K-10 II
- Trup… - Stefan spoglądał z góry na rozciągnięte na kanapie ciało. – Jak żywy…
- No bo żywy, mam nadzieję… Tylko wypity – Robert Keller spojrzał koledze przez ramię i lekko się skrzywił.
- Z całym szacunkiem, panie premierze, ale widziałem wielu nawalonych w trupa, w tym sporo w naszym własnym gronie… - Stefan zawiesił głos na ułamek sekundy - ...i każdy wyglądał znacznie lepiej, niż ten tutaj…
- Fakt, ten tutaj to tak na oko dwa dni od zgonu w sierpniu – tym razem odezał się postawny mężczyzna w mundurze marynarki wojennej z dystynkcjami kontradmirała, stojący u wezgłowia kanapy. – To znaczy w ujęciu kolorystycznym… Ale nie zalatuje, skubany.
- Kontradmirale Pleśniak, dupa z was a nie szpieg. Zapewniam was, że to indywiduum jest żywe, tylko pijane w trzy… mocno pijane – Robert Keller, premier rządu RP nie mógł się powstrzymać od słabo ukrytej aluzji do faktu, że z racji pełnionej funkcji jest przełożonym szefa wywiadu wojskowego, Pleśniaka.
- A ja pana zapewniam, premierze, że nawalony w trzy… to znaczy mocno pijany to ja w młodości prowadziłem czołgo do szturmu na enpla i nikt mnie nawet o jedno piwo nie podejrzewał… To tutaj to jest kompletnie inna liga!
- Niby tak – zgodził się Keller. – Mój znajomy terapeuta uzależnień nazywa to stanem surowym zamkniętym…
- Tak? – zainteresował się Stefan Kadyszek, generalny inspektor policji w stanie wybitnie zasłużonego spoczynku. – Czyli tak bardziej opisowo, mógłbyś?
- Czyli nawalił się na surowo tak, że jest zamknięty na wszelkie bodźce – odparł Keller.
- O! – w głosie Pleśniaka zabrzmiała nieskrywana nuta podziwu. – To ile on wypił?!
- Trzy… góra cztery piwa….
Nad kanapą na chwilę zawisła denerwująca cisza. Przerwał ją kontradmirał.
- Jaja sobie robisz, premierze?! Jestem żołnierzem! Zawodowym!! Wiem, jakie są straty po czterech piwach…
- Jakie? – zapytał Kadyszek.
- ŻADNE!!! Cztery piwa powinni niemowlakom do sesji z cyckiem serwować, na trawienie! A ten tutaj dogorywa!
- Cóż, moi panowie… - premier Keller postanoiwł przerwać wszelkie dyskusje. – Doktor inżynier Narybek dziwnie reaguje na alkohol. Ale on generalnie dziwnie reaguje…
Ponad kanapą ponownie zawisła chwila ciszy. Dłuższa i ociekająca niedowierzaniem. Tym razem pierwszy odezwał się Kadyszek.
- Robert, znałem w życiu jednego Narybka i jego nazwisko nijak nie dawało się wymówić w jednym zdaniu ani ze słowem doktor, ani tym bardziej inżynier… W jakimkolwiek języku, włączając ufocki… Nie mów mi, że to ten sam idiota, bo nie jestem pewien, co mu zrobię jak się obudzi!
- Spokojnie, Stefan. Po pierwsze chcę ci przypomnieć, że Narybek uratował ci życie, a po drugie on naprawdę się zmienił…
- Czyli co? – w głosie inspektora zabrzmiała nuta konfrontacji. – Zdał maturę, tym razem uczciwie, poszedł na studia i zrobił doktorat?! Przy jego inteligencji powinien wciąż mieć przed sobą etap ‘zdał UCZCIWIE maturę’, i tak powinno być jeszcze przez kilkanaście lat, nawet biorąc pod uwagę obniżone standardy egzaminu dojrzałości w obecnej szkole!
- Nie, to nie tak – premier postanowił mówić na tyle łagodnie, by uspokoić przyjaciela. – Narybka zabrano do Stanów, dostał posadę w NASA, razem z tym drugim kozakiem, który załatwił dwudziestu Obcych zszywaczem biurowym…
- Czternastu… - odezwał się Pleśniak.
- Co? No dobra, czternastu…
- Latarką, nie zszywaczem…
- Admirale, do cholery, nie przerywajcie, tak?! – Keller zgromił wzrokiem wojskowego. – Zatem zabrano go do NASA i zaczęto badać. No i okazało się, że obaj mistrzowie po tamtych wydarzeniach przeszli pewną… - premier przez chwilę szukał właściwego słowa – przemianę intelektualną… Nie znamy szczegółow dotyczących Amerykanina, nasi partnerzy zachowali je dla siebie, ale odnośnie Narybka, to zaczął on przejawiać wybitne zdolności do nauki, połączone z ekstremalnie wysokim ilorazem inteligencji.
- I co? Największy idiota jaki kiedykolwiek służył w policji mówi teraz dwunastoma językami, wliczając zuluski, liczy w pamięci rachunek różniczkowy, na liczydle wyszukuje kolejne liczby pierwsze a w wolnych chwilach lewituje, tak?! – Kadyszek parsknął z dezaprobatą.
- W zasadzie wszystko się zgadza, inspektorze – premier rządu RP nie wydawał się rozbawiony. – Nie lewituje tylko…
- Bogu niech będą dzięki! – Kadyszek wzniósł ramiona w teatralnym geście.
- ...przestał po około roku. Podobno już go to nie bawi… - dokończył zdanie Robert Keller.
Inspektor przez dłuższą chwilę przyglądał się premierowi z wyrazem niedowierzania na twarzy.
- Czyli co? – odezwał się wreszcie. – Chcesz mi powiedzieć, ża nawalony w trupa Narybek zaraz się obudzi i opowie nam tu wszystkim czym jest ciemna materia i jak ją przyrządzić z ziemniaczkami i fasolką szparagową?
- Cóż, to zależy... – westchnął Robert.
- Zakładasz, że jajogłowy nie będzie chciał współpracować? – odezwał się milczący od dluższgo czasu Pleśniak. – Wypożyczę go sobie na parę dni i zechce, zapewniam!
- Nie o to chodzi, Antoś – premier spojrzał na oficera. – On działa w dwóch stanach. Raz jest geniuszem, innym razem ciamajdą, starym dobrym Narybkiem… Jako geniusz napisał przełomowe doktoraty, dokonał wielu odkryć i przekonstruował kilka fundamentalnych teorii kwantowych. Jako stary dobry Narybek jest… starym dobrym Narybkiem…
- A od czego to zależy? – zapytał Stefan. – To znaczy w jakim stanie działa? Aktualnie, znaczy?
- Od piwa… - Keller wypowiedział te słowa niemal szeptem, z nutą rezygnacji w głosie.
- Od piwa?! – Pleśniak z kolei niemal je wykrzyczał.
- Tak, od piwa. To jest czynnik przełączający. Niestety, wiemy, że jest konieczny, ale nie wiemy, jak działa… Koleś funkcjonuje jak komputer, ale musi wypić kufelek czy dwa dziennie, bo inaczej samoczynnie przełącza się w stan, nazwijmy to: normalno-narybkowy… No ale nawet jak regularnie pije, to i tak się w pewnym momencie przełącza… I wtedy trzeba go doprowadzić do stanu upojenia, do czego wystarczą trzy, góra cztery piwa wypite w ciągu dwóch godzin, i jak dobrze pójdzie to budzi się znowu w najwyższej intelektualnie formie… Właśnie próbujemy – wskazał ruchem głowy na ciało na sofie.
- Proste! – z wojskową spostrzegawczością zauważył Pleśniak.
- No, nie do końca… Po pierwsze, Narybek bez doktoratu odmawia picia twierdząc, że to niezgodne z regulaminem, a po drugie nawet jak wypije – nie zawsze to działa. Czasem budzi się w dalszym ciągu jako idiota i trzeba zaczynać od nowa…
- Musi być ciężko – zauważył Stefan.
- Bywa, zwłaszcza w połowie konferencji naukowej….
- Premierze – Antoni Pleśniak chwycił Kellera pod łokieć. – Ale mnie to wszystko wygląda na ściśle tajne… Na tejemnicę państwową, czy jak?
- Bo to jest ściśle tajne, Antoś… - premier wyswobodził ramię z uchwytu szefa kantrwywiadu wojskowego.
- To dlaczego JA nic o tym nie wiem? Bo to chyba JA decyduję, co jest ściśle tajne, tak?
Robert poklepał wojskowego dobrotliwie po plecach.
- Tak, kontradmirale… Ale to JA decyduję, o czym ty możesz decydować, że jest ściśle tajne, pamiętasz?
Stefan wyczuł rosnące napięcie pomiędzy kolegami z dawnych lat i postanowił zmienić temat.
- No dobrze, panie premierze. Ja tylko wciąż nie wiem, po jaką cholerę pan mnie tu kazał przywieźć? Nie, żebym nie cieszył na nasze spotkanie, na wieści o razdwojeniu jaźni u Narybka i tak dalej, ale naprawdę nie trzeba było posyłać helikoptera na moją działkę, do cholery! Ja jestem EMERYTEM, który uwielbia spędzać czas w maleńkiej, drewnianej altance, gaworząc z innymi emerytami, mającymi działki wokół mojej… A TERAZ, PRZEZ TEN HOLERNY ŚMIGLOWIEC ALTANKI JUŻ NIE MA A SĄSIEDZI UWAŻAJĄ, ŻE ZOSTAŁEM ARESZTOWANY, DO KU..WY NĘDZY!!!!!! – Kadyszek wykrzyczał drugą połowę zdania, choć naprawdę nie miał takiego zamiaru.
Szef rządu przez chwilę stał zdumiony nagłym wybuchem przyjaciela. Opanował się jednak szybko.
- Pragnę wam przypomnieć, komisarzu, że jesteście przeniesieni w stan spoczynku. I właśnie przenoszę was ponownie do czynnej służby. Ojczyzna cię wzywa, Stefan…
- Ja pier… - Kadyszek zmełł w ustach przekleństwo. – Ale po co ja jej, Robert? Ojczyźnie, znaczy? Jestem staruszkiem, czekam z utęsknieniem na wnuki, których córka mi nie chce dać, zajęta doktoratem, żyję w altance, żeby nie słuchać zrzędzenia Marioli, a ty mi tę altankę rozwaliłeś helikopterem, dokładnie dwie godziny temu, żeby mi pokazać nawalonego w trupa Narybka, o którym śniłem w najpiękniejszych mych snach, że już go NIGDY, ale to absolutnie NIGDY nie zobaczę… Co JA mogę w tym stanie dać ojczyźnie?! No co?!!
- Możesz dać ojczyźnie to, w czym zawsze byłeś dobry… Instynkt psa gończego, najlepszego jakiego miała! Musisz pojechać na misję! – premier zdał sobie sprawę, że zabrzmiał sztucznie i pompatycznie, ale jako polityk uznał, że wyszło dobrze.
Stefan Kadyszek zmrożył oczy i przez chwilę spoglądał prosto w oczy szefowi polskiego rządu.
- Na jaką cholerną misję, Robert?! Co tym razem: znowu UFO? Porywacze ciał?! Wyznawcy Hitlera z bazy na księżycu?! Mam jechać sam, czy z Antonim jako backup?!!! Przecież to też jest dziadek! – Kadyszek spojrzał na wojskowego – bez urazy, Antoni…
- Nie, Stefan, Antoni nie jedzie. Nie posyła się szefa kontrwywiady wojskowego do kraju, który toczy z nami wojnę hybrydową…
Były policjant głośno wypuścił powietrze z płuc.
- Robert, gdzie ty mnie chcesz posłać? Z ciekawości pytam, bo odmawiam…
Tym raze szef państwa głośno westchnął.
- Do Rosji, Stefan. Do Rosji. I obawiam się, że nie możesz odmówić, tego wymaga racja stanu…
Kadyszek pokręcił głową z rezygnacją.
- I mam tam jechać sam? Przecież ja dukam po rosyjsku, z racji przeszłości pewnie mają moje doosier a do tego nie będę miał ze sobą żadnego wsparcia – spojrzał na Pleśniaka, który pracowicie dokonywał inspekcji swoich paznokci. – Tak to sobie wymyśliłeś?
- Nie, oczywiście… Zabierzesz z sobą Narybka… W dobrej formie bardzo ci pomoże, będziecie bezpiczni. To naprawdę łebski facet jest… od jakiegoś czasu… do czasu...
- A jeśli będzie w złej formie, Robercie? Albo będzie w dobrej, ale mu przejdzie w decydującym momencie? Co wtedy? Przecież ten idiota aresztuje ichniego prezydenta i wojna hybrydowa przerodzi się w nuklearną… Nie pomyślałeś o tym, przyjacielu?!
- Pomyślałem, Stefan. Dostaniesz dodatkowe wsparcie na taką okoliczność. Opcję nuklearną właśnie… Spacja z wami pojedzie!
- Spacja? – zainteresował się szef kontrwywiadu. – Co u niej, dawno jej nie widziłem.
Tym razem premier zaczął szcegółowo przyglądać się swoim paznokciom.
- Cóż, tam gdzie jest Spacja nie dają przepustek. Odwiedzin też nie ma…
Pleśniak i Kadyszek wymienili szybkie spojrzenia.
- Co ona tym razem odwaliła?! – były policjant pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Nic, wstąpiła do klasztoru. Takiego bardziej konserwatywnego… No, hard core trochę…
- No to przecież stamtąd jej nie wyciągniesz, jeśli sama nie zechce, premierze – Pleśniak z wojskową lekkością dokonał oceny taktycznej.
- Staramy się – odparł Keller. – Watykan obiecał pomóc…
- Watykan?! – wojskowy i policjant stworzyli chór zaskoczonych.
- No Watykan… Oni tam zesłali jednego biskupa, który trochę narozrabiał… W ramach kary miał tam być przez rok kapelanem siostrzyczek. No i on uznał, że siostra Filomena… Spacja, znaczy… jest zbyt krnąbrna i trochę za dużo myśli, więc postanowił ją sprowadzić z drogi grzechu…
- Oj… I jak to wygląda? – Kadyszek wyglądał na szczerze zmartwionego.
- Nie jest źle, lekarze są dobrej myśli… Podobno wielebny będzie mógł pić zmiksowane zupki przez słomkę… za jakieś dwa, trzy tygodnie – w głosie polityka zabrzmiała nieskrywana radość z takiego obrou sprawy. – Co do genitaliów rokowania są nieco gorsze, choć tragedii też na szczęście nie ma... No i Watykan właśnie z tego powodu obiecał, że w oparciu o kanony postara się przekonać siostrę Filomenę, żeby przed ostatecznymi święceniami na chwilę wróciła do cywilnego życia, bo tak trzeba…
- A jak nie znajdą odpowiednich przepisów i jej nie przekonają? – zainteresował się Pleśniak.
- Franek… To znaczy Ojciec Święty powiedział mi, że jak trzeba będzie to coś tam dopiszą, czy przeredagują… Podobno już tak kiedyś robili, czy coś w tym stylu… - premier Keller wyraźnie nie chciał zagłębiać się w temat.
Zapadła dłuższa chwila ciszy, emocje wyraźnie opadły. W końcu odezwał się Kadyszek, zwracajac się do byłego kolegi z policji, a dziś premiera rządu.
- Robert, wiesz że zawsze chętnie służyłem krajowi, nawet jeśli było to niebezpieczne. Pamiętasz, pracowaliśmy przecież razem tyle lat… Ale ja naprawdę nie mogę. Na pewno znajdziesz kogoś młodszego, utalentowanego i wyszkolonego, kto zrobi… cokolwiek trzeba zrobić… równie dobrze jak ja, a zapewne znacznie lepiej… Poślesz z nim Narybka, nawet Spcję, bo wygląda, ze forma jej nie opuściła, i dadzą radę. Dlaczego niby to właśnie ja, emeryt mam jechać?
- To musisz być ty, Stefan. Nikt inny tego nie zrobi…
Pleśniak postanowił wesprzeć Kadyszka w typowo wojskowy sposób.
- No dobrze, ale co takiego trzeba zrobić?
Premier rządu RP zamyślił się na chwile. Wreszcie spojrzał Kadyszkowi w oczy.
- Odnaleźć… Musisz odnaleźć Apasa…
Przez twarz inspektora przemknął nieokreślony grymas.
- No dobrze, ale dlaczego wlaśnie Stefan?! – zapytał wojskowy.
Kadyszek wpatrywał się w ścianę ponad glową Kellera.
- Bo go widziałem. Wiem, kim się stał… - odparł dziwnie spokojnym głosem.
CDN
Lynne: Co ci zamówić?
Ja: Stek...
Lynne: Nie powinieneś jeść mięsa. Kobiety lubią mężczyzn niezależnych, o silnej woli...
Ja: Lynne, ja robię zdjęcia Pentaksem i obrabiam je pod Linuksem...
Lynne: Dobra, to jaki ma być ten stek? Krwisty?