wuzet  Dołączył: 12 Sie 2009
Pioter napisał/a:
Kanta, Hegla, Schopenhauera można czytać także po pracy
bo jaki student ma czas na czytanie, jak impreza goni impreze ;-)
 

Meggido  Dołączył: 05 Mar 2007
ggdh napisał/a:
Czyli bycie na uczelni jest w wiekszosci dla pasjonatow? Wcale mi nie ulatwiacie decyzji o powrocie

Nie przejmuj się tylko rób swoje. Ja kończę doktorat i spadam na PŁ. Całe życie nie będę po Polsce ganiał.
 

darmuszka  Dołączył: 14 Lut 2010
Są możliwości jeszcze dość skrajne. Kiedyś na WSM w Gdyni było 17 peopelkow na krzesło. Teraz o ile wiem jest odwrotnie. Kierunek dość wymagający ale jak ktoś lubi można się spełnić. Ludzi brakuje, roboty po sufit, można zwiedzać, jak ktoś ma żonę heterę to całkiem fajna opcja......tylko dzieciaków szkoda. Kierunek niszowy co prawda i dla wariatów ale zawsze to jakaś opcja.
 

l_uka  Dołączył: 20 Kwi 2006
z Waszych wypowiedzi i moich obserwacji wynika, że w Polsce studia mgr przygotowują do dalszej pracy naukowej, a nie do pracy zawodowej. Dopóki studenci tego nie zrozumieją, zawsze będą zawiedzeni swoją sytuacją po studiach. Zupełnie nie rozumiem tego parcia na mgr - w wielu przypadkach wystarczyłby licencjat czy inżynier. Możliwe, że tych mgrów wokół tyle, że wymagania pracodawców rosną, ale nadal chyba zbyt mało wagi przykłada się do nazwy uczelni, na której ów tytuł został zdobyty.

Chciałbym jeszcze zaprzeczyć tezie z tytułu wątku - otóż nie każdy! Wymaga to wielu poświęceń i jednak sporo pracy, walki z przeciwnościami losu i samym sobą. Jak jest w prywatnych szkołach wyższych - nie wiem, ale nie sądzę, żeby było aż tak, że każdy może.
 

sculptor  Dołączył: 20 Maj 2008
Małe spostrzeżenie odnośnie płatnych studiów.
W aktualnym systemie polityczno/podatkowo/społecznym byłby to błąd.
Jednakże, rozważmy pojęcie "bezpłatna" edukacja. Każdy doskonale wie, że nie ma nic za darmo. Przecież to państwo płaci za uczelnie państwowe tzn. pokrywa koszt ich utrzymania z podatków czyli w konsekwencji wszyscy za to płacimy. Zarówno rodzice osób studiujących jak i Ci co ich dzieci nie studiują.
Pytanie czy nie lepiej wprowadzić płatną edukację, jednocześnie obniżając podatki. Poza tym płacąc za uczelnię prywatną płacimy bezpośrednio w sekretariacie tejże uczelni. Natomiast pokrywając edukację z podatków oprócz uczelni utrzymujemy również całą rzeszę urzędników w ministerstwach, kuratoriach i innych instytucjach. Po prostu sama dystrybucja środków finansowych dosyć dużo kosztuje.
Konkluzja jest taka, że płatne szkolnictwo tak, ale nie w aktualnym systemie.

Ja kończyłem polibudę a później podyplomowe na uczelni prywatnej. Niestety w podejściu do studenta uczelnia prywatna była dużo lepsza od mojej poprzedniej państwowej. Może poszedłem do tej nieodpowiedniej...

 

ggdh  Dołączył: 06 Sty 2008
l_uka, prawie kazdy moze na uczelni prywatnej. Znajomi mieli pod koniec studiow po 8 warunkow i jakos dalej ciagneli (i dociagneli do mgr). Wazne, ze za warunki placili corocznie. Na moim wydziale (AGH) mozna bylo miec 1 warunek w danym momencie.
 

Gwiazdor  Dołączył: 05 Mar 2007
matb napisał/a:
- koleżanka zrobiła doktorat z biotechnologii w USA, gdzie pracowała w kilku różnych labolatoriach, przy grantach i takich tam. Musiała wrócić do PL ze względów zdrowotnych (kosztowne operacja)
A mnie rzuca, jak takie opowieści słysze. Czyli co? Praca dobrze płatna ale na ubezpieczeniu zdrowotnym to się oszczędza? Bo lepiej wrócić do kraju i mieć "za darmo"? Przecież na tą operacje to ktoś się musiał złożyć, niezależnie czy w juesej czy w peel. :roll:

A tak w temacie: zgadzam się z tymi, co piszą że na studia powinno się się iść tam, gdzie jest pobyt, bo inaczej to sami skazujemy się na na udrękę. Ale to nie jest łatwa decyzja kiedy ma się 19-20 lat.
 

Iza  Dołączyła: 01 Paź 2007
dominik napisał/a:
Po studiach jest gigantyczny problem dla tych, którzy nie próbują pracować od pierwszych lat studiów. Wspomniane panienki na piątkę wychodzą z studiów z płaczem lub idą na doktorat, bo i co mogą robić? Ci którzy wcześniej pracowali mają już kontakty i doświadczenie - są w stanie znaleźć wiele lepszą pracę.
Jak ja nie cierpię takiego podejścia :evil:
Dlaczego w dzisiejszych czasach student nie może normalnie studiować, tylko od pierwszego roku robić karierę? Na moim wydziale nie było takiej możliwości, aby przyłożyć się do studiów i pracować równocześnie. Można było oczywiście ciągnąć na minimum i jednocześnie zarabiać pieniądze, ale to nie powinno być standardem :!:
Pioter napisał/a:
la każdego potencjalnego studenta jedna rada, pomyśl dwa razy czy warto przez 5 lat nic nie robić, czy może lepiej zacząć pracować.
Nie wiem, o jakich studiach piszesz, ale u mnie (i nie tylko) to na pewno nie było 5-letnie "nicnierobienie".
 

opiszon  Dołączył: 29 Sty 2008
l_uka napisał/a:
otóż nie każdy! Wymaga to wielu poświęceń i jednak sporo pracy, walki z przeciwnościami losu i samym sobą

otóż to
o ile studia skończyć było dla mnie łatwo, o tyle zostać mgr już nie tak do końca ;-)
ale to była dobra szkoła życia
 

sculptor  Dołączył: 20 Maj 2008
Dodam jeszcze, że co do samej pracy mgr są różne poziomy trudności nawet w ramach tego samego kierunku. U mnie na kierunku byli tacy, którzy przesiedzieli nad pracą praktycznie dwa semestry, ale byli też tacy co przepisali teorię z kilku książek w tydzień, dwa tygodnie w laboratorium przy badaniach na koniec dwa tygodnie na podsumowanie i zebranie wszystkiego do kupy i w ciągu 5 tygodni magisterka gotowa.
U mnie na roku kilkoro studentów broniło się już w maju... z tych trudniejszych specjalności jakoś praktycznie wszyscy we wrześniu.
 

dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
Iza napisał/a:
Nie wiem, o jakich studiach piszesz, ale u mnie (i nie tylko) to na pewno nie było 5-letnie "nicnierobienie".
Iza, Pioterowi chyba chodzi o nicnierobienie w sensie realnego doswiadczenia. 5 letnie studia sa bardzo niebezpieczne - wyboru dokonuje nastolatek, ktory nie ma pojecia w zasadzie o niczym, wrzucaja go do tej banki w duzej mierze odcietej od rzeczywistosci - tak jesli chodzi o realne zycie jak i bardzo czesto o branżę, do pracy w której przygotowuja go podobno studia. I jesli taki delikwent bedzie sie przykladal przez te 5 lat, zadowolajac sie tym co dostaje na uczelni, to w dobrej wierze, poswiecajac caly swoj czas na studia, dostaje stypednium naukow co rok, camp america lub Dębki w wakacje, na koniec obrona na bdb z wyroznieniem i chwile potem twarde zderzenie ze sciana.

Niby mamy Bolonie, ale i tak wiekszosc pcha sie na mgr - troche z musu, troche z checi przedluzenia mlodosci, a troche z presji. Tak naprawde, to wiekszosci ten mgr jest niepotrzebny. Gdyby mogli te dwa lata spedzic w pracy, to nauczyliby sie znacznie wiecej. Niestety, podobno po lic nie zatrudniaja i kolo sie zamyka.

W UK, studioa sie zaczyna w wieku 17-18 lat, 90% konczy na baczelorze i w wieku 20-21 lat zaczynaja zycie zawodowe na swoim. (Fakt, ze tam jest tak pewnie ze 3 razy latwiej zaczac na swoim niz w Polsce). W ten sposob, maja 4 lata na popelnianie bledow, szukanie swojego miejsca w zyciu, podczas gdy polski student wlasnie wtedy chowa sie przed zyciem na uczeln. Podczas gdy on po raz pierwszy bolesnie zderza sie z rzeczywistocia, to angielski rowiesnik wlasnie wtedy prawdopodobnie dostaje pierwszy awans.

Uwazam, ze polskie studia sa przeladowane bezsensowna wiedza. Wiekszosc wykladow jest nudna, wykladowcy i asystenci najczesciej odrabiaja panszczyzne, czesto prowadzac zajecia z tematow, o ktorych maja de facto niewielkie pojecia. Nie ma zadnego systemu weryfikacji, a caly system jest postawiony do gory nogami. Na polskich uczelniach technicznych norma sa przedmioty, gdzie ponad polowa roku oblewa egzamin, a 1/3 calkowicie wylatuje ze studiow. Halo? Dlaczego nikomu nie zapali sie lampka, ze cos tu nie tak z tym procesem nauczania? Naprawde sa bardziej produktywne zajecie, niz pietnaste podejscie do fizyki jakiejstam, ktora akurat prowadzi profesor kosa.
 

opiszon  Dołączył: 29 Sty 2008
sculptor, heh, no jasne

ja tam nie narzekam że sobie ambitny projekt na pracę magisterską wziąłem - choć byli tacy, co w ramach magisterki nie robili projektu żadnego (na informatyce - nie do pomyślenia dla mnie) i wystarczyło skompilować treść z kilku źródeł

bronili się jakoś zaraz po zimowej sesji na 5tym roku
...
tyle że większość z nich nie pracowała w tym czasie nigdzie, a już na pewno nie na cały etat ;-)
 

bEEf  Dołączył: 28 Gru 2006
dzerry napisał/a:
Na polskich uczelniach technicznych norma sa przedmioty, gdzie ponad polowa roku oblewa egzamin, a 1/3 calkowicie wylatuje ze studiow. Halo?

Nie halo, tylko konsekwencja owczego pędu do studiowania, o którym pisałeś wcześniej. Niektórzy się po prostu nie nadają. Przedmioty robiące "przesiew" to ostatnie bastiony zachowywania jakiegoś poziomu i nierównania w dół. Oczywiście takie rzeczy mają sens na pierwszym-drugim roku. Jeśli zdarzy się potem, to faktycznie coś nie teges.
 

sculptor  Dołączył: 20 Maj 2008
Praktycznie zgadzam się z tym co napisał dzerry.
Na mojej uczelni było praktycznie raptem 5 wykładowców, którzy współpracowali z przemysłem. Chodzenie na ich zajęcia było przyjemnością. Teoria pięknie poparta przykładami z praktycznego doświadczenia zawodowego tegoż prowadzącego. Reszta niestety... poracha! :-(
Z drugiej strony nie wszystkim doktorantom, doktorom czy profesorom się chce. Większość odwala pańszczyznę i nic ponad to. Po studiach spotkałem się ze znajomym, który pracując już w firmie chciał zorganizować taką konferencję branżową z udziałem różnych firm i naukowców. W tym celu dzwonił m.in. po profesorach (szefach katedr) uczelni technicznych w celu zaproszenia. W 90% przypadków pierwsze pytanie w słuchawce brzmiało: "A co ja z tego będę miał?".
Kolejny przykład moich znajomych to przypadek pewnego profesora, który mając swoją własną firmę z branży wentylacyjnej specjalnie wykładał na uczelni studentom technologię już nie używaną od kilku lat. Dlaczego? Żeby sobie konkurencji nie robić.
Jak mamy takie podejście no to nie dziwmy się, że poziom jest taki jaki jest.
 
Yura  Dołączył: 03 Kwi 2010
Pioter napisał/a:
Dla każdego potencjalnego studenta jedna rada, pomyśl dwa razy czy warto przez 5 lat nic nie robić, czy może lepiej zacząć pracować. Kanta, Hegla, Schopenhauera można czytać także po pracy, nikt nam tego nie zabroni.


Kurczę nie mam czasu na dyskusję, na wakacjach jestem, ale nie za bardzo rozumiem co miałeś na myśli, pisząc to :shock:

Jeśli myślisz, że czytanie "Kanta, Hegla, Schopenhauera" to nic nie robienie, to się cholernie mylisz.
Jeśli myślisz, że czytanie "Kanta, Hegla, Schopenhauera", bez wykładni autorytetu (czyt. wykładowca) i traktowanie takiej lektury jako nieszkodliwej i przyjemnej lektury, na którą każdy sobie może pozwolić, to jesteś w jeszcze większym błędzie.

A psioczenie na to, że ludzie wybierają sobie niekoniunkturalne studia. Mnie to dziwi :-D
Ja jestem na wybitnie niekoniunkturalnych studiach (filozofia), z perspektywy rynku pracy jestem bezużytecznym marnotrawcą pieniędzy podatników (stypa naukowa teraz, a później zasiłek dla bezrobotnych), tyle że jakoś nie znam ani nie słyszałem o bezrobotnym filozofie.

Problem tkwi w świadomości i obrotności - jeśli ktoś uważa, że po "koniunkturalnych" studiach ma zapewnione miejsce pracy to się cholernie myli i się na tym cholernie przejedzie. Trzeba mieć wyłącznie szczęście (a wiadomo kto ma szczęście...) żeby z takim myśleniem wyjść na prostą.

Sprawa wygląda odwrotnie jeśli ktoś potrafi się obracać tam gdzie trzeba, niezależnie od kierunku studiów.
 

sculptor  Dołączył: 20 Maj 2008
Yura napisał/a:
tyle że jakoś nie znam ani nie słyszałem o bezrobotnym filozofie.

Pewnie po studiach robili drugi fakultet. :-)
 

bEEf  Dołączył: 28 Gru 2006
Yura napisał/a:
Problem tkwi w świadomości i obrotności - jeśli ktoś uważa, że po "koniunkturalnych" studiach ma zapewnione miejsce pracy to się cholernie myli i się na tym cholernie przejedzie. Trzeba mieć wyłącznie szczęście (a wiadomo kto ma szczęście...) żeby z takim myśleniem wyjść na prostą.

No i to jest o-czy-wiste. Szkoda, że tak myślący ludzie są w mniejszości. Odpuściłem już dyskusję w tym temacie, szkoda ognia. Chociaż - z drugiej strony, część kandydatów i tak trzeba odrzucić. Ludzie "poszedłem na informatykę, bo tam dobrze płacą" przynajmniej ułatwiają sprawę. :-B dla nich, bo i tak mają przechlapane :-P
 

Iza  Dołączyła: 01 Paź 2007
dzerry napisał/a:
Iza, Pioterowi chyba chodzi o nicnierobienie w sensie realnego doswiadczenia.
Ok, to nie zrozumiałam. Tylko że w takim razie wracamy do pierwszego problemu, o którym pisałam:
Cytat
Dlaczego w dzisiejszych czasach student nie może normalnie studiować, tylko od pierwszego roku robić karierę?

Stało się już zwyczajem, że świeży absolwent musi mieć ileś lat doświadczenia zawodowego - to jest nienormalne dla kogoś, kto chce naprawdę coś wynieść ze swoich studiów. Na mojej specjalizacji kolega poszedł na piątym roku do pracy i niestety po kilku tygodniach musiał zrezygnować, bo po prostu nie dałby rady skończyć studiów. U mnie na piątym roku był po prostu taki sam zapierdziel jak na latach wcześniejszych.
 
quasi  Dołączył: 08 Kwi 2008
Iza napisał/a:
to jest nienormalne dla kogoś, kto chce naprawdę coś wynieść ze swoich studiów.
po wojnie, to medycy mają łatwiej, ale zgadzam się z tym co napisałaś.
 

dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
Niestety prawda jest brutalna. Studia to tylko jeden z wielu elementow ukladanki. Jesli studia sa tak wymagajace, ze student nie ma nic czasu, a mimo to nie zdobywa doswiadczenia, to halo? czerwona lampka? Czyzby cos nie teges? Najbardziej wartosciowy i trwaly rozwoj pochodzi z impulsu wewnetrznego, a nie z bata profesora kosy. W zyciu olow w dupie na wiele sie nie zda, bo zycie, takze to zawodowe, to nie tylko wiedza, i nawet nie tylko doswiadczenie, ale takze w bardzo duzej mierze tzw "miekkie umiejetnosci", ktorych nie nauczy zadna szkola.

Jesli na studiach sa jakies przesiewajace przedmioty, to znaczy, ze popelniono blad na etapie rekruutacji. Halo? Bip bip! Po jaka cholere przyjmuja 300 osob na pierwszym roku, gdy wiedza, ze na piatym zostaje 20? Czyzby chodzilo o wyciagneicie kasy z budzetu i utrzymanie pseudo kadry naukowej?

Kolejny absurd polskiego systemu to sztywny podzial uczelni na wydzialy. Dlaczego nie mozna po prostu studiowac na uniwersytecie i zaliczac wymaganego minimum komptencyjnego dla danej specjalnosci, a jak akurat przyjdzie ochota, to dodatkowo zapisac sie na jakis kurs z Schopenchauera? Takie rozwiazanie wprowadza element konkurencji i korzysci typu rynkowego. W takim systemie trudno byloby prowadzic przedmiot na podstawie notatek z 1976 roku, ktore akurat zostaly po habilitacji, bo nikt na niego by nie chodzil. Moze byloby mniej pozoronych zombie-profesorow, ktorzy sa zatrudniani tylko po to, by nie likwidowano katedry, bo katedry musialyby zajmowac sie rzeczwista praca, a nie wymyslaniem durnych przedmiotow, na ktore i tak wszyscy beda musieli chodzic.

Mam wrazenie, ze my wszyscy przyzwyczailismy sie do tych wszystkich absurdow i wydaje nam sie, ze tak ma byc. Liznalem semestr studiow magisterskich w Dani i.... Zreszta, nie chce mi sie juz nawet pisac o szczegolach. W kazdym razie, to byly co prawda studia spoleczne, ale i tak w ciagu 7 miesiecy zdobylem wiecej umiejetnosci niz przez 5 lat w Polsce. Mialem tez duzo znajomych z kierunkow technicznych - glownie telekomunikacja i civil engineering. Tak sie jakos dziwnie sklada, ze tam nikogo nie odsiewali, nie uczyli sie pieciu odmian fizyki, trzech matematyki i dwoch mechanik, za to spedzali cale dnie na realnych badaniach dla Boscha i Ericcsona w labach sponsorowanych przez te firmy. Koles z budownictwa robil badania z mechaniki akustycznej dla firmy budujacej na przyklad most Malmo-Kopenhaga. Chyba nie musze pisac, gdzie wiekszosc z nich pracuje po tych studiach?

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach