M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat


W przeciwieństwie do wielu współczesnych fotografów, Soth pracuje z wielkoformatowym aparatem 8x10 cali , który, biorąc pod uwagę czas potrzebny na przygotowanie fotografii, tworzy intensywną relację między artystą a obiektem. Artysta uważa to za sedno swojej pracy. Swoje projekty dokumentalne wykonuje wieloma konstrukcjami aparatów wielkoformatowych. „Sleeping by the Mississippi” wykonał aparatem R.H Philips and Sons 8x10 Compact, wyposażonym w obiektyw Nikona 300mm. Cykl „Niagara”uzupełnił modelem Canham 8x10 z obiektywem Nikon 800mm oraz Super-Angulon 210mm.

W jednym z wywiadów podzielił się swoimi przemyśleniami na temat tego rodzaju aparatu: „W pewnym momencie spojrzałem na uwielbianych przeze mnie fotografów i zauważyłem, że inspiruję się większością, którzy używali tego formatu (Nicholas Nixon, Sally Mann, Stephen Shore, Joel Sternfeld, Roger Mertin, Joel Meyerowitz). Ponieważ działało to dla wszystkich tych ludzi, pomyślałem, że warto spróbować. I jak się okazuje, jest coś specjalnego w tym formacie. Poza rozdzielczością i czystością tonalną negatywu, obiektyw 300 mm oddaje świat w naprawdę wyjątkowy sposób. Ale to, co naprawdę uwielbiam, to proces oglądania. Obraz widziany przez aparat jest po prostu tak piękny. Chociaż format jest dość niepraktyczny, nie
wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie zrezygnować z widoku".
autor: Tomasz Bohm
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat


Mateusz Kiszka (ur.1985)

W swojej pracy artystycznej zajmuję się szeroko rozumianym dokumentem fotograficznym. Szczególnie interesują mnie tematy dotykające historycznych doświadczeń miejsc, poprzez które mogę opowiedzieć o indywidualnym empirium. Inspiruje mnie fotografia amerykńska lat 70 i 80 XX wieku. Pracuję na wielkoformatowej kamerze 4×5 cala.

Celem pracy nad jego najbardziej rozpoznawalnym projektem „Martwa Wisła ” było przedstawienie terenu sztucznego ramienia Wisły w Gdańsku, które miało w założeniu uregulować tory rzeki w czasie wiosennych roztopów. Na zdjęciach znalazły się „wymierające” obecnie wsie rybackie, wraki brytyjskich statków, którymi po II wojnie światowej dostarczano żywność, popadająca w ruinę Stocznia Gdańska, grobla zbudowana w XVII wieku przez osadników holenderskich oraz Westerplatte. Zdjęcia powstały głównie z potrzeby „ocalenia” pejzażu, który znika bezpowrotnie.

„Praca z wielkoformatowym aparatem różni się tyle od pracy aparatem cyfrowym, że jest to znacznie wolniejsza praca. Trzeba być człowiekiem bardziej świadomym, nie nosi się aparatu na szyi, aparat jest zazwyczaj schowany i bardzo ciężki. Dopiero rozstawiając aparat, widzi się
kadr jaki chciałoby się zarejestrować. Trzeba zatem najpierw zobaczyć ten kadr bez aparatu i uzmysłowić sobie jak on będzie wyglądał na nagatywie.”


Martwa Wisła to zamknięte ramię rzeki, które liczy dwadzieścia cztery kilometry. To sztuczne ujście Wisły do Bałtyku zostało wykopane po to, by wiosną wezbrane i pełne kry wody Wisły nie tworzyły zapór lodowych, które mogłyby zmusić rzekę do przetorowania sobie nowego ujścia w niepożądanym miejscu. Do takiej właśnie sytuacji doszło w 1840 roku, gdy na tym terenie wezbrane wody największej polskiej rzeki, w wyniku zatoru lodowego, przerwały wydmy Mierzei Wiślanej i utworzyły nowe ujście rzeki nazywane Przełomem Wisły. Jak mówi sam autor: „ Nie zdecydowałem się na fotografowanie Wisły na odcinkach, które są bliżej mojego domu, ponieważ ważny był dla mnie motyw drogi, jaką musiałem pokonać
najpierw do Gdańska, a później wzdłuż martwej Wisły. To wiązało się ze wszystkimi przygotowaniami, noszeniem i przygotowaniem aparatu. Chciałem nawiązać tym do etosu fotografii amerykańskiej.”
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat

https://www.akramarz.com/

Jak rozpocząłeś przygodę z aparatem wielkoformatowym ? Jak wspominasz pierwsze zdjęcia ?

Trudno to nazwać przygodą. Zakup aparatu podyktowany był ideą projektu Kawałek Ziemi , który zacząłem realizować w 2008. Jakoś w owym czasie, pod koniec 2007 roku lub z początkiem 2008 zakupiłem aparat 4x5 cala. Wiedziałem, że fotografie które powstaną w tym cyklu nie będą w żaden sposób spektakularne w powszechnym tego słowa znaczeniu.
Bardziej zależało mi na spokoju, uwadze, skupieniu, I chyba śmiem powiedzieć kontemplacyjności tego medium, oraz na znakomitej jakości. Ta ostatnia rzecz, w mojej praktyce nie zajmuje nabożnej i nadrzędnej roli, lecz w tym poszczególnym cyklu poczucie /złudzenie realizmu jest istotnym elementem .

Pierwsze zdjęcia wylądowały na wystawie. A właściwie to muszę wprowadzić korektę; pierwsze zdjęcia na wielkim formacie powstały w Bośni i Hercegowinie- tych nigdy nie użyłem na wystawie, lecz nie z powodów technicznych czy artystycznych. W ostatecznej wersji Kawałek Ziemi ograniczyłem do miejsc z czasu II Wojny Światowej na terenach Polski i Ukrainy.

Nie chcę powiedzieć, że nie było pomyłek w stylu podwójnych naświetleń, niedomkniętych kaset, itd. Jednak proces był dość szybki. Miał w tym dużą zasługę mój przyjaciel, Andrzej Georgiew.

Czy korzystałeś z różnych konstrukcji/modeli ? Jaki egzemplarz jest obecnie twoim głównym narzędziem ?

Od początku, aż do tej pory używam tego samego aparatu; Wista SP. Zanim dokonałem zakupu popróbowałem kilku konstrukcji dzięki uprzejmości np. Marka Gardulskiego, ale w końcu zdecydowałem się na Wistę. Tak z powodów ekonomicznych jak również uniwersalności tego aparatu i mocowania obiektywów. Dzięki konsultacji z Andrzejem Georgiewem, wiedziałem, że ten aparat daje mi wystarczająco możliwości do pracy. Zresztą
wolałem zainwestować więcej w obiektywy niż w samą skrzynkę.

Jakie projekty lub ich części wykonałeś tego typu aparatem ?

Kawałek ziemi/ A Piece Of Land (2008-2010) w całości powstał na 4x5 cala. Instalacja wystawy składa się również z nagrań video, wywiadów oraz tzw. field recordings. W tym samym czasie pracowałem również nad wystawą Pętle/ Loops do galerii w Warszawie.

Wystawa ta w głównej mierze podejmuje wątek moich osobistych relacji z miejscami i czasem. W sposób naturalny pomieszałem w niej moje doświadczenia z filmami, formatami, technikami. Format 4x5 są częścią tych doświadczeń.

Wykonałem też cykl fotografii na grupową wystawę pt. Zmiana Ról, zorganizowaną przez Stowarzyszenie J’Arte z Mielca, gdzie każdy z pośród zaproszonych fotografów (Kuba Dąbrowski, Łukasz Trzciński, Kinga Bielec, Aleksander Gładysz, Paweł Wolanin i ja, oraz Wojciech Nowicki w roli kuratora) realizował indywidualną perspektywę Podkarpacia.

Dlaczego zdecydowałeś się na wykorzystywanie aparatu wielkoformatowego w swojej pracy ?

Lubię kontemplacyjność pracy z wielkim formatem, lubię kiedy muszę zwolnić, i w końcu lubię się czarną szmatą oddzielić od świata. Dodatkowym czynnikiem było to, że fotografia cyfrowa wówczas nie dawała tak dobrych rezultatów. Średni format również.

Z jakimi utrudnieniami i niedogodnościami spotkałeś się podczas pracy z wielkim formatem ?

Z każym rokiem praca z wielkim formatem wydaje mi się trudniejsza z powodów ograniczeń dostępności laboratoriów fotograficznych wywołujących filmy. Kiedy ja zaczynałem, miałem w Polsce problem z dobrymi labolatoriami, którym można było zaufać i które przyjmowałyby 4x5 w procesie C-41 czy E-6 w ogóle. W końcu sam zakupiłem procesor Jobo CP2 i wywoływałem sam własne filmy. Potem przeprowadziłem się na Hawaje. Sprowadziłem swój procesor do obróbki filmów lecz po wydarzeniach z Nowego Jorku 11/09, US Postal Service wprowadził bardzo duże ograniczenia w przesyłaniu materiałów chemicznych. Tetenal Kit C41 oraz E6 jest na liście ORM-D- nie mogę zatem dokonać wysyłki na wyspy. Początkowo
wysyłałem swoje filmy do San Francisco, jednak zaprzestałem tej praktyki po fakcie, kiedy straciłem gdzieś w drodze pocztowej owoc 3-miesiecznej pracy nad projektem Invisible Maps. Poczta chciała mi zwrócić pieniądze o wartości filmów. Nie bagatelnym utrudnieniem tutaj jest utylizacja chemii, której osobiście nie chcę spuszczać do kanału. Do procesu czarno-białego używam chemii przyjaznych dla środowiska, Legacy Eco-Pro, więc przynajmniej problem utylizacji odpada.

Przyszłość fotografii wielkoformatowej – jak ją widzisz oczami wyobraźni ?

Prognozowanie nie leży w kręgu mojej uwagi. Nie myślę o tym w ogóle. Nie umiem także powiedzieć w jaką stronę zmierza sposób fotografowania, choćby z tego powodu, że kompletnie tego nie śledzę. Z drugiej strony, wszystko z natury rzeczy ulega nieustannej zmianie, transformacji, modom. Każdy z tych stanów jest przejściowy, więc nie wydaje mi się istotnym zawracanie sobie tym głowy. autor: Tomasz Bohm
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat

http://www.filipcwik.com/

Szeroki kadr/Filip Ćwik

Filip Ćwik urodzony w 1973 roku, jest absolwentem Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Współzałożyciel i członek agencji
Napo Images i Fundacji Napo. Laureat World Press Photo w kategorii Ludzie i Wydarzenia i Sony Photography Awards, nagradzany również w konkursach
Grand Press Photo i BZ WBK Photo. Prowadzi w Warszawie autorskie studio portretu Studio 810.

Obecnie realizuje własne projekty, niejednokrotnie wykraczające poza definicję dokumentu, często skupiające się wokół portretu. W swoich pracach zwraca uwagę na wszelkie aspekty dotyczące egzystencji i kondycji człowieka. Interesują go relacje bezpośrednie, jak i przejawy skrajnych zachowań i
doświadczeń

W 2012 roku Ćwik zrealizował projekt "12 twarzy/faces " – w zaimprowizowanym studiu w obozie dla syryjskich uchodźców sportretował wielkoformatowym aparatem, ofiary reżimu Baszszara al-Asada. Powstał z tego album fotograficzny, którego uzupełnieniem są spisane wspomnienia bohaterów zdjęć. Fotografie posiadają charakterystyczne wżery i uszkodzenia,
które z pozoru można uznać za wady, natomiast w tym przypadku są jednoznacznie atutem. Autor z premedytacją zostawił, ramki, uszkodzenia emulsji, tym samym dorabiając kolejny wymiar interpretacyjny dla wspaniałych portretów.

Jak rozpocząłeś przygodę z aparatem wielkoformatowym, od czego się zaczęło.

Od tego, że stałem się fotografem. Po prostu. Już dawno miałem do czynienia z wielkim formatem, więc było dosyć tradycyjnie. Byłem reporterem, pracowałem na małym obrazku, później na średnim, a na końcu zacząłem już używać wielkiego formatu.

Czyli ewolucja. Naturalna kolej rzeczy w jakiś sposób.

Tak, dokładnie. Najpierw był mały format, później był średni, a po nim był wielki. Ale to nie jest też tak, że obecnie fotografuję jedynie na wielkim, ja fotografuję różnymi rodzajami aparatów. Przez jakiś czas zajmowałem się też fotografią otworkową, 25-30 lat temu. I to mnie zainteresowało – sama materia.

Przez tyle lat stażu rozumiem korzystałeś z różnych konstrukcji, modeli ?

Tak - do tej pory mam 6 albo 7 wielkoformatowych kamer. Przeróżnych. Mam 8x10 Sinara, 4x5 też Sinara, Graflexa ze świetnym szkłem, które jest powodem, że nadal z niego korzystam.

A który egzemplarze jest obecnie Twoim głównym użytkowym ?

Aktualnie używam dwóch, do 8x10 Sinara, a do 4x5 Linhofa. Tyle, że tutaj głównie chodzi o szkła. Narzędzie nie ma znaczenia. Skrzynka to skrzynka.

Dlaczego zdecydowałeś się na używanie aparatu wielkoformatowego w swojej pracy ?

To jest tak, że ja w jakiś sposób nie traktuję tego w kategoriach czysto fotograficznych. Interesuje mnie oczywiście obrazek wielkoformatowy, jako narzędzie. Ale przede wszystkim interesuje mnie ten ślad, który się odbija. Stąd się to wzięło. Zacząłem 8x10, bo interesowało mnie przełożenie rozmiarów zbliżone do 1:1. Gdy fotografuję twarz, cenię sobie , gdy negatyw jest zbliżony do naturalnych proporcji człowieka.

Czyli ta fizyczność ?

Tak. A po drugie, dosyć mocno zainteresowała mnie – w tamtym czasie oczywiście – bo teraz jest trochę inaczej już – stykowa fotografia. Czyli dojście do takiej perfekcji, opanowania warsztatu, by móc swobodnie pracować stykowo.

Jak możesz się zatem wypowiedzieć na temat przyszłości fotografii wielkoformatowej, jak myślisz – w jakim kierunku to będzie zmierzało ?

Nie zastanawiam się ogólnie nad fotografią jako taką. Przeszedłem już ten moment zachłystnięcia się formą. Tzn. forma mnie jak najbardziej interesuje, ale chyba nigdy nie miałem takiej fascynacji sprzętowej. Martwi mnie za to fakt, że coraz trudniej dostać materiały światłoczułe. Mimo wszystko uważam, że ten rodzaj fotografii ma duże szanse, bo obraz jaki generuje jest zupełnie inny. Choć z drugiej strony zacząłem fotografować
ostatnio, średnioformatowym aparatem cyfrowym Fuji GFX. Można do niego wykorzystać obiektyw 110mm, który jest genialny. Obraz tam wygląda pięknie i bardzo przypomina wielkoformatowe kamery, ale tak jak wspomniałem, mnie interesuje ta fizyczność. Fakt, że znegatywem można coś
zrobić. Można pokombinować, można się pobawić, można go porysować, można go pomalować, można go pociąć. A nie można tego zrobić przy pliku
cyfrowym. Coraz bardziej interesuje mnie eksperyment, na takim poziomie wizualnym.

Studio, które prowadzisz jest ewenementem na mapie Polski, jeżeli chodzi o komercyjne wykonywanie portretów wielkim formatem. Powiesz mi, czy dla klientów ma jakiekolwiek znaczenie narzędzie, jakim wykonano im zdjęcie, czy ich interesuje tylko efekt finalny ?

Ja myślę, że w ogóle wielki format, czyli sama kamera, powoduje dwie rzeczy. Ludzie, którzy przychodzą do mnie wykonać portret, zdają sobie sprawę, że mają do czynienia z czymś poważnym. I to ważne. Ta kamera wzbudza respekt. Jest zetknięciem się z inną materią. Chodź tutaj nie chodzi głównie o format negatywu, czyli o to, jakie jest zdjęcie finalne, ale fakt, że ludzie łapią pewnego rodzaju dystans do siebie czy świata. To wynika z tego, co
kiedyś Grotowski robił z teatrem. Portretowani pozbywają się jakiś swoich naleciałości. To długotrwały proces. Nie wygląda to tak, że ich ustawiam, włączam światło i robię zdjęcie. Ja dosyć długo czekam - daję im komfort, żeby mogli poprzebywać w ciszy.

Czyli to taka fotografia doznaniowa można powiedzieć.

Tak. Ja to nazywam takim performatywnym działaniem. Można powiedzieć, że jest to spotkanie się trochę z samym sobą. Mi to bardziej przypomina teatr, ale chyba bardziej dlatego, że kiedyś się tym mocno interesowałem, więc jest to jakby tego pokłosie. Na pewno robienie portretów 8x10 jest pewnym doświadczeniem. Sam efekt jest na końcu ważny dla ludzi, ale chyba to co przeżywają jest dla nich najważniejsze. Chociaż
zazwyczaj jest też tak, że ludziom nie podobają się te portrety wykonane wielkoformatowym aparatem. Wielki format obnaża. Ludzie nie są gotowi do tego, żeby się tak do końca obnażać. Doświadczyłem tego wielokrotnie, bo już od wielu lat zajmuję się portretem i mam takie wrażenie, że ci ludzie dopiero po paru latach doceniają to, co zobaczyli. Bardzo często mam tak, że ktoś do mnie pisze po 3-4latach, że miał w pudełku gdzieś to zdjęcie...

...i dojrzał do niego ?

Tak – i dojrzał do niego. I rzeczywiście tak trochę jest. Więc jest to bardziej swego rodzaju ślad, aniżeli taki typowy portret . To fotografia pewnej tożsamości - roli nas ludzi w społeczeństwie. Gdzie możemy czasami pobyć ze samym sobą, tak jak w zagonionym świecie, w którym żyjemy.
autor: Tomasz Bohm
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat

http://www.michalsiarek.com/

Fotopolis/Michał Siarek - wywiad z fotografem

Michał Siarek urodzony w 1991 roku, jest absolwentem Wydziału Fotografii na Łódzkiej Szkole Filmowej. Do najbardziej znanych prac
artysty należy cykl „Alexander” przedstawiającą losy Macedonii i jej burzliwych dziejów. Jest m.in. laureatem nagród The New East
Photo Prize, BZWBK Press Photo, czy Fidal Youth Photography. Jest współzałożycielem wydawnictwa Paper Beats Rock.
W swojej twórczości wykorzystuje wielkoformatowy aparat 4x5 jako komplementarne narzędzie do innych technik zarówno analogowych jak i
cyfrowych.

Fascynacja Półwyspem Bałkańskim sprawiła, że spędził trzy lata, pracując nad swoim debiutanckim projektem „Aleksander” na temat mitów i tożsamości narodowej w jednej z republik byłej Jugosławii. Alexander Michała Siarka to dokumentacja krótkich, lecz burzliwych
dziejów próby wykucia nowego mitu narodowego łączącego ten etnicznie i religijnie podzielony bałkański kraj. Populistyczny rząd macedoński, próbując zamaskować własną bierność w obliczu realnych wyzwań, postawił na gest symboliczny: politykę historyczną karkołomnie łączącą współczesną słowiańską Macedonię z antycznym wodzem Aleksandrem Wielkim.

Michał Siarek zestawia w swoim projekcie różne aspekty tego mitotwórczego trudu – jednym z nich jest architektoniczna przebudowa Skopje w myśl polityki „antykizacji”, czyli nadania modernistycznym budynkom niby-antycznych fasad. Na fotografiach widzimy kraj, który ulega gwałtownym zmianom zarówno wizualnym jak i ustrojowym. autor: Tomasz Bohm
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat

http://michal-luczak.com/

Fotograf miesiąca - Michał Łuczak

Jak zaczęła się Twoja przygoda z aparatem wielkoformatowym, jak wyglądały Twoje pierwsze zdjęcia ?

Chciałem coś po prostu zmienić. Robiłem już zdjęcia na małym obrazku, ale nie pasował mi ten sprzęt za bardzo do fotografowania dworca znanego z książki BRUTAL. Było to w takim momencie, że bardzo dużo ludzi z aparatami pojawiało się na tym obiekcie. Chodzenie z normalnym aparatem małoobrazkowym nie przynosiło pożądanych efektów, więc zaczęło się to jakoś intuicyjnie układać kierunku czegoś innego, czym naturalnie był wielki format. Mimo, że koledzy odradzali mi wykorzystanie tego sprzętu w tym przypadku, to chciałem spróbować. Nie wiedziałam wtedy, jak pracować z takim sprzętem. Nie miałem też własnej kamery. Pożyczyłem aparat od znajomego fotografa. Pojechałem więc na teren dworca i zrobiłem
pierwsze 10-12 zdjęć i okazało się, że jest ok. Swoją drogą – dwa zdjęcia z tego pierwszego wypadu znalazły się w wydanej książce. W późniejszym czasie złapała mnie tamtejsza ochrona i miałem przerwę w fotografowaniu przez miesiąc, żeby zdobyć wszelkie pozwolenia. Zbiegło
się to z czasem, kiedy byłem na warsztatach u Andersa Petersona. On często podkreślał, żeby wytrącać się ze strefy własnego komfortu i stawiać się w trudnych sytuacjach, np. konfrontacji z nowym sprzętem czy otoczeniem. I dla mnie to była taka właśnie sytuacja, kiedy nie potrafiłem do końca fotografować jeszcze tym wielkoformatowym aparatem. Miałem Graflexa, więc nie był to też wybitny sprzęt - popełniałem dużo błędów, w niektórych miejscach wpadało mi światło itd.

Chociaż jak się okazuje, błędy przy wywoływaniu można mieć cały czas. Dla przykładu skanuję właśnie negatywy sprzed tygodnia i wszystkie są do wyrzucenia. Teraz mnie to nie cieszy, ale wtedy poczułem, że jakiś sens w tym jest. Wartość dodana. To pasowało do tego projektu.
Potem jak pracowałem już nad Ekosystemem dwa lata później, to nauczyłem się te zdjęcia robić i wywoływać już bardzo powtarzalnie. Mimo tego, że z Brutalem to są bardzo tożsame projekty,. tzn. tematyka jest praktycznie ta sama tylko scenografia inna, to jest on już zupełny inny. Nie ma tej przypadkowości.

Reasumując, to była droga bardzo intuicyjna na początku. Teraz też robię wielkoformatowym aparatem, ale dlatego, że fotografuję architekturę i taki sprzęt mam aktualnie do dyspozycji. Gdybym posiadał wersję cyfrową, to robiłbym to digitalnie.

Wspomniałeś, że używałeś Graflexa. Używasz go do tej pory, miałeś do czynienia z innymi aparatami ?

Dokładnie, miałem Graflexa. Jednak teraz mam Toyo 45a i używam go do tej pory.

Praca nad Brutalem była wykonana aparatem wielkoformatowym. Czy Wydobycie również jest w całości temu poświęcone ?

Nie w całości, gdyż jest bardzo zróżnicowana, są tam między innymi video instalacje. Aktualnie jednak pracuję właśnie na wielkim formacie, bo poświęcam się architekturze w najnowszej odsłonie. To jak pracuję zależy od bardzo wielu czynników, np. od tego, jaki mam budżet.

A jak widzisz przyszłość fotografii wielkoformatowej ? Aparaty cyfrowe jednak w ogromnym stopniu zdominowały rynek.

To nie chodzi bardziej o sam sprzęt, a materiał. Sprzęt konstrukcyjnie jest taki sam. W końca wszystko to camera obscura. Ale patrząc na to, co filmowcy robią, albo zrobili już w Hollywood, to wydaje mi się, że będzie to za jakiś czas po prostu paleta pewnych możliwości.
Oczywiście pod warunkiem, że rachunek ekonomiczny nie zniszczy rynku negatywów doszczętnie. Chociaż wydaje mi się, ze zawsze jakieś manufaktury będą pracować. To będzie jedna z możliwości wyboru. Tu nie chodzi już o sprzęt, tylko plastykę i charakter materiału. Jeśli chcesz pracować na negatywie, to pracujesz, bo chcesz. Tak samo z cyfrowym aparatem. Ja osobiście lubię negatyw, ale myślę, że gdybym miał taką możliwość, całą pracę nad „Wydobyciem” zrobiłbym cyfrowo.

Powiedz mi, czy fotografia wielkoformatowa jest Cię jeszcze w stanie czymś zaskoczyć, po tylu latach praktyki ?

Cały czas. Ten sposób pracy wymaga dużej dyscypliny. Przestrzegania zasad dotyczących przechowywania, wykonywania i wywoływania. Jeśli gdziekolwiek na drodze do gotowego zdjęcia popełnimy błąd, to musimy liczyć się z tym, że zdjęcie będzie niedoskonałe w swoim technicznym aspekcie. autor: Tomasz Bohm
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat


Photographie : la Pologne selon Bogdan Konopka

Od kiedy fotografujesz wielkim formatem?

Niestety w Polsce nie tak łatwo było o aparat wielkoformatowy. (…) Pierwszy wielki format, który wziąłem do ręki to był aparat Wojtka Zawadzkiego w roku 1986. Jak odbiłem to potem w styku, bo przecież nie było powiększalnika i jak zobaczyłem, co się dzieje na tych odbitkach to odjechałem po prostu – pojawiły się jakieś niesamowite rzeczy w półtonach, trudne w ogóle do opisania? W każdym razie jak przyjechałem do Francji dobrze już wiedziałem, czego mi potrzeba. Aż trafiła się okazja – ktoś sprzedawał stary „złom” w formacie 4×5 cala. Mieszek był tak dziurawy, że całą rolkę czarnej taśmy, którą Jacqueline mi, oprócz aparatu, musiała kupić; zużyłem na zalepianie dziur. (…) Po takim zabiegu aparat nie dawał się domknąć tyle tej taśmy było (śmiech). Ale to właśnie tym aparatem zrobiłem fotografie na wystawę w Arles w 1994 roku, oraz Szary Paryż i jeszcze poza tym dostałem Europejską Nagrodę Fotografii zanim sobie kupiłem nowy. Czyli kwestia narzędzia, jak widać, nie do końca ma znaczenie.

[…]
Praca z kamerą 8×10 cala wymaga całkowitego skupienia i braku pośpiechu. Tak duży negatyw wywołuje się zazwyczaj pojedynczo, co sprawia, że uwaga fotografa zogniskowana jest od początku do końca, od momentu wyboru kadru, do pracy nad odbitką, na jednym obrazie. Poświęcamy uwagę i czas jednej fotografii. Zaczynamy zastanawiać się nad koniecznością ich tworzenia. Lekcje ciemności pozwalają rozświetlić umysł fotografa.
Fragment eseju Mateusza Palka „Ostatnia świeca”, zamieszczonego w albumie „Leçons de Ténèbres

„Używam negatywu w dużym formacie. Dzisiaj są już odpowiednie urządzenia do jego wywołania, ale gdy zaczynałem tak fotografować, mogłem to zrobić tylko w jeden sposób. Musiałem zgasić światło, położyć negatyw w kuwecie, w ciemności wywoływać zdjęcie przez 25 - 30 minut. Byłem cały czas sam ze sobą i z tym obrazem. Nie mogłem go zobaczyć. Wynurzał się powoli, niedostępny dla mojego oka. Telefonów komórkowych jeszcze nie znano, a minutniki ręczne były niedokładne. Dlatego puszczałem sobie „Leçons de Ténèbres ”, czyli „Lekcje ciemności” francuskiego kompozytora barokowego Françoisa Couperina. Zawsze wiedziałem, kiedy wypadała piętnasta albo 25. minuta tego utworu. To utwór skomponowany na nocne nabożeństwo w Wielkanoc nazywane ciemną jutrznią. Polegało na rytualnym gaszeniu świec tuż przed Zmartwychwstaniem. Czyż to nie piękne? Czynić coś takiego, ale nie mówić, że jestem religijny albo że mi Duch Święty do kuwety wpadł. Bo nie wpadł. A poza tym, po ciemku i tak bym go nie zobaczył! Jednakowo bliska jest mi zresztą filozofia zen, jak i chrześcijaństwo. Ale to, co działo się wtedy w mojej głowie, to był kosmos!” - Bogdan Konopka

„W większym formacie 8x10'kupiłem 15 lat temu Philips&Sons, który jest lżejszy nawet od mojej Ebony 4x5'. Generalnie w pejzażu używam dość lekkiego obiektywu 240mm. Do tego najwyżej trzy, cztery kasety plus światłomierz i mała latarka. Z drugiej strony nigdy nie jestem sam,ponieważ towarzyszka mojego życia Jacqueline podróżuje ze mną zawsze i wszędzie. Czasem coś przytrzyma - najczęściej parasol! - bywa że podźwiga statyw, ale i wspomoże mądrą uwagą albo pomoże ustawić ostrość i kadr przy pomocy latarki w ciemnych przestrzeniach.Muszę też dodać, że niezmiernie rzadko zdarza mi się włóczyć z dwoma kamerami jednocześnie, gdyż wiąże się to z uciążliwym rozproszeniem uwagi.Małżonka ma zawsze przy sobie Leicę M6, ale ja z niej prawie nigdy nie korzystam.Może to coś wyjaśni.” - Bogdan Konopka

„Ja używam częściej kamery nieco mniejszej, która ma negatyw 10x12,5, co właściwie niewiele zmienia, bo to tylko kwestia wielkości negatywu, ale jest on wystarczająco duży,żeby można z niego zrobić tak zwaną kopię stykową czy kontaktową. Na czym to polega? Taki negatyw kładzie się po prostu bezpośrednio na papier fotograficzny. Całkiem jak u kochającej się pary - nie ma miedzy nimi żadnego pośrednika, ciało w ciało i duch w ducha. Taki negatyw przyciska się mocno, żeby styk był idelny, i w ten sposób się go odbija. Oczywiście tego zdjęcia nie powiększam, jest ono w skali jeden do jednego, co sprawia że nie można już nim w żaden sposób manipulować - niczego nie da się odsłonić czy przysłonić, bo to będzie natychmiast widać. A ja chcę, żeby tam było to, co pragnąłem ukazać.” - Bogdan Konopka

„Aż tak ciężko jak się wydaje to nie musi być. Na początku używałem starej, metalowej kamery MPP i statywu Manfrotto z głowicą wielką jak działo przeciwlotnicze, bo na nic innego nie było mnie stać, ale byłem młody i wysportowany.Życie i technika jednak posuwa się naprzód, więc z czasem zmieniłem statyw na lekkie jak piórko i solidne karbonowe Gitzo z podobną głowicą.Pracuję zwykle obiektywem 150mm,a w zanadrzu mam ewentualnie szeroki kąt do fotografowania w ciasnych wnętrzach. Najwięcej miejsca zajmują kasety, więc musiałem się nauczyć mieć przy sobie jak najmniejszą ilość i eliminować zdejmowanie obrazów niekoniecznych. Mówiąc obrazowo wymyśliłem sobie, że jeśli jakieś miejsce posiada swojego ducha, to należy po pierwsze znaleźć punkt widzenia bez pośrednictwa aparatu, a potem zrobić jedno zdjęcie, na którym on będzie czytelny.
To jedna z najtrudniejszych lekcji fotografii.” - Bogdan Konopka

„Używam starych, wielkoformatowych aparatów, jakimi posługiwano się pod koniec XIX wieku i na początku XX wieku. Rozstawienie tego wszystkiego to cały proces i trzeba się zastanowić, po co to robić. To kosztuje. Taki wielki negatyw kosztuję naprawdę drogo. Czyli cała refleksja rodzi się, zanim zrobię zdjęcie. Zdarza mi się na przykład rozłożyć te klamoty i złożyć z powrotem, nie robiąc zdjęcia, bo stwierdziłem: "Ach, przecież taki mur to ja już mam". Albo że to nie jest mi potrzebne. Albo że to właściwie fajne, tylko jakiegoś pieprzu brakuje. To nie tak, że się wyciąga współczesnego "kałasznikowa" i wali
36 zdjęć, bo tyle jest na kliszy: ta ta ta ta ta..... A potem w domu wywołam i coś tam zawsze z tego wyjdzie. Figa z makiem. Małpie też się zdarza zrobić dobre zdjęcie. Trzeba znać zen, oczywiście, bo fotografia jest w jakimś sensie zen. Co nie znaczy, że trzeba być buddystą, tylko że trzeba się nauczyć cierpliwości i pokory wobec tej maszyny. Ona beze mnie nic nie znaczy, jest głupia jak but z lewej nogi. Nie ma żadnego programu, wszystko muszę zrobić sam. Jak o czymś zapomnę - wina będzie po mojej stronie, a nie po stronie aparatu, prawda ? Ja go mogę naprawić śrubokrętem i młotkiem. Wszystko tu zależy ode mnie - od początku do końca".
— Bogdan Konopka

„No bo ja rzeczywiście walczę z czasem. Tu czas jest wszechobecny, przenika wszystko, nawet te techniczne działania. Czas naświetlania - na przykład w jakichś ciemnych wnętrzach - dochodzi do dwóch godzin, podczas gdy zwykle trwa około 4-8 minut. Potem czas wywoływania negatywu - do pół godziny, itd., Wszystko jest wolne i powolne, wszystko też musi być zgrane: fotograf, materia, tematy, forma. Tego nie mogę zrobić z pikselami, tego nie mogę zrobić w kolorze.” - Bogdan Konopka

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach