Tequila  Dołączyła: 12 Cze 2010
[fotografowie] Angelo Merendino
Historia wyniszczającej choroby bliskiej osoby w kilku fotografiach.
ja mam wyrobione zdanie...
co Wy o tym sądzicie? Robić takie zdjęcia? Upubliczniać?
to się nazywa "prawdziwą fotografią"?

http://www.viralnova.com/wifes-cancer/
 
AChmiel  Dołączył: 14 Lis 2009
Trudno powiedzieć. Pewnie robić ale czy upubliczniać? Ten zestaw jest bardzo humanitarny i poruszający.
Warto go zobaczyć.
 
Krzychoo  Dołączył: 13 Wrz 2006
Na pewno robić, ale czy upubliczniać? To zależy co chce się tymi zdjęciami przekazać czy też zdziałać. Można zrobić memento na jakiejś stronie z księgą kondolencyjną. Kwestia potrzeb.
Jako jedyny w rodzinie robię zdjęcia na pogrzebach, więc temat śmierci na zdjęciach nie jest mi obcy. Ale dla mnie to temat zbyt intymny, żeby robić z tego galerię i zaryzykować komentarz o "zarabianiu" czy zdobywaniu popularności na czyjejś śmierci.
 

tatsuo_ki  Dołączył: 01 Mar 2009
Tequila napisał/a:
to się nazywa "prawdziwą fotografią"?

jeśli chcesz wywoływać rzeczową dyskusję, nie zadawaj takich pytań. a przynajmniej inaczej je formułuj ;)

Tequila napisał/a:
Robić takie zdjęcia? Upubliczniać?

a dlaczego nie?

Krzychoo napisał/a:
zaryzykować komentarz o "zarabianiu" czy zdobywaniu popularności na czyjejś śmierci

niby jest argument, tylko że hejterzy znajdą się i przy zdobywaniu popularności na urodzie małych kotków, przejmowanie się głupimi komentarzami doprowadzi do tego, że nie będzie się poruszać żadnych ważnych tematów.

Krzychoo napisał/a:
temat zbyt intymny

obawiam się, że temat został na siłę wepchnięty w sferę intymności, a właściwie pod przykrywką intymności poza nawias społecznego dyskursu i świadomości.
Na raka będzie chorowała co raz większa liczba osób. Taka jest konsekwencja kierunku, w którym zmierza nasza cywilizacja. To nie może być tabu. W ogóle śmierć i umieranie to nie może być tabu. Wbrew pozorom wykluczanie chorowania i śmierci ze społecznej świadomości jest dehumanizowaniem życia. Prowadzi do tego, że kolejne pokolenia są na przykład co raz mniej przygotowane do podjęcia trudu opieki nad terminalnie chorymi. Jeśli będziemy wstydzić się takich zdjęć, ukrywać je, to za kilka pokoleń może okazać się, że rak to nie tylko wyrok śmierci, ale również długiego więzienia w samotności.

była na podobny temat krótka rozmowa kilka lat temu: http://pentax.org.pl/viewtopic.php?t=28471
 

Tequila  Dołączyła: 12 Cze 2010
tatsuo_ki napisał/a:
nie zadawaj takich pytań.
pytanie pokierowane wypowiedzią jednego z moich znajomych. Pozwolę sobie zacytować: "i to się nazywa prawdziwa fotografia!"

tatsuo_ki, że źle odbierasz reakcje ludzi... niekoniecznie trzeba do materiału podchodzić jako "wzburzacie się i robicie ze śmierci tabu". Dla mnie nie rak tu jest tematem a OSOBA.

tatsuo_ki napisał/a:
temat został na siłę wepchnięty w sferę intymności

Widzisz, dla Ciebie to może nie jest intymne - dla mnie jest. Ja nie chciałabym być zapamiętana jako wykończona i upodlona przez chorobę kobieta. Nawet jeśli taka bym była. A do takiego przedstawienia swojej żony zmierza autor: robiąc przy okazji szopkę z haseł o śmierci, braku anonimowości chorujących i całym tym wyniszczeniu jakie funduje rak. Przykrywając wszystko organizacją, wywiadami i obnażaniem cudzego cierpienia.

Ludzie chorują i umierają na raka, wszyscy to przecież wiemy i nikt nie musi przypominać. Bez przesady z tym uświadamianiem i Autora dobrą wolą.

temat dla mnie tym bardziej niezrozumiały, że po prostu sprzedał ukochaną osobę.
 

gezeb  Dołączył: 26 Maj 2007
Ja tam nie widzę kobiety upodlonej przez chorobę . Czy gdyby nie chciała być tak zapamiętana to pozwoliłaby na te zdjęcia ?
 

triger  Dołączył: 23 Lut 2009
Tequila, nie rozumiem oburzenia. Żona wyraziła na to zgodę.
Same zdjęcia odebrałem jako bardzo ciepłe (choć smutne), widać w nich uczucie do niej, nie ma w nich epatowania jakimiś bardzo szokującymi obrazkami ze szpitala. Serio, na każdym oddziale onkologicznym łatwo znajdziesz gorsze widoki.

Jeśli chodzi o wyniszczenie - no niestety, tak ta choroba w połączeniu z leczeniem wygląda.
Pokazany był cały proces, nie było gwałtownego "przed i po" itp. A jeśli potrafił się z tym materiałem zorganizować i trafić do ludzi, to chwała mu za to. Każda cegiełka w mediach się liczy.
Niestety świadomość i wiedza ludzi jest przerażająco słaba. Przykładowo, w krajach skandynawskich przypadków śmierci z powodu raka szyjki macicy praktycznie nie ma, u nas to ok. 1800 kobiet rocznie :-(
 

nemo  Dołączył: 21 Wrz 2007
Tequila, ja tu nie widzę pokazywania upodlenia. Owszem zdjęcia są smutne jak to triger zauważył, ale nie odbieram ich w tak negatywny sposób jak Ty.
Życie to nie tylko ładne buzie i kwiatki. Warto o tym pamiętać.

Dodam, że widziałem już śmierć bliskich i to naprawdę nieprawdopodobna sztuka umieć pokazać to w tak szczery ale łagodny i taktowny sposób.
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
W tej naszej obłędnej pogoni za wieczną młodością zatraciliśmy już ludzkie instynkty. Wypieramy z naszej świadomości (jako społeczeństwo) choroby i śmierć, i robimy z nich tabu. Zapominamy, albo nie chcemy pamiętać, że one dopadną również nas.
Cytat
Ja nie chciałabym być zapamiętana jako wykończona i upodlona przez chorobę kobieta. Nawet jeśli taka bym była.

Rodzimy się, dorastamy, starzejemy się, wreszcie chorujemy z tej starości i chorób umieramy. Takie jest życie, nikt nie zmieni jego biegu. Dlaczego więc z takim uporem staramy się wyrzucić niektóre jego etapy nie tylko z własnej świadomości, ale i ze świadomości innych?
Zdjęcia, które omawiamy są dla niektórych szokujące. Czy słusznie? Szokują nas, kiedy jesteśmy młodzi, bo przypominają nam o tym, o czym nie chcemy pamiętać, o czym nie chcemy myśleć i w gruncie rzeczy nie myślimy. To przywilej młodości. Tylko dlaczego ten stan, to wyparcie zdominowało całą współczesną kulturę?
We mnie te zdjęcia nie wzbudzają tak skrajnych emocji. Może dlatego, że pamiętam czasy, kiedy zmarli do czasu pogrzebu pozostawali w domach? W domach byli przygotowywani do ostatniej drogi, tu schodzili się sąsiedzi, znajomi i rodzina na czuwania, lub by po raz ostatni spotkać się ze zmarłym. To był czas na refleksję, na przejście, na oczyszczenie. Teraz wszystko odbywa się inaczej i dlatego ludzie nie przeżywają tego do końca, do ostatniej kropli. Ja to wszystko przeżyłem jak trzeba.
Był taki film: małżeństwo przyjeżdża do Wenecji, wynajmuje pokój. Wprowadzają się. Zachowują się jak niesforne nastolatki, "baraszkują" w nieco bardziej pikantny sposób. Jednak są momenty niepokojące. Dowiadujemy się, że kobieta jest chora, co jakiś czas jeździ na jakieś konsultacje do kliniki, coś jest nie w porządku. Ale po chwili wszystko wraca do nory i dalej korzystają z wakacji (bo to wygląda na wakacje). Aż tych niepokojących momentów zaczyna być coraz więcej, wreszcie przytłaczają ich życie, chociaż usiłują żyć jakby nic się nie działo - chodzą do galerii, przesiadują w kafejkach. Widać jak ona zmienia się, jak choroba postępuje, wreszcie dowiadujemy się: rak gardła. A, to dlatego ona stale nosi tę białą opaskę na szyi... Wreszcie umiera. Zdjęcia, które tu omawiamy są jak kadry wyjęte wprost z tego filmu. Te zdjęcia są niezwykle humanistyczne, emanują intymnym ciepłem, nie widzę w nich nic z taniej, obliczonej na szok sensacji. Ja dostrzegam w nich bardziej przeżycia autora, jego stan niż to, że
Cytat
sprzedał ukochaną osobę
Nie sprzedał, to zbyt trywialne.
 

tatsuo_ki  Dołączył: 01 Mar 2009
Tequila napisał/a:
Dla mnie nie rak tu jest tematem a OSOBA

No jasne że osoba. Ale w pewnych wyjątkowych okolicznościach, które niejako też tę osobę definiowały. Nie da się o niej mówić w innym kontekście niż choroby.

Tequila napisał/a:
Widzisz, dla Ciebie to może nie jest intymne - dla mnie jest.

Dla mnie intymne są te chwile, które ze sobą przeżyli, te prawdziwe momenty, te prawdziwe zdarzenia. Zdjęcia są ich tylko wspomnieniem, zapisem. Są jak zdania w powieści, w pamiętnikach. Oglądając te zdjęcia, w żaden sposób nie zakłócam ich intymności. Tak samo jak czytając książkę nie zakłócam życia jej bohaterów, nawet jeśli książka mówi o prawdziwych zdarzeniach z życia prawdziwych ludzi.

Tequila napisał/a:
Ja nie chciałabym być zapamiętana jako wykończona i upodlona przez chorobę kobieta.

To zdanie pokazuje, że mam rację. Ludzie są kompletnie pogubieni, gdy mają do czynienia ze śmiertelnie chorymi.
Gdzie na tych zdjęciach Jennifer jest upodlona? Tam, gdzie wygląda jak osoba po którejś chemi? To jest właśnie obraz człowieka o największej sile! To nie rak sprawił, że tak wygląda, że jest przykuta do łóżka. Raka nie widać, na raka się po prostu umiera. To walka z rakiem sprawia, że organizm jest co raz słabszy, co raz gorzej funkcjonuje i co raz gorzej wygląda. Jennifer jest jak bokser, który dostaje po twarzy, nie ma już siły utrzymać gardy i znowu dostaje, ale stoi. I walczy. Do samego końca.
Osobiście nie wiem, czy bym znalazł w sobie tyle siły co ona. Gdy widzę te zdjęcia, widzę osobę o niezłomnym charakterze. Wojownika.
Tutaj nie ma mowy o jakimkolwiek upodleniu.

Tequila napisał/a:
A do takiego przedstawienia swojej żony zmierza autor: robiąc przy okazji szopkę z haseł o śmierci, braku anonimowości chorujących i całym tym wyniszczeniu jakie funduje rak. Przykrywając wszystko organizacją, wywiadami i obnażaniem cudzego cierpienia.

Nie wiem, gdzie Ty tam widzisz szopkę. Sam najpierw obejrzałem zdjęcia, a dopiero wtedy zacząłem czytać, co autor napisał, co powiedział w wywiadach. I nie widzę tam żadnego rozdźwięku, dysonansu, a już na pewno próby komercjalizacji cierpienia.
Swoją drogą, co to znaczy "obnażać cudze cierpienie"? Boję się, że to jest właśnie to spychanie poza nawias. Cierpiący powinien cierpieć w milczeniu. Bliscy, którzy cierpią razem z nim, też powinni milczeć. Bo to ich intymne cierpienie. Społeczeństwu nic do tego. Odwracam wzrok.
Jako społeczeństwa zachodu zupełnie przestaliśmy mówić o cierpieniu, poza utartymi schematami, wygodnymi stereotypami i konwenansami.
Wypieramy w ogóle ze świadomości większą część ludzkiego istnienia. Popatrzmy jak to wygląda w mediach społecznościowych - nie tworzymy tam naszych wirtualnych emanacji, lecz wyidealizowane alter-ego, które zawsze jest zadowolone, zawsze jest na wakacjach lub imprezie. Na fejsie nie mam raka.

Tequila napisał/a:
Ludzie chorują i umierają na raka, wszyscy to przecież wiemy i nikt nie musi przypominać.

No wiemy. Ale czy zdajemy sobie sprawę, jak to umieranie naprawdę wygląda? Czy naprawdę coś z tym robimy? Zanim dotknie to nas lub kogoś nam bliskiego?

Tequila napisał/a:
temat dla mnie tym bardziej niezrozumiały, że po prostu sprzedał ukochaną osobę

jak? gdzie?
 

komisarz  Dołączył: 09 Maj 2011
Bardzo mi się te zdjęcia podobają. To pierwsze od dawna, które budzę we mnie jakieś emocje. Co ciekawe pozytywne (wiem jak to brzmi), po prostu przypomniały mi kilku moich pacjentów i pacjentek, którzy przy całym cierpieniu i katastrofie jaka dotknęła ich samych i rodziny potrafili być niesłychanie pozytywnymi ludźmi. Gdzieś czytałem, że ktoś napisał, że cierpienie wcale nie uszlachetnia tylko upadla. Dla mnie, zarówno te zdjęcia, jak i wspomniane przeze mnie przypadki pokazują, że tak wcale być nie musi.

Tequila, co do intymności, to co powiesz o aktach, która chociażby sama robisz? (to nie zarzut, tylko zwrócenie uwagi na to, że każdy ma inną wrażliwość, a po drugie chyba spora część sztuki polega na pokazywaniu intymności). Nie czytałem wywiadów z gościem, ale wcale nie pomyślałem o sprzedaży, raczej o próbie złożenia swego rodzaju hołdu i "unieśmiertelnienia" ukochanej osoby.

[ Dodano: 2013-10-26, 08:36 ]
Tequila napisał/a:
to się nazywa "prawdziwą fotografią"?


No, właśnie ostatnio coraz częściej mam odczucie, że TO właśnie się nazywa prawdziwą fotografią
 

tatsuo_ki  Dołączył: 01 Mar 2009
komisarz napisał/a:
Gdzieś czytałem, że ktoś napisał, że cierpienie wcale nie uszlachetnia tylko upadla.

Szymon Hołownia kiedyś zacytował znajomego księdza:

"jak zauważył mądry ksiądz – nie jest prawdą, że cierpienie uszlachetnia człowieka, to człowiek uszlachetnia cierpienie".
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
Cytat
No, właśnie ostatnio coraz częściej mam odczucie, że TO właśnie się nazywa prawdziwą fotografią
Rozumiem, o czym piszesz. I zgadzam się z tym.

Zdjęcia Angelo Merendino, to doskonała pomoc każdemu fotografującemu, gdy dopada go dylemat: robić zdjęcie, czy nie. Zostawmy na boku kwestię publikowania. Jeśli fotografia towarzyszy człowiekowi na każdym kroku i nierzadko jest elementem urzeczywistniającym byt, że tak się bełkotliwie wyrażę, to także i w tak trudnych momentach, z pozoru nieestetycznych, fotografujący ma obowiązek postarać się zrobić zdjęcie. No bo jak nie zrobi, to kto zrobi? Bo jak nie zrobi teraz, to potem będzie za późno.

Uważam, że to jest ważne. Oczywiście, można założyć że nie należy fotografować rzeczywistości, tylko ją odbierać bez pośrednictwa fotografii. W wielu sytuacjach ma to sens. I coraz częściej swoje fotograficzne lenistwo i marazm tym właśnie uzasadniam. Ale jeśli możemy zachować wspomnienia, nawet te na pozór wątpliwe (skądinąd wielu odbiorców dostrzegło w tych fotografiach świadectwo sily i walki do końca - czyż to nie wystarczający powód, by dostrzec pozytywne aspekty postawy fotografującego?), to róbmy to.

Wejdę na głębszy poziom. Jeśli będąc chorymi, zmęczonymi, zdołowanymi nie odmawiamy fotografującemu bycia fotografowanym nie świadczy to o tym, że mamy siłę, pewność, akceptację samego siebie? To moim zdaniem spora wartość. "Weź mnie nie fotografuj, bo jestem nieumalowana". "Weź mnie nie fotografuj, bo umieram".

No i jeszcze poziom meta: przestrzegam przed napastliwym tonem dyskusji przy takich lub innych tematach dyskusji fotograficznych. To niczemu nie służy.
 

SeizeThePicture  Dołączył: 07 Lis 2009
Krzychoo napisał/a:
Jako jedyny w rodzinie robię zdjęcia na pogrzebach, więc temat śmierci na zdjęciach nie jest mi obcy.

Zdjęcia na pogrzebie, a chwytanie ostatnich chwil bliskiej osoby która odchodzi - to dwie osobne kwestie. Absolutnie inne.

Nie chcę się czepiać, więc po obejrzeniu migawek Angelo dość przypadkowo wyrwałem z całości wypowiedź Krzychoo. Tylko się do tego odniosłem, bo czuję że na więcej nie mam siły...

Moja córka jeszcze przed ukończeniem 6 miesiąca życia była blisko "tamtego świata" trzy razy. Trzykrotnie nie dawano jej szans. Nie mogę powiedzieć, że mam zdjęcia i filmiki z tych najtrudniejszych chwil, ale z lepszych momentów tak. Mimo tego, że mam trochę lepszych zdjęć, nie umiem do nich wracać. To ogromnie przytłaczająca sprawa.
Mam w telefonie także wideo. Zawsze gdy córka chce obejrzeć "dzidzie", pierwszych 10 filmików pomijamy. Ja robię to świadomie, ale ta dwulatka?

Nie wiem czy opublikuję kiedyś te zdjęcia. Nie wiem nawet czy pokażę je córce. Dlaczego je robiłem? Może po prostu chciałem zachować chwile, sekundy, kiedy po 48 godzinach bycia w stanie bezsilnej przytomności, moje dziecko jak gdyby nigdy nic, zaczynało zaczepiać pluszowego kwiatka, zamocowanego do szpitalnego łóżeczka, posyłając mu uśmiechy.

Mogę jedynie domyślać się co czuł autor. Może kierowała nim nadzieja, że zachowa chwile trudne, potem wsadzi zdjęcia do szuflady i nigdy ich nie wyjmie. Może śmierć spowodowała, że otworzył tę szufladę.

Tylko się do tego odniosłem, bo czuję że na więcej nie mam siły... bo po obejrzeniu tej historii po prostu się rozpłakałem.
 

komisarz  Dołączył: 09 Maj 2011
SeizeThePicture napisał/a:
Tylko się do tego odniosłem, bo czuję że na więcej nie mam siły... bo po obejrzeniu tej historii po prostu się rozpłakałem.


Trochę wyrwane z kontekstu, przepraszam za to, ale jeszcze raz: bo TO jest PRAWDZIWA fotografia...
 

Tequila  Dołączyła: 12 Cze 2010
Tak na szybko, co by sprostować swoje uczucia: jak najbardziej popieram robienie tych zdjęć, bo zatrzymują nie tylko cenne ale i trudne chwile. Jednak ja osobiście nie publikowałabym i nie chciałabym by ktoś publikował mnie.
Dlaczego? Bo tu nie chodzi o to, że lubię oglądać jedynie ładne obrazki, tylko o fakt mojego osobistego podejścia do tematu. Taki mam charakter. Co innego goły cyc a co innego cierpienie. Inny poziom intymności.

Może i mam zamknięty umysł, ale mogę Was tylko podziwiać jeśli wystawilibyście do szerowania na fejsbuku swoją umierającą matkę/żonę i jeszcze bylibyście z tego dumni.
Ja po prostu nie umiem.
(Agresywnie to zabrzmiało ale proszę się nie dopatrywać agresji:))
 

jorge.martinez  Dołączył: 16 Maj 2007
Tequila napisał/a:
Może i mam zamknięty umysł, ale mogę Was tylko podziwiać jeśli wystawilibyście do szerowania na fejsbuku swoją umierającą matkę/żonę i jeszcze bylibyście z tego dumni.
Warto znać kontekst tego szerowania. Facet założył bloga, gdzie relacjonował proces walki jego żony ze śmiertelną chorobą. Z czasem walka była coraz bardziej nierówna, z drugiej strony bloga obserwowało coraz więcej ludzi, którzy im kibicowali oraz tych, którzy czerpali z ich walki inspirację.
 

technik219  Dołączył: 25 Sty 2009
Tequila napisał/a:
mogę Was tylko podziwiać jeśli wystawilibyście do szerowania na fejsbuku swoją umierającą matkę/żonę i jeszcze bylibyście z tego dumni.
Dlaczego poruszasz Facebooka? Czy "te" zdjęcia znalazłaś na FB?Nie, musiałaś się do nich dokopać. Przykład Facebooka jest w tym momencie i kontekście manipulacją i przegięciem. Ustaliliśmy na tym forum zgodnie, że ten portal służy do czego innego. Gdybyś zapytała, czy podobne zdjęcia wystawiłby ktoś z nas w galerii (takiej prawdziwej, gdzie zdjęcia wiszą na ścianach), to nie byłoby "przegięcie".
Jeśli już pytasz... Każdy artysta, obojętnie: malarz, fotograf a poeta i pisarz w szczególności) jest w większym lub mniejszym stopniu moralnym ekshibicjonistą. Stopień owego ekshibicjonizmu jest indywidualnie zróżnicowany i w odniesieniu do nas samych (jeśli oczywiście uważamy siebie za artystę) nie wiemy jak daleko zdolni jesteśmy obnażyć się przed publicznością, dopóki tego nie uczynimy. Nie pytaj więc czy ktokolwiek z nas byłby do tego zdolny, bo nikt na to nie odpowie tak, albo nie. Każdy inaczej przeżywa swój ból, traumę, rozpacz. Jeden jest w stanie wszystko zdusić w sobie i nie wyobraża sobie, by mógłby o tym mówić publicznie. Inny uważa, że jeśli nie oczyści się publicznie, to albo zwariuje, albo ze sobą skończy. Katharsis. Zapomniałem tego słowa.
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat
Historia wyniszczającej choroby bliskiej osoby w kilku fotografiach.





Exploding into Life (1986) opowiada o nieudanej walce towarzyszki Eugena Richardsa z rakiem.
 
Krzychoo  Dołączył: 13 Wrz 2006
Ależ się dyskusja zawiązała. To ja może zauważę, że nie ma możliwości, żebyśmy doszli w takim temacie do jakiegokolwiek wspólnego stanowiska. Można co najwyżej przestawić punkt widzenia. Jeden będzie robił zdjęcia, drugi nie. Ja bym takich fotek nie pokazywał obcym, ktoś inny jak najbardziej. Możemy co najwyżej zrobić ankietę i zobaczyć jaka wyjdzie śrenia/mediana.

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach