to pan zauważył, inspektorze? No ja sobie myślę, że – z całym szacunkiem – trzeba by innego rysownika… Ja wierzę, że ten pan Zdano jest najlepszy w branży, skoro pan tak twierdzi, ale może ktoś bez białej laski i szkieł w okularach jak obiektywy nocnej lornetki…
- Słuchajcie no Narybek. To jest doskonały portret pamięciowy, nie będziecie stresować ofiary pobicia ponownie, tylko znajdziecie sprawcę w oparciu o to, co narysował Zdano, jasne?
- No ale… To może być ktokolwiek… Cokolwiek… Jak ja mam to rozesłać do posterunków?! - młodszy aspirant Narybek sprawiał wrażenie, ze zaraz się rozpłacze.
- Aspirancie… Musicie być nowocześni w waszej detektywistycznej robocie… Jeśli mielibyście na rysunku więcej szczegółów, to te szczegóły by wam sugerowały sprawcę, rozumiecie? Jeśli Zdano by narysował, mówię hipotetycznie, elegancką i seksowną blondynkę z włosami do ramion, długimi rzęsami i takie tam, to wy byście mieli podejrzenia w stosunku do połowy napotkanych kobiet, tak? I bieda gotowa: błędne zatrzymania, niepotrzebne areszty, afery w prasie… No i co, potrzebne to wam? Na początku kariery? Stryjkowi w ministerstwie potrzebne? - inspektor spojrzał na młodego policjanta z najbardziej szczerym wyrazem twarzy, na jaki było go w tej trudnej sytuacji stać.
- No… Chyba… No raczej chyba nie? - odpowiedział pytająco Narybek.
- No raczej na pewno nie, Narybek! Bierzcie zatem ten w zupełności wystarczający, nieprzeładowany zbędnymi informacjami portret pamięciowy i dopadnijcie sprawcę!
- ...czynię…
- Czy nie – co? - zainteresował się Kadyszek.
- Sprawczynię… To kobieta była, pamięta pan?
- No widzicie, Narybek? Już coś macie – ucieszył się entuzjastycznie inspektor. - No ale dość o tym. Co mamy tutaj, za tymi drzwiami?
- Da radę? - Yoko Nakamura położyła dłoń na ramieniu Nataszy Karwiłowej.
- Boże, nie wiem… - Rosjanka spojrzała na koleżankę z załogi. - Nawet cholernej wizji nie mamy, psia krew…
- Mów do niego… I niech on cały czas mówi, co widzi – poradziła Japonka.
- Masz rację, Yoko – Natasza przełączyła przyciskiem na konsoli tryb pracy interkomu i poprawiła mikrofon wystający z jednej ze słuchawek na jej głowie.
- Grisza, słyszysz mnie? Jak się czujesz?
Przez chwilę słychać było tylko szum głośników. Potem popłynął z nich głos pierwszego polskiego astronauty.
- Wszystkie wskaźniki w normie…
Natasza zakryła dłonią mikrofon.
- Co on pieprzy?! Przecież na szkoleniu nie był w stanie odróżnić miernika ciśnienia tlenu od zegarka, skąd on wie, jakie są normy nagle?! - wyszeptała mocno teatralnie, by czworo członków załogi zgromadzonych wokół niej usłyszało, co myśli.
- Daj spokój – odezwał się Jim, jeden z Amerykanów w załodze. - Monitoruję go na telemetrii. Niech gada co chce, wystarczy, żeby powiedział, jak będzie chciał odpiąć zatrzask od hełmu albo karabinek od liny asekuracyjnej…
- W sumie racja… - zgodziła się dowódca i pościła mikrofon.
- Majorze Sobieski, widzicie coś podejrzanego?
- Tak, dowódco… Ziemia jest na górze, nade mną…
Natasz przewróciła oczami.
- Wsio narmalna, tak ma być… Czy widzisz coś szczególnego na powierzchni stacji, Grisza?
- Tak. Dużo rurek. I zbiorników…
- Dobrze, astronauto – Jim odezwał się do swojego mikrofonu. - To bardzo wartościowa obserwacja. Ale czy widzisz jakieś uszkodzenia?
- No… Blacha w paru miejscach wgnieciona i osmalona. I te rurki niektóre pourywane. Złomu dużo lata, ale powoli…
- Impakt… - cicho powiedziała Yoko. - Greg, masz dwie kamery przy hełmie, rób dużo zdjęć tą po lewej, jest lepsza, to Pentax. Prawej użyj tylko, jakby się coś z lewą stało, rozumiesz? Fotografuj wszystko, co zobaczysz na powierzchni stacji, dobrze? Zrobisz to dla mnie? - dodała już głośniej do swojego mikrofonu.
- Roger that!
Przez następne kilkanaście minut członkowie załogi ISS słuchali bełkotu majora Sobieskiego – Sochy o pourywanych rurkach, pogiętych prętach i osmolonej blasze licząc, że Polak zdoła zrobić w miarę czytelne zdjęcia dające pojęcie o tym, co widział i czego nie był w stanie zrozumieć. Kiedy Sobieski kończył okrążenie stacji, a załoga na pokładzie przygotowywała się, by wprowadzić go z powrotem do śluzy ciśnieniowej, Polak nagle zamilkł.
- Grisza? Grisza, jesteś tam? – Natasza usiłowała skłonić go, by znowu zaczął gadać. - Majorze, odezwij się?
Cisza.
- Jasna cholera, co on zrobił?! Odpiął się, czy jak?!
Cisza.
- Greg, odezwij się, proszę. Martwimy się o ciebie – tym razem Yoko spróbowała nawiązać zerwaną jednostronnie łączność. Raczej skutecznie, bo z głośnika popłynął nagle monotonny zaśpiew w dziwnym języku…
- Co to? Co on robi?! - Natasza spojrzała na pozostałych członków załogi zaskoczona.
- Modli się… - odparł Jim. - Modli się po łacinie…
- Zamach stanu?! - inspektor Kadyszek nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał.
- Tak, proszę pana! A na pewno przygotowania do obalenia ustroju siłą! - starsza pani, Zofia Tarczyńska potwierdziła wygłoszoną przed chwilą tezę ze śmiertelnie poważną miną.
- I co, ona to tak w pojedynkę ten ustrój chce obalać? - dopytywał inspektor. Stojący obok młodszy aspirant pilnie notował każde słowo wypowiedziane przez bardziej doświadczonego kolegę.
- A to już, pan wybaczy, wy ustalicie. Ja jednak jestem przekonana, że to jest sprawka tajnej organizacji dżentelmena, światowy spisek…
- Jakiego dżentelmena? - zainteresował się aspirant Narybek, przerywając pisanie.
- No jak to jakiego? Telewizji tam w tej policji nie oglądacie? - prychnęła z pogardą starsza pani. - Dżentelmen: jak chłop z chłopem a baba z babą i do tego sami decydują, kim chcą być…
- Dżender, proszę pani. To się nazywa dżender… - wyjaśnił uprzejmie Kadyszek.
- No, mówię przecież, dżentelmen!
- Więc uważa pani, że studentka wynajmująca u pani pokój, pani… - inspektor spojrzał do notesu – Kamila Gałka, chce obalić ustrój siłą wraz z dżenderową organizacją terrorystyczną, tak?
- Tak jest, panie oficerze!
- A ma pani jakiś dowód na poparcie tej tezy?
- Wszystko jest w jej komputerze. Zamkłam ją w pokoju razem z tym laptokiem, może pan tam iść i sprawdzić… - pani Tarczyńska wyciągnęła kościstą dłoń, w której dzierżyła klucz od pokoju.
- Dobrze, porozmawiam z panią Gałką – westchnął Kadyszek.
- Wezwać antyterrorystów, szefie? - zapytał przejęty aspirant, chwytając za komórkę.
- Nie, Narybek, poradzę sobie… Niech pani Tarczyńska zrobi ci kawy albo coś, dobra? Poczekasz w kuchni… Razem z panią Tarczyńską.
- Jest pan pewien, inspektorze? Ma pan broń? - młody policjant nie dawał za wygraną.
- Tak, Narybek. Mam obrzyna w rękawie płaszcza i dwa rewolwery w skarpetkach…
- Okay… Jakby co, zapewnię wsparcie!
- Świetnie, Narybek. Znacznie mi lepiej z tą świadomością… Idźcie już do tej kuchni…
Inspektor Kadyszek odprowadził wzrokiem młodego policjanta i starszą panią, po czym zapukał do pokoju.
- Halo? Jestem z policji, mam klucz od pokoju, wchodzę, dobrze?
Odpowiedziała mu cisza. Kadyszek delikatnie przekręcił klucz i nacisnął klamkę. Drzwi otworzyły się i oczom policjanta ukazał się niewielki pokoik: wersalka, szafa, regał na książki i niewielkie biurko z krzesłem. Na wersalce siedziała ciemnowłosa dziewczyna z rozmazanym pod oczami makijażem.
- Stara wiedźma wezwała policję? Przecież ja nic nie zrobiłam! Trzyma mnie tu zamkniętą już chyba ze trzy godziny… Ja muszę do toalety – dziewczę chlipnęło i pociągnęło nosem.
- Oczywiście, rozumiem. Proszę iść do toalety, a potem porozmawiamy.
Dziewczyna wyszła z pokoju i zniknęła za drzwiami łazienki. Na dźwięk zamykanych drzwi do pokoju wbiegł Narybek z bronią w ręku, ale Kadyszek zapewnił go, ze wszystko jest pod kontrolą i kazał wrócić do pani Tarczyńskiej oraz zamknąć za sobą drzwi do kuchni. Gdy młody policjant wyszedł, Stefan nacisnął klawisz enter na klawiaturze stojącego na biurku laptopa. Błysnęła dioda i po chwili na ekranie ukazał się pulpit Windowsa z otwartym oknem jakiegoś katalogu. W tym momencie do uszu Kadyszka dobiegł dźwięk otwieranych drzwi do łazienki. Szybko zamknął pokrywę komputera.
- Już mi lepiej, dziękuję panu – dziewczyna usiadła spowrotem na wersalce.
- Jestem inspektor Stefan Kadyszek z policji. Można? - mężczyzna odsunął krzesło od biurka.
- Proszę, oczywiście. Nazywam się Kamila. Kamila Gałka.
- Pani Kamilo, o co właściwie tutaj chodzi? - zapytał policjant, siadając na krześle.
- Panie inspektorze, chyba o zdjęcia…
- Zdjęcia?
- Wie pan... Ja tu wynajmuję pokój, bo daleko od centrum i tanio. Studiuję fizykę na uniwersytecie, jestem na pierwszym roku. Ona… Pani Tarczyńska miała wiele wymagań, ale mi to nie przeszkadzało: nie chodzę na imprezy, nie mam chłopaka, nie palę… Dla mnie ważne było, że jest tanio, rozumie pan?
- Rozumiem, oczywiście. Wspominała pani o zdjęciach…
- Dziś rano pojechałam do biblioteki i zostawiłam na biurku włączonego laptopa. Tam nie ma hasła i ona musiała wejść do pokoju i zobaczyć zdjęcia. Jak wróciłam, to zaczęła się na mnie wydzierać, wyzywać od najgorszych. Uciekłam do pokoju, a ona zamknęła za mną drzwi na klucz i zadzwonił na policję, to wszystko...
- Co było na tych zdjęciach? - zainteresował się policjant.
- Pokażę panu, ale proszę się nie śmiać, dobrze?
Kadyszek skinął głową. Dziewczyna wstała i podeszła do biurka. Przeprosiła Stefana, otworzyła laptopa i poczekała na start zahibernowanego systemu. Po chwili ukazał się widok folderu, który wpadł już wcześniej w oko inspektorowi. Było w nim około 20 plików. Kamila najechała kursorem na jeden z nich i kliknęła. Na ekranie pokazała się jej twarz. I biust. Nagi. Kadyszek uśmiechnął się mimowolnie.
- Miał się pan nie śmiać… - w głosie dziewczyny dał się słyszeć uraz. - Wiem, że to słabe, ale kolega obiecał mi portfolio za darmo, więc w zeszłą sobotę umówiliśmy się u niego w studio. Wczoraj przysłał mi mailem zdjęcia. Myślałam, że wypadną lepiej, ale widać muszę się jeszcze sporo poduczyć…
- Poduczyć? - zapytał Stefan.
– No tak… Chciałam spróbować sił jako modelka, ale teraz sama nie wiem… I jeszcze ta afera ze staruchą… Będę się musiała wyprowadzić chyba… - Kamila znów pociągnęła nosem, a w jej oczach zaszkliły się łzy.
- Jako modelka, powiedziała pani?
- Tak… Takie marzenie dziewczyny z prowincji…
- Narybek! - Kadyszek wrzasnął, aż Kamila skuliła się przestraszona. Sekundę później w drzwiach zmaterializował się młodszy aspirant, ponownie z bronią w ręku.
- Spisz zeznania pani Tarczyńskiej i poucz ją o konieczności zachowania milczenia ze względu na powagę sprawy. Ja zabieram panią Gałkę ze sobą, zrozumiano?!
- Tak jest!
CDN
Lynne: Co ci zamówić?
Ja: Stek...
Lynne: Nie powinieneś jeść mięsa. Kobiety lubią mężczyzn niezależnych, o silnej woli...
Ja: Lynne, ja robię zdjęcia Pentaksem i obrabiam je pod Linuksem...
Lynne: Dobra, to jaki ma być ten stek? Krwisty?