fotostopowicz  Dołączył: 06 Lut 2009
Benek napisał/a:
To były czasy. Niech młodsi zazdroszczą...

plwk napisał/a:
Czasem warto się zastanowić co się pisze.

i to DWA RAZY
 

Kuszelas  Dołączył: 12 Lis 2006
No proszę, każdemu ten dzień się kojarzy inaczej. Ja pojechałem w piątek 11-12-1981 rączym pociągiem relacji Gdynia-Bydgoszcz w Bory Tucholskie żeby się spotkać z moim Fatrowskim. W piątek zdążyliśmy jeszcze obejrzeć "Wahadełko" z Gajosem w telewizji. W sobotę posnuliśmy się trochę po okolicy, a w niedzielę rano wiadomo. Tata zawiózł mnie na dworzec do Bydgoszczy gdzie ledwie udało mi się znaleźć miejsce w pociągu. Ludzie w pociągu byli tacy przygaszeni i milczący. No i ścisk był straszny, nie dało się dotrzeć do toalety. A ponieważ wsiadałem do pociągu z uczuciem, że chętnie zrobiłbym sobie siusiu. w trakcie drogi uczucie niezwykle silnie narastało. W ten sposób dojechałem do Gdańska-Wrzeszcza, gdzie w końcu udało mi się dotrzeć do dworcowej wygódki, przed którą stało już 2 ZOMO-wców. Pierwszy raz w życiu zobaczyłem wtedy przedstawicieli tej formacji. Gdyby mnie wylegitymowali chyba bym już nie wytrzymał, na szczęście nie zrobili tego. Wizytę w dworcowej toalecie wspominam jako jedno z milszych przeżyć. Więc mi osobiście początek stanu wojennego kojarzy się przede wszystkim z przepełnionym pęcherzem moczowym i uczuciem ulgi po mikcji.
Następne wspomnienia nie są już, niestety, takie neutralne. Ale to jest raczej temat na długie rozmowy przy wódeczce. Bardzo smutno wspominam tamten czas, zwłaszcza pobyt na obozie wojskowym latem 1982 roku i próby prania mózgu na zajęciach politycznych. Kadra oficerska czuła się wtedy bardzo mocna.
 

Benek  Dołączył: 18 Wrz 2008
fotostopowicz napisał/a:
Benek napisał/a:
To były czasy. Niech młodsi zazdroszczą...

plwk napisał/a:
Czasem warto się zastanowić co się pisze.

i to DWA RAZY


Byłem naocznym, choć małoletnim świadkiem jednego z najważniejszych wydarzeń w najnowszej historii Polski. Byłem świadomym świadkiem ostatniego - miejmy nadzieję - zrywu niepodległościowego naszych rodaków. Ostatniego i zwycięskiego. Porównywalnego do powstań, a może nawet przerastające większość z nich. Nie widzę powodu, dla którego mam żałować, że przeżyłem ten czas. Zazdroszczę tym ludziom, którzy mogli stać się ostatnim ogniwem w łańcuchu bojowników o wolność mojej ojczyzny. Zazdroszczę im bo mogłem być tylko biernym obserwatorem i świadkiem ich chwały.
I tyle z mojej strony.
 
daśko  Dołączył: 15 Mar 2010
Benek napisał/a:
To były czasy. Niech młodsi zazdroszczą...

Podobno jest takie chińskie przekleństwo:
"Obyś żył w ciekawych czasach"
 

kunasagobi  Dołączył: 16 Maj 2010
I ja również pamiętam brak teleranka (rocznik 73) i to, ze tata nie chciał z nami (mna i siostrą) iść na górkę na sanki. Pamietam milczących, zmartwionych rodziców i z jaką troską na nas patrzyli.
Z większych wydarzeń nie dane mi było nic zobaczyć na własne oczy, mieszkaliśmy wtedy w małej mieścinie. Z działań wojska i ZOMO pamiętam tylko żołnierzy z BWP, którzy grzali się przy koksiakach na skrzyżowaniu dwóch głównych ulic.
 

MarWoj  Dołączył: 15 Mar 2007
Mieszkałem wtedy w Garbatce - 4 tysięcznej wsi-osadzie. Byłem wtedy uczniem podstawówki. Zapamiętałem ostrą zimę, rumor gąsienic amfibi o świcie, których kolumna przejechała z Dęblina (trochę to dziwne dla mnie było - puste pojazdy transportowe jadące nie wiadomo w jakim celu). Oczywiście cisza telewizorniana i przemówienie generała w radiu, budzące strach. Potem ok. południa zawitali miejscowi milicjanci, by wujowi odebrać do depozytu broń....wiatrowkę (tak, wtedy karabinek pneumatyczny był bronią, wymagającą zezwolenia). Potem droga do kościała przez wyludnioną ulicę, po powrocie radość,że nie trzeba iść do szkoły do odwołania. Z punktu widzenia 12-letniego dziecka wszystko to było mało zrozumiałe, choć emocje dorosłych udzielały się i mnie.
A i jeszcze jedno : wieczory przy świecach i lampie naftowej, gdy notorycznie wyłączano prąd (przypuszczam, że na wsiach dużo częściej niż w miastach) - obecnie chyba nie do pomyślenie, by przez 5-6 godzin na dobę planowo nie było prądu.
Kolejne wspomnienie, choć dotyczyło okresu przed i po 13tym grudnia, to wstawanie o 4ej rano :!: , by o 5ej ustawić się pod spożywczakiem - dwie godziny przed otwarciem. Nie po banany czy pomarańcze , a po chleb, masło i mleko. Inaczej póżniej można było nie kupić.
andybond napisał/a:
ma na kilka dni nasuszony chleb.

Moi dziadkowie niemal do końca życia mieli fobię na głód, który przeżywali w dzieciństwie. Dziadek też suszył chleb, soląc go nieco dla konserwacji.
 
maser  Dołączył: 15 Lut 2009
Apropo prądu. Jak go nie było to mój ojciec z kilkoma szwagrami i sąsiadami uskuteczniał owe bezprądowe wieczory grą w karty ( przy trunku zwanym piwem z spożywczego kanistra który napełniało się przed godziną policyjną w wiejskiej knajpie).
Popularnym też wtedy było pędzenie bimbru. Aparatura własna skonstruowana przez jednego z wujków (zdolny mechanik, chemik i twórca różnych fajnych wynalazków w rodzinie) bulgotała i robiła ów trunek na użytek własny. (nawet gdzieś jeszcze niedawno widziałem szczątki tego ustrojstwa - a była to "aparatura na wskroś profi - manometr na kanie i termometr do mierzenia temp odparowywania zacieru).
W sumie wspominam ten czas jako czas bycia razem, choć i się się pojawiało niekiedy, zwłaszcza w miejscach do tego wybitnie nie przeznaczonych typowe cwaniactwo i chamstwo.
Nauczyło nas to doświadczenie radzenia sobie w różnych sytuacjach.
Sądzę też że to przekleństwo ciekawych czasów najbardziej doświadczyło pokolenie z poczatku lat 70, nic nie dało sie zaplanować a wszelkie wydarzenia przemian ustrojowych etc, powodowały ze nic nie mozna było zaplanować w życiu.
81 -początek edukacji w szkołach podstawowych
89 -zmiana ustroju, wybierasz zawód - i od razu po tym na bezrobocie (padały zakłady pracy).
Ba! mój rocznik jako jedyny doświadczył strajku na maturze - nauczyciele protestowali i poprzesuwali w akcji strajkowej matury...
Wolałbym jednak spokojniejsze czasy.
Ps. Żadna z osób które wyżej opisałem nie popadła w akloholizm ani inne uzależnienia. :mrgreen:
 

alekw  Dołączył: 27 Wrz 2007
Rocznik 75. To co pamiętam to bardziej takie powidoki, bez konkretnego umiejscowienia w czasie:

- dziwny pan w czarnych okularach przemawiający w telewizji
- czołgi jadące ulicą na której mieszkałem
- ponieważ mam sporo starszego brata, który akurat wtedy był w wojsku, więc strach rodziców o niego
- żołnierz stojący przed wejściem do szkoły i nie pozwalający mojej mamie wejść razem ze mną do szkoły
- spikerzy w TV w mundurach
- znaleziony gdzieś w szafie z ubraniami znaczek Solidarności

niewiele tego
 

akagi66  Dołączył: 16 Lis 2007
A ja byłem wtedy w pierwszej klasie liceum. Wujek był działaczem opozycji lat siedemdziesiątych ( WZZ Wybrzeża ). Literatura podziemna była u nas w domu jak długo sięgam pamięcią. rano 13 XII wstaliśmy i był plan na oglądanie jakiegoś programu ( pewnie teleranek - młodsza siostra oglądała go regularnie ). W telewizorze kasza. Radio UKF nie działa a w na długich falach kiepski odbiór ( a mieliśmy brdzo dobre radio do słuchania Wolnej Europy i BBC ). ojciec kazał mi iść na pocztę sprawdzić czy działa tam telefon , bo nasz milczał. na poczcie też milczał... Mróz był jak jasna d*** i śnieg po kolana. Gdynia jak wymarła. Jak wróciłem z poczty było w radiu przemówienie Jaruzela. Spakowaliśmy wszystkie podziemne wydawnictwa i schowaliśmy w schowku pod schodami , który to schowek był "nasz" nielegalnie i chyba nikt o nim nie wiedział ( wyjęliśmy te książki i gazetki dopiero w 1990 roku ). Potem poszliśmy do kościoła. Czołgi zobaczyłem dopiero po południu - pamiętam , że dookoła było nasrane i napaskudzone. Ludzie mijali żołnierzy obojętnie - prosili o ciepłą herbatę - przyniosła ją jedynie żona naszego osiedlowego milicjanta. A za prę dni wujek z rodziną został aresztowany a wraz z nimi sporo znajomych a na ulicach Gdańska trwały gigantyczne demonstracje. A na drugi dzień odwiedziła nas sąsiadka, żona oficera politycznego z propozycją wspólnego kupna świniaka - rodzice pognali ją w knieje :mrgreen:
Aha - znaczki solidarności też schowaliśmy gdzieś w piwnicy i wróciły na swoje miejsce na ścianie po latach...
 

ziemo  Dołączył: 28 Gru 2008
plwk napisał/a:
Benek napisał/a:
To były czasy. Niech młodsi zazdroszczą...

Czasem warto się zastanowić co się pisze.


Powiedz to mojemu ojcu. Dla niego, mimo że przypłacił to straconymi 10 miesiącami z życiorysu (tego nigdy okularnikowi nie zapomnę), nie wspominając o nazwijmy to "nieprzyjemnościach" mojej matki, która została sama ze mną, był to najlepszy i najważniejszy okres w życiu, internowanie z współcześnie mu przypisywaną martyrologią miało rzadko coś wspólnego. Zazdroszczę też ojcu dystansu, którego potem nabrał, nie gania prześladowców po sądach, nie domaga się odszkodowań, a na obecną scenę polityczną patrzy z przymrużeniem oka.
 

Benek  Dołączył: 18 Wrz 2008
Bo tak to już chyba zwykle bywa. Moi starsi bracia w życiu nie nazwaliby siebie bohaterami czy bojownikami o wolność czy niepodległość. Klną teraz na czym świat stoi, bo - jak to zwykle bywa w rewolucjach - śmietankę post factum spijają ci, co najmniej wówczas nadstawiali tyłka. A ci, którym garbowano grzbiety zomolskimi pałkami, dzisiaj zazwyczaj są zapomniani. Order który dostali parę lat temu wstydliwie chowają w kredensie, między starymi rachunkami.

Ja jednak w tych ludziach stojących przy powielaczu, tłuczonych po komisariatach, gazowanych na ulicy, widzę ostatnie ogniwo w łańcuchu narodowych bohaterów. Ostatnie pokolenie naszych rodaków, którzy dali świadectwo. I co ważne - tych, którzy w ostatecznym rachunku wygrali.

Dobra kończę, już bo się robi zbyt wzniośle i martyrologicznie... ;-)
 
Matti  Dołączył: 07 Kwi 2008
Niestety nie pamiętam tego ranka bo miałem 3 lata i 8 miesięcy, ale już wiosnę i lato na ulicach i szczypanie oczu od gazu jak najbardziej. Chodziłem z ojcem po mieście i pewne rzeczy utkwiły mi w pamięci...
 

PiotrB.  Dołączył: 19 Kwi 2006
No coz, a ja lecialem do Syrii ( Damaszek) 10 grudnia. Za tydzien lecielismy do Iraku. Dopiero na miejscu ( Kirkuk) dowiedzielislmy sie ze jest wojna, nie stan wojenny, a wojna. Jeden z pracownikow "zwariowal", dostal takiej nerwicy, ze jakims cudem wrocil do Polski. Wtedy juz nie lataly samoloty do Polski. Nie bylo zadnych wiadomosci z Polski przez najblizsze 12 miesiecy. O narodzinach corki ( 18 maj 1982) dowiedzialem sie dopiero w styczniu 1983 roku. Polowa tresci listu i nastepnych tez, zamalowane na czarno tak, ze zadnym sposobem nie mozna bylo zobaczyc, co jeszcze bylo napisane. Wrocilem dopiero we wrzesniu 1983 roku. Od stycznia 1983 roku, do mojego powrotu , dostalem prawie 500 listow od zony.
 

fotostopowicz  Dołączył: 06 Lut 2009
PiotrB., te 500 listów od żony to piękna pamiątka :-)
tylko pozazdrościć

Wyświetl posty z ostatnich:
Skocz do:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach