Cześć,
jako, że to już piąty miesiąc zabawy "Jeden Aparat", postanowiłem napisać parę słów o korpusie, którego od jakiegoś czasu używam na co dzień. Mowa tu o tytułowej Cosinie CT-1. Aparat mam u siebie już jakieś 5-6 lat i był niemal pewnym wyborem, gdy dobierałem sprzęt do całorocznego konkursu.
Dlaczego wybrałem akurat ten aparat? Ze względu na jego solidność i niezawodność. Sprawdzona, prosta konstrukcja, pancerna budowa i jasny, duży wizjer - to wystarczyło. by mnie przekonać do tego sprzętu. Nie bez znaczenia pozostało oczywiście to, że sprzęt ten korzysta z bagnetu K.
Cosina CT-1 to aparat bardzo prosty, bez żadnych wyszukanych bajerów. Dzięki temu jest w pełni mechaniczny, a do pracy nie potrzebuje baterii. Jedyne źródło prądu w aparacie, jakim jest pojedyncza pastylka LR44, uruchamia światłomierz, który oczywiście mierzy światło przez obiektyw aparatu. Do dyspozycji dostajemy niepowalający, ale użyteczny zakres czasów - od 1/1000s do 1s oraz czas "b". Wszystko to dostępne z koła nastaw znajdującego się na górnej pokrywie aparatu, wprost pod prawą ręką. Innymi słowy - klasycznie dla manualnych lustrzanek. Koło nastaw można swobodnie obracać o 360 st. Klik przy zmianie czasu jest mocno wyczuwalny i dość głośny. Aparat nie realizuje żadnej automatyki, czy to czasów czy przysłony.
Po przeciwnej stronie korpusu znajduje się tarcza z wyborem ISO (od 25 do 1600), która również chodzi z wyczuwalnym oporem i choć nie ma żądnej blokady - nie zdarzyło mi się aby kiedykolwiek sama mi się przestawiła. Aparat nie ma niestety możliwości ustawienia korekty ekspozycji, więc jeśli chcemy ją wprowadzić, pozostaje jedynie przekręcenie tarczy na pozycję innego ISO. Lub skorygowanie sobie w głowie, jak kto woli.
Światłomierz aparatu jest dość dokładny, nie zdarzyło mi się, aby zdjęcia naświetlane na niego były prześwietlone, lub niedoświetlone. Jednak wiadomo - negatywy mają dużą tolerancję, a slajdów tym aparatem nie robiłem. Wskazania światłomierza widoczne są w wizjerze w postaci wychylnej wskazówki po lewej stronie okienka. O ile fotografujemy w dzień, to rozwiązanie to sprawdza się dobrze, gdy jednak lewa strona kadru jest zaciemniona, wskazówki kompletnie nie widać, gdyż nie jest niczym podświetlana. Wychył wskazówki jest dość dokładny - nie ma tak, że pokazuje tylko trzy wartości (prawidłową ekspozycję, niedoświetlenie, prześwietlenie), ale nawet przy drobnych zmianach wychyla się nieco w górę, lub w dół.
Skoro już przy wizjerze jesteśmy - obraz jest duży, a matówka jasne. Ma się wrażenie spoglądania w mały telewizor. Nie jest to może wielkość Pentaksa ME Super, ale niewiele mu ustępuje. Matówka nie jest wyposażona w klin, za to na środku znajduje się mikroraster. Osobiście uważam, że jest on bardzo wygodny i nigdy nie miałem problemów z ustawieniem prawidłowej ostrości na zdjęciu.
Kolejnymi wartymi odnotowania rzeczami są: samowyzwalacz, który po uruchomieniu podnosi wstępnie lustro, eliminując tym samym drgania aparatu, w chwili wykonywania zdjęcia, przyjemny, dość miękki spust migawki z możliwością wkręcenia weń wężyka spustowego, czas synchronizacji z lampami błyskowymi na poziomie 1/125s, czy miejsce na tylnej ściance na włożenie notatek, czy kawałka pudełka po filmie, byśmy nie zapomnieli co mamy w środku. Dodatkowo, w tej małej przegródce na tylnej ściance znajduje się małą ściąga z przelicznikiem skali DIN na ASA.
Na samym początku, gdy zaczyna się robić zdjęcia tym aparatem, ciężką sprawą może okazać się przyzwyczajenie do dźwigni naciągu, która w chwili robienia zdjęcia musi być nieco odchylona, w przeciwnym razie blokuje spust migawki i wyłącza światłomierz. Ot taki niecodzienny wyłącznik aparatu, który czasem może doprowadzać do szału, gdy przypadkiem sobie dźwignię złożymy. Oczywiście z czasem przychodzi przyzwyczajenie, a sam pomysł nie wydaje się już taki zły.
Aparat oczywiście posiada automatyczny licznik zdjęć, który działa precyzyjnie. Sam transport filmu też jest w porządku - film naciąga się łatwo. Łatwe też jest zakładanie filmu - wystarczy końcówkę wsadzić w szczelinę na odbieralniku filmu i pociągnąć dźwignię naciągu. Walec z nawijanym filmem obraca się przeciwnie do kierunku naciągu, a wiec już po pierwszym przekręceniu nie ma szans, by film się odczepił. Zwijanie filmu odbywa się w sposób standardowy - należy nacisnąć przycisk na dole aparatu i korbką do zwijania filmu - a jakże! - zwinąć film. Ta sama korbka, po podciągnięciu do góry, otwiera tylną klapkę aparatu.
Coś jeszcze? Oczywiście - aparat nie ma podglądu GO, nie można do niego doczepić zewnętrznego gripa, a sam korpus nie jest wyposażony w żadną podpórkę pod palce. Ot klasyczna ergonomia prostych aparatów manualnych.
Mnie sprzęt ten przekonał niezawodnością, prostotą i brakiem konieczności zasilania. Konstrukcja Cosiny była bardzo popularna - na tyle, że firma ta robiła aparaty także dla innych graczy na rynku. Dość powiedzieć, że bliźniaczymi modelami są takie aparaty jak Canon T60, Nikon FE-10, czy Olympus OM-2000. Oczywiście aparatów Cosiny, brandowanych innym logo było znacznie więcej - Petri, Careny, Ricohy, nawet Yashica.
Kilka z elementów modelu CT-1, które można uznać za wady, zostało wyeliminowanych w kolejnych odsłonach tego aparatu. I tak Cosina CT-1a posiadała już wskaźnik światłomierza w postaci diod, Cosina CT1G posiadała podparcie dla palców w postaci małego gripa, a Cosina CT1 Super i CT1EX realizowały czas 1/2000s.
Aparat ma swoje wady i ograniczenia, ale lubię go i chętnie robię nim zdjęcia. Na koniec krótka lista zalet i wad:
ZALETY:
- prostota i niezawodność
- pełna mechanika, nie wymagająca do działania baterii
- solidna budowa
- duży, jasny wizjer
- dokładny światłomierz
- niewielkie wymiary
- metalowa, dokładna migawka
- wstępne podnoszenie lustra po uruchomieniu samowyzwalacza
- dobrze rozwiązany transport filmu, z łatwym i pewnym zakładaniem filmu
- jedyny słuszny bagnet K
- synchronizacja z lampami 1/125s
WADY:
- brak podparcia dla palców, przez co chwyt aparatu może być niewygodny (rozwizane w Cosinie CT1G i późniejszych)
- niewidoczna w niektórych warunkach wskazówka światłomierza w wizjerze (rozwiązane w Cosinie CT-1a)
- nieco mały zakres czasów, brakuje szczególnie 1/2000s (rozwiązane w Cosinie CT1Super i CT1EX)
- brak podglądu GO
- brak możliwości dopięcia zewnętrznego gripa
- brak w wizjerze klina (ale jest mikroraster)
- niewygodnie rozwiązane wyłączanie światłomierza i blokada spustu migawki
Dziękuje wszystkim tym, którzy tu dotarli, zachęcam do dzielenia się Waszymi opiniami na temat różnych sprzętów. Mam nadzieję, że moja recenzja komuś się na coś przyda
ja ze swojej strony aparat mogę polecić, choć trzeba mieć świadomość jego ograniczeń (wynikłych głownie z prostoty samej konstrukcji).
Jeśli będziecie zainteresowani, mogę czasem napisać recenzję jakiegoś sprzętu, głównie film trzecich, bo o Pentaksach to tu chyba wszystko już jest
Pozdrawiam!