fotostopowicz  Dołączył: 06 Lut 2009
karmazyniello napisał/a:
kilka perełek to siedzi nawet w albumie moich rodziców

to gratulacje :-)
karmazyniello napisał/a:
chodzi o to żeby wgryźć się w całość.
Kuba operuje kluczami w swoich krótkich setach bez których pojedyncze zdjęcia to tylko snapshoty.

nie mam ostatnio na to czau :-P
 

Ex3  Dołączył: 27 Sie 2009
Co do fotografii Kuby to muszę powiedzieć że to ta część sztuki(?) przy której człowiek albo zacznie myśleć albo odrzuci to na wstępie. Ja odrzuciłem to na wstępie :) ale powoli zaczyna u mnie dojrzewać temat jego zdjęć i będę drążył temat.
Rozmawiałem z nim w czwartek na przeglądzie portfolio i facet okazał się bardzo sensowny i w kilku zdaniach pokazał mi coś czego bym się nigdy nie spodziewał w swoich zdjęciach.
P.S. W kwestii zdjęć streetowych mamy chyba kompletnie różne poglądy ;)
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat
Dabrowski, i Wiech, i Milach


To ITF

Andrzeja Marczuka znacie (zdjęcia) ?

http://andrzejmarczuk.com/index_pl.html
http://www.blackbook.pl/o-nas.html

[ Dodano: 2010-07-18, 17:04 ]
Cytat
kilku zdaniach pokazał mi coś czego bym się nigdy nie spodziewał w swoich zdjęciach


Coś więcej na ten temat :-B

Cytat
W kwestii zdjęć streetowych mamy chyba kompletnie różne poglądy


Np.
 

Ex3  Dołączył: 27 Sie 2009
Co do kwestii streetu to uznał że dla niego klasyczny street powinien być robiony szerokim kątem tak żeby "czuć było ulicę" ;)
O moich zdjęciach powiedział że to ładne obrazki :D bez jakiejś szerszej idei.
Jako pracę domową dostałem porównanie zdjęć Trenta Parke i Winogranda i wyciągnięcie wniosków które są o mieście a które o ludziach.
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
 

Samp  Dołączył: 23 Kwi 2006
Ex3 napisał/a:
Rozmawiałem z nim w czwartek na przeglądzie portfolio

E, to ja tam byłem. I dan też był. Nie przywitałeś się? :-P
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008

fot. Kuba Dąbrowski

A gdzie takie imprezy są, ile za wstęp :shock: :lol:
 

alekw  Dołączył: 27 Wrz 2007
większość z podanych tu autorow, studiuje/studiowala w Opavie
 

Ex3  Dołączył: 27 Sie 2009
Samp napisał/a:
Ex3 napisał/a:
Rozmawiałem z nim w czwartek na przeglądzie portfolio

E, to ja tam byłem. I dan też był. Nie przywitałeś się? :-P

No rzecz w tym że nikogo tam nie znałem :)
A jak wyciągnąłem swojego K-m to nikt nie zauważył ? :-P
 

Samp  Dołączył: 23 Kwi 2006
No, ja nie zauważyłem. Ale dla czystego sumienia – sam biegałem z K-7. :-P
Sorry za OT.

Bardzo lubię Dąbrowskiego, mądry człowiek.
 
dagio  Dołączył: 29 Lis 2006
Samp, powiedz cos wiecej o tym calym spotkaniu. Telefonicznie nie dalo rady niestety...
 

Samp  Dołączył: 23 Kwi 2006
Ot, wernisaż po drugiej edycji Migawek.
Połączyli to z przeglądem portfolio – każdy mógł przynieść swoje zdjęcia i posłuchać, co o tym myślą Dąbrowski / Milach / Łuczak. Sorry za OT.
 

dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
Prosze bardzo: http://www.zpaf.pl/pl/con...?articleID=2098

Coraz ciekawiej sie w tym ZPAFie robi :-)

Cytat
W dniu 29 września Rada Artystyczna ZPAF przyjęła nowych członków do Związku Polskich Artystów Fotografików.

Przyjęci zostali:
Kuba Dąbrowski
Anna Worowska,
Marek Dolecki,
Alicja Ignaciuk,
Marcin Tworos,
Katarzyna Majak,
Bogdan Frymorgen.

Ponadto przywrócono członkostwo Marianowi Schmidtowi.

Nowych członków serdecznie witamy i cieszymy się, że znów w naszym gronie jest Marian Schmidt.
 

dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
Widzieliścię Kubę na "salonach" :-)

http://dziendobry.tvn.pl/...west,45659.html
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
A widzieliśmy.

Blog Kuby Dąbrowskiego przestałem odwiedzać od czasu Mediolanu.
Kiedyś w Warszawie przeglądałem (dosyć często) magazyny "W" i "I-D", tam było dużo takich zdjęć. Sporo zdjęć Kuby to właśnie "W"/"I-D" (Terry Richardson, Mario Testino, Juergen Teller, lampą błyskową na wprost, robimy polaroidem, robimy zdjęcia mju).







Na pewno robiąc takie zdjęcia zyska poklask u nastolatek.

Ciekawszy jest ten Kuba:
http://pentax.org.pl/viewtopic.php?t=40994
 

dzerry  Dołączył: 01 Maj 2006
M.W napisał/a:
Na pewno robiąc takie zdjęcia zyska poklask u nastolatek.


Przesadzasz. Widziałeś modowe zdjęcia Lazara? To jest dopiero upadek. Akurat Kuba zdecydowanie nie daje ciała w tym mariażu z modą. Widziałeś jego zwycięską pracę dla Parda/Vogue Talenst? Kolekcje odziezy ze zdjeciami z Afganistanu? Ilustracje? Ksiazke "Sweet Little Lies", ktora wyszla raptem miesiac z okladem temu? Nawet secondhandowe sesje na Vintage Hunters daja rade. Ba! Nawet sartorialistyczne chaltury milo sie oglada, Wg mnie, Kuba Dabwoski to zdecydowanie jeden z najciekawszych fotografow tego pokolenia. Kuba Kaminski? Niestety, ale od czasow Salary Man, on robi zwykla reporterke, niczym szczegolnym sie nie wyroznia.
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat
Rozmowa zKubą Dąbrowskim

- Co sądzisz o zdjęciach i albumie Stefanii Gurdowej, zaprezentowanych na
zeszłorocznym Festiwalu Fotografii
w Krakowie? Opinie w środowisku są
skrajne - od zachwytów, po machnięcie
ręką, że to nic nie warte...



Stefania Gurdowa (1888-1968)


fot. Stefania Gurdowa

- Przy temacie Stefanii Gurdowej
będę mówił o zazdrości. Zazdroszczę
Czechom Jindricha Streita, Anglikom
Martina Parra, paryżanom Atgeta.
Amerykanom Evansa. Zazdroszczę tego,
co istnieje w świadomości wizualnej ich
krajów - tego, że miejsca, w których żyją,
są opisane. Ludzie mają pod powiekami
wspólny obraz ich bliskiego świata. Niekoniecznie wiedzą, skąd się ten obraz
wziął, ale on ewidentnie istnieje. Kto zna
historię fotografii, ma proste skojarzenia, gdy mówimy o fotografii niemieckiej,
francuskiej, czeskiej, amerykańskiej.
A w Polsce jest w tej materii straszliwy
brak. Jeśli wyobrażamy sobie starą Polskę, stare polskie twarze, stare polskie
krajobrazy itd., to bardziej na podstawie
filmów naszych klasyków, niż na podstawie fotografii, która by dała taki wizualny
stereotyp. Nie mamy takiego zapisu. Nie
mamy wizualnego odniesienia. Zdjęcia
Stefanii Gurdowej są małą łatką na wielką
dziurę. Dlatego uważam, że wydobycie
jej zdjęć jest totalnie cenne. Oczywiście
zdjęć Gurdowej nie można porównywać
do np. Sandera. Niemiec budował projekt absolutnie świadomie, był autorem.
Gurdowa fotografowała jako rzemieślnik,
bez zamysłu budowania historycznego
zapisu. Dziś została odnaleziona i przedstawiona publiczności przez Andrzeja
Kramarza, więc problematyczne jest też
autorstwo tej wystawy czy albumu.

- Ale właściwie dlaczego jest nam,
Polakom, potrzebny taki wspólny wizualny klucz do naszej historii?


- Wydaje mi się, że przyjemniej jest żyć
w miejscu, które jest jakoś „opowiedziane”, funkcjonuje w narracjach literackich, muzycznych, czy właśnie fotograficznych. Prosty przykład - lepiej żyć
w „ezoterycznym Poznaniu“, na
Grochowie, „który się budzi z przepicia”, czy na „pieprzonym, zielonym”
Żoliborzu, czy w Nowym Jorku z piosenek Lou Reeda, fimów Allena i zdjęć
Arbus i Winogranda, niż w miejscach
o których nikt nie opowiedział, nie
zaśpiewał, których nikt nie sfotografował... Wyraźnie widać, że miejsca mają-
ce oparcie w narracjach zdają się nam
atrakcyjniejsze, niż te, o których nie ma
żadnych „opowieści”.

- Brałeś udział jako juror w dwóch ostatnich edycjach konkursu na najlepszy
fotoreportaż tygodnika „Newsweek”.
Na dużych konkursach można zobaczyć
istotny przegląd tego, co nasi fotoreporterzy stworzyli w ostatnim roku. Jaka jest
Twoja ocena nadesłanych prac?


- Sorry, że tak mówię, ale na konkursie
90% nadesłanych zdjęć to „śmieci”. Niestety ta zdecydowana większość dowodzi, że autorzy zupełnie nie wiedzą, czym
jest fotografia reporterska. Nie wiedzą,
jaka powinna być konstrukcja zestawu,
jak buduje się koherentną opowieść.
W tych 90% są prace typu: pięć bardzo
podobnych portretów tego samego piosenkarza, wykonanych podczas koncertu, albo osiem mazurskich pejzaży
ledwo nadających się do kalendarza,
czy też zestaw zdjęć rozebranych dziewczyn na jachcie... Na drugim biegunie
są zdjęcia reporterskie, ale na tematy
wyeksploatowane do cna, czyli np. zdję-
cia z Grabarki, z pielgrzymki na Jasną
Górę, z cygańskiej wioski, z Przystanku
Woodstock. Gdyby były jeszcze dobrze
zrobione.... Ale są to zwykle zdjęcia pod
hasłem: byłem i zobaczyłem. Irytujące
jest mniemanie fotografów, że wystarczy
wyjechać na temat, zrobić zdjęcia w cią-
gu dwóch godzin i już można to pokazywać światu.

Innym kiepskiej jakości „gatunkiem”
na konkursie jest fotografia podróżnicza.
Czyli „byłem w egzotycznym miejscu,
bardzo tam było fajnie i zrobiłem zdję-
cia przypadkowym tubylcom”. Czy też
„byłem na Kubie, sfotografowałem
jeżdżące tam samochody długim obiektywem”. W „Newsreportażu” na starcie odpadają właśnie takie zdjęcia.
Na podłodze pozostaje 10% zestawów,
nad którymi można się bardziej pochylić.
Dosłownie i w przenośni.

- Są pewnie jakieś modne tematy, trendy formalne...

Tutaj widać pewne zmiany. Rok temu
czuć było jeszcze mocno ducha zaangażowanego, czarno-białego dokumentu. W tym roku pojawił się wyraźny
nowy trend, który Andrzej Zygmuntowicz
określił jako fotografia „postzorkowa“.
To wysyp zestawów portretowych gdzie
hobbyści, medaliści, olimpijczycy, handlarze gołębi, kolekcjonerzy różności
są pokazani w bardzo podobny sposób
- portrety na wprost, w kolorze, średnim
formatem, zwykle z centralną kompozycją. Kiedy leży obok siebie kilkanaście
takich zestawów, jurorzy szybko stają się
nimi znużeni. One się po prostu mieszają, tracą indywidualną moc.

- Brakuje jak rozumiem pomysłów na
aktualnie ważne tematy i na to, jak je podejmować?


- Chyba najbardziej uderzające pozostaje, że jako fotoreporterzy cały
czas obracamy się w zaklętym kręgu
kilkunastu tematów, fotografowanych
co roku, bardzo podobnie. Opowieści
o ludziach żyjących na barkach, o zjeździe
na grobach cadyków, o domach starców,
otwarciu supermarketu. Czasami sfotografowane imponująco, czasami żenują-
co. Nieważne. Ważne, że robimy ciągle to
samo i co roku pozostaje nie sfotografowana dziura. Chciałbym oglądać zdjęcia
o nowomodnej warszawskiej młodzieży,
o stylu życia klasy średniej, o boomie
developerskim ubiegłych lat, o internecie na wsi, o życiu celebrytów...

- Dlaczego Twoim zdaniem nie oglądamy tych historii?

- Wydaje mi się, że mamy kłopot
z gatunkami - łatwo fotografować w dobrze rozpoznanych, przećwiczonych
sposobach fotograficznych. Dotyczy
to reporterów amatorów, ale i zawodowców. Na mentalnym poziomie łatwo
być Jamesem Nachtweyem, jeździć na
tematy wojenne i robić je w sposób od
lat podobny. Pokazywać zdjęcia, które
nie stawiają pytań, trafiają do nas prosto i bezpośrednio. To cenne i potrzebne, ale w pewien sposób łatwe. Łatwo
fotografować klasycznym, humanistycznym sposobem - pielgrzymkę, wioskę
cygańską, dom dla niepełnosprawnych,
czy bezdomnych itd. Bardzo łatwo jest
też robić portrety a`la Zorka Project - ludzi pogrupowanych według zainteresowań, zawodu, wieku... Ale jak „ugryźć”
te współczesne, aktualne tematy?
Żaden z tych gatunków tu nie pasuje
i niewiele mamy w historii fotografii przykładów jak to dobrze robić. I nie chodzi
o to, że nie wyobrażam sobie zdjęć
robionych „Streitem” w barze Sushi
w centrum handlowym na warszawskich
Kabatach...

- ...Streita prawdopodobnie taki temat
w ogóle by nie zainteresował, bo on
całe życie fotografuje bliski mu fizycznie świat...


- No właśnie, ale co robią młodzi fotografowie, mieszkający na wspomnianych
Kabatach i spotykający się w barze Sushi? Kombinują jak metodą „streitowską”
po raz setny sfotografować pielgrzymkę do Częstochowy, lub dom starców,
ewentualnie skatalogować hobbystów
średnim formatem a`la Zorka Project.
Jako fotografowie nawet nie próbujemy
się zmierzyć z tym bliskim nam światem, z tą bardzo ciekawą, szybko zmieniającą się rzeczywistością. Tutaj chyba
jest kłopot, że brakuje nam wizualnego
klucza do historii, które dzieją się właś-
nie wokół nas. Brniemy więc w łatwiznę,
powielając tematy i sposoby fotografowania. Brakuje nam często podstawowej refleksji - po co fotografujemy.

- Czyli do tych ważnych aktualnie tematów potrzebujemy prób fotografowania
poza znanymi konwencjami fotograficznymi?



http://vimeo.com/39415663

- „Amerykanie” Roberta Franka z lat
50-tych XX wieku to jedna z dobrych
odpowiedzi na ten problem. Jego fotografie wykraczały w tamtym czasie poza
znane konwencje. On stworzył nowy
wizualny język i przy okazji celnie
nazwał to, co widział. Przy pomocy
zdjęć zdefiniował na nowo ówczesną
Amerykę. Trzeba być niezmiernie silną
osobowością, żeby porzucić sprawdzone sposoby i spróbować fotografować
inaczej. Frankowi się udało. Na początku spotkał się z masą krytyki, bo współ-
cześni nie od razu umieli zaakceptować
jego nowy „język”.

- Jakiego rodzaju fotografia jest dla Ciebie najbardziej inspirująca? Wymień
pięciu autorów, którzy wywarli na Ciebie
jako fotografa największy wpływ.


- Jeśli to ma być piątka to na pewno
byłby w niej Jacques-Henri Lartique.
Lartigue jest na pierwszym miejscu.
Potem idą Japończycy (przede wszystkim Araki i Daido Moriyama ),
późniejszy i osobisty Michael Ackerman, Jacob Aue Sobol
(za album „Sabine”, „Tokio“ nie lubię), ostatnio również
Jindrich Streit.
Poza Streitem wszyscy opowiadają w narracji pierwszoosobowej.
Nie wiem właściwie, dlaczego lubię ten
sposób opowiadania, ale taka fotografia działa na mnie specjalnie. Tak jak
w muzyce lubię, gdy facet po prostu siada
z gitarą i śpiewa wprost, co czuje i myśli.
Może fałszować i kaleczyć akordy, ale
jest szczery. Tak samo bardziej przekonują mnie zdjęcia osobiste, bezpośrednie. Gdy zastanawiam się nad większą
grupą fotografów pierwszoosobowych,
których lubię, wydaję mi się też, że fotografia nie jest dla nich celem samym
w sobie, tylko narzędziem do zaspokojenia bardziej skomplikowanych potrzeb.

- Twój blog jest taką osobistą narracją.
Rozumiem że to nie jest przypadek?


- Doszedłem jakiś czas temu do przekonania, że chciałbym kiedyś obejrzeć
zapis fotograficzny prostej codzienno-
ści kogoś takiego jak ja. Zwyczajnego, nie odstającego od „średniej” młodego człowieka, żyjącego w Polsce.
Kolesia, który ma dziewczynę, mieszkanie
na kredyt, rodziców w Białymstoku,
znajomych, jakąś pracę. Wiele znanych
nam fotograficznych narracji osobistych
jest naznaczonych aberracjami. Czy
to będzie Nan Goldin, Wolfgang Tillmans, Antoine D`Agata, czy kilku innych,
wszyscy oni opowiadają o swoim życiu,
mocno odstającym od przeciętności.
Mało znam z kolei takich opowieści
o „średniakach”, a już w ogóle nie widzę nic takiego w Polsce. Zdjęcia z bloga, które chciałbym niebawem wydać
w albumie są, mam nadzieję, odpowiedzią na brak takiej fotografii.

rozmawiał:Grzegorz Dembiński
 

wojtekk  Dołączył: 17 Lip 2006
Doskonałe i mądre. Dzięki.
 
M.W  Dołączył: 20 Sie 2008
Cytat

Kuba Dąbrowski o fotografowaniu Śląska

Projekt Kuby Dąbrowskiego pojawił się nagle pewnej listopadowej nocy w Katowicach. Składa się z rozlepionych w centrum miasta tabliczek - wlepek opowiadających historię danego miejsca z perspektywy prywatnej/prywatnych pamięci mieszkańców i bywalców miejsc. Źródłem dla projektu były plotki, historie pozornie banalne, mniej ważne a zachowane dzięki emocjom mieszkańców pamiętających drobne fakty, składajace się na żywy i rzeczywisty obraz przeszłości regionu, zarazem punkt wyjścia dla nakreślenia alternatywnych map regionu.

Działanie to jest jednak dalekie od fałszywej nostalgii za minionymi, jakoby zawsze lepszymi czasami, będąc rozpięte pomiędzy ironią i sympatią do dawnej codzienności, czasem zaś gorzkim wspomnieniem za tym, co bezpowrotnie utracone bądź przegrane.

Wlepki Kuby Dąbrowskiego nie mają tytułu, na tabliczkach nie ma logosów, nazwy, specjalnej identyfikacji sugerującej działanie artystyczne czy organizatorów. Są one ulicznym śladem żywej pamięci, która traciłaby swój sens, przekształcając się w pomniki, nazwy ulic, sztywne „oficjałki" etc. Od początku „Projektu Metropolis" podkreślamy bowiem obecność wiele równoległych narracji, porządków, dziejących się obok siebie (czasem tylko przenikających) miast w mieście czy regionów w regionie.

Poniżej treść kilkunastu wybranych wlepek - tabliczek:

„Na tych ławkach podczas festiwalu Metalmania spali NRDowscy metalowcy"

„W Katowicach rosło kiedyś dużo platanów. Żołnierze z Armii Czerwonej wycięli większość z nich. Nie znali tych drzew i myśleli, że są chore"

„W tym przejściu Paktofonika kręciła teledysk do „Jesteś Bogiem""

„Mc Donald's na Stawowej to trzeci McDonald's w Polsce. Otwarto go 11 grudnia 1992. Pierwszego dnia w kolejce po hamburgery trzeba było czekać dwie godziny"

„Tu był salon gier. Na flippery i automaty można było zmarnować całe kieszonkowe"

„Architekci, którzy zaprojektowali „brutalny" dworzec nazywali się „Grupa Tygrysów""

„Tu ćpał Rysiek Riedel"

„Do tego liceum chodził Hans Bellmer, fotograf surrealista. Jego najsławniejszy cykl nosi tytuł

„Wariacje na temat montowania rozczłonkowanej małolatki""

„Tu kręcono sondy uliczne do „Telefoniady""

„Tutaj była wypozyczalnia filmów wytwórni Metro Goldwyn Mayer. Zaopatrywali się w niej miedzywojenni katowiccy kiniarze"

„Tutaj spała Paris Hilton. Naprawdę"

„10 lutego 1987 w Spodku odbył się pierwszy w Polsce koncert Metalliki. Fani przyjechali nawet z Białegostoku. Jako support grał KAT"

„Zanim pojawiła się żaba, był tu zwykły murek"

„Tu pod spodem, zamknięta w betonowym tunelu, płynie rzeka Rawa"
http://kronika.org.pl/wyd...rowski-katowice
http://wypiszwymaluj.nate...tycznych-wlepek



Pewnej listopadowej nocy w centrum Katowic pojawiły się wlepki. Można było dowiedzieć się z nich, gdzie spali metalowcy z NRD po Metalmanii, jak długo w kolejce czekali pierwsi klienci McDonalda na Stawowej lub gdzie kręcono sondy uliczne do „Telefoniady”. Inicjatywa powstała w ramach Projektu Metropolis, podejmującego próbę zmierzenia się ze stereotypowym wizerunkiem Górnego Śląska. O swoim nietypowym, bo nie fotograficznym i mało fotogenicznym przedsięwzięciu opowiada, znany doskonale czytelnikom m.in. „Polityki” i „Przekroju”, fotograf Kuba Dąbrowski.

Ultramaryna: W projekcie Metropolis nie postawiłeś na fotografię, z którą jesteś najczęściej kojarzony. Dlaczego?
Kuba Dąbrowski: To druga rzecz, jaką zrobiłem w Katowicach. Wcześniejsza była związana z fotografią. Postanowiłem przejść Katowice na piechotę od granic z Tychami do granic z Chorzowem, prawie 30 kilometrów i z tej wycieczki zrobiłem fotograficzny film drogi z autorskimi komentarzami. Przekonałem się, że miasto to nie tylko Nikiszowiec i familoki. Staram się myśleć o sobie bardziej jako o dokumentaliście, opowiadaczu zastanych historii, niż o fotografie, który robi ładne zdjęcia. Fotografie służą mi do opowiadania, a w tym przypadku po prostu nie były potrzebne.

Czym są dla ciebie wlepki, którymi się posłużyłeś?
To biedniejsza i skromniejsza wersja tablic pamiątkowych, wiszących na różnych budynkach. Wlepki miały być z założenia czystą informacją bez elementów dizajnerskich. Postanowiłem rozwiesić je tylko w centrum Katowic, żeby osiągnąć wrażenie „zbombienia” i żeby fizycznie dało się to zrobić jednego dnia. Udało się, choć spóźniłem się na ostatni pociąg powrotny do Warszawy i musiałem wracać nocnym busem.

Skąd wziąłeś te wszystkie historie o mieście?
Będąc w Katowicach, spacerowałem ze znajomymi, którzy pokazywali mi ciekawe miejsca, np. sławne deskorolkowe schody. Chodziłem też do antykwariatu na Staromiejskiej i z tamtejszego działu Silesiana kupowałem książki typu „Od Katowic do Stalinogrodu”, „Anegdoty, humoreski i żarty ludu śląskiego”, „Śląskie bery, bojki i opowiastki z dawnych lat”. Czasem były to przedruki z dawnych gazet dotyczące Śląska. Książki stawały się dla mnie punktem wyjścia do dalszego, w większości internetowego researchu. Sprawdzałem fakty dotyczące postaci, które wydały mi się ciekawe i próbowałem powiązać je z konkretnymi miejscami na mapie Katowic.

Myślałeś o potencjalnym odbiorcy tworząc swój projekt?
Najłatwiej robić coś dla kogoś takiego jak ty – z taką samą wrażliwością, podobnym zestawem zainteresowań, nieważne czy starszego, czy młodszego od ciebie o ileś tam lat. Jeśli odwiedziłbyś mnie w Białymstoku i wybralibyśmy się na przechadzkę, nie opowiadałbym o nadaniu praw miejskich i zabytkowej kaplicy, tylko pokazałbym ci klub, w którym byłem na koncercie Post Regimentu czy przejście, w którym pojawiło się pierwsze białostockie graffiti. Idąc na spacer po mieście z kimś, kogo znasz, słyszysz takie rzeczy, a jeśli pojawiają się fakty historyczne, zwykle są z marginesu poważnej historii. Chciałem, żeby wlepki były jak taki spacer ze znajomym. No i oczywiście odbiorcami byli pracownicy służb miejskich odpowiedzialni za czyszczenie murów.

Spotkałeś się z jakąś ciekawą reakcją na twoje działania?
Nie wiem jakie były reakcje, szybko wyjechałem. Po naklejeniu wlepki o przedwojennej wypożyczalni filmów Metro Goldwyn Mayer na Kochanowskiego jadłem obiad po drugiej stronie ulicy i miałem widok na ciąg dalszy. Parę osób zatrzymało się, przeczytało napis i popatrzyło ze zdziwieniem na budynek. Nie było to spektakularne, ale bardzo przyjemne, choć pewnie spodziewali się jakiegoś ogłoszenia.

Masz swoją ulubioną?
Moją ulubioną jest ta, umieszczona przy willi Korfantego na ul. Powstańców. Pojawiła się w niej informacja, że w przydomowym ogrodzie mieszkał pies Korfantego, który wabił się Moritz. To jakby podsumowuje całe przedsięwzięcie. Starałem się opowiedzieć historię miasta, ale trochę z boku i w malutkiej skali.
http://w.ultramaryna.pl/tekst.php?id=992

"Tu ćpał Rysiek Riedel". Jest nowa mapa Katowic
 

karmazyniello  Dołączył: 05 Lut 2008
M.W napisał/a:
Rozmowa zKubą Dąbrowskim...


Świetny tekst, sporo się z tego nauczyłem.

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach