Statyw K&F Concept Traveller M1 dotarł. Kilka informacji o pierwszych wrażeniach, może komuś się przyda:
Plusy:
+ statyw jest naprawdę mocny i stabilny, wzbudza zaufanie
+ statyw ma naprawdę ładny i unikalny wygląd
+ statyw jest naprawdę ergonomiczny po złożeniu
+ do statywu dołączony jest naprawdę solidny pokrowiec, choć idea projektowa chyba jest taka, aby pakować go w byle co, czyli główny bagaż
Neutrale:
* statyw jest ciężki, niby jakieś 2kg, ale to jest naprawdę dużo do niecelowych wyjść fotograficznych; ponieważ cecha ta warunkuje stabilność, uznaję to za właściwość neutralną
* górna część głowicy wykonana jest z materiału trudnego do zidentyfikowania przeze mnie bez zarysowania (czego nie chcę robić); albo to jest plastik, albo jakiś lekki stop, prawdopodobnie magnez; stawiam, że
bliżej temu do magnezu; ponieważ nie ma pewności, jest neutral
* tzw. krzyżak jak i górna część blokady nóg wykonana jest z materiału trudnego do zidentyfikowania przeze mnie bez zarysowania (czego nie chcę robić); albo to jest plastik, albo jakiś lekki stop, prawdopodobnie magnez; stawiam, że
bliżej temu do plastiku; ponieważ nie ma pewności, jest neutral; to samo dotyczy złączki do przykręcania do aparatu oraz motylka blokady kuli.
Minusy:
- dolna część blokady nóg z plastiku; jest to przeważnie standard w statywach, ale tutaj nie wzbudza to zaufania; jak to klęknie, to naprawa będzie bardzo trudna albo niemożliwa
- motylek blokady kolumny z plastiku; jak się złamie, to naprawa nie będzie problemem, ale jednak
- haczyk dociążający kolumnę jest z plastiku i jest prawie pewne, że prędzej, czy później się to złamie, jeżeli będzie to używane
PODSUMOWANIE:
Za „zagraniczną” cenę (494PLN) jestem zadowolony, a nawet bardzo zadowolony. Za polską cenę (750PLN) byłbym lekko rozczarowany. Nie chcę się mądrzyć bo nie wiem, co tam w kosztach technologii produkcji u producenta jest kluczowe (bo na pewno nie chodzi o koszty materiałowe), ale gdyby wszystkie elementy plastikowe były wykonane z solidnego metalu, dodano by jakąś lepszą solidniejszą głowicę, to nawet gdyby podniesiono „zagraniczną” cenę o 50%, statyw ten zawojowałby rynek. I wtedy producent mógłby zrezygnować nawet z tego pokrowca.
Znacznie ciekawiej robi się ze sposobem dostawy. Jest to kompletna porażka logistyczno- informacyjna:
1. Krótko po uregulowaniu płatności informacja od sprzedawcy, że status zamówienia został zmieniony na wysłane. Podano tracking number, czyli numer przesyłki, operator DHL oraz link do śledzenia przesyłki.
2. Pod tym linkiem, oprócz informacji o zamówieniu, w tym że status jest
wysłane, podano tracking number oraz info, że operatorem jest DHL. Nie było tam nic o lokalizacji przesyłki, za to był kolejny link do trackingu.
3. Ten kolejny link zawierał wybór wielowariantowy i należało sobie wybrać, jakim operatorem paczka została wysłana. Ponieważ w wariantach wyboru nie było DHL, dałem opcję auto-detect po numerze przesyłki. Ta opcja auto to jest jakaś bzdura, bo tam rozwija się kolejne menu, według którego mam sobie ponownie wybrać operatora wysyłki a rozsądne opcje były tylko dwie dwie – Germany DHL oraz Germany DHL eComerce US. Żadna z tych opcji nie zlokalizowała mojej wysyłki. Klepnąłem zatem numer przesyłki w opcji
search w nagłówku tego menu wyboru wielowariantowego i oczywiście przesyłki nie zlokalizowano.
4. Wróciłem do do swojej skrzynki mailowej i odczytuję kolejną wiadomość związaną z zakupem, tym razem od DHL PARCEL Polska. Tam było podane info, że przesyłką operuje jakieś M.B.B. LOGISTICS SP. Z O.O. oraz podany numer wysyłki (ten sam co w poprzednich wiadomościach). Na stronie M.B.B. LOGISTICS SP. Z O.O. gówno można znaleźć, zatem wchodzę na stronę nadawcy wiadomości, czyli
www.dhl.com, klepię numer wysyłki i mam info, że przesyłka jest obsługiwana w centrum sortowania w Gorzowie Wielkopolskim. No ok, jest to jakieś info po dwóch dniach roboczych i po drodze weekendzie, ale to nie jest tracking, do jakiego ja jestem przyzwyczajony. Później te informacje były uzupełnianie, ale dość nieprecyzyjnie i z wielogodzinnym przesunięciem czasowym w stosunku do czasu operacji. Taki tracking jest do dupy, bo nikt normalny nie będzie tego monitorował na bieżąco.
5. Zerkam jeszcze raz na skrzynkę mailową, a tam kolejna wiadomość od sprzedawcy o podsumowaniu zamówienia, ale tym razem w folderze spam. Wszystko wygląda jak w tej pierwszej wiadomości, ale inaczej zredagowane, stylizowane tabelarycznie na polską fakturę. Większość się zgadza – przedmiot zamówienia, adres dostawy, cena, ale inny tracking number. I w tym samym folderze spam mam kolejną wiadomość od sprzedawcy, że tak naprawdę nie dokończyłem zakupu i muszę zapłacić za to (choć oczywiście zapłacone było) a jak zapłacę, to….. dadzą mi kupon rabatowy na 10PLN. Ewidentnie ktoś wali w ch..a, nie wiadomo tylko, czy oszuści podstawiający się pod sprzedawcę (adres nadawcy zgodny), czy sprzedawca ma problemy natury chronologiczno-logistyczej lub uznaje, że w Polsce nie wynaleziono jeszcze koła.
W przyszłości odpuszczę sobie zakupy na tych egzotycznych stronach – za dużo papierów, za mało logiki, za bardzo absorbuje. Kwota zasadniczo gówniana ale jednak nie pięć złotych więc niepokój jest no i po co mój adres i numer konta ma się błąkać po świecie u nie wiadomo kogo. Dwadzieścia lat temu zamawiałem sobie towary z Singapuru, Japonii i Australii i trwało to dłużej, ale za to wyglądało prościej i wiarygodniej.
Zakupów w tym sklepie
nie polecam, chyba że ktoś jest mniej nerwowy ode mnie.