CytatVivian Maier
![]()
![]()
![]()
W przypadku Vivian Maier "odkrywcą" nie był kurator, kolekcjoner, krewny ani fotograf tylko dwudziestoparoletni agent nieruchomości, który przygotowując publikację dotyczącą historii miasta, nabył pudło starych negatywów z lat 50. i 60. zakładając że wśród nich mogą być zdjęcia miasta do wykorzystania w książce. Negatywy kupił na aukcji. Na licytację wystawiła je firma wynajmującą pomieszczenia magazynowe, w zgodzie ze standardową procedurą wykonywaną w wypadku, gdy od jakiegoś czasu przestają przychodzić płatności za pomieszczenie. Negatywy okazały się nieprzydatne do publikacji, ale zachwyciły Johna Maloof'a, który wykupił pozostałe pudła negatywów od innych nabywców na aukcji. Zafascynowany, próbował odkryć kim jest ich autorka. W końcu znalazł jej imię i nazwisko na jednej z kopert z negatywami. Niestety, stało się to za późno, aby mógł ją poznać bo okazało się że zmarła zaledwie kilka dni wcześniej.
http://www.fotopolis.pl/index.php?n=12419
![]()
John Maloof
http://vivianmaier.blogspot.com/
Vivian Maier, street photographer and nanny
http://www.youtube.com/watch?v=HWEDOnBfDUI
Vivian Maier slideshow in HD
http://www.youtube.com/watch?v=mSKW5eD_JAU
CytatBolesław Augustis
![]()
![]()
![]()
http://kubadabrowski.blog...7/augustis.html
W 2004 roku, w opuszczonej szopie przy ul. Bema w Białymstoku, dwaj kilkunastoletni chłopcy znajdują kilkaset rolek filmu i kilkadziesiąt szklanych negatywów sprzed II wojny światowej. Zdjęcia trafiają do fotoreportera "Gazety Wyborczej" Grzegorza Dąbrowskiego. Okazuje się, że to bezcenny i unikalny materiał - portrety i zdjęcia sytuacyjne ukazujące białostoczan podczas niedzielnych spacerów i codziennych zajęć, utrwalone w obiektywie ważne chwile w dziejach miasta. Odnalezione fotografie zostały wykonane w latach 1935-1939 przez białostockiego fotografa, Bolesława Augustisa.
http://www.fotopolis.pl/index.php?n=11191
CytatLuis Ramón Marín
![]()
![]()
![]()
Koniec wojny położył kres karierze Marína, którego dzieło – z powodów politycznych – popadło w zapomnienie. Wdowa po nim, obawiając się represji, przechowywała zdjęcia Marína przez wiele lat w tajemnicy, w skrytce za kuchenną ścianą. Dzięki odwadze jego żony i córki, archiwum mistrza nie uległo zniszczeniu, gdyż obie przechowały je w tajemnicy aż do momentu, gdy upewniły się, że dziedzictwo jest bezpieczne.
W 2008 roku córka fotoreportera, Lucia Marin, przekazała zbiory po ojcu Fundacji Pablo Iglesiasa, która zajęła się ich odrestaurowaniem i zapisem cyfrowym. Było to ponad 18 tysięcy negatywów, w większości na szklanych kliszach. Starannie opisane, opatrzone datami i notatkami, mają dziś ogromne znaczenie historyczne i artystyczne.
http://wydarzenia.o.pl/20...ntesa-warszawa/
Luis Ramón Marin
http://www.dailymotion.pl...-marin_creation
http://www.tv3.cat/videos/165609
http://www.youtube.com/watch?v=Mr0iAZmtIok
Autor wystawy: Luis Ramón Marín
Do kiedy: 30.04.2011
Miejsce prezentacji: Galeria Pauza
Ulica: Floriańska 18/5
Miasto: Kraków
pozdrawiam,
dzerrry
36. WWW
CytatA ja nie mogę znaleźć nawet negatywów z mojego dzieciństwa![]()
CytatFrank Oscar Larson
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
Przeleżały 45 lat w starym kartonie. Dwa lata temu znalazł je syn wdowy po twórcy. Teraz wszyscy się nimi zachwycają. Oto historia fotografii Franka Oscara Larsona, który w wyjątkowy sposób uwiecznił Nowy Jork na początku lat 50. ubiegłego wieku.
Frank Oscar Larson był synem imigrantów ze Szwecji. Pracował jako rewident księgowy i mieszkał w Queens, w Nowym Jorku. Jego pasją była fotografia. W weekendy zabierał swojego Rolleiflexa na spacer po mieście i fotografował wszystko, co przykuło jego uwagę. Miał wyjątkowe spojrzenie na rzeczywistość – nieco liryczne, spokojne, ale przenikliwe. Dostrzegał zwykłe, codzienne sytuacje, który każdy z nas zazwyczaj pomija w codziennym życiu. Potrafił wydobyć ze zwykłych chwili interesujące momenty i uchwycić je na czarno-białej kliszy.
Zmarł z powodu udaru w 1964 roku, mając 68 lat. Jego zdjęcia leżały w kartonowych pudełkach przez 45 lat, do 2009 roku, kiedy to odnalazł je syn wdowy po Larsonie. Tysiące czarno-białych zdjęć powstało na początku lat 50. To świadome, ciekawe spojrzenie na Nowy Jork z tamtego okresu. Na jego prace zwrócili uwagę kuratorzy w USA.
http://fotoblogia.pl/2011...artonie-galeria
http://erickimphotography...ter-discovered/
http://www.franklarsonphotos.com/
Cytat![]()
http://www.youtube.com/watch?v=9hT-O3BAecc
http://www.filmweb.pl/fil...ier-2013-700687
![]()
http://www.vivianmaier.com/
W 2007 roku młody chłopak John Maloof kupuje na aukcji naprzeciwko swojego domu pudło negatywów. Za 380 dolarów. Odkrywa niezwykłe archiwum zupełnie nieznanej fotografki. Rozpoczyna śledztwo, kim jest autorka. Kręci film dokumentalny "Szukając Vivian Maier", skupuje kolejne jej prace.
Niezwykły dokument, który Maloof zrealizował razem z Charliem Siskelem, opowiada historię wybitnych fotografii i ich ukrywającej się przed światem autorki. Kobiety, która pieczołowicie zmieniała tożsamości, kreowała samą siebie. Podpisywała się "Maier", "Meier", "Mayer" albo "Meyers", wymyśliła sobie francuskie pochodzenie (i obcy akcent), zmieniała domy, nie lubiła mówić o przeszłości. Żyła skromnie i w całkowitej niemal samotności.
Nigdy nie zdecydowała się pokazać fotografii, przestała nawet wywoływać negatywy. Zachowywała się jak wampir z "Tylko kochankowie przeżyją" Jarmuscha, który uważał, że odsłanianie swojej sztuki przed światem to ujma na honorze. Była dobrą, choć nietuzinkową nianią, ale kontaktowała się z innymi głównie przez obiektyw aparatu: robienie zdjęć było jej oddychaniem, każdego dnia kolekcja powiększała się nawet o kilkadziesiąt fotografii.
A na nich przede wszystkim ludzie - złapani przypadkiem na ulicy, choć uchwyceni w kadrze tak, jakby pozowali do aparatu. Niezwykłe twarze dorosłych i zagubionych dzieci. Ale też nowojorskie i chicagowskie budynki, niebezpieczne zaułki. Te obrazy układają się w rodzaj filmu o Ameryce, której już nie ma. Maier łączyła talent artysty i dokumentalisty, który zachowuje dystans, patrzy na rzeczywistość okiem obcego, a zarazem zna tę rzeczywistość na tyle dobrze, że potrafi uchwycić sceny, momenty, emocje dla innych niedostępne.
![]()
John Maloof http://vivianmaier.blogspot.com/
Paweł T. Felis: Historia Vivien Meier jest tak niezwykła i barwna, jakby ktoś ją wymyślił.
John Maloof: Jej postać żyje już własnym życiem. Czasem sam mam wrażenie, że to ktoś z mitu albo książki - słucham ludzi, którym jest bliska, bo ucieleśnia mnóstwo naszych tęsknot. Za skrajną niezależnością i odcięciem się od przeszłości, za tworzeniem wyłącznie dla siebie i życiem na marginesie tego, co nazywamy karierą i "normalnością".
Ale też za samorodną sztuką, która nie potrzebuje szkół i promocji, żeby zachwycić świat.
- Vivien nigdy nie skończyła szkoły fotograficznej, ale potrafiła uczyć się sama. Kiedy zaczęła robić zdjęcia we Francji, miała do dyspozycji zwykły aparat Kodak Brownie. Gdy w 1951 roku wróciła do Nowego Jorku, gdzie się urodziła, fotografowała głównie krajobrazy, czasem portrety. W ogóle nie wychodziła na ulicę. A potem dostała swojego Rolleiflexa, który dał jej szansę, żeby robić zdjęcia ukradkiem. I zmieniło się wszystko: widać, jak szybko udoskonaliła swój zmysł kompozycji, jak intuicyjnie odkryła, co w rzeczywistości naprawdę ją interesuje.
Dokumentowała wszystko?
- Ktoś mi opowiedział, że kiedy w jednym z domów wybuch pożar, zbiegli się mieszkańcy i przyjechały wozy strażackie. A Vivien wyszła z kamerą i kręciła film. Odnalazłem go zresztą. Ale nie chodziło o dokumentowanie pożaru - raczej o przyglądanie się, jak w tej sytuacji zachowują się ludzie.
Fascynowały ją te sytuacje i momenty, kiedy podglądane przez nią osoby pokazywały więcej, niż pewnie chciałyby pokazać. To mógł być pożar, spacer rodzeństwa na ulicy albo zbierający centy żebrak: patrzyła na to trochę jak człowiek, który sam nie ma do świata dostępu, więc próbuje wykraść tajemnicę życia innym.
Podobnie było z ubieraniem się: na jej zdjęciach widać piękny przekrój ówczesnej mody. Czemu więc sama Meier ubierała się tak brzydko, w męskie koszule i wielkie buty?
- Vivien bardzo o wygląd dbała, tylko uporczywie nie chciała być ładna. Sama twierdziła, że tak jest wygodniej, a ubrania dla mężczyzn są po prostu lepiej skrojone. Uwielbiała wzory, struktury, nadruki, miała niezwykłe wyczucie mody. Ale nie chciała się do niej dostosować. Jakby chowała się za ubraniem, próbowała stać się kimś przezroczystym, kto może wtopić się w tłum i zrobić ukradkiem zdjęcie.
Była typem zbieracza, kolekcjonowała wszystko - również skrawki materiałów, ubrania. Być może to jej kolekcjonowanie rzeczy niepotrzebnych, odprysków z życia, było jej potrzebne trochę tak, jak botanikowi potrzebne są owady. Mam wrażenie, że filtrowała potem to wszystko w głowie, może tworzyła własne narracje. I z tą wiedzą robiła zdjęcia.
Kiedy dowiadujemy się, jaką była nianią, trudno nie myśleć o Mary Poppins: Meier jako opiekunka sprawdzała się świetnie, ale była chłodna, chwilami opryskliwa. Według niektórych czasem zmieniała się nawet w potwora.
- Nie patrzyła cukierkowo na świat i tego chciała nauczyć dzieci: potrafiła przynieść im znalezionego na ulicy martwego węża, żeby zobaczyły, jak wygląda. Zabierała je do mrocznych dzielnic miasta, gdzie z rodzicami nigdy by nie zajrzały. Na ponad 40 osób, z którymi rozmawiałem, tylko kilka wspominało o zamykaniu w piwnicy, porzucaniu na spacerze albo cielesnych karach. Czy to wyolbrzymianie po latach czy też to inni o takich zdarzeniach zapomnieli? Nie wiem. Na pewno były to inne czasy, kiedy dzieci wychowywano bardziej surowo, a klaps był czymś naturalnym. Ale to prawda, że Vivien miała też mroczną stronę, którą na co dzień próbowała ukrywać.
Może ma to związek z tym, że zbierała sensacyjne wycinki m.in. o morderstwach i wykorzystywaniu dzieci?
- Nikt tego nie wie. Ale to, że całe życie była samotna, zerwała kontakt z rodziną i nienawidziła mężczyzn, pokazuje, że coś strasznego musiało się w jej życiu stać.
Mam wrażenie, że towarzyszył jej przez całe życie potworny, paranoiczny wręcz lęk. Jakby chciała zamazać wszelkie ślady, utrudnić drogę tym, którzy chcieliby ją odnaleźć. Każdej rodzinie, u której pracowała, kazała się nazywać inaczej: czasem "Viv", "Vivien", "Miss Meier" albo "Miss Meyers". Wybrała pracę niani, dzięki czemu nie miała stałego adresu, w ogóle nie miała domu. To nie mogą być przypadki.
Okazało się zresztą, że niemal wszyscy członkowie jej rodziny zostali pochowani oddzielnie, na różnych cmentarzach: matka, ojciec, babcia. Jej brat, który też prawdopodobnie już nie żyje, również zmienił tożsamość i przyjął panieńskie nazwisko matki. Była jeszcze ciotka, która zapisała w testamencie: "Nie zostawiam niczego swojej rodzinie". Ta rodzina naznaczona była jakąś raną.
Niewiele brakowało, a mógłby pan ją o te tajemnice zapytać.
- Karton negatywów kupiłem pod koniec 2007 roku, Vivien zmarła w 2009 roku: wtedy nie wiedziałem w ogóle, że to ona jest autorką zdjęć. Ale nie sądzę, że zdradziłaby mi coś więcej. Chciała tę swoją traumatyczną przeszłość wyrzucić i jej się to udało.
Czy na pewno nie chciała jednak swoich zdjęć nikomu pokazywać?
- Tylko raz, jeszcze we Francji, próbowała. Ale wydaje mi się, że nie zniosłaby momentu, kiedy jej prace miałby oceniać ktoś inny. To był jej własny, prywatny świat, do którego nikt nie miał dostępu. W którym czuła się całkowicie wolna.
Przyszedł moment, kiedy po tylu latach wreszcie chcesz się od Vivien Meier oderwać?
- Od jej życia tak, ale nie od zdjęć. Przygotowuję właśnie książkę z albumami, pracujemy nad kolejnymi wystawami. Ten gigantyczny materiał, który zostawiła, ciągle kryje jeszcze nieodkryte smaczki.
http://wyborcza.pl/1,7547...j.html#TRrelSST
Cytat![]()
Joel Meyerowitz
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem te zdjęcia, byłem zachwycony...
To było zaskoczenie, poczułem się jakby ktoś, do tej pory nieznany,
nagle udostępnił swoje prace, które okazały się dobre.
Jest w nich autentyczne spojrzenie, znajomość ludzkiej natury,
fotografii i ulicy, a to wcale nie zdarza się często.
Codziennie widzę tysiące zdjęć, ludzie podsyłają mi linki do swoich stron,
a kiedy je przeglądam, czuję, że większości nic nie wyróżnia.
Ale w pracach Vivian od razu było widać te cechy.
Zrozumienie ludzkiej natury, ciepło, radość... Pomyślałem:
"To prawdziwa artystka".
Fotografując, sprawdzała, jak blisko można do kogoś podejść.
To wiele o niej mówi. Kreowała chwilę i potem znikała. Joel Meyerowitz
"W sztuce może być coś dobrze zrobione albo źle, nic więcej." Stanisław Lem
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme created by opiszon, powered with Bootstrap and VanillaJS.
Strona używa plików cookie. Jeśli nie zgadzasz się na to, zablokuj możliwość korzystania z cookie w swojej przeglądarce.
my.pentax.org.pl