CytatObrabiając skany w Photoshopie lub w ciemni, stosując różne „sztuczki”, jesteśmy w stanie zrobić z prawie każdego negatywu zdjęcie, na którym coś widać. Dzisiejsze materiały fotograficzne są tak tolerancyjne na warunki naświetlania (i obróbki), ze w zasadzie nie trzeba myśleć o „drobiazgach” związanych z pomiarem światła czy dokładnym ustaleniem temperatury wywoływacza. Problem w tym, ze zrobienie takich odbitek zazwyczaj zajmuje wiele czasu, a kiedy już trzymamy je w ręku, zawsze coś jest „nie tak”. Zamiast rysunku ciemnych tkanin (to dla tych, którzy fotografują ludzi; lub kolory drzew (dla fotografów krajobrazu) mamy czarne plamy. A w miejscu jasnych szczegółów twarzy czy pięknych chmurek — „wypalone” połacie pokazujące biel podłoża papieru. Oczywiście na zdjęciu powinno być coś czarnego i coś białego, ale bez przesady. Dobrą odbitkę (dobrą w znaczeniu „fine print”) można zrobić jedynie z dobrego negatywu. Negatywu, na którym widać szczegóły w światłach i cieniach.
Można nie zgodzić się z tą opinią — niektórzy lubią przecież zdjęcia czarno-białe składające się wyłącznie z czerni i bieli. Bardzo kontrastowy negatyw jest dla nich w sam raz .Co jednak począć, gdy za kilka lat przyjdzie nam ochota, by te samą klatkę powiększyć na miękkim papierze. Z negatywu pełnego szczegółów zrobimy każde zdjęcie: miękkie lub kontrastowe, ciemne lub jasne .A powiększanie słabego materiału to jedynie próby jego ratowania. Ansel Adams porównał kiedyś negatyw do partytury: tak jak jeden zapis nut można interpretować na różne sposoby, tak jeden negatyw może być punktem wyjścia dla różnie wyglądających odbitek. Poza tym trzeba pamiętać, że “poprawianie" zdjęcia- czy to za pomocą technik cyfrowych, czy analogowych -jest bardzo czasochłonne.
Zastanówmy się więc, co to znaczy „dobry negatyw” i jak go otrzymać? Najprostsza (i chyba jedyna rozsądna) definicja mówi. Ze dobry negatyw to taki, który pozwoli nam (w ciemni lub na drukarce) otrzymać odbitki o satysfakcjonującej jakości. Negatyw, który powiększamy, jest w zasadzie efektem trzech składowych: filmu oraz sposobu, w jaki go naświetliliśmy, i wywołania. Złe naświetlenie i wywołanie może zepsuć nawet najlepszy film. I odwrotnie, dobre naświetlenie i wywołanie pozwoli uzyskać doskonałe efekty z filmów znanych jako „słabe”. Stara przedwojenna reguła fotograficzna mówi: „naświetlaj na cienie, wywołuj na światła”. I od czasu, kiedy ją stworzono, w tej kwestii nic się nie zmieniło. Jeśli negatyw nie dostanie odpowiedniej ilości światła, nie powstanie na nim rysunek szczegółów. I na nic zda się wywoływanie trwające godzinę lub dłużej. Nie ma światła, nie ma obrazu. Gęstość najjaśniejszych partii negatywu, czyli de facto szczegółów w cieniach, możemy regulować jedynie naświetleniem. Gęstość „świateł” zależy praktycznie od czasu wywołania, tzn. jeśli wywołujemy zbyt długo, ciemne partie negatywu stają się za gęste, by na odbitce otrzymać jakikolwiek rysunek świateł. Jeśli głębiej się nad tym zastanowimy, dojdziemy do wniosku, że owiany legendą System Strefowy jest niczym innym jak rozwinięciem starej reguły. Pierwszym etapem na drodze do otrzymania dobrego negatywu będzie więc ustalenie „prawdziwej” czułości filmu. Bo to właśnie czułość filmu na światło decyduje o sposobie, w jaki oddaje on najciemniejsze szczegóły obrazu. W poprzednim odcinku poprosiłem Państwa o naświetlenie nieostrej białej i czarnej klatki w trybie automatyki przysłony. Ci, którzy prawidłowo wykonali to ćwiczenie, powinni mieć teraz przed sobą dwie identycznie szare klatki. Identycznie szare, bo aparat nie wie przecież, że fotografuje białą bądź czarną powierzchnię. Każdy pomiar sprowadza do „normy”, którą jest szarość Szarej Karty Kodaka. Kiedy fotografujemy hałdę czarnego węgla, liczymy na odbitkę przedstawiającą czarny węgiel (dla uproszczenia pominę dzisiaj kwestię białego śniegu, który mógłby przecież leżeć na węglu). Jak ma wyglądać negatyw tego zdjęcia? Klatka powinna być jasna, prawie przezroczysta. A aparat potraktuje ten motyw jako jednolicie szary i zrobi nam klatkę szarą. Aby otrzymać „prawidłowo” naświetloną klatkę, powinniśmy zmienić sposób, w jaki naświetla aparat: należy naświetlać słabiej niż pokazuje wbudowany światłomierz. Kiedy niedoświetlimy o 1EV, klatka z węglem będzie jaśniejsza, ale szczegóły pozostaną widoczne. Po niedoświetleniu o 2EV, stanie się jeszcze jaśniejsza, ale ciągle ze szczegółami. Dalsze niedoświetlanie prowadzi do coraz jaśniejszego negatywu, niestety, w pewnym momencie dochodzimy do przezroczystych klatek bez szczegółów. Osiągnęliśmy granice tolerancji filmu na niedoświetlenie. W czasach, gdy Ansel Adams tworzył System Strefowy, filmy przenosiły fakturę fotografowanych powierzchni po niedoświetleniu o 3 EV. Dziś jest chyba nieco lepiej. Jeśli poprawnie naświetlimy zdjęcie z hałdą węgla (czytaj: dobrze ustawimy czułość filmu), otrzymamy negatyw z dobrze narysowanymi szczegółami w ciemnych partiach oraz prawdziwą głęboką czernią bez szczegółów — ale tylko w miejscach, gdzie rzeczywiście było czarno. A o tym, jak wygląda test — za miesiąc. Zapraszam.
Wojtek Tkaczyński /pozytyw 2004
stereo napisał/a:Nie, no tu chodzi o parę film-wywoływacz i sposób wywoływania, bo to (podobno) wpływa właśnie na rzeczywistą czułość filmu. Wszystko opisane w poradnikach o kalibracji negatywu.
CytatCzyli jednym słowem kalibrujemy nasze wołanie do filmu. Kalibrujemy to, co możemy zmienić. Wrażliwości emulsji nie możemy.
Zakładasz zatem, że wszystkie światłomierze i migawki są identyczne ?
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme created by opiszon, powered with Bootstrap and VanillaJS.
Strona używa plików cookie. Jeśli nie zgadzasz się na to, zablokuj możliwość korzystania z cookie w swojej przeglądarce.
my.pentax.org.pl