jurand  Dołączył: 06 Cze 2010
Cytat
jurand79, wylinka wyjszła? :mrgreen:

Wyjszła, wyjszła :lol:
Dopóki była jeszcze odrobinę wilgotna to dała się w miarę ułożyć. Teraz jest ładnie przysuszona i pięknie się prezentuje :mrgreen:
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
Przepraszam za wykopki, ale może kogoś to zainteresuje. Oto MF, aka Houdini (imię bardzo tymczasowe), młodziutki pyton królewski (Python regius):

Jest niemal na pewno dziewczynką, choć istnieje niewielka szansa, że to chłopczyk - nie sprawdzałem, bo to nieprzyjemny proces dla węża. Mama maleństwa trafiła do mojej hodowli 10 lat temu, jako paromiesięczny wężyk, pięknie urosła (ma nieco poniżej dwóch metrów i jakieś 3,5 kilo wagi) i mieszkała sobie w przestronnym, wygodnym terrarium, za dnia będąc najmilszym zwierzakiem na świecie, w nocy zmieniając się w krwiożerczego potwora - poniżej moja ręka chwilę po spotkaniu z nią w momencie, gdy już włączył jej się wieczorny instynkt łowiecki:


Tak czy inaczej, moja pytonica była skazana na samotność (którą zresztą węże bardzo sobie cenią), jako że zdecydowałem nie sprawiać jej samca, bo choć w młodości mnożyłem wiele gadów, dziś nie mam na to czasu. Jakież tedy było moje zdziwienie, gdy 28 lipca, po powrocie z pracy znalazłem ją owiniętą wokół siedmiu jajek, które inkubowała i których broniła dość zaciekle - pytony i kilka innych dusicieli to jedne z niewielu węży, które opiekują się złożonymi jajami:


Jajka zabrałem z terrarium - trzy okazały się niedorozwinięte jeszcze w ciele matki (hodowcy nazywają je 'slugs'), cztery trafiły do inkubatora. Z tych czterech, trzy zamarły na rożnych etapach rozwoju zarodków, co jest normalne - ponieważ moja samica złożyła jajka powstałe w wyniku procesu partenogenezy, bez udziału samca, prawdopodobieństwo różnych wad rozwojowych zarodków było dość wysokie, sporo wyższe, niż w normalnym zniesieniu, gdy dochodzi do zapłodnienia.
Tak czy inaczej, 29 września wykluło się małe wężątko, doskonale uformowane i bardzo silne - w przypadku zniesień partenogenetycznych jest dość prawdopodobne, że nawet maluchy, które przetrwają okres inkubacji będą miały różne wady rozwojowe.


Wydaje się jednak, ze w przypadku Houdiniego (Houdinki?) wszystko jest okay. Maluch wyliniał po dwóch tygodniach a potem - choć nie bez pewnych oporów (pytony królewskie znane są z grymaszenia jeśli idzie o jedzenie), zaczął jeść mysie noworodki, w tej chwili raz w tygodniu zjada dwa. Rośnie i przybiera na wadze, za chwilę spodziewam się drugiej wylinki.
Najciekawsze w tej historii jest oczywiście to, że maluch nie ma ojca w sensie biologicznym. Ten fenomen - partenogeneza - występuje wśród gadów sporadycznie, potwierdzono to u kilku gatunków, od waranów z Komodo, przez niektóre agamy, po pytony królewskie. Jednak w każdym przypadku jest to zjawisko niezwykle rzadkie, dość powiedzieć, że mój serdeczny przyjaciel, który jest profesjonalistą (z wykształcenia zoolog, specjalista od gadów właśnie), hodował i mnożył dziesiątki, jeśli nie setki gatunków, w tym niektóre niezwykle rzadkie i problematyczne, pracował dla instytucji badawczych i ogrodów zoologicznych a także zjeździł cały świat badając gady w ich naturalnym środowisku - nigdy nie spotkał się z partenogenezą u jakiegokolwiek węża i zna ją tylko z publikacji naukowych. Nie muszę dodawać, że gdy usłyszał o moim zwierzaku to go lekko krew zalała? :evilsmile:
A dlaczego Houdini (tudzież MF, co jest skrótem od pewnego angielskiego zwrotu, często używanego przez amerykańskich raperów w stosunku do osób, których nie lubią...)? Owoż paskuda już dwa razy nawiała: raz, zaraz po urodzeniu jakoś magicznie opuścił pojemnik, w którym się wylągł i znalazłem go (ją?) w inkubatorze - do dziś nie wiem jak, pojemnik znalazłem... zamknięty. Drugim razem zniknął z plastikowego terrarium, w którym czekał na pierwszą wylinkę, w nocy zaraz po owej wylince. Znowu, rano pojemnik był zamknięty, a że stał w pomieszczeniu - rupieciarni (za to ze stałą, odpowiednio wysoką temperaturą), to z dzieciakami musieliśmy przewalić tonę różnych szpejów, żeby cholerę znaleźć zwiniętą gdzieś na podłodze... Pojemnik był zamykany pokrywą od góry, jakoś się cholera przecisnęła. Teraz mieszka we wprawdzie niewielkim, ale 'pełnoprawnym' terrarium z drzwiczkami zamykanymi na zamek - jak dotąd nie uciekł(a), ale ciągle próbuje...
 

0bleblak  Dołączyła: 15 Cze 2011
Apas, cudne zwierzątko 😍 !!
 

Kerebron  Dołączył: 10 Mar 2016
Nie Mada Faka, tylko Mata Hari! Czyli "o Holender(ka)!". I jeszcze z "Seksmisją" w tle, na dodatek. :-P
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
0bleblak, dziękuję. Muszę przyznać, ze choć w przeszłości mnożyłem węże, jaszczurki i całą masę ryb, w tym także takich bardzo trudnych do rozmnożenia i o ciekawej biologii rozrodu, to obserwacja procesu tak niezwykłych narodzin tego malucha była niezwykle intrygująca i sprawiła mi masę frajdy. Trochę żałuję, że przeżył tylko jeden zarodek - z drugiej strony ciszę się, że wszystko wskazuje na to, iż jest to zdrowy, silny i prawidłowo ukształtowany mały pyton, który zostanie w naszej kolekcji...
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
Kerebron, No jednak 'mada faka', bo jak zobaczyłem zamknięte terrarium bez węża w środku - to sążnista 'mada faka' było jedynym, co zdołałem z siebie wyrzucić... :mrgreen:
 

koralik  Dołączyła: 16 Sty 2009
Piękne :mrgreen: ja szczerze trochę się ich boję bo jednak jest to zwierzątko które nie bardzo można głaskać i nie wiedzie że mną chętnie na fotelu :evilsmile: natomiast podoba mi się bardzo. Mój sąsiad choruje chyba też pytony ale jego są takie żółto turkusowe i troche zielone i niebieskie. Kolory piękne. Podobno mocno agresywne :mrgreen:
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
koralik napisał/a:
Piękne :mrgreen: ja szczerze trochę się ich boję bo jednak jest to zwierzątko które nie bardzo można głaskać i nie wiedzie że mną chętnie na fotelu :evilsmile: natomiast podoba mi się bardzo. Mój sąsiad choruje chyba też pytony ale jego są takie żółto turkusowe i troche zielone i niebieskie. Kolory piękne. Podobno mocno agresywne :mrgreen:

Pytony to generalnie duże i silne gady, do grupy tej należą największe węże świata. Pyton siatkowany (Malayopython reticulatus) regularnie przekracza 6 metrów długości, nierzadko notowano osobniki liczące ponad siedem metrów, a znane są jeszcze dłuższe okazy o wadze ponad 100 kilogramów - i jest to 100 kilogramów mięśni zakończonych potężnym pyskiem z garniturem zakrzywionych i ostrych zębów... Jest to jeden z niewielu węży, w przypadku których istnieją udokumentowane i potwierdzone przypadki nie tylko zabicia przez nie ludzi, ale także - ich pożarcia. Przy tym zdarzało się to nie tylko w ich naturalnym środowisku, gdzie ofiarami padali farmerzy, osoby pracujące w ogrodach czy szukające schronienia przed deszczem pod drzewem w dżungli, ale także ludzie hodujący je w domu oraz członkowie ich rodzin, w tym dzieci, niestety... Z opisu zwierząt hodowanych przez Twojego sąsiada wynika, ze mogą to być właśnie pytony siatkowane, choć musiałbym zobaczyć zdjęcie, by prawidłowo określić gatunek...
Osobiście mam około 40 lat doświadczenia jako terrarysta, miałem okazję być bardzo blisko zarówno wielkich dusicieli, jak i gatunków jadowitych, jak grzechotnik diamentowy, kobra królewska czy żmija gabońska, i choć mam sporo umiejętności, także w odczytywaniu zachowania zwierząt, oraz doświadczenia w obchodzeniu się z nimi- osobiście nigdy bym dużego pytona czy jakiegokolwiek 'jadusa' w domu nie trzymał. Moja pytonica - mama Houdiniego - to pyton królewski, jeden z najmniejszych gatunków, który bardzo rzadko osiąga dwa metry długości. Jest to przy tym gatunek łagodny i bojaźliwy, zamiast atakować w sytuacji zagrożenia woli się zwinąć w kulkę, chowając głowę w splotach własnego ciała. To, że zdarza się jej zaatakować moją rękę wynika z prostego faktu, że jest nauczona dostawać pokarm w nocy, więc gdy jest głodna, albo podrażniona choćby przed wylinką i po zmierzchu wyczuje ruch jakiegoś ciepłego obiektu w pobliżu (pytony dość słabo widzą, ale mają sensory termiczne na pysku) - to atakuje. Niestety, czasem bywa, że muszę zrobić coś w terrarium po zmroku - na przykład nawilżyć mech na podłożu po późnym powrocie z pracy - i wtedy celem może być moja ręka. Z reguły potrafię przewidzieć atak i w porę się wycofać, ale kilka razy to ona była szybsza :-)
Tak czy inaczej za dnia, gdy nigdy ne była karmiona, moja pytonica to uosobienie spokoju, jak zresztą zdecydowana większość pytonów królewskich. Nie znaczy to, że należy ją brać na kolana jak psa czy kota - najlepszym dla każdego gada miejscem jest jego terrarium. gdzie ma zapewnione idealne warunki pod względem temperatury, wilgotności, podłoża czy promieniowania UV. Pamiętając o tym - możesz się na pytona królewskiego zdecydować, choć raczej odradzałbym ten gatunek całkiem na początek, bo pomimo łatwej dostępności (w Stanach są całe farmy produkujące niezliczone odmiany barwne tego gatunku, w Europie też można kupić niezwykłe mutacje pod względem koloru i deseniu), jest to jednak gatunek czasem wymagający: zdarza się im odmawiać jedzenia, czasem przez kilka miesięcy, co zwłaszcza w przypadku młodych węży może je doprowadzić dosłownie do zagłodzenia się na śmierć o ile hodowca nie wie, jak sobie z tym problemem poradzić, są też wrażliwe na niewłaściwe warunki w terrarium, miewają kłopoty z wylinką. Zamiast tego na początek można wybrać coś z połozowatych: połoza zbożowego, także dostępnego w setkach niewiarygodnych wręcz odmian barwnych (choć - IMHO - wersja 'naturalna' jest przepiękna), węże mahoniowe, które łatwo rozmnożyć jeśli ma się parę, czy tzw. 'pseudokoralówki' z rodzaju Lampropeltis - tylko z nimi trzeba uważać, bo lubią zjadać inne węże i znam przypadki, gdy niedoświadczony hodowca 'na chwilę' wpuścił do terrarium dwie sztuki i po godzinie miał jedną, za to najedzoną... A pytony? Poza królewskim jest jeszcze kilka niewielkich i łagodnych gatunków, głownie z Australii, ale są one trudno dostępne i raczej drogie. Duże pytony, jak siatkowany, birmański, tygrysi, skalny etc - to zdecydowanie NIE JEST hobby dla początkujących. To zwierzęta bardzo silne, potężne, agresywne i niebezpieczne. 'Nieporozumienie' które w przypadku mojej pytonicy oznacza kilkanaście drobnych ran na dłoni, które wystarczy porządnie zdezynfekować, w przypadku sześciometrowego pytona siatkowanego może oznaczać konieczność założenia kilkudziesięciu szwów, lub nawet śmierć człowieka. Za takie zachowanie nie można zresztą winić węża - duże dusiciele (i większość węży, generalnie) to tzw. ambush predatos, które czekają dniami, czasem tygodniami aż w pobliżu pojawi się ofiara i wtedy instynktownie atakują, robią to też gdy czują się zagrożone, bo słabo u nich z możliwością ucieczki. Gatunki typowo nadrzewne, jak choćby przepiękne Chondropython viridis, atakują jeszcze szybciej i bez ostrzeżenia, bo w naturze ich ofiarą często są ptaki, wiec szanse na udany atak mają jeszcze mniejsze i reagują naprawdę błyskawicznie.
 

Jakaranda  Dołączyła: 28 Maj 2013
Apas - bardzo ciekawe rzeczy piszesz. Aż przerwałam swoje zajęcie i weszłam na YT. Sporo filmików nt hodowli węży.
koralik - giełdy terrarystyczno-akwarystyczne odbywają się co jakiś czas w Chorzowie. Ostatnia była miesiąc temu. Jak jesteś zainteresowana obejrzeniem na żywo to warto śledzić na fb kanał organizatora - Witolda Plucika. Na YT też ma swój kanał.
Piękne umaszczone te stworzenia, mnóstwo nowych, ciekawych informacji. Bawić się w to nie zamierzam ale chętnie i poczytam, i pooglądam, więc Apas podziel się co jakiś czas informacjami jak mała wężyca się rozwija :-) .
Raz się nawet zapędziłam na taką giełdę, gdy jeszcze były w Świętochłowicach, ale nie miałam gdzie zaparkować i zrezygnowałam.
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
Jakaranda, z filmikami na YT - przynajmniej sporą częścią z nich - mam niejaki problem. Nie to, żebym był ALFEM i omegą :mrgreen: , nie mam nawet wykształcenia przyrodniczego, ale wychował mnie dziadek - leśnik (nie mylić z myśliwym), który zaszczepił we mnie zainteresowanie światem zwierząt, a potem miałem szczęście spotykać na swej drodze wybitnych fachowców, którzy zamiłowanie do akwarystyki i terrarystyki łączyli z gruntownym wykształceniem w naukach biologicznych i - nierzadko - pracą naukową na tej niwie. Mając w głowie wiedzę, którą mi przekazali i własne, dość spore doświadczenia - czasem zwyczajnie nie jestem w stanie w spokoju słuchać tego, co 'fachowcy - youtoberzy' mówią na swoich kanałach. Żeby była jasność - są wśród nich wybitni hodowcy, ale często łączą to z byciem biznesmenami, handlarzami, którym głównym celem jest 'wyprodukowanie' nowej odmiany barwnej (często przez chów wsobny, czyli kojarzenie spokrewnionych osobników, nierzadko rodziców z dziećmi) i sprzedanie jak największej liczby zwierząt. Gdy widzę gościa, który słodziutko zachwala świeżo wyklutego pytona siatkowanego w nowej odmianie barwnej, to oczami wyobraźni widzę jakiegoś dzieciaka, który za kilka lat zamiast siedemdziesięciocentymetrowego słodziaka będzie miał w domu potencjalnie agresywnego, kilkumetrowego węża i albo będzie mu pozwalał pełzać po całym domu, bo przecież ' jest oswojony', albo wywiezie gdzieś na bagna Florydy i wypuści, bo przecież 'będzie mu tam dobrze'. Jakiś czas temu natrafiłem na filmik, gdzie taki właśnie hodowca trzymał w gołych rękach dość agresywnego węża z gatunku Boiga dendrophilla, który co chwilę próbował go ugryźć. Pan zachwalał piękno węża (rzeczywiście, jest przecudny) zapowiadając, że za kilka miesięcy będzie miał młode w sprzedaży i dodając, ze jest to gatunek 'lekko jadowity', ale całkowicie nieszkodliwy... Tymczasem jad tego gatunku jest najprawdopodobniej bardzo silny, ale że Boiga należy do grupy gadów z uzębieniem tzw. opisthoglypha, czyli z niewielkimi zębami jadowymi umieszczonymi z tyłu kości szczęki, głęboko w pysku (u mamb, kobr, żmij czy grzechotników zęby jadowe starczą z samego przodu szczęki) co sprawia, że przy większości ugryzień jad nie jest aplikowany do rany, a jeśli już - to w bardzo niewielkiej ilości, raczej wymieszany ze śliną, powodując obrzęki i swędzenie, ewentualnie lekki ból i nic więcej. Nie oznacza to jednak, że jeśli wąż ten zdoła ugryźć, powiedzmy, małe dziecko na tyle głęboko chwytając rękę czy nogę, że zęby jadowe zdołają się wbić a czysty jad zostanie wstrzyknięty do rany - nie doprowadzi to do śmierci ofiary ataku...
Zatem tak, można na YT pooglądać piękne zwierzęta, posłuchać ciekawostek ( z zastrzeżeniem, że nie wszyscy znają się dokładnie na tym, o czym próbują mówić), poszukać inspiracji do zbudowania zapierającego dech w piersiach terrarium będącego imitacją naturalnego biotopu i wspaniałą ozdobą mieszkania, douczyć się o dostępnym sprzęcie etc - ale przed zakupem pierwszego zwierzaka naprawdę radzę normalnie, staroświecko... poczytać, najlepiej książki czy fachowe magazyny (nie wiem, czy wychodzą jakieś po polsku - kiedyś coś było - ale po niemiecku i angielsku jest sporo). Teksty tam zamieszczane z reguły są recenzowane a zamieszczane informacje - jakoś weryfikowane przez redakcje.
Na zachętę - inny z moich zwierzaków, przepięknie ubarwiony połoz mandaryński, okaz z populacji w lasach bambusowych prowincji Sychuan wChinach:
 

koralik  Dołączyła: 16 Sty 2009
https://photos.app.goo.gl/ZPtoUunYz8oBocJq9
Mój sąsiad ma takie. Ten mi się.podoba najbardziej:)
Kiedyś jak z nim rozmawiałam to mówił że to mocno agresywny gatunek.
Ja nie mam zapędów do posiadania takiego zwierzaka, natomiast z dużą przyjemnością o nich słucham :mrgreen: i z dużym zainteresowaniem czytałam to co napisałeś :mrgreen:
Chce więcej historii o wężach i zdjęć też również :mrgreen:
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
koralik napisał/a:
https://photos.app.goo.gl/ZPtoUunYz8oBocJq9
Mój sąsiad ma takie. Ten mi się.podoba najbardziej:)
Kiedyś jak z nim rozmawiałam to mówił że to mocno agresywny gatunek.
Ja nie mam zapędów do posiadania takiego zwierzaka, natomiast z dużą przyjemnością o nich słucham :mrgreen: i z dużym zainteresowaniem czytałam to co napisałeś :mrgreen:
Chce więcej historii o wężach i zdjęć też również :mrgreen:

Na zdjęciu jest Chondropython viridis, jeden z najpiękniejszych dusicieli, gatunek typowo nadrzewny. Jak wszystkie węże żyjące w koronach drzew - jest bardzo agresywny, przy czym nie jest to agresja wynikająca z 'nienawiści' do człowieka, tylko raczej wykształcony w toku ewolucji bardzo niski poziom bodźca niezbędnego do wyzwolenia reakcji ataku. Potencjalne ofiary żyjące w koronach drzew mają o wiele większą możliwość ucieczki niż te na ziemi, gdzie polują inne pytony: ptak może odlecieć, drobny ssak - przeskoczyć na inną gałąź, więc wąż reaguje błyskawicznie na każdy ruch w pobliżu. Dotyczy to wszystkich gatunków nadrzewnych dusicieli, jest przystosowaniem do specyficznych warunków środowiska.
Z drugiej strony Chondropython viridis to stosunkowo nieduży, i nie bardzo masywny wąż, więc o ile można być dość często przez niego ugryzionym, prawdopodobieństwo, że będzie nas próbował udusić jest znikome, a nawet jeśli - to dorosły człowiek spokojnie sobie z nim poradzi. Ugryzienia mogą łatwo ulec infekcji, mogą być niebezpieczne, jeśli wąż trafi w okolice twarzy, więc pracując z tym gatunkiem trzeba zachować ostrożność, doświadczeni hodowcy zalecają użycie specjalnych haków, takich samych, jakie stosuje się przy gatunkach jadowitych, ale osobiście dbałem zawsze o to, by w terrarium z nimi była imitacja konaru, którą można było osobno wyjąć i węża razem z nią, trzymając daleko od ciała - one mają tak silną potrzebę bycia 'nawiniętymi' na konar, że przy odpowiednim doświadczeniu i zachowaniu ostrożności, można w ten sposób zwierzaka przenosić na czas obsługi pomieszczenia, będąc przy tym poza jego zasięgiem 'rażenia'. Jest to przy tym gatunek nocny, więc warto przy nim pracować za dnia, gdy... śpi. Bywa wtedy mniej skory do atakowania wszystkiego, co się rusza.
 

Jakaranda  Dołączyła: 28 Maj 2013
Podobnie jak koralik - nie mam zapędów do posiadania takiego zwierzaka ale chętnie poczytam, obejrzę zdjęcia. Apas - jak znajdziesz czas to wstawiaj zdjęcia i informacje o zwierzęciu, które jest na obrazku. Już masz dwie czytelniczki :-) . Może nawet, zachęcona zdjęciami, wybiorę się do zoo, bo już dawno nie byłam.
 

koralik  Dołączyła: 16 Sty 2009
Apas, on tych weży miał tak sporo a kolory były przepiękne :mrgreen: (kobieta wiadomo zwraca uwagę na kolory). Jego małżonka natomiast hoduje bulteriery :mrgreen:
Ja też bym chciała więcej zdjęć i więcej historii :evilsmile:
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
koralik, Jakaranda, dziękuję, cieszę się, ze udało mi się napisać coś, co Was zainteresowało. Wracając do zwierzaków trzymanych przez sąsiada i ich kolorów - dorosłe Chondropython viridis (choć w zasadzie poprawna nazwa naukowa obecnie dla tego gatunku to Morelia viridis - ja z przyzwyczajenia używam starej...) są rzeczywiście piękne, soczyście zielone z drobnym wzorem jaśniejszych plam, ale młodociane osobniki od wyklucia z jaja do mniej-wiecej końca pierwszego roku życia - to istne perełki. Większość jest jaskrawo żółta z drobnym białym wzorem, ale są też osobniki jaskrawo-czerwone, czerwono-brązowe, czekoladowe, pomarańczowe a nawet... purpurowe, turkusowo-niebieskie czy prawie czarne.... Przy określonej wielkości, która odpowiada mniej więcej rocznemu wężowi rosnącemu w dobrych warunkach, w ciągu dosłownie 8 - 10 dni wąż zmienia diametralnie kolor na zieleń charakterystyczną dla osobników dorosłych, nierzadko przypominając w czasie owej zmiany jakiś abstrakcyjny obraz wykonany przez nałożenie na siebie setek różnokolorowych kropek... Jest to tak zwana ortogenetyczna zmiana barwy i jest procesem nieodwracalnym. Naukowe wytłumaczenie tego fenomenu jest takie, że młodocianym gadom opłaca się jaskrawe i wyzywające ubarwienie, bo w świecie zwierząt oznacza ono często: 'uważaj, jestem jadowity/niebezpieczny, bo przecież inaczej tak bym się w oczy nie rzucał' i pozwala uniknąć ataku wielu drapieżników, gdy wąż jest mały i stosunkowo bezbronny. Gdy jednak podrośnie i jego ostro uzębiona paszcza stanie się na tyle duża, ze może boleśnie zranić nawet większego drapieżnika, zwierzęciu zaczyna się 'opłacać' zdolność wtopienia w otoczenie, by skuteczniej polować, a że naturalnym otoczeniem dla tego gatunku są wiecznie zielone korony lasu deszczowego - stąd zieleń... W naturze sporadycznie zdarzają się osobniki, które nie zmieniają koloru wchodząc w dorosłość, albo zmiana jest tylko minimalna. W hodowli, poprzez dobieranie w pary osobników o odpowiednich genach recesywnych kodujących tę 'anomalię' udało się uzyskać odmiany barwne o trwałym ubarwieniu innym, niż zielone, ale z reguły nie jest ono tak jaskrawe, jak u osobników młodych, tylko bardziej 'przygaszone' - także nie wszystkie kolory obserwowane u młodych udaje się 'zatrzymać' o zwierząt dorosłych
Zwierzęta, o których tu mówimy żyją w południwo-wschodniej Azji (Papua, Indonezja), a także w Australii. Ciekawostką jest fakt, że bardzo daleko od nich, w Ameryce południowej żyje bardzo podobny wąż, choć nawet nie blisko spokrewniony. Jest to Corallus caninus, czyli emerald tree boa po angielsku, a wąż psiogłowy po polsku. Dla fachowca różnice między oboma gatunkami są oczywiste, ale na pierwszy rzut oka osoby niedoświadczonej - trudno je odróżnić. Boa jest też zielony, z białym wzorem (ale większym i wyraźniejszym, niż u pytona, choć spotyka się osobniki nieco odmienne, z mniejszymi białymi plamami), jest też większy i masywniejszy, o bardziej kwadratowej głowie, kształtem zbliżonej do głowy... psa (stąd polska nazwa), ma także więcej i większe sensory termiczne na szczękach, zarówno górnej jak i dolnej (pyton ma tylko jeden rząd). Boa jest także gatunkiem żyworodnym (a ściślej - jajożyworodnym, co oznacza, ze samica inkubuje jaja wewnątrz swojego organizmu, dokładniej w jajowodach, a gdy młode się wykluwają - są wydalane na zewnątrz, co wygląda, jakby się 'rodziły'), podczas gdy pyton składa jaja i je inkubuje w splotach swojego ciała. Ostatnią ważną różnicą są zęby - boa ma największe zęby wśród węży niejadowitych, bo u dużych osobników przednie zęby mogą osiągać 5 cm i są naprawdę piekielnie ostre - ukąszenie tego gatunku to jest coś, czego nie życzę najgorszemu wrogowi, szycie jest w zasadzie nieuniknione, a ukąszenie w twarz może oszpecić na całe życie i czasem pozbawić wzroku...
Jednak są też zaskakujące podobieństwa. Oba gatunki są zielone, oba żyją w konarach drzew, oba też odpoczywając lub czekając na potencjalną ofiarę układają swoje ciała na konarach IDENTYCZNIE - po dwa 'zwoje' po obu stronach głowy, która spoczywa w środku. Jak na węże nadrzewne przystało - oba są równie agresywne i skore do kąsania, przy czym atak boa jest o wiele, wiele gorszy.
 

Jakaranda  Dołączyła: 28 Maj 2013
Bardzo to jest ciekawe ale dla mnie też straszne. Całe szczęście, że jest ten covid, bo niektórzy z rodziny siedzą w domu a nie włóczą się pod drzewami, na których siedzą węże i tylko czekają, żeby spaść na ofiarę. Jeszcze jedno zagrożenie, o którym nie miałam pojęcia. Tym bardziej rozwijaj temat, bo jeszcze się czegoś więcej dowiem.
 

koralik  Dołączyła: 16 Sty 2009
Apas, faktycznie ubarwienie mają piękne :mrgreen:
W moim regionie mamy bardzo dużo żmiji zygzakowatej. Do tego stopnia że latem jak wchodzisz do su to co chwilę uciekają spod nóg. Rocznie mamy kilka ukąszeń. Parokrotnie miałam taki okaz na swoim podwórku :roll:
Choć w tym roku populacja nam się.mocnonuszczupliła, może to być spowodowane błotnikami stawowymi które u nas zamieszkały ;)
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
Jakaranda napisał/a:
Bardzo to jest ciekawe ale dla mnie też straszne. Całe szczęście, że jest ten covid, bo niektórzy z rodziny siedzą w domu a nie włóczą się pod drzewami, na których siedzą węże i tylko czekają, żeby spaść na ofiarę. Jeszcze jedno zagrożenie, o którym nie miałam pojęcia. Tym bardziej rozwijaj temat, bo jeszcze się czegoś więcej dowiem.

Bez przesady - większość zwierząt, także tych potencjalnie niebezpiecznych, nie wchodzi w interakcje z ludźmi. Nie wiem, na ile jesteś aktywna i czy mieszkasz w 'wężowej' okolicy, ale zapewne w życiu wielokrotnie byłaś tuż obok zaskrońca czy nawet żmii zygzakowatej i nawet o tym nie wiesz. Zapewne nie raz lisek czy sowa przyglądali ci się z całkiem bliska, a ty nawet nie zdawałaś sobie z tego sprawy. Ja mam oczy 'wytrenowane' do przyrody i z łatwością dostrzegam zwierzęta, ale całkiem niedawno spacerując po Parku Narodowym Killarney w hrabstwie Kerry w Irlandii z rozbawieniem patrzyłem na ludzi, którzy przechodzi kilka metrów od dorodnej łani jelenia szlachetnego, którą ja akurat fotografowałem, absolutnie jej nie dostrzegając pomimo jej rudo-czerwonej sierści! Zresztą - mnie też nie widzieli: spotkałem tam znajomych z pracy i gdy w poniedziałek w biurze pokazałem im ich portrety zrobione obiektywem 200/2,8 z odległości może sześciu metrów nie mogli uwierzyć, że byłem tak blisko a oni mnie nie widzieli (nie odezwałem się do nich, bo nie chciałem płoszyć łani...) :-)
Podobnie jest w tropikach - spacerując po dżungli w dzień wiele osób jest... rozczarowanych, bo naokoło tylko zieleń i nieciekawie pachnące błoto, a ze zwierząt da się odczuć jedynie obecność owadów i pijawek, usiłujących wyssać z ciebie całą krew, choć tak naprawdę życie jest tam wszędzie wokół, ale woli się przed nami ukrywać. Owszem, na świecie 'z rąk' jadowitych węży, wielkich dusicieli, kotów etc giną corocznie zapewne setki ludzi, ale to głównie z tego powodu, ze jesteśmy intruzami w ich środowisku i bywamy postrzegani jako zagrożenie, bo leziemy jak ślepcy prosto na zwierzaka. Bardzo niewiele zwierząt widzi w nas potencjalny posiłek - nawet wielkie rekiny atakują surferów bo mylą ich deski z kształtem foki. Największe pytony czy anakondy czasem zjadają ludzi nie dlatego, że są ludojadami, tylko z prostego powodu że dziwna, spora i dwunożna małpa znalazła się w odległości umożliwiającej skuteczny atak gdzieś w pobliżu kryjówki głodnego, wysoko wyspecjalizowanego drapieżnika. Nie demonizujmy przyrody bo ona kieruje się wprawdzie czasem brutalnymi, ale prostymi i niezmiennymi prawami i to nie jest jej 'wina', ze my ich często zwyczajnie nie rozumiemy...
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
koralik, Wiele lat temu jeździliśmy z moją ówczesna dziewczyną (a od wielu już lat żoną) oraz naszymi przyjaciółmi latem pod namioty do pewnej miejscowości na Dolnym Śląsku i tam miałem 'zaprzyjaźnioną' samicę żmii: wylegiwała się w trawie zawsze w tym samym miejscu, można było do niej spokojnie podejść i usiąść tuż obok, a nawet dotknąć delikatnie grzbietu. Piękne zwierzę, odwiedzałem ją przez kilka dobrych lat...
A co do populacji żmijki w Twoim regionie - gniazdujące błotniaki raczej nie powinny jej przetrzebić bezpośrednio, już raczej mogą wpłynąć na dostępność pokarmu, polując na drobne gryzonie i płazy. Błotniaki polują głownie 'na słuch', jak sowy, więc mało ruchliwe i raczej bezszelestne żmije w większości im umykają, choć zapewne czasem jakaś da się złapać. Sądzę, że bardziej prawdopodobny był jakiś splot kilku czynników, które zmniejszyły populację zwierząt karmowych w ubiegłych latach, wpływając na przeżywalność młodych żmij i tym samym mniejszą populację obecnie - błotniaki mogły być jednym z owych czynników. Jednak jeśli nie występuje jakiś pozabiologiczny wpływ na równowagę w siedlisku, to za jakiś czas populacja żmii znowu 'eksploduje'.
 

Apas  Dołączył: 26 Sty 2007
Mały update (z Pentaksem w tle):


Houdinka ma 9 miesięcy, bardzo ładnie rośnie, potrafi już zjeść dorosłą mysz. Ponieważ na początku jeść nie chciała wcale i musiałem stosować tzw. karmienie wspomagane, co wiązało się z częstym braniem malucha na ręce - dziś ona wprost uwielbia moje towarzystwo. Do tego stopnia, ze NIGDY nie zaobserwowałem u niej naturalnej postawy obronnej tego gatunku, która polega na zwinięciu ciała w ciasny kłębek o kształcie kuli z głową schowaną w środku (stąd angielska nazwa 'ball python', czyli 'pyton piłka'). Jej mama, mimo że mam ją od maleńkości, wciąż zwija się w kulkę gdy ją wyciągam z terrarium (lub raczej w kulę, biorąc pod uwagę jej rozmiar), ale ona była brana na ręce jedynie wtedy, gdy było to niezbędne, przy jakichś zabiegach czy czyszczeniu terrarium, bo jadła sama od początku.

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach