PiotrR  Dołączył: 03 Maj 2006
Uniwersalna waluta w Europie
Polak jednak jest konserwatywnym człowiekiem. Wszelkie zmiany na świecie docierają do jego świadomości powoli. A o co chodzi?

Otóż moja żona jest tłumaczem przysięgłym z hiszpańskiego. Ostatnio sporo trafia do niej zaświadczeń hiszpańskiej policji o przyjęciu zgłoszenia kradzieży portfela/torebki. W takim zaświadczeniu oczywiście wylicza się zawartość. I co? W wielu przypadkach (a może i większości) w tych portfelach i torebkach są większe lub mniejsze ilości... dolarów. Długo się zastnawiałem, dlaczego turysta jadący na wakacje z Polski na zachód Europy wiezie akurat dolary. I doszedłem do takiego wniosku: wiezie dolary, bo zapewne w żadnym kantorze nie mógł dostać marek.

A z markami i wiarą Polaka w powszechność tej waluty mam inne doświadczenia. Otóż w lat temu jakieś 8 czy 7 (a w każdym razie przed epoką waluty euro) pracowałem w wakacje jako pilot wycieczek. Woziłem turystów autkarem do Hiszpanii. Wiedzieli, a przynajmniej powinni, bo było to napisane w programie wyjazdów, że jedziemy przez Czechy, Austrię, Włochy i Francję, oraz że we Francji planowany jest dłuższy postój na kolację. No i zatrzymujemy się na tę kolację na Lazurowym Wybrzeżu. Turyści się zbierają z miejsc. I wtedy zazwyczaj padało pytanie, a może raczej pytanie-stwierdzenie jakiegoś światowca: "Oczywiście można tu płacić markami?". Na moją odpowiedź, że oczywiście nie, popłoch pojawiał się na twarzach tak z jednej trzeciej turystów w autobusie, bo mieli tylko marki, pora była raczej późna, kantory zamknięte i marki można by co najwyżej w jakimś hotelu wymienić, no ale wiadomo, tam gorszy kurs, wyższa prowizja, to wielu woli już głodować. A co najlepsze, okazywało się, że znakomita większość tych ludzi ma w kieszeniach jakieś karty bankomatowe, debetowe itp., które wzięli, bo wzięli, bynajmniej nie dlatego, że zamierzali używać, bo nie przypuszczali, że one działają też za granicą. Na ale nie o to mi chodzi, tylko o ufność naszych rodaków w uniwersalność marki, a obecnie z braku marki w dolara.
Swoją drogą ciekawe, czy jak wejdziemy do strefy euro, nasi rodacy jadący na wakacje do Hiszpanii, Włoch czy Grecji będą wymieniali swoje euro na dolary, żeby na miejscu wymienić dolary z powrotem na euro...

Ale żeby nie było, że tylko na Polaków najeżdżam: gdzieś tuż przed wprowadzeniem euro jeden Francuz żalił się mojemu ojcu, że to przejście na euro jest bez sensu i nie wiadomo po co. Na co ojciec mu tłumaczy, że dzięki temu, że będzie jedna waluta, będzie prościej, nie trzeba będzie wymieniać pieniędzy, w każdym kraju będzie się płacić w euro itp. Francuz na to: "No dobrze, ale skąd ja będę wiedział, ile jest warte hiszpańskie euro?" Mój tata wyjaśnia, że euro wszędzie będzie warte tyle samo, na co tamten: "Nie, nie. Przecież frank jest droższy od pesety, to francuskie euro będzie musiało być droższe od hiszpańskiego."
 

diplodok  Dołączył: 13 Cze 2006
PiotrR napisał/a:
że dzięki temu, że będzie jedna waluta, będzie prościej

z cala pewnoscia bedzie drozej :-/
 
dan  Dołączył: 11 Sie 2006
PiotrR, niezle :-)

Ja w te wakacje zjezdzilem niemaly kawalek europy i wlasciwie nie wyobrazam sobie sytuacji, kiedy w kazdym kraju mialaby byc inna waluta. To jest naprawde bardzo wygodne 8-) Staje sie to na tyle oczywiste, ze czlowiek wjezdzajac do Szwajcarii zaczyna sie zachowywac jak ci Polacy we Francji, co markami chcieli placic ;-)

A wartosc euro w kazdym panstwie mozna latwo oszacowac. Np ceny w malych sklepach na Lazurowym Wybrzezu byly mega wysokie w porownaniu do jakichs marketow w Portugalii. Waluta wciaz ta sama, ale parytet sily nabywczej zupelnie inny ;-) Za to ceny Cherry i Madery w Hiszpanii.... Pilem je czesciej niz wode :mrgreen:

Mozna bylo takze odczuc, jak male sa oszczednosci pracujacego studenta z Polski w porownaniu do cen podstawowych produktow zywnosciowych na zachodzie.

Niestety - zaokraglanie cen w gore przy wprowadzaniu € jest nieuchronne. W Polsce bedziemy mieli z tym doczynienia, a najbardziej odczuja to najbiedniejsi :-(

Inna ogromnym udogodnieniem jest brak jakichkolwiek kontroli granicznych. Pelna swoboda! Widac to szczegolnie w miejscowosciach przygranicznych. Mozna obserwowac piekne wymieszanie narodowosciowe. Np. na Lazurowym Wybrzezu pracuje wielu Wlochow, ale czesto mieszkaja u siebie, bo tak wolą :-) Ta piekna wspolpraca i zycie w symbiozie mieszkancow stref przygranicznych jest doprawdy budujaca :-)

Jesli chodzi o naszych rodakow za granica... coz, nie bede robil jakichs uogolnien, bo o dziwo nie spotkalem ich zbyt wiele... Niestety wiekszosc z nich byla rozpoznawalna z daleka, po malo kulturalnym zachowaniu :-/ Byc moze inne narody poza ojczyzna zachowuja sie podobnie, ale wiadomo - na takie zachowania zwraca sie uwage szczegolnie u rodakow. Zreszta - te rzesze Brytyjczykow nawiedzajacych poludniowe wybrzeze Portugalii zachowuja sie czasem rownie okropnie :-?

Tymi zgloszeniami o kradziezy portfela przypomniales mi, jak latwo pasc ofiara kradziezy w Madrycie. Cos okropnego, prawdziwa plaga... Nam sie to na szczescie nie przydarzylo, ale na wlasne oczy widzielismy jak kobiecie przy bankomacie gnojki zabraly kase (naszczescie przechodnie szybko zareagowali - wielki koles przygniotl gnojka do chodnika i zabral mu kase :-D ). Poza tym spotkalismy francuza, ktorego okradziono dwukrotnie. Pierwszego dnia stracil plecak z aparatem i obiektywami, a nastepnego portfel z dokumentami, kartami i pieniedzmi. To on nas ostrzegl, zebysmy byli bardzo czujni.
Nie lepiej jest w Lizbonie. Spotkalismy tam Polaka, ktoremu wyciagneli portfel w metrze, a on na komisariacie spotkal mnostwo ludzi poszkodowanych przez kieszonkowcow. Jakims czeszkom wyciagneli walizki z bagaznika wynajetego samochodu. Na szczescie ten chlopak z Gdanska odzyskal stracona gotowke. Niewiarygodne - policja dorwala tego kolesia, zabrala mu lupy i rozdala poszkodowanym wg zdeklarowanych przez nich sum. Odzyskal calosc, przywiezli mu na kemping nastepnego dnia :-o Wyobrazacie sobie cos takiego u nas? :mrgreen:
 

Maciek  Dołączył: 20 Kwi 2006
To ja się wpasowałem raz w nurt Polaka-światowca ;-) Jechaliśmy do Londynu, wtedy jeszcze autokarem, więc człowiek kształcony, światowy itd. to wie, że w Anglii są funty więc taką gotówkę bierze. A o tym że przez większość z tych 20-24 godzin podróży jedzie się przez strefę Euro umiejętnie zapomniałem. Musiałem się dać potem okraść kierowcy wymieniając pieniądze na głupią toaletę i wodę... A w domu oczywiście jakiś bilon Euro leżał.
PiotrR napisał/a:
euro wszędzie będzie warte tyle samo

No chyba nie do końca. A na pewno zależy to od definicji wartości. Bo o ile będzie miało zawsze ten sam kawałek parytetu w złocie na przykład czy też kursy wymiany na inne waluty są stałe niezależnie od pochodzenia Euro to wartość nabywcza w różnych krajach jest zdecydowanie zmienna - nie ma sztywnych cen europejskich na chleb czy wino czy też tak globalne produkty jak samochody. Raz, że lokalne podatki są różne ale też proste zależności popytu i podaży to regulują - im bogatsze społeczeństwo tym wyższe ceny (choć nie musi tu być relacji liniowej).
 

dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
diplodok napisał/a:
z cala pewnoscia bedzie drozej :-/
NIe chce sie wdawac w kolejne dysputy o zabarwieniu ideologicznym, ale denerwuje mnie taki defetyzm. Nie ma zadnego znaczenia, czy wejdziemy do eurolandu, czy nie - i tak bedzie drozej. Nie mamy jeszcze euro, a drozdzowki w mojej ulubionej cukierni drozaly w ciagu ostatnich 2 miesiecy 3 razy. Mamy wspolny rynek i kazdy Niemiec, Hiszpan i Luksemburczyk moze kupowac w Polsce co chce, jak chce i za ile chce. Ceny musza sie wyrownywac. Podaz zlotowki w stosunku do podazy euro to smieszna sumka, a 90% naszej wymiany zagranicznej to EU - chociaz nie wiem, czy w tym kontekscie pojecie handlu zagranicznego ma jeszcze sens.

Druga sprawa to kursy walut i ryzyko walutowe.Polska to nie UK, a zlotowka to nie funt. Poza okresowymi fluktuacjami zwiazanymi z roznica stop procentowych NBP i ECB, ktore generuja dodatkowe koszty i stres, nawet jesli nie wejdziemy do euro, to i tak bedziemy je de facto mieli, bo kurs zlotowki bedzie totalnie zalezny do euro. Poza tym, wielu z nas ma kredyty we frankach, ktorego kurs jest tez silnie zalezny od euro. Teraz zlotowka jest silna, ale cudow nie ma i w koncu zacznie slabnac. Wejscie do eurolandu w duzym stopniu zniweluje ryzyko kursowe dla milionow ludzi. Dlatego, dopoki zlotowka jest silna, powinnismy we wlasnym interesie jak najszybciej wchodzic do euro, zeby zamrozic te nasze kredyty po mozliwie najlepszym kursie. Ta kawa kosztujaca 3 euro zamiast 2,48 to nic w porownaniu z kosztami walutowymi na ktore sie godzimy nie wchodzac do eurolandu.

dz.
 

zorzyk  Dołączył: 21 Kwi 2006
Kluczowa jest siła nabywcza tzw. wiekszości społeczeństwa. Nie ma znaczenia, czy na konto wpłynie 1200 zł czy 300 EURO (czyli wypłata!) - w każdym przypadku to jest tyle co.... no, każdy wie :evil: Mowa o kredytach/samochodach/hipotekach/stopach procentowych/inwestycjach/funduszach/itp. to jest tylko nośny temat, którym zajmują sie ekonomiści i analitycy rynkowi - ważne, ale tylko dla 5% populacji. Dopóki tzw. klasa średnia nie istnieje, a 90% pracowników zarabia 1200 zł (1800 brutto, co i tak byłoby u nas dobrym wynikiem) to można oczekiwać tylko pogorszenia sytuacji ekonomicznej.

Wiem, że GUS mówi, że średnia krajowa wynosi 2800 zł brutto.
W mojej okolicy temperatura średnia wynosi jakieś 12 st. Celsjusza - w domu 20, na dworze 4.
 

Kuszelas  Dołączył: 12 Lis 2006
Wiesz Zorzyk, Twoje nawiązanie do średniej temperatury przypomniało mi powiedzenie mojego kolegi na ten temat:
"Jeżeli wciśniesz zadek do wiadra z lodem a głowę do piekarnika, to średnia temperatura będzie w porządku, ale żyć się nie da . . . . "
I tym optymistycznym akcentem, z przeprosinami za OT, pozdrawiam - Kuszelas
 
dan  Dołączył: 11 Sie 2006
dzerry napisał/a:
Teraz zlotowka jest silna, ale cudow nie ma i w koncu zacznie slabnac.

Hej dzerry, z tego co ja czytam/slucham wynika, ze zlotowka bedzie silna az do momentu wejscia do strefu Euro. Jesli mozesz, to napisz jakie sa podstawy do oslabienia sie naszej waluty? Moze zmiana cyklu koniunkturalnego?
 
aldek  Dołączył: 13 Paź 2006
Zawsze mnie ten ojroentuzjazm rozczulał. Nikt bowiem z ojroentuzjastów nie potrafił mi odpowiedzieć na jedno proste pytanie. Oto ono.
Czemu zamieniać obecny złotostan (czyli względnie niskie ceny w PL przy niskich płacach) na ojrostan (czy wysokie ceny przy niskich płacach)? Mówiąc prościej, czemu, do jasnej cholery, mam podskakiwać z uciechy na myśl, że żywność i usługi podrożeją? Co za karpie się tak śpieszą na Wigilię?
Można być w UE, można się z tego cieszyć, ale niekoniecznie godzić się na euro. Jest parę krajów, które tego dowodzi, i jakoś nikt im nie wymyśla im od ciemniaków.
 
dan  Dołączył: 11 Sie 2006
aldek, dzerry podal jedna z odpowiedzi. Czytales?
 

diplodok  Dołączył: 13 Cze 2006
dzerry napisał/a:
Nie ma zadnego znaczenia, czy wejdziemy do eurolandu, czy nie - i tak bedzie drozej

zgadzam sie... ale jak slusznie zauwazyldan,
dan napisał/a:
Niestety - zaokraglanie cen w gore przy wprowadzaniu € jest nieuchronne. W Polsce bedziemy mieli z tym doczynienia, a najbardziej odczuja to najbiedniejsi

i o to mi glownie chodzilo
jakos to do mnie bardziej przemawia bo w Polsce jestem 99% mojego zycia a ew. ulatwienia przy wycieczkach sa raczej marginalne
 
dan  Dołączył: 11 Sie 2006
diplodok, ale to nie jest bezposredni skutek wprowadzenia euro. Nie ma zadnych podstaw ekonomicznych do podwyszania cen. Takie sa praktyki sprzedawcow po prostu. Oni wykorzystuja fakt zamieszania i pewnego zdezorientowania konsumentow i zaokraglaja ceny w gore. Bezposrednio odpowiadaja za wzrost cen. Zreszta odpowiednie urzedy beda to scigac, ale biorac pod uwage doswiadczenia innych panst niewiele to pomoze.

[ Dodano: 2007-12-06, 12:38 ]
I jeszcze jedno - wcale nie jest powiedziane, ze ceny szybko sie wyrownaja z tymi w krajach starej UE. Nie ma takiej mozliwosci. Za tym musi isc wzrost plac, ktory potrwa jeszcze ladnych kilkadziesiat lat. W Portugalii jest zdecydowanie taniej niz w sasiedniej Hiszpanii, i naprawde duzo taniej niz we Francji czy Wloszech.
 
aldek  Dołączył: 13 Paź 2006
dan, nie ujmując nic tej argumentacji, nie jest to odpowiedź na moje pytanie. Przeczytałeś je?
Z punktu widzenia konsumenta euro będzie koszmarem. I tej perspektywie tu mówimy.
Ale odnieśmy się do wywodów dzerr'ego. Otóż jego teza o "wyrównaniu cen nawet bez euro" jest mocno wątpliwa. W tym znaczeniu, że, w mojej opinii, ów "błogosławiony bufor" niższych cen pozostanie. On może się zmniejszać, ale -- paradoksalnie, właśnie dlatego, że płace w Polsce są niższe niż w UE, on MUSI zostać utrzymany.
Obecny nasz premier Tusk raczył to zresztą zrozumieć, mówiąc wprost, że nie dopuści, by natychmiastowe wprowadzenie euro zmasakrowało budżety domowe większości Polaków. Jest dokładnie odwrotnie, niż pisze dzerry – aby wprowadzić euro, Polska musi być silna gospodarczo. I nie przejawia się to wcale w PKB, tylko w średnich płacach. Po prostu.
Innymi słowy, droga do euro powinna wyglądać tak: Wrost gospodarczy -> Reforma finansów publicznych -> wzrost płac i spadek bezrobocia (czyli redystrybucja owoców wzrostu) i DOPIERO WTEDY euro.
Rozważmy, co by było, gdyby 1 stycznia 2008 gabinet Tuska wprowadził euro. Emerytury około tysiąc zł ma setki tysięcy ludzi, plus budżetówka (nauczyciele, pielęgniarki, uczciwi lekarze itp). Automatyczny wzrost cen wpędziłby tych ludzi pod nóż komorników. Koszty polityczne byłyby opłakane - w najbliższych (prawdopodobnie przedterminowych) wyborach wygraliby tacy populiści, że Kaczory przy nich to kawusia u cioci.
Rozwagi, dan, rozwagi.
 

diplodok  Dołączył: 13 Cze 2006
dan napisał/a:
diplodok, ale to nie jest bezposredni skutek wprowadzenia euro. Nie ma zadnych podstaw ekonomicznych do podwyszania cen.


w tym wypadku wazniejszy jest skutek - czyli podwyzka, a powod czy ekonomiczny czy
dan napisał/a:
praktyki sprzedawcow
jest zwiazany z wprowadzeniem euro
 

alkos  Dołączył: 18 Kwi 2006
dan napisał/a:
naprawde duzo taniej niz we Francji czy Wloszech.


Nie mowiac juz o Eire :-P
 
dan  Dołączył: 11 Sie 2006
alkos napisał/a:
Nie mowiac juz o Eire

Na razie nie mam tak duzego plecaka na konserwy i zupki chinskie, zeby sie tam wybrac :-P

aldek napisał/a:
dan, nie ujmując nic tej argumentacji, nie jest to odpowiedź na moje pytanie.

Wybacz aldek, odpowiadalem diplodokowi :-)

aldek napisał/a:
ów "błogosławiony bufor" niższych cen pozostanie.

Po wprowadzeniu Euro takze pozostanie. Tylko bedzie troche mniejszy. Patrz przyklad Portugalii, o ktorym wspomnialem.
 

alkos  Dołączył: 18 Kwi 2006
dan napisał/a:
Na razie nie mam tak duzego plecaka na konserwy i zupki chinskie, zeby sie tam wybrac


Nie przesadzajmy - jest jescze Tesco Value, Aldi i Lidl z cenami wschodnioeuropejskimi :-P
 
aldek  Dołączył: 13 Paź 2006
A ja odpowiadałem dzerr'emu :-D
O wielkość tego bufora "mniejszych cen" możemy się spierać długo i bezowocnie, bo to jest czysta gdybologia. Cały czas namawiam Cię jednak, żebyś spojrzał na problem z drugiej strony. Gdybyśmy mieli takie płace, jak w Portugalii, (nauczyciele, emeryci...) to pewnie moglibyśmy sobie olać zmniejszenie tego bufora. Ale nie mamy. Czyli: najpierw towarzysze, robimy w Polsce Portugalię, a potem wskakujemy do euro. Pomożecie?
 

dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
Dlaczego ceny caly czas rosna? Bo caly czas rosna place. A dlaczego rosna place?

A teraz poprosze o dowod na to, ze wzrost cen po wprowadzeniu euro jest zwiazany TYLKO z tym faktem? W Irlandii, Portugalii, Grecji ceny caly czas rosly, bo przy takim wzroscie PKB, a co za tym idzie wzroscie plac, musza rosnac. Zaokraglanie cen ma wplyw tylko na produkty o cenie nominalnej ponizej 10 euro. Z reguly to sa tylko produkty typu kawa w kawiarni, piwo, gazety i inne produkty, ktore zwyczajowo kosztuja na przykla 1,99 albo 3,49. Uszczerbek budzetu jest prawie zaden, ale odczuwamy to mocno emocjonalnie, nawet jesli kawe albo cole w budce kupujemy 3 razy w miesiacu.

dan napisał/a:
Jesli mozesz, to napisz jakie sa podstawy do oslabienia sie naszej waluty? Moze zmiana cyklu koniunkturalnego?


Na przyklad. Albo inflacja, ktora w kazdej chwili moze wyjsc spod kontroli. A jak inflacja, to NBP podnosi stopy, a jak podnosi stopy, to drozeja kreydty, a jak drozeja kredyty.... porozgladajcie sie po swoich znajomych - zobaczcie jakie ludzie placa teraz raty kredytow - znam ludzi, ktorzy 50% budzetu domowego przeznaczaja na rate kredytu i tak jeszcze przez 35 lat - przeciez to jest paranoja!

Podkresle to jeszcze raz - drozyzna jako argument przeciw euro to czysta demagogia lub mieszanie pojec. Wiekszosc ludzi utozsamia cene waluty z jej sila. Zdziwilibyscie sie jak wiele ludzi mysli, ze razem z euro automatycznie zostana wprowadzone niemieckie ceny.

O wiele wiekszym zagrozeniem jest rezygnacja z instrumentow polityki pienieznej - teraz na przyklad NBP moze kontrolowac inflacje korekta stop procentowych. Po Euro NBP bedzie tylko odzdzialem EBC bez zadnej suwerennosci. Niby sa kryteria konwergencji z Maastricht, ale nawet za 10 lat nasza gospodarka bedzie troche inna od gospodarki niemieckiej - to co jest dobre dla nich, nie zawsze jest takie dla nas. Dlatego zgadzam sie z glosami, ze powinnismy wejsc do Euro rozwinieci i silni. Jest tylko jeden problem, w ten sposob moglibysmy czekac jeszcze 20 lat, bo zostajac poza euro, podczas gdy caly region w nim juz bedzie, bedziemy sila rzeczy rozwijac sie troche wolniej. Poza tym jestesmy pod parasolem silnej waluty - co moze sie okazac wazne w perspektywie dalszych problemow dolara. To jest bardzo kompleksowy problem, kotrego niestety nie mozna rozpatrywac w oderwaniu od bardzo wielu czynnikow.

dz.
 

zorzyk  Dołączył: 21 Kwi 2006
dzerry napisał/a:
Dlaczego ceny caly czas rosna? Bo caly czas rosna place. A dlaczego rosna place?
Dlaczego w USA płace są wysokie (względnie), ceny niskie (bezwzględnie), a do tego ceny nie rosną?

[ Dodano: 2007-12-06, 13:25 ]
dzerry napisał/a:
Albo inflacja
Mnie uczono, że inflacja to jest wtedy, gdy suma pieniadza na rynku (popyt) jest wieksza niż oferowanych towarów (podaż). O ile dobrze widzę, to takie zjawisko u nas nie ma miejsca.

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach