M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
[fotografowie] Alex Majoli
Cytat

https://www.magnumphotos....er/alex-majoli/

Gdzie się podział Alex Majoli , fotoreporter honorowany prestiżowymi amerykańskimi nagrodami za zdjęcia z Chin, Konga i Iraku? Na pokazie obrazującym swój rozwój zawodowy nie prezentuje Pan tych najgłośniejszych zdjęć prasowych.

Ponieważ tamte fotografie to nie jest moje prawdziwe „ja”. Wiem, że w środowisku fotoreporterów uważa się, że im więcej ktoś zdobył nagród, tym lepsze robi zdjęcia – lecz ja tak nie sądzę. Fotografie z Chin i Konga, o których pani wspomniała, uważam za jedne z najgorszych, które zrobiłem. Powstały na zamówienie amerykańskich magazynów. Edytorzy w redakcjach lubią takie zdjęcia, takie właśnie wysyłają na konkurs World Press Photo. Jednak według mnie nie ma w nich nic szczególnego.

W 2004 roku otrzymał Pan nagrodę Magazine Photographer of the Year, wyprzedzając Jamesa Nachtweya i Yuri Kozyreva – to wyśmienite towarzystwo. Jury tej nagrody nie rozpoznaje dobrej fotografii?

W takich konkursach nie chodzi o to, czy ktoś jest dobrym fotografem, czy nie, tylko o przyznawanie nagród. Zwykle wyróżnia się nie te zdjęcia, którym się to należy. Według mnie wszelkie konkursy i nagrody zabijają prawdziwą fotografię – bo w nich chodzi tylko o kariery uczestników. Większością z nich kieruje chęć pokazania, udowodnienia sobie „jesteśmy najlepsi”. A przecież fotografia to nie wyścig Formuły 1. Słyszałem nawet, że wśród duńskich fotoreporterów panuje zwyczaj, że jeśli któryś nie zdobył jeszcze żadnej nagrody w World Press Photo, nie może grać z innymi, tymi wyróżnionymi, w golfa.

Larsen, Refner, Dago, Grarup – nie uważa Pan duńskich fotoreporterów za dobrych?

Nie chodzi o to, czy są dobrzy, tylko o to, że uprawiają fotografię, by zdobywać nagrody. Choć rzeczywiście nie przepadam za fotografią, jaką uprawiają. Denerwuje mnie ten manieryzm.
To, czy moje zdjęcie zostanie przez kogoś nagrodzone, czy nie, nie ma nic wspólnego z moim postrzeganiem fotografii.

Jakie jest więc Pana rozumienie fotografii?

Fotografowanie to doświadczenie. Najpierw musisz zobaczyć kawałek życia, potem się zastanowić nad tym, rozważyć, co chcesz pokazać, a dopiero na koniec wziąć aparat i spróbować odpowiedzieć na te pytania. Fotografowanie to moment, kiedy spotykasz się ze światem.

By pokazać go innym. Zdjęcia, które uczyniły Pana docenianym fotoreporterem, mocno oddziaływały na ludzi. Może dlatego je chwalono?

Nie wiem, dzięki którym zdjęciom stałem się tak naprawdę rozpoznawalny. Wiem natomiast, że to między innymi fotografie zrobione w szpitalu psychiatrycznym na greckiej wyspie Leros zdecydowały o tym, że przyjęto mnie do agencji Magnum. A zdjęcia z Leros nie mają przecież nic wspólnego z fotodziennikarstwem. To dokumentacja moich przeżyć.

Pana zdaniem nie mają nic wspólnego, ponieważ nie powstały na zamówienie magazynu. Zawierają jednak tak dużo emocji, nastroju oraz informacji o tamtym świecie, że to czyste fotodziennikarstwo.

Tak to rozumiejąc, mogę się zgodzić. Lecz dla mnie fotodziennikarstwo to robienie zdjęć przede wszystkim po to, żeby przekazać jakąś informację. Tymczasem zdjęć w szpitalu na Leros nie robiłem, by poinformować ludzi o jego istnieniu, tylko aby pokazać doświadczenie – jak ja owo życie odebrałem, jak to przeżywałem. Jestem pewny, że tymi zdjęciami nie wygrałbym żadnego konkursu fotograficznego. I bardzo mnie to cieszy. Bo wiem, że umiem robić zdjęcia, które wygrywałyby World Press Photo, tylko nie chcę.

Gdyby Henri Cartier-Bresson startował w World Press Photo, nigdy by nic nie wygrał. Gdyby Nan Goldin startowała w World Press Photo, nigdy by nie wygrała. Gdyby William Eggleston startował, nigdy by nie wygrał. Gdyby Diane Arbus... A kim oni są? Przegranymi? Chyba nie.
Fotografia to narzędzie do zrozumienia świata. Tak jak to robi Jeff Wall, który ją wykorzystuje po to, by coś nam powiedzieć. Albo Cindy Sherman, która poprzez fotografię opowiada nam o ludzkim indywidualizmie. Sherman nigdy by nie wygrała World Press Photo, a przecież jej zdjęcia sprzedają się za ponad 500 tysięcy dolarów!

Opowiadanie to także informowanie. Zresztą jedną z podstaw założenia agencji Magnum było fotodziennikarstwo.

To błędne mniemanie powielane przez wielu fotografów. Proszę spojrzeć na prace Henri Cartier-Bressona: większość jego zdjęć dotyczy jego przyjaciół albo krajobrazów – gdzie tu dziennikarstwo? Zresztą ja nie robię żadnego rozróżnienia na fotografię artystyczną i fotodziennikarstwo – bo to zawsze jest tylko narzędzie do komunikacji. Czy jeśli zdjęcie wydrukowane wcześniej w gazecie powiesimy w galerii w Nowym Jorku, to będzie jeszcze fotodziennikarstwem czy już sztuką? Jeśli zdjęcie opublikujemy w magazynie, a potem rozkleimy je na słupach ogłoszeniowych – to będzie jeszcze fotodziennikarstwo czy już propaganda?

Niektórzy obwiniają dziś Magnum, że niszczy to, z czego wyrosła, czyli etos fotografii prasowej, że idzie w stronę fotografii artystycznej, a określanie członka Magnum fotoreporterem staje się obraźliwe. Rzeczywiście jest taka tendencja?

Tu nie chodzi o tendencję, tylko o nasz indywidualizm. Jeśli przyjmujemy fotografów do Magnum, stawiamy na indywidualistów, którzy mają własną wizję życia. Którzy chcą poznawać ludzkość i świat poprzez fotografię. Co nie przeszkadza w tym, że wciąż wielu fotografów z Magnum obsługuje bieżące wydarzenia. Ja sam również wykonuję zdjęcia na zlecenie magazynów. Dlatego jestem przeciwko szufladkowaniu fotografii. Bo to zawsze jest przede wszystkim moment, w którym człowiek z aparatem spotyka się ze światem oraz z samym sobą.

Dlaczego powtarza Pan na wykładach, że fotografia nie pokazuje prawdy?

Bo fotografia nie jest prawdą. Mam nadzieję, że pani też tak uważa.

Nie, ja oczekuję, że zdjęcie pokazuje mi jakąś prawdziwą sytuację, prawdziwe emocje, coś, czego sama nie umiałam dostrzec.

Ależ fotografia to największy kłamca na świecie.

Jest Pan kłamcą?

Oczywiście. Tak jak inni fotografowie. Staję się nim w momencie, gdy decyduję, co chcę pokazać. Bo wybieram mój punkt widzenia.

To nie jest jeszcze kłamstwo, tylko część prawdy.

Nie, to po prostu nie jest prawda. To moja prawda. Wyobraźmy sobie, że tu, na warszawskiej ulicy, przed drzwiami galerii, w której rozmawiamy, ktoś zostaje zabity. A za rogiem na tej ulicy stoi automat do kawy i ludzie kupują sobie właśnie cappuccino. Robię zdjęcie tego automatu – popełniam błąd? Nie, taka jest po prostu moja prawda o ulicy, na której w innym miejscu kogoś zamordowano. Oczywiście, ludzie uznają, że powinienem sfotografować zabitego. Powiedzą, że kłamię, pokazując, iż na tej ulicy 5 marca 2009 roku przechodnie spokojnie kupowali kawę z automatu, skoro tam przecież zamordowano człowieka. Ale na tym polega siła decyzji podejmowanych przez fotografa.

Jest też coś takiego jak sumienie fotografa. To Pan weźmie odpowiedzialność za to, jaką warszawską ulicę ludzie zobaczą: ze śmiercią czy spokojem przechodniów pijących kawę. W tym drugim wypadku nie miałby Pan wyrzutów sumienia?

Niby dlaczego? Skoro dla mnie ważniejszy będzie automat z kawą niż zabity człowiek.

A jeśli tym zabitym byłaby Pana dziewczyna?

Wtedy nie fotografowałbym tego jako dokumentacji wydarzenia, tylko jako moją osobistą tragedię.

Wierzymy, że widząc zdjęcie, patrzymy na to, co fotograf w danym momencie widział najważniejszego i co chciał nam przekazać jako świadek.

Owszem, tylko ponieważ to ja zdecydowałem, co pokazać, moja prawda nie jest prawdą. To ogromny przywilej móc prezentować swój punkt widzenia. Dlatego właśnie nie należy robić konkursów fotograficznych – no bo jak porównywać tak indywidualne postrzeganie świata? Mówi pani, że doceniano moje fotoreporterskie zdjęcia, ale czy nie można było wykonać ich lepiej? Czy rzeczywiście pokazałem to najważniejsze? Skąd pani wie, że obok nie działo się coś istotniejszego, co powinienem był wam pokazać?

Młodym fotografom powtarza Pan, że w każdej sytuacji muszą być sobą, fotografując. Ostatnia wystawa fotografów Magnum „Nieobojętny świat”, na której część zdjęć jest Pana autorstwa, powstała na zamówienie konkretnej firmy – Fondation Orange. Był Pan sobą, robiąc takie komercyjne zamówienie?

Oczywiście, ponieważ włożyłem w te zdjęcia sto procent siebie. Przeżywałem je, poznawałem te niesłyszące dzieci, rozmawiałem z nimi. Pracowałem, jak mogłem najlepiej – dla siebie, dla nich i dla klienta. W takiej kolejności.

Czy zdjęcia z tej wystawy nazwałby Pan naprawdę wielką fotografią?

Tak. Oczywiście, jeżeli sfotografuję martwego człowieka, ofiarę wojny w jakimś egzotycznym kraju, będzie to dla odbiorców o wiele bardziej fascynujące niż głuchonieme dzieci. (Majoli bierze album ze zdjęciami laureatów Grand Press Photo 2008). Spójrzmy na przykład na te fotografie: rodeo w Meksyku, gimnastyka w Chinach, geje, bezręka kobieta... A gdzie są dobre zdjęcia pokazujące życie na co dzień, bez egzotyki, bez szczególnych bohaterów albo miejsc? Codzienność – to jest prawdziwe wyzwanie dla fotografa.

Trzy lata temu w Warszawie prezentowano również wystawę zdjęć fotografów Magnum – „Euro Visons”. Dziesięciu z Was pojechało do dziesięciu krajów przyjętych w 2004 roku do Unii Europejskiej – Pan na Łotwę – by pokazać swoje doświadczenie z danego kraju. U nas zainteresowanie tymi zdjęciami było ogromne, ale było też lekkie rozczarowanie. Nie tym, że zobaczyliśmy znane nam obrazy, tylko że zobaczyliśmy je tak, jak je znamy, stereotypowo.

Może polscy fotografowie nie zrozumieli całego konceptu wystawy? We francuskim Centrum Pompidou odniosła sukces. Jej ideą była multimedialność, łączyła fotografię z komentarzem. W tym projekcie istotne było to, co fotograf ma do powiedzenia na temat swoich prac. Tam równie ważne jak zdjęcia były słowo i muzyka.

Dziś fotografia nie musi już być na tyle silna, by przemawiała sama do widza?

To jakaś przestarzała sowiecka idea.
Czyżby? Ani Cartier-Bresson, ani Robert Capa nie potrzebowali komentarzy, by ich zdjęcia przemawiały do ludzi.
Capa wykorzystywał aparat fotograficzny do tego, by pokazywać nam wojny. Ponadto on był geniuszem. Sęk w tym, że dziś podobne zdjęcia robią już nawet policjanci na miejscu zdarzenia.

Naprawdę nie widzi Pan różnicy między nimi?

To ten sam rodzaj fotografii.
Gdyby tak było, co drugi policjant pracowałby dla prasy jako fotoreporter.
Absolutnie tak. Najlepsze zdjęcie, które moim zdaniem zrobiono w 2006 roku, to była fotografia z Abu Ghraib pokazująca irackiego więźnia torturowanego przez amerykańskich żołnierzy. Świadectwo, dowody, opowieść, emocje – wszystko w tej fotografii było. Ale że zrobił ją jakiś amerykański żołnierz, nie mógł stanąć do żadnego konkursu.
Zresztą proszę mi pokazać wśród zdjęć nagradzanych na World Press Photo lub innych konkursach choć jedno dokumentujące ważne zdarzenie, będące dowodem wydarzenia. Czy znalazło się wśród nagradzanych zdjęcie dokumentujące zamach w londyńskim metrze z 7 lipca 2005 roku? Albo śmierć Benazir Bhutto? Czyż nie najbardziej znanym zdjęciem wykonanym tuż przed zamachem w Londynie było to zrobione przez kamerę przemysłową na dworcu kolejowym w Luton czterem terrorystom z plecakami udającym się do Londynu? To ono powinno wygrać World Press Photo.

Dla klasycznego fotodziennikarstwa nie widzi Pan już przyszłości?

Na pewno jest przyszłość dla fotografii, a jeśli chodzi o fotodziennikarstwo – czas przedefiniować to pojęcie.

press



Joanna: Panie Majoli, jak opisałby pan swoją pracę? Jest pan fotografem, dziennikarzem, fotografem wojennym, fotografem dokumentalistą?

Alex Majoli : nie, nie, to od Ciebie zależy, ludzi, którzy się tym zajmują.

J: to jakbyś miał siebie opisać?

Alex Majoli : Nie zamierzam. Po prostu robię zdjęcia. No tak, jestem dziennikarzem-fotografem (photojournalist), ale także.… wcale nie łatwo poruszać się między tymi kategoriami. Jeśli weźmiesz moje zdjęcia z wojny, no to będę fotografem wojennym, jeśli obejrzysz cykl „Isolation” jestem artystą fotografem, jeśli patrzysz na portrety, wtedy jestem fotografem na zlecenie redakcji (editorial). Czasem jeszcze robię zdjęcia reklamowe, więc chyba jestem też fotografem od reklamy. No więc, jakbyś mnie zakwalifikowała?

j: Mówimy na taki zestaw “ciekawy człowiek”, w końcu wykonujesz wszystkie te tematy.

Alex Majoli: no tak, w moim kraju króluje rzemiosło, we wszystkim i ze wszystkiego. W pewnym sensie to wszystko jest wymieszane i połączone.

j: Skoro jesteśmy we Włoszech, kto jest Twoim ulubionym pisarzem? Podczas spotkania wspomniałeś o inspiracji prozą Luigi Pirandella w projekcie “Libera me” (uwolnij mnie)

Alex Majoli: O tak, zdecydowanie jednym z ulubionych jest Pirandello, ale jest ich wielu więcej: Calvino, Tabucchi, bardzo wielu, ale faktycznie najważniejszy Pirandello.

J: A najważniejszy fotograf włoski?

Alex Majoli: A mogę wymienić dwóch: Luigi Ghirri i Mario Giacomelli.

J: Jakie było najtrudniejsze zadanie, jakie otrzymałeś?

Alex Majoli: Podczas zleceń spotykasz wiele trudności. Mówimy, że najtrudniejsze zadanie to takie, które może być twoim ostatnim. Jedno takie szczególne – w strefie Gazy – bo po pierwsze był problem z dotarciem tam. Kiedy indziej miałem kłopot z robieniem materiału o jamajkijskiej diasporze żyjącej w Londynie. Ogromnie trudne do sfotografowania sprawy, czy sfilmowania, tak, żeby było cokolwiek widać i dało się to zrozumieć z materiału. Żeby się dostać do środka, znaleźć pomiędzy i robić materiał – nigdy chyba nie miałem podobnych problemów.

J: Napisałeś gdzieś na stronach Magnum, że zdarzył ci się problem z dostępem do prądu, że zaskakujący był brak możliwości doładowania baterii, że na coś takiego trudno się przygotować... pamiętasz gdzie to było?

Alex Majoli: Chyba w Afganistanie, albo ostatnio w Iraku? Nie chyba jednak Afganistan, bo w Iraku mieliśmy zawsze dostęp do źródeł wojskowych.

J: Skąd bierzesz pomysły na swoje autorskie projekty?

Alex Majoli: Wierzę w spotkania. Lubię spotykać ludzi i poznawać ich historie. Lubię jak w matematycznym działaniu zastanawiać się kim jesteś i jakie jest twoje doświadczenie. Większość moich projektów tak właśnie powstaje, np.: temat wywodzi się z jednego faktu, pracuję sporo w tym miejscu, znajduję nowe odnośniki, coś nowego się pojawia o samym miejscu, potem okazuje się, że warto to opowiedzieć.

Mam zawsze taką listę rzeczy do wykonania, przy dużych projektach. Ale nigdy przez to nie przechodzę. Po prostu zapominam. Teraz robię materiał o Brazylii, ale chciałbym rozwijać serię „Libera me”, który jest czymś zupełnie innym.

J: Czyli czasem pracujesz jak matematyk…co to oznacza?

Alex Majoli: Tak, to dotyczy bardzo prostych spraw, najprostszych działań. Czyli np.: myślę sobie: chcę sfotografować to miasto, jadę tam i widzę nowe rzeczy, mówię sobie: chcę sfotografować to i tamto, jestem z zewnątrz, przybywam z innej kultury, dlatego fotografuję też to co mnie ciekawi, czyli właściwie fotografuję różne rzeczy.

J: Skojarzyłam ten matamatyczny sposób z “One vote” /"Jeden głos"/, który wydaje mi się bardzo konceptualny...

Alex Majoli: Zgadza się!


J: To jedyny taki projekt w Twojej karierze…

Alex Majoli: Wydaje mi się, że jest ich zdecydowanie więcej. Są zdjęcia, których nie znasz, i może kiedyś na stronie, jak już będę miał ją wreszcie skończoną – wtedy pewnie pokażę resztę takich projektów. Są inne, nawet bardziej konceptualne niż ten! Ostatnio sfotografowałem dwa krzesła w swojej pracowni aparatem 4x5 cala, krzesła wydają się na siebie patrzeć, rozmawiać, sprzeczać a na koniec się kochają. To wydaje mi się właśnie konceptualne.

J: A skąd się biorą takie pomysły na zdjęcia?

Alex Majoli: Studiowałem sztukę! Zawsze coś zostaje, a poza tym, ja nie potrafię się zdefiniować. Chciałbym być fotoreporterem, bo lubię robić zdjęcia na wydarzeniach, ale czasem zdarza się coś co mnie zamyka od środka. Wtedy musze poszukać jakiejś innej formy opowiadania o sobie, w jakiś inny sposób, bardziej otwarty. A pomysł – koncept, najlepiej jak pochodzi z życia, nie jest tak do końca wydumany.

A historia z krzesłami wzięła się z kłótni z moją dziewczyną. Nigdy z resztą motywacją do pracy nie jest zlecenie czy pomysł, że zrobię coś dla jakiegoś muzeum czy galerii. To się ot tak po prostu stało, była wielka kłótnia, i zostałem potem sam z aparatem. Chciałem opowiedzieć o miłości wykorzystując do tego te dwa krzesła, niczym autoportret, bo one miały być nami. Taka mała głupiutka historyjka o krzesłach, o miłości.

Jeśli chodzi o pomysły, opowiem Ci o pomyśle na zlecenie na fotografię, która miała być sprzedana na aukcji charytatywnej. Jakaś organizacja zbierała pieniądze dla dzieci uchodźców. Pomyślałem, że oczywiście wykonam zdjęcie by mogło zarobić pieniądze dla dzieci. W tym czasie rozwodziłem się. I akurat przyszedł list od prawników o postanowieniach dotyczących mojej córki. Tam były takie zapisy co możemy: córka może wyjść..., córka nie może tego i tamtego, żenująca sytuacja. Zrobiłem zdjęcie tego listu i wysłałem je na aukcję. Organizacja odpowiedziała: „no cóż, oczekiwaliśmy od pana zdjęcia”. Odpowiedziałem im: „Ależ to właśnie jest to zdjęcie”. Nie mogli z początku zaakceptować tego pomysłu. A zdjęcie – opowiadało mnóstwo rzeczy na raz. Do fotografii dopisałem tekst, w którym wyjaśniłem zamysł, tak czy inaczej zdjęcie osiągnęło najwyższą cenę na licytacji!

J: Wspomniałeś zlecenia dla muzeum, pracujesz dla agencji, a gdzie właściwie przynależą Twoje zdjęcia? Gdzie je najchętniej oglądasz: w albumie, galerii, gazecie?

Alex Majoli: Wydaje mi się, że wszędzie. Każdy projekt ma jakieś konkretne przeznaczenie, nie zawsze ta odrębność jest konieczna. Lubię na przykład zdjęcia w formie fotokopii, tak, żeby je po prostu dać komuś na ulicy, ot tak. Projekt “Jeden głos” miał właśnie tak być pokazany

J: Chciałbyś rozdać zdjęcia ludziom na ulicy, ale rozumiem poszukać tych, których sfotografowałeś wcześniej?

Alex Majoli: Niezupełnie. Projekt „Jeden głos” miał po prostu zostać rozdany wśród ludzi, w dniu wyborów. Na zdjęciach są tylko twarze. To jakoś nie wyszło, no cóż, nie jestem dobry w promocji swoich prac, na pewno nie w ten sposób.

J: Wspomniałeś kiedyś coś o rozwoju Samuraja. Ten cytat występuje niemal wszędzie zaraz za Twoim nazwiskiem. Wygląda na ważną wypowiedź, motto?

Alex Majoli: OK, wszyscy o to pytają! Wyjaśnię – ten cytat, był mi kiedyś potrzebny na jakieś warsztaty, musiałem coś napisać do wstępu, a nie chciałem chrzanić “o byciu najlepszym fotografem świata”. No i stąd Samuraj, który miał być żartem. Organizatorzy warsztatów wzięli tekst, ale nie zrozumieli dowcipu. A tak na marginesie: wydaje mi się, że nie można uczyć fotografii. Można przyrównać to faktycznie do treningu Samuraja i robić codziennie coś w kierunku swojego rozwoju. Dyscyplina, determinacja. Musisz sobie uzmysłowić, że do wykonania zdjęcia trzeba się przygotować. Nie umiem tego nauczyć, po prostu powtarzam: nie rozpraszaj się, nie uciekaj, zostań na miejscu, nie ruszaj się. Nie potrafię powiedzieć jak zrobić to zdjęcie.

Większość moich studentów robi zdjęcia w ten sposób [AM przerysowuje fotografa w ukryciu, trzęsie rękami, jest nerwowy] ale ja im powtarzam: “Wyluzuj, nie możesz robić zdjęć w ten sposób. Pomyśl o tym. Zwolnij.” [AM: zwalnia ruchy, uspokaja oddech, itp] I to co mówię, nie działa. Dlatego ciągle powtarzam: “uspokój się, podejdź bliżej, rusz się i skoncentruj”. Nie da się uczyć, można powtarzać takie rzeczy.

J: W jaki sposób podchodzisz do tematu?

Alex Majoli: Mam dużo determinacji. Praca, praca, praca, mnóstwo pracy.

J: Czy prosisz o pozwolenie na wykonanie zdjęcia?

Alex Majoli: To zależy.

J: Na ulicy?

Alex Majoli: To zależy. Czasem nie potrzebuję, nie muszę. To jest też to czego uczę: zastanów się zanim zrobisz zdjęcie, czy je na pewno potrzebujesz. Czasem po prostu robisz zdjęcie, którego nie chcesz i pakujesz się w kłopoty, jeśli osoba, którą fotografujesz zauważy, że właściwie nie dbasz o to, tak po prostu pstrykasz. A jeśli ci zależy, robisz zdjęcia na ulicy, oni to zrozumieją. Może cię spytają po co te zdjęcia, ale nie będą robić żadnych dziwnych ani głupich rzeczy. Jeśli się zawahasz “zrobię”, „nie zrobię, za chwilę”... to wahanie natychmiast zostanie rozpoznane i odczytane jako dyshonor, przekazujesz tym samym, że w tych zdjęciach może nic nie być.

J: Co mówisz studentom: idźcie na wystawy, oglądajcie ile się da?

Alex Majoli: Nie patrzcie na innych fotografów. Nie myślcie o sobie jako fotografach. Czytajcie. Czytajcie wszystko. I pracujcie, pracujcie, pracujcie. Bądźcie sobą. Spróbujcie odejść od fotografii, a potem powróćcie. Pracujcie i czytajcie. To najważniejsze.

J: Jesteś fanem piłki nożnej?

Alex Majoli: Nie, choć czasem lubię popatrzeć.

J: Ależ sport narodowy, ojczyzna…

Alex Majoli: A zatem jesteś Katoliczką, przecież jesteś Polką.

J: No tak, stereotypy...

Alex Majoli: Nawet jeśli nie wierzysz, musisz.

J: Znasz prace jakiegoś polskiego fotografa? Byłeś już w Polsce, może więc miałeś okazję poznać?

Alex Majoli: Tak, znam jednego polskiego fotografa. Ale trudno mi sobie przypomnieć jak się nazywa. Na imię ma Piotr. Pracuje dla ważnej polskiej gazety.

J: Masz na myśli Gazetę Wyborczą?

Alex Majoli: Może. Spotkałem go w Kumbh Mela w Indiach. Spędziliśmy tam trochę czasu razem. No i zniknął. Wcześniej spotkałem go w Izraelu podczas II Intifady. Nie pamiętam nazwiska. To wysoki blondyn. Jeśli go znasz…

J: To Piotr Janowski.

Alex Majoli: Jeśli go zobaczysz, to powiedz mu ode mnie “hej, nie znika się w taki sposób!”

J: Jak dzielisz swój czas między Nowy Jork i Włochy?

Alex Majoli: Pół na pół. Reszta to jeżdżenie w różne miejsca, na zdjęcia.

J: Masz firmę pod Mediolanem, Cesuralab. Opowiedz coś więcej?

Alex Majoli: Cesura to miejscowość, w której mieszkam. Tam mam swoje studio. A teraz mam też asystenta I osoby pomagające. Myślę, że to studio z czasem stanie się czymś większym, nie tylko miejscem, gdzie robię zdjęcia. Czymś więcej niż studio. Zainwestowałem tam w coś w rodzaju centrum szkoleniowego, chciałbym, żeby mogli tam przyjeżdżać młodzi fotografowie i wspólnie pracować. Chciałbym dać im miejsce, czas i szansę na zrobienie dużej rzeczy. W tej chwili funkcjonuje tam coś na kształt kolektywu fotografów. Zajmują się pracą agencyjną. Jest tam też galeria. Organizujemy warsztaty. Próbuje robić coś interesującego, nie ze względu na interesowność, tylko miejsce, które jest rodzajem placu zabaw. Tak jak z dziećmi, jeśli dasz im miejsce i czas do zabawy, będą się bawić. Chciałbym zrobić coś podobnego dla ludzi, którzy tam są: „macie drukarkę, macie komputer, studio, wielką piękną przestrzeń, macie wszystko czego trzeba!” Ale póki co “asystenci” siedzą i myślą, filozofują na temat fotografii. „Jazda, ruszać tyłki, idźcie robić zdjęcia!” A oni siedzą, oglądają zdjęcia i krytykują innych. Ja się pytam: „kim ty jesteś, człowieku?!”. To jest teraz takie popularne wśród młodych fotografów. Nie rozumiem tego!

J: Mamy wszyscy kapitalizm, musisz porównać produkty zanim je kupisz, idziesz do sklepu, żeby je obejrzeć, porównujesz, wybierasz. Może jeśli robisz zdjęcia, potrzebujesz porównać siebie do innych?

Alex Majoli: No tak. Ale to tak jak z dziećmi, znowu, nie możesz im powiedzieć ”nie patrz w telewizor”. Musisz znaleźć kompromis. Godzina przed telewizorem a potem trzeba się zająć czymś innym. Ale ci młodzi robią tylko to. Mówię im: „idźcie robić zdjęcia”. „Ale co będziemy fotografować? Po co”. Robię im zdjęcie i pokazuję. Im się to podoba I mówią, “no tak, ale ty jesteś dobrym fotografem”. „Nie, nieprawda! Ja po prostu robię zdjęcia. Robię, a wy nie robicie.” Tak jest zawsze. Oni potrzebują dużego tematu, wydaje im się, że muszą jechać do Iraku, żeby zrobić zdjęcia. Nie, po prostu rób zdjęcie tutaj!

J: Kto jest najlepszym Twoim przyjacielem w Magnum: inny fotograf, księgowy, sekretarka?

Alex Majoli: Mam wielu dobrych przyjaciół w Magnum. Nawet bardzo wielu. Zaczynając od najlepszego, świetnego fotografa, który był kiedyś w Magnum - Luc Delahay. Dalej Thomas, Antoine, Alec... Sami świetni fotografowie i wielcy przyjaciele. Alec Soth, Thomas Dworzak, Chris Anderson, Antoine d’Agata dobry przyjaciel I pomocny, Joseph Koudelka to też przyjaciel. Mam ich tam wielu, cieszę się z tego. Nie wymienię nawet wszystkich.

J: Dziękuję bardzo. Życzę powodzenia i samych dobrych przyjaciół wokół.

Alex Majoli: Dziękuję za rozmowę.

miejscefotografii
 
rychu  Dołączył: 08 Paź 2006
Doskonale skromny gość:
"......wiem, że umiem robić zdjęcia, które wygrywałyby World Press Photo, tylko nie chcę...".
 

TM_Mich  Dołączył: 08 Wrz 2009
M.W, dzięki!!!
 

Enzo  Dołączył: 20 Gru 2006
rychu napisał/a:
Doskonale skromny gość:

Po prostu świadomy swoich możliwości. Do Magnum nie trafia się ot tak.

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach